Sensacyjnie zakończyły się wczorajsze wybory w
powiecie. Pożegnaliśmy – ja bez odrobiny żalu – dotychczasowego tzw. „starostę”
oraz zarząd, który istniał nie istniejąc., bo jego jakichkolwiek działań (np.,
w sprawie fatalnego stanu dróg) nikt nie odczuł. Płakać nie ma nad czym. Takie
są bowiem koleje losu ludzi działających w polityce. Prędzej czy później kończą
na politycznym marginesie. Polityka to nie szkółka niedzielna ani pensja dla
panienek z dobrego domu. Raz na wozie, raz pod wozem.
Przed wczorajszymi wyborami wydawało się, że
wszystko jest „poukładane”. Wyniki wyborów pokazały, że „układanka” to jedno a
realia to realia to inna bajka. I to często mało przyjemna dla jej bohaterów.
Jak słusznie ktoś zauważył na portalu „elki”: „A już Andrzej witał się z gąską”.
Parafrazując: myślał Andrzej o niedzieli a we wtorek łeb ucięli.
Najkomiczniejszy moment wyborów stanowił wynik
głosowania na radną Mariolę Szurynowską. Kandydatka na wicestarostę najpierw
została odwołana przez własnych koalicjantów z funkcji wiceprzewodniczącej Rady
Powiatu, by mogła kandydować na wicka. Odwołanie przebiegło sprawnie. Jednak
nieoczekiwany przebieg głosowań spowodował, że stanowisko wicestarosty objął
wieloletni zastępca burmistrza Wąsosza – Grzegorz Kordiak.
W tej sytuacji tracąca władzę koalicja postanowiły
ratować co tylko jeszcze uratować można. Wystawiono więc ponownie kandydaturę
Marioli Szurynowskiej na funkcję wiceprzewodniczącego Rady Powiatu. Przejmująca
z zaskoczenie władzę nowa koalicja nie wyraziła najmniejszego zainteresowania zajęciem
tej pozbawionej jakiegoś znaczenia funkcji. Wydawało się, że wybór kandydatki jest
tylko czczą formalnością. Po obliczeniu głosów okazało się, że kandydatka
koalicji otrzymała 10 głosów wstrzymujących się, 1 głos był nieważny oraz 4
głosy za. I tak – jak łatwo obliczyć – tracący władzę koalicjanci wystawili na publiczne
pośmiewisko swoją kandydatkę Mariolę Szurynowską, która po ogłoszeniu wyniku
wyglądała jak szczypiorek trafiony przez pioruna. Przejmujący władzę wstrzymali
się od głosu. Tak to się szanują i poważają w tracącej władzę koalicji. I aż mi
żal pani Marioli. Chociaż nie jestem jej admiratorem, ale takiego chamstwa i
prostactwa nie toleruję. Żenada!
Zaskoczenie wynikiem wyborów zaskoczeniem, ale życie
toczy się dalej. Przeglądałem wpisy na „elce”. Treść różna. Dominuje jednak
nadzieja, że może nowi coś zmienią. Jest faktem, że nowy starosta Kazimierz
Bogucki ma wejścia u wojewody a ponadto jest wysoko usytuowany we władzach PiS
Zresztą burmistrz Irena Krzyszkiewicz też kilkakrotnie publicznie – podczas sesji
- dziękowała Kazimierzowi Boguckiemu za pomoc okazywaną przy załatwianiu różnych
spraw gminy. Razem jeździli do województwa. I jakoś się nie pozabijali! I te
wejścia i dojścia mogą być szansą dla naszego biednego powiatu. Ja osobiście
kładę wiadomy narząd na to kto z jakiej sitwy partyjnej jest, byle mieszkańcy
coś realnego z tego mieli. A powiat ma wiele potrzeb a żadnych pieniędzy.
Najbiedniejsza mysz kościelna jest bogatsza od powiatu. A PiS zapowiadał, że w
[pierwszej kolejności będzie dawał kasę tam gdzie oni rządza. Możemy się na to
zżymać, może nam się to nie podobać. Takie są fakty i praktyka. I na to, że
nowy starosta zdobędzie środki liczą trzeźwo myślący mieszkańcy powiatu.
Proszę zauważyć, że zastępcą starosty został
doświadczony samorządowiec Grzegorz Kordiak. To nie jest głowa od parady. Jak
wymagający jego były szef Zbigniew Stuczyk (pozdrawiam i życzę rychłego powrotu
do zdrowia), trzymał go na stanowisku swojego zastępcy, to proszę mi wierzyć,
że to naprawdę coś znaczy. Od nowego starosty nie wymagajmy znajomości procedur
biurokratycznych. Po to ma właśnie swojego zastępcę. Członkowie Zarządu powiatu
to nie są ludzie w „ciemie bici”. Żadne tam oszołomy, nawiedzeni, indoktrynowani.
Mirosław Żłobiński – zwany przez wielu „chodzącą encyklopedią” jest człowiekiem
rozsądnym, chociaż często dość „upierdliwym”, bo każdy temat drąży niczym
świdrak okrętowiec. Jan Czerwiński, wieloletni leśnik, to stoicki spokój i opanowanie
plus doświadczenie. Był radnym gminnym w Niechlowie więc coś wie o samorządzie.
Moje oczy czytały też wpisy na „elce” o rzekomym
dążeniu tajemniczych sił do szybkiego odwołania nowych władz powiatu. Przy tym
miesza się w tę dziką i pozbawioną sensu i logiki historię burmistrz Irenę
Krzyszkiewicz. W ten sposób się jej ubliża. Podczas przerw w sesji miałem
okazję krótko rozmawiać z panią burmistrz. Proszę mi wierzyć, że raczej zdenerwowana
nie była. Burmistrz to wytrawny polityk i kobieta rozsądna. Potrafi policzyć –
i to bardzo szybko – zyski i straty. Z rozmowy wynikało, że widzi zyski i przerażona
takim obrotem sprawy nie jest. W czymś skłamałem pani burmistrz?
Starosta Kazimierz Bogucki też jest człowiekiem
koncyliacyjny. Zdaje sobie sprawę, że bez współpracy z największą gminą powiatu
za wiele nie zwojuje. Konflikt żadnej ze stron nie powinien być na rękę, bo w
jego efekcie wszyscy mieszkańcy powiatu dostaną – mówiąc wprost „po dupie”. I w
przypadku takiego konfliktu, zbędnego, ambicjonalnego, niszczącego, to my
mieszkańcy będziemy mieli prawo się wkurzyć na obie strony. Nie tędy wiedzie
droga do sukcesu.
Wypada się tylko cieszyć, że w naszym powiecie, tak
boleśnie ostatnimi laty doświadczonemu, mogą zostać zasypane partyjne okopy, z
których skonfliktowane strony ostrzeliwują się nawzajem. Tam w sejmie niech oni
sobie robią draki, skaczą sobie do oczu, pieprzą głupoty. A my tutaj żyjemy
razem, jeździmy po tych samych fatalnych drogach, chodzimy po tych samych nierzadko
krzywych chodnikach, więc patrzmy na siebie. Nie przenoście nam Warszawy do Góry!
Nikt nie oczekuje od nikogo rzucania się w ramiona z
okrzykiem „kochajmy się!” Ale mamy prawo oczekiwać, że wzajemne animozje
wynikłe z przesłanek ideologicznych, uproszczonych uprzedzeń, żalu, że nie
zostało się tym kim się pragnęło zostać (przypominam: to tylko polityka), pragnienie odwetu, rewanżu nie
wezmą góry nad interesem nas wszystkich. Jeżeli tak ma się stać, to niech was
wszystkich szlag trafi!