Awantura
rozpoczęła się od pytania radnej Urszuli Szmydyńskiej, która spytała: „Kto
administruje facebookiem?” Radnej odpowiedzi udzielił wicestarosta Grzegorz
Kordiak wskazując naczelnika wydziału oświaty i promocji Sławomira
Bączewskiego. Radna z „mazakowej” opozycji stwierdziła, iż wymieniona - we wpisie
informującym o przebiegu komisji budżetu - radna Mariola Szurynowska (członkini „mazakowej”
opozycji) nie jest członkinią tej komisji. No, błąd był, fakt. Ale oburzenie z
tego powodu było nieproporcjonalne, w myśl dominującej pośród dominującej tego
dnia zasady „mazakowej” opozycji: dokopać władzy za wszelką cenę. Nawet, gdy
ceną tą jest własna śmieszność, któregoś z „mazaków”.
Rozpoczął
się serial „mazakowego” biadolenia. I tak przewodniczący Rady Powiatu odczytał zamieszczony tekst, który w istocie swojej był suchą, pozbawioną jakichkolwiek emocji informacją.
Dodam, że do szpiku kości informacją. „Mazaki” dopytywały się kto weryfikuje zamieszczane
tam informacje. Starosta stwierdził, że obecny Zarząd chce inaczej prowadzić
politykę informacyjną i dotrzeć z przekazem o tym co się dzieje w starostwie do
jak najszerszych kręgów społeczeństwa. Przeprosił radną Mariolę Szurynowską (od
„mazaków”) za nieścisłość. Przewodniczący rady (też od „mazaków”) dopytywał się
czy starosta „zatwierdza” teksty przeznaczone do informacji. To rozbawiło mnie
serdecznie, bo jak starosta będzie zajmował się takimi „pierdami”, to my daleko
nie zajedziemy. Są ludzie za to odpowiedzialni i basta. Starosta odpowiedział,
że zna treść publikacji.
I
w tym momencie przewodniczący Rady Powiatu czyta treść informacji o przebiegu
komisji budżetu i finansów i pyta o rzetelność. Ja słucham i nie wiem o co
chodzi. A „mazaki” oburzone, obruszone, poruszone. Więc czytam treść notatki i
nadal nie chwytam o co ta draka, która spraw powiatu – a więc naszych wspólnych
– o żałosny promil nawet nie posuwa do przodu. Ale „mazakowa” draka nakręca się
i rozwija. W końcu dociera do mnie, że „mazaki” obraziły się – tak po „dziecinnemu”
– za to, że wymieniono ich nazwiska w kontekście tego, że podczas głosowania w
trakcie komisji, wymienieni zostali jako wrogowie przyznania środków na zakup
busa dla niepełnosprawnych dzieci, przeciwnicy poprawy fatalnej sytuacji na
resztce nawierzchni dróg powiatowych oraz przeznaczeniu środków na oświatę. Ja
może bym i uwierzył „mazakom”, że tekst jest „nierzetelny”, ale problem polega
na tym, że ja byłem na tej komisji! I tak, jak to opisano na fejsie
rzeczywiście było! Byli przeciw! I nawet nie wysilili się na najmniejsze
uzasadnienie swojego „nie!” I tego faktu nawet najgrubszy mazak nie zamaże!
Biadolenie
i ta dziecinada uskuteczniona przez „mazakową” opozycję wynikła z tego, że do
publicznej wiadomości podano te fakty, które chluby im nie przynoszą. To
wywołało ich dziecinną reakcję.
Starosta
Kazimierz Bogucki nie krył swojego poirytowania przebiegiem obrad. „Powiat ma
wyjść z marazmu. Ja nie przyszedłem tu, by obsadzać członków własnej rodziny na
stanowiskach.” W tym momencie zamarłem i zacząłem się rozglądać po sali, by
oczętami swoimi ujrzeć szubrawca, który robi za „samorządowca rodzinnego”. Swą
detektywistyczną czynność musiałem jednak przerwa, gdyż „eksplodował”
koalicyjny radny Grzegorz Aleksander Trojanek.
Radny
ten poprosił przewodniczącego Rady o głos. Przewodniczący udzielił mu głosu,
ale na swoje nieszczęście nie zachował przy tym nawet odrobiny kultury. Powiedział "radny Trojanek”. I to go zgubiło. Riposta radnego Grzegorza Aleksandra Trojanka
była błyskawiczna. Radny stwierdził, że nie życzy sobie, by przewodniczący (od „mazaków”)
wywoływał go po nazwisku i dobitnie wyrecytował pożądaną przez siebie formułę: „pan
radny Grzegorz Aleksander Trojanek. Proszę się wobec mnie zachowywać. Czuję się
obrażany i traktowany jak śmieć.”
Radny
Mirosław Żłobiński (koalicyjny) z dużym rozbawieniem nawiązał do sytuacji z
poprzedniej kadencji. Przypomniał, że brak było jakiejkolwiek informacji o
przebiegu sesji a ówczesny starosta na zarzut ten odpowiadał, że przebieg sesji
znajduje się w protokole z sesji. Informacyjny ciężkiego kalibru dowcip
ówczesnego starosty polegał na tym, że protokół z obrad sesji ukazywał się dopiero
po jego przyjęciu na kolejnej sesji, czyli po ok. 2 miesiącach. Można rzec, że
ówczesna informacja była tak świeża, jak czerstwy chleb. „Obecnie jest więcej
informacji i wyborcy to doceniają” – stwierdził radny. Przypomniał także, że w
poprzedniej kadencji nie naciskano także na remonty dróg wojewódzkich, których
stan techniczny także pozostawia wiele do życzenia.
Swoje
boje o chodniki w Kruszyńcu i Ligocie przypomniał radny Grzegorz Aleksander
Trojanek. „Co roku, przez poprzednie 8 lat składałem pisma w tej sprawie.
Zawsze otrzymywałem odpowiedź, że to nie nasza droga, ale DSDiK. I na tym się
kończyło”.
C.d.n.