No
więc szlag trafił górowski szpital! Spełniło się to, o czym pisałem w grudniu
2013 r, gdy bezmyślnie, bez wyobraźni, bez poczucie odpowiedzialności za
zdrowie i życie mieszkańców powiatu górowskiego, z przekonaniem (nie popartym
intelektem i rzetelną wiedzą) o wyższości zarządzania szpitalem przez prywaciarza
nad zarządzaniem z nadania samorządu), o czekającym nas cudzie przemieniającym
nasz szpital, który miał się dokonać pod rządami „Gazeli biznesu”, jakim to
tytułem szpanował i czarował głupich i naiwnych, nabywca szpital - PCZ Wrocław.
No
i cud się dokonał! Aż mieszkańcy ze zdziwienia buziuchny pootwierali. Co jakiś
czas powiat obiegała informacja o zamykaniu kolejnych oddziałów. Buch! Inie ma
oddziału chirurgicznego. Cud! Istniał nieprzerwanie od 1945 r., (licząc tylko
okres od przyłączenia Góry do Polski). Buch! I cud kolejny. Znikł oddział
wewnętrzny. Też z długą tradycją. Bach, bach! I podwoje dla pacjentów, czyli
Państwa, zamyka ginekologia i położnictwo, dzięki czemu nikt, kto przyjdzie na
świat, nie poda w cv: miejsce urodzenie – Góra. Jakież to proste! Ba! Piwko z
małą pianką. Cud kolejny z łańcuch cudów szpitalnych wieszczonych przez Wielce
Czcigodną Pomyłkę Powiatu , starostę najgorszego w jego historii – Piotra „Cielęcinę”
Wołowicza, zwanego prywatnie przez znaczną część pracowników starostwa „Łysym Nieudacznikiem”.
Całość cudów dopełniło zamknięcie oddziału dziecięcego, izby przyjęć oraz
ograniczenie dni pracy pracowni RTG od poniedziałku do piątku, i to w
ograniczonej liczbie godzin.
A
co na to w Wielce Czcigodna Pomyłka? Nic! Bo co rozsądnego może powiedzieć
człowiek, który zgadza się na umowę, w której za 1/6 kwoty należnej, nabywca naszego
szpitala, czyli PCZ Wrocław, otrzymuje akt notarialny, na mocy którego staje się
właścicielem szpitala. I w akcie owym nie ma zabezpieczającego starostwo zapisu, że stanie się nim po
zapłaceniu całej kwoty.
Ktoś
z Państwa zakrzyknąć może w oburzeniu, że sprawa śmierdzi. I ma prawo tak
zakrzyknąć! Bo idiotyzm związany z przeniesienie praw własności szpitala przed
spłatą ostatniej raty jest krystalicznym idiotyzmem. I kiedy "na mieście" ludzie mnie
pytają o to, czy ci, którzy sprzedali w ten idiotyczny sposób nasz szpital,
dostali za to od „Gazeli biznesu” tzw. „wziątkę”,
to ja, w sposób kategoryczny i stanowczy temu zaprzeczam.
Swoje
przypuszczenie o nie wzięciu „wziątki” opieram na znajomości tak Wielce Czcigodnej
Pomyłki Powiatu, jak i wysoko postawionych członków „Gazeli biznesu”, których
wątpliwy „zaszczyt” miałem poznać dzięki procesowi sądowemu (obrzydliwe
kreatury!), występując tam w roli oskarżonego przez nich (czego absolutnie się
nie wstydzę i nie żałuję), którzy po 5 lub góra 10 min. rozmowy z „Łysym Nieudacznikiem”, kapnęli by się z kim mają do czynienia, i że wręczanie ww. tzw. „wziątki”
byłoby wyrzucaniem pieniędzy w błoto. Dlatego najuprzejmiej proszę proszę Państwa, by nie zaczepiać mnie na ulicy i nie szeptać, nerwowo przy tym
się oglądając, że Wielce Czcigodna Pomyłka Powiatu dostała za nieudolną
sprzedaż powiatu „wziątkę” w postaci rzekomej bardzo wartościowej działki nad
morzem, w górach czy na Mazurach. Kto chce niech sobie w to wierzy, ale ja
wierzył będę w to tak samo, jak w to, że Wielce Czcigodna Pomyłka Powiatu
nadaje się na starostę lub że jest inteligentny.
Z
kolei interesującym przyczynkiem do sprawy sprzedaży szpitala są wyznania
mojego ukochanego i wielce sprytnego radnego Marka „Bananowego Uśmiecha”
Biernackiego (oby dni jego promieniały zyskownymi geszeftami a poduszki do snu jego
wypchane były banknotami z różnych krajów świata o możliwie najwyższym nominale),
który ostatnio w rozmowie ze mną stwierdził, iż w sprawie sformułowań w umowie:
„Zarząd Powiatu go oszukał”. Zawsze wiedziałem, że kochany „Bananowy Uśmiech”
jest nieodrodnym synem Naiwności, który w bezmiarze swojej ufności do ludzi palnie
jakaś gafę. I właśnie ten bezmiar ufności, ocean zaufania do innych przedstawicieli
rodzaju ludzkiego spowodował, że nasze niebożątko Mareczek głosował za sprzedażą
szpitala. Nie znał treści umowy po
prostu i kierował się najszczerszym przekonaniem, że „Łysy Nieudacznik” jest
inteligentny (jakież okrutne rozczarowanie) i nie podpisze tak idiotycznie sformułowanej umowy.
I
ja w to wierzę głęboko i szczerze, tak jak w to, że wicestarosta Paweł
Niedźwiedź nigdy nie został przyłapany przez policję z marychą we Wrocławiu.
Proszę
jednak zauważyć, że szpital zamknięto, ale Wielce Czcigodna Pomyłka i jego niedoszły zastępca - niedoszły burmistrz Wąsosza, czyli Paweł Niedźwiedź - nadal piastują swoje funkcje. I to jest zgroza! Poczucie niesmaku ma mnóstwo
mieszkańców naszego miasta, którzy pytają mnie kiedy ci tacy i owacy (ze
względu na wymogi związane z przestrzeganiem zasad obyczajowości poprzestanę na
„takich i owakich”, nie rozwijając pierwotnego znaczenia tych sformułowań),
stracą swoją robotę.
Na
takie dictum rozmówców rozkładam bezradnie ramiona i stwierdzam, za jednym z
opozycyjnych radnych, że: „arytmetyka jest nieubłagana”, co oznacza, że
większość radnych popiera starostę „Cielęcinę” i w tej sytuacji nie ma mowy o skutecznym
odwołaniu go z tej lukratywnej posady. Rozmówcy na taką wypowiedź reagują
gorzkim śmiechem i patrzą na mnie z niedowierzaniem jak lekarze z leszczyńskiego
szpitala, którzy kazali się bliskim żegnać ze mną, gdy dwukrotnie wybierałem
się na nieznany nikomu brzeg.
Nawiasem
mówiąc przypominam sobie, że jak zjawiłem się na nieznanym mi brzegu, to od
razu stanąłem przed jakąś komisją. Taki brodaty jej przewodniczył. Klucz miał
ogromny na nieco zardzewiałym łańcuchu, którym rytmicznie pukał w stół.
Zapytał
o imię, nazwisko, datę urodzenia, ale robił jakby mechanicznie, bo – jak mi się
wydawało – wszystko o mnie widział. „Cóż, czas na ciebie przyszedł” – rzekł. „Pożyłeś
tyle ile miałeś i chwatit”. „Mówi się trudno odrzekłem”. I kiedy wydawało mi
się, że to już koniec, to wtedy taki jeden ze skrzydłami w gipsie, który
studiował jakieś papiery rzekł:
-
Momento, monsignore Piotrusiu, spójrz łaskawie na to. I tu podał mu papiery
jakoweś, które wcześniej pilnie studiował. Zbaraniałem, bo myślałem, że jakiś
donos na drugi brzeg dostali a ja tu nieboszczyk nieomal i weź wytłumacz
gościom, co w nim jest prawdą a co zwykłym oszczerstwem.
Monsignore
Piotr zagłębił się w lekturze. Czytał szybko i co czas jakiś rzucał na mnie
spojrzenie. W końcu spytał połamańca w gipsie:
-
A ci, których ruszał w pismach swoich, to jakie notowania mają u nas?
-
Mówiąc najkrócej to potencjalni kandydaci do siedziby Don Lucyfera. Po części swołocz, po części
kombinatorzy, głupki, krętacze i głupcy. Zważ drogi Piotrze, że w pismach
tego nieszczęśnika nikt nie jest przypadkowo. Wszyscy na bycie tam solennie sobie zasłużyli.
-
Zróbmy tak – nieoczekiwanie odezwał się rudzielec z dwoma różkami – niech on sobie
wróci skąd przyszedł. I tak nam się nie wymknie. Ja go nie chcę nawet za
dopłatą, bo spokój mam u siebie. Wy nie bardzo go chcecie, bo macie nadzieję,
że przeróżne niegodziwości będzie nadal piętnował i starał się grzeszników,
fałszywców maści różnej nawracać na drogę cnoty i tego waszego „Dekalogu”. Próżny
jednak trud Robercik jest twój, bo jak mawiał Orwell „raz kurwa – zawsze kurwa.”
-
Czym synu do nas przybyłeś? – spytał mnie monsignore Piotr.
-
Łódką wiosłową – odrzekłem zgodnie z prawdą.
-
Odesłać go migiem, ale ścigaczem wodnym, tam skąd przybył. Bo jeszcze nam się
tu zagnieździ – zaordynował połamaniec.
I
obudziłem się w szpitalu.
-
Proszę powiedzieć czy wie Pan, gdzie się znajduje?- usłyszałem pytanie.
-
W szpitalu w Górze – odpowiedziałem.
-
Pan jest w szpitalu, ale w Lesznie – usłyszałem. Wtedy naprawdę się zdenerwowałem.
Kurwa! To ja mam kitę w Lesznie odwalać, bo debile jakoweś szpital w ręce
złodziei sprzedali! No kurwa, ja wam zrobię bal, tylko dojdę do siebie.
I
dlatego myśl o tym, że moja ukochana Góra nie ma szpitala, przez głupią decyzję
grupki bęcwałów, myśl o tym, jak wielką krzywdę wyrządzono mieszkańcom powiatu,
w jaki chamski sposób potraktowano pielęgniarki naszego szpitala, którym
poobcinano wynagrodzenia, pozmieniano umowy na śmieciówki, część z nich została
„przedstawicielami handlowymi” (po 5 latach wykonywania takiej umowy traciły
swoje uprawnienia do wykonywania zawodu); myśl o tej krzywdzie wyrządzonej nam
wszystkim trzymała mnie przy duchu. Nie kurwa, bęcwały! Tak nie będzie! Nie po
to ja tu powróciłem!
I
doszła mnie wieść radosna. Grabarze naszego szpitala opuszczą wkrótce swoje
stanowiska. Za sprawą miejscowego PiS – u przybędzie komisarz. Wówczas
powiedzenie: „arytmetyka
jest nieubłagana”, stanie się nieaktualne. Przy komisarycznym zarządzie nie ma
bowiem Rady Powiatu i żadnej nieubłaganej arytmetyki. Jest komisarz i nic
więcej. A jego czas nadchodzi nieubłaganie. Wyczekujemy go z utęsknieniem.
Górowski
PiS nie ma innej możliwości, by sprawiedliwości stało się zadość. Wołowicz i
Niedźwiedź won! Za szpital, za pielęgniarki, za zlikwidowanie szpitala. I niech
nikt nie pierdoli, że oni chcieli dobrze. Jakby chcieli dobrze, to sprzedaliby
szpital w cywilizowany sposób ludziom uczciwym a nie firmie, o której w
momencie sprzedaży już krążyły złe wieści.
I
dość mam już patrzenia na ich bezczelne miny i tępe spojrzenia podczas sesji.
Dość mam ich widoku, bo ten powoduje u mnie odruch wymiotny. Niech cała
opozycja pogodzi się z myślą o komisarzu. Nie warto być nieprzyzwoitym za dietę w kwocie 670 zł miesięcznie. Wiem, że nie będzie można się wygadać, nawrzucać. Tylko jaki
pożytek z tego gadania, skoro: „arytmetyka jest nieubłagana”?! Mają sobie
grabarze i ich bezmyślni poplecznicy trwać i brać diety? Z gadania opozycji nie
ma żadnego pożytku, bo: „arytmetyka jest nieubłagana”. A Państwa gadanie
niczego nie zmieni, ale za to przedłuża ich całkowicie szkodliwy pobyt na zajmowanych
stanowiskach. To nie jest ani normalne ani też moralne. Kop w dupę należy im
się, jak miska mleka nawet bezdomnemu kotu.
Dlatego
proszę Pana, panie Kazimierzu Bogucki, o wymierzenie tego kopa. Pomaga pan
burmistrz Irenie Krzyszkiewicz w załatwianiu różnych istotnych dla gminy spraw,
pomimo różnic w przynależności partyjnej. I to jest piękne, szlachetne i służy
nam wszystkim. Ale nie jest w interesie nas wszystkich utrzymywanie starosty,
wicestarosty i ich popleczników przy władzy, z którą i tak nie wiedzą co zrobić.
A jak już robią z niej, to krzywdę nam wszystkim.
To
już nie jest kwestia polityki, ale zasad. Sprawcy zamknięcia szpital niech idą
w pizdu! Jest wina – jest kara. Niech Pan zrobi to, czego oczekuje
niecierpliwie opinia publiczna, sponiewierane pielęgniarki, ludzie mający
problem z dostaniem się do ościennych szpitali, które – pomimo zapewnień
dolnośląskiego NFZ – nie chcą ich lub traktują bardzo niechętnie.
Niech
sprawiedliwości Panie Kazimierzu stanie się więc zadość. I to jak najszybciej.
Bo każdy dzień ich obecności w starostwie jest zniewagą a dla nas wszystkich. Arytmetyka sprowadzi się
wówczas do prostego równania: komisarz = grabarze won! To piękne równanie!
Panie Kaziu! Niech oni jak najszybciej idą w pizdu!