Wczoraj przed meczem „Pogoń” Góra „ - Korona” Czernina
odbyło się pożegnanie wieloletniego prezesa klubu gości – Lesława Symczyszyna,
którego wszyscy znali, jako Leszka. W ten sposób zakończył się pewien ponad 30
letni okres w historii tego klubu.
Lesław – bo tak ma na imię prezes „Korony” – Symczyszyn, urodził się 26 września 1953 roku w Wałbrzychu. W Czernienie zamieszkał w 1966
roku. Miał wówczas 13 lat. W latach 1973 do 1980 był piłkarzem „Korony” i grał
na prawej obronie. Kontuzja lewej nogi wyeliminowała 27 letniego piłkarza z gry
w barwach „Korony” na zawsze.
Leszek przestał być piłkarzem a stał się działaczem
sportowym. Od 1988 roku był nieprzerwanie prezesem klubu i trenerem. Piłkarze
„Korony” zaczęli od najniżej klasy rozgrywek – „C”. W 1987 r. awansowali do
klasy „B”, co było wielkim sukcesem. Sześć lata później znaleźli się w „A”
klasie.
W 2001 roku, gdy nastąpiła reorganizacja struktur okręgowych
PZPN, klub z Czerniny znalazł się w „B” klasie. Minęły 3 lata i „Korona”
awansowała” do „A” klasy, w której gra do dzisiaj. W zakończonym w sobotę
sezonie rozgrywek piłkarskich 2012/13 piłkarze „Korony” zajęli II miejsce w
grupie, zasłużenie w nudnym meczu, pokonując naszą „Pogoń” w czwartkowych
derbach 0 do 2.
W 1980 r., Leszek zawarł związek małżeński z Aleksandrą. Z
tego związku świat ujrzało dwoje dzieci: Beata (ur. 1981) oraz Damian (ur.
1983). Prezes jest szczęśliwym dziadkiem. Syn Damian sprawił mu ogromną radość
i Leszek ma dwoje wnuków: Piotra i Aleksandrę. Niestety, na co dzień oczy dziadka
nie mogą cieszyć się wnuczętami, gdyż ci mieszkają w Wałbrzychu.
Podczas prezesowania „Koronie” Leszek był również trenerem.
Prowadził nie tylko seniorów, ale też juniorów, którzy toczyli boje w klasie
terenowej. Na przełomie lat 80/90 „Korona” miała mocną drużynę tenisistów
stołowych, którzy grali w II lidze w okręgu leszczyńskim. W latach 2006 - 07 w
lidze terenowej OZPN Legnica juniorek grały dziewczęta w barwach „Korony”.
Wielkim osiągnięciem prezesa było wybudowanie szatni dla
zawodników „Korony”. Pamiętam w jakich fatalnych warunkach przebierali się
goście i gospodarze. Na stadionie był jakiś zdezelowany ciasny i nieogrzewany barak.
Biuro prezesa mieściło się w kiosku „Ruchu”. Tak było jeszcze w roku 2008. A nieopodal stał
budynek w stanie surowym, który miał być zapleczem na miarę XXI wieku dla
piłkarzy.
Fantastyczne w całej tej sprawie jest to, iż Leszek
zmobilizował ludzi, by w czynie społecznym postawić ten budynek. Widać więc, że
prezes miał autorytet w swoim środowisku. No bo kto dzisiaj udziela się
społecznie? Frajer! A jednak Leszkowi to się udało. Dzięki pomocy takich ludzi,
jak Eugeniusz Zalewski, Karol Rutkowski, Tadeusz Stankiewicz, Czesław
Symczyszyn, Damian Symczyszyn doprowadzono budowę szatni do stanu surowego.
Ówczesna władza (burmistrz Wrotkowski), obiecali co prawda pomoc w dokończeniu
tej inwestycji, ale na obietnicach się skończyło. Szczęśliwy finał sprawa
znalazła dopiero pod rządami Ireny Krzyszkiewicz. Doceniła ona wkład pracy
wielu ludzi i sfinansowała dokończenie budowy szatni. Dziś „Korona” nie ma
powodu do wstydu, bo obiekt jest naprawdę pierwszorzędny.
W tym miejscu należy wyrazić uznanie dla małżonki Leszka –
pani Aleksandry. Za co? Za cierpliwość. Leszek jest tym gatunkiem działacza
sportowego, który nie patrzy co będzie z tego miał. Ten gatunek jest już niestety
na wymarciu. Ostatnie okazy, to Jan Dwornik z „Pogoni” (dobrze, że kawaler, bo
każda kobieta dawno, by go spakowała i kazał brać „dupę w troki”), czy też
Kaziu Gajkowski z „Wiewierzanki” Wiewierz.
Prezesura w „Koronie” pełniona była społecznie. Jako trener
Leszek pobierał zawrotną sumę 150 zł miesięcznie. Gdyby przeliczyć to przez
godziny, jakie poświęcał trenerce, klubowi, to może w miesiącu w porywach
wyszło by mu jakieś 2 zł na godzinę. Ale te dwa złote i tak oddawał na rzecz
klubu, bo tu trzeba było pojechać, kosiarkę pożyczyć, paliwo do niej
zatankować. Tak, że w sumie do tych dwóch symbolicznych złotych dwa
niesymboliczne prezes dokładał. A pani Aleksandra męża nie spakowała za co jej
chwała się należy i pełny szacunek.
Jaki jest prezes „Korony” jako człowiek? Niezwykle ciepły i
sympatyczny. Przede wszystkim nie szuka pola do konfliktów a woli kompromis.
Skromny i bardzo taktowny. Nigdy nie zauważyłem, by komuś „nawrzucał”. Kocha
to, co robi i oddaje się temu cały. Jak ktoś wygaduje głupoty i idiotyzmy, to
prezes taktownie milczy. I ma to, czego wielu brakuje. Mowa tu o wzbudzaniu
zaufania do siebie. Jakoś tak się dzieje, że rozmawiając z Leszkiem wie się –
podświadomie – że on nikogo nie oszuka, nie „kiwnie” i nie okłamie. Leszkowi
się ufa, bo każdemu sumienie podpowiada, ze warto mu zaufać.
Żegnając wzruszonego prezesa „Korony” burmistrz Irena
Krzyszkiewicz powiedziała, że ma nadzieję, iż Leszek jeszcze wróci do sportu. Szkoda,
bardzo szkoda, że Leszek odchodzi. Z przykrością muszę stwierdzić, iż „Korona”
nie dorobiła się działacza sportowego tej klasy, co Leszek. Z całym szacunkiem
dla potencjalnych kandydatów, ale panowie kandydaci, wy to jednak nie ten
rozmiar. Boję się o los „Korony” po odejściu Leszka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz