Poniżej widzą Państwo skan pisma, które burmistrz Irena
Krzyszkiewicz skierowała do prezesa zarządu PCZ Góra Śl., w sprawie niewywiązania
się przez niego z obietnicy przedstawienia na piśmie oczekiwań wobec powiatu i
gminy. Pisemne sformułowanie oczekiwań PCZ miał – w domyśle – pomóc PCZ na
wznowienie działalności „sprzedanego” szpitala.
Osobiście nie miałem żadnych złudzeń w kwestii uzyskania od
PCZ Góra Śl. jakiejkolwiek odpowiedzi. Spotkanie z dnia 19 czerwca miało jednak
jeden jedyny pozytywny skutek. Uzmysłowiło wszystkim, którzy byli na nim
obecni, pokrętność działań właścicieli PCZ, którzy w niczym nie są winni
zamknięciu działalności szpitala. Winni – wg niech- są inni, ale nie oni.
Oczywiście winni, wrednemu dla nas wszystkich finałowi w
postaci pozbawienia nas zamkniętej opieki zdrowotnej, znajdowali się na sali obrad,
ale "popielca" z ich strony ni było. Ani Wielce Czcigodna Pomyłka Powiatu
Górowskiego – Piotr Wołowicz, ani też jego zastępca – Paweł Niedźwiedź, głosu
nie zabrali. Bo i co tu mówić, gdy dało się w kwestii sprzedaży szpitala kosmicznej
dupy?! Przyznać się? Na taką rzecz trzeba mieć honor, sumienie i cywilną
odwagę. A nie deficyt tych trzech cech.
Górowianie – mówiąc delikatnie – nico przespali pozbycie się
szpitala. Wielu z nich uniesionych mirażem nowoczesnego szpitala, którą to
wizję kreślił przed pielęgniarkami np. mój serdeczny przyjaciel radny powiatowy
„Banan” (Marek Biernacki) bezkrytycznie, bo bez udziału rozumu, uwierzyło, że
jak przyjdzie „prywaciarz”, to nam taką lecznicę zmajstruje, że ho, ho! Pękała będzie
od specjalistów i to co najmniej z profesorskimi tytułami.
A prawda jest taka, że nasz były szpital, jaki był taki był,
a teraz nie ma żadnego. I szydzą z nas z tego powodu w ościennych powiatach, o
czym rozliczni górowianie przekonują się na własnej skórze. By być w zgodzie z
prawdą zasłużyliśmy sobie na to, dopuszczając aktem wyborczym do władzy ludzi,
którzy do jej sprawowania nie mają żadnych –predyspozycji. Tak, tak, bo ten akt
wyborczy też dokonał się bez udziału rozumu. A grzech głupoty rodzi zawsze
grzech kolejny.
W najcięższej sytuacji na skutek radosnej, i pozbawionej
udziału rozumu, twórczości tzw. „starostów” znalazła się burmistrz Irena
Krzyszkiewicz, która dzieli teraz odium społecznego gniewu z powodu zamknięcia
szpitala. To z jej inicjatywy doszło do spotkania 19 czerwca br. Spotkania,
które nie mogło mieć dla nas żadnych pozytywnych konsekwencji. Ludziom wciąż mieszają
się kompetencje poszczególnych szczebli samorządu i przypisują burmistrzowi
kompetencje, w które ustawa o samorządzie gminnym go nie wyposaża. I w ten
sposób większość niewyrobionych samorządowo górowian, czyni winną braku
szpitala burmistrz Ireną Krzyszkiewicz. Z doświadczenia i rozlicznych rozmów
wiem, że do tej grupy mieszkańców żadna argumentacja oparta o brzmienie
przepisów ustawy o samorządzie gminnym nie przemawia. Kontrargument jest
prosty: „Gdyby chciała, to szpital by był!” Koniec i kropka.
Bardziej wyrobiona grupa mieszkańców naszego grodu używa argumentacji,
która zahacza o rzeczywistość. Powiadają oni tak: „Burmistrz i sporo ludzi w
radzie powiatu, to ludzie burmistrzyni. Startowali z jej list. Dlaczego więc pozwoliła
im na sprzedaż szpitala?” Potrafią też brutalnie dodać, że Góra już nie jest
miastem, tylko „wioską powiatową”. „Co to za miasto powiatowe bez szpitala?” –
pytają z ogromną goryczą i nietajoną niczym złością.
Mieszkańcy pytają również o rolę radnych gminnych ubiegłej
kadencji przy sprzedaży szpitala. Zgodnie z prawdą odpowiadam więc, że radni
miejscy nie odegrali żadnej roli przy podejmowaniu decyzji o sprzedaży
szpitala. By być precyzyjnym dodaję też, że Rada Miejska kadencji lat 2010 – 14
nie zajęła żadnego oficjalnego stanowiska w sprawie sprzedaży szpitala. I co
słyszę? „A to mieli szpital w dupie?!”
Zła krew zaczyna krążyć w ludzkim krwioobiegu, atmosfera
robi się duszna i napięta za sprawą braku szpitala. Wielu górowian na własnej
skórze przekonało się, jak trudne, uciążliwe i niebezpieczne staje się nasze
życie bez szpitala. Ludzie zaczynają się zastanawiać, czy władza samorządowa
działa w ich imieniu, dla ich dobra, z myślą o nich. Czy też istniej ona tylko
dla siebie samej.
Problem z dostępem do zamkniętego lecznictwa szpitalnego przysłaniać
zaczął nawet nowe inwestycje gminne, których przecież nie brakuje. Kładzie się on
cieniem na życiu górowian i wywołuje zrozumiały lęk. Te poczucie lęku jest
szczególnie silne u ludzi w podeszłym wieku, schorowanych, którzy na co dzień walczą
ze swoimi schorzeniami. Ludzi, którzy, o czym nie należy zapominać, łożyli na
utrzymanie tego szpitala w przeszłości uczestnicząc w różnych zbiórkach na jego
rzecz, nie zawsze dobrowolnych zresztą. Boją się też matki o swoje dzieci, bo
każda gorączka malucha łączy się z ich trwogą i lękiem. I podróżą w nieznane, z
chorym dzieckiem o różnej porze dnia i nocy.
Pada też pytanie o szansę ponownego zaistnienia szpitala w
Górze. Powiem obrazowo, że taka jak ta iż „cień miotły zamiecie cień śmieci”.
Mniejsza o budynek, którego dostosowanie kosztowałoby grube miliny. Głupia
decyzja, która w efekcie przyniosła likwidację naszego szpitala, było również
rozgonienie na cztery wiatry wykształconego personelu szpitalnego. To był przeogromny
kapitał tego szpitala, którego do rachunku dla PCZ nie doliczono. Obrazowo
mówiąc w godzinę można znaleźć kandydata na starostę czy jego zastępcę, ale latami
trzeba kształcić i uczyć lekarza, pielęgniarkę. Z punktu widzenia użyteczności społecznej
żaden polityk nie jest dla społeczeństwa wart tyle co wykształcony lekarz czy
pielęgniarka. Niestety, większość polityków sądzi – ze szkodą dla nas – że są
czymś wyjątkowym. A najczęściej to sezonowe „ćwoki”.
Nieprzytomnie to dzikie jest i dalekie od standardów XXI
wieku. A Państwo wciąż karmicie tych, którzy zaprzepaścili szpital. A żywić i
odziewać winien ich fetysz: „prywatyzacja”. Tak jak my wszyscy „pożywiliśmy”
się przy prywatyzacji szpitala. Zadziałać miała „niewidzialna ręka rynku”.
Toteż proponuję, by tzw. „starostom” dała ona im żreć i odziała. A jak by im
nie pasowało, to niech otworzą działalność gospodarczą. Wszak bogate
doświadczenie przy tzw. „sprzedaży” szpitala dobrze obu panom wróży na niwie własnej,
owocnej działalności gospodarczej. I niech ich w interesach pieści „niewidzialna
ręka rynku”, tak jak oni nas „popieścili” w dziele pozbawienia mieszkańców
powiatu naszego szpitala.