Wyszedłem ja sobie dzisiaj pooddychać rześkim,
świeżym powietrzem. Wciągam w swoje płucka ożywcze poranne powietrze i
rozglądam się z wielką ciekawością po otaczającym mnie świcie. Tu rzucę lewym okiem,
w inną stroną łypnę prawym ślepiem, a jeszcze w inne miejsce skierują obydwoje
swoich prześlicznych ocząt.
I kiedy tak sobie swobodnie oddychałem i rzucałem
spojrzenia w pewnym momencie moje oczne gałki wytrzeszczu doznały! Patrzę i oczom
swym nie wierzę! Samochód jakowyś stoi! Ale jak on stoi! W niezgodzie z rozumem
i zasadami ruchu drogowego, co Państwo zauważają na fotkach poniżej
zamieszczonych.
Cóż tak
jednoznacznej sytuacji może zrobić prawy obywatel tego miasta, związany z nim
na śmierć i życie? Można rzec, że nawet nacjonalista w skali lokalnej? Prawy i
miłujący to miasto obywatel wykręca numer telefonu naszego cudownego, prężnie
działającego na każdej niwie UMiG, następnie prosi o połączenie z
wielofunkcyjną Strażą Miejską. Tak też i uczyniłem ja, prawy i sprawiedliwy
mieszkaniec tego miasta od powicia do deski grobowej, jak mniemam.
W słuchawce mojej komórki odezwał się głos powagą
urzędową nacechowany, zatroskany wielce a jednocześnie dostojny: „Komendant Straży
Miejskiej Lucjan Żołnieruk. Dzień dobry. Słucham.” Te proste, niemal żołnierskie
słowa, godne przynajmniej dowódcy drużyny, zmobilizowały mnie do równie
prostych słów meldunku, godnych generała armii. Toteż przedstawiłem się w
słowach zwięzłych i wyjaśniłem powód swojego telefonu. Dostojny El Comendante
raczył mnie wysłuchać i zapowiedział, że wkrótce pojawi się tam odpowiedzialny funkcjonariusz
dowodzonej przez niego formacji, by przywrócić ład i porządek w moim ukochanym
mieście, a niewątpliwego chuligana drogowego przywoła do porządku.
Minął kwadrans i moje prześliczne oczęta ujrzały
dostojnie poruszający się pojazd służbowy naszej znamienitej Straży Miejskiej z
jednym funkcjonariuszem na pokładzie. Funkcjonariuszem tym okazał się być
sławny już ponad miarę Łukasz Duda, który prywatnie jest miłym i sympatycznym
młodym człowiekiem, ale w nieco operetkowym mundurze strażnika istny i mało
sympatyczny diabeł w nim zamieszkuje (może poddać jego mundur egzorcyzmom?).
Strażnik Łukasz Duda niezwłocznie przystąpił z dużą
wprawą i znajomością rzemiosła przez siebie wykonywanego, do tzw. „czynności”.
Zapisał markę pojazdu, którym dokonano czynu wielce chuligańskiego i
bezrozumnego zarazem. Tak bywa, gdy parkuje się bez udziału mózgu.
I nagle co ja widzę?! Z budynku, w którym mieści się
m.in. moja najukochańsza biblioteka pedagogiczna, od „zakrystii”, że tak
powiem, wynurza się dyrektor tej placówki, nawiasem mówiąc mocno pod jego
rządami podupadłej, jak wieść gminna niesie (są i tacy, którzy twierdzą, że „zeszła
na psy”) – Bernard B. Kieruje on swoje kroki w stronę funkcjonariusza Straży
Miejskiej i coś mu tam tłumaczy. Stoję i słucham osłupiały, bo w mojej nieco
posiwiałej głowie (ale tylko na skroniach) nie może pomieścić się myśl okrutna,
do bólu przeszywająca moją muskularną klatkę piersiową), że człowiek stojący na
czele tak wielce kulturalnej instytucji, jaką jest Powiatowe Centrum
Doskonalenia Nauczycieli i Poradnictwa Psychologiczno – Pedagogicznego, mógł
popełnić chuligańskie czyn drogowy. Serce moje zawyło z rozpaczy, na lewej i prawej
skroni przybyło mi po dwa kompletnie siwe włosy, chłód ogarną całe moje ciało a
dusza ma załkała bezgłośnie. Boleść dojmująca ogarnęła moją cielesną powłokę i
zapłakałem nad ciężką dolą tych, dla których dyrektor Bernard, dzisiaj bardzo
Be, ma być wzorem do naśladowania, autorytetem, matką, wdową, babcią, dziadkiem
i przewodnikiem w dziele podnoszenia kwalifikacji zawodowych. Co za czasy! Co
za czasy1
W międzyczasie szanowny dyrektor udał się po
wymagane przez strażnika dokumenty a ja wiedziony przesłaniem wypływającym z
zakończonego Roku Miłosierdzia, zacząłem wypytywać dostojnego stróża prawa,
porządku, ładu i składu, o wysokość dobrowolnej ofiary, którą dyrektor PCDNiPPP
złoży na tacy naszego samorządu. Nad wyraz uprzejmy i grzeczny strażnik
wyjaśnił mi, że taki chuligański czyn drogowy wymaga ofiary w granicach od 50
zł do 500.
Wystraszyłem się co niemiara, gdyż wiem, że przy
marnych dyrektorskich zarobkach szanowny Bernard, dzisiaj bardzo Be, z trudem
wiąże dwa końce z jednym. Bo co to z wypłata w łącznej kwocie 81.572,97 zł za
rok 2015? Toż to tylko średnio 6797,75 zł miesięcznie! Można rzec, że za taki „psi
grosz” dyrektor Bernard, dzisiaj bardzo Be, dyrektoruje w połowie społecznie.
Toż rozum dusigrosza i kutwy nakazuje unikania parkowania w miejscach płatnych za
tę usługę. No, załóżmy, że dostanie 100 zł mandatu. I jaka wyrwa w portfelu!
No, katastrofa po prostu.
Z drugiej strony płatny parking, to jedynie 2 zł za
pół godziny. A „stówka” na tacę, to aż 25 godzin parkowania na parkingu.
Matematyk, a nim z wykształcenia jest dyrektor Bernard, dzisiaj bardzo Be,
liczyć powinien umieć. Ale się chciało pochytrusić najwyraźniej. Oj! Dziadostwo
nawet w dyrektorskim wydaniu nie popłaca. I jeszcze ten wstyd! I jeszcze ten
wredny bloger! A miało być tak pięknie i 2 zł w portfelu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz