Popatrzmy wstecz i zobaczmy, co Zarząd Powiatu wyczyniał ze
szpitalem i późniejszą spółką.
Wszyscy pamiętamy, jak po zwolnieniu dyrektorki szpitala i
prezesa spółki – Czesławy Młodawskiej, niczym z kapelusza wyczarowany został
nowy prezes z Wrocławia. Prezes okazał się takim samym fachowcem, jak ci,
którzy namaścili go na tę funkcję. A warto przypomnieć, że prezesa wybrał
Zarząd Powiatu w składzie: starosta Piotr Wołowicz, wicestarosta – Paweł Niedźwiedź,
członkowie Zarządu: Piotr First, Marek Hołtra. Prezes spółki PCOZ – którego imię
i nazwisko niechaj pozostaną zapomniane, bo nie zasługuje na uwiecznienie w
historii. Natomiast ci, którzy go wybrali, jak najbardziej, chociaż wątpię, by
rumieniec wstydu miał dostęp do ich obojętnych na wszystko twarzy.
Prezesa powołano w maju a ten natychmiast stracił kontrakt
na pogotowie, co szpital kosztowało – bagatela – ok. 2,4 mln zł. Pamiętacie
Państwo te szumne zapowiedzi odbicia kontraktu, podania sprawy do prokuratury,
odwołania do NFZ. Szum medialny był jak jasna cholera! I nagle zgasł, jak
wyborcze obietnice „platfusów” w skali kraju. A prezes ciągnął spółkę na dno,
systematycznie i nieustępliwie. I tak zatrudnił rzecznika prasowego spółki (z
Wrocława oczywiście) z pensją ponad 2000 zł. Na jeden z oddziałów szpitalnych
zatrudnił lekarza bez uprawnień. A to zakupił program księgowy za nieomal 60
tys. zł., który działa, gdy mu się zechce i sprawia do dzisiaj problemy. Do
pracy prezes przyjeżdżał rzadko, co nie przeszkadzało mu w pobieraniu delegacji
za dojazd do pracy. Obiady prezes kazał podawać sobie do gabinetu.
A spółka tonęła, bo w końcu miała deficyt ok. 300 tys. zł po
3 miesiącach rządów namaszczonego przez Zarząd Powiatu prezesa. A Zarząd
Powiatu nie reagował podczas gdy już po pierwszym wystąpieniu prezesa podczas
sesji można było się zorientować, że na funkcję tę nadaje on się tak jak pan
starosta Piotr Wołowicz.
Zarząd Powiatu wciąż nie widział skali szkodnictwa prezesa.
I gdyby nie zdecydowane działania radnego Zbigniewa Józefiaka prezes spuściłby nasz
szpital w otchłań niebytu. Po 3 miesiącach rozkładu spółki Zarząd z bolejąca
twarzą, jakby był po spożyciu soku z cytryny i octu zaprawionego kwasem solnym poprosił
o objęcie funkcji prezesa dr Stanisława Hoffmanna. Bolesne to było dla Zarządu,
oj bolesne!
Nastał nowy prezes i w pracowników szpitala wstąpiła
nadzieja. Prezes przystąpił do rozmów z załogą wiedząc, że bez dogadania się z
pracownikami może zapomnieć o sukcesie. Pracownicy szpitala zgodzili się na
kolejne wyrzeczenia, by utrzymać miejsca pracy, gdyż prezes uświadomił im w jak
fatalnej kondycji znajduje się szpital. Argumentacja prezesa trafiła do
pracowników. Obie strony sobie nawzajem zaufały i efekty tej pozytywnej
współpracy przyszły szybciej niż oczekiwano. Dzisiaj spółka nie ma długów, ma
zysk, który byłby o wiele większy, gdyby nie przesrano kontraktu na pogotowie.
Oczywiście, za utracony kontrakt i nieudolnego prezesa nikt
nie przeprosił ani społeczeństwa ani pracowników szpitala. Deficyt odwagi i
honoru. Gdzie tam obecnie rządzącym do byłego starosty Sławomira Ruteckiego.
Jemu też przydarzyło się partyjne nadanie na dyrektora szpitala. Było to w 2002
roku. Wówczas rządziło SLD. Ówczesny szef SLD – Stanisław Żyjewski – wcisnął z
poręki swojej partyjnej mafii - nijakiego Grzegorza Skowrona na stanowisko
dyrektora szpitala. Efekt był taki, że przed szpitalem otworzyła się otchłań.
Doszło do tego, że „znakomity menadżer” – tak Stanisław Żyjewski go przedstawiał
i rekomendował – najpierw przez szpitalną kotłownię uciekał przede mną. To ja
jeszcze mogłem zrozumieć. Ale nikt nie mógł zrozumieć dlaczego przestał
poznawać starostę Sławomira Ruteckiego na ulicy! W końcu wybrańca SLD trzeba
było wylać na twarz zbitą!
Potem SLD znowu włożyło nam „fachowca”, który okazał się
złodziejem w pełnym tego słowa znaczeniu. Ale spokojnie, spokojnie, proszę! Nic
się dyrektorce nie stało, bo zbyt potężni politycznie matacze za nią stali. Tak,
że jak Państwo widzą SLD ma na swojej hipotece spore obciążenie z tytułu szpitala.
SLD jednak przejmować się nie należy, bo jej członkiem jest
Stanisław Żyjewski z Leszna, bo tak w swojej książce „Spowiedź Fryzjera”
przedstawia tę osobę osoba się spowiadająca. Tu zaspokoję Państwa ciekawość i
powiem, że w „odnowionym” SLD, którego szefem jest Edward Kowalczuk, pan z
Leszna jest szefem Komisji Rewizyjnej. Jest to gwarancją, że szeregi SLD nie
spuchną. I tak proszę trzymać panie Edwardzie Kowalczuk!
A przypominam tę historię dlatego, że morał z niej płynie
taki. Za każdym razem, kiedy pojawia się ktoś z partyjnego nadania kończy się to
katastrofą i żenadą. Musimy pamiętać o tym, że każda partia będzie nam
przedstawiała swoich ludzi, jako fachowców. Mówiąc inaczej i bardziej obrazowo:
będą nam wciskali, że to Channel nr 5, a jak zrobimy próbę organoleptyczną, to
okaże się, że to „sowieckij diekałon”. Każda partia roi się od takich „diekałonów”.
I dlatego każda z nich pachnie dla mnie gnojówką. Ach ta „potęga smaku”!
Zresztą, proszę zauważyć, że każda partia ma problem z
członkami. Na szczeblu powiatowym partie są rachityczne, bo nie mają ludzi.
Każdy kto ma jakieś konkretne wykształcenie i odrobinę intelektu nie potrzebuje
wstępować do partii, bo daje sobie jakoś radę w życiu bez protezy. Ale wielu
musi mieć protezę, bo życiowa lipa ich czeka. Tak to oceniam.
Wróćmy jednak do naszej szpitalnej spółki. Wyszła na prostą
i inwestuje w sprzęt. Mamy tomograf, zakupiono też inny sprzęt medyczny, by
poprawić konkurencyjność na trudnym rynku świadczeń medycznych. Podczas sesji
prezes Stanisław Hoffmann zabierając głos nie ukrywał, że pod zastaw budynków
przekazanych spółce zamierza wziąć kredyt, by unowocześnić szpital i poszerzyć
gamę oferowanych usług medycznych. Chodzi o to, by mieszkańcy powiatu
górowskiego nie musieli jeździć poza powiat na badania specjalistyczne czy w
poszukiwaniu specjalisty. Wzbogacenie szpitala w sprzęt daje nadzieje na wyższe
kontrakty i idące za nimi pieniądze.
Postanowiono jednak szpitalną spółkę sprzedać. Sprzedać z
pobudek – wg mojej oceny - czysto egoistycznych, bo dla własnej wygody. Chce
się rządzić i już! Przez 20 miesięcy – powtarzam raz jeszcze – przez 20
miesięcy Zarząd Powiatu nie przygotował się do „czarnej godziny”. Nie
wypracowano żadnej alternatywy. Nie zrobiono totalnie nic! 20 bezpowrotnie straconych
miesięcy!
I proszę mi wierzyć, że decyzja o sprzedaży naszej wspólnej
spółki, bo to jest szpital nas wszystkich, zapadła podczas jednego posiedzenia
Zarządu, z którego nawet nie opublikowano protokołu. Miało to miejsce 21
sierpnia. Nigdy też – jak na razie – tej fatalnej decyzji z nikim nie
konsultowano.
W uzasadnieniu do projektu uchwały o zbyciu udziałów w
spółce można przeczytać, że w umowie z nabywcą zawarte zostaną zobowiązania
nabywcy w sprawie „kontynuowania działalności leczniczej w co najmniej
dotychczasowym zakresie oraz ochrony interesów pracowników” spółki.
Ja rozumiem, że Państwo śmieją się wraz ze mną po
przeczytaniu tego uzasadnienia. To jest typowe robienie wody z mózgu. Kto może
prywatnemu podmiotowi gospodarczemu nakazać cokolwiek? Kto może kazać prowadzić
działalność, gdy ta przynosi stratę? Kto może kazać właścicielowi zakładu pracy
utrzymywać na określonym poziomie zatrudnienie? Państwo znają jakieś przepisy na
ten temat?! Bo ja, i moi mądrzejsi ode mnie przyjaciele, nie znają. A jak
nabywca zechce pozbyć się jakiegoś oddziału i walnie celowo byka w ofercie, to
co mu panowie starostwie zrobicie? Prokuratora napuścicie? Paskiem po „gołej”
mu przywalicie? Szpital odkupicie? Wielkanocy jeszcze nie ma a jaja już są. Tyle,
że zbuki a nie świąteczne.
Również taką ciekawą rzecz można przeczytać w materiałach na
sesję. „Poprzez sprzedaż udziałów jest szansa na uzyskanie środków na
zaspokojenie zobowiązań powiatu” (przypomnę, że wynikających z winy gminy
Wąsosz a pierwszy podpis pod dokumentem będącym „matką wszystkich nieszczęść”
złożył obecny wicestarosta Paweł Niedźwiedź) „ale też szansa na dalszy rozwój spółki”.
Tu też idzie usiąść z wrażenia, bo w projekcie uchwały napisano, że: „Rada
Powiatu Górowskiego wyraża zgodę na zbycie 20.759 udziałów o wartości nominalnej
500 zł”. Czyli chce się sprzedać wszystkie udziały a następnie z tych pieniędzy
finansować prywatna spółkę? Czy Państwo coś z tego rozumieją? Chyba, że założy
się, iż nabywcą zostanie jakiś partyjny, albo zaprzyjaźniony „sowieckij
diekałon”. A to już wszystko jasne.
Obawiam się – a wiele osób moje obawy podziela – że sprzedaż
szpitala spowoduje, iż nabędzie go konkurencja, która ograniczy gamę świadczeń
dla pacjentów. Proszę przeglądnąć np. „Rynek Zdrowia”. Akademia Medyczna w Gdańsku
przeprowadziła analizę działalności sprywatyzowanych szpitali. Wniosek –
prywatne robią zabiegi i przyjmują chorych, ale tylko takie i tych, za leczenie
których NFZ płaci najlepiej. I to nie jest mój wymysł. To badania Akademii
Medycznej w Gdańsku. Dlaczego więc mamy nie podzielić tego losu?
Ustawa o samorządzie powiatowym wskazuje powiat, jako
podmiot mający zapewnić ludziom dostęp do świadczeń medycznych. Zarząd Powiatu
chce zrezygnować z tego obowiązku, chociaż nie było zmiany ustawy i zapis ten
nie zniknął. Należy więc spytać: kto będzie odpowiadał za opiekę zdrowotną po
ewentualnej sprzedaży szpitala? Prywatny podmiot działa na podstawie kodeksu
spółek handlowych a nie ustawy o samorządzie powiatowym.
29 sierpnia rozstrzygnie się sprawa – i nie wahajmy się
nazwać rzeczy po imieniu – życia i śmierci dla wielu ludzi. Dla wielu ludzi
ubogich, starszych, schorowanych może być to czarny dzień. Konsekwencje
sprzedaży szpitala mogą być dla tych ludzi niewyobrażalne, połączone z cierpieniami,
bólem i pogorszeniem zdrowia. Rzucony na szalę egoizmu zostanie personel
szpitala, którego los rysuje się raczej w nieciekawych barwach. Ci ludzie nie zasłużyli
na takie traktowanie. Ci ludzie nie zasłużyli na to, by o decyzji sprzedaży decydować
za ich plecami. Nikt z członków Zarządu nie spotkał się załogą szpitala i nie
powiedział o tym zamiarze. Czy to jest właściwa postawa? Czy personel szpitala,
to pionki, po których losie Zarząd będzie decydował w zaciszu gabinetów? Taka
jest miara szacunku dla ofiarności i trudu tych ludzi, którzy wiele lat dostawali
pieniądze na raty a pomimo to pracowali. To jest miara pychy Zarządu dla tych ludzi.
To jest miara ich egozimu. Ale, drogi personelu szpitala, za dwa lata nadejdzie
czas zemsty i będziecie mieli okazję wziąć odwet przy wyborczej urnie. Słodka
bowiem jest sprawiedliwa zemsta.
Mówi się o tym, że burmistrz Irena Krzyszkiewicz jest
przeciwniczką sprzedaży szpitala. Ale tylko się mówi. W środę, 29 sierpnia,
zobaczymy czy np. radny Jan Bondzior (szwagier pani burmistrz) jest
zwolennikiem koalicyjnego egoizmu czy też jest radnym działającym w intersie
wszystkich mieszkańców, którzy go wybrali.
W środę też zobaczymy czy radny Marek Biernacki bardziej
kocha swoja partię czy wyborców. To samo dotyczy radnego Piotra Iskry.
Właściwie dotyczy to całej PO, bo sprzedaż szpitala zmiecie ją w polityczny
niebyt. A taka decyzja zaciąży też na kandydaturze burmistrz Ireny
Krzyszkiewicz, która jest członkiem tej partii.
Zobaczymy w akcji sprawców całego zamieszania – radnych gminy
Wąsosz. Czy wicestarosta Paweł Niedźwiedź wybierze dalsze trwanie na ciepłej i
nie wymagającej nadmiernego wysiłku posadce czy też powróci do ideałów. A owym
ideałem wicestarosty – do niedawna – była głęboka niechęć do przekazywania majątku
trwałego spółce w obawie przed jego utratą. Czy pan wicestrosta już się nie
boi, że sprzedając szpital stracimy go bezpowrotnie?
Najwięcej jednak zależy od Państwa. Sesja jest o godzinie
8.00. Warto przyjść, by wyrazić swoja opinię na ten temat. By nie mieć do
nikogo pretensji, gdy okaże się, że szpitalne drzwi są zamknięte na głucho.
Bądź też okaże się, że do dziecka, wnuczki, babci. Dziadka trzeba jechać do
innego miasta, a mógł się leczyć tu, bo tak od lat bywało. I nie miejmy wówczas
pretensji do nikogo. Pretensje miejmy do samych siebie za bardzo brzydki
grzech. Grzech obojętności, zaniechania i milczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz