"Jak ktoś żyje z tego, że zwalcza wroga, jest zainteresowany tym, aby wróg pozostał przy życiu". KONTAKT: robert.mazulewicz@gmail.com tel. 883 793 645. Gwarantuję 100% dyskrecji.
poniedziałek, 28 listopada 2011
"Ciemność widzę!"
W sobotni i niedzielny wieczór ciemności okryły – w większej części – ulice położone w obrębie starych murów miejskich. Zrobiło się romantycznie, bo wielu przechodniów rozjaśniało sobie wszechogarniające ciemności światłem telefonów lub zapalniczek. Owszem, deptaku, części ulicy Piłsudskiego, A. Krajowej nie spowijał gęsty i niczym nieprzenikniony mrok. Te ulice oświetlały ozdobne lampy umieszczone na fasadach budynków. Niczym nie rozjaśnione ciemności panowały natomiast na ulicach: Staromiejskiej, Żeromskiego, Bojowników, Wolności, Sciegiennego, Zaułku i na innych pomniejszych ulicach, które w sobotni i niedzielny wieczór można było ochrzcić jedną nazwą: „Ulicami egipskich ciemności”. Wątpliwego uroku miastu dodawał skryty za kurtyną czerni rynek miasta.
Mieszkańcy miasta nie kryli swojej irytacji faktem, iż muszą poruszać się nieomal po omacku. Komentarzom – nieprzychylnym – nie było końca. „Na nowe lampy było a na prąd do niej już nie ma? – padały pytania. „To po co było wydawać tyle pieniędzy?! Żeby ciemno było?!” – kolejny komentarz. „A co na to radni? Jak zwykle bezradni?!” – kolejna kwestia. „Ciekawe czy w Czerninie też oszczędzają na prądzie?” – pada komentarz judzący. „Basen chce burmistrz budować a na oświetleniu oszczędza a gmina biedna, na prąd nie ma” – pada stwierdzenie. „A ciekawe czy w urzędzie tez oszczędzają, bo jak tam byłam ostatnio, to nie dość, że gorąco, jak cholera, to jeszcze w pokoju światła się paliły, chociaż słońce na dworze świeciło” – opis faktu. „Strach iść do kościoła, bo w mordę można dostać” – te słowa padają od mocno zdenerwowanego starszego jegomościa. „Oni w d… nas mają panie! Nawet nie powiedzieli, że wyłączą i teraz wnuki boją się iść ze mną do domu” – smutnym i zatroskanym głosem mówi dziadek dwóch dziewczynek w wieku przedszkolnym. „Sobie pani burmistrz pensję niech obetnie a radnym diety. Na podwyżki mają dla siebie a my po ciemku chodzić mamy? Co to średniowiecze?!” – pada pytanie z retoryczną końcówką.
Oj, dołowała nasza władza niedzielnego wieczoru w opinii sporej grupy mieszkańców naszego miasta. Faktem jest, że ciemności były dokuczliwe. U małych dzieci idących z rodzicami budziły autentyczny strach. W poszukiwaniu bezpieczeństwa maluchy chciały, by rodzice brali je na ręce. Starsze osoby dość szybko i nerwowo przemierzały ciemności. Przechodnie oświetlali sobie drogę telefonami i zapalniczkami. W powietrzu dało się odczuć wrażenie pewnego lęku i niepewności wśród przechodniów. Ten wieczór nie był dla mieszkańców przyjazny i zachęcający do spacerów po ulicach naszego miasta.
Na oficjalnej stronie UMiG w Górze nie znalazłem informacji o awarii, planowym wyłączeniu prądu z powodu oszczędności. W to ostatnie wątpię, bo byłaby to głupota w krystalicznej postaci.
Trzeba jednak powiedzieć, że ludzie reagują dość gwałtownie na ciemności spowijające znaczną i ludną część miasta. Dziwiono się, że rzęsiście oświetlony jest targ, park „Solidarności”, przedszkole, które jeszcze nie funkcjonuje, a nikt nie pomyślał, by – jeżeli się oszczędza – powykręcać w tych miejscach żarówki, tak by oszczędzać w wielu miejscach równomiernie. Mieszkańcy mówili – z żalem – że przecież wystarczyłoby powiedzieć, że oszczędzamy i wygasić co drugą lampę uliczną. Na totalne, egipskie ciemności, zgody raczej nie będzie.
Szkoda tylko, że ktoś w UMiG nie potrafił wyjaśnić mieszkańcom przyczyn braku oświetlenia. Szkoda, bo stawianie ludzi przed faktem dokonanym tworzy złą krew. A przy poziomie naszego bezrobocia tego nikt nie potrzebuje. Najmniej decydenci.
Mieszkańcy miasta nie kryli swojej irytacji faktem, iż muszą poruszać się nieomal po omacku. Komentarzom – nieprzychylnym – nie było końca. „Na nowe lampy było a na prąd do niej już nie ma? – padały pytania. „To po co było wydawać tyle pieniędzy?! Żeby ciemno było?!” – kolejny komentarz. „A co na to radni? Jak zwykle bezradni?!” – kolejna kwestia. „Ciekawe czy w Czerninie też oszczędzają na prądzie?” – pada komentarz judzący. „Basen chce burmistrz budować a na oświetleniu oszczędza a gmina biedna, na prąd nie ma” – pada stwierdzenie. „A ciekawe czy w urzędzie tez oszczędzają, bo jak tam byłam ostatnio, to nie dość, że gorąco, jak cholera, to jeszcze w pokoju światła się paliły, chociaż słońce na dworze świeciło” – opis faktu. „Strach iść do kościoła, bo w mordę można dostać” – te słowa padają od mocno zdenerwowanego starszego jegomościa. „Oni w d… nas mają panie! Nawet nie powiedzieli, że wyłączą i teraz wnuki boją się iść ze mną do domu” – smutnym i zatroskanym głosem mówi dziadek dwóch dziewczynek w wieku przedszkolnym. „Sobie pani burmistrz pensję niech obetnie a radnym diety. Na podwyżki mają dla siebie a my po ciemku chodzić mamy? Co to średniowiecze?!” – pada pytanie z retoryczną końcówką.
Oj, dołowała nasza władza niedzielnego wieczoru w opinii sporej grupy mieszkańców naszego miasta. Faktem jest, że ciemności były dokuczliwe. U małych dzieci idących z rodzicami budziły autentyczny strach. W poszukiwaniu bezpieczeństwa maluchy chciały, by rodzice brali je na ręce. Starsze osoby dość szybko i nerwowo przemierzały ciemności. Przechodnie oświetlali sobie drogę telefonami i zapalniczkami. W powietrzu dało się odczuć wrażenie pewnego lęku i niepewności wśród przechodniów. Ten wieczór nie był dla mieszkańców przyjazny i zachęcający do spacerów po ulicach naszego miasta.
Na oficjalnej stronie UMiG w Górze nie znalazłem informacji o awarii, planowym wyłączeniu prądu z powodu oszczędności. W to ostatnie wątpię, bo byłaby to głupota w krystalicznej postaci.
Trzeba jednak powiedzieć, że ludzie reagują dość gwałtownie na ciemności spowijające znaczną i ludną część miasta. Dziwiono się, że rzęsiście oświetlony jest targ, park „Solidarności”, przedszkole, które jeszcze nie funkcjonuje, a nikt nie pomyślał, by – jeżeli się oszczędza – powykręcać w tych miejscach żarówki, tak by oszczędzać w wielu miejscach równomiernie. Mieszkańcy mówili – z żalem – że przecież wystarczyłoby powiedzieć, że oszczędzamy i wygasić co drugą lampę uliczną. Na totalne, egipskie ciemności, zgody raczej nie będzie.
Szkoda tylko, że ktoś w UMiG nie potrafił wyjaśnić mieszkańcom przyczyn braku oświetlenia. Szkoda, bo stawianie ludzi przed faktem dokonanym tworzy złą krew. A przy poziomie naszego bezrobocia tego nikt nie potrzebuje. Najmniej decydenci.
Koalicyjny cyrk
Sesje Rady Powiatu mają jedną charakterystyczną cechę, i to od lat. Chodzi o brak skłonności i pędu radnych do zabierania głosu podczas dyskusji. Niewielu z radnych ma coś do powiedzenia podczas sesji. Podczas posiedzeń komisji sytuacja też nie wygląda lepiej. Mam nawet uzasadnione podejrzenia, iż znaczna część naszych kochanych radnych powiatowych w stopniu znikomym zna materię, nad którą przychodzi im obradować i opowiadać się za lub przeciw. Można rzec, że podczas posiedzeń komisji i sesji nasi ukochani wybrańcy ludu - radni – są mało wymowni.
Są jednak sytuacje, gdy ci, którzy uparcie milczą podczas obrad gremiów statutowych, najbardziej krzykliwi są podczas spotkań nieformalnych, gdy ich wynurzeń nie zna publiczność a osoby, o których mówią nie są w stanie im odpowiedzieć, bo w tych spotkaniach nie uczestniczą.
Przykładem takiej sytuacji jest spotkanie koalicjantów, które miało miejsce tuż po sesji 21 listopada. Wydawałoby się, że spotkanie koalicjantów sprawujących władzę w powiecie winno poświęcone być kierunkom rozwoju naszego powiatu, którego sytuacja radością ludzi trzeźwo myślących napawać dumą i radością nie powinna. Mają prawo Państwo sądzić, iż koalicja zebrała się, by rozmawiać o realizacji programu wyborczego, który przykryty pajęczyną zapomnienia i smutnej beztwórczej niemocy spoczywa sobie w zakamarkach pamięci jego twórców.
Toteż ze smutkiem i przejmującym bólem w sercu muszę Państwa poinformować, że nie o tak doniosłych rzeczach rozmawiano podczas tej nasiadówki, która – nomen omen – wypadła w kolejną rocznicę moich urodzin (zamilczą ze względu na wrodzoną skromność, których). Spotkanie to zwołane zostało przede wszystkim w celu omówienia działalności mojej jakże skromnej osoby, która wszak żadnej ważnej funkcji nie pełni. Ot, od czasu do czasu coś tam sobie skrobną na blogu, którego przecież nikt nie czyta! Więc o co ta afera?!
Nie szło też o to, by uczcić moją skromną osobę z okazji tego dnia. Nie dyskutowano nad treścią życzeń urodzinowych, w których zawarte byłyby wyrazy sympatii, życzenia zdrowia, pomyślności i minimum 350 lat życia. Koalicjanci postanowili tego dnia podjąć próbę wpłynięcia na to, co piszę, jak piszę i o kim piszę. W ten sposób obsadzili się oni w roli, którą w historii zarezerwował sobie perski król Kserkses. Władca ten rozkazał bowiem wychłostać wzburzone morze, by przywołać je do porządku.
Wdzięcznej roli porządkowych i moralizatorów podjęli się: Marek Biernacki, Paweł Niedźwiedź, pan starosta Piotr Wołowicz, Danuta Rzepiela. W roli oskarżonego wystąpiłem ja, ale ponieważ nie było takich bohaterów, którzy zarzuty sformułowaliby face in face, toteż znaleziono prokurenta rzekomych win moich. W roli tej został obsadzony Przewodniczący Rady Powiatu – Zbigniew Józefiak.
Wymienieni powyżej prokuratorzy mieli pretensje do Przewodniczącego dwojakiego rodzaju. Domorosła prokuratorka Danuta Rzepiela zarzuciła Przewodniczącemu, że ten wraz ze mną … pisze teksty na moim blogu (którego przecież nikt nie czyta!). Rzecz jasna ten zarzut potwierdza krążące pogłoski o wyjątkowo błyskotliwej inteligencji radnej Danuty Rzpieli, która stanowić może wzorzec intelektu, ale ze znakiem ujemnym.
Panią radną Danutę Rzepielę cechuje jednak jedna rzecz – upór. Z uporem forsuje ideę ubezpieczenia majątku starostwa u swojego bliskiego krewnego prowadzącego agencję ubezpieczeniową. Pani radna nawiedzała, i nawiedza, pracowników starostwa a szczególnie często pana wicestarostę Pawła Niedźwiedzia. W przerwie spotkania koalicyjnego natarczywie dopytywała się o te ubezpieczenia pana starostę Piotra Wołowicza, który enigmatycznie stwierdził: „są procedury”. Jak więc Państwo widzą radna Danuta Rzepiela ma rzeczywiście kwalifikacje moralne najwyższych lotów, by mieć do mnie pretensje. Ja, by je wzmocnić, piszę o tym pomimo przestróg, że tenże członek jej rodziny parający się ubezpieczeniami jest myśliwym, ma dubeltówkę i jest osobą bardzo nerwową. I tu nie rozumiem jednej rzeczy. Czy ja mam mu załatwić skierowanie do lekarza kojącego tę przypadłość czy też zamilknąć? Ostrzegam! Mam procę!
Postawa pana wicestarosty Pawła Niedźwiedzia wobec ubezpieczeniowych roszczeń pani radnej Danuty Rzepieli też zasługuje na uwagę. Zamiast powiedzieć pani radnej Danucie Rzepieli: „paszła won!”, pan wicestrosta płacze mi, że na blogu ostro potraktowałem panią radną. A jak pisałem o pani Ponie, to pan wicestarosta jakoś protestów i zastrzeżeń nie zgłaszał! A tu teraz nagle, jaki delikatny się zrobił. Pan wicestarosta jakoś delikatności nie wykazywał, kiedy potraktował, tak jak potraktował, swój podpis popierający projekt uchwały o utworzeniu muzeum w 2008 roku. Co zrobił pan wicestarosta Paweł Niedźwiedź? Swój podpis i dane tym samym słowo przehandlował niczym przekupka za obietnicę utworzenia jakiegoś enigmatycznego „kółka historycznego”.
Ja tylko przypomnę, że pan wicestrosta Paweł Niedźwiedź wiedział, że przystępuje do koalicji, która w programie wyborczym miała zawarty punkt dotyczący utworzenia muzeum. Tak, że dzisiejsze wykręty o braku kasy są do „czterech literek” podobne, bo kto, jak kto, ale szef komisji finansów w Radzie Powiatu ubiegłej kadencji powinien był wiedzieć – i wiedział! – jak z finansowego punktu widzenia sprawy stoją. Ale, o czym my tu mówimy? Trzy metry rynny w pałacyku przy Podwalu przerosły Zarząd, to gdzie im do tworzenia muzeum?! A „kółko historyczne”, to rzeczywiście rzecz na ich miarę.
Wicestarosta Paweł Niedźwiedź zawiódł nie tylko mnie. Każdy, kto znał pana starostę Piotra Wołowicza wiedział, że jest on oczywistą pomyłką w roli starosty. Czas potwierdził tą smutną prawdę. Ja przypominam, że od początku tak twierdziłem. Sporo osób spodziewało się jednak, że Paweł Niedźwiedź, który uchodził wcześnie za człowieka zdecydowanego, decyzyjnego i kompetentnego, podciągnie pana starostę Piotra Wołowicza.
Oczekiwano, że pozbawionego wiedzy i mocy podejmowania decyzji starostę wyręczy właśnie Paweł Niedźwiedź. Ja też – w swojej naiwności i sympatii do pana Pawła Niedźwiedzia – żywiłem podobne, ale jak pokazał czas, naiwne złudzenia. Nic takiego się nie stało, bo okazało się, że pan Paweł Niedźwiedź nie posiada tych cech charakteru, o które go całkowicie niesłusznie podejrzewano.
Tak więc pan starosta nie został sprowadzony do roli przemawiającego, uświetniającego, przecinającego, przemawiającego, wręczającego, jednym słowem „paprotki”, do wypełniania której to roli jest szczególnie predysponowany, z uwzględnieniem grania tej roli u boku naszej nieoszacowanej wprost pani burmistrz, ale tam też w obsadzie drugoplanowej, podnoszącej prestiż Słońca Góry, jak mawia o naszej władczyni pewien zaprzyjaźniony radny.
W rolę prokuratora wcielił się również radny Marek Biernacki, który tego dnia wyróżniał się rzadką dla niego elokwencją. Proszę pamiętać, że radny Marek Biernacki jest okazem cennym pośród radnych. Historia samorządu zapamięta go, jako radnego, który nigdy nie złożył żadnej interpelacji, nigdy też nie pokusił się o to, by wygłosić dłuższą mowę podczas sesji. A jest on radnym od lat 5! Pomijam tu takie zwroty, jak: „Komisja, taka a taka, pozytywnie zaopiniowała projekt uchwały”, które to zdanie wygłasza od wielu lat, bo zawsze mu się tak jakoś smyknie, że załapie się na szefa jakiejś komisji. Chociaż obserwując jego działalność na fotelu przewodniczącego kolejnej komisji, odnoszę wrażenie, że bardziej załapuje się pan radny Marek Biernacki na dodatek związany z tą funkcją w wysokości 150 zł. Funkcja przewodniczącego komisji nieodmiennie kojarzy mi się z wiedzą, kompetencją, ale jakoś pan radny Marek Biernacki łatwiej mi się kojarzy właśnie ze 150 zł., a nie z cechami wymienionymi nieco wcześniej.
Przypomnę Państwu raz jeszcze, że pan radny Marek Biernacki w sposób bardzo spektakularny przyczynił się do wyboru pana Piotra Wołowicza na starostę. I przypomnę, że o wyborze tego kandydata przeważył jeden jedyny argument: pan Piotr Wołowicz miał podobno mieć takie znajomości w województwie, że kasa miała tu płynąć szerokim strumieniem. Ja nie wątpię, że pan starosta Wołowicz zna odpowiednie osoby w województwie, ale zdaję sobie pytanie: czy one też go znają? Ja też znam szereg osób ważnych w naszym regionie. Z TV, radia, prasy Internetu. Nie powoduje to jednak, że mogę z nimi coś załatwić. Wygląda na to, że poziom znajomości zażyłości z „ważniakami” pana starosty Piotr Wołowicza jest na podobnym samym poziomie.
Szkoda tylko, że swoich żalów i obiekcji pan radny Marek Biernacki nie przedłożył mi podczas spotkania, jakie mieliśmy w jego lokalu poświęconemu mojej współpracy przy prowadzeniu założonej przez niego gazety. Jakoś wówczas nie przeszkadzał mu mój styl pisania. Nie wnosił zastrzeżeń do bloga. Owszem, zastrzegł sobie, że nie będę mógł pisać krytycznie o staroście i …. pani burmistrz!
Przy tych słowach zadrżałem wszystkimi swoimi organami! „Bluźnierco!” - pomyślałem w duchu. „Wątpliwości dopuszczasz w nieomylność, wielkość, trafność decyzji, wybór właściwej drogi przez Tą, która sens życiu gminie nadaje! Jad w sercu i umyśle odkładasz! Kąsać będziesz w nieodległej przyszłości!”
Wzburzyły mnie słowa radnego Marka Biernackiego, bo cóż można zarzucić naszej pani burmistrz?! No, może jedynie to, że przedszkole jeszcze nieczynne. Ale – na usprawiedliwienie pani burmistrz – stwierdzić trzeba, że otwarcie, i to jakie pompatyczne, dawno już było.
Podczas spotkania koalicyjnego zażądano od Przewodniczącgo Rady, by ten wystosował do mnie pismo. Prokuratorzy z wąsoskiego klubu Forum 2010 nie potrafili jednak wskazać podstawy prawnej, która posłużyłaby Przewodniczącemu do nawiązania korespondencji z moją skromną osobą. Nie bardzo też potrafiono wskazać temat tej korespondencji. Ogólnie jednak wyrażano głębokie zaniepokojenie tym, co piszę a czego nikt przecież nie czyta. W końcu stanęło na tym, że Przewodniczący poproszony został o przeprowadzenie rozmowy z moją bardzo skromna osobą, co też uczynił.
W trakcie rozmowy Przewodniczący zwrócił mi uwagę, że nie jest eleganckie z mojej strony używanie przeze mnie pewnego przezwiska pochodzącego od nazwiska naszego drogiego starosty pana Piotra Wołowicza. Po przemyśleniu sprawy zgodziłem się w całej rozciągłości z Przewodniczącym, że to nie było ładne i obiecałem solennie, że zaprzestanę tego procederu, co też czynię.
Indagowany natomiast w sprawie radnej Danuty Rzepieli stwierdziłem, że nikt nie kazał jej brać przewodniczenia komisji skoro nie ma o pracy komisji bladego pojęcia a posiedzenia tego ciała pod jej przewodnictwem stanowią dla powagi naszego samorządu kamień obrazy. Powiedziałem również Przewodniczącemu, że moją rolą nie jest kreowanie rzeczywistości, ale jej wierny opis. Natomiast oczekiwanie niektórych koalicjantów, że opis działań radnej Danuty Rzepieli będzie tak skonstruowany, by wyszła ona na tytana myśli i intelektu, jest ponad moje siły. Takiemu wyzwaniu podołać mógł tylko Jan Chrystian Andersen, ale ten, niestety, już nie żyje.
Przewodniczący omówił też inne moje posty, do zawartości których niektórzy koalicjanci mieli zastrzeżenie. W odpowiedzi poinformowałem Przewodniczącego, że ja po prostu domagam się realizacji obietnic, które obejmująca rządy koalicja złożyła wyborcom. Być może ja jestem „starej daty”, ale jak się coś obiecuje wyborcom, to należy tego dotrzymywać, bo inaczej jest się dla mnie oszustem, kanciarzem, chamem i burakiem.
Przewodniczący zwrócił mi uwagę, iż taki jest świat polityki. Zgodziłem się z tym chętnie, gdyż, i ja, i Państwo, te niesłowne chamstwo oglądacie na co dzień w TV, ale to nie oznacza, że mam klaskać z zachwytu i wyć z radości, że jest tak wiele szuj oszukujących wyborców.
Z kolei ja – w przypływie szczerości wywołanej serdecznym, ojcowskim nieomal klimatem rozmowy, zadałem pytanie Przewodniczącemu, czy jest prawdą, że pan starosta Piotr Wołowicz miał do niego pretensje, iż bywam w jego firmie, gdzie częstowany jestem kawą. Przewodniczący taktownie nie spytał mnie o źródło informacji, ale – bardzo niechętnie – potwierdził, że padły takie słowa.
Wobec powyższego pozwoliłem sobie zapytać Przewodniczącego o prawdziwość, bądź nieprawdziwość, stwierdzenia pana starosty Piotra Wołowicza, który rzekł, że każdy kto utrzymuje ze mną kontakty będzie uważany przez niego za nielojalnego wobec niego. Przewodniczący potwierdził moją informację. Jednocześnie Przewodniczący zapewnił mnie, iż zawsze, o ile przyjdzie mi na to ochota, mogę liczyć na filiżaneczkę kawy w jego prywatnym biurze.
W odpowiedzi ja prosiłem (bo przecież nikt mnie nie czyta), by przekazał szanownym koalicjantom, iż zdrowiej i lepiej byłoby dla nich, by zaczęli realizować swój program wyborczy. Wówczas w sposób naturalny zniknie powód do pisania o nich w panującym dotąd stylu, bo to sposób sprawowania przez koalicjantów władzy w sposób automatyczny wywołuje dominujący na blogu ton. Wówczas będą pochwały, brawa i słowa uznania. To jest podstawowy warunek zmiany mojego stosunku do niektórych koalicjantów, bo nie widzę innej możliwości niż wypełniania danego publicznie słowa. Ta kwestia negocjacjom nie podlega. Na tym nasza rozmowa się zakończyła.
Panu staroście Piotrowi Wołowiczowi najwyraźniej coś niecoś się pomieszało. Pragnę tylko przypomnieć Państwu, że radni nie składają ślubowania na lojalność staroście, kimkolwiek by on nie był, a wyborcom. Lojalność radnych wobec starosty powinna wynikać tylko z jednej przesłanki: dobra samorządu powiatowego. Jeżeli starosta rządzi dobrze, to siłą rzeczy jest i lojalność radnych. Natomiast żądanie lojalności z powodu znajomości niemiłej, jak można przypuszczać dla pana starosty mojej skromnej osoby, to już pachnie kultem jednostki.
Gdybym chciał być złośliwy wobec pana starosty, to powiedziałbym, że chyba nie spędzał urlopu we Włoszech, ale w Korei Północnej. Tam takie przekonanie jest chwalebne. Jako politolog pan starosta powinien o tym wiedzieć. A może nie wie skoro to mówi?
Bywa, że sprawowanie władzy powoduje, że ludzie ją dzierżący rosną intelektualnie, mądrzeją, wzrastają moralnie i mentalnie. I to dobrze. Ale bywa też i tak, że słabe jednostki dostają zamroczenia władzą, wierzą w swoją wielkość i urojony autorytet, ważność wywołaną rzekomą prestiżem pełnionej funkcji, za którą niestety nie idzie praca i intelekt. I takie osoby popadają w arogancję. Mówi się wówczas: „karły weszły na szczudła i gigantów udają”. Czy nie jest to prawdziwe w obliczu obrad koalicji?
P.S.
Tym uczestnikom tego żałosnego poniedziałkowego spotkania, którzy nie pluli na mnie poza moimi plecami, bardzo dziękuję. Tym wszystkich, którzy mówią mi w oczy, co innego np. o panu staroście, a później wazelinują panu staroście również dziękuję. Dziękuję za ściągnięcie masek moi drodzy fałszywcy. Nigdy o panach nie zapomnę. Będę zasypiał z widokiem Waszych twarzy pod powiekami a budząc się będę je przywoływał, by poświęcić Wam nieco uwagi na tym blogu, którego przecież nikt nie czyta!
Są jednak sytuacje, gdy ci, którzy uparcie milczą podczas obrad gremiów statutowych, najbardziej krzykliwi są podczas spotkań nieformalnych, gdy ich wynurzeń nie zna publiczność a osoby, o których mówią nie są w stanie im odpowiedzieć, bo w tych spotkaniach nie uczestniczą.
Przykładem takiej sytuacji jest spotkanie koalicjantów, które miało miejsce tuż po sesji 21 listopada. Wydawałoby się, że spotkanie koalicjantów sprawujących władzę w powiecie winno poświęcone być kierunkom rozwoju naszego powiatu, którego sytuacja radością ludzi trzeźwo myślących napawać dumą i radością nie powinna. Mają prawo Państwo sądzić, iż koalicja zebrała się, by rozmawiać o realizacji programu wyborczego, który przykryty pajęczyną zapomnienia i smutnej beztwórczej niemocy spoczywa sobie w zakamarkach pamięci jego twórców.
Toteż ze smutkiem i przejmującym bólem w sercu muszę Państwa poinformować, że nie o tak doniosłych rzeczach rozmawiano podczas tej nasiadówki, która – nomen omen – wypadła w kolejną rocznicę moich urodzin (zamilczą ze względu na wrodzoną skromność, których). Spotkanie to zwołane zostało przede wszystkim w celu omówienia działalności mojej jakże skromnej osoby, która wszak żadnej ważnej funkcji nie pełni. Ot, od czasu do czasu coś tam sobie skrobną na blogu, którego przecież nikt nie czyta! Więc o co ta afera?!
Nie szło też o to, by uczcić moją skromną osobę z okazji tego dnia. Nie dyskutowano nad treścią życzeń urodzinowych, w których zawarte byłyby wyrazy sympatii, życzenia zdrowia, pomyślności i minimum 350 lat życia. Koalicjanci postanowili tego dnia podjąć próbę wpłynięcia na to, co piszę, jak piszę i o kim piszę. W ten sposób obsadzili się oni w roli, którą w historii zarezerwował sobie perski król Kserkses. Władca ten rozkazał bowiem wychłostać wzburzone morze, by przywołać je do porządku.
Wdzięcznej roli porządkowych i moralizatorów podjęli się: Marek Biernacki, Paweł Niedźwiedź, pan starosta Piotr Wołowicz, Danuta Rzepiela. W roli oskarżonego wystąpiłem ja, ale ponieważ nie było takich bohaterów, którzy zarzuty sformułowaliby face in face, toteż znaleziono prokurenta rzekomych win moich. W roli tej został obsadzony Przewodniczący Rady Powiatu – Zbigniew Józefiak.
Wymienieni powyżej prokuratorzy mieli pretensje do Przewodniczącego dwojakiego rodzaju. Domorosła prokuratorka Danuta Rzepiela zarzuciła Przewodniczącemu, że ten wraz ze mną … pisze teksty na moim blogu (którego przecież nikt nie czyta!). Rzecz jasna ten zarzut potwierdza krążące pogłoski o wyjątkowo błyskotliwej inteligencji radnej Danuty Rzpieli, która stanowić może wzorzec intelektu, ale ze znakiem ujemnym.
Panią radną Danutę Rzepielę cechuje jednak jedna rzecz – upór. Z uporem forsuje ideę ubezpieczenia majątku starostwa u swojego bliskiego krewnego prowadzącego agencję ubezpieczeniową. Pani radna nawiedzała, i nawiedza, pracowników starostwa a szczególnie często pana wicestarostę Pawła Niedźwiedzia. W przerwie spotkania koalicyjnego natarczywie dopytywała się o te ubezpieczenia pana starostę Piotra Wołowicza, który enigmatycznie stwierdził: „są procedury”. Jak więc Państwo widzą radna Danuta Rzepiela ma rzeczywiście kwalifikacje moralne najwyższych lotów, by mieć do mnie pretensje. Ja, by je wzmocnić, piszę o tym pomimo przestróg, że tenże członek jej rodziny parający się ubezpieczeniami jest myśliwym, ma dubeltówkę i jest osobą bardzo nerwową. I tu nie rozumiem jednej rzeczy. Czy ja mam mu załatwić skierowanie do lekarza kojącego tę przypadłość czy też zamilknąć? Ostrzegam! Mam procę!
Postawa pana wicestarosty Pawła Niedźwiedzia wobec ubezpieczeniowych roszczeń pani radnej Danuty Rzepieli też zasługuje na uwagę. Zamiast powiedzieć pani radnej Danucie Rzepieli: „paszła won!”, pan wicestrosta płacze mi, że na blogu ostro potraktowałem panią radną. A jak pisałem o pani Ponie, to pan wicestarosta jakoś protestów i zastrzeżeń nie zgłaszał! A tu teraz nagle, jaki delikatny się zrobił. Pan wicestarosta jakoś delikatności nie wykazywał, kiedy potraktował, tak jak potraktował, swój podpis popierający projekt uchwały o utworzeniu muzeum w 2008 roku. Co zrobił pan wicestarosta Paweł Niedźwiedź? Swój podpis i dane tym samym słowo przehandlował niczym przekupka za obietnicę utworzenia jakiegoś enigmatycznego „kółka historycznego”.
Ja tylko przypomnę, że pan wicestrosta Paweł Niedźwiedź wiedział, że przystępuje do koalicji, która w programie wyborczym miała zawarty punkt dotyczący utworzenia muzeum. Tak, że dzisiejsze wykręty o braku kasy są do „czterech literek” podobne, bo kto, jak kto, ale szef komisji finansów w Radzie Powiatu ubiegłej kadencji powinien był wiedzieć – i wiedział! – jak z finansowego punktu widzenia sprawy stoją. Ale, o czym my tu mówimy? Trzy metry rynny w pałacyku przy Podwalu przerosły Zarząd, to gdzie im do tworzenia muzeum?! A „kółko historyczne”, to rzeczywiście rzecz na ich miarę.
Wicestarosta Paweł Niedźwiedź zawiódł nie tylko mnie. Każdy, kto znał pana starostę Piotra Wołowicza wiedział, że jest on oczywistą pomyłką w roli starosty. Czas potwierdził tą smutną prawdę. Ja przypominam, że od początku tak twierdziłem. Sporo osób spodziewało się jednak, że Paweł Niedźwiedź, który uchodził wcześnie za człowieka zdecydowanego, decyzyjnego i kompetentnego, podciągnie pana starostę Piotra Wołowicza.
Oczekiwano, że pozbawionego wiedzy i mocy podejmowania decyzji starostę wyręczy właśnie Paweł Niedźwiedź. Ja też – w swojej naiwności i sympatii do pana Pawła Niedźwiedzia – żywiłem podobne, ale jak pokazał czas, naiwne złudzenia. Nic takiego się nie stało, bo okazało się, że pan Paweł Niedźwiedź nie posiada tych cech charakteru, o które go całkowicie niesłusznie podejrzewano.
Tak więc pan starosta nie został sprowadzony do roli przemawiającego, uświetniającego, przecinającego, przemawiającego, wręczającego, jednym słowem „paprotki”, do wypełniania której to roli jest szczególnie predysponowany, z uwzględnieniem grania tej roli u boku naszej nieoszacowanej wprost pani burmistrz, ale tam też w obsadzie drugoplanowej, podnoszącej prestiż Słońca Góry, jak mawia o naszej władczyni pewien zaprzyjaźniony radny.
W rolę prokuratora wcielił się również radny Marek Biernacki, który tego dnia wyróżniał się rzadką dla niego elokwencją. Proszę pamiętać, że radny Marek Biernacki jest okazem cennym pośród radnych. Historia samorządu zapamięta go, jako radnego, który nigdy nie złożył żadnej interpelacji, nigdy też nie pokusił się o to, by wygłosić dłuższą mowę podczas sesji. A jest on radnym od lat 5! Pomijam tu takie zwroty, jak: „Komisja, taka a taka, pozytywnie zaopiniowała projekt uchwały”, które to zdanie wygłasza od wielu lat, bo zawsze mu się tak jakoś smyknie, że załapie się na szefa jakiejś komisji. Chociaż obserwując jego działalność na fotelu przewodniczącego kolejnej komisji, odnoszę wrażenie, że bardziej załapuje się pan radny Marek Biernacki na dodatek związany z tą funkcją w wysokości 150 zł. Funkcja przewodniczącego komisji nieodmiennie kojarzy mi się z wiedzą, kompetencją, ale jakoś pan radny Marek Biernacki łatwiej mi się kojarzy właśnie ze 150 zł., a nie z cechami wymienionymi nieco wcześniej.
Przypomnę Państwu raz jeszcze, że pan radny Marek Biernacki w sposób bardzo spektakularny przyczynił się do wyboru pana Piotra Wołowicza na starostę. I przypomnę, że o wyborze tego kandydata przeważył jeden jedyny argument: pan Piotr Wołowicz miał podobno mieć takie znajomości w województwie, że kasa miała tu płynąć szerokim strumieniem. Ja nie wątpię, że pan starosta Wołowicz zna odpowiednie osoby w województwie, ale zdaję sobie pytanie: czy one też go znają? Ja też znam szereg osób ważnych w naszym regionie. Z TV, radia, prasy Internetu. Nie powoduje to jednak, że mogę z nimi coś załatwić. Wygląda na to, że poziom znajomości zażyłości z „ważniakami” pana starosty Piotr Wołowicza jest na podobnym samym poziomie.
Szkoda tylko, że swoich żalów i obiekcji pan radny Marek Biernacki nie przedłożył mi podczas spotkania, jakie mieliśmy w jego lokalu poświęconemu mojej współpracy przy prowadzeniu założonej przez niego gazety. Jakoś wówczas nie przeszkadzał mu mój styl pisania. Nie wnosił zastrzeżeń do bloga. Owszem, zastrzegł sobie, że nie będę mógł pisać krytycznie o staroście i …. pani burmistrz!
Przy tych słowach zadrżałem wszystkimi swoimi organami! „Bluźnierco!” - pomyślałem w duchu. „Wątpliwości dopuszczasz w nieomylność, wielkość, trafność decyzji, wybór właściwej drogi przez Tą, która sens życiu gminie nadaje! Jad w sercu i umyśle odkładasz! Kąsać będziesz w nieodległej przyszłości!”
Wzburzyły mnie słowa radnego Marka Biernackiego, bo cóż można zarzucić naszej pani burmistrz?! No, może jedynie to, że przedszkole jeszcze nieczynne. Ale – na usprawiedliwienie pani burmistrz – stwierdzić trzeba, że otwarcie, i to jakie pompatyczne, dawno już było.
Podczas spotkania koalicyjnego zażądano od Przewodniczącgo Rady, by ten wystosował do mnie pismo. Prokuratorzy z wąsoskiego klubu Forum 2010 nie potrafili jednak wskazać podstawy prawnej, która posłużyłaby Przewodniczącemu do nawiązania korespondencji z moją skromną osobą. Nie bardzo też potrafiono wskazać temat tej korespondencji. Ogólnie jednak wyrażano głębokie zaniepokojenie tym, co piszę a czego nikt przecież nie czyta. W końcu stanęło na tym, że Przewodniczący poproszony został o przeprowadzenie rozmowy z moją bardzo skromna osobą, co też uczynił.
W trakcie rozmowy Przewodniczący zwrócił mi uwagę, że nie jest eleganckie z mojej strony używanie przeze mnie pewnego przezwiska pochodzącego od nazwiska naszego drogiego starosty pana Piotra Wołowicza. Po przemyśleniu sprawy zgodziłem się w całej rozciągłości z Przewodniczącym, że to nie było ładne i obiecałem solennie, że zaprzestanę tego procederu, co też czynię.
Indagowany natomiast w sprawie radnej Danuty Rzepieli stwierdziłem, że nikt nie kazał jej brać przewodniczenia komisji skoro nie ma o pracy komisji bladego pojęcia a posiedzenia tego ciała pod jej przewodnictwem stanowią dla powagi naszego samorządu kamień obrazy. Powiedziałem również Przewodniczącemu, że moją rolą nie jest kreowanie rzeczywistości, ale jej wierny opis. Natomiast oczekiwanie niektórych koalicjantów, że opis działań radnej Danuty Rzepieli będzie tak skonstruowany, by wyszła ona na tytana myśli i intelektu, jest ponad moje siły. Takiemu wyzwaniu podołać mógł tylko Jan Chrystian Andersen, ale ten, niestety, już nie żyje.
Przewodniczący omówił też inne moje posty, do zawartości których niektórzy koalicjanci mieli zastrzeżenie. W odpowiedzi poinformowałem Przewodniczącego, że ja po prostu domagam się realizacji obietnic, które obejmująca rządy koalicja złożyła wyborcom. Być może ja jestem „starej daty”, ale jak się coś obiecuje wyborcom, to należy tego dotrzymywać, bo inaczej jest się dla mnie oszustem, kanciarzem, chamem i burakiem.
Przewodniczący zwrócił mi uwagę, iż taki jest świat polityki. Zgodziłem się z tym chętnie, gdyż, i ja, i Państwo, te niesłowne chamstwo oglądacie na co dzień w TV, ale to nie oznacza, że mam klaskać z zachwytu i wyć z radości, że jest tak wiele szuj oszukujących wyborców.
Z kolei ja – w przypływie szczerości wywołanej serdecznym, ojcowskim nieomal klimatem rozmowy, zadałem pytanie Przewodniczącemu, czy jest prawdą, że pan starosta Piotr Wołowicz miał do niego pretensje, iż bywam w jego firmie, gdzie częstowany jestem kawą. Przewodniczący taktownie nie spytał mnie o źródło informacji, ale – bardzo niechętnie – potwierdził, że padły takie słowa.
Wobec powyższego pozwoliłem sobie zapytać Przewodniczącego o prawdziwość, bądź nieprawdziwość, stwierdzenia pana starosty Piotra Wołowicza, który rzekł, że każdy kto utrzymuje ze mną kontakty będzie uważany przez niego za nielojalnego wobec niego. Przewodniczący potwierdził moją informację. Jednocześnie Przewodniczący zapewnił mnie, iż zawsze, o ile przyjdzie mi na to ochota, mogę liczyć na filiżaneczkę kawy w jego prywatnym biurze.
W odpowiedzi ja prosiłem (bo przecież nikt mnie nie czyta), by przekazał szanownym koalicjantom, iż zdrowiej i lepiej byłoby dla nich, by zaczęli realizować swój program wyborczy. Wówczas w sposób naturalny zniknie powód do pisania o nich w panującym dotąd stylu, bo to sposób sprawowania przez koalicjantów władzy w sposób automatyczny wywołuje dominujący na blogu ton. Wówczas będą pochwały, brawa i słowa uznania. To jest podstawowy warunek zmiany mojego stosunku do niektórych koalicjantów, bo nie widzę innej możliwości niż wypełniania danego publicznie słowa. Ta kwestia negocjacjom nie podlega. Na tym nasza rozmowa się zakończyła.
Panu staroście Piotrowi Wołowiczowi najwyraźniej coś niecoś się pomieszało. Pragnę tylko przypomnieć Państwu, że radni nie składają ślubowania na lojalność staroście, kimkolwiek by on nie był, a wyborcom. Lojalność radnych wobec starosty powinna wynikać tylko z jednej przesłanki: dobra samorządu powiatowego. Jeżeli starosta rządzi dobrze, to siłą rzeczy jest i lojalność radnych. Natomiast żądanie lojalności z powodu znajomości niemiłej, jak można przypuszczać dla pana starosty mojej skromnej osoby, to już pachnie kultem jednostki.
Gdybym chciał być złośliwy wobec pana starosty, to powiedziałbym, że chyba nie spędzał urlopu we Włoszech, ale w Korei Północnej. Tam takie przekonanie jest chwalebne. Jako politolog pan starosta powinien o tym wiedzieć. A może nie wie skoro to mówi?
Bywa, że sprawowanie władzy powoduje, że ludzie ją dzierżący rosną intelektualnie, mądrzeją, wzrastają moralnie i mentalnie. I to dobrze. Ale bywa też i tak, że słabe jednostki dostają zamroczenia władzą, wierzą w swoją wielkość i urojony autorytet, ważność wywołaną rzekomą prestiżem pełnionej funkcji, za którą niestety nie idzie praca i intelekt. I takie osoby popadają w arogancję. Mówi się wówczas: „karły weszły na szczudła i gigantów udają”. Czy nie jest to prawdziwe w obliczu obrad koalicji?
P.S.
Tym uczestnikom tego żałosnego poniedziałkowego spotkania, którzy nie pluli na mnie poza moimi plecami, bardzo dziękuję. Tym wszystkich, którzy mówią mi w oczy, co innego np. o panu staroście, a później wazelinują panu staroście również dziękuję. Dziękuję za ściągnięcie masek moi drodzy fałszywcy. Nigdy o panach nie zapomnę. Będę zasypiał z widokiem Waszych twarzy pod powiekami a budząc się będę je przywoływał, by poświęcić Wam nieco uwagi na tym blogu, którego przecież nikt nie czyta!
piątek, 25 listopada 2011
czwartek, 24 listopada 2011
Temat bez przyszłości
Tematem, który interesuje wąsoszan, jest pomysł burmistrza Zbigniewa Stuczyka, by utworzyć LO. Kwestia ta ciągnie się od kwietnia i na razie nic nie wskazuje, że nabierze realnych kształtów.
Sprawa utworzenia LO w Wąsoszu była jednym z tematów, które omawiano podczas posiedzenia Komisji Oświaty, Kultury i Sportu 17 listopada. Przewodniczący komisji – Grzegorz Aleksander Trojanek, poprosił naczelnika Wydziału Oświaty, Kultury, Sportu i Promocji – Sławomira Bączewskiego o przedstawienie „mapy drogowej”, która ma doprowadzić do opracowania strategii rozwoju oświaty w powiecie górowskim na szczeblu ponadgimnazjalnym. Jak stwierdził przewodniczący komisji: „znając życie można się spodziewać, że strategia ujrzy światło dzienne w czerwcu przyszłego roku.”
„Mapę drogową” przygotował członkom naczelnik Sławomir Bączewski. Zanim jednak zabrał rozpoczął swój wykład naczelnik o głos poprosił starosta Piotr Wołowicz.
„Za strategię będzie odpowiadał Zarząd, więc może najpierw stanowisko Zarządu w tej sprawie. Generalnie, jeżeli chodzi o temat strategii, teraz rozumiem ten zapis, który pan przewodniczący przedstawił, że chodzi jakby o przedstawienie kierunku dojścia. Natomiast, jeżeli chodzi o ten punkt „strategia rozwoju”, to on nie do końca był jasny, a przynajmniej tak to odczytałem, że dzisiaj mielibyśmy o tym rozmawiać. A myśmy o tym mówili jakiś czas temu, że jeżeli chodzi o przygotowanie strategii, to jej potrzeba jest absolutnie oczywista, i to wynika z różnych powodów, chociażby tych, które już są i są nowe, które pojawiają się na przełomie ostatnich tygodni czy też miesięcy. To wszystko powoduje, że przygotowanie absolutnie nowej, przystosowanej do tej nowej rzeczywistości, prawnej, ustawowej czy w ogóle rzeczywistości, chociażby ze względu na liczbę uczniów, jest niezbędne i myśmy już wstępnie określili taki plan, takiego dojścia do strategii i zaangażowania, jak największej ilości osób, które mogłyby wnieść swoje pomysły, doświadczenie do strategii.
Jeżeli chodzi o czasokres, to ja myślę, że ten termin, o którym pan przewodniczący mówił, jest ostateczny. Chcielibyśmy to zakończyć jeszcze wcześnie, myślę, że w maju powinny zapaść pewne decyzje, które wymagają uchwał podejmowanych przez Radę, ale to będzie się wiązało z pewnymi decyzjami, które chociażby ustawowo należy podjąć albo wskazać jeszcze w trakcie roku szkolnego czy czasami do końca maja, a niektóre nawet jeszcze wcześniej. I dlatego też chcielibyśmy od miesiąca grudnia, czyli tego okresu, do którego zakładaliśmy, że musimy zebrać wszystkie dane statystyczne z lat poprzednich, teraz już są i możemy przystąpić do pracy. Przygotujemy taki bardzo szczegółowy harmonogram, łącznie z zaproszeniem osób, które brałyby udział w tej strategii, tyle, że, tak jak powiedziałem, maj – chcielibyśmy żeby ta strategia została w pewien sposób zakończona, łącznie z podejmowaniem decyzji w formie uchwał, które będą w ramach tej strategii.
Natomiast w dzisiejszym spotkaniu to, co było wcześniej ustalone, pan naczelnik wprowadzi komisję jak gdyby do pewnego problemu, który też chcieliśmy żeby został rozwiązany czy też wynikał w ramach strategii ze względu na to, że inicjator tego przedsięwzięcia, pan burmistrz Stuczyk, a chodzi oczywiście o utworzenia liceum w Wąsoszu, jak gdyby naciska nas, co do podejmowania w miarę szybko tej decyzji, dlatego też myślę, że dzisiaj będzie dobry moment żeby rozpocząć wstęp do tej strategii od tego wątku najbardziej pilnego, który myślę, że w dużej części kładzie się na podejmowanie innych decyzji w ramach tych szkół, które już teraz prowadzimy i chyba po tej prezentacji będziemy mogli, tak myślę, dyskusję, która gdzieś tam się pewnie zakończy za jakiś już czas konkretnymi decyzjami”.
To była wypowiedź pana starosty Piotra Wołowicza. Trudno wprost uwierzyć, że w takim potopie słów (416) można zawrzeć tak niewiele myśli, chociaż mówca, pan starosta Piotr Wołowicz, aż czterokrotnie zapewnia nas, że „myśli” odmieniając to słowo na różne sposoby. „Mówka” pana starosty Piotra Wołowicza stanowi klasyczny przykład inflacji słów, które zawierają minimum informacji i danych. Wygląda na to, że dane i fakty zastąpione został słowotokiem, który ma na celu wprowadzenie odbiorcy w stan znudzenia, tak by ten stracił zainteresowanie dla omawianego tematu. Jeżeli jeszcze dodamy do tego lichą składnię budowanych zdań, monotonię wypowiedzi, ubogie słownictwo (którego osobiście bym się wstydził), fatalne akcentowanie wypowiadanych fraz, to raczej należy unikać sytuacji, w których młodzież będzie miała zaszczyt słuchać pana starosty Piotra Wołowicza, albowiem „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym … .
Patrząc jednak na partyjną przynależność pana starosty Piotra Wołowicza, to należy pamiętać, iż w PO modne jest mielenie jęzorem, które zastępuje rzeczywistą pracę. Gdyby ilość wypowiedzianych obietnic wyborczych, tych i poprzednich, składanych przez prominentnych polityków – gadaczy tej „partii”, zamienić na metry kwadratowe asfaltu, mielibyśmy więcej autostrad i dróg niż USA i Kanada razem wzięte.
Głos zabrał przewodniczący Komisji Oświaty, Kultury i Sportu, który stwierdził: „Panie starosto, oczywiście przepraszam, że nie powiedziałem o tym, że strategia przygotowywana jest przez Zarząd, ale to jest tak oczywiste, że w życiu nie sądziłbym inaczej”.
Ponownie głos zabrał pan starosta Piotr Wołowicz: „Jak Państwo wiecie, większość konkursów na stanowiska dyrektorów szkół będziemy ogłaszać w czerwcu, więc chcielibyśmy, by ci ewentualni, potencjalni, kandydaci, albo ci obecni dyrektorzy, którzy będą przystępowali, mogliby to robić na podstawie tej nowej strategii, tej wiedzy pełnej, do czego przystępują, którymi szkołami ewentualnie chcą kierować i w jaki sposób te szkoły będą się rozwijały”.
Następnie naczelnik wydziału Sławomir Bączewski przedstawił tendencje demograficzne na terenie gminy Wąsosz. Z zebranych danych i analizy wynikło niezbicie, iż w gminie Wąsosz mamy do czynienia ze zjawiskiem niżu demograficznego, co nie rokuje dobrze powstaniu tam LO.
Głos zabrała dyrektorka LO w Górze – Małgorzata Patrzykąt:
„Zaskoczona jestem ale postaram się, bo to pismo było dawno, dlatego jest ściąga. Przede wszystkim, tak jak Państwo widzą, zmniejsza się liczba uczniów i zmniejsza się liczba oddziałów. Odczuwamy to i w naszej szkole. Obecnie mamy 4 oddziały klas pierwszych a mieliśmy nie tak dawno jeszcze 6. Ta tendencja spadkowa się utrzymuje i będzie się utrzymywać. Wobec tego, nie ukrywam, że jeden oddział, jaki by nam odszedł, wąsoski, bo tak zazwyczaj jest, że jeden oddział jest tworzony przez Wąsosz, zmniejszyłby u nas liczbę uczniów drastycznie i doprowadził do tego, że pierwsze oddziały mogłyby być nawet dwa. Odczulibyśmy tą zmianę, i to na niekorzyść. Uczniowie z Wąsosza, z moich informacji wynika, że nie mają problemów z dojazdem, nie mają problemów z tym, aby do naszej szkoły się dostać. Łączą się, że tak powiem, w różne grupy, dojeżdżają samodzielnie samochodami i w zasadzie problem dojazdu nie jest tutaj zbyt istotny.
Jeżeli chodzi o samo utworzenie tej jednostki, czyli jeżeli chodzi o liceum wąsoskie, nasze liceum ma swoja tradycję, ma swoje zadania i realizuje je tak, jak potrafi najlepiej. Utworzenie, nie wiem czy to miałoby być przy gimnazjum czy samodzielne, ale utworzenie jednego lub dwóch oddziałów w Wąsoszu również będzie problematyczne. Nie wiem czy Państwo zdają sobie sprawę, ale zgodnie z nową reformą a ściśle mówiąc nową podstawa programową troszeczkę zmieni się zakres i kształt przedmiotów. W związku z czym, jeżeli będzie jeden oddział, on będzie musiał być określony tylko na jedno przedmiotowość, czyli nie będzie możliwa taka sytuacja, że np. część uczniów wybierze biologię, część geografię a część chemię. Możliwy jest tylko jeden jedyny przedmiot a nie wiadomo czy tak się trafi, że np. 30 lub 25 uczniów będzie miało zbieżny cel, czyli będzie chciało się kształcić w zakresie rozszerzonym z tego przedmiotu. A w podstawie programowej jest tak, że my musimy wprowadzić od 2 do 4 przedmiotów w zakresie rozszerzonym. Tutaj nie ma wyjścia i te dwa przedmioty w zakresie rozszerzonym trzeba na dany oddział wprowadzić. W związku z tym nie jest powiedziane, że po utworzeniu LO w Wąsoszu wszyscy uczniowie gimnazjum w Wąsoszu, którzy chcą się kształcić w szkole ponadgimnazjalnej oraz ci z okolic, podejmą naukę w utworzonym LO. My mamy podobny problem. Odchodzą nam absolwenci naszych gimnazjów do Leszna, bo tam mają inne kierunki kształcenia a też wybierają dalej położone szkoły, np. we Wrocławiu.
Nie chodzi tylko o nasze liceum, ale również, że młodzież dzieli się na Rawicz. I tu Państwo mówili tylko o Rawiczu, tak jakby od nas, tzn. z górowskiego liceum czy innej szkoły my byśmy niczego nie tracili. Jednak my będziemy tracić dużo. Ponadto, nie powiem, mamy wyspecjalizowaną kadrę. Kadra, która już tyle lat pracuje, przygotowuje uczniów do matury. Przygotowanie tych uczniów do matury nie jest rzeczą łatwą w dobie dzisiejszej. W związku z tym sądzę, że szkoda byłoby, gdyby ta kadra pozbawiona pracy. Jako dyrektor tez muszę o tym myśleć, bo już w tym roku rozpoczęły się ograniczenia, jeżeli chodzi o zatrudnienie a jeżeli będzie o 2 oddziały mniej, to już wiadomo, że ta praca, dla niektórych się zakończy. A znając realia z pracą jest trudno. Jeszcze zwiększyłoby się bezrobocie kosztem nauczycieli naszego liceum”.
Po wystąpieniu dyrektorki naszego LO przewodniczący komisji – Grzegorz Aleksander Trojanek zaprosił radnych do dyskusji. Ochotników zabrakło. Stanęło na tym, że wśród uczniów gimnazjów z gminy Wąsosz przeprowadzone zostaną anonimowe ankiety dotyczące ich preferencji przy wyborze szkoły ponadgimnazjalnej. Ponadto postanowiono zwrócić się do związków zawodowych działających na terenie placówek oświatowych z prośbą i wyrażenie opinii na temat powołania LO w Wąsoszu. Na mój gust i doświadczenie pomysł ten jest już zimnym trupem.
Teraz rozpocznie się cudna, a dla niezorientowanych, pasjonująca gra pozorów.
A jutro, przed weekendem, uraczę Państwa postem o spotkaniu koalicyjnym (?), które miało miejsce po sesji. Zapraszam serdecznie, bo będzie co poczytać.
Sprawa utworzenia LO w Wąsoszu była jednym z tematów, które omawiano podczas posiedzenia Komisji Oświaty, Kultury i Sportu 17 listopada. Przewodniczący komisji – Grzegorz Aleksander Trojanek, poprosił naczelnika Wydziału Oświaty, Kultury, Sportu i Promocji – Sławomira Bączewskiego o przedstawienie „mapy drogowej”, która ma doprowadzić do opracowania strategii rozwoju oświaty w powiecie górowskim na szczeblu ponadgimnazjalnym. Jak stwierdził przewodniczący komisji: „znając życie można się spodziewać, że strategia ujrzy światło dzienne w czerwcu przyszłego roku.”
„Mapę drogową” przygotował członkom naczelnik Sławomir Bączewski. Zanim jednak zabrał rozpoczął swój wykład naczelnik o głos poprosił starosta Piotr Wołowicz.
„Za strategię będzie odpowiadał Zarząd, więc może najpierw stanowisko Zarządu w tej sprawie. Generalnie, jeżeli chodzi o temat strategii, teraz rozumiem ten zapis, który pan przewodniczący przedstawił, że chodzi jakby o przedstawienie kierunku dojścia. Natomiast, jeżeli chodzi o ten punkt „strategia rozwoju”, to on nie do końca był jasny, a przynajmniej tak to odczytałem, że dzisiaj mielibyśmy o tym rozmawiać. A myśmy o tym mówili jakiś czas temu, że jeżeli chodzi o przygotowanie strategii, to jej potrzeba jest absolutnie oczywista, i to wynika z różnych powodów, chociażby tych, które już są i są nowe, które pojawiają się na przełomie ostatnich tygodni czy też miesięcy. To wszystko powoduje, że przygotowanie absolutnie nowej, przystosowanej do tej nowej rzeczywistości, prawnej, ustawowej czy w ogóle rzeczywistości, chociażby ze względu na liczbę uczniów, jest niezbędne i myśmy już wstępnie określili taki plan, takiego dojścia do strategii i zaangażowania, jak największej ilości osób, które mogłyby wnieść swoje pomysły, doświadczenie do strategii.
Jeżeli chodzi o czasokres, to ja myślę, że ten termin, o którym pan przewodniczący mówił, jest ostateczny. Chcielibyśmy to zakończyć jeszcze wcześnie, myślę, że w maju powinny zapaść pewne decyzje, które wymagają uchwał podejmowanych przez Radę, ale to będzie się wiązało z pewnymi decyzjami, które chociażby ustawowo należy podjąć albo wskazać jeszcze w trakcie roku szkolnego czy czasami do końca maja, a niektóre nawet jeszcze wcześniej. I dlatego też chcielibyśmy od miesiąca grudnia, czyli tego okresu, do którego zakładaliśmy, że musimy zebrać wszystkie dane statystyczne z lat poprzednich, teraz już są i możemy przystąpić do pracy. Przygotujemy taki bardzo szczegółowy harmonogram, łącznie z zaproszeniem osób, które brałyby udział w tej strategii, tyle, że, tak jak powiedziałem, maj – chcielibyśmy żeby ta strategia została w pewien sposób zakończona, łącznie z podejmowaniem decyzji w formie uchwał, które będą w ramach tej strategii.
Natomiast w dzisiejszym spotkaniu to, co było wcześniej ustalone, pan naczelnik wprowadzi komisję jak gdyby do pewnego problemu, który też chcieliśmy żeby został rozwiązany czy też wynikał w ramach strategii ze względu na to, że inicjator tego przedsięwzięcia, pan burmistrz Stuczyk, a chodzi oczywiście o utworzenia liceum w Wąsoszu, jak gdyby naciska nas, co do podejmowania w miarę szybko tej decyzji, dlatego też myślę, że dzisiaj będzie dobry moment żeby rozpocząć wstęp do tej strategii od tego wątku najbardziej pilnego, który myślę, że w dużej części kładzie się na podejmowanie innych decyzji w ramach tych szkół, które już teraz prowadzimy i chyba po tej prezentacji będziemy mogli, tak myślę, dyskusję, która gdzieś tam się pewnie zakończy za jakiś już czas konkretnymi decyzjami”.
To była wypowiedź pana starosty Piotra Wołowicza. Trudno wprost uwierzyć, że w takim potopie słów (416) można zawrzeć tak niewiele myśli, chociaż mówca, pan starosta Piotr Wołowicz, aż czterokrotnie zapewnia nas, że „myśli” odmieniając to słowo na różne sposoby. „Mówka” pana starosty Piotra Wołowicza stanowi klasyczny przykład inflacji słów, które zawierają minimum informacji i danych. Wygląda na to, że dane i fakty zastąpione został słowotokiem, który ma na celu wprowadzenie odbiorcy w stan znudzenia, tak by ten stracił zainteresowanie dla omawianego tematu. Jeżeli jeszcze dodamy do tego lichą składnię budowanych zdań, monotonię wypowiedzi, ubogie słownictwo (którego osobiście bym się wstydził), fatalne akcentowanie wypowiadanych fraz, to raczej należy unikać sytuacji, w których młodzież będzie miała zaszczyt słuchać pana starosty Piotra Wołowicza, albowiem „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym … .
Patrząc jednak na partyjną przynależność pana starosty Piotra Wołowicza, to należy pamiętać, iż w PO modne jest mielenie jęzorem, które zastępuje rzeczywistą pracę. Gdyby ilość wypowiedzianych obietnic wyborczych, tych i poprzednich, składanych przez prominentnych polityków – gadaczy tej „partii”, zamienić na metry kwadratowe asfaltu, mielibyśmy więcej autostrad i dróg niż USA i Kanada razem wzięte.
Głos zabrał przewodniczący Komisji Oświaty, Kultury i Sportu, który stwierdził: „Panie starosto, oczywiście przepraszam, że nie powiedziałem o tym, że strategia przygotowywana jest przez Zarząd, ale to jest tak oczywiste, że w życiu nie sądziłbym inaczej”.
Ponownie głos zabrał pan starosta Piotr Wołowicz: „Jak Państwo wiecie, większość konkursów na stanowiska dyrektorów szkół będziemy ogłaszać w czerwcu, więc chcielibyśmy, by ci ewentualni, potencjalni, kandydaci, albo ci obecni dyrektorzy, którzy będą przystępowali, mogliby to robić na podstawie tej nowej strategii, tej wiedzy pełnej, do czego przystępują, którymi szkołami ewentualnie chcą kierować i w jaki sposób te szkoły będą się rozwijały”.
Następnie naczelnik wydziału Sławomir Bączewski przedstawił tendencje demograficzne na terenie gminy Wąsosz. Z zebranych danych i analizy wynikło niezbicie, iż w gminie Wąsosz mamy do czynienia ze zjawiskiem niżu demograficznego, co nie rokuje dobrze powstaniu tam LO.
Głos zabrała dyrektorka LO w Górze – Małgorzata Patrzykąt:
„Zaskoczona jestem ale postaram się, bo to pismo było dawno, dlatego jest ściąga. Przede wszystkim, tak jak Państwo widzą, zmniejsza się liczba uczniów i zmniejsza się liczba oddziałów. Odczuwamy to i w naszej szkole. Obecnie mamy 4 oddziały klas pierwszych a mieliśmy nie tak dawno jeszcze 6. Ta tendencja spadkowa się utrzymuje i będzie się utrzymywać. Wobec tego, nie ukrywam, że jeden oddział, jaki by nam odszedł, wąsoski, bo tak zazwyczaj jest, że jeden oddział jest tworzony przez Wąsosz, zmniejszyłby u nas liczbę uczniów drastycznie i doprowadził do tego, że pierwsze oddziały mogłyby być nawet dwa. Odczulibyśmy tą zmianę, i to na niekorzyść. Uczniowie z Wąsosza, z moich informacji wynika, że nie mają problemów z dojazdem, nie mają problemów z tym, aby do naszej szkoły się dostać. Łączą się, że tak powiem, w różne grupy, dojeżdżają samodzielnie samochodami i w zasadzie problem dojazdu nie jest tutaj zbyt istotny.
Jeżeli chodzi o samo utworzenie tej jednostki, czyli jeżeli chodzi o liceum wąsoskie, nasze liceum ma swoja tradycję, ma swoje zadania i realizuje je tak, jak potrafi najlepiej. Utworzenie, nie wiem czy to miałoby być przy gimnazjum czy samodzielne, ale utworzenie jednego lub dwóch oddziałów w Wąsoszu również będzie problematyczne. Nie wiem czy Państwo zdają sobie sprawę, ale zgodnie z nową reformą a ściśle mówiąc nową podstawa programową troszeczkę zmieni się zakres i kształt przedmiotów. W związku z czym, jeżeli będzie jeden oddział, on będzie musiał być określony tylko na jedno przedmiotowość, czyli nie będzie możliwa taka sytuacja, że np. część uczniów wybierze biologię, część geografię a część chemię. Możliwy jest tylko jeden jedyny przedmiot a nie wiadomo czy tak się trafi, że np. 30 lub 25 uczniów będzie miało zbieżny cel, czyli będzie chciało się kształcić w zakresie rozszerzonym z tego przedmiotu. A w podstawie programowej jest tak, że my musimy wprowadzić od 2 do 4 przedmiotów w zakresie rozszerzonym. Tutaj nie ma wyjścia i te dwa przedmioty w zakresie rozszerzonym trzeba na dany oddział wprowadzić. W związku z tym nie jest powiedziane, że po utworzeniu LO w Wąsoszu wszyscy uczniowie gimnazjum w Wąsoszu, którzy chcą się kształcić w szkole ponadgimnazjalnej oraz ci z okolic, podejmą naukę w utworzonym LO. My mamy podobny problem. Odchodzą nam absolwenci naszych gimnazjów do Leszna, bo tam mają inne kierunki kształcenia a też wybierają dalej położone szkoły, np. we Wrocławiu.
Nie chodzi tylko o nasze liceum, ale również, że młodzież dzieli się na Rawicz. I tu Państwo mówili tylko o Rawiczu, tak jakby od nas, tzn. z górowskiego liceum czy innej szkoły my byśmy niczego nie tracili. Jednak my będziemy tracić dużo. Ponadto, nie powiem, mamy wyspecjalizowaną kadrę. Kadra, która już tyle lat pracuje, przygotowuje uczniów do matury. Przygotowanie tych uczniów do matury nie jest rzeczą łatwą w dobie dzisiejszej. W związku z tym sądzę, że szkoda byłoby, gdyby ta kadra pozbawiona pracy. Jako dyrektor tez muszę o tym myśleć, bo już w tym roku rozpoczęły się ograniczenia, jeżeli chodzi o zatrudnienie a jeżeli będzie o 2 oddziały mniej, to już wiadomo, że ta praca, dla niektórych się zakończy. A znając realia z pracą jest trudno. Jeszcze zwiększyłoby się bezrobocie kosztem nauczycieli naszego liceum”.
Po wystąpieniu dyrektorki naszego LO przewodniczący komisji – Grzegorz Aleksander Trojanek zaprosił radnych do dyskusji. Ochotników zabrakło. Stanęło na tym, że wśród uczniów gimnazjów z gminy Wąsosz przeprowadzone zostaną anonimowe ankiety dotyczące ich preferencji przy wyborze szkoły ponadgimnazjalnej. Ponadto postanowiono zwrócić się do związków zawodowych działających na terenie placówek oświatowych z prośbą i wyrażenie opinii na temat powołania LO w Wąsoszu. Na mój gust i doświadczenie pomysł ten jest już zimnym trupem.
Teraz rozpocznie się cudna, a dla niezorientowanych, pasjonująca gra pozorów.
A jutro, przed weekendem, uraczę Państwa postem o spotkaniu koalicyjnym (?), które miało miejsce po sesji. Zapraszam serdecznie, bo będzie co poczytać.
środa, 23 listopada 2011
Progi i bariery
Członkowie Komisji Zdrowia i Opieki Społecznej wysłuchali następujących wyjaśnień prezesa spółki Powiatowe Centrum Opieki Zdrowotnej w Górze.
Prezes Stanisław Hoffmann: „Ja mogę powtórzyć tylko to, co mówiłem na spotkaniu z radnymi. Należy dokonać wyboru koncepcji. Albo doprowadzić ten szpital do takiego poziomy, aby to nie było muzeum medycyna, ale by był to szpital. Jak mam być kustoszem tego, to ja się na to nie godzę. Rzecz jest w tym, że pewien poziom medyczny trzeba osiągnąć Popatrzymy na to przez pryzmat mostu. Jak się zwiększy ruch przez miasto wzrośnie liczba wypadków, nastąpi wzrost urazowości. A w pobliżu nie ma szpitala, żadnego. Przed mostem jest Lubin a za mostem Góra. To jest odległość pięćdziesięciu paru kilometrów. Więc trzeba by się zastanowić czy nie utworzyć OIOM – u lub szpitalnego oddziału ratunkowego i spróbować zdobyć na ten cel środki centralne. To jest strategiczne działanie, do przodu. To jest pewna strategia opieki medycznej. Doszedłem do wniosku, że trzeba zastanowić się nad odbudową punktu krwiodawstwa, by był u nas „Bank krwi”. To są dzisiaj rzeczy podstawowe. A jak będzie, to zobaczymy. Czas pokaże. Na razie mam zrobiony bilans zysków i strat i mniej więcej orientuję się już w sprawie.
Nie wiem czy pan starosta pozwoli cytować cyfry…”.
Edward Szendryk: „To jest poufne i nikt na zewnątrz nie będzie…”.
Prezes Stanisław Hoffmann: „Nie może być poufne …”.
Edward Szendryk: „Chodzi mi o to, że jeżeli te cyfry miałyby dotyczyć zamierzeń, to …”.
Prezes Stanisław Hoffmann: „Ja powiem, że na razie mamy taką tendencję, że strata się obniża w ciągu każdego miesiąca o 50 tys. zł. Ta tendencja jest zauważalna od sierpnia i września. W liczbach wygląda to tak: z 215 tys. zł ma koniec sierpnia do 179 tys. zł. Trzeba na to brać poprawkę. Pewne oszczędności zrobione obecnie zaprocentują za jakiś czas. To jest raz a dwa, to to, że wzrosną koszty stałe. Dojdzie ogrzewanie, wzrost kosztów energii. To jest bardzo duży koszt stały. Jest na przykład przeszacowane zapotrzebowanie energetyczne na szpital. Takiej mocy nie potrzebujemy i od 1 stycznia przyszłego roku ją zmniejszymy. Te przeszacowanie zapotrzebowania na energię powoduje większe opłaty stałe. Zmniejszymy je i 15kW, może 20 kW.
Mam ten bilans złożony, ale nie chciałbym mówić o nim w szczegółach, bo wypada, by Rada Nadzorcza zobaczyła go pierwsza. Bilans ma szczegółowy opis, który pozwala zorientować się, co i gdzie zrobiliśmy przez te 3 miesiące. Mamy pierwsze wejrzenie w sytuację i będziemy ciąć wydatki. Nie oznacza to, że wszędzie się da ciąć. Ile możemy zaoszczędzić na lekach? A nie chciałby zwalniać ludzi, ale jeżeli będzie taka sytuacja, to trzeba będzie to zrobić. Wiele osób przejdzie na umowy cywilne, bo gdyby nie było tego nieszczęśliwego zapisu o tym odpisie na Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych, który jest fikcją, bo na to pieniędzy i tak nie ma, to można powiedzieć, że spółka wychodziłaby prawie na zero”.
Piotr Iskra: „Trzeba panie prezesie wykorzystać te limity, które zostały do końca roku”.
Prezes Stanisław Hoffmann: „Oczywiście przychód jest ważny, ale na niektórych oddziałach, niestety, ten przychód nie jest zadawalający mnie. Są tam drobne nieścisłości a ja jestem człowiekiem wymagającym. Powiedziałem, że jeżeli nie będzie oszczędnościowej polityki, to będę musiał kierowników wymieniać. Kontrakt musi być wykonany. Rozumiałbym, że gdyby nie było pacjentów, bo nie chcą przyjść, ale są, przychodzą. Na razie jest taka sytuacja. Wszyscy kierownicy oddziałów są powiązani umowami do końca roku a w tych umowach są takie zapisy, że ja nic nie mogę zrobić.
Już jest przygotowane zarządzenie o rozpisaniu konkursów na usługi medyczne, oddziałowe. Konkurs będzie publiczny, otwarty. Ja wyznaję zasadę, że nikt nie jest przywiązany do stanowiska na wieki. Jeżeli do konkursu przystąpi osoba kompetentna, bardziej rozumiejąca obecne warunki, to będzie wymiana. Na każdym szczeblu. Żarty się skończyły, bo tu sytuacja wygląda tak, że ten szpital walczy o byt, i to każdego dnia. A jego los jest zależny nie od tych pacjentów, którzy do niego przyjdą, ale od poziomu medycznego, jaki ten szpital będzie reprezentował. Czy jest czy garbaty czy rudy jest lekarz, czy gruba lub chuda jest pielęgniarka, to nie jest istotne. Ważne jest to, by reprezentowali odpowiedni poziom medyczny, na który składają się: wykształcenie ludzi i sprzęt medyczny. Wracając do funduszu socjalnego. Została złożona dla związków zawodowych taka propozycja, by tego funduszu już na rok 2012 nie tworzyć, bo i tak jest on nierealny. I tak wszyscy o tym wiemy, bo nie mamy takich możliwości finansowych.
Konkurs na świadczenie usług medycznych dla szpitali został odwołany przez NFZ, póki co. Myśmy już zrobili ofertę, przygotowali, wydrukowali, aby dzisiaj złożyć, to wczoraj o 16 odwołali”.
Edward Szendryk: Czyżby nowa koncepcja ministerstwa?”
Prezes Stanisław Hoffmann: „To już nie o to chodzi! Prawie 400 stron zostało podpisanych, podstemplowanych i teraz możemy je tylko do kosza wyrzucić, bo będzie nowy. A prawdopodobnie na dwa pierwsze kwartały maja być ze szpitalami podpisane aneksy do dotychczasowych umów. Na razie jest tak, że na te dwie poradnie specjalistyczne przyznane jest nieco więcej pieniędzy. Mówię tu o chirurgii i ginekologii. Ale tam też nie jest dobrze, bo nie jest dobra organizacja pracy. To musi po prostu się zmienić. Niektórzy maja umowę o pracę, są radnymi i nic nie mogę zrobić, mogą tylko trwać.
Edward Szendryk: „Ale zalecenia muszą wykonywać”.
Prezes Stanisław Hoffmann: „Tak, panie przewodniczący. Jeżeli ktoś jest człowiekiem rozumnym, to można usiąść i porozmawiać mówiąc: sytuacja jest taka, że jesteście radnymi i nic nie mogę zrobić. My się wykrwawiamy wszyscy, robimy oszczędności, to róbmy to solidarnie.”
Edward Szendryk: „Ja sobie nie wyobrażam. Bo jeżeli jestem radnym, to tym bardziej się staram …”.
Prezes Stanisław Hoffmann: „Sytuacja jest taka, że jak ja tłumaczę ciągle, że starostwo nie dołoży, bo raz, że nie ma do tego uprawnień i dwa, że nie ma skąd. Trzeba mieć tę świadomość po prostu. Oszczędność musi być. Wczoraj o godzinie 20 jestem w szpitalu a wszędzie światło pozapalane. Ludzie po prostu nie rozumieją. Nic się nie dzieje, cisza jest, ale nie ma tej świadomości, że przechodzi obok, to trzeba światło zgasić. Woda może lecieć ciepła – nikt nie zakręci. Wpojenie tych nawyków wymaga czasu. I być może wymiany kadry kierowniczej na szczeblach średnich”.
Edward Szendryk: „Dzisiaj lekarz musi nie tylko leczyć, ale też i zarządzać. I to nie na tej zasadzie, że tylko dajecie mi, dajecie, dajcie”.
Prezes Stanisław Hoffmann: „Mam takich pracowników, którzy są na zwolnieniu, a ja wiem, że w tym czasie są w Niemczech. Rozmawiam z lekarzem, który daje temu pracownikowi zwolnienie. Ren mówi, że już się poprawi, nie będzie dawał. Pracownik idzie do innego i ten daje…”.
Piotr Iskra: „Pracodawca nie może z jakąś komisją się udać?”
Prezes Stanisław Hoffmann: „Może zgłosić do ZUS, że to jest nadużycie. Tak zrobiliśmy. ZUS przeprowadził kontrolę i odpisał, że sprawdził. Dokumentacja lekarska jest w porządku i po sprawie”.
Piotr Iskra: „Może chodzić!”
Prezes Stanisław Hoffmann: „Ja już pomijam, że to robią wszyscy a nie tylko pracownicy szpitala. To jest nasza powszechna wada narodowa. Ktoś straci stawisko i zaraz na pół roku robi się chory.”
W tym miejscu przewodniczący komisji - Edward Szndryk opowiedział o takich samych przejawach bezmyślności i niegospodarności, które zaobserwował w 2001 roku. Stwierdził, iż: „Takich ludzi nie powinny bronić żadne związki zawodowe” oraz, że przez takie zaniechania: „Ręce można sobie poobrywać” a efekty i tak zostaną zaprzepaszczone. Zwrócił się do prezesa spółki o zwiększenie nadzoru nad pracownikami spółki.
Prezes Stanisław Hoffmann: „Ja musiałbym tam być stróżem, katem i nie wiem, kim jeszcze. Ja chodzę do szpitala wieczorami, w nocy. I powiem raz jeszcze, że ja wiem, iż wychodzę na potwora, ale wszyscy muszą się zaangażować, bo taka jest sytuacja tego szpitala.
Piotr Iskra: „Słyszałem panie prezesie, że na internie jest kłopot z wykonaniem kontraktu. Przydałby się tam jeszcze jeden lekarz”.
Prezes Stanisław Hoffmann: „Mama tego świadomość, że na tym oddziale niezbędne są zmiany i ja tego nie ukrywam”.
Dariusz Wołowicz: „Mam do pana prezesa dwa pytanie. Pierwsze, czy istnieje plan restrukturyzacji? Ile na dzień dzisiejszy pracuje osób w administracji?”
Prezes Stanisław Hoffmann: „Osiem osób ze mną. By szpital zbilansować na zero, to muszę, niestety ciąć koszty płac. Są dwie drogi. Albo ludzie przechodzą na umowy cywilne i wszystkie obciążenia, które towarzyszą umowie o pracę są ze szpitala automatycznie zdejmowane. Tu chcę powiedzieć, że na razie zawarłem z kilkoma pielęgniarkami kontrakty. One więcej pracują, ale i więcej zarabiają. I od razu zrobiło się w szpitalu nie fajnie. Bo czemu one tyle zarabiają a my mniej? No tak, ale one mają po 200 godzin. Ja szukam takich chętnych pielęgniarek, bo one dają z siebie konkretna pracę. Ja nie jestem zwolennikiem takiej sytuacji, że mam 200 osób i one wszystkie mają pracować. Wolę 150 osób, które pracują, rzeczywiście pracują i dobrze zarabiają. Zarobki, które obecnie są w szpitalu są żenujące. Niektórzy mają najniższą pensję. A trzeba pamiętać, że w szpitalu pracuje się w „świątek, piątek i niedzielę”.
Jak jest umowa kontraktowa i ona oddaje pielęgniarką pewien odcinek usług, to jest tak, że kto więcej pracuje, to ten więcej zarabia. Dotąd było ta, że lekarze mieli podpisane umowy w ten sposób, że mieli płacone zanim pieniądze z NFZ za wykonany kontrakt dotarły na konto szpitala. Część z nich zrozumiała mój postulat i będziemy płacić dopiero, jak otrzymamy pieniądze. Ten cały kapitał zakładowy, który był – 500 tys. zł – on został zużyty na to, co było zrobione, ale, za co pieniądze jeszcze nie wpłynęły. Tak to można żyć miesiąc, dwa, ale nie cztery miesiące, bo tak po prostu się nie da.
Część lekarzy się zgodziła na aneksy do umowy a część nie. Ja powiedziałem: to jest Państwa dobra wola. Umowy i tak kończą się 31 grudnia. Nie robię awantur tylko spokojnie czekam. Jeżeli ktoś ma rok do emerytury, to ja nie będę na niego nalegał, by przeszedł na kontrakt, bo to pozbawione jest sensu. Pozostawiam wszystkim swobodę wyboru. Rozmawiałem z grupa pielęgniarek i powiedziałem panią: jak wam się nie spodoba przez trzy miesiące wracamy do starych zasad. Nie zapominajmy przy tym, że kontrakt daje możliwość pracy w innych jednostkach. One tak sobie ustawią grafik, że pójdą zarobią u Szendryka i na Świętosławy, pójdzie do Parzonki i zarobi. A jak ma umowę o pracę, to sprawa jasna – zakaz pracy u konkurencji.
Czy ja mogę tolerować to, że na przykład lekarze pracują w innej poradni ginekologiczno – położniczej a nasza nie wykonuje kontraktu? Przecież ja tego tolerować nie mogę i nie zamierzam. Tam jest strata 25 tys. zł za trzy miesiące. To jest chore, po prostu! Ja musiałem tam swoje prywatne USG przywieźć, by ściągnąć pacjentów. Mam dwa, to jedno pożyczę do szpitala za darmo, żeby te pieniądze z kontraktu nam nie uciekły.
Edward Szendryk: „To jest sabotaż!”
Prezes Stanisław Hoffmann: „Proszę mi panie przewodniczący wytłumaczyć, co ja mam zrobić, jeżeli jest umowa o pracę i ktoś jest związkowcem albo radnym? Przecież ja mogę tylko go poprosić. Prawda? Bo jak napiszę do Rady, że chcę go zwolnić, to będzie taka wojna, że cała Góra będzie się śmiała. Nie chcę tego robić! A po co mam to robić?
Edward Szendryk: „Jeżeli jest odpowiedzialny za poradnię i nie realizuje programu, nie jest w stanie stawianych przed nim wymogów spełnić, to znaczy, że na tym stanowisku jest nieodpowiedni człowiek”.
Prezes Stanisław Hoffmann: „Człowieka już nie ma. Na początku była wielka obraza majestatu, bo kierownik dostał zwolnienie dyscyplinarne, bo w pracy go nie było. A on w tym czasie pracował w innej firmie. Miał umowę o pracę. Przecież to była granda w biały dzień! Chcecie?! Proszę bardzo! Bierzcie kontrakt i dzielcie się nim. Kto więcej pracuje – więcej ma! A nie tak, że obojętnie ile zrobią, kontraktu nie wyrobią a szpital musi tyle zapłacić, co w umowie”.
Edward Szendryk: „W Lesznie kontrakty trzeba wykonać na pierwszym miejscu a później dopiero żyje sobie prywatka. To, co się należy szpitalowi wykonywane jest w 100% i jeszcze są nadwykonania. Inaczej jest to nieuczciwe wobec szpitala, bo nie wyrabia się dochodu”.
Prezes Stanisław Hoffmann: „Jasne!. Ale największy problem jest z pogotowiem. To był największy błąd, jaki mógł się zdarzyć.
Edward Szendryk: „Ja do dzisiaj nie wiem, dlaczego tak się stało. Czy zrobiła to poprzednia dyrekcja czy oferta była słaba?”
Prezes Stanisław Hoffmann: „Oferta była niekonkurencyjna”.
Edward Szendryk: „Czyli nie chciało się”.
Prezes Stanisław Hoffmann: „Ja nie chcę nikogo obarczać. Ale jeżeli tam była różnica 40 punktów, to jest ogromna różnica. Ze wschowskim pogotowiem szpital ma problem. Oni przywożą nam zawałowca, zostawiają a my musimy go odwozić na własny koszt. Oni muszą poczekać na pacjenta i zawieźć go na kardiologię. Tu nawet nie chodzi o to, że dwa razy koszta są robione, tylko o to, że chory może tego nie przetrzymać. Jeżeli chodzi o ratownictwo medyczne, to moje stanowisko jest zdecydowane – ono musi być strukturze szpitala. Teraz jest obca firma i my nie mamy wpływu na to, jak oni funkcjonują. My możemy tylko robić awantury. I one są. Z powodu utraty pogotowia miasto się z nas śmieje.
Zbigniew Józefiak: „U nas mentalnościowo wszystko zawieszone jest na jednej osobie, i to obojętnie, kto by nią był. A więc, na poprzednim dyrektorze szpitala, obecnym prezesie. Musimy sobie jasno powiedzieć jedną rzecz: Zarząd jednoosobowy szpitala przyjęła Rada Powiatu i to rodzi pewne skutki. A to takie, że ta jedna osoba, ten jednoosobowy Zarząd czyha na majątek szpitala. Przecież to jest obłęd! Nie można wytwarzać takiej atmosfery, że koło majątku szpitala dzieje się coś niedobrego, że jest drugie dno. A prawda wygląda tak, że to Rada Powiatu świadomie przyjęła jednoosobowy Zarząd z powodów oszczędnościowych. Nie mamy pieniędzy, gdyby były Zarząd mógłby być trzyosobowy, to jest model klasyczny. Ale nawet wówczas mówiono by, że trzy osoby się zmówiły i zagarną majątek. Tak nie jest!”.
Prezes Stanisław Hoffmann: „Nie ma w tym szpitalu takiej zasady, że jest księga na planowe operacje. Pacjent przychodzi ze skierowaniem od lekarza rodzinnego o wie, że np. 20 listopada ma przyjść na internę, na diagnostykę. To jest planowe, to można zaplanować. Tak samo na każdą inna operację planową. Nie może być tak, że ordynator ma to w kieszeni czy szufladzie. Jest księga i pacjent będzie się rejestrował u pielęgniarki, w centralne dyżurce, na dole. Tam będzie zapisany, tam otrzyma wypis i nie będzie chodził po całym szpitalu i szukał osoby, która mu go wypisze”.
Członkowie komisji jeszcze chwilę porozmawiali na tematy medyczne i rozeszli się z bagażem wiedzy do przemyślenia.
wtorek, 22 listopada 2011
Sesja - ekspres
Sesja Rady Powiatu, która odbyła się 21 listopada zleciała, jak z „bicza trzasnął”. Radni w iście stachanowskim tempie przyjmowali kolejne punkty obrad, które tego dnia miały najczęściej charakter informacyjny. I tak radni przyjmowali informacje ze: stanu realizacji zadań oświatowych z uwzględnieniem wyników egzaminów maturalnych i zawodowych za rok 2009/2010, realizacji zadań geodezji, katastru i gospodarki gruntami, przygotowania planów zimowego utrzymania dróg, raportu o stanie środowiska na terenie Dolnego Śląska, Powiatowego Inspektora Sanitarnego o stanie sanitarnym w naszym powiecie.
Ponadto radni przyjęli uchwały o zmianach w tegorocznym budżecie naszego powiatu, które omawiano na komisji budżetu. Jednym z punktów obrad było przyjęcie „Programu w sprawie współpracy z organizacjami pozarządowymi na rok 2011. W budżecie na rok 2012 na ten cel przeznaczono kwotę 70 tys. zł.
Sesja przebiegała bezkonfliktowo i obyło się bez dyskusji. Były jednak fragmenty obrad, które przyciągały uwagę gości uczestniczących w sesji.
Znamienny był moment, kiedy po przegłosowaniu zmian w budżecie, które ograniczały wydatki w jednostkach oświatowych o głos poprosiła dyrektor Specjalnego Ośrodka Szkolno – Wychowawczego panie Wiesława Stuczyk i zadała pytanie czy kierowanej przez nią jednostce właśnie obcięto budżet na rok bieżący o kwotę 40 tys. zł. Ponieważ nikt nie kwapił się z odpowiedzią, więc mi pozostało przytaknięcie pani dyrektor.
W oświacie cięto równo, ale nie dla wszystkich. I tak obcięto również budżety w Powiatowym Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Poradni Pedagogiczno – Psychologicznej, Powiatowym Urzędzie Pracy, Powiatowym Zarządzie Dróg, Starostwie Powiatowym. Środki zabrane tym jednostkom zostały przeznaczone – jak czytamy w uzasadnieniu do uchwały: „na zapłatę przejętych zobowiązań po zlikwidowanym SP ZOZ w Górze i na uzupełnienie braków wykazanych w Zespole Szkół w Górze (425 tys. zł) oraz Liceum Ogólnokształcącym w Górze (133.190 zł)”.
W trakcie sesji głos zabrał radny Władysław Stanisławski, który nieco kontestował Zarządzenie Przewodniczącego Rady Powiatu – Zbigniewa Józefiaka. Zarządzenie Przewodniczącego Rady dotyczyło uregulowania spraw związanych z obradami komisji stałych Rady Powiatu. W dokumencie tym Przewodniczący Rady Powiatu wskazał, iż: „Posiedzenia stałych komisji odbywają się w terminach uzgodnionych w Biurze Rady z wyłączeniem dni w których odbywają się sesje Rady Powiatu Górowskiego”.
W ten sposób skończono z przykrą i smutną praktyką polegająca na tym, iż komisje Rady Powiatu obradowały bardzo często, i zbyt często, na łapu – capu, czyli na godzinę przed sesją. W praktyce oznaczało to, iż nie było czasu na dyskusje a komisja odbywała się „po łepkach" i często kończono ją w pośpiechu, bo zaczynała się sesja.
Zarządzenie porządkuje również kolejny problem występujący w pracach komisji Rady Powiatu. Chodzi tu o nakładanie się posiedzeń na siebie, bądź niewielki margines czasowy pomiędzy godzinami obrad poszczególnych komisji. Problem polegał na tym, że każdy z radnych należy do 2 komisji. Bywało często tak, że pomiędzy obradami komisji, do której należał radny X był zbyt mały przedział czasowy. I działo się często tak, że posiedzenie komisji A kończono w panice, bo rozpoczynała się komisja B, do której również należał radny X.
Przewodniczący Zbigniew Józefiak wydanym zarządzeniem położył kres tego typu praktyką, które nie sprzyjały wnikliwości przy rozpatrywanych spraw.
W zasadzie radny Władysław Stanisławski nie miał nic przeciwko meritum zarządzenia, bo sam wiedział, iż takie praktyki są w samorządzie powiatowym są nagminne. Radnemu szło o to, że być może słowo „zarządzenie” jest zbyt mocne. Nie negował jednak samego faktu, że uporządkowanie tego problemu było zasadne. Trzeba tu dodać, że Przewodniczący Rady treść owego dokumentu uzgodnił z radcą prawnym starostwa, który nie wniósł do jego podstaw prawnych żadnych zastrzeżeń.
W punkcie „interpelacje i zapytania” głos zabrał radny Grzegorz Aleksander Trojanek, który z całą pewnością jest w tej radzie rekordzistą w ilości interpelacji skierowanych do Zarządu. Tego dnia radny Grzegorz Aleksander Trojanek miał do Zarządu następujące pytanie:
1. Na jakim etapie jest realizacja remontu c.o i dachu Liceum Ogólnokształcącego w Górze?
2. Jaka jest aktualna sytuacja finansowa spółki PCOZ w Górze (chodzi o szpital)?
3. Czy dokonano już wymiany kotła c.o i komina w obwodzie drogowym w Niechlowie?
4. Jakie jest zaawansowanie prac przy tworzeniu Pracowni Historii Powiatu Górowskiego przez Powiatowe Centrum Doskonalenia Nauczycieli, by mogła rozpocząć swoją misję 1 stycznia 2012 r., zgodnie z dokumentem, jaki przyjęliśmy?
5. Jakie – w najbliższym okresie czasu – akcje podjął Zarząd, by degradacji nie ulegały obiekty po Państwowej Straży Pożarnej przy ulicy Kościuszki i tzw. „pałacyku” przy ulicy Podwale?
6. Czy nie ma możliwości, by podjąć decyzję w sprawie budynku (ja sobie tu jeszcze dopisałem – ruinie) przy ulicy Armii Polskiej sąsiadującego z bardzo dobrze już obecnie wyglądającymi obiektami Zespołu Szkół i Centrum Kształcenia Praktycznego i Ustawicznego w Górze?
Radny Grzegorz Aleksander Trojanek zadana pytania złożył w Biurze Rady i będzie oczekiwał na wyczerpujące odpowiedzi Zarządu Powiatu, które musi otrzyamć w ciągu 14 dni.
Interpelację w imieniu mieszkańców wsi Ligota złożył radny Piotr Iskra. Mieszkańcy tej miejscowości chcą, by powstał tam chodnik. W związku z tym swoim marzeniem chcą wiedzieć, kiedy powstanie dokumentacja techniczna na jego wykonanie.
W kilkanaście minut później w sali obrad Rady Powiatu zrobiło się wesoło. Przewodniczący Rady Powiatu Zbigniew Józefiak:
„Wpłynął wniosek z komisji Spraw Publicznych i Drogownictwa. Przeczytam Państwu, to są dwa zdania”. Przewodniczący odczytał treść wniosku: „Uprzejmie proszę o organizowanie w razie potrzeb spotkań radnych Rady Powiatu górowskiego w celu omawiania bieżących spraw organizacyjnych. Wniosek o przeprowadzenie spotkań został podjęty na Komisji Spraw Publicznych i Drogownictwa w dniu 8 listopada 2011 r.”.
Przewodniczący po odczytaniu treści wniosku kontynuował:
„W tym punkcie chciałbym poprosić o doprecyzowanie, czego te spotkania miałyby dotyczyć, ewentualnie podanie, na podstawie, jakiego aktu prawnego takie spotkanie miałoby być zorganizowane? Bardzo proszę, może pani przewodnicząca będzie dopowiedzieć tę kwestię”.
Głos zabrała przewodnicząca Komisji Spraw Publicznych i Drogownictwa - radna Danuta Rzepiela:
„Sprawy organizacyjne, to wiadomo, bolączki, co chcemy zrobić, co Przewodniczącemu się podoba, co się nie podoba, co my mamy, jakie problemy z Przewodniczącym. To jest chyba nie na forum. Takie spotkanie, przynajmniej raz na pół roku organizacyjne, powinno być. Nieoficjalne, oczywiście w Biurze Rady, to nie musiałoby być wyjazdowe, bez kosztów. Takie spotkanie w Biurze Rady raz na pół roku z Przewodniczącym powinno być. A doprecyzować nie muszę, bo to będziemy na zebraniu, każdy ma swoje problemy, każdy ma jakieś sprawy, że to może być wyjaśnione między nami w Biurze Rady”.
Przewodniczący Zbigniew Józefiak: „Rozumiem. Coś już więcej wiem, bo tu było napisane, że według potrzeb. Tylko, kto miałby te potrzeby określić? Teraz już rozumiem, że jest konkretny wniosek, by minimum raz na pół roku …”.
Danuta Rzepiela: „Robić spotkania…”.
Przewodniczący Zbigniew Józefiak: „To coś precyzuje. Rozumiem, że Przewodniczący miałby takie kompetencje w ramavh jakiegoś zbiorczego, że tak powiem, posiedzenia zbiorczego komisji Rady Powiatu, bo …”
Danuta Rzepiela: „Nie komisji. Całej Rady. Można zrobić raz na pół roku spotkanie wszystkich radnych …”
Przewodniczący Zbigniew Józefiak: „Ale na podstawie jakiego aktu prawnego całej Rady? Proszę mi wskazać, bo jeżeli zwołujemy…”
Danuta Rzepiela: „Ale to musi być akt prawny żeby spotkanie zrobić? Przecież …”.
Przewodniczący Zbigniew Józefiak: „Dobrze. Ja poproszę panią radczynię prawną, by tę rzecz doprecyzować. Przewodniczący występując z propozycją spotkania musi mieć jakiś mandat do tego. Proszę bardzo, pani radca prawny”.
Radca prawny: „Rada Powiatu obraduje na sesjach. Formą, w której Rada pracuje, spotyka się, spotykają się wszyscy radni jest sesja. Sesja, której tryb zwołania określony jest w statucie, musi być porządek obrad, określone punkty, itd., itd. Tak, że nie ma ….”.
Danuta Rzepiela: „A takie nieformalne spotkania, robocze …”.
Radca prawny: „Takie spotkania, to jak pani mówi. Mają one charakter nieformalny, są niezależne od Przewodniczącego. Radni spotykają się na sesjach, w trybie określonym w statucie i ustawie o samorządzie powiatowym”.
Danuta Rzepiela: „Oczywiście. Oczywiście”.
Radca prawny: „Radni pracują też na komisjach i też zwoływanych przez przewodniczących komisji, w trybie określonym w statucie. W związku z powyższym nie ma tutaj …”.
Danuta Rzepiela: „Ale takie nieformalne …”.
I tak to ciągnęło się jeszcze przez kilka minut. W końcu uzgodniono, że takie spotkania będą się odbywały a zwoływane będą, w formie wspólnych, połączonych komisji. Jest to wyjście idealne, bo zgodne z ustawą o samorządzie a jednocześnie otwarte dla wszystkich, którzy chcą przysłuchiwać się obradom radnych. Prawo nie dopuszcza możliwości, by były „nieformalne” spotkania radnych, i do tego jeszcze ta „nieformalność” odbywała się „nieformalnie” w budynku samorządu. Tak, że nie ma obaw Szanowni Państwo. Tr nieformalne spotkania będą jak najbardziej formalne. I otwarte dla publiki! Jak ja to kocham!
Kolejnym ciekawym punktem obrad było wystąpienie burmistrza Wąsosza – Zbigniewa Stuczyka. Ale o tym – wkrótce.
Spółka na tapecie
17 listopada odbyło się posiedzenie Komisji Zdrowia i Opieki Społecznej. W planie obrad znajdowały się dwa punkty. Pierwszy dotyczył zmian w budżecie w związku z przesunięciami (drobnymi) środków w Państwowym Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, którym zawiaduje Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Górze.
Drugi punkt obrad wzbudzał najwięcej zainteresowania, gdyż w nim znalazło się wystąpienie prezesa Powiatowego Centrum Opieki Zdrowotnej – Stanisława Hoffmanna. Prezes miał przedstawić radnym sytuację spółki, która funkcjonuje już od ponad 5 miesięcy. Przypomnieć wypada, iż dr Stanisław Hoffmann prezesem spółki został 10 sierpnia br., gdy to spuszczono - w końcu! - prezesa Piotra Rykowskiego, po jego kosztownych „rządach”. By nie być na bakier z prawdą, to warto również przypomnieć, iż prezesa tego bardzo długo tolerował starosta – pan Piotr Wołowicz.
Komisja w składzie: Edward Szendryk – przewodniczący, Piotr Iskra, Marek Hołtra, Dariusz Wołowicz – członekowie komisji oraz uczestniczący z czystego pragnienia i głodu wiedzy w jej obradach – przewodniczący Rady Powiatu musieli nieco poczekać na prezesa, gdyż ten kończył zabieg w szpitalu.
Ten czas komisja wykorzystała na przegłosowanie zmian w uchwale dotyczącej funduszy PFRON oraz wolną dyskusję.
Przewodniczący komisji – Edward Szendryk – zgodził się, że podział środków z PFRON jest optymalny i jednocześnie wyraził ubolewanie, że środków tych jest tak mało w stosunku do ogromu potrzeb. Z wyraźną dezaprobatą przewodniczącego komisji spotkał się fakt, iż zbyt mało środków jest przeznaczonych na przełamywanie barier architektonicznych dla ludzi niepełnosprawnych. Brakuje środków na dostosowanie łazienek, podjazdy. Na ten cel w budżecie PFRON przeznaczono tylko ok. 76 tys., a koszt dostosowania jednej łazienki wynosi kilkanaście tysięcy złotych. Zresztą, w tym roku – z powodu szczupłości środków – na dostosowanie łazienek pieniędzy nie przeznaczono. Pieniądze przeznaczano na podjazdy, uchwyty
Poruszano również problem wyjazdów osób niepełnosprawnych na turnusy rehabilitacyjne. Przewodniczący komisji stwierdził, iż pomimo wielu jego próśb nigdy nie udało mu się otrzymać listy nazwisk osób, które korzystają z wyjazdów na turnusy rehabilitacyjne. Jak stwierdził jego celem było ustalenie czy nie ma takiej sytuacji, że niektóre osoby korzystają często z tej formy wsparcia a innym się np. odmawia. Przewodniczący komisji dziwił się, że radni nie mają wglądu w te dane a mają zatwierdzać zmiany w budżecie PFRON. Wyraził przy tym swoje zdziwienie, gdyż wg niego występuje tu wyraźny brak logiki. „Jeżeli mamy kontrolować tylko wydatki, to dla kogo wydatki? To mnie interesuje” – zadał pytanie przewodniczący komisji. Danych tych radni nie otrzymują ze względu na ochronę danych osobowych, co wzbudza ich wątpliwości.
Oczekując na prezesa spółki radny Edward Szendryk zaprosił na salę obrad pana starostę. Podczas oczekiwania na pana starostę radni zastanawiali się czy mają prawo przepytywać prezesa czy też to uprawnienie przysługuje tylko Zarządowi Powiatu.
Przewodniczący Rady Powiatu – Zbigniew Józefiak stwierdził, że istnieje Rada Nadzorcza spółki, która powinna zobligować prezesa spółki do przedstawienia sytuacji szpitala. Rada Nadzorcza powinna zobowiązać prezesa spółki do sporządzenia programu restrukturyzacji i przedstawienia go do zatwierdzenia.
„Komisja Zdrowia też ma takie prawo, by poprosić prezesa o informacje. Nie mówmy, że nie. Tylko, że ta informacja idzie, jakby z trzeciego rzędu” – stwierdził przewodniczący Zbigniew Józefiak.
Z tym poglądem zgodził się również przewodniczący komisji – Edward Szendryk, który powiedział:
„My jesteśmy wysłannikami Rady Powiatu, najważniejszego organu w tym powiecie. Ja muszę powiedzieć, że przez ostatnie dwa, trzy lata, że radni zostali zepchnięci tylko do roli maszyny do głosowania. Zrobił się układ, kupczy się, że tak powiem różnymi stanowiskami, byle tylko utrzymać przychylność dla danego Zarządu. I obserwujemy to przez kilka ostatnich lat.
Muszę z przykrością powiedzieć, jako przewodniczący komisji, że my, jako pojedynczy radni, nigdy nie mamy prawa głosu a każda jakaś uwaga wypowiedziana głośno zawsze później się odbija, mówię choćby o sobie, na mojej pracy. Mówię to tylko o sobie, bo nie chciałbym się za nikogo wypowiadać. I dlatego jeśli jesteśmy tą najwyższą władzą w powiecie i mamy troszczyć się o zdrowie mieszkańców powiatu to, kto, jak kto, ale to radni powinni o wszystkim wiedzieć. Wiedzieć na przykład, jakie są plany wobec spółki. A my się dowiadujemy post factum, co jest wg mnie niedopuszczalne.
Bo chociażby biorąc udział w tworzeniu jakiejś koncepcji moglibyśmy swoje opinie wyrazić. To czy z nami by się zgadzano czy nie, to już inna sprawa, ale wiemy, że ten temat nie będzie załatwiony poza naszą osobą. A tak ja odbieram do dzisiaj, że tak jest. My, radni, jak to dawniej się mówiło – jesteśmy bezradni. Nie znam ani koncepcji funkcjonowania szpitala, ale wiem tyle, że ostatnia kadencja, to była stała nagonka m.in. na panią starostę, która – łącznie z panią dyrektor, ja dzisiaj widzimy – łatwego życia nie miała, ale jakaś koncepcja była i szło to logicznie wytłumaczyć. Była koncepcja, były zadania i te zostały wykonane, bo szpital funkcjonuje. Pozyskano środki z planu B.
Mam nadzieję, że nie zostaną one zmarnowane. Na dzień dzisiejszy, z chwilą zakończenia kadencji tamtego Zarządu powiatu, to ja nie znam realnych kroków świadczących, że idzie ten szpital w tym dobrym kierunku. I do dzisiaj mam takie samo zdanie. Wiemy tylko tyle, co w prasie, bo się zmieniają kadry, np. pan Rykowski, pan Rykowski powołuje pana dyrektora, pan dyrektor zastępuje pana Rykowskiego. Te czasy kiedyś wykpiliśmy, jako nienormalne. A dzisiaj widzę, że ta karuzela pojawia się, ale co szpital ma z tego? I mówimy, że Rada Nadzorcza odpowiedzialna jest.”
Zbigniew Józefiak: „Nie mówimy, tylko tak jest”.
Edward Szendryk: „Chcemy wiedzieć, że ta Rada czuje się gospodarzem, że jest odpowiedzialna a nie, że okaże się, że z różnych względów najpierw się rozsypie Rada Nadzorcza pan prezes spółki odejdzie i znowu zostaniemy ze złamanym masztem na oceanie. I będziemy dryfować w niewiadomo jaką stronę. Mam nadzieję, że jestem wyrazicielem wszystkich członków Komisji Zdrowia, bo chciałbym byśmy w tym procesie uczestniczyli i byli wcześniej zawiadomieni niż prasa nas poinformuje” – zakończył swoje wystąpienie Edward Szendryk.
W tym momencie na sali obrad zjawił się pan starosta Piotr Wołowicz. Przewodniczący komisji zwrócił się do pana starosty:
„Chodzi o to, byśmy wiedzieli, na jakim etapie, w jakim punkcie ten szpital jest, byśmy mieli wgląd i przekonanie, że idzie to w dobrym kierunku. Pan prezes dzwonił, tak jak pani przekazała, że się spóźni, bo jest na zabiegu operacyjnym i się spóźni. I dlatego poprosiliśmy pana starostę. Ewentualnie pan przybliżyłby nam jakieś informacje na temat funkcjonowania szpitala. Starosta więcej po prostu wie”.
Starosta Piotr Wołowicz: „Oczywiście, że pewne informacje mam, ale czy więcej od Państwa, to ciężko mi powiedzieć dlatego, że tak jak pan Przewodniczący, jak wszyscy radni wiedzą, przyszedłem w trakcie dyskusji. Wątek, o którym pan przewodniczący mówił, chodzi – nie wiem – chodzi generalnie o brak wiedzy, o tym, co dzieje się w szpitalu. Ja ostatnio to mówiłem i powiem raz jeszcze: nie można porównywać wprost sytuacji, która była jeszcze do niedawna, a która jest teraz, z tego powodu, że one są nieporównywalne. Chodzi o formę organizacyjną działania naszego szpitala. Do tej pory szpital działał w formie SP ZOZ – u, gdzie był jednostką powiatu, jakby począwszy od samej struktury, powoływania dyrektora, który był w gestii starosty do Rady Społecznej, która w imieniu Rady Powiatu ten społeczny nadzór sprawowała.
Dlatego się nie da porównać do obecnej formy spółki prawa handlowego, która funkcjonuje w zupełnie innym systemie prawnym. Jest kodeks spółek handlowych, który jasno precyzuje organy, które są powołane do tego, jak tez odpowiedzialność gremium w ramach tej spółki wyznacza jednoznacznie. Istnieje Zarząd, który jest jednoosobowym Zarządem, o tym stanowi umowa spółki, istnieje Rada Nadzorcza, która funkcjonowała kilkanaście miesięcy przed podjęciem działalności medycznej przez spółkę, i istnieje Walne Zgromadzenie czy też Zgromadzenie Udziałowców, które stanowi Zarząd. I te wszystkie elementy w spółce tej istnieją.
Oczywiście, z punktu widzenia charakteru tej spółki, że to jest spółka medyczna, że ma ona dbać o zdrowie mieszkańców, co wynika z ustawy, no to te informacje, które są absolutnie niezbędne, to są one radnym czy Radzie przekazywane, ale to w zasadzie na poziomie informowania. Nie ma procesu decyzyjnego na poziomie Rady w sprawie działania tej spółki, to, że radni dowiadują się ten czy inny sposób, np. poprzez media, też nie wynika ze złej woli. Po prostu, jeżeli jest sesja, to zawsze pewne rzeczy ważne z punktu ochrony zdrowia są na tych sesjach mówione. A to, że sesje są w takim trybie, jakim są, prasa czy media działają codziennie i oni szukają tych informacji codziennie, to na to już wpływu nie mamy.
Oczywiście staramy się jakieś spotkania, w tych niezwykle istotnych sprawach organizować, które tak naprawdę w konsekwencji podejmowała Rada, chociażby jak te w sprawie podniesienia kapitału spółki, przeniesieniem nieruchomości, budynków do spółki, no to staramy się o tym rozmawiać. Było zorganizowane spotkanie, gdzie wszyscy radni zostali zaproszeni, był prezes. Oczywiście, to jest subiektywna ocena czy prezes tłumaczył sprawy jasno, czy niejasno, czy wystarczająco. Oczywiście była możliwość, by pytać prezesa, bo był wtedy, jak jest rzeczywiście sytuacja tej spółki. Mógł wtedy doprecyzować te swoje wypowiedzi, bo one nie były precyzyjne, ale był na spotkaniu. Można było się dowiedzieć czy jego działania rzeczywiście wpisują się w to, jak radni widzą przyszłość zapewnienia opieki szpitalnej na terenie powiatu.
Niestety jest tak, że to jest jedyny poziom, na którym radni teraz mogą zajmować w takim bezpośrednim przekazie, czyli pytać czy opieka medyczna została zapewniona. Zgromadzenie Udziałowców też działa poprzez Radę Nadzorczą i Zarząd. Jak gdyby rolą Zgromadzenia Udziałowców jest to, żeby wyznaczać ogólne założenia, kierunki jak to powinno funkcjonować, rozliczać za to czy jest to rzeczywiście robione.
Myśmy mieli od początku funkcjonowania tej spółki pewne problemy, przede wszystkim z doborem odpowiednich osób do zarządzania tą spółką. Pani prezes Młodawska właściwie tylko zaczęła prowadzić działalność medyczną, pan prezes Rykowski, jak zarządzał tak zarządzał. Zostało to ocenione negatywnie, więc myślę, że w miarę szybko tę decyzję podjęliśmy i osoba została zmieniona i od sierpnia spółką zarządza pan Hoffmann i też mamy informacje, które z naszego punktu widzenia są bardzo ogólne. One nie są szczegółowe. W żaden sposób nie zadawalają nas, jako właściciela. Przede wszystkim nie mamy zrobionego bilansu. Tej informacji wciąż nie mamy.
Słyszymy, że pewne procedury, pewne czynności niezależne związane z programem komputerowym na to nie pozwalają. A to też jest ostatni moment, by to zrobić, gdyż ciągle czekamy na bardziej precyzyjne określenie sposobu funkcjonowania tej spółki przez najbliższe lata. Teraz chcemy znać dane, kiedy jest kontraktowanie na następny rok. I ten wątek świetnie, by się wpisywał w ten pomysł czy też propozycję pana prezesa, że dla dalszego funkcjonowania spółki niezbędne jest dla spółki posiadanie majątku większego niż spółka posiada. A ze względów oczywiste jest to, że powiat jako jedyny udziałowiec nie jest w stanie wnieść gotówki do tej spółki żeby kupić sprzęt. Jedynym sposobem jest wniesienie majątku nieruchomego, czyli budynków. W tym kontekście właśnie miała pojawić się informacja o tym, żeby bardziej precyzyjnie, co to wniesienie miałoby dać dla spółki. Jak będzie funkcjonowała? Jaki będzie dalszy rozwój spółki jeżeli ten majątek zostanie wniesiony, stworzone większe pole do zaciągnięcia kredytu, który miałby posłużyć na zakup sprzętu medycznego.
Akurat na tym spotkaniu nie było tej informacji takiej precyzyjnej, ale też nie było tych pytań tak dokładnych, bo uznaliśmy, że to pierwsze spotkanie. Zawsze będą następne. Nie chcę, aby tak poważna sprawa, była rozstrzygana w ciągu jednego spotkania, by były inne spotkania, które będą bardziej uszczegóławiać tą potrzebę. O tym oczywiście rozmawialiśmy na Zarządzie, jako udziałowcy, i nie tylko na Zarządzie. Właściwie nikt z radnych, albo mało który z radnych, zdecyduje się na podjęcie takiej decyzji, żeby wnieść nieruchomości bez bardzo szczegółowej informacji, określenia, co miałoby to dać. To jest naprawdę niemożliwe, jak również bez planu – krok po kroku, jakie to wniesie nowe propozycje medyczne, jak to ściągnie pacjentów, jak to się przełoży na możliwości finansowe, jak to się przełoży na możliwość spłat tego kredytu, bo tutaj wiele osób mówiło o potencjalnym zagrożeniu, że jeżeli nie wyjdzie, to nie dość, że stracimy spółkę, to jeszcze pozbędziemy się nieruchomości. I powiem szczerze: na te szczegółowe informacje wciąż jeszcze czekamy.
Natomiast o bieżącej działalności spółki, takiej codziennej, to my też nie wiemy, bo to nie da się tak. Ktoś za to odpowiada, ktoś ponosi odpowiedzialność wynikającą z kodeksu spółek handlowych, odpowiedzialność wynikającą z umowy prezesa o pracę, i to jest zadanie Zarządu. Zadaniem Rady Nadzorczej jest częstsze ocenianie tej sytuacji a Zgromadzenia Wspólników raz na kilka miesięcy, przynajmniej na początku działalności spółki. No i na tym etapie jesteśmy”.
Tak zakończy swoje wystąpienie pan starosta Piotr Wołowicz. Komisja oczekiwała na prezesa Stanisława Hoffmanna.
C.d.n.
Drugi punkt obrad wzbudzał najwięcej zainteresowania, gdyż w nim znalazło się wystąpienie prezesa Powiatowego Centrum Opieki Zdrowotnej – Stanisława Hoffmanna. Prezes miał przedstawić radnym sytuację spółki, która funkcjonuje już od ponad 5 miesięcy. Przypomnieć wypada, iż dr Stanisław Hoffmann prezesem spółki został 10 sierpnia br., gdy to spuszczono - w końcu! - prezesa Piotra Rykowskiego, po jego kosztownych „rządach”. By nie być na bakier z prawdą, to warto również przypomnieć, iż prezesa tego bardzo długo tolerował starosta – pan Piotr Wołowicz.
Komisja w składzie: Edward Szendryk – przewodniczący, Piotr Iskra, Marek Hołtra, Dariusz Wołowicz – członekowie komisji oraz uczestniczący z czystego pragnienia i głodu wiedzy w jej obradach – przewodniczący Rady Powiatu musieli nieco poczekać na prezesa, gdyż ten kończył zabieg w szpitalu.
Ten czas komisja wykorzystała na przegłosowanie zmian w uchwale dotyczącej funduszy PFRON oraz wolną dyskusję.
Przewodniczący komisji – Edward Szendryk – zgodził się, że podział środków z PFRON jest optymalny i jednocześnie wyraził ubolewanie, że środków tych jest tak mało w stosunku do ogromu potrzeb. Z wyraźną dezaprobatą przewodniczącego komisji spotkał się fakt, iż zbyt mało środków jest przeznaczonych na przełamywanie barier architektonicznych dla ludzi niepełnosprawnych. Brakuje środków na dostosowanie łazienek, podjazdy. Na ten cel w budżecie PFRON przeznaczono tylko ok. 76 tys., a koszt dostosowania jednej łazienki wynosi kilkanaście tysięcy złotych. Zresztą, w tym roku – z powodu szczupłości środków – na dostosowanie łazienek pieniędzy nie przeznaczono. Pieniądze przeznaczano na podjazdy, uchwyty
Poruszano również problem wyjazdów osób niepełnosprawnych na turnusy rehabilitacyjne. Przewodniczący komisji stwierdził, iż pomimo wielu jego próśb nigdy nie udało mu się otrzymać listy nazwisk osób, które korzystają z wyjazdów na turnusy rehabilitacyjne. Jak stwierdził jego celem było ustalenie czy nie ma takiej sytuacji, że niektóre osoby korzystają często z tej formy wsparcia a innym się np. odmawia. Przewodniczący komisji dziwił się, że radni nie mają wglądu w te dane a mają zatwierdzać zmiany w budżecie PFRON. Wyraził przy tym swoje zdziwienie, gdyż wg niego występuje tu wyraźny brak logiki. „Jeżeli mamy kontrolować tylko wydatki, to dla kogo wydatki? To mnie interesuje” – zadał pytanie przewodniczący komisji. Danych tych radni nie otrzymują ze względu na ochronę danych osobowych, co wzbudza ich wątpliwości.
Przewodniczący Komisji Zdrowia i Opieki Społecznej - Edward Szendryk
Oczekując na prezesa spółki radny Edward Szendryk zaprosił na salę obrad pana starostę. Podczas oczekiwania na pana starostę radni zastanawiali się czy mają prawo przepytywać prezesa czy też to uprawnienie przysługuje tylko Zarządowi Powiatu.
Przewodniczący Rady Powiatu – Zbigniew Józefiak stwierdził, że istnieje Rada Nadzorcza spółki, która powinna zobligować prezesa spółki do przedstawienia sytuacji szpitala. Rada Nadzorcza powinna zobowiązać prezesa spółki do sporządzenia programu restrukturyzacji i przedstawienia go do zatwierdzenia.
„Komisja Zdrowia też ma takie prawo, by poprosić prezesa o informacje. Nie mówmy, że nie. Tylko, że ta informacja idzie, jakby z trzeciego rzędu” – stwierdził przewodniczący Zbigniew Józefiak.
Przewodniczący Rady Powiatu - Zbigniew Józefiak
„My jesteśmy wysłannikami Rady Powiatu, najważniejszego organu w tym powiecie. Ja muszę powiedzieć, że przez ostatnie dwa, trzy lata, że radni zostali zepchnięci tylko do roli maszyny do głosowania. Zrobił się układ, kupczy się, że tak powiem różnymi stanowiskami, byle tylko utrzymać przychylność dla danego Zarządu. I obserwujemy to przez kilka ostatnich lat.
Muszę z przykrością powiedzieć, jako przewodniczący komisji, że my, jako pojedynczy radni, nigdy nie mamy prawa głosu a każda jakaś uwaga wypowiedziana głośno zawsze później się odbija, mówię choćby o sobie, na mojej pracy. Mówię to tylko o sobie, bo nie chciałbym się za nikogo wypowiadać. I dlatego jeśli jesteśmy tą najwyższą władzą w powiecie i mamy troszczyć się o zdrowie mieszkańców powiatu to, kto, jak kto, ale to radni powinni o wszystkim wiedzieć. Wiedzieć na przykład, jakie są plany wobec spółki. A my się dowiadujemy post factum, co jest wg mnie niedopuszczalne.
Bo chociażby biorąc udział w tworzeniu jakiejś koncepcji moglibyśmy swoje opinie wyrazić. To czy z nami by się zgadzano czy nie, to już inna sprawa, ale wiemy, że ten temat nie będzie załatwiony poza naszą osobą. A tak ja odbieram do dzisiaj, że tak jest. My, radni, jak to dawniej się mówiło – jesteśmy bezradni. Nie znam ani koncepcji funkcjonowania szpitala, ale wiem tyle, że ostatnia kadencja, to była stała nagonka m.in. na panią starostę, która – łącznie z panią dyrektor, ja dzisiaj widzimy – łatwego życia nie miała, ale jakaś koncepcja była i szło to logicznie wytłumaczyć. Była koncepcja, były zadania i te zostały wykonane, bo szpital funkcjonuje. Pozyskano środki z planu B.
Członkowie komisji: Piotr Iskra i Dariusz Wołowicz
Zbigniew Józefiak: „Nie mówimy, tylko tak jest”.
Edward Szendryk: „Chcemy wiedzieć, że ta Rada czuje się gospodarzem, że jest odpowiedzialna a nie, że okaże się, że z różnych względów najpierw się rozsypie Rada Nadzorcza pan prezes spółki odejdzie i znowu zostaniemy ze złamanym masztem na oceanie. I będziemy dryfować w niewiadomo jaką stronę. Mam nadzieję, że jestem wyrazicielem wszystkich członków Komisji Zdrowia, bo chciałbym byśmy w tym procesie uczestniczyli i byli wcześniej zawiadomieni niż prasa nas poinformuje” – zakończył swoje wystąpienie Edward Szendryk.
W tym momencie na sali obrad zjawił się pan starosta Piotr Wołowicz. Przewodniczący komisji zwrócił się do pana starosty:
Pan starosta Piotr Wołowicz (pierwszy od lewej)
„Chodzi o to, byśmy wiedzieli, na jakim etapie, w jakim punkcie ten szpital jest, byśmy mieli wgląd i przekonanie, że idzie to w dobrym kierunku. Pan prezes dzwonił, tak jak pani przekazała, że się spóźni, bo jest na zabiegu operacyjnym i się spóźni. I dlatego poprosiliśmy pana starostę. Ewentualnie pan przybliżyłby nam jakieś informacje na temat funkcjonowania szpitala. Starosta więcej po prostu wie”.
Starosta Piotr Wołowicz: „Oczywiście, że pewne informacje mam, ale czy więcej od Państwa, to ciężko mi powiedzieć dlatego, że tak jak pan Przewodniczący, jak wszyscy radni wiedzą, przyszedłem w trakcie dyskusji. Wątek, o którym pan przewodniczący mówił, chodzi – nie wiem – chodzi generalnie o brak wiedzy, o tym, co dzieje się w szpitalu. Ja ostatnio to mówiłem i powiem raz jeszcze: nie można porównywać wprost sytuacji, która była jeszcze do niedawna, a która jest teraz, z tego powodu, że one są nieporównywalne. Chodzi o formę organizacyjną działania naszego szpitala. Do tej pory szpital działał w formie SP ZOZ – u, gdzie był jednostką powiatu, jakby począwszy od samej struktury, powoływania dyrektora, który był w gestii starosty do Rady Społecznej, która w imieniu Rady Powiatu ten społeczny nadzór sprawowała.
Dlatego się nie da porównać do obecnej formy spółki prawa handlowego, która funkcjonuje w zupełnie innym systemie prawnym. Jest kodeks spółek handlowych, który jasno precyzuje organy, które są powołane do tego, jak tez odpowiedzialność gremium w ramach tej spółki wyznacza jednoznacznie. Istnieje Zarząd, który jest jednoosobowym Zarządem, o tym stanowi umowa spółki, istnieje Rada Nadzorcza, która funkcjonowała kilkanaście miesięcy przed podjęciem działalności medycznej przez spółkę, i istnieje Walne Zgromadzenie czy też Zgromadzenie Udziałowców, które stanowi Zarząd. I te wszystkie elementy w spółce tej istnieją.
Oczywiście, z punktu widzenia charakteru tej spółki, że to jest spółka medyczna, że ma ona dbać o zdrowie mieszkańców, co wynika z ustawy, no to te informacje, które są absolutnie niezbędne, to są one radnym czy Radzie przekazywane, ale to w zasadzie na poziomie informowania. Nie ma procesu decyzyjnego na poziomie Rady w sprawie działania tej spółki, to, że radni dowiadują się ten czy inny sposób, np. poprzez media, też nie wynika ze złej woli. Po prostu, jeżeli jest sesja, to zawsze pewne rzeczy ważne z punktu ochrony zdrowia są na tych sesjach mówione. A to, że sesje są w takim trybie, jakim są, prasa czy media działają codziennie i oni szukają tych informacji codziennie, to na to już wpływu nie mamy.
Oczywiście staramy się jakieś spotkania, w tych niezwykle istotnych sprawach organizować, które tak naprawdę w konsekwencji podejmowała Rada, chociażby jak te w sprawie podniesienia kapitału spółki, przeniesieniem nieruchomości, budynków do spółki, no to staramy się o tym rozmawiać. Było zorganizowane spotkanie, gdzie wszyscy radni zostali zaproszeni, był prezes. Oczywiście, to jest subiektywna ocena czy prezes tłumaczył sprawy jasno, czy niejasno, czy wystarczająco. Oczywiście była możliwość, by pytać prezesa, bo był wtedy, jak jest rzeczywiście sytuacja tej spółki. Mógł wtedy doprecyzować te swoje wypowiedzi, bo one nie były precyzyjne, ale był na spotkaniu. Można było się dowiedzieć czy jego działania rzeczywiście wpisują się w to, jak radni widzą przyszłość zapewnienia opieki szpitalnej na terenie powiatu.
Niestety jest tak, że to jest jedyny poziom, na którym radni teraz mogą zajmować w takim bezpośrednim przekazie, czyli pytać czy opieka medyczna została zapewniona. Zgromadzenie Udziałowców też działa poprzez Radę Nadzorczą i Zarząd. Jak gdyby rolą Zgromadzenia Udziałowców jest to, żeby wyznaczać ogólne założenia, kierunki jak to powinno funkcjonować, rozliczać za to czy jest to rzeczywiście robione.
Myśmy mieli od początku funkcjonowania tej spółki pewne problemy, przede wszystkim z doborem odpowiednich osób do zarządzania tą spółką. Pani prezes Młodawska właściwie tylko zaczęła prowadzić działalność medyczną, pan prezes Rykowski, jak zarządzał tak zarządzał. Zostało to ocenione negatywnie, więc myślę, że w miarę szybko tę decyzję podjęliśmy i osoba została zmieniona i od sierpnia spółką zarządza pan Hoffmann i też mamy informacje, które z naszego punktu widzenia są bardzo ogólne. One nie są szczegółowe. W żaden sposób nie zadawalają nas, jako właściciela. Przede wszystkim nie mamy zrobionego bilansu. Tej informacji wciąż nie mamy.
Słyszymy, że pewne procedury, pewne czynności niezależne związane z programem komputerowym na to nie pozwalają. A to też jest ostatni moment, by to zrobić, gdyż ciągle czekamy na bardziej precyzyjne określenie sposobu funkcjonowania tej spółki przez najbliższe lata. Teraz chcemy znać dane, kiedy jest kontraktowanie na następny rok. I ten wątek świetnie, by się wpisywał w ten pomysł czy też propozycję pana prezesa, że dla dalszego funkcjonowania spółki niezbędne jest dla spółki posiadanie majątku większego niż spółka posiada. A ze względów oczywiste jest to, że powiat jako jedyny udziałowiec nie jest w stanie wnieść gotówki do tej spółki żeby kupić sprzęt. Jedynym sposobem jest wniesienie majątku nieruchomego, czyli budynków. W tym kontekście właśnie miała pojawić się informacja o tym, żeby bardziej precyzyjnie, co to wniesienie miałoby dać dla spółki. Jak będzie funkcjonowała? Jaki będzie dalszy rozwój spółki jeżeli ten majątek zostanie wniesiony, stworzone większe pole do zaciągnięcia kredytu, który miałby posłużyć na zakup sprzętu medycznego.
Akurat na tym spotkaniu nie było tej informacji takiej precyzyjnej, ale też nie było tych pytań tak dokładnych, bo uznaliśmy, że to pierwsze spotkanie. Zawsze będą następne. Nie chcę, aby tak poważna sprawa, była rozstrzygana w ciągu jednego spotkania, by były inne spotkania, które będą bardziej uszczegóławiać tą potrzebę. O tym oczywiście rozmawialiśmy na Zarządzie, jako udziałowcy, i nie tylko na Zarządzie. Właściwie nikt z radnych, albo mało który z radnych, zdecyduje się na podjęcie takiej decyzji, żeby wnieść nieruchomości bez bardzo szczegółowej informacji, określenia, co miałoby to dać. To jest naprawdę niemożliwe, jak również bez planu – krok po kroku, jakie to wniesie nowe propozycje medyczne, jak to ściągnie pacjentów, jak to się przełoży na możliwości finansowe, jak to się przełoży na możliwość spłat tego kredytu, bo tutaj wiele osób mówiło o potencjalnym zagrożeniu, że jeżeli nie wyjdzie, to nie dość, że stracimy spółkę, to jeszcze pozbędziemy się nieruchomości. I powiem szczerze: na te szczegółowe informacje wciąż jeszcze czekamy.
Natomiast o bieżącej działalności spółki, takiej codziennej, to my też nie wiemy, bo to nie da się tak. Ktoś za to odpowiada, ktoś ponosi odpowiedzialność wynikającą z kodeksu spółek handlowych, odpowiedzialność wynikającą z umowy prezesa o pracę, i to jest zadanie Zarządu. Zadaniem Rady Nadzorczej jest częstsze ocenianie tej sytuacji a Zgromadzenia Wspólników raz na kilka miesięcy, przynajmniej na początku działalności spółki. No i na tym etapie jesteśmy”.
Tak zakończy swoje wystąpienie pan starosta Piotr Wołowicz. Komisja oczekiwała na prezesa Stanisława Hoffmanna.
C.d.n.
poniedziałek, 21 listopada 2011
Ludzie "dobrej roboty" - cz. II
Naczelnik - Naczelnik Wydziału Geodezji, Katastru i Gospodarki Nieruchomościami - Geodeta Powiatowy- Piotr Jankowski zajął miejsce.
„Witamy pana naczelnika na komisji” – powiedział jej szef Marek Biernacki i kontynuował: „Takie pytanie tutaj radnych, że jak sformułował odnośnie byłej strażnicy, czy jest odpowiednio zabezpieczona, czy tam nie ma jakichś przecieków dachu, bo takie krążą tutaj, jak powiedział pan Przewodniczący Rady, że tam się dzieje coś niedobrego.
Zbigniew Józefiak: „Chodzi o to, czy nie ma potrzeby dokonania jakichś bieżących napraw, bo z tego, co do mnie dotarło wynika, że przez dach do budynku dostaje się woda lejąca się po ścianach do pomieszczeń”.
Naczelnik Piotr Jankowski: „Sprawa wygląda w ten sposób. Ta strażnica już rok czasu, ponad rok, jest nieogrzewna, jest niezabezpieczona, w tym sensie, że jest nieużytkowana. Z tego co stwierdziłem widać na ścianach ślady zacieków więc dach rzeczywiści, w którymś momencie musiał zacząć w jakichś miejscach przeciekać. Dach jest azbestowy. Wymaga na pewno wymiany i to wymagało będzie recyklingu a to jest duży problem. Jesteśmy na etapie podejmowania decyzji, co z tą strażnicą zrobimy. Jest wniosek o to, aby ten budynek przejął powiat. Uzupełniamy teraz dokumentację dotyczącą przejęcia budynku przez powiat. Urząd Wojewódzki złożył do nas pismo o uzupełnienie dokumentacji, którą przedłożyliśmy. I tak to na dzień dzisiejszy wygląda. Przegląd pomieszczeń, przynajmniej w dolnej części budynku, robiliśmy miesiąc temu. Tam wygląda to w ten sposób, że jest wszystko w porządku Ewentualnie można zastanowić się nad dachem. Trzeba zastanowić się jak to zrobić. Czy wymieniać cały dach? To jest problem. To jest azbest. Tego się nie da zapakować ani nic. A cały czas budynek jest nieogrzewany i będzie on niszczał”.
Marek Biernacki: „Można to zabezpieczyć w jakiś sposób, by nie niszczało?”
Piotr Jankowski: „Ja myślę, że możemy zlecić budowlańcom wycenę tego…”
Marek Biernacki: „Tak, ale to jest azbest. To będą koszty.”
Piotr Jankowski: „To może tylko z zakresu samego zabezpieczenia obiektu. Nie wiem, czy my to zrobimy siłami własnymi powiatu czy też przez osobę z zewnątrz. W jakiś sposób trzeba to wycenić”.
Marek Biernacki: „To już decyzja starostów. Chcieliśmy informacje czy coś się dzieje Czy tam faktycznie coś przcieka”.
Piotr Jankowski: „Wszystkie instalacje są poodcinane więc na pewno niszczeją. Dotyczy to ogrzewania. Na pewno to wszystko rdzewieje. To się będzie generowało. To będą nasze koszty. Pamiętajmy, wymiana dachu, koszty wszystkich instalacji włącznie z energetyczną, bo były już uwagi strażaków, że ta instalacja działała niepoprawnie. Pomieszczenia dolne są wynajęte. Tam nie ma problemów. Problemy są w części głównej i pod dachem. Tam chyba nie było to użytkowane. Tam sytuacja wgląda tragicznie (mowa tu o części, gdzie mieściły się stare garaże, do których wiodą od ulicy Kościuszki metalowe, obskurnie obecnie wyglądające metalowe drzwi – przyp. moje). To wynika z samej konstrukcji budynku a nie tylko jego stanu. Temat tego obiektu, jeżeli chodzi o kwotę jest bardzo duży”.
Zbigniew Józefiak: „Rozumiem z tego, że była przeprowadzona inspekcja, oględziny…”
Piotr Jankowski: „Tak, oglądaliśmy to z pracownikiem starostwa, z panem Jerzym Maciaszkiem”.
Zbigniew Józefiak: „Czy były robione zdjęcia z oględzin?”
Piotr Jankowski: „Zdjęć nie robiliśmy. Ale można uzupełnić tę informację o te zdjęcia. Cały czas możemy się zastanowić nad tym czy wezwiemy jakiegoś fachowca, bo my sami nie jesteśmy w stanie stwierdzić, w jaki sposób zabezpieczyć obiekt. Czy zabezpieczać w miejscach kominów czy zrobić co innego. My możemy zadbać o takie rzeczy, jak szyby, by przez nie ciekło. Wszysko, co cieknie do środka, jest winą dachu”.
Marek Biernacki: „Czy są jeszcze jakieś pytanie do pana naczelnika? Wszystko już wiemy. To jest decyzja pana starosty, co dalej z tym zrobić”
Proszę zauważyć, iż pan radny Marek Biernacki wykazuje w tym miejscu godną podziwu i szacunku wiarę w dobrą wolę i umiejętności panów starostów. Jak Państwo wcześniej czytali, szanowni panowie nie potrafili dać sobie rady z rynną o całkowitej długości 3 metrów bieżących a pan radny Marek Biernacki na ich zafrasowane głowy zwala dodatkowo dach o powierzchni ok. 600 m kw. I jak tu wierzyć w szczerość uczuć radnego Marka Biernackiego wobec kolegów?
Zbigniew Józefiak: „Nie. Jesteśmy na komisji Ja stawiam konkretny wniosek, by tym tematem zająć się w taki sposób, aby to nie pozostawało zostawione samemu sobie. Z tej informacji wynika, że tak na dzień dzisiejszy tak właśnie jest. Brakuje oceny fachowej, budowlanej, bo panowie z wydziału pana naczelnika niekoniecznie muszą się na tym znać. Warto, żeby taka ocena została wykonana, siłami własnymi. Nie widzę problemu. I jeszcze mama pytanie odnośnie tej komunalizacji. Jakiego rodzaju materiały uzupełniające wojewoda sobie zażyczył? Bo to strasznie opornie idzie.”
Piotr Jankowski: „Zażyczył sobie sformułowania według innych zasad niż my to zrobiliśmy. Więc uzupełniliśmy ten wniosek…”
Zbigniew Józefiak: „Kiedy? Przepraszam, że tak wchodzę”.
Piotr Jankowski: „Raz było uzupełnienie a teraz jest ponowne. Teraz uzupełnienie jest wykonywane. Jakie, to nie pamiętam. Zajmuje się tym pracownik, pani Teresa Kędzierska i ona ma przygotowane te dokumenty”.
Zbigniew Józefiak: „Ale to teraz przyszło do uzupełnienia?”
Piotr Jankowiak: „Tak, teraz. One są już przygotowane i ewentualnie możemy z panem starostą na ten temat porozmawiać. Pokaże panu staroście te dokumenty i jak to wgląda”.
Zbigniew Józefiak: „Rozumiem. Czyli cały czas obowiązuje ta przesłanka, by przejąć od wojewody strażnicę na określony cel?”
Piotr Jankowiak: „Tak, pod określony cel. Pod Powiatowy Zarząd Dróg. Ten cel nas obliguje do tego, by ten budynek, który przejmiemy w ten sposób wykorzystali. Jeżeli dostaniemy decyzję pozytywną, to mamy możliwość wykorzystania go na ten, konkretny cel. Z rozmowy z panią radczynią wynika, że nie możemy zmienić tego celu. Przy zmianie celu, w momencie sprzedaży czy przekazania, będziemy musieli skarbowi państwa zwrócić pieniążki, albo w jakiś sposób zrekompensować to. Tak więc tutaj jest kwestia zastanowienia się nad tym tematem”.
Zbigniew Józefiak: „A hipotetycznie. Jeżeli starostwo uzna, że nie potrzebuje tego obiektu, to co wówczas się stanie?”
Piotr Jankowiak: „W tym momencie?”
Zbigniew Józefiak: „Tak”
Piotr Jankowiak: „Możemy wycofać się”.
Zbigniew Józefiak: „Dobrze. I co dalej z tym budynkiem?”
Piotr Jankowiak: „Jako reprezentujący Skarb Państwa mamy możliwość sprzedaży tego budynku”.
Skarbnik Wiesław Pospiech: „Starostwo z mocy ustawy jest zarządzającym mieniem państwa i decyzją starostów budynek może zostać sprzedany. Wówczas jest podział dochodów uzyskany ze sprzedaży. 75% odprowadza się do Skarbu Państwa a 25% zatrzymuje starostwo.
Piotr Jankowiak: „Musimy sobie zdać sprawę z jednej rzeczy – że zostawiając sobie budynek od razu przejmujemy wszystkie sprawy związane z remontami, z jego utrzymaniem. Musimy mieć na to zapewnione środki. Budynek jest w stanie, jakim jest. Sam koszt naprawy dachu będzie ogromny. Czy jesteśmy w stanie udźwignąć o zadanie? Czy sprzedać ten budynek i zadowolić się tymi 25%? Jesteśmy ograniczeni. Tym bardziej, że występujemy również o budynek przy ulicy Armii Polskiej, który jest siedzibą Powiatowego Zarządu Dróg. Będziemy dysponować dwoma ogromnymi budynkami.
Zbigniew Józefiak: „Jeżeli chodzi o strażnicę, to tam przejawia się wątek, o którym wiem z jakiegoś tam obiegu dokumentów. Do mnie to nie trafiło, ale wiem, że burmistrz Góry jest zainteresowana przejęciem tego pod Tekom. Czy ten wątek był w jakiś sposób na Zarządzie omawiany, rozpatrywany?”
Piotr Wołowicz: „To znaczy było pismo oficjalne, zwracające się o możliwość właśnie takiej formy, jakby użytkowania tego obiektu, przekazania na własność gminie, a później gmina Góra przeniesie to przypuszczalnie aportem do spółki Tekom. Poinformowaliśmy, iż jesteśmy w trakcie komunalizacji, po której będzie to rozważane i właśnie rozmawialiśmy w tym tygodniu o tych kosztach. Wracamy do tego punktu i zastanawiamy się, czy rzeczywiście czy cel komunalizacyjny określony już pierwotnie dzisiaj ma jeszcze perspektywę, czy też sprzedaż i zawsze tam jakieś pieniądze będą w powiecie, czy też wrócić do tej propozycji, odejść od tematu i wówczas gmina też musiałaby przystąpić do komunalizacji”.
Ponieważ więcej pytań do naczelnika Piotra Jankowiaka nie było, ten opuścił posiedzenie komisji.
Marek Biernacki: „Czy pan Przewodniczący chciałby złożyć wniosek w tej sprawie?”
Zbigniew Józefiak: „Tak, odnośnie strażnicy, by dokonany został ogląd obiektu i określić na czym polegałyby prace i ewentualnie podjęć prace zapobiegawcze, interwencyjne. Ja nie mówię w tej chwili o wymianie dachu…”
Marek Biernacki: „Prace wykonać naszymi pracownikami”.
Zbigniew Józefiak: „Tak”.
Paweł Niedźwiedź: „To chyba zrobią teraz”.
Marek Biernacki: „Tak, tak. To teraz przed zimą słyszałem jest przeglądane. Ale wniosek niech będzie. Nie zaszkodzi”.
Zbigniew Józefiak: „Ale przegląd nie jest tożsamy z zapobieganiem przeciekaniu. Prawda? O to mi chodzi, żeby podjąć jakieś kroki i zabezpieczyć budynek”.
Marek Biernacki: „To jest oczywista sprawa, ale przegłosować można”.
Zbigniew Józefiak: „To jest tak oczywista sprawa, ale miesiące lecą i nic się nie robi. Dlatego …”
Marek Biernacki: „No nie, bo starosta powiedział, że lada moment przegląd będzie zrobiony. Możemy przegłosować wniosek dla naszego spokoju. To niech pan sformułuje wniosek i go przegłosujemy.”
Zbigniew Józefiak: „Wnioskuję, by dokonać oględzin tego obiektu i służby budowlane starostwa powiatowego określiły możliwości zabezpieczenia, przede wszystkim przed wodami opadowymi. To samo dotyczy oczywiście budynku przy ulicy Podwale”.
Marek Biernacki: „Głosujemy za wnioskiem pana Józefiaka. Kto jest za? Dziękuję. Jednogłośnie. Wniosek został przyjęty”.
I na tym komisja zakończyła swoje doniosłe - dla przyszłości - posiedzenie.
„Witamy pana naczelnika na komisji” – powiedział jej szef Marek Biernacki i kontynuował: „Takie pytanie tutaj radnych, że jak sformułował odnośnie byłej strażnicy, czy jest odpowiednio zabezpieczona, czy tam nie ma jakichś przecieków dachu, bo takie krążą tutaj, jak powiedział pan Przewodniczący Rady, że tam się dzieje coś niedobrego.
Zbigniew Józefiak: „Chodzi o to, czy nie ma potrzeby dokonania jakichś bieżących napraw, bo z tego, co do mnie dotarło wynika, że przez dach do budynku dostaje się woda lejąca się po ścianach do pomieszczeń”.
Naczelnik Piotr Jankowski
Naczelnik Piotr Jankowski: „Sprawa wygląda w ten sposób. Ta strażnica już rok czasu, ponad rok, jest nieogrzewna, jest niezabezpieczona, w tym sensie, że jest nieużytkowana. Z tego co stwierdziłem widać na ścianach ślady zacieków więc dach rzeczywiści, w którymś momencie musiał zacząć w jakichś miejscach przeciekać. Dach jest azbestowy. Wymaga na pewno wymiany i to wymagało będzie recyklingu a to jest duży problem. Jesteśmy na etapie podejmowania decyzji, co z tą strażnicą zrobimy. Jest wniosek o to, aby ten budynek przejął powiat. Uzupełniamy teraz dokumentację dotyczącą przejęcia budynku przez powiat. Urząd Wojewódzki złożył do nas pismo o uzupełnienie dokumentacji, którą przedłożyliśmy. I tak to na dzień dzisiejszy wygląda. Przegląd pomieszczeń, przynajmniej w dolnej części budynku, robiliśmy miesiąc temu. Tam wygląda to w ten sposób, że jest wszystko w porządku Ewentualnie można zastanowić się nad dachem. Trzeba zastanowić się jak to zrobić. Czy wymieniać cały dach? To jest problem. To jest azbest. Tego się nie da zapakować ani nic. A cały czas budynek jest nieogrzewany i będzie on niszczał”.
Marek Biernacki: „Można to zabezpieczyć w jakiś sposób, by nie niszczało?”
Piotr Jankowski: „Ja myślę, że możemy zlecić budowlańcom wycenę tego…”
Marek Biernacki: „Tak, ale to jest azbest. To będą koszty.”
Piotr Jankowski: „To może tylko z zakresu samego zabezpieczenia obiektu. Nie wiem, czy my to zrobimy siłami własnymi powiatu czy też przez osobę z zewnątrz. W jakiś sposób trzeba to wycenić”.
Marek Biernacki: „To już decyzja starostów. Chcieliśmy informacje czy coś się dzieje Czy tam faktycznie coś przcieka”.
Piotr Jankowski: „Wszystkie instalacje są poodcinane więc na pewno niszczeją. Dotyczy to ogrzewania. Na pewno to wszystko rdzewieje. To się będzie generowało. To będą nasze koszty. Pamiętajmy, wymiana dachu, koszty wszystkich instalacji włącznie z energetyczną, bo były już uwagi strażaków, że ta instalacja działała niepoprawnie. Pomieszczenia dolne są wynajęte. Tam nie ma problemów. Problemy są w części głównej i pod dachem. Tam chyba nie było to użytkowane. Tam sytuacja wgląda tragicznie (mowa tu o części, gdzie mieściły się stare garaże, do których wiodą od ulicy Kościuszki metalowe, obskurnie obecnie wyglądające metalowe drzwi – przyp. moje). To wynika z samej konstrukcji budynku a nie tylko jego stanu. Temat tego obiektu, jeżeli chodzi o kwotę jest bardzo duży”.
Zbigniew Józefiak: „Rozumiem z tego, że była przeprowadzona inspekcja, oględziny…”
Piotr Jankowski: „Tak, oglądaliśmy to z pracownikiem starostwa, z panem Jerzym Maciaszkiem”.
Zbigniew Józefiak: „Czy były robione zdjęcia z oględzin?”
Piotr Jankowski: „Zdjęć nie robiliśmy. Ale można uzupełnić tę informację o te zdjęcia. Cały czas możemy się zastanowić nad tym czy wezwiemy jakiegoś fachowca, bo my sami nie jesteśmy w stanie stwierdzić, w jaki sposób zabezpieczyć obiekt. Czy zabezpieczać w miejscach kominów czy zrobić co innego. My możemy zadbać o takie rzeczy, jak szyby, by przez nie ciekło. Wszysko, co cieknie do środka, jest winą dachu”.
Marek Biernacki: „Czy są jeszcze jakieś pytanie do pana naczelnika? Wszystko już wiemy. To jest decyzja pana starosty, co dalej z tym zrobić”
Proszę zauważyć, iż pan radny Marek Biernacki wykazuje w tym miejscu godną podziwu i szacunku wiarę w dobrą wolę i umiejętności panów starostów. Jak Państwo wcześniej czytali, szanowni panowie nie potrafili dać sobie rady z rynną o całkowitej długości 3 metrów bieżących a pan radny Marek Biernacki na ich zafrasowane głowy zwala dodatkowo dach o powierzchni ok. 600 m kw. I jak tu wierzyć w szczerość uczuć radnego Marka Biernackiego wobec kolegów?
Zbigniew Józefiak: „Nie. Jesteśmy na komisji Ja stawiam konkretny wniosek, by tym tematem zająć się w taki sposób, aby to nie pozostawało zostawione samemu sobie. Z tej informacji wynika, że tak na dzień dzisiejszy tak właśnie jest. Brakuje oceny fachowej, budowlanej, bo panowie z wydziału pana naczelnika niekoniecznie muszą się na tym znać. Warto, żeby taka ocena została wykonana, siłami własnymi. Nie widzę problemu. I jeszcze mama pytanie odnośnie tej komunalizacji. Jakiego rodzaju materiały uzupełniające wojewoda sobie zażyczył? Bo to strasznie opornie idzie.”
Piotr Jankowski: „Zażyczył sobie sformułowania według innych zasad niż my to zrobiliśmy. Więc uzupełniliśmy ten wniosek…”
Zbigniew Józefiak: „Kiedy? Przepraszam, że tak wchodzę”.
Piotr Jankowski: „Raz było uzupełnienie a teraz jest ponowne. Teraz uzupełnienie jest wykonywane. Jakie, to nie pamiętam. Zajmuje się tym pracownik, pani Teresa Kędzierska i ona ma przygotowane te dokumenty”.
Zbigniew Józefiak: „Ale to teraz przyszło do uzupełnienia?”
Piotr Jankowiak: „Tak, teraz. One są już przygotowane i ewentualnie możemy z panem starostą na ten temat porozmawiać. Pokaże panu staroście te dokumenty i jak to wgląda”.
Zbigniew Józefiak: „Rozumiem. Czyli cały czas obowiązuje ta przesłanka, by przejąć od wojewody strażnicę na określony cel?”
Piotr Jankowiak: „Tak, pod określony cel. Pod Powiatowy Zarząd Dróg. Ten cel nas obliguje do tego, by ten budynek, który przejmiemy w ten sposób wykorzystali. Jeżeli dostaniemy decyzję pozytywną, to mamy możliwość wykorzystania go na ten, konkretny cel. Z rozmowy z panią radczynią wynika, że nie możemy zmienić tego celu. Przy zmianie celu, w momencie sprzedaży czy przekazania, będziemy musieli skarbowi państwa zwrócić pieniążki, albo w jakiś sposób zrekompensować to. Tak więc tutaj jest kwestia zastanowienia się nad tym tematem”.
Zbigniew Józefiak: „A hipotetycznie. Jeżeli starostwo uzna, że nie potrzebuje tego obiektu, to co wówczas się stanie?”
Piotr Jankowiak: „W tym momencie?”
Zbigniew Józefiak: „Tak”
Piotr Jankowiak: „Możemy wycofać się”.
Zbigniew Józefiak: „Dobrze. I co dalej z tym budynkiem?”
Piotr Jankowiak: „Jako reprezentujący Skarb Państwa mamy możliwość sprzedaży tego budynku”.
Skarbnik Wiesław Pospiech: „Starostwo z mocy ustawy jest zarządzającym mieniem państwa i decyzją starostów budynek może zostać sprzedany. Wówczas jest podział dochodów uzyskany ze sprzedaży. 75% odprowadza się do Skarbu Państwa a 25% zatrzymuje starostwo.
Piotr Jankowiak: „Musimy sobie zdać sprawę z jednej rzeczy – że zostawiając sobie budynek od razu przejmujemy wszystkie sprawy związane z remontami, z jego utrzymaniem. Musimy mieć na to zapewnione środki. Budynek jest w stanie, jakim jest. Sam koszt naprawy dachu będzie ogromny. Czy jesteśmy w stanie udźwignąć o zadanie? Czy sprzedać ten budynek i zadowolić się tymi 25%? Jesteśmy ograniczeni. Tym bardziej, że występujemy również o budynek przy ulicy Armii Polskiej, który jest siedzibą Powiatowego Zarządu Dróg. Będziemy dysponować dwoma ogromnymi budynkami.
Zbigniew Józefiak: „Jeżeli chodzi o strażnicę, to tam przejawia się wątek, o którym wiem z jakiegoś tam obiegu dokumentów. Do mnie to nie trafiło, ale wiem, że burmistrz Góry jest zainteresowana przejęciem tego pod Tekom. Czy ten wątek był w jakiś sposób na Zarządzie omawiany, rozpatrywany?”
Piotr Wołowicz: „To znaczy było pismo oficjalne, zwracające się o możliwość właśnie takiej formy, jakby użytkowania tego obiektu, przekazania na własność gminie, a później gmina Góra przeniesie to przypuszczalnie aportem do spółki Tekom. Poinformowaliśmy, iż jesteśmy w trakcie komunalizacji, po której będzie to rozważane i właśnie rozmawialiśmy w tym tygodniu o tych kosztach. Wracamy do tego punktu i zastanawiamy się, czy rzeczywiście czy cel komunalizacyjny określony już pierwotnie dzisiaj ma jeszcze perspektywę, czy też sprzedaż i zawsze tam jakieś pieniądze będą w powiecie, czy też wrócić do tej propozycji, odejść od tematu i wówczas gmina też musiałaby przystąpić do komunalizacji”.
Ponieważ więcej pytań do naczelnika Piotra Jankowiaka nie było, ten opuścił posiedzenie komisji.
Marek Biernacki: „Czy pan Przewodniczący chciałby złożyć wniosek w tej sprawie?”
Zbigniew Józefiak: „Tak, odnośnie strażnicy, by dokonany został ogląd obiektu i określić na czym polegałyby prace i ewentualnie podjęć prace zapobiegawcze, interwencyjne. Ja nie mówię w tej chwili o wymianie dachu…”
Marek Biernacki: „Prace wykonać naszymi pracownikami”.
Zbigniew Józefiak: „Tak”.
Paweł Niedźwiedź: „To chyba zrobią teraz”.
Marek Biernacki: „Tak, tak. To teraz przed zimą słyszałem jest przeglądane. Ale wniosek niech będzie. Nie zaszkodzi”.
Zbigniew Józefiak: „Ale przegląd nie jest tożsamy z zapobieganiem przeciekaniu. Prawda? O to mi chodzi, żeby podjąć jakieś kroki i zabezpieczyć budynek”.
Marek Biernacki: „To jest oczywista sprawa, ale przegłosować można”.
Zbigniew Józefiak: „To jest tak oczywista sprawa, ale miesiące lecą i nic się nie robi. Dlatego …”
Marek Biernacki: „No nie, bo starosta powiedział, że lada moment przegląd będzie zrobiony. Możemy przegłosować wniosek dla naszego spokoju. To niech pan sformułuje wniosek i go przegłosujemy.”
Zbigniew Józefiak: „Wnioskuję, by dokonać oględzin tego obiektu i służby budowlane starostwa powiatowego określiły możliwości zabezpieczenia, przede wszystkim przed wodami opadowymi. To samo dotyczy oczywiście budynku przy ulicy Podwale”.
Marek Biernacki: „Głosujemy za wnioskiem pana Józefiaka. Kto jest za? Dziękuję. Jednogłośnie. Wniosek został przyjęty”.
I na tym komisja zakończyła swoje doniosłe - dla przyszłości - posiedzenie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)