„Rozumiem, żadna to
przecież reprezentacja Góry. Ot, po prostu – grupka młodych, przypadek nawet
nietypowy: bo oni przychodzą do PDK tańczyć i śpiewać, większość ich rówieśników
wybiera rozrywkę łatwiejszą:” trochę włóczęgi, trochę siedzenia w obu knajpach
i jednym Fafiku.
Ale… zaryzykujemy stąd,
że inni – dobrych kilka setek – napisałoby podobnie. I że nawet proporcja tych
TAK i NIE jest charakterystyczna. Wtedy, przy taki ryzyku, wygłosiłbym wobec
elity władzy miasta Góry, województwo wrocławskie – monolog następujący,
przerywany wyjaśnieniami, które znam z bogatych dokumentów Rady Powiatowej i
Miejskiej…
Szanowni towarzysze i
obywatele!
Pozwólcie mi zabrać
głos w sprawach waszej społeczności, choć dobrze wiem, jak nikła mam do tego
prawo: ani długi pobyt, ani uczestnictwo, ani głębsza znajomość waszego miasta.
Może tylko ś w i e ż e. o k o przybysza i trochę doświadczeń z innych
powiatowych ośrodków dają mi nieco wewnętrznej śmiałości.
Przede wszystkim –
wyrazy sympatii. Jak zwykle na Dolnym Śląsku, wasze miasto zadziwia porządkiem,
schludnością i poziomem ogólnej organizacji życia. Ma przy tym wiele
szczególnych uroków i na żaden sposób nie kojarzy się z pojęciem
prowincjonalnej d z i u r y. Wiem też ile się tu dokonało (ile dokonaliście)
mimo wątłych środków; i znam zamierzenia na przyszłość – skromne – ale realne
przynoszące górzawianą dalszą poprawę® warunków.
Chcę wszak mówić o
niepokojach.
Zostawiam na boku
starsze pokolenie – ustabilizowane, zajęte, aktywne, pogodzone z losem, czasami
zrezygnowane (wielu ludziom nie sposób czymkolwiek dopomóc). Podejmuję temat m
ł o d y c h: tych, którzy jeszcze się uczą i tych, którzy już pracują, ale nie
zdążyli, ale nie zdążyli zająć wyraźnego miejsca w społecznym, pozazawodowym u
k ł a d z i e Góry. Jaka jest ich perspektywa, jak oni tę perspektywę widzą i
odczuwają?
Są bodaj, mimo że tacy
młodzi, realistami. L:ubią swoje miasto, doceniają zmiany, cieszą się nimi;
trafiacie w dziesiątkę, likwidując to, co z Góry czyniło „wielką wieś” (… od
roku 1965 wyburzono 25 chlewików na zapleczach domowych), dbając o czystość
ulic (ZOM dysponuje bajaderą, polewarką, ciągnikiem asenizacyjnym Ursus 327,
a w najbliższym czasie otrzyma naczepę oraz pług odśnieżny), pielęgnując
skwery i zieleńce (o powierzchni 1800 m kw.), budując na placu Chrobrego
fontannę – trafiacie w dziesiątkę, ponieważ młodzi także lubią żyć w prawdziwym,
choć małym mieście. Nie spodziewają się cudów; porównując - mówią o Świdnicy,
ponieważ słyszeli lub wiedzą, że tam jest ponadto kilka u r z ą d z e ń, które
w ich pojęciu odpowiadają standardom koniecznym i – wystarczającym do życia w
mieście. Czy są to u r z ą d z e n i a istotnie tak niedostępne dla Góry?
W 1967 ZOM dysponował 5 pojazdami: polewaczką, 2 ciągnikami
„Ursus”, bajaderą, 1 samochodem asenizacyjny, 5 przyczepami, 1 piaskarką do
ciągnika, 2 pługami doczepno –czołowymi. W 1968 r. pracowało tam 20 osób, w tym
12 zamiataczy. Na każdego z nich przypadało od 8 do 12 tys. m kw. powierzchni
do zamiatania w zależności od rodzaju nawierzchni i zaśmiecenia ulicy. Śmieci
wywożono 2 razy w tygodniu z każdego rejonu, natomiast z instytucji i zakładów
pracy – na zlecenie w terminach uzgodnionych ze zleceniodawcą. Na terenie Góry
znajdowało się 950 kubłów.
Wspomniana w tekście „bajadera” to samochód STAR do wywozu śmieci.
Zabierał 26 metrów sześciennych odpadów, które wciąż, niestety, musiano ładować
ręczni. Nazwa ta, nieoficjalna, pochodziła od nazwy ciastka bajadera, którego
nadzieniem były odpady cukiernicze.
W 1977 r. w Górze nadal pracowało 6 zamiataczy. Średnio na 1
zamiatacza przypadało wówczas 15.216 m kw. powierzchni do zamiatania.
I oto mój pierwszy niepokój,
trop dziwnego zjawiska: dlaczego oni, młodzi, tak bardzo zainteresowani sprawą,
nie wiedzą zupełnie d o k ł a d n i e, jak rozwija się problem basenu. Dlaczego
mają wątpliwości, dlaczego mówią o was, o swojej władzy – per oni? Kryją
się tu zapewne – na przykładzie basenu – dwie kwestie, jeśli nie więcej… Po pierwsze
– czy budowy obiektu naprawdę nie da się ruszyć z miejsca? Czy wyjście z tym do
społeczności – tej tak emocjonalnie zainteresowanej – nie przyniosłoby
konkretnych rozwiązań? Więc: czy już wykorzystaliście do końca zaangażowanie dużej
liczby młodych do określonego dzieła, na którym tak im zależy? Ale, po drugie,
jest w tym coś jeszcze donioślejszego; coś co nazwałbym (może zbyt szumnie) nie
– kontaktem władzy z częścią przynajmniej obywateli. Odbywacie plenarne
zgromadzenia, narady; na wielu domach wiszą tabliczki Radny MRN, a
jednak oni nie wiedzą, nie znają aktualnej prawdy o i c h basenie… Więc jak:
więc to, o czym wy doskonale wiecie, co bywa przedmiotem waszej troski i
dyskusji – nie wychodzi na zewnątrz? Nie jest wspólną wiedzą całego miasta?
Basen – to oczywiście
przykład. Powstaje w Górze wiele obiektów. Potoczna o nich wiedza jest równie
nikła; wiedza o tym, co będzie, dlaczego coś się przewleka, ślimaczy, co można
by pomoc. A przecież owa wiedza dotyczy perspektyw nie tylko miasta; stanowi
bowiem perspektywę każdego m i e s z k a ń c a. Młodym – ta perspektywa jest
bodaj szczególnie niezbędna dla ich dobrego samopoczucia.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz