- Niech Pan
popatrzy jak troskliwy „Doktor”, ręce które leczą wybudował prywatną „autostradę”
wiodącą aż pod same drzwi swojego przyjaciela i mentora. Widzisz pan,
panie Kanalia, tam jest blok na Os. KW nr. 20. Jest tam klatka B, specjalnego przeznaczenia.
Do tej klatki wcześniej żadnej ścieżki nie było. A teraz panie jest! Ale tam panie
Kanalia, mieszka przyjaciel naszego „Doktora”, którego ręce leczą.
- A tam! Zaraz
leczą!
- Pan mi nie
wierzysz?! Popytaj pan!
- Kogo?
Gdzie?
- A na
cmentarzu na przykład.
- Ci co tam
mieszkają raczej małomówni są.
- „Doktora”
szczęście. Słuchaj pan dalej. Popatrz pan, to ścieżka wybrukowana, nowiusieńka,
jak spod igły.
Prawda panie Kanalia, że ścieżka była tam wcześniej, ale wykonana
jedynie przez któregoś z mieszkańców na własną rękę, i tylko na szerokość dwóch
płytek chodnikowych. Samoróbka panie była taka. A teraz wytrzeszcz pan gały na blok
o nr 23. Tam była ścieżka betonowa do parkingu, szeroka panie na jakieś 2 m i
jakieś 5 m długa. Co prawda i nie do samego parkingu ona była, ale była i się zmyła!
Zostało się jakieś 3 m. Trochę została zdemolowana wzdłuż nowego chodnika
podczas usadawiania nowych obrzeży i już jej nie odbudowano. Zasypano panie jedynie
ziemią i tak się udeptała, w sposób naturalny. Ale panie Kanalia, jak popada
deszcz robi się błoto. Ale panie, co tam blok 23 „Doktor, ręce które leczą”
przyjaciół tam nie ma, to i ścieżka im niepotrzebna. Po co chamom ścieżka jak
nie głosują na „Doktora”?
- Ale „Doktor,
którego ręce leczą”, jak raczył pan wspomnieć, szyszką jest w waszej spółdzielni.
Spółdzielcy go wybrali.
- Panie. Toż
od połowy sierpnia tegoż roku cała Rada Nadzorcza tego nowotworu jest
nielegalna.
- Panie! Toż
to być nie może!
- Niby nie,
ale tak jest. Wyimaginuj pan sobie, że jak były wybory do Rady Nadzorczej, to „Doktor,
którego ręce leczą”, wykombinował sobie, że jeden z kandydatów do tego
towarzystwa, który mu nie leżał, ma jakieś zadłużenie wobec spółdzielni. I pod
tym kulawym, jak bezpański pies pretekstem, nie dopuścił go wyborów. Gość się
wnerwił i buch ich do sądu. Sąd I instancji uznał, że „Doktor, którego ręce
leczą” nie miał racji. No to „Doktor, którego ręce leczą” ciach i odwołał się
do II instancji. A tam rach i ciach odwalili apelację „Doktora” i orzekli, że
RN na nielegalu działa.
- Ciekawe. I
co dalej?
- Panie
Kanalia, będzie tak. Wybory ogłoszone. Nadzwyczajne walne ma być. W punkcie 5
wybór Rady Nadzorczej. Panie, ale nasi spółdzielcy w dupie najczęściej mają
wybory. Przyjdzie może jeden spółdzielca na dziesięciu, i to swojaki „Doktora,
którego ręce leczą”. A później panie, po wyborach, będą chodzić i marudzić. Kto
ich wybrał? – pytać będą. No panie, pan wiesz, że zawsze wygrywają ci, którzy
są obecni. Nieobecni z góry mają przerżnięte.
- Ale chyba
w waszej spółdzielni źle się nie dzieje?
- Oj tam!
Słuchaj pan. Na przykład córka tegoż samego przyjaciela od ścieżki, zdobyła
cichcem etacik w biurze SM. Córcia księgowej cieszy się już podobnym etacikiem
dobre kilka lat, myślę że jeszcze paru „krewniaków”, by się znalazło na
ciepłych, popłatnych posadkach.
- Ależ drogi
panie, ludzie muszą gdzieś pracować?
- Owszem,
ale panie Kanalio, czemu akurat w spółdzielni?
- Bo mają
pod ręką, jak pan sam twierdzi „Doktora, którego ręce leczą”. A wie pan, że na
terenie naszego miasta krucho z opieką medyczną.
- O panie
Kanalia! Pan masz łeb! O tym nie pomyślałem. Faktycznie jest tu rola w
podstawowej opiece dla „Doktora, którego ręce leczą”. Ale panie, zważ pan, że w
tym przypadku leczą tylko ręce. Po co nam reszta „Doktora”?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz