czwartek, 29 grudnia 2011

Pielenie chwastów niewiedzy

Ostatnia sesja Rady Powiatu, która odbyła się wczoraj poświęcona była przede wszystkim uchwaleniu budżetu powiatu na rok 2012. Budżet został przyjęty, ale o tym napiszę Państwu już w nowym roku.

W punkcie „wolne głosy i wnioski” o głos poprosił Adrian Grochowiak, który przedstawił się jako „mieszkaniec Góry”. Adrian Grochowiak, który na co dzień jest dziennikarzem „ABC” oraz reporterem Polskiego Radia Wrocław rozpoczął swoje wystąpienie od krytycznej uwagi wobec sprawozdania pana starosty Piotra Wołowicza z okresu obejmującego okres pomiędzy sesjami.

Adrianowi Grochowiakowi szło o jedną rzecz. Od około miesiąca głośna zrobiła się sprawa wydobywania bez wymaganych prawem koncesji żwiru na terenie Sicin. Zgodnie z prawem starosta ma obowiązek nadzorowania prawidłowości wydobycia żwiru, bo to starosta wydaje koncesje na eksploatację kruszywa.

Adriana Grochowiaka, który od pewnego czasu starał się wyjaśnić tę sprawę, zaintrygował fakt, iż starosta Piotr Wołowicz pominął całkowitym milczeniem w swoim sprawozdaniu fakt, iż 9 grudnia złożył oficjalne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa podczas wydobycia żwiru. W jutrzejszym wydaniu „ABC” ukaże się obszerny artykuł autorstwa Adriana Grochowiaka poświęcony tej sprawie. Również jutro na moim blogu przeczytają Państwo tekst poświęcony temu przekrętowi.

Zrozumieć można Adriana Grochowiaka, którego zbulwersował fakt, iż pan starosta opowiada rzeczy nieistotne, trzecio i czwarto rzędne, a nie raczy powiadomić radnych o przekręcie na ogromną skalę.

I tak pan starosta Piotr Wołowicz raczył zajmować czas radnych i widzów opowieściami gdzie był i z kim się spotkał. Wodę lał pana starosta na skalę nieomal przemysłową. Szkoda, że Państwo nie słyszeli jak pan starosta przynudza. Jego tzw. „mowy” mogą stanowić podręcznikowy przykład, jak mówić absolutnie nie należy, chyba, że chce się przy tym ośmieszyć.

Adrian Grochowiak wyraził swoje zdziwienie, iż pan starosta ma czas na blokowanie stron internetowych, trzaskanie drzwiami ale nie znajduje go dla wyjaśnienia radnym sprawy nielegalnego wydobycia żwiru na terenie Sicin.

Niewiele i rzadko, co jest w stanie mnie zadziwić. Ale wczoraj ta sztuka udała się panu staroście. Odpowiadając Adrianowi Grochowiakowi pan starosta stwierdził, iż autor pytania wie na temat nielegalnego wydobycia żwiru więcej niż organ koncesyjny, czyli … sam starosta! Mało z krzesła nie spadłem, bo takie szczere przyznanie się do niewiedzy i niewypełniania ciążących na staroście obowiązków może rozbawić.

I tu Państwo widzicie jakiego pokroju człowiek jest starostą (dodam, że od początku uważałem, że Piotr Wołowicz będzie pomyłką na tym stanowisku).

Rzecz jasna, zgodnie ze złożoną deklaracją o swojej niewiedzy, pan starosta poinformował radnych w sposób oszczędny o sprawie. I tak radni dowiedzieli się, iż sprawa została zgłoszona do organów ścigania, garść ogólników i żadnych faktów. Zawsze, gdy pana starostę pyta się o fakty, to jest problem, co zauważają wszyscy. Pan starosta ma ten „urok”, że najlepiej czuje się w bełkotliwych ogólnikach, które wiedzy z sobą nie niosą. Ale taki już jest walor działaczy partyjnych, którzy kochają się w nic nie znaczącym bełkocie, który u bardziej wyrobionych słuchaczy wywołują odruch wymiotny. Pan starosta Piotr Wołowicz, jak przypuszczam, wzoruje się na mistrzu bełkotu. W mojej ocenie mistrzem w województwie jest nasz kochany wojewoda Marek Skorupa. Ten to ględzi bez ładu i składu godzinami!

Następnie głos zabrałem ja. Sprawa była prozaiczna i właściwie do ostatniej chwili zastanawiałem się czy ostrzec panów starostów czy też wyprostować im rogi nieco później. Zwyciężyły we mnie jednak resztki wigilijnej dobroci i postanowiłem dać im szansę.

A rzecz polega na tym, iż od dłuższego czasu dają się odnotować opory związane z dostępem do informacji w starostwie. Problem zacząłem mieć nie tylko ja, ale również Adrian Grochowiak. Co prawda jakoś dawaliśmy sobie radę i otrzymywaliśmy to co chcieliśmy, ale szło to opornie i dużą dozą nerwów. A ponieważ ja swoje lata mam i jako w pełni świadomy obywatel Najjaśniejszej Rzeczpospolitej wiem, co mi się należy zdecydowałem się na wystąpienie.

Przypomniałem w nim radnym, iż za czasów panowania ekipy pod wodzą pani Beaty Pony, występowały początkowo pewne opory w przekazywaniu dokumentów i informacji, ale sprawy, po początkowych tarciach, ułożyły się pomyślnie ku zadowoleniu obu stron, jak sądzę z perspektywy czasu. I tak np. u pana wicestarosty Tadeusza Bireckiego przez cały, nieomal czteroletni okres jego urzędowania, byłem góra pięć razy, by zdobyć informację. I to tylko dlatego, iż tylko on był w ich posiadaniu a nie dyrektorzy wydziałów.

Rządząca obecnie ekipa (niestety!) ubzdurała sobie w zamroczonych władzą główkach, że naczelnicy wydziałów nie mają prawa do udzielania informacji. Panu staroście Piotrowi Wołowiczowi oraz wicestaroście Pawłowi Niedźwiedziowi zamarzyła się kariera w mediach i przyznali sobie – prawem kaduka – wyłączność na informowanie mediów o tym, co się w starostwie dzieje.

Ta decyzja panów starostów wynikła z ich niewyczerpanych pokładów ignorancji. Ignorancja z kolei wynikła z niechęci do przeczytania 2 ustaw: prawo prasowe oraz o pracownikach samorządowych. Pierwsza z ustaw pochodzi z 1984 roku a druga z 1990. Jak więc Państwo widzą, mieli panowie starostowie szmat czasu na zapoznanie się z ustawami, w których jasno określono co można robić a czego nie można.

Powiem więcej! Mówiłem panu wicestaroście Pawłowi Niedźwiedziowi, że ich decyzja jest w świetle prawa nielegalna w każdym calu. Ale była to mowa „dziada do obrazu” i panowie uparcie i zatwardziale tkwili w błędzie. A ja, gdy widzę, że komuś mózg zasklepił się na wiedzę odpuszczam sobie edukowanie pacjenta poprzez łagodną perswazję i przechodzę do polityki pałki z dodatkami. Jest to jedyna recepta na głupotę i poczucie nieomylności, które słabe charaktery łapią niczym bakterie po dopadnięciu do koryta władzy. Im wówczas wydaje się, że ich widzimisię staje się prawem, bo im się tak podoba. I z taką właśnie sytuacją mieliśmy – mam nadzieję, że bezpowrotnie – w kwestii uzurpacji sobie panów starostów wyłączności do informowania mediów.

C.d.n.

wtorek, 27 grudnia 2011

Na własnym garnuszku


 W budżecie powiatu wydatki na ogólnie pojętą oświatę pochłaniają ogromne kwoty. Na rok 2012 w budżecie powiatu, przy pozycji: „oświata i wychowanie” widnieje kwota 11.641.189 zł., co stanowi pomad 28% budżetu. Dla porównania na utrzymanie i remonty dróg powiatowych i wojewódzkich przewidziano kwotę ok. 1,3 mln zł, to jest ok. 3% budżetu.

Oświata jest przedsięwzięciem kosztownym a subwencja oświatowa, która przekazywana jest z budżetu państwa w naszych – i nie tylko naszych – realiach absolutnie nie starcza na wypełnianie zadań postawionych przed oświatą. Budżet powiatu, co roku staje przed problemem skąd wziąć pieniądze, by pokryć wydatki związane z oświatą. Dramat zaczyna się zazwyczaj już w październiku.

Są jednak placówki oświatowe, które dają sobie nieźle radę z tym problemem i nie są w całości na garnuszku chudego budżetu powiatu, ale sięgają po znaczące środki z zewnątrz.


Do takich placówek należy Centrum Kształcenia Praktycznego i Ustawicznego w Górze. Placówka zajmuje się kształceniem osób dorosłych, którzy z różnych powodów zakończyli swoją edukację zbyt wcześniej, albo też pragną podnieść swoje kwalifikacje zdobywając zawód, maturę lub kończąc kurs zdobywając nowy zawód.

Istotne w całej sprawie jest to, że spora pula pieniędzy przeznaczonych na kształcenie osób dorosłych mieszkających na terenie naszego powiatu pochodzi spoza naszego krótkiego niczym kołdra niemowlaka budżetu.

W roku 2010 CKPiU złożyło aplikację i uzyskało pieniądze na 3.letni program: „Kształcenie ustawiczne w powiecie górowskim”. Uzyskaną kwotę w wysokości 1,5 mln zł (kasa unijna) przeznaczono na podniesienie poziomu edukacji dla 100 słuchaczy.

W ramach tego projektu, którego realizacja obejmuje lata 2010 – 2013 ze zdobytych pieniędzy opłacano nie tylko płace nauczycieli, ale też inne wydatki. Słuchacze otrzymali za darmo podręczniki, gustowne torby na ich noszenie. Ponadto, co bardzo ważne, nie ponosili żadnych opłat związanych z nauką. Ponadto słuchacze korzystali z wielu darmowych kursów podnoszących ich kwalifikacje zawodowe. Przez program przewinęło się 170 osób, gdyż kształcenie dla dorosłych ma tę specyfikę, iż występuje tam duża rotacja uczestników, co spowodowane jest wieloma przyczynami.

W tym roku CKPiU ponownie złożyło wniosek na dofinansowanie kolejnych słuchaczy. I sztuka ta ponownie się udała. Projekt CKPiU zyskał akceptację i w chwili obecnej trwa targ o wysokość przyznanych środków. Wiadomo już, że na pewno nie będzie to kwota mniejsza niż 1.670 tys. zł. Być może tych środków będzie więcej, bo negocjacje trwają, a dyrektor CKPiU – Krzysztof Mielczarek należy do ludzi upartych, którzy byle czym się nie zadowalają.

Projekt na lata 2012 – 2015 zakłada, że rekrutacja obejmie 80 osób, ale z bezpłatnej formy zdobycia wykształcenia skorzysta 60. Te 60 osób zdobędzie zawód nic za to nie płacąc. Tak jak w poprzedniej edycji słuchacze otrzymają podręczniki i torby do ich noszenia. Będą darmowe kursy zawodowe, doradztwo zawodowe, kursy przygotowujące słuchaczy do egzaminów, kursy przedsiębiorczości. Ponadto słuchacze otrzymają zwrot kosztów dojazdu do szkoły, co nie jest bez znaczenia dla osób bezrobotnych.

A najważniejsze, co należy dobitnie podkreślić. Otrzymanie dofinansowania na kształcenie dorosłych odbywa się bez włożenia chociażby jednej złotówki z budżetu powiatu. Więcej! CKPiU ten budżet wzbogaca i to stopniu niemałym. Przypomnę tylko, że w PUP w Górze zarejestrowanych było na koniec listopada 2011 roku 968 bezrobotnych, którzy posiadali wykształcenie gimnazjalne i poniżej. Daje to 31% ogółu bezrobotnych zarejestrowanych w PUP. A przy tym wszystkim sięgniecie po te środki stwarza niepowtarzalną szansę dla młodzieży i dorosłych, których nie stać na czesne. To chyba jest w realizowanych przez CKUiP programach najważniejsze, bo wychodzące naprzeciw oczekiwaniom i dającym szansę tak wielu ludziom.

Udział w programie unijnym i związane z tym pieniądze zawdzięczamy ludziom pracującym w CKPiU. Znają oni naszą rzeczywistość oświatową i wiedzą, że jeżeli sami nie znajdą pieniędzy, to z budżetu powiatu mogą otrzymać jedynie jałmużnę, która nikomu służyć nie będzie. Mają przy tym świadomość misji i znają skalę problemu. Należy pogratulować dyrektorowi Krzysztofowi Mielczarkowi i jego ekipie zaangażowania i trudu włożonego a pozyskanie pieniędzy, które mają szanse odmienić życie tak wielu ludziom.

czwartek, 22 grudnia 2011

Ogólnie - byczo jest!

Jest faktem, że pan starosta Piotr Wołowicz zablokował dostęp do mojej i Adriana Grochowiaka bloga. W zasadzie mnie to nie dziwi, bo ten milimetrowego formatu człowiek i starosta został rozpieszczony do granic niemożliwości poprzez sterowane informacje o swoich rzekomych „osiągnięciach” w samorządzie gminnym. Proszę przyjrzeć się uważnie ostatniemu wydaniu wazelilny czyli „Przeglądu Górowskiego”. Pierwsza strona – pani burmistrz, Czwarta strona – tak samo. Na piątej, kolejnej, znowu pani burmistrz i już Czytelnika chwyta niestrawność. Szósta i siódma strona gazety naszego „Słońca” już bez „Gwiazdy Gminy”. Ale już na ósmej stronie powrót do stanu naturalnego. Pani burmistrz na fotce. O! Na stronie dziewiątej jest i „Cenzor XXI wieku”, czcigodny pan starosta Piotr Wołowicz. Później kilka stron spokoju, chociaż bez informacji. Jakieś tam ble, ble. Na stronie 12 powiatowe nieszczęście, czyli pan starosta Piotr Wołowicz ze swoim zastępcą (w zasadzie dwa. Tekst towarzyszący zdjęciu tak denny, jak osoba na fotce.
Miłym akcentem pracy twórczej, cierpiących na ból egzystencjalny autorów „Przeglądu Górowskiego” jest także, powszechnie szerzące się zawłaszczanie cudzej pracy, widoczne w tym „periodyku samorządowym” na ostatniej sportowej stronie. Niestety nie jest pierwszy raz. Zdjęcia mojego autorstwa (bez podpisu wskazującego autora) ukazują się w tym nieodrodnym dziecku wazeliny od kilku lat. I to pomimo, iż ostatnio zwracałem uwagę jednej z redaktorek, że nie wskazują autora zdjęcia. Wykazując się pedagogiczną błyskotliwością pani redaktor stwierdziła, że zdjęcie wykonuje osoba … na nim uwieczniona. Jan Dwornik rozdwojony! A to się zdziwi! A wszystkie te bzdety z pieniędzy podatników. Takie cuda na patyku mamy!

Wróćmy jednak do rzeczy, czyli blokady stron internetowych, muszę podziękować panu staroście, bo z takim hukiem reklamy jeszcze mi nikt nie zrobił. Po za tym bardzo lubię starostę Piotra Wołowicza, który uosabia wszystko, co najlepsze w Platformie, jej dynamizm, intelekt, przebojowość oraz rozmach rządzenia.

Naprawdę powiat nigdy nie był lepiej rządzony, niż w czasach rządów poprzednich starostów obojga płci. Pan starosta przejdzie dzięki mnie do historii, ale nigdy nie dorośnie, co stwierdzam z ubolewaniem, do swojej poprzedniczki, która, jaka była, taka była, ale przerasta go pod każdym względem.

Nie jest winą Pana starosty, że jest, jaki jest. Pan Bóg go chyba nie kocha, bo gdyby kochał, to rozumu by wlał w mózg i chamisko nie trzaskałoby drzwiami przed Adrianem Grochowiakiem, od którego starosta może się wiele nauczyć, ale mniej niż od Danuty Rzepieli - mózgu koalicji. W trakcie korepetycji u Danuty Rzepieli jest pan wicestarosta Paweł Niedzwiedź, którego widziano, jak zakupywał trzy zeszyty formatu A4 na cenne uwagi swojej wysublimowanej intelektualnie korepetytorki. Ołówki i kredki zakupił mu (podobno!) burmistrz Stuczyk, a na gumkę, ale tę do ścierania literek, złożyła się cała koalicja!
Reasumując, stwierdzić należy, że pan starosta wcielił się w rolę lichego Don Kichota. Podobno jednak nie jest to jego winą, bo źródeł cenzorskich ciągotek należy szukać we wczesnym niemowlęctwie. Podobno pan starosta był przewijany w pieluszki pochodzące z zapasów Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, który mieścił się przy ulicy Mysiej 2 w Warszawie. No i stąd bierze mu się taka miłość do wolności słowa, która umyka jego możliwością kontroli.

Ja bym nawet to zrozumiał, gdyby pan starosta dokonał, pełniąc swój urząd, czegoś znaczącego. Ale niestety, nie dokonał niczego. Acha, zablokował stronę Kanalii. To sukces!

Dziwi mnie jednak postawa wicestarosty Pawła Niedźwiedzia, który przyzwalając na to ośmiesza się nie mniej niż pan starosta. Apeluję do mieszkańców gminy Wąsosz, by zwrócili panu wicestaroście uwagę, iż nie powinien być tylko dodatkiem do nieudacznego pana starosty. To Państwo oddali na niego ponad 700 głosów po to, by znalazł się on pod papciem pana starosty? Ja rozumiem, że Danuta Rzepiela jest Waszą zemstą na powiecie, ale żeby jeszcze Paweł Niedźwiedź starał się jej dorównać?! Ja Państwu powiem, że on nawet nie stara się rządzić. W starostwie rządzą panowie: Chaos, Przypadek i Byle Do Jutra. A chyba nie po to wybieraliście Pawła Niedźwiedzia do Rady Powiatu?! On już robi się tragiczny! Dzisiaj uciekał przede mną! A ile razy mnie oszukał?! (o tym Państwu napiszę!).A First jest beznadziejny pod każdym względem. Przedwczoraj spieprzał przed dziennikarzem Radia Wrocław. Ot, i macie wąsoszanie swoich „przedstawicieli!”

I tak mniej więcej wygląda nasza rzeczywistość pod rządami PO. Fakt, że jest wesoło, bo jest o czym pisać. Ale jak długo można strzyc te same barany?!

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Świąteczne zakupy w KESH

Obietnice nie płoną!

9 grudnia minęła pierwsza rocznica objęcia władzy przez starostę Piotra Wołowicza z Platformy Obywatelskiej. Poniżej program PO z ubiegłorocznych wyborów samorządowych, dzięki któremu ta zwyciężyła (tak głosi ich linia oficjalna!) w wyborach. Państwo sobie poczytają a jutro przeanalizujemy efekty rocznej działalności PO w samorządzie powiatowym, uwydatnimy sukcesy (po przeczytaniu programu PO Państwo sami zauważą, kto z kogo robi wałacha!) i zastanowimy się nad rzeczywistym stanem samorządu powiatowego. 

Świąteczne zakupy w KESH

Jak w czeskim filmie!

Charakterystyczną cechą tzw. „rządów” obecnego Zarządu Powiatu jest rażąca i dla ludzi myślących widoczna niekonsekwencja. Dowód na potwierdzenie tego faktu, którego nie należy już wiązać z domniemaniami, czy też tezami lub hipotezami wymagającymi przeprowadzenia badań, znajdziemy na stronach internetowych starostwa. Wystarczy wrócić do uchwały Rady Powiatu, na mocy której pogrzebano ideę powołania muzeum.

3 października Zarząd Powiatu przedstawił Radzie Powiatu projekt uchwały nr X/64/11, który uchylał uchwałę Rady Powiatu dotyczącą utworzenia Muzeum Ziemi Górowskiej w Górze (w budynku po PUP; ul. Podwale). Do uchwały dołączone zostało uzasadnienie, w którym zawarto wizję dalszych losów tego ślicznego budynku. Fragment uchwały odnoszący się do losów „pałacyku” przy ulicy Podwale poniżej.

Radni przyjęli uchwałę ukatrupiając ideę muzeum. Zarząd przekonywał, że los budynku jest zabezpieczony, gdyż po wydzierżawieniu budynku: „będzie uwzględniona konieczność przeprowadzenia remontu obiektu przez dzierżawcę z możliwością odzyskiwania przez niego nakładów podnoszących trwale wartość udynku w umownym zmniejszeniu stawki czynszu.”

A później jest jeszcze bardziej optymistycznie, jeżeli idzie o przyszłość budynku przy ulicy Podwale 24: „Rozwiązanie to spowoduje, że budynek będzie nadal składnikiem majątku powiatu, zostanie wyremontowany bez nakładów ze strony powiatu oraz przyniesie dochody z czynszu i zmniejszy koszty eksploatacyjne, które w chwili obecnej powiat ponosi.”

Jakże słuszna idea! A jaka dalekowzroczna! Dla porządku jedynie przypomnę, iż od złożenia tej górnolotnej deklaracji do ogłoszenia przetargu na wynajem (a nie dzierżawę, ja zapewniano radnych) minęło 71 dni, podczas upływu których nadal ponosiliśmy wspomniane „koszty eksploatacyjne”.

Biorąc jednak pod uwagę fakt, iż prędkość decyzyjna pana starosty (niestety!) Piotra Wołowicza, stanowi średnią arytmetyczną prędkości rozwijanych przez żółwia i ślimaka, te 71 dni i tak napawają optymizmem.

Tu muszę Państwu zdradzić, iż pan starosta Piotr Wołowicz – jak powiadał dzisiaj lud – poniósł ostatniej nocy ciężką i bolesną stratę. Otóż uciekł mu ukochany żółw o ślicznym imieniu „Donek”. Pan starosta po zauważeniu ucieczki „Donka” ruszył w pościg, ale tej nocy żółw był w lepszej formie od naszego pana starosty, któremu udało się jedynie zmniejszyć dystans pomiędzy niesfornym uciekinierem a nim do stu metrów. Potem dystans zwiększał się nieustannie na korzyć uciekiniera „Donka”.
Ale powtarzam, to prosty lud tak prawi, a ja specjalistą od klechd ludowych nie jestem, ale dla zaspokojenia ciekawości Państwa takie pogłoski muszę zapisywać.

A teraz niech Państwo spojrzą na tekst ogłoszenia o wynajmie(!) (z 13 grudnia 2011 roku), a nie dzierżawie (!), budynku przy ulicy Podwale 24. Gdzie tam mamy warunki, o postawieniu których mowa była w uzasadnieniu do uchwały z 3 października 2011 r?

I tak to, niczym słoma z butów wyłazi brak konsekwencji pana starosty Piotra Wołowicza oraz całego Zarządu.

Informowałem Państwa, że pan starosta Piotr Wołowicz postanowił, że zamiast muzeum będzie „kółko historyczne”, jak to celnie ktoś ten niemądry, ale na miarę starosty, pomysł nazwał. Ale tu również oczekuje Państwa niespodzianka! Proszę przygotować się na to, że pan starosta ma mnóstwo pomysłów, które po ich dogłębnej analizie są tylko ich żałosnymi erzacami.

Zamiast muzeum pan starosta proponuje dwie rzeczy. Jedna z nich nosi nazwę Pracownia Historii Powiatu Górowskiego, która: rozpocznie funkcjonowanie w Powiatowym Centrum Doskonalenie Nauczycieli i Poradnictwa Psychologiczno – Pedagogicznego w Górze (pl. B. Chrobrego 27). Taki zapis zawarto w uchwale, o której Państwu wspomniałem we wcześniejszej części tego posta.

Z kolei w protokole nr 42 z 1 grudnia br. czytamy: „Naczelnik Wydziału Oświaty, Kultury, Sportu i Promocji złożył wniosek o wyrażenie zgody na utworzenie w PCDNiPP - P w Górze z dniem 1 stycznia 2011r., Pracowni Historii Ziemi Górowskiej.”

Drobna – pozornie - różnica polega na użyciu dwóch słów. Albo ograniczamy się do „ziemi górowskiej”, albo robimy muzeum powiatowe. I jak Państwo widzą, tu też nie ma decyzji i konsekwencji, bo i pomyślunku brak. Ot, rzuca się hasełko i potem samemu zapomina, o czym się mówiło. A już widzę, jak Wąsosz pieje z zachwytu, że ziemię wąsoską pan starosta anektował, jako nierozłączną część ziemi górowskiej. To jakiś współczesny anschlus! Apelowałbym o wyczucie, chociaż wiem, że na próżno.

Ponadto niespodziewanie dla wszystkich zmienia się siedziba pracowni. Zamiast przy Placu Chrobrego ma ona mieścić się w internacie, którego wygląd raczej do mocnych, promocyjnych stron nie należy. Oczywiście, o swoich pomysłach pan starosta Piotr Wołowicz nie raczył poinformować społecznego gremium, które o utworzenie muzeum zabiegało. Zapewne ten brak konsultacji wynikał z wszechwiedzy pana starosty lub przekonania, że każdy będzie się z nim zgadzał z tego powodu, iż jest on starostą (wcale niepotrzebnie!).

I proszę zauważyć, jak na drodze jednej sprawy do załatwienia pan starosta i Zarząd Powiatu pozostawiają ogromną ilość skórek od banana. I jeszcze mają do mnie pretensję, że się na nich ślizgają i tłuką wrażliwą część ciała. A ja tylko sobie siedzę i liczę te skórki o zastanawiam się, po której jeździe bez głowy i „trzymanki” skręcą sobie karki. A może trzeba zapobiec nieszczęściu?

Świąteczne zakupy w KESH

Czarna rozpacz

W listopadzie bezrobocie na terenie powiatu górowskiego powiększyło się o 26 osób w stosunku do października i wynosiło 3128 osób zarejestrowanych w PUP.

Wskaźnik bezrobocia dla naszego powiatu w październiku wyniósł wg wrocławskich statystyków 25,3%. Wyższy wskaźnik (25,4%) odnotowano w naszym województwie jedynie w powiecie złotoryjskim. Jesteśmy więc w niechlubnej i bolesnej dla dotkniętych bezrobociem czołówce naszego województwa. Średnia dla naszego województwa wynosiła w październiku 12,0%.

Na koniec listopada 2010 roku w powiecie górowskim zarejestrowanych było 3106 bezrobotnych a wskaźnik bezrobocia w skali naszego województwa wynosił dla naszego powiatu 26,2%. Wówczas mieliśmy najwyższy poziom bezrobocia pośród powiatów Dolnego Śląska, jeżeli przypomnienie tego faktu kogoś pocieszy.

Na 3128 bezrobotnych 1778 stanowią kobiety. Większość bezrobotnych – 1921 osób zamieszkuje w miejscowościach wiejskich. Bezrobotne kobiety stanowią aż 58,2% ogółu bezrobotnych zamieszkałych w miejscowościach wiejskich.


W listopadzie PUP zarejestrował 314 osób, które utraciły pracę. W tej liczbie było 262 osoby, które dotąd pracowały i stały się bezrobotnymi po raz kolejny. 52 osoby znalazły się w ewidencji PUP po raz pierwszy a 20 osób utraciło pracę z winy pracodawcy. Kolejne 55 osób nabyły status bezrobotnego po raz pierwszy.

W tym samym miesiącu z ewidencji PUP wyłączono 288 osób. 130 bezrobotnym udało się znaleźć pracę, 121 osób nie potwierdziło gotowości do podjęcia pracy, 4 odmówiły przyjęcia złożonej im oferty zatrudnienia a 20 bezrobotnych dobrowolnie zrzekło się tego statusu.

Warto zauważyć, iż nasz PUP nie oferuje bezrobotnym prac interwencyjnych i robót publicznych, gdyż nie otrzymało na to środków z ministerstwa pracy, w związku z oszczędnościami.

W gminie Góra bezrobocie spadło o 2 osoby i wyniosło na koniec listopada 1810 osób. W tym samym okresie ubiegłego roku w gminie Góra było 1700 bezrobotnych, co świadczy o tym, iż w ciągu ostatnich 12 miesięcy rynek pracy w naszej gminie bardzo znacznie się skurczył. Proszę zauważyć, iż wciąż martwa jest głośna strefa ekonomiczna (obecnie zwana „chabaziową” ze względu na liczną roślinność występującą w roli niepowtarzalnego ekosystemu) a obiecane inwestycje mają rozpocząć się tam dopiero w IV kwartale 2012 roku. Trzeba powiedzieć, że przez kilka ostatnich lat sytuacja na rynku pracy w naszej gminie systematycznie się pogarsza. W gminie Góra na 1810 bezrobotnych zasiłek przysługuje 306 osobom, czyli 17,45%.

Wyższe w stosunku do listopada roku ubiegłego jest także bezrobocie w gminie Jemielno. W listopadzie 2010 wynosiło ono 305 osób a w omawianym okresie wyniosło 312 osób. Prawo do zasiłku przysługuje tam 46 bezrobotnym (14,7%).

Wyższe bezrobocie niż rok temu odnotowano również w gminie Niechlów. Wówczas z terenu tej gminy pochodziło 440 bezrobotnych a obecnie PUP odnotował ich o 24 więcej. Prawo do zasiłku posiada w gminie Niechlów 13,8% bezrobotnych (64).

Jedynie w gminie Wąsosz można z satysfakcją odnotować spadek bezrobocia stosunku rok do roku. W listopadzie 2010 było tam 563 bezrobotnych a obecnie jest ich 542. Również największy procent bezrobotnych, którym przysługuje prawo do zasiłku mieszka w tej gminie – 107 osób. 19,7% bezrobotnych z terenu gminy Wąsosz ma prawo do zasiłku.

W skali powiatu na 3128 bezrobotnych prawo do zasiłku przysługuje 523 bezrobotnym (16,8%).

piątek, 16 grudnia 2011

Świąteczne zakupy w KESH

Nieudolność i bezsilność

1 grudnia odbyło się posiedzenie Zarządu Powiatu, który obradował w składzie: Piotr Wołowicz (starosta), Marek Hołtra, Paweł Niedźwiedź (wicestarosta), Piotr First. Ponadto w posiedzeniu uczestniczyli: Przewodniczący Rady Powiatu – Zbigniew Józefiak (na zaproszenie pana starosty), skarbnik – Wiesław Pospiech, sekretarz starostwa – Elżbieta Kwiatkowska. Poniżej dwie interesujące informacje wybrane spośród omawianych.

„Przedstawiona została uchwała w sprawie wynajmu nieruchomości położonej w Górze przy ul. Podwale nr 24.Przedmiotowa nieruchomość, to była siedziba Powiatowego Urzędu Pracy w Górze. Zarząd Powiatu postanawia ogłosić przetarg pisemny nieograniczony na wynajem nieruchomości. Przewodniczący Rady Powiatu zwrócił się z prośbą o wyjaśnienie, na jaki okres wynajmuje się nieruchomość i dlaczego postanawia się wynająć a nie dzierżawić.

Starosta wyjaśnił, iż szczegółowe warunki zostaną określone w ogłoszeniu o przetargu. Skarbnik wyjaśnił, iż zastosowanie formy wynajmu jest korzystniejsze niż dzierżawa, bowiem najem od dzierżawy różni się zakresem uprawnień najemcy, który może tylko używać rzeczy, podczas gdy dzierżawcy przysługuje ponadto prawo pobierania przynoszących przez rzecz pożytków. Do uchwały nie wniesiono uwag”.

Na stronie internetowej starostwa znajdujemy ogłoszenie o przetargu na ten budynek. Ale jest ono jakieś dziwne. Proszę zwrócić uwagę na zwrot: „Wartość szacunkowa netto 335,00 zł”.

Zamieszczone jest tam również ogłoszenie o przetargu na wynajem. Są tam podane kwoty wynajmu za 1 m kwadratowy oraz inne warunki dla potencjalnego najemcy. I jakbyśmy nie liczyli, to w żadnym wypadku nie można było napisać, że„Wartość szacunkowa netto 335 zł”. Budynek ma powierzchnię 366 m kw., którą chce się wynająć za „nie mniej niż 12,52 zł miesięcznie z 1 m kw.”. 

Skąd więc owo 335 zł netto? A z niechlujstwa pospolitego, które za rządów obecnego starosty pana Piotra Wołowicza stało się przodującą ideologią panującą w starostwie. Ale taka ideologia, jaki jej twórca. Proszę przy tym zauważyć, że budynek po PUP stał sobie przez ponad rok nieudolnego rządów tego Zarządu, by dopiero po licznych ponagleniach, monitach, symbolicznych kopach ogłoszony został przetarg na jego wynajem. To też symbol tych żałosnych i szkodliwych dla samorządu powiatowego rządów pana starosty Piotra Wołowicza.

Omawiano też taką oto kwestię.

„Naczelnik Wydziału Oświaty, Kultury, Sportu i Promocji (naczelnik Sławomir Bączewski) złożył wniosek o wyrażenie zgody na utworzenie w PCDNiPP-P w Górze z dniem 1 stycznia 2011r., Pracowni Historii Ziemi Górowskiej, na zatwierdzenie celów i zadań Pracowni, która będzie działać w sferze edukacji, kultury i dziedzictwa narodowego:
-prowadzenie edukacji regionalnej,
-prowadzenie działalności wydawniczej i wystawienniczej,
-gromadzenie i udostępnianie informacji o zabytkach, ich stanie i znaczeniu dla regionu,
-gromadzenie materiałów związanych z historią regionu,
-upowszechnianie wiedzy o ochronie dziedzictwa narodowego,
-prowadzenie internetowej witryny poświęconej historii Ziemi Górowskiej,
-inne działania, które staną się w przyszłości podstawą do utworzenia Muzeum Ziemi Górowskiej
oraz na wyrażenie zgody na zatrudnienie w fazie wstępnej organizacji Pracowni nauczyciela - konsultanta w wymiarze 1/4 etatu. Obsługa Pracowni winna odbywać się w ramach posiadanych środków finansowych. Podjęcie decyzji przełożono na następne posiedzenie Zarządu”.

Proszę zwrócić uwagę na zwrot: „Podjęcie decyzji przełożono na następne posiedzenie Zarządu”. Żeby tylko członkowie Zarządu nie dostali krzywicy kręgosłupa od pochylaniem się nad problemem utworzenia kółka historycznego, którego pomysłodawcą jest pan starosta Piotr Wołowicz. Przypomnę tylko, że 9 grudnia minął rok od tego nieszczęsnego wyboru (od początku byłem przeciw, bo wiedziałem, że będzie z tego nieszczęście) pana Piotra Wołowicza na starostę, który w swoim programie działania nie mówił o kółku historycznym, ale o prawdziwym muzeum. Przypomnę ten fragment sławetnej mowy – trawy z 9 grudnia 2010 roku.

„Są też sprawy, które ciągną się od jakiegoś czasu, nie zostały dokończone a też chcielibyśmy żeby zostały sprecyzowane jeśli chodzi o faktyczne koszty, faktyczny harmonogram realizacji tych spraw, mówię tutaj przede wszystkim o Muzeum, to jest jednostka, która dla pewnej tożsamości Powiatu, mieszkańców tego Powiatu, musi istnieć, ale musimy rozmawiać jak ona ma wyglądać docelowo, żebyśmy nie zapędzili się w jakiś niepotrzebny róg, który później będzie przynosił nam więcej problemów niż korzyści jakie planowaliśmy na początku”. 

Jak wiec Państwo widzicie wówczas nowo wybrany starosta (co za nieszczęście!) nie wspominał nic o swoim autorskim pomyśle „kółka historycznego”, ale prawił banały o „tożsamości” i nie wspomniał, że tożsamość będzie budował w oparciu o tak marny pomysł, ale godny pana starosty, jakim jest tworzenie tego co chce stworzyć, tyle, że sam nie wie biedaczyna, jak to ma w praniu wyglądać. W zasadzie pan starosta podczepił się niby rzep psiego ogona już wówczas, gdy powiedział o pomyśle muzeum: "który później będzie przynosił nam więcej problemów niż korzyści jakie planowaliśmy na początku."  


Jakoś sobie nie przypominam, by pan starosta będąc wiceburmistrzem (tak, mógł nadal trzymać się rąbka spódnicy pani burmistrz i nieźle by na tym wyszedł) uczestniczył w pracach nad koncepcją utworzenia muzeum. Może i był na jakimś spotkaniu, ale na szczęście nie gdakał. Może być też i tak, że gdakał, ale tego nie zakonotowałem w pamięci, bo wówczas nic nie znaczył, na szczęście dla gminy. Będąc wiceburmistrzem pełnił tę funkcję raczej honorowo. Szkoda, że tak nie pozostało. 


W zasadzie, to nasz ukochany pan starosta za wiele nie wie, chociaż starannie ten fakt stara się ukrywać przed publiką, ale jak już zacznie gdakać, to okazuje się, że nie zapowiada to znoszenia zdrowych i świeżych jaj, ale zbuków. Tak więc gdakanie pana starosty pogarsza jego wizerunek, bo niczego odkrywczego i świeżego nie wnosi. Dodam tu jeszcze, że szmal z Wrocławia dzięki znajomościom pana starosty miał płynąć do nas strugą szeroką i nieprzerwaną. A tymczasem szmal płynie na konto pana starosty, który bezprzedmiotowo gdacze ku uciesze publiki. I to za jaką sutą wypłatę!

Świąteczne zakupy w KESH

Po prostu bełkot

Ciąg dalszy zapisu z posiedzenia Komisji Spraw Publicznych i Drogownictwa, która obradowała 30 listopada 2010 roku. 


Radny Grzegorz Aleksander Trojanek: 

„Patrzę na budżet w tym węższym zakresie. Jutro jest komisja oświaty i tam będziemy ten zakres oświatowy rozważać. Natomiast dzisiaj ja się chciałem skupić nad działaniami dotyczącymi transportu i łączności. Powiem szczerze, że chciałbym uzyskać jakąś informację na temat: co oprócz utrzymania, bieżącego i letniego dróg będzie poza tym. Czy jest przewidziana jakaś nowa inwestycja drogowa związana z włączeniem mostu w Ciechanowie w tę sieć dróg naszego powiatu. Czy będą jakieś środki? Czy będzie jakaś inwestycja z tym związana np., obwodnica odciążająca miasto. Nie widzę w projekcie budżetu żadnej inwestycji, np. schetynówki. Czy w związku z tym coś jest planowane?"

Starosta Piotr Wołowicz: 

„Może zacznę od końca. Generalnie w transporcie jak gdyby, w całym dziale i w tych tematach, o których pan wspominał, w tym roku, jak tu jest napisane w planie, projekcie budżetu, są przewidziane środki na bieżące działania związane z drogami. Nie ma tam żadnych inwestycji. To jest spowodowane przede wszystkim brakiem środków nawet na wkład własny, to jak gdyby podstawa. 

Druga rzecz to jest taka, że to, co w tej chwili jest najbardziej popularne i najłatwiej możliwe do otrzymania dofinansowania to jest ten program Narodowy Program Przebudowy dróg Lokalnych, tzw. „schetynówek, działa jak gdyby z rocznym wyprzedzeniem, czyli jeżeli chcielibyśmy coś robić w 2012 roku należało wniosek złożyć i mieć całą dokumentację w 2011 roku. Termin składania jest do 30 września. Akurat w tym roku tak się złożyło, że faktycznie ze względu na zmianę sposobu dofinansowania, czyli nie tak, jak było do tej pory czyli 50 na 50, tylko 30 na 70, wkład własny samorządów miałby wynosić 70 procent a dofinansowanie tylko 30 procent, tych wniosków nie było tak dużo jak poprzednio. Właściwie wszyscy ci, którzy złożyli wnioski zgodnie z procedurą otrzymali te pieniądze. Myśmy nie składali w tym roku z dwóch powodów, bo nawet te 30 procent, ten wkład własny, w tym budżecie byłby bardzo trudny do zabezpieczenia, gdzie to jest tylko i wyłącznie po rozliczeniu taka proporcja, ale tę kwotę, by przystąpić do realizacji inwestycji należało zabezpieczyć już na początku. 

No i drugi temat, to jest taki, że nie mieliśmy przygotowanej dokumentacji na taką budowę drogi powiatowej, którą można by złożyć. W tej chwili w 2011 roku w budżecie, w powiecie, realizowana jest inwestycja, dokumentacja na modernizację drogi Siciny – Witoszyce – Chróścina do skrzyżowania, i jak gdyby ta droga wpisuje się w ten program, chyba najlepiej ze wszystkich dróg, które są na terenie powiatu górowskiego. Ale mówię, to jest temat przygotowania tej inwestycji po to, żeby złożyć w niosek w przyszłym roku, na rok 2013, oczywiście pod warunkiem, że znajdą się środki w budżecie na zabezpieczenie własnego wkładu do tej inwestycji. Dokumentacja od początku była tak zaplanowana, by inwestycję można było realizować etapami. Wiadomo, że cały odcinek drogi ciężko będzie sfinansować w całości i to jest zadanie, które jest szykowane, ewentualnie, pod przyszłe wnioski w ramach tego programu, pod warunkiem oczywiście, że będzie finansowanie jakieś rozsądne, że coś się zmieni w tej sytuacji, że w drugą stronę, bo obecnie jest to niekorzystne dla samorządów, ale gdzieś tam pojawiają się na, na Zarządach Związku Powiatów Polskich i różnych stanowiskach takich instytucji, które mają wpływa, które współpracują w tej komisji trójstronnej rządu i samorządu terytorialnego i opiniują te wszystkie projekty uchwał, żeby je zmienić w sposób zarówno finansowania tych inwestycji, ale też zmienić warunki, czyli jak gdyby bardziej preferować drogi, które na przykład są niszczone poprzez żwirownie, kamieniołomy, takie rzeczy, których w żaden inny sposób nie da się otrzymać kosztów zniszczenia tych dróg, żeby te drogi w pierwszym rzędzie jak gdyby preferować. Ale są to, jak mówię, projekty. My robimy tą inwestycję, projekt na modernizację tej drogi, właśnie pod kątem, żeby ewentualnie w przyszłości, żeby z tych, które już są wiadome, czyli z tych „schetynówek”, albo które ewentualnie wejdą można było skorzystać.

Natomiast jeżeli chodzi o drogi do mostu, dojazdowe, to to w większości to są drogi wojewódzkie. A właściwie, to cały przejazd już istniejących dróg i ewentualnie planowanych, to są drogi, które są w ramach zadania Urzędu Marszałkowskiego, województwa. I tak jak pewno Państwo wiecie, część była już w ramach projektu mostu czyli te najbliżej łącznie z rondem i drogą dojazdową na sam most, to one są w tej chwili już realizowane, rondo jest już prawie gotowe. Natomiast pozostałe części, no to zostało zrobione już w tamtym roku, ta modernizacja tego odcinka Stara Góra – Luboszyce z wyłączeniem Osetna. Teraz na etapie wyboru oferenta jest Osetno do wykonania, mała obwodnica przez Osetno. Są prace przygotowawcze do Irządzy i Luboszyc, ominięcie tych dwóch miejscowości, i są prace przygotowywane do wytyczenia trzech propozycji dla ominięcia Góry. To jest na etapie już przygotowywania, czyli wszelkie oceny przebiegu tej trasy. Natomiast kiedy to będzie wykonywane, no to wiadomo, przecież takiej dużej inwestycji nie zrealizuje się od razu. To jest kwestia przynajmniej trzech lat, jak nie więcej. 

Z tego co wiem Dolnośląska Służba Dróg i Kolei czyli jednostka zajmująca się transportem w imieniu Zarządu Województwa też w tej chwili analizuje możliwość wybudowania takiego łącznika, który wcześniej był planowany, jako tzw. „mała obwodnica” Góry, czyli przy wyjeździe na Jastrzębie, zaraz za działkami w lewo, przed Starą Górą, czyli omijając jak gdyby to centrum Góry, Starogórska, Głogowska, ten największy problem. I też są na etapie, w tej chwili właśnie, przygotowywania jakiegoś takiego rozwiązania tymczasowego, być może zostanie wprowadzone, może zrealizują jeszcze w przyszłym roku. Ale to jest mówię, tylko i wyłącznie rozwiązanie na zasadzie rozwiązania problemu częściowego, to nie rozwiązuje problemu objazdu Góry. Patrząc na perspektywę, to myślę, że Osetno jest możliwe w przyszłym roku, czyli jak gdyby łączy się z oddaniem mostu. Natomiast te wszystkie pozostałe objazdy, to jest kwestia dwóch, trzech lat. To jest dobra perspektywa, bo już w tamtym roku marszałek mówił, że jak chodzi o duże inwestycje, to tylko i wyłącznie wchodzi w grę finansowanie w ramach nowej perspektywy, czyli 2013 – 2021, tej unijnej. Tak to wygląda, jeżeli chodzi o ten transport.

Natomiast jeżeli chodzi tym generalnie całym założeniu w budżecie tutaj, to co mówił pan radny Stanisławski tutaj, brak jest wykazania tych dodatkowych środków, które ewentualnie wzmacniałyby budżet przez pozyskanie tych środków zewnętrznych, no to tak. Tutaj w tym budżecie, tym projekcie przynajmniej, nie ma tego, ale pewne rzeczy muszą, znaczy wymagają, jeżeli chodzi o to wszystko co się łączy z opieką społeczną, z DPS - em wymagają zmian pewnego rozporządzenia, o którym wszyscy wiemy, które funkcjonuje od 2000 roku, które powiat górowski umieścił w tym subregionie legnicko – polkowickim wyliczając średnią dochodu na mieszkańca tak wysoką, że właściwie my, od 10 lat nie kwalifikujemy się do żadnego programu PFRON. I to jest największy problem ciągnący się przez lata. I to jest największy problem, bo faktycznie minęło wiele rzeczy, które można było zrealizować, można było jakieś inwestycje przeprowadzić, ale to nie było robione ze względu na ten zapis. Po prostu część programów, część konkursów w ogóle nie dotyczyła naszego regionu ze względu na to. W tej chwili wysłaliśmy, właściwie rozmawiamy o tym od września, może teraz jak ta sytuacja trochę się usystematyzuje w Warszawie, będziemy dalej cisnąć żeby zmienić wreszcie to rozporządzenie, żebyśmy przeszli pod okręg milicko – trzebnicki, który korzysta z tych wszystkich środków od samego początku. I to jest punkt wyjścia do wszystkich inwestycji związanych z rehabilitacją i też częściowo też, co mamy już zapisane, czyli te te 90 tys. na nasz punkt. 

Oczywiście myśmy to zapisali do realizacji w projekcie budżetu, ale to jest z myślą, że może sfinansujemy to właśnie z tych środków PFRON, jeżeli uda się zmienić rozporządzenie i uda wpisać się wówczas w te konkursy, które PFRON ogłasza na tego typu zadanie, chociażby łamanie tych barier dla osób niepełnosprawnych, ale wiąże się to z rozbudową DPS – u, dalszą, wiąże się z samochodami, wymiana samochodów, nie tylko jeżeli chodzi o nasz powiat, ale też i gminy, bo i DPS – y, dzienny dom, to wszystko właśnie może być współfinansowane przez zmianę rozporządzenie, które tak ustawia nasz powiat a nie inaczej.

Natomiast inne rzeczy, to tak jak powiedziałem. Niestety, nie ma jak gdyby projektów do realizacji inwestycji, które byłyby gotowe, które tylko i wyłącznie by wymagały ewentualnego szukania źródła dofinansowania. Wszystko, to trzeba przygotować. Zrobiliśmy, robimy to z dokumentacją drogi, jeżeli będą perspektywy konkursu, w które powiat będzie się wpisywał, to takie zadanie chcielibyśmy realizować, chociaż poziom dochodów, możliwości, jest dosyć niewielki w tym budżecie, to ciężko to będzie robić, chyba, że rzeczywiście znajdą się takie projekty czy też takie programy, które będzie można realizować, tak jak chodzi o strażnice, która, no nie wiem, wymagała wkładu własnego, minimalny na zasadzie dokumentacji. Tam dokumentacja była wkładem własnym. Więc rzeczywiście, my jak gdyby jesteśmy skazani tylko i wyłącznie na takie pozyskiwanie środków. Wszędzie tam, gdzie wchodzi w grę wkład własny, albo nawet zabezpieczenie środków na poczet późniejszego refinansowania, to wszystko powoduje, że my nie mamy nawet możliwości finansowych.

Pan radny mówi o przyszłości, o szpitalu, no, ale ta przeszłość szpitala ona się tutaj kładzie na te możliwości. Bo gdybyśmy mieli 1,5 mln wolnych środków, które w tej chwili musimy na te zobowiązania SP ZOZ – u przeznaczać, to tu już by był jakiś manewr do działania związany chociażby z termomodernizacją szkół, oświaty czy też drogami, nawet z wkładem własnym. Mnożąc to razy dwa, to już są trzy miliony. I to akurat powoduje, że ten budżet tak wygląda i on jest właściwie napięty do możliwości dochodów z tym, że też myśmy tu założyli i takie w tym projekcie, taki poziom dochodów, jaki otrzymaliśmy od ministra w większości, wiadomo, że część, większość tych pieniędzy, to nie jest nasza część a reszta to są subwencje, dotacje i znaczone środki z założeniem, że przecież nie wiemy jak będzie, jaka jest sytuacja w kraju. Kto wie czy w połowie roku minister nie przyśle nam korekty do budżetu – umniejszy udział w podatkach. Tego nie wiemy. I tak to wygląda. Takie były podstawy przygotowania tego projektu.

Natomiast, co do szczegółów, jeżeli chodzi np. o to co jest takie najłatwiejsze do wychwycenia, czyli zmniejszenie środków na oświatę, zmniejszenie środków nawet na bieżące utrzymywanie dróg, no to wszystko wynika z tego, że musieliśmy zamknąć ten budżet po stronie wydatków tak samo jak po stronie dochodów. A budżet na 2011 rok zaczyna się kwotą 39 mln. Tak, że to tez jest w trakcie roku, różne rzeczy mogą się dziać. Ale oczywiście nie ulega wątpliwości, że jest on mniejszy. 

Natomiast, co do szczegółów, jeżeli chodzi np. o to, co jest takie najłatwiejsze do wychwycenia, czyli zmniejszenie środków na oświatę, zmniejszenie środków nawet na bieżące utrzymywanie dróg, no to wszystko wynika z tego, że musieliśmy zamknąć ten budżet po stronie wydatków tak samo jak po stronie dochodów. A budżet na 2011 rok zaczyna się kwotą 39 mln. Tak, że to tez jest w trakcie roku, różne rzeczy mogą się dziać. Ale oczywiście nie ulega wątpliwości, że jest on mniejszy”.

Mowa pana starosty zawiera 1593 wyrazy (a to jeszcze nie jest koniec!), po przeczytaniu których mają Państwo na pewno wrażenie, iż nie wiadomo o co w treści tego kazania chodziło. Proszę zauważyć mentorską nutę w wypowiedzi pana starosty, który tłumaczy radnym, w jaki sposób skonstruowany jest budżet powiatu! Aż dziw bierze, że taki tuz naszego samorządu jak Władysław Stanisławski na ten fakt nie zareagował.

Trzeba jednak rzecz całą nazwać po imieniu. Te 1593 wyrazy wypowiedziane przez pana starostę nie jest niczym innym niż bełkotem. I to bełkotem bliskim doskonałości. To jest przykład, jak nie mając nic konkretnego do powiedzenia mówi się dla samego mówienia. Proszę zauważyć, że gdyby tak odcedzić kartofelki, czyli fakty, od wody lanej potokami przez pana starostę, to cała mowa pana starosty zawarłaby się w góra 500 słowach! Pan starosta ma jednak jakąś kompromitująca go osobiście tendencję do gdakania niczym kura. Z tą jednak różnicą, że kura nasila swoje gdakanie przed złożeniem jajka. Natomiast pan starosta gdacze, ale jajka nie znosi.

I w tym miejscu muszę przeprosić panią byłą starostę Beatę Ponę. Krytykowałem ją za niespójność jej rozwlekłych mów. Nie mieściło mi się jednak w głowie, że ktoś może ją bić w tej dziedzinie na kilka długości! W dziedzinie bezprzedmiotowego mielenia jęzorem dzierży pan starosta palmę pierwszeństwa i chyba nie ma szans, by mu ją odebrać. 

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Świąteczne zakupy w KESH


Komisja dla koneserów

30 listopada obradowała moja – i kilku innych radnych – Komisja Spraw Publicznych i Drogownictwa. W obradach gremium uczestniczyli: przewodnicząca komisji – Danuta Rzepiela, członkowie: Jan Bondzior, Piotr First (zastępca Danuty Rzepieli), Władysław Stanisławski, Grzegorz Aleksander Trojanek – członkowie.
Oprócz tego w obradach brali udział: pan starosta Piotr Wołowicz oraz skarbnik powiatu – Wiesław Pospiech. Głównym tematem obrad komisji był projekt budżetu powiatu na rok 2012.

Posiedzenie zgodnie z regulaminem otworzyła przewodnicząca komisji – Danuta Rzepiela. W zaufaniu powiem Państwu, że zawsze z niecierpliwością i drżeniem serca oczekuję na obrady tego ciała Rady Powiatu. Przewodnicząca komisji – Danuta Rzepiela przyciąga moją uwagę swoim nieszablonowym prowadzeniem obrad, pomysłowością, zaskakującymi woltami. Przypomnę tylko, że radna Danuta Rzepiela z Wąsosza stanowi podporę rządzącej koalicji. W kuluarach mówi się nawet, że doradza regularnie panu wicestaroście Pawłowi Niedźwiedziowi, który – podobno – bardzo często kontaktuje się z radną, by przedyskutować najbardziej żywotne i strategiczne decyzje mające zapaść podczas spotkań koalicyjnych. Niektórzy powiadają też, że ze względu na zbliżony poziom intelektu i szerokość horyzontów myślowych sam pan starosta Piotr Wołowicz chętnie odwołuje się do szerokiej, głębokiej i rozległej wiedzy radnej Danuty Rzepieli. Podobno jest ona jednym z intelektualnych filarów rządzącej koalicji. Ba! Mówi się, że nawet jej mózgiem!

Tradycyjnie wszyscy w napięciu oczekiwali pierwszych słów czcigodnej przewodniczącej komisji. Mowa jej jest bowiem tak wysublimowana, iż należy wytężyć wszystkie zmysły. Czasami pięć posiadanych nie wystarcza by zrozumieć finezję mowy przewodniczącej Danuty Rzepieli i należy uruchomić szósty. Tego dnia przewodnicząca trochę zebranych skołowała, ale wszyscy się zorientowali, że był to tylko cwany wybieg oratorski mający zmylić ich czujność. Poniżej przytaczam wierny przykład krasomówczych talentów radnej Danuty Rzepieli (z Wąsosza).

„Witam wszystkich członków komisji spraw, przepraszam, bo się pogubiłam. Witam wszystkich członków komisji i przystępuję do porządku obrad. Zgodnie z uchwałą, dzisiaj mamy na posiedzeniu komisji analizę projektu budżetu powiatowego, powiatu górowskiego na rok 2012, przyjęcie planu pracy komisji na rok 2012 i sprawy różne. Czy są jakieś uwagi? Z budżetem się Państwo zapoznali, chyba nie muszę omawiać więc … . Zapoznaliście się Państwo z budżetem? Mają Państwo jakieś uwagi do budżetu? Jakieś wnioski czy możemy przyjąć posiedzenie takie, jakie jest? Nie widzę żadnych uwag, więc przegłosujmy taki porządek obrad, jaki jest. Kto jest za porządkiem obrad to rękę do góry. Jednogłośnie, wszyscy. Ktoś się wstrzymał? Nie! Przeciw też nie ma. Jeżeli są jakieś uwagi do wprowadzenia zmian w porządku obrad, to prosimy przegłosować. Nie ma. Teraz, jeżeli macie Państwo jakieś uwagi do budżetu, ale nie słyszę, na rok 2012. Proszę, każdy może się wypowie”.

Radny Władysław Stanisławski: „Najpierw niech nam może się zaprezentują, bo tutaj nie wiemy jak to wyszło”.

Przewodnicząca Danuta Rzepiela: „No to pan …, chciałam oddać …, może macie jakieś dodatkowe pytania. Teraz oddaję Panu głos (wskazanie na skarbnika)”.

Skarbnik omówił projekt uchwały budżetowej na rok 2012.

Władysław Stanisławski: „Pani przewodnicząca. Ja myślę, że pan skarbnik osiągnął szczyt umiejętności czy też posiadł szczyt umiejętności omijania budżetu na rok 2012. Zaczął mówić o budżecie na rok 2011 a nie na rok 2012. A my byśmy tak chcieli i oczekiwali, by poznać ten budżet na rok 2012. Usłyszeć chcieliśmy np., że na szkoły jest mniej, na co innego mniej o tyle a tyle. Nie chcę zresztą tak globalnie krytykować, ale budżet jest stagnacyjny. Nie ma w nim dynamiki wzrostu, wzrostu nie ma. Jeżeli 65 mln z tego roku porównamy do 41 mln przewidywanych na rok przyszły, to widać to.

Oczywiście w tych 65 mln zł jest 22 mln z Banku Gospodarstwa Krajowego (pieniądze z tytułu udziału w palnie B częściowego oddłużenie naszego SP ZOZ). To wszyscy wiemy, ale to mimo wszystko, po odjęciu, pokazuje, że ten budżet na rok 2012 jest niższy i chcielibyśmy, by pan skarbnik przybliżył nam ten budżet na 2012, bo patrząc choćby na niektóre szkoły widzę, że różnica w wydatkach na te jednostki jest znacznie niższa w 2012 niż po korekcie budżetu w roku 2011. I to sporo się różni.

Gdyby pan skarbnik zatrzymał się na tych rzeczach byłbym wdzięczny. Inwestycje, to już nie będę mówił, że mogą porazić, ale w tę drugą stronę. Myślę, że powinniśmy trochę zdopingować Zarząd, by zdobywał środki gdzie tylko się da. Oczywiście tam tylko, gdzie jest to możliwe. Ja nigdy nie powiedziałem, że to trzeba robić na siłę. Ale proszę Państwa, mnie posądzano tam o coś i mówiono, że mam umoczone ręce w strażnicy. Mnie to akurat krzywdzi, ale chcę powiedzieć, że nie interesuje mnie, co kto mówi, bo jakoś tak dziwnie ani NIK, ani prokuratura mnie nie ściga. Nie ma za co ścigać z tego co ja wiem. Jeżeli ktoś uważa, że 10 czy 11 milionów na strażnicę przyszło nam samo i nie zdobyliśmy tych środków, że nie trzeba było po nie jeździć, chodzić, prosić, po prostu mocno i rzetelnie się o nie starać, to jest po prostu w błędzie. Po to, by środki na strażnicę dostać jeździliśmy, ja osobiście też.

Być może niepotrzebnie się angażowałem osobiście w to, ale … w pewnym momencie wyleczył mnie pan Robert z tego i powiedziałem, że są do tego ludzie powołani i powinni to robić. Nie mniej jednak te pieniądze zdobyliśmy i muszę Państwu powiedzieć jedną rzecz tutaj oficjalnie, że gdybyśmy wiedzieli – jeszcze raz mówię, nie popieram, nie popieram! – defraudacji czy naciągania lub zapłaty za to, co nie zostało zrobione, jak zrobił pan Dutkowiak. Zresztą, panie starosto, pan się przekona. Pan Dutkowiak zrobił to nie po raz pierwszy, bo na innej inwestycji pan Dutkowiak też sobie pozwolił na przefakturowanie, tyle tylko, że to wówczas uszło mu płazem. I chyba spróbował raz jeszcze, a ta inwestycja była dużo więcej warta. Nie mniej jednak ja nie żałuję tego, że my ściągnęliśmy te pieniądze i pozyskaliśmy je, ale nie odpowiadam za rozliczenie inwestycji i proszę to rozdzielić. To są dwie różne sprawy.

Zostały zdobyte pieniądze na most w Pobielu czy za Pobielem, tj. około 1,5 mln złotych, jednak środki na remont budynku przy ulicy Poznańskiej też były, dwie transze, i też je zdobyliśmy. Chcę Państwu powiedzieć, bo dzisiaj jakoś tak NFZ ustawił się bokiem, że na początku poprzedniej kadencji jeździliśmy z panią starostą do NFZ i pan skarbnik chyba potwierdzi, że w lipcu bądź czerwcu 2007 udało się nam załatwić problem nadwykonań szpitala. Zapłacono wówczas za wszystkie nadwykonania w szpitalu. Pojechaliśmy, przedstawiliśmy i wywalczyliśmy to, co się nam należało. I dlatego chciałby prosić, bo tyle tylko mogę zrobić, by uaktywnić działania w celu pozyskiwania środków z różnych źródeł. Ja nie chcę powiedzieć, że tego się nie robi, ale być może trudno je dostać, bo taka jest sytuacja w kraju, ale chcielibyśmy też coś na ten temat usłyszeć, to może poczulibyśmy się trochę bardziej spokojni. Nie ukrywam, że i my musieliśmy walczyć z Chemeko – System. To się wlecze, to nie jest tylko bolączka obecnego Zarządu. Nie wiem jak długo to będzie trwało.

Myślę, że kiedyś panu Mazulewiczowi mówiłem, że im szybciej wejdziemy w program B, jeżeli byśmy byli jednymi z pierwszych składających wniosek, to urzędnicy – przepraszam, że o nich tak mówię – nie wymyślaliby kolejnych, dodatkowych barier, dokumentów do składania, nie odwlekali w czasie przyznania środków. Byłoby tak, że ci pierwsi, którzy by weszli otrzymaliby dość szybko pieniądze. To by nam też życie ułatwiło i zmniejszyło samą obsługę długu. Ale upierano się.

Ja już nie chcę wracać do początków tamtej kadencji, gdzie mieliśmy pielęgniarki i lekarzy, co tydzień na sali obrad. Nawet w wolne soboty. Ja nie przeczę, że nie mieliśmy obowiązku tego zrobić. Tak, mieliśmy. Dziwnym zbiegiem okoliczności tam wszyscy tam jakoś cicho siedzą, poza jednym wystąpieniem pielęgniarek wszyscy ucichli. Ja się mogę domyślać, jak to funkcjonowało i dlaczego. Ale nigdy nie słyszałem od pana starosty, by pan starosta sobie przypisał, że te pieniądze z planu B były pana zasługą. Plan B był zrealizowany w poprzedniej kadencji i mógł nas objąć zdecydowanie szybciej. Naprawdę. Opór materii był tak ogromny … . A teraz?

A teraz panie starosto powiem w ten sposób: to już od was zależy i od Rady Nadzorczej, czyli właściciela spółki, co z tym Państwo zrobią. Ja mam różne pomysły, i to są moje pomysły. Ja nikogo – broń Boże – nie chcę obrazić, ale wówczas nie wolno nam było podjąć takiej decyzji, że sprzedamy to i kto inny prowadzi służbę zdrowia. Wówczas tych 22 milionów byśmy nie otrzymali i całość zadłużenia runęłaby na powiat. Teraz, kiedy je otrzymaliśmy i jest to spółka można różne warianty rozpatrywać. Nie musi to funkcjonować wyłącznie jako spółka, której jedynym właścicielem jest starostwo. Być może znajdzie się inwestor strategiczny, który wykupi część udziałów a być może możliwy jest inny wariant. Teraz tych możliwości wielu manewrów jest sporo. Chciałbym tylko prosić panie starosto, bo ja jednak wierzę, że dojdziecie do jakiegoś consensusu, żeby nie nakręcić spirali kredytów, by świadczyć usługi jest nieporozumieniem. Będziemy popełniać błędy, które już zrobiliśmy. Dziękuję.”

Radny Grzegorz Aleksander Trojanek: „Patrzę na budżet w tym węższym zakresie ...


C.d.n.

Świąteczne zakupy w KESH

No, to idą święta!

W sobotnie popołudnie przed przykościelnym placu w Starej Górze rozpoczął się niezwykły o tej porze ruch i gwar. To do akcji wkroczyli mieszkańcy wsi – i nie tylko – by po raz szósty z kolei zbudować, i to od podstaw, szopkę bożonarodzeniową. Stara Góra kultywuje tę piękną tradycję, co powoduje, że w Wigilię trudno znaleźć jest miejsce, by zaparkować samochód. Mieszkańcy Góry i okolicznych miejscowości tego cudownego wieczoru licznie odwiedzają Starą Górę właśnie z powodu „żywej szopy”, która szczególnie cieszy dzieci. Zanim jednak będzie można nacieszyć swoje oczy widokiem „żywej szopy” a zmysły niezwykłą atmosferą trzeba przedmiot podziwu stworzyć.

Jak co roku „żywa szopa” powstaje od podstaw. Tajemnicą sołtysa Waldemara Bartkowiaka pozostanie źródło, w którym zaopatruje się materiały budowlane. Pytany o hurtownię sołtys Bartkowiak zaczerpnął wody ze szklanki i trzymał ją w ustach tak długo aż się nie oddaliłem.

Co roku sołtysowi Starej Góry towarzyszy nieomal ta sama ekipa budowniczych. W tym roku szopkę oprócz sołtys stawiali: Tadeusz Żmiejewski, Robert Kurzawa, Bartek Grochowiak, Edward Baranowski. By być sprawiedliwym trzeba też wspomnieć o pomocy Maćka Żmiejewskiego (syna Tadusza) i jego kolegi Wojtka Kosiuby przy wznoszeniu szopki. Być może to oni w przyszłości będą budowali kolejne szopki bożonarodzeniowe, gdy starszym zabraknie sił i ochoty.

Na placu budowy widać było, że ekipa jest zgrana. Każdy wiedział, co robić i jak to zrobić. Nie było chaosu, ale systematyczna o dobrze zorganizowana praca. Minuty i kwadranse mijały a konstrukcja nabierała wyrazistości i kształtów. Było co prawda pomiędzy budowniczymi drobne różnice zdań, ale dotyczyły one zmian w szczegółach konstrukcyjnych zmierzających do tego, by obiekt był bardziej estetyczny i wzbudzający większy podziw. Robota szła raźno i można było odnieść wrażenie, iż budowniczowie mogliby żywą szopę” postawić z zamkniętymi oczami. Zapewnione było bezpieczeństwo budowniczych i ratownik medyczny Edward Baranowski ze smutkiem stwierdził na koniec, iż nie ma żadnego palca ze wskazaniem do opatrunku ani też rozciętej głowy, którą skleiłby swojej własnej roboty miksturą o nazwie: „Edward – Glu”. Spory wygrywał ten z budowniczych, który miał w ręku cięższy argument. I tak młotek przebijała siekiera, siekierę zaś łopata, ale argumentem nie do przebicia zawsze dysponował ten, kto miał piłę spalinową.

Gdzieś około 20,00 konstrukcja stała i pyszniła się w bladej poświacie księżyca. Dzieło zostało nieomal ukończone. Sołtys Waldemar Bartkowiak obszedł budowlę i z aprobatą kiwnął głową. To był znak, iż nadszedł czas na spożycie zasłużonego posiłku. Były więc kiełbaski pieczone na ognisku, coca – cola, był też ta, no, jak tam jej?! No …?! A zresztą, to już było.

W tym roku w Wigilię ponownie setki osób odwiedzą Starą Górę, by chociaż przez chwilę być tak blisko tradycji. Rada Sołecka serdecznie zaprasza wszystkich. Jak zwykle będzie mleko z miodem, herbata z rumem, pierniki. Zdradzę Państwu, ale tylko, że będzie nieco inaczej niż było w altach ubiegłych. Zdradziłbym więcej, ale sołtys zabrał do domu piłę spalinową. 

Tadeusz Żmiejewski
Robert Kurzawa
Sołtys Waldemar Bartkowiak i Robert Kurzawa
Robert Kurzawa, Waldemar Bartkowiak, Stanisław Banaszkiewicz
Maciek Żmiejewski

 Wojtek Kosiuba
 
Bartek Grochowiak
Sołtys zapędzajcy gwoździa
Nikt nie robi nic oprócz dobrego wrażenia
Jak się podeprze, to raczej nie runie
Przekąsimy ?!
Nie wychodzić przed władzę!
Nocny strażnik Starej Góry

piątek, 9 grudnia 2011

Świąteczne zakupy w KESH

Plac ukrytych idei

 Zauważyli Państwo jak wiele placów zabaw powstało na terenie naszego miasta i całej gminy w ostatnich latach, a dokładnie pod rządami naszej pani burmistrz Ireny Krzyszkiewicz. Wiele z tych miejsc szalonej rozrywki dla dzieciaków widzieli Państwo na własne oczy, toteż ich walorów nie będę tutaj opisywał. Są jednak takie place uciech, których Państwo jeszcze nie zdążyli zobaczyć, bo np. oddalone są od głównych arterii komunikacyjnych i przez to skryte dla oczu. I wcale niepotrzebnie! Są one równie urocze i interesujące pod kątem ich przydatności, jako materiału do mojej skromnej twórczości.

Plac zabaw przy budynku socjalnym jest mało znany. A jest bardzo interesujący pod względem rozwiązań, które powodują, iż należy na jego konstrukcję spojrzeć jak na obiekt o najwyższej funkcjonalności i przystępności.

Spójrzmy na huśtawkę. Malkontent i mierny krytyk poczynań pani burmistrz warknie nieprzyjaźnie: plac zabaw i tylko jedna huśtawka?! O malkontencie bez wyobraźni! Jest jedna, bo taki jest wyższy zamysł. Zamysł ów niesie z sobą twórczy, boski pierwiastek edukacyjny.

Wyobraźmy sobie sytuację, że w budynku socjalnym mieszka np. dziesięcioro dzieci. I pech tak chce, że akurat połowa z nich chce się pohuśtać. Państwo powiedzą, że będzie draka, awantura, dzieci będą płakać, kłócić się. A ja odpowiem, że to brednie. Wyjście z sytuacji jest bardzo proste. Wróci się do tradycji. Tak! Założy się zeszyt i będzie zapisywało w kolejce do huśtawki. Jasiu od 8 do 8,15. Filip od 8,15 do 8,30, itd. A później od nowa. I w ten sposób dzieci będą się, po pierwsze, socjalizowały, po drugie – poznają tradycje zapisów kolejkowych czyli wzbogacą swoją wiedzę o historii najnowszej Polski, po trzecie – nauczą się karności, poczucia bezpowrotnie upływającego czasu i nabiorą wprawy w pisaniu.

Jak więc Państwo widzą korzyści z obecności tylko jednej huśtawki na placu zabaw są ogromne. Tym bardziej więc należy docenić niedużą wielkość placu zabaw w stosunku do ogromnych korzyści, które wyniosą dzieci z tego powodu.

Przypatrzmy się wielofunkcyjności kolejnego elementu wyposażenia placu zabaw. Jest nim ławeczka. Na pozór skromna i jedyna. Rzec można ławeczka – sierotka. Ale i tu radziłbym się malkontentom zastanowić nim wykrzykną: jedna, krótka ławeczka na cały plac zabaw?!

I znowu powiem, iż nie mają miary w krytyce i wyobraźni. Dzieci mają biegać, rozwijać swoje umiejętności psychomotoryczne, hasać, skakać, dokazywać a nie siedzieć na ławeczce a wtedy jeden Bóg wie, co tam kombinują pod małymi główkami. A może spiskują, który w przyszłości zostanie burmistrzem?! Jedna ławeczka jest akurat! Bo biegając, hasając i dokazując dziatwa wzmacnia mięśnie, nabiera sił i rumieńców, rozwija płuca (pamiętam, jak kiedyś wierzono, że płacz dziecku nie szkodzi, bo podobno rozwija płuca. Teraz nasz świat samorządowy doszedł do zgoła innych wniosków i jak radny płacze, to by ukoić jego płacz daje się pociotkowi, synowi, córeczce radnego pracę. I niech ktoś powie, że nie idziemy do przodu?!).

A jak już naprawdę się zmęczy a ławka – sierotka będzie zajęta przez pożyteczne babcie mające emerytury, to dzieci siądą sobie na ziemi, mając jak widać na zdjęciu, bezpośredni kontakt z Matką Ziemią. To daje walor ekologiczny. Ponadto dziecko poznaje, że Matka Ziemia jest przyjazna również dla tych, którym nie starcza miejsca na ławeczce. A więc widzą Państwo, że i umieszczeni pojedynczej ławeczki jest głęboko przemyślane i ma sens, który dopiero ja przed Państwem odkryłem.

Przejdźmy Szanowni Państwo do trzeciego elementu wyposażenia placu zabaw. Jest nim drewniany wigwam. I znowu słyszę narzekania ludzi małych: a ileż dzieci zmieści się w takim wigwamie?! I dlaczego przypomina on kopiec na ziemniak?! A ja odpowiem tak: to nie jest wigwam dla wszystkich. To jest wigwam dla jednostki o charakterze przywódczym, która go zaanektuje i rządzić będzie podwórkiem i placem zabaw. W tym wigwamie wyrośnie nowe pokolenie przywódców PO. Tam rządziło będzie: „prawo i pięść” (stawiam na przewagę drugiego elementu). W ten sposób, w ogniu zmagań o pierwszeństwo do zasiadania w wigwamie poznamy następcę Donalda Tuska. Ten wigwam jest twórczym wkładem górowskiej Platformy w tworzenie jej kuźni kadr. I nie zdziwiłbym się, gdyby to właśnie tam znalazła się dyrekcja ich partyjnej szkoły dla działaczy. Jacy działacze – taka dyrekcja.

Zarzut, iż wigwam przypomina kopiec na ziemniaki jest równie nietrafiony. Taka a nie inna konstrukcja wynika z faktu, iż budynek socjalny nie ma piwnic. Wobec powyższego w okresie zimowym będzie można tam zakopcować ziemniaki, brukiew, buraki, czarną rzepę i inne produkty podstawowej, w tym przypadku, potrzeby.

Jest jeszcze jeden element wystroju placu zabaw. To jest tablica informacyjna. Państwo z łatwością zauważą, iż ostrzega ona przed wchodzeniem na elementy placu zabaw, których na nich nie ma. I już słyszę śmiech i kpiny! Hola, hola! A pomyśleliście o wychowawczej i mobilizującej roli tej tablicy? No bo gdzie są takie urządzenia na placach zabaw, jak pokazane na tablicy? A w lepszych dzielnicach, gdzie place zabaw stawiane są bez tak głębokiej myśli, jak ten przy budynku socjalnym. Proszę zauważyć, że tamte, rzekomo bogatsze place zabaw, nie są w stanie tak twórczo motywować dzieci! To jedna sprawa. Druga to taka, że gdy dziecko zobaczy taka tablicę, to zrozumie, że jak chce, by jego dzieci bawiły się na podobno lepszym i bogatszym w urządzenia placu zabaw, to trzeba się zabrać do nauki. Wszak nie każde dziecko musi mieć plac zabaw zmuszający do myślenia? Nieprawdaż?

Te cztery stałe elementy wyposażenia placu zbaw przy budynku socjalnym, jak Państwo widzą, stanowią rzecz godną najwyższego podziwu. I ja go nie kryję. Nie ukrywam uznania dla naszych władz za nowatorskie rozwiązania, ich głębię i nieszablonowość. To naprawdę godne podziwu a po moich policzkach płyną łzy najgłębszego wzruszenie na myśl o ideowych treściach zawartych na tak niewielu metrach kwadratowych.

Są jeszcze dwa elementy placu zbaw, ale obawiam się, iż należą one do wyposażenie nietrwałego lub – mówiąc bardziej obrazowo – sezonowego. Chodzi mi tutaj o te urocze, wprost romantyczne bajorka połyskujące tajemniczo w promieniach jesiennego słońca. Człowiek złej woli powie: nie ma odwodnienia! Skandal! A ja spokojni odpowiem, że nie ma racji. Deszcz jest stałym elementem pogody, a jak pada, to wiadomo - mokro musi być! To raz. Dwa, to to, że na razie basenu krytego nie będzie. A powierzchnia tych bajorek nie jest zbyt wielka. Można więc je przykryć folią podpartą na żerdziach, do bajorka włożyć dwie grzałki po 1000 W każda i już jest mini basenik z podgrzewaną woda na dni słoty i pluchy. Widzicie krytycy? Trochę wyobraźni a i bajorka są przyjazne, zagospodarowane i wykorzystane. A inny jeszcze pomysł, to taki, że dziatwa będzie sobie brodzić w wodzie naśladując czaple, bociany, pelikany, co zbliży je do Matki Natury a i z wykładem na temat wodnego ptactwa rzecz całą połączyć można.

Kolejny niestały element wyposażenia placu zabaw stanowi gruz budowlany występujący w licznych kawałkach. Ten element ma walor poznawczy. Dzięki jego występowaniu dziatwa będzie wiedziała, że do życia na placu zbaw, tak jak do samego życia pojętego ogólnie, trzeba mieć twardy łeb. Tak samo zresztą twardy, jak do poznania niezwykłych walorów tego wprost niewiarygodnego placu zabaw zwierającego tak wiele ukrytych symboli i jeszcze nierozwiązanych tajemnic i znaczeń. Z idei tego placu można czytać jak z księgi filozoficznej, która po każdym czytaniu odkrywa przed Czytelnikiem wciąż nowe znaczenia i myśli. Ten plac zabaw jest na miarę XXI wielu, jest żywym dowodem na postępujący rozwój naszego samorządu gminnego. Sądzę, że powinniśmy już dzisiaj zatroszczyć się zadbanie, by został on skansenem w przyszłości.

Oglądając ten plac zabaw jestem dumny z faktu bycia górowianinem. Bez dwóch zdań jestem dumny! Jak cholera!