"Jak ktoś żyje z tego, że zwalcza wroga, jest zainteresowany tym, aby wróg pozostał przy życiu".
KONTAKT: robert.mazulewicz@gmail.com
tel. 883 793 645.
Gwarantuję 100% dyskrecji.
W naszym mieście istnieje jedna z najmocniejszych grup „Nordic
Walking” w Polsce i świecie. Wiem, że brzmi to sensacyjnie i nie wszystkim jest
wiadomym. Oto zebrała się grupa zapaleńców, których często mijamy na co dzień,
spacerując po leśnych duktach. Rozpoznajemy ich po szybkim chodzie, dwóch kijach
i sportowym ubiorze.
Początki „Nordic Walking” w Górze sięgają 2010 roku, kiedy
to ogólnopolskie media zaczęły silnie promować tą dyscyplinę, jako
rekreacyjno-sportową.
Adresatem tej dyscypliny byli wszyscy i osoby w każdym
wieku. W okolicznych lesach można było zauważyć początkowo kilka osób
poruszających się jak narciarze, tyle że bez nart na nogach. W roku 2011
zawiązała się nieformalna „Grupa Nordic Walking”. Pierwsze spotkanie udało si zorganizować
dzięki Stowarzyszenie Unia Górowian w Domu Kultury. Początki były skromne. Na pierwsze
spotkanie przybyło kilkunastu amatorów tego sportu. Wkrótce do akcji promowania
„Nordic Walking” włączyła się „Fundacja Pomocy szkole im. E. Machniewicza”,
która korzystając z funduszy unijnych zorganizowała szkolenie dla mieszkańców
Góry pragnących czynnie uprawiać ten sport.
Pierwsze zawody w Wrocławiu w 2011 nie przyniosły naszym
kijkarzom miejsca na pudle. Zajęli czwarte miejsca, które rozbudziły wyobraźnię
i rozochociły naszych kijkarzy do większego wysiłku oraz do udziału w tego typu
zawodach. Fani „Nordic Walking” nieustannie trenowali. Pokonywali setki
kilometrów szlifując formę i dopracowując technikę, wzmacniając kondycję.
Ten treningowy wysiłek, upór i wiara w sukces dały efekty. Szybkość
mężczyzn spadła u spadła poniżej 7 min/km, a kobiet poniżej 7,5 min. Teraz te osiągi
czasowe są jeszcze niższe, a górowscy zawodnicy coraz lepsi. Trenują cały rok,
czy jest to +30 czy -20, nie odpuszczają. Deszcz, śnieżyca nie stanowią problemu.
I dlatego pokonują najlepszych zawodników w Polsce.
Mają swoje wybrane dystanse, na których czują się najlepiej.
Jedni wybierają dystanse krótsze - 5 km., inni wolą 10 kilometrowe. W przyszłym
roku jeden z miłośników „Nordic Walking” nich będzie startował w półmaratonach.
Zwodnicy nie mają sponsorów, wszystkie koszty pokrywają z
własnej kieszeni, jeden raz zdarzyło się, że wsparła ich Gmina Góra, a za
osiągnięcia otrzymali reprezentacyjne dresy i flagę Góry,starostwo ufundowało podkoszulki oddychające.
Reprezentują swoje stowarzyszenia lub szkoły, a Góra stała się dzięki nim znana
w każdym zakątku kraju, gdzie odbyły się zawody „Nordic Walking”.
Bardzo ważnym elementem dla ćwiczących tę dyscyplinę jest
dieta, która musi być bogata w węglowodany, wysoko zmineralizowane wody oraz
owoce. Plan treningowy to przede wszystkim treningi wydolnościowe. Znakomicie
nadają się do realizacji tego typu treningu tereny za basenem. Sprinterskim
chodem pokonują miłośnicy tej dyscypliny interwały na leśnych duktach.
Zorganizowani w prężnie działającą na naszym terenie grupę,
nieustannie propagują ten sport. Sami przygotowali trasę dla miłośników „Nordic
Walking”. Ma ona długość 7 km. Ponadto nasi kijkarze organizują rajdy oraz
zawody, trenują nowych adeptów i udzielają odpowiedzi na pytania dotyczące
sprzętu oraz prawidłowej techniki.
W tym roku osiągnęli największe tytuły od: mistrzów i wiece -
mistrzów Polski, mistrzów i wicemistrzów Pucharu Polski, wicemistrzów Pucharu
Świata, Międzynarodowych Mistrzów w Sztafetach. To górowianie stawali na
podiach we Wrocławiu, Lubinie, Lesznie, Miliczu, Ścinawie, Oleśnicy oraz w
finale Pucharu Pomorza w Koszalinie. Są w czołówce uprawiających ten sport. A
nasi bohaterowie, którzy tak pięknie promują nasze miasto, to:
Dzisiaj rano przekonałem się na własne oczy, że są
drobiazgi, których przeskoczyć się nie da. Podczas tradycyjnej porannej wizyty
w Powiatowym Ośrodku Sportu i Rekreacji oczom moim ukazał się taki oto widok. W
zasadzie zaskoczony nie byłem, bo taki obrazek powtarza się tam od jakichś
czterech lat. Wszystko oczywiście przez zdradliwą matkę naturę.
Są takie pory roku w kalendarzu, że niestety pada deszcz lub
śnieg, albo też oba te wredne zjawiska występują razem. Ostatnio spadł śnieg,
poleżał sobie na dachu hali „Arkadia”, ale jak Państwo z doświadczenia wiedzą
leżenie na jednym boku po upływie jakiegoś czasu staje się mało wygodne. Śnieg
również zmęczył się od zajmowania tej samej pozycji więc postanowił zmienić
miejsce leżenia, jak i swoją doczesną postać.
W związku z powyższym przemieszcza się do wnętrza hali „Arkadia”
pomimo, iż w grafiku wynajmu obiektu na cele sportowe nie występuje. Czysta
samowolka!
Pracownicy „Arkadii” walczą z tym zjawiskiem wyłapując nową
postać śniegu w wiaderka. I tak to trwa od czterech lat, w ty6m samym miejscu.
I nie ma na to nadprzyrodzone zjawisko silnych!
Przez wrodzoną delikatność pominę taki drobiazg, jak to, że
hol został latem w tym roku pomalowany. Przez wrodzoną mi dyskrecję nie wspomnę
też o tym, że rzekomo dach latem naprawiano i miało nie ciec. Niestety, uparło
się i cieknie.
Przypominam tylko, że cieknie od 4 lat (a może dłużej) i
nowy dyrektor – Tomasz Krysiak, winy za to nie ponosi, bo świeży jest na tym
stanowisku, jak dzisiejsza bułeczka z naszego PSS – u.
Proszę jednak zważyć na nierozwiązywalność problemu dachu
cieknącego w tym miejscu od 4 lat. Jakież to charakterystyczne dla naszego
samorządu powiatowego, który przez 4 lata nie potrafił dać rady dziurze w
dachu.
Faktem jest, że dziura powstała za rządów Stanisława Żet,
który w swoim mniemaniu uchodził za najlepszego zarządzającego obiektem,. Ale jak
Państwo widzicie wygórowana mniemanie o sobie najlepiej weryfikuje brutalna rzeczywistość.
Krótko mówiąc, malowanie sufitu szlag trafił, regips szlag
trafił, robotę pracowników szlag trafił a były zarządzający „Arkadią” – Stanisław
Żet - pracuje nadal. Co prawda słowo „pracuje” jest mocno na wyrost, bo referent
Stanisław Żet na „Arkadii” nie ma co robić w biurze przez 8 godzin rzekomej
pracy. Pół etatu też byłoby przesadą. Ale skoro dach cieknie i nikt nie potrafi
dać mu rady, to dlaczego Stanisław Żet (za którego zarządu zaczął ciec) ma nie
zostać na nowym stanowisku? Wszak ktoś musi monitorować przeciek dachu. A za
monitoring się płaci. Z pieniędzy samorządowych, czyli Państwa.
I tak to już się kręci 4 lata i szlag nikogo z tego powodu
nie trafił.
Nie ma to, jak opis dobrej afery. Poczytność rośnie
gwałtownie a i wrogów przybywa. Wówczas wiadomo, że czas na pisanie posta nie
został zmarnowany a Państwo radości mają czytając. I o to chodzi, o to chodzi!
Dzisiaj na ten przykład moje oczęta widziały dyrektora „Arkadii”,
który przedstawił na konkursie – ubiegając się o to stanowisko powiązane z dyrektorską
pensją – nie dość, że nie własną koncepcję funkcjonowania palcówki, to jeszcze
żadnej koncepcji w rzekomej koncepcji i Państwo, i ja, stwierdzić nie mogliśmy.
Nie powiem, żeby dyrektor Tomasz Krysiak moim widokiem
ucieszył. Zignorował moją obecność, podobnie jak zignorował samodzielną pracę
nad „Koncepcją” i starostę, jako przewodniczącego komisji konkursowej. Jak więc
Państwo widzicie, ja i starosta Wołowicz w tej sytuacji na jednym „wózku
jedziemy”. Rzadka to rzecz!
Oczywiście, nie mam za złe dyrektorowi „Arkadii”, iż raczył
mnie nie zauważyć z 1 metra,
bo wszak niedługo się okaże, że to Kanalia jest winna tego, iż Tomasz Krysiak
ukradł „Koncepcję”, wygrał konkurs na jej podstawie a Kanalia była
przewodniczącym komisji konkursowej. Starosta Wołowicz natomiast, jako taki,
raczej bezbarwny i nijaki, nie miał w tym żadnego udziału. W zasadzie tradycja w
naszym powiatowym samorządzie jest taka, że winien jest każdy tylko nie ci, co
rządzą. Z określeniem „rządzą” przesadziłem. Słowem absolutnie adekwatnym do
sytuacji, jaką mamy jest określenie „mają etaty i pensje.” I w tym przypadku
realizowane jest w praktyce stwierdzenie laureata nagrody Nobla – Stigliza, że mamy
do czynienia z prywatyzacją zysków (pensje) i uspołecznieniem strat
(odszkodowanie dla „Chemeko”).
Na internetowej stronie powiatu ukazało się ogłoszenie o
rozpisaniu dwóch konkursów. Jeden dotyczy obsady stanowiska naczelnika wydziału
komunikacji a drugi dyrektora Powiatowego Zarządu Dróg.
Stanowisko pierwsze wakuje od czasu, gdy były naczelnik
tegoż wydziału został wiceburmistrzem naszej gminy. Wówczas nadzór nad tym wydziałem
przejął wicestarosta Paweł Niedźwiedź. Osoby Dorze zorientowane w pokrętnych niczym
makaron świderki stosunkach wewnątrz koalicyjnych twierdza, że jeden z koalicyjnych
radnych forował na wakujące stanowisko osobę mocno z sobą spokrewnioną. Do
nominacji a więc skandalu z takim namaszczeniem związanego na razie nie doszło.
W przypadku drugiego konkursu, czyli na stanowisko dyrektora
PZD, jest to drugie podejście do jego obsady. Od kilku dobrych lat pełniącym
obowiązki tej jednostki jest Andrzej Łaszewski. Jeszcze za rządów Beaty Pony
rozpisano konkurs, ogłoszono nazwisko zwycięskiego kandydata, ale okazało się,
że stanowisko dyrektora PZD przestało mu się podobać i kandydat nie podpisał
umowy o pracę.
Z drugiej strony dziwić musi mnożenie kosztów w PZD. Na
utrzymanie dróg powiatowych mamy 1,2 mln zł, bo obecna koalicja obcięła budżet
tej jednostki a poszukuje się dyrektora. Na chuj? – pytam z wrodzoną
grzecznością?! Wszak, to jeszcze jedna gęba do wyżywienia a powiatowa spiżarnia
pustkami zieje.
Ciekawe jest też i to, iż w ogłoszonych w piątek warunkach konkursowych
nie ma słowem, iż kandydat ma przedstawić „koncepcję” pracy na stanowisku, o
które będzie się ubiegał. Ale jaka „Koncepcja” może towarzyszyć wyborowi na
stanowisko dyrektora PZD w sytuacji, gdy ścina się pieniądze na drogi do bólu? Racjonalnej
odpowiedzi na to pytanie nie znajdziemy.
Z drugiej strony żal, że nie będzie nowych „Koncepcji”. Zawsze
to mogłaby się okazać lekturą pasjonującą i w wzbudzające pożądanie – bardzo zdrowe
zresztą! – poszukiwania źródeł natchnienia. Z drugiej strony natomiast ciekawe
jest, jak rozliczy się kandydata z tego, co naobiecuje. Z wielkim
zaciekawieniem oczekuję natomiast podania do publicznej wiadomości składu
komisji konkursowej. Ta moja ciekawość wykaz tego, iż uświadomiłem sobie
ostatni, że starosta Wołowicz nie brał udziału w dwóch bardzo poważnych konkursach.
Mówię tu o konkursach na dyrektorów Zespołu Szkół oraz Powiatowego Centrum
Doskonalenia Nauczycieli.
W pierwszym przypadku mamy do czynienia z największą placówka
oświatową na terenie naszego powiatu. W tym konkursie starosta nie uczestniczył
podobnie, jak w drugim przypadku, gdzie pracuje 29 osób. Pofatygował się jednak
na konkurs do jednostki, gdzie zatrudnionych jest osób 6. Taka widać jest
gradacja ważności placówek w oczach starosty. No, przewodniczył nieszczęsny
komisji, która została wystrugana, jak marchewka przez Tomasza Krysiaka.
Coś nie tak jest również z pamięcią niektórych mieszkańców
naszej lokalnej społeczności. Porzucają rowery! No, może i nie są one wielkiej
urody i pierwszej młodości, ale zawsze należy pamiętać, że taki rower – w przeciwieństwie
do większości naszych lokalnych polityków – może mieć duszę i sumienie. A tu
proszę, w środku miasta, na bezpłatnym parkingi tkwi rower – sierota! Porzucony
i zapomniany przez właściciela.
A może rower ten cierpi z zimna? A może tęskni
za odrobiną ciepła w piwnicy lub komórce jakowejś? A bezwzględny właściciel zadaje
mu męki na śniegu i mroźnym wietrze. Proszę spojrzeć, jak z dętki uszła moc życiowa
roweru!
Czy Państwa nie wzrusza ten widok?! Chociaż kocykiem okryć by należało wysłużone
biedactwo! Sąsiedzi – którzy wiedzą kto na czym siedzi – twierdzą, że osierocony
rower stoi tam od kilku tygodni i zajmuje fragment parkingu, gdzie śmiało mógłby
zaparkować samochód. A w centrum miasta miejsc parkingowych brak, pomimo starań
włodarzy gminy. Być może odpowiednie służby ustaliłyby kto jest właścicielem wysłużonego
pojazdu i zobligowały go do usunięcia drobiazgu na rzecz czegoś większego?
Wszak służbach gminnych niedźwiedzie nie są zatrudnione więc skąd zimowy letarg?
Na tejże posesji dzieją się i takie cuda, że jest bramka,
którą można sobie skrócić drogę, ale nie otwiera się ona w sposób przystępny
dla potencjalnych amatorów skrótu. Bo ktoś zrobił nasyp, by uniemożliwić jej
pełne rozwarcie. Za furtką czai się druga przeszkoda, czyli przewód, To mi
wygląda na umyślną/nieumyślną garotę. A służby nie reagują na to, pomimo
interwencji.
Jedna z mieszkanek naszego miasta ma tam garaż. Jakiś troll
wciąż wyciąga jej rurę spustową. Zabawa trwa od dłuższego czasu i panią
przestała bawić.
Nie bawi już tej pani również taki taki fakt, iż do jej garażu
przylega ogrodzenie przylegające całkowicie bezprawnie do garażowego budynku. I
pomimo próśb i apeli tkwi ono niczym czyrak w wiadomym miejscu, chociaż
absolutnie tkwić nie powinno. I tak starania tej pani o zmianę sytuacji na jej
posesji trwają od wiosny, ale bez skutku, bo kogoś problem tu przerasta.
Z kolei jeden z właścicieli sklepu przy A. Krajowej bez skutku stara się o to, by latarnia przed jego sklepem w końcu zaczęła działać. Najwyższy czynnik w gminie zapewnił tegoż mieszkańca miesiąc temu, iż rozumie potrzebę uruchomienia latarni. Najwyższy Sprawczy Czynnik zapewnił, ale odpowiedzialny urzędnik podległy temuż Czynnikowi Sprawczemu nie wierzy właścicielowi sklepu, pomimo, iż ten nie był nigdy karany sądownie za krzywe zeznania. Pod sklepem ciemno, że aż prosi się machnąć kogoś w ryj, właściciel sklepu traci na obrotach a urzędnik na poborach nie. Ot, proza życia.
Atak zimy zebrał pierwsze ofiary. Pomarzły kwiaty wystawione
na zewnątrz Zespołu Szkół w Górze. Zapewniam Państwa jednak, że dyrekcja szkoły
nie zamarzła. Zresztą, co tam kwiaty! Najważniejsze, by Zarząd Powiatu nam nie
zamarzł, bo drugiego takiego nie znajdziemy. Pamiętam taki znak jakości „Q”,
który jak ulał pasuje do naszego Zarządu. Raz kupiłem – z 30 lat temu – lodówkę
(„Szron” chyba się nazywała) opatrzona tym wyjątkowym znakiem jakości. Jak ona
pięknie gotowała!
"Czytałem Pana artykuł odnośnie zamierzeń i planów
inwestycyjnych gminy na najbliższe miesiące, a że jestem mieszkańcem jednego z
osiedli koło ul. Dąbrówki, zainteresował mnie temat budowy łącznika i
przedłużenia ul. Dąbrówki. Fajnie, że ta inwestycja będzie miała miejsce, ale
zastanawia mnie co ze ścieżką łączącą os. Mieszka I z os. K. Wlk? Są tam takie
wertepy, że droga jest zupełnie nie przejezdna i nikomu nawet nie w głowie żeby
ją jakoś utwardzić czy chociaż wyrównać. Uważam, że ta droga jest bardzo potrzebna.
Wielu mieszkańców z niej korzysta, a raczej korzystałaby, bo
w tej chwili jadąc autem nikt nie chce stracić podwozia. Udając się pieszo
można skręcić nogę czy ugrzęznąć w błocie. W tej chwili jest to kłopot, gdyż
nie ma jak dostać się w rejon O.K.W. z mojej okolicy.
Panie Robercie czy może się Pan zająć tym tematem i
dowiedzieć jakie są zamierzenia gminy w związku z tą drogą? Nie mówię, że ma to
być autostrada, ale gdyby była jakoś sensownie utwardzona, to byłoby już duże
ułatwienie i spokojnie, by załatwiło sprawę. Fajnie gdyby ktoś się zajął tym
problemem i władne osoby przypomniały sobie o tej pseudo „drodze”.
Szanowny Panie,
sformułowanie, którego użył Pan na końcu swojego emaila
(pseudo „droga”) jest, jak najbardziej adekwatna do historii tego łącznika. Jak
udało mi się dowiedzieć w UMiG (a pomocą w rozjaśnieniu tej zagadki służył mi
pan Jerzy Przykota, który zajmuje się m.in. zagospodarowaniem przestrzennym), przywołana
przez Pana ścieżka oficjalnie nie istnieje. Może to Pana zdziwi, ale korzeni
jej tradycji szukać należy po powstaniu ogródka „Marzenie”. Działkowcy używali
jej, ale w oficjalnych dokumentach „drogą” nigdy ten szlak się nie stał. Można
rzec, iż ta „droga” narodziła się siłą ludzkich przyzwyczajeń chodzenia na
skróty, i jako taka stała się drogą, którą nigdy nie była.
W grudniu 2011 roku Rada Miejska przyjęła zmianę miejscowego
planu zagospodarowania przestrzennego dla tego terenu. Poniżej prezentuje Panu
i wszystkim osobom zainteresowanym, mapkę ilustrującą tę zmianą.
Mówiąc pokrótce
chodzi o to, że zmiana wiązała się z mocnym zamiarem realizacji II etapu budowy
drogi z Dąbrówki do Alei Jagiellonów, czego doczekamy się w przyszłym roku.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że gmina nie będzie inwestowała w trakt, o który
Pan się upomina. Wynika to z tego, iż istnieje bardzo silna obawa, iż wzrośnie
natężenie ruchu samochodowego tuż przy ogródkach działkowych. Na pewno nie
spodobało, by się to działkowiczom. Realizacja II etapu rozbudowy drogi
Dąbrówka ma rozwiązać dotychczasowe problemy komunikacyjne na tym obszarze.
Stąd włodarze gminy nie widzą konieczności inwestowania w odcinek, o którym Pan
wspomina. Powód drugi, to pewnie i ten, że – co Pan przyzna – po realizacji II
etapu rozbudowy drogi Dąbrówki odcinek, o którego remont Pan się upomina, przestanie
być istotny dla kierowców. Fakt, że dla działkowiczów będzie on miał znaczenie
na pewno spowoduje, iż włodarze gminy postarają się o jakiś remont nawierzchni,
ale chyba tylko w ograniczonym zakresie. Czas zresztą to pokaże.
I to jest tyle, co udało mi się ustalić w poruszanej przez
Pana kwestii. Pozdrawiam i dziękuję za korespondencję.
9 listopada poznamy albo nie poznamy chętnych do zakupu
naszego Powiatowego Centrum Opieki Medycznej, czyli szpitala. Tego bowiem dnia
otwarte zostaną oferty za zakup naszego szpitala, o ile wpłyną. Obowiązująca cena
za szpital wynosi 10.379,500 zł., tj. 20.759 udziałów o cenie nominalnej 500 zł
za sztukę.
W mijającym tygodniu szpital zwiedzali kupcy zainteresowani
jego nabyciem. Pod nieobecność prezesa spółki – Stanisława Hoffmanna, którego
nikt nie raczył poinformować o wizycie kupców, po szpitalu szwendali się przedstawiciele
Polskiego Holdingu Medycznego „Polskie Centrum Zdrowia” we Wrocławiu. Twór ten na
swoje stronie internetowej reklamuje się, iż: „świadczenia medyczne wykonujemy
w 17 przedsiębiorstwach leczniczych, 6 przychodniach, 6 przychodniach, 4 szpitalach,
4 sanatoriach, pogotowiu ratunkowym i laboratorium diagnostycznym.”
PCZ za rok 2011 uzyskało zysk netto w kwocie 8.666.255,57
zł. Został on podzielony w taki sposób, że 5.282.25 zł wypłacono, jako dywidendę
dla akcjonariuszy. Głównym akcjonariuszem PCZ jest prezes Romuald J. Ściborski,
który ma w swoich rękach 99,46% akcji holdingu (36.056.407 akcji o cenie
nominalnej 10 zł za sztukę).
PCZ jest też właścicielem 100% udziałów w powiatowym
szpitalu w Śremie. W maju 2010 roku PCZ kupiło udziały średzkiej spółki
szpitalnej za 50 tys. zł, dodatkowo zapłaciło 80 tys. zł za sprzęt i spłaciło
długi szpitala w kwocie 2 mln zł. Sprawa znalazła się na celowniku CBA. W lipcu
2012 r., średzkie starostwo sprzedało budynki szpitalne dla PCZ za 4 mln zł.
PCZ zobowiązało się do wybudowania nowego szpitala, ale pomimo upływu 2 lat od upływu
tego zobowiązania PCZ nawet nie starało się o pozwolenie budowlane.
W Internecie można znaleźć różne opinie na temat PCZ. Są one
przeważnie negatywne. Poniżej zamieszczam część z nich, ale zachęcam Państwa do
samodzielnych poszukiwań. Sprawa sprzedaży naszego szpitala nie może bowiem
pozostać w rękach samych radnych, bo jest to rzecz zbyt poważna, by zostawiać
ją w rękach amatorów. Opinia publiczna musi wiedzieć, co się dzikiej, kto się
kręci wokół naszego szpitala i kim jest kręcący. Aby nie było później tak, że
radni będą twierdzili, że nie wiedzieli, że chcieli, jak zwykle dobrze a wyszło
– też jak zawsze – gównianie.
FARBA "DULUX" - 2,5l w cenie:43,99 zł. - 5l w cenie: 84,99 zł.
RĘCZNIK KUCHENNY "SOFT&EASY" - 2 roki w cenie: 2,49 zł, - różne kolory.
PROSZEK DO PRANIA "REX" - 7 kg, - różne rodzaje. Cena: 29,99 zł., czyli 4,28 złza 1 kg.
FARBA ŚNIEŻNOBIAŁA "JEDYNKA" - opakowania 10 l, - wydajność: 9 m kw. z 1 l, Cena: 36,99 zł., czyli3,70 za 1 l.
SKRZYDŁO OKLEINOWE WEWNĘTRZNE "METRO" - dostępne szerokości: 70 i 80 cm, - szyba hartowana, dostępna kolorystyka: akacja, nussbaum, - drzwi pełne w cenie: 129 zł., - łazienkowe w cenie:259 zł., - pokojowe w cenie: 249 zł.
DRZWI ZEWNĘTRZNE - od lewej drzwi "Kalifornia" w cenie: 1099 zł - drzwi "Nevada" w cenie: 1499 zł. - złoty dąb szlachetny, - grubość skrzydła 55 mm, - wypełnienie: pianka poliuretanowa, - wymiary montażowe: 2066/970 mm.