I tak nasze miasto wzbogaciło się o
piękną perełkę architektury. Jeszcze do nie dawna budynek po internacie
wzbudzał niesmak, gdyż przypominał wrzód na zdrowej wątrobie. Położony blisko
targowiska miejskiego niewątpliwie chluby miastu nie przynosił. Dobre, że
nieodpłatnie przejęła go od starostwa gmina, bo beznadziejni starostowie jakoś nie
mieli pomysłu na jego zagospodarowanie. Najpierw chciano go sprzedać, bo to najłatwiejsze
i myślenia nie wymaga.
Obecnie możemy być z tego obiektu dumni. Prezentuje się
wspaniale. Osobiście już dawno tamtędy nie chodziłem, bo w zeszłym roku
oberwałem kawałkiem tynku, który uparł się, by spaść koniecznie na mnie. I nie
wiem za co mi się oberwało, ale dlaczego nie szanownemu radnemu Zygmuntowi Iciekowi,
który dumnie kroczył przede mną? Nie chodzą nieszczęścia – niestety! – parami!
Gdy tak stałem i podziwiałem odrestaurowany zabytek podziwiając
efekt remontu elewacji, przystanął przy mnie jakoś nieznany mi gość. Zwrócił mi
uwagę, że od strony ul. Kościuszki wszystko pięknie i znakomicie wykonane. Gość
zwrócił mi uwagę, że gdy spojrzy się na elewację wschodnią. widać, że
majstrowie nie opanowali w sposób dostateczny natrysku tynku. Wyjaśnił, iż ta
niedoróbka polega na tym, że na tej nowej elewacji widać cień każdego przęsła
rusztowań. Wizualnie psuje to nieco obraz wyremontowanego budynku. W sumie
również cieszył się, że budynek został wyremontowany, ale – jak stwierdził „widać
gluty”.
Pamiętajmy jednak, że ostatnie słowo w tej kwestii należy do
inspektora nadzoru budowlanego, a po nim do inwestora, który to zadecyduje, czy
przyjmie elewację z widocznymi glutami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz