Pod tym tytułem będą ukazywały się moje zapiski dotyczące
mojej działalności, jako radnego, którym de facto stałem się z dniem 16
stycznia br.
W dniu 16.01.2017 r. uczestniczyłem – po raz pierwszy jako
radny – w sesji Rady Miejskiej. Porządek sesji zawierał 12 punktów. Większość z
nich dotyczyła dalszych losów przejętego od stojącego na skraju bankructwa
starostwa, budynku po internacie, który już od kilku lat nie był użytkowany i z
wolna ulegał technicznej degradacji ku żalowi ludzi kochających nasze miasto.
By być w zgodzie z prawdą należy dodać, iż tzw. „zarząd powiatu” usiłował go
sprzedać, co wszystkich myślących napawało dreszczem przerażenia. Bo jak
wszyscy wiemy na przykładzie byłego szpitala, gdy tzw. „zarząd powiatu” coś
„sprzedaje” (np. szpital), to wszystkim nam to „bokiem wychodzi”. W efekcie
budynek po internacie nieodpłatnie przejęła gmina. I za to chwała mojej gminie!
Podczas sesji podjęto uchwały dotyczące dalszych losów tego
przepięknego budynku. Szczegółowe omówienie tego tematu odnajdą Państwo na
internetowej stronie gminy wraz z wizualizacją tego, co powstanie w najbliższej
przyszłości. Dodam tylko, że całkowity koszt tego niezwykle potrzebnego naszym
mieszkańcom przedsięwzięcia oszacowany został na kwotę ok. 4,5 mln zł.
By realizacja projektu była możliwa i zgodna z prawem, by
nasza gmina mogła ubiegać się o dotację na realizację tego przedsięwzięcia,
Rada Miejska musiała podjąć 5 uchwał, które dotyczyły: „zgody na zawarcie
porozumienia na rzecz wspólnej realizacji projektu”. Chodziło właśnie o budynek
po internacie.
O ile porozumienia w tej sprawie zawarte przez naszą gminę z
Klubem Seniora, który reprezentuje pan Bronisław Barna, czy też Lokalną Grupą
Działania „Ujście Baryczy”, która reprezentowane jest przez panią Jolantę
Wrotkowską, nie budzi zastrzeżeń, o tyle takie porozumienie zawarte ze starostwem powiatowym wzbudziło
mój najwyższy niepokój.
Ja swoje zdanie na temat tzw. „starosty” (nie wymienię jego
imienia i nazwiska, by nie przenosić tej marnej persony do historii), również
nie wymienię jego zastępcy, by przez karty historii, nie przewijała się
niedźwiedzia sierść, więc ja swoje zdanie na ich temat mam: „producenci
ludzkiej krzywdy.” I tak przejdą do historii.
Mnie, jeszcze nieopierzonego radnego, zaniepokoiła myśl, że starostwo
może być
zobowiązane: „do poniesienia wszelkich kosztów związanych z niezrealizowaniem
zadań wynikających z przedmiotowego porozumienia.” Wszak już nienarodzonym jest
wiadomo, że powiat ma tyle kasy, ile najgorszy w historii powiatu tzw.
„starosta” i tzw. „wicestarosta” miał intelektu i rozumu przy spisywaniu
dziadowskiej i kretyńskiej umowy z wrocławską „bandą czworga”. Moje wątpliwości
podzielił znany wszystkim radny Wacław Grzebieluch, który stwierdził, iż:
„starostwo nie jest partnerem wiarygodnym”. Ja ze swojej strony pocieszyłem się
tym, że za realizację zawartego porozumienia odpowiedzialni będą dyrektorzy
placówek powiatowych, którzy w przeciwieństwie do tzw. „starosty” są
kompetentni i odpowiedzialni. Popełniłem jednak błąd nieopierzonego radnego i
zagłosowałem za porozumieniem ze starostwem. Szanowny radny Wacław Grzebieluch
wstrzymał się od głosu, co ja też powinienem uczynić. Przepraszam za to niedopatrzenie,
bo przez moment mogło wyglądać, że uważam – całkowicie niesłusznie! – że tzw.
„starosta” jest kompetentny.
Trzeba przyznać, że burmistrz Irena Krzyszkiewicz kierując
się więzami partyjnej złej krwi broniła tzw. „starosty”. Czekam na czas, kiedy
burmistrz Irena Krzyszkiewicz stwierdzi publicznie, że tak
zwana sprzedaż szpitala była błędem a jej kolega partyjny tzw. „starosta”
popełnił błąd katastrofalny w skutkach dla nas wszystkich. Czy pani burmistrz w
końcu zmądrzeje, czy też sprawowany urząd stępił jaj zmysły. No nie wiem? Czas
pokaże.
Kolejnym punktem obrad była
uchwała w sprawie zagospodarowania strefy wypoczynku, która ma obejmować
nieco zaniedbane tereny znajdujące się na ulicy Sportowej. Diametralnie ma się
zmienić wygląd tzw. stawku Wasilewskiego (pod tą nazwą jest znany dla
górowskich dinozaurów) oraz „bunkry” koło LO. Za tą uchwałą wypowiedziałem się
pozytywnie, gdyż wszystko co służy upiększeniu mojego ukochanego miasta zawsze
zyska moją aprobatę.
W poniedziałek ok. godz. 11 zauważyłem matkę z dzieckiem,
którzy usiłowali dostać się do szaletu miejskiego znajdującego się koło Wieży Głogowskiej.
Szalet miejski zamknięty był na kłódkę. W tej sytuacji wykonałem telefon do
naczelnika wydziału gospodarki komunalnej UMIG w celu wyjaśnienia sytuacji.
Okazało się, że szalet ten w okresie zimowym jest nieczynny z powodu jak mi
wyjaśniono kłopotów z ogrzewaniem . Jest to jedyny szalet miejski w Górze.
Wobec powyższego wygląda na to, że nasze władze gminne dozwalają tym, których przyciśnie
potrzeba fizjologiczna na zaspokajanie
jej w zaciszu uliczek. Wygląda wiec na to, że zarówno policja jak i straż
miejska nie powinna wlepiać za te czyny mandatu, chyba że kasa gminna chce się
nachapać z tego tytuły mamony z mandatów.
W tenże poniedziałek poinformowano mnie, że na targowisku
miejskim, w budynku socjalnym, nie ma ciepłej wody i papieru toaletowego. Idąc
tym tropem zwiedziłem budynek i w sposób empiryczny przekonałem się, że
informacja ta jest w pełni uzasadniona. Wykonałem telefon do sekretariatu pani
burmistrz, co dzisiaj zaowocowało ciepłą wodą w kranie i papierem toaletowy w
rolkach. W imieniu dzierżawiących stoiska dziękuję.
Jedna z mieszkanek gminy zatrzymała mnie z wielkimi
pretensjami, że „fajnie jest przypominać właścicielom i zarządcom na stronach
gminy o obowiązku odśnieżania, a sama
gmina ma to w dupie”. Na gminnych chodnikach i ulicach oraz parkingach ma
miejsce istne lodowisko. Doświadczyłem tego w ostatnich dniach i również
interweniowałem u naczelnika Szendryka, a w dniu dzisiejszym u sekretarza gminy
Tadeusza Otty. Przyznam szczerze, że wcześniejsze telefony do gminy niewiele
pomogły, bo urzędnicy mają parkiet i rozkoszne ciepełko, a nie lód pod nogami,
co pewnie rozpieszcza i rozleniwia. My górowianie jednak, musimy odbywać pewną
ekwilibrystykę, dość ryzykowną by przemieścić się z miejsca na miejsce. Na
efekty mojej interwencji poczekamy.
Ogólnie nastroje górowian z powodu
oblodzonych nawierzchni są, pani burmistrz, podłe.
W ostatnią niedzielę górowianie spacerujący utwardzoną drogą
leśną „Dziczek” spotkali się z myśliwymi. Było to pomiędzy godz. 13 a 15.
Spacerujących i ich pociechy wystraszyły strzały dobywające się z wszelkiego
rodzaju rur ognistych oraz okrzyki burzące spokój lasu i spacerowiczów. Wielu z
nich zrezygnowało ze spaceru i zdenerwowani wrócili do domów. Na efekt nie
musiałem długo czekać, gdyż telefon mój podskakiwał jak poparzony. Przeprowadziłem
rozpoznanie tej sprawy i okazała się, że polowanie urządziło koło łowieckie
Dzik z Wąsosza.
Polowanie to według posiadanych przeze mnie dokumentów było
całkowicie nielegalne, gdyż nie zgłoszone zostało w harmonogramie polowań. Wg
harmonogramu, myśliwi z tego koła polować powinni całkowicie gdzie indziej.
Wczorajsza wieczorna rozmowa z prezesem tegoż koła przekonała mnie o jednym, że
nie ma z kim rozmawiać. W chwili obecnej trwa, jak dotychczas jałowa, wymiana
maili z Nadleśnictwem Góra Śląska, które niczego nie wyjaśnia a usiłuje sprawę
zagmatwać. Dzisiaj w godzinach porannych zwróciłem uwagę sekretarzowi Tadeuszowi
Otcie na ten fakt i prosiłem, by sprawą zainteresowała się pani burmistrz.
Sprawa jest w toku, a o jej postępach będę Państwa informował.
I tak zawsze, minimum raz w tygodniu, będę Państwa pod tym
tytułem informował, że nie jestem radnym bezradnym. Stare przysłowie powiada:
Diabeł tkwi w szczegółach. Wezmę diabła za rogi, a o szczegółach będę
informował.