wtorek, 27 marca 2018

Cud remont!

W ostatnim numerze „Życia powiatu” na stronie tytułowej odnajdujemy tekst zatytułowany: „Te donosy budzą we mnie odrazę”. Tekst zawiera rozmowę pracownika Urzędu Gminy Niechlów z wójtową tej gminy Beatą „Bukietową” Poną. Temat rozmowy: zasługi pracodawczyni Pawła Wróblewskiego dla gminy Niechlów ze szczególnym uwzględnieniem remontów budynków dla repatriantów w Lipowcu i Sicinach. Cel rozmowy: ukazanie wredności na podłożu politycznym działań radnych, którzy ujawnili sporą ilość nieprawidłowości przy tych remontach.

Madame „Bukietowa” przy pomocy swojego pracownika, ukazuje bezmiar ludzkiej zawiści, która może skutkować: „Taką postawą narażają gminę na poważne straty finansowe”. Nie bardzo rozumiem, jak mogą narazić gminę na jakiekolwiek straty skoro wszystko jest w porządku? No, ale dla mnie rozumowanie „Bukietowej” nigdy zrozumiałe nie było. W końcu ona była w „SamejBronce” a ja nie, bo inaczej rozumowałem.

Co prawda „Bukietowa”: przyznaje w wywiadzie (ha!, ha!, ha!), że: „(…) podjęliśmy decyzję o odbiorze inwestycji z wadami”, ale jakoś nie ma to wpływu na dalsze jej wynurzenia. I tak, za wszystko odpowiedzialni nieodpowiedzialni radni, którzy dostrzegli nieprawidłowości. Oczywiście - wg „Bukietowej” – dostrzegli te nieprawidłowości z powodów politycznych. Inne motywy nie przychodzą „Bukietowej” do głowy. Na przykład, że są uczciwi, że nie podoba się im efekt końcowy remontu, o czym za chwilę.

Utyskuje „Bukietowa” nad tym, że radni: „(…) donieśli natychmiast doi powiatowego i wojewódzkiego inspektora budowlanego, do Urzędu Marszałkowskiego, do prokuratury.” Według niej przeszkadza to w bieżącej pracy urzędu: „Tak wiele przecież mamy w tym roku do zrobienia” – kwili swojemu podwładnemu, co ten łyka niczym pelikan. Ale jak nie łykać z ręki, która karmi?

Tak więc szanowna „Bukietowa” martwi się, że cztery literki odpowiednie służby (ku temu powołane!) się zajmują! A przecież ma wprawę w rozmowach np. z prokuraturą czy Najwyższą Izbą Kontroli. Kobieto! Nie wymiękaj! Dasz sobie radę! Posiłkuj się kobieto doświadczeniem.

Biorąc egzemplarz tej dziwnej gazetki do ręki sądziłem, iż „Bukietowa” oraz jej pracownik ozdobią ten egzemplarz zdjęciami wyremontowanych budynków dla repatriantów. Wertuję raz, drugi, trzeci i nic! A ponieważ osiągnięć „Bukietowej” jestem ciekaw niezmiernie, sam musiałem zadbać o ich wizualizację. I tak mają Państwo poniżej zdjęcia budynku poznaczonego dla repatriantów w Lipowcu pod nr 17.

Tak oto godnie naszych rodaków ze Wschodu zamierza przyjąć „Bukietowa”. Niech wiedzą repatrianci, jaki ma kobieta gest! Jak ich szanuje, docenia trwanie przy polskości, ich miłość do ojczyzny. Parafrazując Bareję: „To jest remont na skalę naszych możliwości. Ty wiesz Czytelniku co my robimy tym remontem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie, mówimy, to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo!” Klękajcie narody!
W zamówieniu na remont tego budynku zapisano: „Przed przystąpieniem prac remontowych ścian, należy wykonać wzmocnienie ścian zewnętrznych w miejscach pęknięć i zarysowań, wg części projektowej opracowanej przez konstruktora.” Owszem, ścianę wzmocniono, ale wzmocnienie wzięło i odpadło. Błąd w sztuce budowlanej? Ale skąd! Wzmocnienie ściany było politycznie zaangażowane, szykowało się do wyborów i by skompromitować „Bukietową” odpadło! Za tym niecnym czynem wzmocnienia stali określona grupa radnych, która nie docenia remontów dokonanych za pozwoleniem „Bukietowej”. Remontożercom mówimy stanowcze nasze stanowcze: nie!


Przy antenie widać naturalna wentylację, którą mieszkańcom
będą dostarczane nowe wydania "Życia powiatu".
Wypytywana ostrzega też wszystkich, że: „Wiemy już kto dopuszcza się tych wszystkich insynuacji. Zapewniam, że od wszystkich tych osób będziemy dochodzić wysokiego zadośćuczynienia na drodze sądowej.” I jest to uczciwe przedstawienie sprawy, bo jak Państwo widzą remont budynku w Lipowcu jest jasnym dowodem na prawidłowość jego przeprowadzenia. Jak wiemy, w naszym kraju, płaci się przed a nie po robocie. I ci, którzy sądzą inaczej są idiotami. A może odwrotnie?

wtorek, 20 marca 2018

Nadtroskliwość?

Odwiedził mnie ostatnio mój przyjaciel, który niegdyś tu się urodził, pobierał nauki, romansował, pił wódkę (ze mną też!) i żył przez wiele lat w naszym mieście, by opuścić je w poszukiwaniu swojego miejsca w świcie. Otóż ten mój kolega zwrócił mi uwagę na pewne zjawisko dotyczące ruchu drogowego.

Osobiście dla mnie przepisy te, to dla mnie tabula rasa. Kolega natomiast, człowiek światowy, posiadacz wypasionej bryki zna się na tych zawiłościach. Kiedy robiliśmy objazd miasta, które odwiedzał po kilku latach i chciał poznać jego obecne oblicze, zwrócił mi uwagę na pewną, jak to nazwał „anomalię” i „absurd” towarzyszący pewnemu znakowi. Otóż spytał mnie czy wiem o czym informuje taki oto znak:

Ja bym nie wiedział?! Wysiliłem więc umysł, poddałem głębokiej analizie wskazany znak. Sprawa była banalna. Odrzekłem więc, że: „.do tego miejsca mogą przyjeżdżać samochodem ojcowie z synami, by pograć w piłkę pod oczami  troskliwych teściowych, które mają ich na oku, patrząc na nich z okien domku stojącego na zakręcie.” Jak Państwo widzą patrząc na załączony znak, wywód mój był logiczny pod względem moich zdolności do odczytywania pisma piktograficznego.

Okazało się jednak, że tkwię w błędzie okrutnym, bo znak ten oznacza: „strefę zamieszkania”. Patrzę i rzeczywiście: dookoła domki,. Znaczy, że ludzie tu mieszkają. Kolega wytłumaczył mi znaczenie tego znaku wg przypisów ruchu drogowego. Z jego wyjaśnień wynikało, że w takiej strefie obowiązuje ograniczenie prędkości do 20 km/h. Znak ten oznacza również, że pieszy ma pierwszeństwo przed pojazdami. Co do pojazdów, rzekł mój biegły w ruchu drogowym kolega, to mogą one parkować jedynie w miejscach do tego przeznaczonych. Jeżeli istnieją progi zwalniające, to nie muszą być one oznaczone znakami pionowymi, które informują o ich istnieniu.


Wszystko to pięknie, ale co mnie ma to obchodzić? – spytałem. I tu mój kolega zawrócił i przewiózł mnie po ślicznej ulicy Platanowej. Przy wjeździe na tę ulicę stoi znak „strefa zamieszkania”. Jedziemy. Kolega do mnie: licz pasy! Liczę: jeden, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, siódmy, ósmy, dziewiąty. Uf! Koniec. A teraz licz znaki informujące o istnieniu przejść dla pieszych. Dal twojej informacji: powinny być po dwa przy każdym oznakowanym przejściu dla pieszych. Jedziemy a ja liczę: dwa, cztery, sześć, osiem, dziesięć, dwanaście, czternaście, szesnaście, osiemnaście. Wszystko gra! – melduję koledze uradowany, że na ulicy Klonowej i pasy tak liczne i znaki o ich istnieniu zgodne z prawem drogowym. I pierś ma radośnie faluje, że w mieście moim tak akuratnie przepisów się przestrzega. Dumny cały jestem!

A kolega zagaja: czy wiesz, że znak „strefa zamieszkania” powoduje, iż żadnych przejść dla pieszych w tej strefie się nie maluje?! A jak przejść nie trzeba malować, to po jaką cholerę tu je namalowano?! Dla bezpieczeństwa! – wykrzykuję. Ależ Robciu, to właśnie znak „strefa zamieszkania” owe bezpieczeństwo gwarantuje, bo tu panem i władcą niepodzielnym jest pan pieszy. Ponadto w takiej strefie można parkować tylko w miejscach do tego przeznaczonych. Tak stanowią przepisy. Pokaż mi tu takie miejsce?! Jeżeli mówisz o bezpieczeństwie, to gdzie są progi zwalniające, które debili powstrzymają przed szarżami? A ja buzię w ciup, bo co będę dyskutował z faktami?

A kolega peroruje: a wiesz ile kosztuje wymalowanie jednego pasa przejścia dla pieszych?: A ile trzeba zapłacić za znak informujący o przejściu? Nie wiesz! To się dowiedz. Bo po mojemu jest tak: albo tu u nas idiota tę strefę ustanowił, albo ktoś ma dolę za malowanie niepotrzebnych - wg prawa - pasów i stawianie, co za tym idzie, zbędnych znaków. Ale kto bogatemu zabroni? Bo nasza gmina bogata Robciu jest? Nie? Ten cały znak, to fikcja kochany! I to kosztowna!

Sprawdziłem. Znak drogowy towarzyszący przejściu dla pieszych, to wydatek ok. 200 zł. Koszt znaków: 18 × 200 zł = 3600 zł. Pasy tam nie są malowane, ale wyłożone białą kostką, która zapewne też nieco kosztuje. 

Swoją drogą Platanowa to śliczna ulica. Ma około 530 m długości, 9 przejść dla pieszych, 18 znaków informujących o przejściach, zakaz parkowania samochodów na ulicy, co podnosi estetykę ulicy, gdyż ulica nie jest zagracona a znak "strefa zamieszkania" wpływa znacząco na ciśnienie jej mieszkańców. Obyśmy zdrowi byli!

poniedziałek, 19 marca 2018

Smog nabiałowy

Dzisiaj ok. 16.15 taki oto uroczy, powabny, pełen wdzięku, i niezwykle pobudzający wyobraźnię, widok Spółdzielni Mleczarskiej „Demi” oczom licznych mieszkańców naszego miasta się ukazał.




Można rzec, że w ten sposób „Demi” przypomina górowianom, że istnieje i produkuje mocą swą całą. Osoby mało zorientowane sądzić mogą, że ten dym czarny jak heban, ale niestety nie tak cenny i pożądany, jest swoistą formą reklamy „Demi”.

Wieść gmina jednak niesie (chociaż ludzie różne rzeczy mówią), że ów dym z zabytkowego komina powstał na skutek spalenia w piecu służbowych gumowców Prezesa Zarządu Dariusza Jarosława Dąsala, z których to pan prezes podobno wyrósł. Nie wiem jak tam było naprawdę, ale jeżeli to skutek spalania gumy, to nie wiem czy pan prezes wie, ale tego produktu w piecu nie spalamy. Zresztą, to co spalano, sądząc po konsystencji dymu, też nie powinno się spalać.


Ale jeżeli był to chwyt reklamowy, to wyszedł prezesowi! „Demi” było na ustach połowy miasta. Prezesowi gratuluje reklamowego pomysłu, ale nie prosimy o repetę. 

Cywilizowanie myjni

A na najnowszej górowskiej myjni nowe porządki nastały. Zgodnie z ustaleniami pojawiła się tabliczka z prośbą, by w godz. do 22.00 do 6.00 nie myć samochodów na stanowisku przy ul. Kościuszki. Stanowiska są ponumerowanie a więc dla każdego klienta sprawa jest jasna. Szanujmy ciszę nocną i jej nie zakłócajmy. Można uprzejmie prosić?


A przecież uprzejma prośba jest fundamentem ładu społecznego. Ja grzecznie poprosiłem właścicieli myjni o wywiązanie się z ustaleń i oni równie grzecznie się z zaciągniętych zobowiązań się wywiązali. Teraz to już porządne „biznesmeny” są! Jak oni grzeczni to ja też. W dowód wdzięczności usuwam wcześniejszego posta na temat ich ukochanej myjni. Tym bardziej, że w ciągu 3 – 4 tygodni zainstalowany zostanie tam ekran dźwiękochłonny i powinno być w „porzo”. No, niech robią biznes, ale z poszanowaniem praw innych ludzi. Nie po trupach, panowie!

Z drugiej strony kilku moich znajomych, którzy z usług tej myjni korzystali wielce chwaliło sobie jakość usługi. Ja tam się na tym nie znam, ale twierdzili oni, że na mytych pojazdach nie ma zacieków, co oznacza, że nie oszczędza się tam na chemii niezbędnej do porządnego wymycia samochodu. Według niech w tej myjni najlepiej można wymyć swoje autko. Chwała za to właścicielom. Tak trzymać.


Przewiduje się dalsze poszerzenie działalności myjni. Koncepcja poniżej.

piątek, 16 marca 2018

Zapomniany reportaż VII

„Lecz na młodych najczęściej nie ma oddzielnego czasu. Rada odbywa akurat swoje plenum poświęcone przestępczości. Przez taki pryzmat i w takich warunkach – nard, konferencji – łatwiej mówić o młodzieży. Wzrosło chuligaństwo czy nie? Znów więcej wydaje się na wódkę? Przyszłość kraju, nasi następcy, o n i przejmą pałeczkę… Od plenum w sprawie przestępczości - do akademii z kolejnej okazji. Ale jak oni żyją? Czego chcą? Jak się czują! Na co się skarżą? Co wiedzą o swojej perspektywie – nie tej ogólnej, krajowej, lecz o przyszłości pojedynczego chłopca i dziewczyny – tu, w i c h Górze.

Czy macie dla nich czas? Czy widują was często i rozmawiacie z nimi? Dzielicie wspólne kłopoty?

A przecież to nikt inny, tylko wy - ludzie władzy – stanowicie dla młodych najbliższe wzory osobowe. Wasze postawy, poglądy, styl waszego działania, są najważniejsze, udzielają się, u c z ą. Tylko ten kontakt… nie formalny, odświętny…

Co właściwie znaczy, że parę osób z władzy powinno być bardziej wyrozumiałych? Może to właśnie: żebyście i c h znali, pojmowali, kontaktowali się z n i m i na co dzień?

Wiem: odsyłacie mnie do nauczycieli, do ZMS, do PDK… Tamci przecież prowadzą działalność, odpowiadają za młodzież; wy macie na głowie taką kupę spraw: produkcyjnych, komunalnych, budowlanych. Ale to jednak nie tak – i podejrzewam, wy też o tym wiecie…

Góra jest zwykły miasteczkiem. Względnie ubogim. Nie ma swojej Wiosny Poetyckiej, ani sławnych zabytków, ani żadnego e k s p e r y m e n t u kulturalnego lub ekonomicznego. Lecz młodym – dla ich samopoczucia  - potrzebna jest właśnie niezwykłość. U nas w Górze w lutym każdego roku” albo Nasza Góra słynie z … .

Zbyt mało ją znam, aby ważyć się na jakiś pomysł. Wiem też, że każdy pomysł wymaga złotówek, których macie tu niewiele. Ale może jednak – wydębić coś, ześrodkować rozproszone fundusze – p o m y s ł e m nadrobić obiektywną zwykłość… Pomysłem, z którego dumne będzie małe miasto; jego młodzi, niepogodzeni z przeciętnością.

Pytałem paru uczniów i parę innych osób o dzieje Góry, owe odległe – trzynastowieczne (z Czartoborem, Przybysławem, Mojko, Trybutem) i o te późniejsze, bogate – a wszystkie świadczące o historycznej polskości tych ziem, która to polskość przetrwała germanizację – choćby w nazwach okolicznych wiosek. Znajomość górzańskich dziejów Nie jest imponująca. Może w głębokim, w ustawicznym przypominaniu historii, nasyceniu nią codziennego życia i oblicza miasta – kryje się także szansa wiązania młodych z ich Górą – dobrym miejscem dla prawdziwego życia.

Jeden z dokumentów Rady Miejskiej zawiera zdanie: Planuje się w jesieni zakup 2000 róż.

Róże są bardzo ważne, coraz ważniejsze, kiedy nie płoną lasy.

Ale prócz róż…”

Koniec

wtorek, 13 marca 2018

Brutalna konieczność

W marcu br. zadłużenie naszej gminy wyniosło 36.951.500 zł. Składają się na nie kredyty i pożyczki zaciągane przez władze gminy za aprobatą Rady Miejskiej. Bez zgody radnych nie ma władza (burmistrz) żadnych możliwości zaciągania kredytów lub pożyczek.

Największe zobowiązania nasza gmina posiada wobec PKO BP. Łączna kwota zadłużenia naszej gminy w tym banku wynosi 33.800.000 zł. Na kwotę tę składają się 3 kredyty na łączną kwotę 5.400.000 zł oraz zadłużenie z tytułu emisji obligacji komunalnych – 28.400.000 zł. Takie umowy na emisję obligacji komunalnych gmina podpisała z PKO BP – 4.

Jeden kredyt gmina zaciągnęła w Banku Gospodarstwa Krajowego w Warszawie na kwotę 916.800 zł.

Gmina jest też dłużnikiem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej we Wrocławiu. Na miesiąc marzec mamy w tej instytucji zadłużenie na kwotę 2.234.700 zł.

W roku 2018 na spłaty rat kapitałowych z tytułu zaciągniętych zobowiązań, gmina musi zabezpieczyć w budżecie kwotę 3.186.800 zł., co stanowi ok. 3% budżetu gminy. W odniesieniu do dochodów własnych gminy, które wg założeń budżetu mają wnieść w br. 35.007482 zł., spłata rat kapitałowych pochłonie 9,1% tych dochodów.

Jeżeli chodzi o zadłużenie naszej gminy, rozważania na temat czy jest ono wysokie, niskie, to pozwolę sobie przytoczyć dane z rankingu zamieszczonego na Portalu Samorządowym PAP. Ranking sporządzony został na podstawie danych na koniec III kwartału 2017 r. Nasza gmina z ówczesnym zadłużeniem wynoszącym 28.187.300 zł., znalazła się tam na 444 pozycji w kraju. Dług gminy w przeliczeniu na 1 mieszkańca wynosił wówczas 1388 zł. Leszno miało dług na 1 mieszkańca wynoszący wówczas 2195 zł., a Głogów 1693 zł.

Warto wiedzieć, że zobowiązania zaciągnięte przez gminę nie posłużyły na bieżącą konsumpcję. Wynikały z potrzeb związanych z rozwiniętym frontem inwestycyjnym. Wróćmy raz jeszcze do pozycji „dochody własne”. Planowane są one na ten rok na poziomie 35 mln zł. Szkopuł polega jednak na tym, iż z dochodów tych gmina musi dokładać – jak wszystkie w Polsce – m.in. do oświaty. Jest co prawda subwencja oświatowa, ale jej „psi urok” polega na tym, że nie wystarcza on na pokrycie wydatków z prowadzeniem placówek oświatowych. W roku 2016 do subwencji oświatowej wynoszącej ok. 13,7 mln zł. gmina dołożyła ok. 9,8 mln zł. I to właśnie z „dochodów własnych” gminy. Kolejne rządy problemu nie widzą. A gdyby subwencja była adekwatna do wydatków ponoszonych na oświatę, to nie trzeba byłoby zaciągać kredytów, emitować obligacji w takiej skali, jak dzieje się to obecnie.

W naszej rzeczywistości ekonomicznej nie ma możliwości inwestowania w infrastrukturę gminy (drogi, chodniki, kanalizacja itp.) bez zaciągania kredytów. Można dyskutować nad zasadnością tych czy innych inwestycji, sposobu ich realizacji, celowością, kolejnością ich realizacji, ale trzeba zdawać sobie sprawę jednej, podstawowej rzeczy, że bez kredytów nie ma mowy o inwestycjach. No, chyba, że podniesie się progi podatkowe o jakieś 200% - 300%. Tylko, że trzeba zdobyć społeczną akceptację dla takiego „popularnego” kroku. Dodam tylko, że zadłużenie gminy Głogów wynosiło na koniec III kwartału 2017 r. ponad 107 mln zł. A przecież gmina ta uchodzi za bogatą! Bogata a się zadłuża. Po co? Dlaczego?!
W rankingu znalazło się 96 samorządów, które w ogóle nie miały w tamtym okresie długu. Tylko 96 na 2478 gmin w kraju.

Ktoś ma lepszy pomysł na finansowanie gminnych inwestycji? 

Skarbnikowi gminy - Markowi Balowskiemu - bardzo dziękuję za dostarczenie aktualnych danych dotyczących tematu posta. 

niedziela, 11 marca 2018

Zapomniany reportaż VI

„Rozumiem, żadna to przecież reprezentacja Góry. Ot, po prostu – grupka młodych, przypadek nawet nietypowy: bo oni przychodzą do PDK tańczyć i śpiewać, większość ich rówieśników wybiera rozrywkę łatwiejszą:” trochę włóczęgi, trochę siedzenia w obu knajpach i jednym Fafiku.

Ale… zaryzykujemy stąd, że inni – dobrych kilka setek – napisałoby podobnie. I że nawet proporcja tych TAK i NIE jest charakterystyczna. Wtedy, przy taki ryzyku, wygłosiłbym wobec elity władzy miasta Góry, województwo wrocławskie – monolog następujący, przerywany wyjaśnieniami, które znam z bogatych dokumentów Rady Powiatowej i Miejskiej…

Szanowni towarzysze i obywatele!

Pozwólcie mi zabrać głos w sprawach waszej społeczności, choć dobrze wiem, jak nikła mam do tego prawo: ani długi pobyt, ani uczestnictwo, ani głębsza znajomość waszego miasta. Może tylko ś w i e ż e. o k o przybysza i trochę doświadczeń z innych powiatowych ośrodków dają mi nieco wewnętrznej śmiałości.

Przede wszystkim – wyrazy sympatii. Jak zwykle na Dolnym Śląsku, wasze miasto zadziwia porządkiem, schludnością i poziomem ogólnej organizacji życia. Ma przy tym wiele szczególnych uroków i na żaden sposób nie kojarzy się z pojęciem prowincjonalnej d z i u r y. Wiem też ile się tu dokonało (ile dokonaliście) mimo wątłych środków; i znam zamierzenia na przyszłość – skromne – ale realne przynoszące górzawianą dalszą poprawę® warunków.

Chcę wszak mówić o niepokojach.

Zostawiam na boku starsze pokolenie – ustabilizowane, zajęte, aktywne, pogodzone z losem, czasami zrezygnowane (wielu ludziom nie sposób czymkolwiek dopomóc). Podejmuję temat m ł o d y c h: tych, którzy jeszcze się uczą i tych, którzy już pracują, ale nie zdążyli, ale nie zdążyli zająć wyraźnego miejsca w społecznym, pozazawodowym u k ł a d z i e Góry. Jaka jest ich perspektywa, jak oni tę perspektywę widzą i odczuwają?

Są bodaj, mimo że tacy młodzi, realistami. L:ubią swoje miasto, doceniają zmiany, cieszą się nimi; trafiacie w dziesiątkę, likwidując to, co z Góry czyniło „wielką wieś” (… od roku 1965 wyburzono 25 chlewików na zapleczach domowych), dbając o czystość ulic (ZOM dysponuje bajaderą, polewarką, ciągnikiem asenizacyjnym Ursus 327, a w najbliższym czasie otrzyma naczepę oraz pług odśnieżny), pielęgnując skwery i zieleńce (o powierzchni 1800 m kw.), budując na placu Chrobrego fontannę – trafiacie w dziesiątkę, ponieważ młodzi także lubią żyć w prawdziwym, choć małym mieście. Nie spodziewają się cudów; porównując - mówią o Świdnicy, ponieważ słyszeli lub wiedzą, że tam jest ponadto kilka u r z ą d z e ń, które w ich pojęciu odpowiadają standardom koniecznym i – wystarczającym do życia w mieście. Czy są to u r z ą d z e n i a istotnie tak niedostępne dla Góry?

W 1967 ZOM dysponował 5 pojazdami: polewaczką, 2 ciągnikami „Ursus”, bajaderą, 1 samochodem asenizacyjny, 5 przyczepami, 1 piaskarką do ciągnika, 2 pługami doczepno –czołowymi. W 1968 r. pracowało tam 20 osób, w tym 12 zamiataczy. Na każdego z nich przypadało od 8 do 12 tys. m kw. powierzchni do zamiatania w zależności od rodzaju nawierzchni i zaśmiecenia ulicy. Śmieci wywożono 2 razy w tygodniu z każdego rejonu, natomiast z instytucji i zakładów pracy – na zlecenie w terminach uzgodnionych ze zleceniodawcą. Na terenie Góry znajdowało się 950 kubłów.
Wspomniana w tekście „bajadera” to samochód STAR do wywozu śmieci. Zabierał 26 metrów sześciennych odpadów, które wciąż, niestety, musiano ładować ręczni. Nazwa ta, nieoficjalna, pochodziła od nazwy ciastka bajadera, którego nadzieniem były odpady cukiernicze.
W 1977 r. w Górze nadal pracowało 6 zamiataczy. Średnio na 1 zamiatacza przypadało wówczas 15.216 m kw. powierzchni do zamiatania.

I oto mój pierwszy niepokój, trop dziwnego zjawiska: dlaczego oni, młodzi, tak bardzo zainteresowani sprawą, nie wiedzą zupełnie d o k ł a d n i e, jak rozwija się problem basenu. Dlaczego mają wątpliwości, dlaczego mówią o was, o swojej władzy – per oni? Kryją się tu zapewne – na przykładzie basenu – dwie kwestie, jeśli nie więcej… Po pierwsze – czy budowy obiektu naprawdę nie da się ruszyć z miejsca? Czy wyjście z tym do społeczności – tej tak emocjonalnie zainteresowanej – nie przyniosłoby konkretnych rozwiązań? Więc: czy już wykorzystaliście do końca zaangażowanie dużej liczby młodych do określonego dzieła, na którym tak im zależy? Ale, po drugie, jest w tym coś jeszcze donioślejszego; coś co nazwałbym (może zbyt szumnie) nie – kontaktem władzy z częścią przynajmniej obywateli. Odbywacie plenarne zgromadzenia, narady; na wielu domach wiszą tabliczki Radny MRN, a jednak oni nie wiedzą, nie znają aktualnej prawdy o i c h basenie… Więc jak: więc to, o czym wy doskonale wiecie, co bywa przedmiotem waszej troski i dyskusji – nie wychodzi na zewnątrz? Nie jest wspólną wiedzą całego miasta?

Basen – to oczywiście przykład. Powstaje w Górze wiele obiektów. Potoczna o nich wiedza jest równie nikła; wiedza o tym, co będzie, dlaczego coś się przewleka, ślimaczy, co można by pomoc. A przecież owa wiedza dotyczy perspektyw nie tylko miasta; stanowi bowiem perspektywę każdego m i e s z k a ń c a. Młodym – ta perspektywa jest bodaj szczególnie niezbędna dla ich dobrego samopoczucia.”

sobota, 3 marca 2018

Ułomny nośnik informacji

Wpadł mi dzisiaj do rączek moich numer „Życia Powiatu” z 28 lutego br. Na pierwszej stronie tego nośnika informacji pobieżnych i przeterminowanych, rzuca się w oczy tytuł: „Dostali miliony na pałac.” Rzecz dotyczy remontu podupadłego barkowego pałacu w Sicinach. Świetna wiadomość, bo żal patrzeć na ten zabytek architektury z I połowy XVIII w., który za chwilę mógłby stać się kolejną zabytkową ruiną. A tak, po remoncie będzie tam Dom Pomocy Społecznej. Rośnie więc konkurencja dla DPS – u we Wronińcu. Wypad tylko mieć nadzieję, że na tak samo wysokim poziomie.

Co prawda „Elka” podała widomość na ten temat 1 lutego br., ale widocznie w niechlowskim nośniku informacji, ktoś jest miłośnikiem serwowania Czytelnikom dań nieświeżych, przeterminowanych.

Faktem jest, że na stronie tytułowej tego nośnika informacji, spodziewałem się przeczytać coś na temat mieszkań dla repatriantów, kulisów odbioru nieukończonych mieszkań, zakupu wyposażenia tych mieszkań, bo sprawa dotyczy grudnia ub.r. Rozczarowałem się jednak, bo okazało się, że „Życie Powiatu” tej sprawy nie podniosło.

Ktoś mógłby spytać: a dlaczego?

Otóż właściciel tego nośnika informacji jest pracownikiem „Bukietowej”. Zatrudniony został – jak niesie wieść gminna – za zasługi położone w kampanię wyborczą „Bukietowej”. Pełni tam funkcję podinspektora ds. zarządzania kryzysowego, obrony cywilnej, spraw wojskowych, promocji gminy i BIP. Tego BIP, który jest tak nieudolnie prowadzony. Możemy więc rozumieć, że autor tego nośnika informacji ma „pietra” i nie napisze o sprawie, która w tak niekorzystnym świetle stawia jego szefową, dzięki której przecież pracuje. A uczciwość względem Czytelników i ich oczekiwań? A sumienie? A rzetelność? Na te pytania Państwo sobie sami odpowiedzą. Ja rzeknę: w dupie!

Na drugiej stronie nośnika informacji znajdujemy artykuł „Wyborczy konkurs w liceum”, autorstwa Tomasza Woźniczki. To też informacja trącąca molami, bo nie dość, że nadgryziona przez ząb czasu, to jeszcze bez finału. Niechlowski nośnik informacji nosi datę wydania 28.02., a prezentowane w artykule fakty odnoszą się do sytuacji na dzień sprzed 15 lutego. W tej sytuacji rażące niedoinformowanie muszę to naprawić i poinformować Państwa, że 16 lutego na stronie internetowej górowskiego Zespołu Szkół Ogólnokształcących, znalazła się informacja, że Anna Łukaniuk i Aleksandra Żmiejewska znalazły się w finale wojewódzkim opisywanego konkursu: „w połowie stawki uczniów uczestniczących w etapie wojewódzkim”. Tak wygląda informacja z poślizgiem i niekompletna. Tylko, czy to jest jeszcze informacja?

Później mamy informację Nadleśnictwa Góra Śl., która dotyczy ochrony przeciwpożarowej na terenie tej jednostki. Informacja sporządzona przez pracowników tej instytucji jest tradycyjnie drętwa, ilustrowana mało czytelną mapą Polski (cholera wie po co zamieszczać coś, czego nie można odczytać?), cytowane są przepisy z dziennika urzędowego. Dobre to, jak ktoś ma zatwardzenie, bo czytając nie nadające się do czytania wypociny z Nadleśnictwa, można liczyć na rozwolnienie. Wychodzi na to, że artykułu wypichcone w Nadleśnictwie mogą mieć właściwości przeczyszczające. Może nasz nadleśniczy ma farmaceutyczne hobby? Ale to nieważne, bo firma za te wypociny płaci właścicielowi nośnika informacji przestarzałych i niepełnych. W końcu, to nie są prywatne pieniądze nadleśniczego. To co będzie się przejmował?

A tak nawiasem pisząc. Panu, panie nadleśniczy, magistrowi, inżynierowi, nie jest wstyd taką chałę do druku puszczać? Zasada „noblesse oblige” jest panu obca? Wstyd!

Jest i hit numeru. Właściciel nośnika popełnił „felieton raczej subiektywny”, w którym opisał stan dróg będących we władaniu powiatu i smog. „Smog i dziury” to tytuł popełnionego artykuliku. Konkluzja jest taka, że przez dziury na drogach powiatowych i smog, spada liczba mieszkańców naszego powiatu. Wniosek wprost rewelacyjny. Ciekawe, że autor skupił się na gminie Góra, w której spadła liczba mieszkańców, ale zapomniał o gminie Niechlów, w którym to urzędzie jest zatrudniony. A co mówi „Prognoza demograficzna dla gmin województwa dolnośląskiego”? A to, że w r. 2020 liczba mieszkańców tej gminy spadnie do 3060 osób, pięć lat później do 2963, w r. 2030 gmina – wg prognozy – ma mieć 2852 mieszkańców a pięć lat później – 2710.

Pracownik gminy i jednocześnie właściciel nośnika informacji przeterminowanych i niepełnych, skupił się w „dziele”, które popełnił na drogach powiatowych, których stan jest rzeczywiście skandaliczny. A może Czytelnicy chcieliby poznać stan dróg należących do gminy Niechlów? Dowiedzieć się co nieco o remontach tych dróg, środkach przeznaczonych na remonty. Wszak w dokumencie: „Strategia zrównoważonego rozwoju gminy”, opracowanej w r. 2009, podkreślano na stronie 18: „zły stan dróg gminnych i poboczy”. Wypadałoby więc poinformować Czytelników o obecnym stanie dróg. Przecież, jak się pracuje w Urzędzie Gminy, to łatwo o takie informacje. Co stoi na przeszkodzie?


Reszt nośnika nie czytam, bo jak pisał poeta: „Trzeba z żywymi naprzód iść” a nie konserwować umysł wiadomościami niemal z zaświatów. I jeszcze jedna uwag. Moim skromny zdaniem wyludnianie powiatu może następować na skutek: smogu, dziur w drogach oraz „Życia Powiatu.” Amen.

piątek, 2 marca 2018

Lubiel w eterze

O godz. 18.11 Polskie Radio Wrocław podało  informację o następującej treści:

Trwa akcja strażaków. Na krze leżał uszkodzony rowerek
Cztery zastępy straży pożarnej w akcji w miejscowości Lubiel w powiecie górowskim informuje Daniel Mucha z Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej we Wrocławiu.

Do ogniowych dotarła informacja, że na pobliskim kanale rzecznym, na krze leży dziecięcy, uszkodzony rower. Na razie nie wiadomo, czy ktoś ucierpiał. Strażacy wciąż działają na miejscu. W akcji bierze też specjalna łódź. Policja sprawdza z kolei czy ktoś zgłosił zaginięcie oraz do kogo mógł należeć rower.

- To rower młodzieżowy, rzeczywiście uszkodzony. Nie mamy informacji aby w okolicy doszło do jakieś kolizji z udziałem roweru. Na razie sprawdzamy czy ktoś go po prostu nie porzucił i do kogo może należeć - tłumaczy podkom. Agnieszka Połczyk z Powiatowej Komendy Policji w Górze."

Około godz. 19 okazało się, że – na szczęście! – alarm był fałszywy, ale wywołany troską. Strażacy i policjanci z Góry sprawdzili teren kanału, ze szczególnym uwzględnieniem stanu lodu. Dodatkowo mieszkanka Lubiela poinformowała służby, że rowerek leży w tym miejscu od dłuższego czasu. W ten sposób napięcie towarzyszące poszukiwaniom uszło. O dobrym finale sprawy poinformowała mnie sympatyczna podkomisarz Agnieszka Połczyk z górowskiej policji, która jest tam rzecznikiem prasowym.

Wojewoda "mebluje" Wąsosz

Na internetowej stronie gminy Wąsosz przeczytać można taki komunikat:

Wojewoda Dolnośląski dnia 21 lutego 2018 r. postanowił zmienić istniejącą nazwę ulicy 24 Stycznia w Wąsoszu na ulicę Powstańców Styczniowych - na podstawie ustawy z dnia 1 kwietnia 2016 r o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy jednostek organizacyjnych, jednostek pomocniczych gminy, budowli obiektów i urządzeń użyteczności publicznej oraz pomniki.”

Poniżej tego komunikatu znajduje się uzasadnienie decyzji wojewody. Oto jego fragment:

Wojewoda uzasadnia, że nazwa ulicy 24 Stycznia w Wąsoszu upamiętnia dzień 24 stycznia 1945 r., w którym jednostki Armii Czerwonej wkroczyły do miejscowości Wąsosz. Zgodnie z propagandową praktyką władz komunistycznych wydarzenie to celebrowane było - niezgodnie z faktami historycznymi - jako dzień wyzwolenia oraz powód do wyrażania wdzięczności społeczeństwa wobec Armii Czerwonej.
Co by tam sobie wojewoda nie wymyślił, to bezspornym faktem jest, że 24 stycznia 1945 r., to wojska Armii Czerwonej wkroczyły do Wąsosza. I jest to prawda niezbita, niezaprzeczalna, która żadnej dyskusji nie podlega. Trzeba też przypomnieć o tym, że w drodze do zajęcia Wąsosza poniosło śmierć wielu żołnierzy tej armii. I trzeba to uszanować i o tym pamiętać.

Gmina Wąsosz zmieniła nazwę jednej ulicy. Ulica mająca za patrona gen. K. Świerczewskiego, zmieniła nazwę na Jana Pawła II. Odbyło się to po konsultacjach z mieszkańcami tej ulicy. Można rzec, że w trybie demokratycznym. Zmianą nazwy tej ulicy nastąpiła odgórnie, w ramach „demokracji odgórnej”, czyli wyższa władza wie lepiej, przy jakiej nazwie ulicy chcą mieszkać mieszkańcy. Dobrze chociaż, że sięgnięto po patrona nie budzącego kontrowersji. A co by było, gdyby dostali z przydziału nazwę: „O dwóch takich, co ukradli księżyc?”

W naszym kraju do historii w sposób bezczelny wkroczyła bieżąca polityka. Ze szkodą dla prawdy historycznej. Kiedy do Historii wkracza polityka, to historia staje się prostytutką a historycy – politycy alfonsami od zideologizowanej historii.

Czarna niewdzięczność

Oto fragmenty z protokołu sesji Rady Miejskiej Wąsosza z 12.12.2017 r. Wypowiedzi dotyczą stanu dróg powiatowych na terenie gminy Wąsosz.

Droga w Pobielu również wymaga naprawy.

„(…) w imieniu mieszkańców wsi proszę radnych powiatowych o interwencję w sprawie wycinki krzaków na odcinku drogi z Kowalowa do Czeladzi Wielkiej. Ponadto w nawierzchni są ubytki na poboczach i te wyłomy asfaltu w niektórych miejscach są do 30 cm są wielkim utrudnieniem , nie ma możliwości wyprzedzania lub ominięcia się pojazdów. Dojdzie tam do wypadku.”

Głos burmistrza Zbigniewa Stuczyka, który opisuje wysiłki gminy Wąsosz w celu utrzymania dróg powiatowych na swoim terenie.

„Gmina Wąsosz wspiera powiat bo robi drogi powiatowe. Ostatnim przykładem jest odcinek ok. 1 km w Świniarach. Pracownicy robią pobocza, wywożą ziemię. W sobotę kończą nakładkę asfaltową. Wieś zupełnie zmieniła wygląd. Obecnie robimy odwodnienie. Nakładka na istniejący asfalt to 6 cm masy asfaltowej dodatkowo. Koszt starostwa to koszt papieru i drukarki w celu wyrażenia zgody na zawarcie porozumienia. Gmina wydała na tą drogę 120.000 zł. Jeżeli dojdzie do przekazania dróg powiatowych dla gminy Wąsosz na odcinku Kowalowo- Czeladź i Wąsosz – Lechitów to gmina będzie na pewno je naprawiać. Zostało podpisane porozumienie w sprawie przekazania dróg powiatowych dla Gminy Wąsosz lecz oficjalnie to rada powiatu musi podjąć uchwałę w tej sprawie. Na dzisiaj nie ma takiego przekazania. Od kilkunastu lat gmina naprawia drogi powiatowe. Na terenie gminy jest wiele dróg, które należałoby naprawić, a w pierwszej kolejności np. w Płoskach, Lubielu.”

Koszt starostwa to koszt papieru i drukarki w celu wyrażenia zgody na zawarcie porozumienia” – to sformułowanie burmistrza Wąsosza nieco odbiega od rzeczywistości i uroczyście na nie się nie zgadzam. A gdzie koszt wysiłku włożonego w ułożenia pisma? A gdzie koszt wysiłku związanego z włożeniem papieru do drukarki? Kosztów przyłożenia pieczątki, złożenia podpisu, złożenia pisma, włożenia go do Kopery i jej zaadresowania Pan Szanowny nie liczy? Toż to jest ciążki wysiłek! Nie wolno Szanowny Panie burmistrzu tak deprecjonować wysiłku włożonego przez starostwo powiatowe w utrzymanie drogi powiatowej (na koszt gminy Wąsosz, ale kto to liczy?) i ignorować opisany przeze mnie wysiłek! Na to zgody nie ma!

„W odpowiedzi na pani wnioski w sprawie naprawy dróg dotyczące drogi Załęcze - Borowno-Świniary w zakresie uzupełnienia ubytków droga ta na odcinku 1109D posiada zaliczenie do dróg powiatowych, gdzie zarządcą jest Starostwo Powiatowe, czyli naprawa należy do Zarządu Powiatu Górowskiego. Dnia 13 listopada 2017 r. na spotkaniu z Wicestarostą p. Pawłem Niedźwiedziem omówiony został temat przynależności drogi. Uzgodniono, że odcinek drogi gminy Rawicz zostanie przekwalifikowany z drogi powiatowej na odcinek drogi gminnej. Zmiany planuje się wykonać w 2018 r z mocą obowiązującą od 1.01.2019 r. Do 31.12.2018 r utrzymanie będzie po stronie Starostwa Powiatowego w Górze, a od stycznia 2019 r po stronie gminy Rawicz.

Ten fragment wystąpienia Szanownego burmistrza też niezbyt mi się spodobał. Proszę zauważyć, że burmistrz nie wyraża swoich wyrazów najszczerszych podziękowań pod adresem tzw. „starostów”. A przecież przekazali mu kawał drogi! A gdzie wdzięczność? Kwiaty? O honorowym obywatelstwie miasta Wąsosza nie wspomnę. Chociaż skromne podziękowania na piśmie, by się należały. Treść podpowiem: „Za wybitne zasługi w utrzymaniu dróg powiatowych na koszt gminy Wąsosz, podziękowania składa ……. i dozgonnie wdzięczni kierowcy.”

Na zebraniu z mieszkańcami wsi informuję mieszkańców o działaniach gminy. Sołtys wsi Świniary i p. radna naciskają na mnie bym remontował kolejny odcinek drogi powiatowej do Załęcza. Można to zrobić, ale czy gmina musi wyręczać powiat? Po przejęciu dróg przez gminę mamy świadomość, że to na te drogi musimy zabezpieczać dodatkowe pieniądze na remonty, czyli bierzemy na siebie kolejne zadania.

„(…) czy gmina musi wyręczać powiat?

To bardzo nietaktowne pytanie. Najwyraźniej burmistrz sądzi, że tzw: starostowie” nie mają ważniejszych zajęć niż zajmowanie się drogami powiatowymi? To jest w okrutnym błędzie. Zajmują się oni bowiem takim sprawami, że my ich nie ogarniamy. I oni wiedząc, że my ich nie ogarniemy swoimi umysłami nie mówią nam o nich, by nas głowy nie bolały. Wielka jest bowiem praca wykonywana przez tzw. „starostów”. Zacznijmy od wysiłku związanego z wstaniem i pójściem do pracy. A przecież ponad 1800 bezrobotnych z terenu powiatu nie musi wcześniej wstawać, bo oni wstają w ich imieniu. Oto ciężar władzy i odpowiedzialności.

Może zbyt ciężki?

czwartek, 1 marca 2018

Zwycięska przegrana

Przeglądając strony internetowe spotkać możemy dziwne witryny będące własnością samorządu. W oko wpadła mi taka jedna strona, która ma informować o pracach samorządu gminnego, ale próżno tam szukać informacji dotyczących działań samorządu.

Piszę tu o stronie internetowej gminy Niechlów. No, niby strona jest, ale trudno z niej czegokolwiek się dowiedzieć. I tak czytelnik łaknący wiedzy na temat przebiegu sesji za żadną cholerę z tej strony o tym się nie dowie. Nie ma ani jednego protokołu z obrad tego gremium. W innych gminach wchodzących w skład naszego powiatu rzecz nie do pomyślenia! Ale w gminie Niechlów nikomu to nie przeszkadza. Władzy przynajmniej nie przeszkadza, a wiadomo, że zadowolona (z siebie) władza jest kluczem do powszechnego szczęścia i pomyślności ogółu. Inaczej – przynajmniej w gminie Niechlów – być nie może.

Kto rządzie w gminie Niechlów? Gdyby patrzeć przez perspektywę „strony” internetowej, wyszłoby, że ktoś mało rozgarnięty. Ba! Bardziej krytyczne umysły doszłyby do wniosku, że nikt nie rządzi. A rządzi tam Beata „Bukietowa” Pona. Znacie? Tak, tak! To była starościna naszego powiatu, lilia z „SamejBronki”, która smaliła, po upadku tejże „SamejBronki”, cholewki swoich brązowych, pamiętnych kozaków w sraczkowatym kolorze, do PO. Jesienią ub. r. – jak oznajmiła mi znajoma dżdżownica – szturmowała bramy PiS poprzez umyślnych. Ta sama „Bukietowa”, która siała spustoszenie wśród paluszków królujących na stole obrad podczas sesji Rady Powiatu. Ta sama, która tak dynamicznie rozwijała działalność Stowarzyszenia Szkół Reymontowskich, że aż z podziwu dla jej – i jej stowarzyszonych z nią przyjaciół – zainteresowały się wiadome organy. Jednym słowem, postać w swoim czasie znana i przeze mnie mocno rozsławiana. Nie może kobieta narzekać, że jej nie sławiłem. I jak Państwo widzicie nie zaprzestałem, co mi w niebiosach wynagrodzą – jak mniemam – bo od samej chwalonej nędznego dziękuję nie usłyszałem. Czarna niewdzięczność!

Ale przejdźmy do tematu. 29 stycznia br. upływał termin składania dokumentów osób pragnących zostać dyrektorem Gminnego Ośrodka Kultury w Niechlowie. Przez ostatnie 3 lata funkcję tę pełniła Katarzyna Kurdek, którą być może Państwo kojarzą ze sprzedażą i szyciem firan w punkcie mieszczącym się w górowskim „Intermarche”. Tam poprzednio szerzyła, za pomocą firanek, kulturę pani Katarzyna. Wieść o konkursie, co prawda została opublikowana w BiP – ie Urzędu Gminy, ale do konkursu przystąpiła tylko dotychczasowa dyrektor . W tym celu „Bukietowa” powołała zarządzeniem nr 16/2018 komisję konkursową. Tego zarządzenia niestety, w niechlowskim BiP nie odnajdziecie Państwo. Konkurs odbył się 5 lutego. W skład 6 osobowej komisji konkursowej (skład też nie został opublikowany w BiP) weszło 2 pracowników GOK (Beata Nowak, Arleta Mularczyk), dwóch pracowników gminy (sekretarz gminy Wioleta Stupnicka – Cencora), Danuta Nućkowska – Ciulak (kierownik GOPS), Stanisław Galant (sołtys Niechlowa i radny). Był też tajemniczy gość z Wrocławia.

Członkowie komisji mogli punktować kandydatów. Kiedy podsumowano głosy, okazało się, że jedyna kandydatka otrzymała 29 punktów na 60 możliwych. Kto z członków komisji nie docenił kulturotwórczej roli kandydatki i ją wyzerował ? I tak np. tajemniczy pan z Wrocławia zadał pytanie dotyczące wysokości budżetu GOK. Okazało się, że kandydatka nie jest w to zagadnienie wtajemniczona (być może, gdyby spytał o cenę metra firanki, padła by poprawna odpowiedź).

W ten sposób konkurs nie przyniósł rozstrzygnięcia, natomiast na drzwiach GOK pojawiła się informacja (bez pieczątki), którą Państwu prezentuję.
Przegranej kandydatce „Bukietowa” powierzyła pełnienie obowiązków dyrektora GOK do czasu rozstrzygnięcia konkursu, a więc zadam teraz pytanie kto zatem ,,rządzi‘’ GOK - iem w Niechlowie, na podstawie jakich przepisów po przegranym konkursie zasiada na dyrektorskim fotelu Katarzyna Kurdek.?

Działalność „Bukietowej” w sprawie mieszkań dla repatriantów już Państwo poznali. Działalności „Bukietowej”, jako wójta gminy raczej Państwo nie poznają, gdyż otacza ją aura tajemnicy. Nie muszę tu nikogo przekonywać, że BiP jest po to, by wspólnota samorządowa gminy Niechlów, jej mieszkańcy, mieli wgląd w poczynania władzy. A do tego właśnie służy BiP.

Chyba, że „Bukietowa” wychodzi z założenia, iż jej przezacnej i dostojnej osoby obowiązek informowania lokalnej społeczności nie dotyczy. Tylko, jakim cudem? Chyba, że jest to cud niekompetencji. W mojej ocenie „Bukietowa” ma genetyczny brak kompetencji a jej rządy w gminie źle dla tej gminy się skończą. Tak, jak dla powiatu, Stowarzyszenia Szkoła Reymontowska.


Opisana sytuacja w gminie Góra byłaby nie do pomyślenia. W gminie Wąsosz BiP informuje o wszystkich sprawach. Dlaczego więc w Niechlowie jest inaczej? Bo rządzi tam absolutnie niekompetentna „Bukietowa”. Wieść gminna niesie, że jest ona tylko kukiełką w ręku ludzi, którzy mają osobisty interes, by w tej gminie było, jak jest. Kim są ci ludzie?