piątek, 30 września 2011

Pastwisko czy rzeźnia?

Miałem się tu zająć panem Sto Trzydzieści Kilo, ale uzmysłowiono mi, że byłby to nadmiar zaszczytu dla tego pana, więc odpuszczę sobie opisywanie tego zjawiska. No, nie będę odbierał pracy psychiatrom.

Na ofiarnym ołtarzu położę dzisiaj naszego drogiego starostę Piotra Wołowicza.

W „Panoramie Leszczyńskiej” przeczytałem tekst pióra niezastąpionej Ani Machowskiej. Co prawda, droga pani Aniu, przesadziła cokolwiek z tym atakowaniem lokalnych samorządowców, ale ponieważ ładna i inteligentna jest, to jej po starej znajomości odpuszczę.

W artykule rozbawił mnie nasz ukochany starosta Piotr Wołowicz. Indagowany przez dziennikarkę na temat moich postów stwierdził: „Mam ważniejsze sprawy na głowie niż czytanie przestępców” – to o mnie, dla jasności – „odsiadujących wyrok w więzieniu”. Starosta zaklina się również, że „Nie czytam tekstów” – moich.

Smutno mi z tego powodu nie jest, bo akurat pan starosta nie znajduje się w pożądanej przeze mnie grupie czytelników mojego bloga. Mi chodzi mi o potencjalnych wyborców a nie gwiazdeczki jednego wyborczego sezonu oraz jednej kadencji. Kto wie zresztą czy pełnej?

Dla prawdy historycznej wspomnieć jednak należy, że bywały czasy, gdy pan Piotr Wołowicz łaknął mojego pisania niczym kot mleczka. Był wówczas wiceburmistrzem. Pamiętam (a gdy napisałem kiedyś nie taką kwotę przy którejś z licznych gminnych inwestycji, natychmiast (po godzinie czy po dwóch od publikacji) raczył dzwonić do mnie i prosić o sprostowanie.

Pamiętam też, jak kandydat na burmistrza i były burmistrz Tadeusz Wrotkowski powiesił swój bilboard koło bilboarda pana starosty. Napisałem wówczas post, po którego opublikowaniu bilboard T. Wrotkowskiego zniknął. Jak pan starosta się cieszył, jak dziecko, które zamiast klapsa, bo coś zbroiło, otrzymało nagrodę w postaci landrynki.

Tak, to stare czasy, z których jednak co nieco pamiętam. Zresztą, ja, który pamiętam jak skrzypy i paprocie w węgiel się zamieniały, miałbym historii sprzed kilku mgnień oka nie pamiętać?

Wracając do bilboardów, to słyszałem, że kandyduje z pozycji 14 sztachety Piotr Wołowicz zmajstrował sobie bilboard do spółki z kandydatem J. Dudą. Ciekawe dlaczego? Wszak nasz starosta wzrost ma słuszny, więc po co mu szczudła w postaci Dudy? Osiągnięć brakuje? Wykazać się nie ma czym? A może liczy na urodę J. Dudy? No nie wiem o co w tym chodzi, ale obiecuję, że dojdę.

Wracajmy jednak do rzeczy. Ja się absolutnie nie skarżę na słowa pana starosty. Ja go rozumiem. Jeżeli mam do kogoś pretensję o słowa pana starosty pod moim adresem, to tylko do siebie. I nie idzie tu o słowo „przestępca”.

Ja mam do siebie żal i pretensję o to, że oszczędzałem Piotra Wołowicza, gdy był wiceburmistrzem. Wówczas od wielu pracowników Urzędu Miasta i Gminy słyszałem, że on się nie sprawdza na tym stanowisku, ale puszczałem to mimo uszu, bo sądziłem, że zdominowany został przez dynamiczną szefową, a on w stosunku do niej jest nieco ślimakowaty.

Łuski z oczu spadły mi i wielu innym w godzinę próby, gdy nie był jeszcze starostą. Powiem tak! Drugie głosowanie w sprawie wyboru Jana Kalinowskiego na starostę zawdzięczamy właśnie Piotrowi Wołowiczowi. To wówczas zorientowano się, jak niewiele może i potrafi obecny starosta. Z Wrocławia to on potrafił nam tylko ściągnąć niewydarzonego prezesa spółki.

A teraz ma ochotę na posłowanie. Żenada! Na myśl mi tylko przychodzi w tej sytuacji takie skojarzenie z pewnym sympatycznym zwierzęciem, które mleko daje. Otóż każdy z posiadaczy samochodu wie, iż zwierzę to potrafi wyleźć na drogę, sterczeć tam i dumać: czy trwa po lewej stronie, czy też po prawej jest bardziej soczysta i smaczniejsza? I tak sterczy zwierzątko sobie i duma, a w tym czasie cywilizacja wali się w gruzy.

Dzieje się tak wówczas, gdy zwierzęta te nie są ogrodzone albo nie pilnuje się pastuszek.

Więc co dla naszego dobra pozostaje? Albo zagonić zwierzę na pastwisko, albo pozwolić sobie na stanie na drodze i tamowanie ruchu (a cywilizacja w gruzy niech się wali?!) Więc trzeba zagonić zwierzątko na pastwisko, by mleko nam dawało. Pastwisko nasze i żre za nasze. A jak jest krnąbrne? Wówczas do rzeźni oddać. Na rzeź.

środa, 28 września 2011

Zapieścić „Chwaścika”!

Muszę państwu powiedzieć, że czytając w internecie strony opisujące nasze lokalną rzeczywistość mam ubaw.

Weźmy takiego ulubieńca mieszkańców gminy Niechlów – radnego Marka „Chwaścika” Zagrobelnego. Ten ma tę zaletę charakteru, że wciąż na coś się uskarża. On wprost uwielbia sadomasochizm, szczególnie uprawiany publicznie.

I tak „Chwaścik” skarży się, że nie zaproszono go na dożynki w Niechlowie. Szlochając wyznaje: „Zająłem miejsce w trzecim rzędzie razem z mieszkańcami gminy, po przeciwnej stronie niż zaproszeni goście”.

Tu nie spisał się wójt Jan Głuszko. Można rzec, że wójt zwalił sprawę „po całości”. Wszak „Chwaścik” tuż po objęciu funkcji radnego powiatowego (błąd jak jasna cholera!) wysmażył do tegoż wójta pismo, że życzy sobie być zapraszany na wszystkie uroczystości i imprezy organizowane na terenie gminy rządzonej przez wójta Jana Głuszkę.

A tu taki despekt! Nie zaproszono! Posadzono między mieszkańcami i to w trzecim rzędzie.

A przecież radny „Chwaścik” zasługuje na więcej. On, patriota w 100 procentach, członek klubu „Gazety Polskiej” a co najważniejsze wielbiciel prezesa „Oberkartofla” winien dostać imienne zaproszenie i też pożreć za friko, na koszt społeczeństwa, co potępia, gdy zaproszenia takowego nie dostał.

Śmieszność radnego „Chwaścika” w jego skargach nie ma granic. A przy tym dopisuje mu wybiórczy brak pamięci. „Chwaścik” oburza się, że wójt Głuszko odseparował gości (starostę, burmistrza, członka zarządu województwa) od reszty uczestników dożynek i gościł ich osobno.

Ja się zgadzam z tym, że tzw. vipów nie należy hołubić i przy tego imprezach i mogą konsumować wraz z wyborcami dając dowód, że szanują ich nie tylko przed wyborami. Tak, to jest chore, śmieszne i nawet żenujące, ale wynika to z bizantyjskiego podejścia do władzy, która na co dzień swoich wyborców ma gdzieś.


„Chwaścik” musi jednak pamiętać o tym, że takie sytuacje mają miejsce w samorządzie powiatowym, którego jest (niestety!) członkiem. I jakoś „Chwaścik” się nie buntuje! Skleroza czy pamięć wybiórcza?

W dalszym ciągu wynaturzonych wynurzeń „Chwaścika” mamy już do czynienia ztypowym nieuctwem „prawdziwego patrioty” spod znaku „Oberkartofla”.

Oto wójt Jan Głuszko otrzymał medal Wincentego Witosa. A „Chwaścika” ogarnął „cichy śmiech i współczucie”, bo według „wiedzy” „Chwaścika” Witos był terrorystą! Tak! Tak twierdzi „patriota” „Chwaścik”. Podobno Witos kradł, oszukiwał, strzelał do policji itd. No włos się jeży od takiej „patriotycznej” historii w wykonaniu „Chwaścika”. Można rzec, że „Chwaścik” zna historię pod warunkiem, że uznamy, iż śpiew gawrona jest piękniejszy niż słowika.

Ja tylko przypomnę Państwu, że tenże „Chwaścik” nie wybrzydzał, gdy jego ukochana partia szła w koalicję z pewną zdechłą już partią. To było słuszne i „patriotyczne”, bo służyło pisowcom znajdującym się wówczas przy korycie. A już przy spożywaniu z tegoż koryta mało apetycznie mlaskali i wydawali inne dziwne dźwięki! I to często bardzo nieludzkie.

„Chwaścik” często też wpada w dołki, które sam pod sobą kopie. Oto ubolewał nad tym, iż jacyś anonimowi radni odwiedzają mnie. Pisał, iż to skandal na mairę ogólnopolską.

A tu niejaka Kempa z jego partii, nieformalna patronka sprawnych intelektualnie inaczej, poręczyła za szefa kiboli „Legii” – Starucha. No i mleczko się rozlało! I jakoś „Chwaścik” nie potępia Kempy! Legitymacji partyjnej nie rzuca! Oburzeniem moralnym nie pała!

Ale pisowcom można więcej ... „Prawdziwi patrioci” są „ponad prawem”! Bo to jest dla „Chwaścika” tzw. „polityka”. A dla mnie kurestwo!

Proszę zauważyć, że „Chwaścik” jest nadaktywny na polach pozasamorządowych. Jego ciągnie do „wielkiej polityki”, czyli kurestwa w krystalicznym wydaniu! Nie wie biedaczek jak ugryźć robotę w samorządzie, więc gryzie na oślep, często sam siebie.


Dzięki mnie ma jednak miejsce w historii. No, rozdział to nie będzie, ale w przypisie ma szansę zaistnieć. A przypis ten będzie brzmiał: „Marek Zagrobelny radny Rady Powiatu w latach 2010-2014”.

wtorek, 27 września 2011

Paluszek i główka – starosty wymówka

Rozgorzała dyskusja na temat utworzenia muzeum. Co prawda batalia o tę placówkę trwa od niemal 4 lat, to okazuje się, że na razie jest to tylko i wyłącznie bitwa na słowa.

Trzeba jednak pamiętać, iż w 2008 roku Rada Powiatu niemal jednogłośnie przyjęła uchwałę o utworzeniu muzeum ze wskazaniem pałacyku jako miejsca, gdzie ma się ta placówka mieścić.

Od tego czasu sprawy nie posunęły się ani o milimetr do przodu. Uchwała pozostaje w mocy, ale nie jest konsumowana.

W okresie wyborów do samorządu powiatowego (jesień 2010 r.) utworzenie muzeum znalazło się w programie Unii Górowian, której szef Zbigniew Józefiak był jednym z główny propagatorów tej idei. Warto też dodać, że pod społecznym projektem uchwały o utworzeniu muzeum podpisali się w 2008 r. radni: Marek Biernacki, Paweł Niedźwiedź, Jan Kalinowski, Marek Hołtra. Tych podpisów było więcej, chyba 7 radnych, o ile dobrze pamiętam. Wymieniam tylko tych, którzy ponownie otrzymali mandat.


Muzeum wpisała na wyborcze sztandary koalicja PO i Unii Górowian. Więcej? Jeżeli Państwo zaglądną do protokołu z sesji Rady Powiatu z 9 grudnia 2010 r., to przekonają się, iż w swoim exposee nowo wybrany starosta Piotr Wołowicz deklarował również utworzenie muzeum jako cel, do którego będzie dążył...

Przypominam o tym dlatego, iż wówczas jakoś starosta elekt nie zgłaszał co do zasadności utworzenia muzeum czy braku środków na funkcjonowanie tej placówki. Schody zaczęły się wraz z upływem czasu, bo to właśnie czas wskazywał najdobitniej, że wybrany tak nieopatrznie 9 grudnia 2010 r. starosta jest – ujmując rzecz delikatnie, by go nie urazić – mało kompatybilny z tym, czego powiat oczekuje,

Tradycyjnie zaczęto mówić o kosztach. Ten numer nie jest niczym nowym, ale trzeba przyznać, że i na tym polu odnotować można postęp.

W 2008 r. mówiono o kosztach ok. 1-1,5 mln zł Wysokość tej kwoty zależała też od tego, kto ją wymieniał. Pojawiła się nawet ekspertyza strażaków, że budynek wymaga praktycznie całkowitej przebudowy wnętrz, by mógł służyć dla celów muzealnych. Stronę społeczną ta ekspertyza nie zadowoliła i pojawiła się kontrekspertyza. Okazało się, że poprzednia ekspertyza była mocno na wyrost.

Obecnie również mówi się o kosztach. W „Fantazjach Górowskich”, tutejszym organie PiS, redaktor „Chwaścik” ogłasza, że koszt przystosowania pałacyku to 316 tys. zł Powołuje się przy tym na kosztorys zrobiony na życzenie Zarządu Powiatu. Ja Państwu uchylę rąbka tajemnicy w tej kwestii. W tym „kosztorysie” 10 metrów bieżących chodnika wiodącego do od ulicy pałacyku oszacowano na ok. 70 tys. zł. Nie żartuję! Ceny wzięto z najwyższego pułapu i założono przy tym, iż wykona się prace, których absolutnie wykonywać w tym obiekcie nie trzeba. To taki odwieczny numer władzy. I proszę przy tym zauważyć, że władza niby nowa a numery te same.

Strona społeczna inicjująca powstanie muzeum na takie numery jest już odporna. I tu również poproszono fachowców, ale od starosty niezależnych, o wydanie opinii w sprawie kosztorysu. Po zbadaniu urzędowego kosztorysu okazało się, że jest on zawyżony i realne jest wykonanie niezbędnych napraw i remontów za ok. 120 tys. zł.

W sierpniu inicjatorzy utworzenia muzeum oraz wicestarosta Paweł Niedźwiedź, przewodniczący Rady Powiatu Zbigniew Józefiak, szef Komisji Oświaty, Kultury i Sportu Grzegorz Aleksander Trojanek, dyrektor oświaty w starostwie Sławomir Bączewski odbyli wizję lokalną w pałacyku.

I cóż się okazało. Prawda pierwsza i okrutna. Pałacyk niszczeje. Są zacieki, bo nie ma kto naprawić rynny, uszczelnić balkonu. To znaczy teoretycznie gospodarz jest – starostwo, ale teoria teorią a praktyka dolce vita na samorządowych stronach kwitnie w powiecie jak kwitnęła. Więcej, pod nowym „gospodarzem” ma się dobrze jak nigdy dotąd.


A co my słyszymy? A starosta P. Wołowicz do sejmu się wybiera! A jaką miłość do „małej ojczyzny” poczuł w związku z kandydowaniem. Pałacyk to część tej małej ojczyzny a jakoś miłości kandydata nie doświadcza.

Kolejny argument przeciwko utworzenia muzeum - koszty utrzymania pałacyku. I proszę zauważyć, że nikt nie rzuca kwot. A sprawę zbadano u źródeł. Średni miesięczny koszt utrzymania pałacyku po okresie, gdy funkcjonował tam PUP, wynosił ok. 1000 zł. Tak jest a nie inaczej. Proszę przy tym pamiętać, że tam pracowało ok. 30 osób. A w muzeum w organizacji będą 2 lub 3 i to nie na pełnych etatach.

Pomysł starosty Wołowicza, by muzeum umieścić w budynku, gdzie znajduje się Powiatowy Zarząd Dróg, jest godny rozważenia, ale pod jednym warunkiem. Muzeum może się tam mieścić pod warunkiem, że Piotr Wołowicz swój gabinet przeniesie do Majówki. Ta nazwa bowiem najbardziej odpowiada stylowi zarządzania. A co? Wieczna „majówka”.

Pomysł przeniesienia PZD do Niechlowa szczególnie spodoba się tym wyborcom, którzy będą musieli tam zasuwać, by coś załatwić. Ale jak już idziemy na decentralizację, to po całości idźmy: starosta do Majówki, PZD do Niechlowa, Wydział Budownictwa na jakąś budowę wysłać itd.

Wracając do kosztów, i tu niespodzianka. Koszt utrzymania „stodółki”, w której mieści się PZD, jest taki sam jak pałacyku! To też sprawdzone i wyliczone. Tylko o tym się nie mówi,

Proszę mi powiedzieć, co to jest 1000 zł miesięcznie? Nic! Skąd je wziąć? A już dawno mówiono, że 4 członków Zarządu Powiatu to przesada. Trzech wystarczy, bo jak się przy 4 nic się nie robią, to można przy 3 walić lenia. A członek Zarządu kosztuje Państwa 1280 zł miesięcznie.

Radny „Chwaścik” jedząc z ręki Zarządowi w swojej pomysłowości na wspak postuluje, by jakieś izby pamięci urządzać w internacie. Też gospodarz całą gębą. Internat wymaga totalnego remontu. Państwo wiedzą, w jakim jest stanie tak śliczny pod względem architektonicznym budynek? Rzeczywiście, w tym stanie może być wizytówką powiatu jak radny „Chwaścik” lotnym radnym.

Radny „Chwaścik” również podnosi kwestię braków w kasie starostwa. A ja uważam, że starostwo ma kasy w bród! Jak stać było P. Wołowicza na zatrudnienie prezesa – spadochroniarza, jeżeli stać było starostę na zakup nowych mebli do gabinetu, to znaczy, że kasa jest! No bo jak to sobie inaczej tłumaczyć?

Ja tylko przypomnę i ujawnię, że w grudniu 2010 roku P. Wołowicz wygrał tylko o włos rywalizację na funkcję starosty tylko w jednej kategorii. Miał znać wpływowe osoby we Wrocławiu, skąd kasa miała do nas płynąć i wiele problemów w związku z tym miało być załatwionych. Okazuje się, ze znał Rykowskiego, ale w tym wypadku o wpływie kasy raczej nie można mówić. Tu w grę wchodzi niezły jej odpływ (pensja nieudacznego prezesa, utrata kontraktu na pogotowie). Okazało się, że to były słowa czcze i bez pokrycia.


Tak nawiasem mówiąc, ciekaw jestem jakie hasło będzie miał kandydat PO do sejmu P. Wołowicz. Jeżeli będzie to „Polska w budowie”, to sądzę, że można będzie po myślniku dodać: „Powiat w rozpierdusze!” Gorzkie? Wiem, ale prawdziwe.

czwartek, 15 września 2011

Ciągnie wilka do lasu

Porąbany radny Marek "Chwaścik" Zagrobelny ponownie raczył zająć się moją skromną osobą. Poświęcił mi uwagę na swoim żałosnym jak i on sam blogu oraz w niewydarzonym, chałturniczym wydawnictwie o mylnej nazwie "Fakty Górowskie".

"Chwaścik" rozkoszuje się niczym wytrawny sadaomasochista sytuacją, w której się znalazłem. On, dziecko politycznego szczęscia, które swoje dotychczasowe prawdy zawdzięczał partyjnej protekcji a nie umiejętności, wiedzy i inteligencji, stroi się w piórka człowieka zasad i norm moralnych. Ale jakoś, gdy jego ojczym załatwił mu pracę w agencji dzielącej dopłaty dla rolinków, nie przeszkadało mu to w przyjęciu fuchy. Znikły wówczas zasady moralne, gdy PiS podsunął mu koryto. Gdy załatwiono mu pracę w Głogowie, gdzie prezydentem miasta był człowiek związany z PiS, również przyjął go po lini partyjnej, bo przecież nie po intelektualnej, jakoś też nie wzdragał się, by wdeptać w prozaiczny gnój buty swoich niezwykłych standardów moralnych.

Oczywiście "Chwaścik" jest osobą w samorządzie niewiele znaczącą, bo i też nic twórczego do jego pracy nie wnosi. To nie ten kaliber, raczej koliberek.
Czytając wynurzenia "Chwaścika" zauważyłem jednak, że pobyt w samorządzie też nie służy naszemu bohaterowi.

Na swoim blogu napisał, że mnie nie czyta, ale jednak z moim blogiem polemizuje i próbuje taki stary ograny pis-owski numer wciskając Czytelnikowi. Sugeruje bowiem, że każdy kto mnie tutaj odwiedzi już jest podejrzany. A gdyby jeszcze okazało się, że odwiedzają mnie radni to już poprostu chryja na kraj cały.
Można się spytać: co "Chwaścika" niedoważonego i niewydarzonego odwiedza? Wszak to moja sprawa, kogo zapraszam i tych, którzy z tego zaproszenia korzystają.

Czy ja się zastanawiam z kim sypia małżonka "Chwaścika"? Albo z kim on spędza noce? Mniemam, że spędzają je razem. W modelu teoretycznym należy przyjąć takie założenie.
Niepokoi mnie jednak co innego. "Chwaścik" ma brudne myśli. Na swoim blogu docieka on m.in. czy tu gdzie jestem, można oglądać strony erotyczne?

A pamiętacie Państwo jak jego szef "Oberkartofel" twierdził, że inteligenci tylko chleją piwsko i oglądają strony porno? Pamiętacie!

Już wydała się tajemnica skąd prezes "Oberkartofel" powziął takie przypuszczenia. „Oberkartofel” musiał przyuważyć „Chwaścika” na tych gorszących czynnościach i stąd to się wzięło w świat. A swoją drogą to bardzo ciekawe, że „Chwaścika” tak strony erotyczne interesują? Może kiepski jest w tych klockach i poduczyć się pragnie? A może ma kompleks małego prącia i w ten sposób chce zrekompensować sobie ten feler? Któż to wie!?

A jeszcze ciekawsze jest to, że „Chwaścik” poddał analizie zawartość strony internetowej Zakładu Karnego w Rawiczu. Szukał na tych stronach informacji na temat oddziałów, które się tu znajdują. Czyżby już z góry wybierał się tutaj i zastanawiał się jaki rodzaj przestępstwa popełnić, by spędzić tu czas miło i przyjemnie?
To ja mu podpowiem, bo wygląda na to, że on porady u mnie szuka. „Chwaścik” już na dobrą sprawę podpada pod paragraf. On podszywa się pod kogoś innego niż jest. „Chwaścik” udaje, że jest ponętnym, subtelnym, eleganckim i uwodzącym łabędziem. A tym czasem jest szarą gęsią, której się tylko wydaje, że jest kimś kim nie jest.

Tyle że „Chwaśik” może powołać się na okoliczność łagodzącą – PiS. W tym towarzystwie wszystkim się wydaje, że są łabędziami, a nie głupimi gęsiami.

piątek, 2 września 2011

Muzealna farsa (i nie tylko)

Niestety, nie było mi dane uczestniczyć w piątek (13.08.2011 r.) w spotkaniu poświęconym finalizacji projektu utworzenia muzeum. Może i dobrze się stało, bo od początku twierdziłem (i twierdzę), że obecny Zarząd Powiatu przerasta każdy problem, który jest usytuowany powyżej krawężnika.

Co prawda obecny starosta deklarował w swoim przemówieniu tuż po wyborze na tę funkcję, że utworzenie muzeum jest dla niego i Zarządu priorytetem, ale to nie oznaczało (i ja w to ani przez moment nie wierzyłem), że muzeum powstanie. Od chwili powołania tego Zarządu wiadomym było, że jest on zwykłym niewypałem.
Starosta Piotr Wołowicz mówi co prawda, że muzeum powstanie, ale samowolnie zmienia jego lokalizację. Ma ono się znajdować w wyremontowanej stodółce, gdzie mieści się obecnie Powiatowy Zarząd Dróg. Przepiękny i naznaczony piętnem przeznaczenia na muzeum pałacyk po Powiatowym Zarządzie Dróg czeka zaś los budżetowej zapchajdziury.

Budżet ważna rzecz! Wszak ktoś musi opłacić np. pensję byłego już prezesa – spadochroniarza z woli starosty Piotra Rykowskiego. Wszak u nas nie jest przyjęte, że za błędne, głupie i nietrafne decyzje płaci się z własnej kieszeni.

A pamiętam jak piano z zachwytu nad prezesem – spadochroniarzem z woli starosty Piotra Wołowicza. „On ma przebicie w NFZ we Wrocławiu”, „to sprawny menadżer”, „ma ogromne doświadczenie” – zapewniano. A co się okazało? Że to szary wróbel, który dziobać co prawda potrafi, ale dla siebie.
A jak członek Zarządu Marek Hołtra optował za nim! Pojęcia Państwo nie mają. W jego oczach główną zaletą kandydata Rykowskiego było to, że … wywodzi się z rodziny farmaceutów!

Ja sobie absolutnie jaj nie robię, bo tak było! Wracając do radnego Hołtry, to ja muszę Państwu powiedzieć, że ten gość to ma tupet. Wysyła np. pisma do ludzi, w których obwieszcza im eksmisję bez wyroku sądu. Eksmisję na bruk! A takiej nasze lokalne prawo nie przewiduje, bo wciąż w mocy prawa jest uchwała Rady Miejskiej, która tego zakazuje. A lokale są komunalne.

A przy tych bandyckich eksmisjach odwala taki oto numer. Zainteresowanym mówi, że to … pani burmistrz mu nakazała. Inny popisowy numer tegoż pana jest taki. Sąsiedzi się gryzą, jak to sąsiedzi. Wkracza do akcji dyrektor z łaski pani burmistrz i godzi strony. Jednej ze zwaśnionych stron mówi, że jest po ich stronie i zrobiłby porządek, ale pani burmistrz (tu zawiesza głos i bezradnie rozkłada ręce), by za chwilę to samo powiedzieć drugiej stronie sąsiedzkiego sporu. I tak piecze dwa kasztany na jednym ogniu. Jeden kasztan to jego kandydatura na burmistrza i ten kasztan ma być ponętny, rumiany i pięknie opieczony, a drugi kasztan, czyli burmistrzyni po jakimś czasie będzie tylko przypalonym węgielkiem, mało apetycznym i nie cieszącym się wzięciem. Ale cel uświęca środki!

Powróćmy jednak do sprawy muzeum. To, co zamarzyło się staroście Wołowiczowi w tej kwestii nijak się ma do rzeczywistości. Wciąż obowiązuje uchwała Rady Powiatu mówiąca, iż siedzibą muzeum ma być pałacyk po PUP. Aby to zmienić,, należy uchylić te uchwałę. A trzeba Państwu pamiętać, że na to potrzeba 8 głosów. A tych koalicja nie ma!

Trzeba też pamiętać o tym, że nie wszyscy radni, którzy głosowali za utworzeniem w budynku po PUP muzeum, będą mieli swój głos za wiatr posiany. Tak, że cienko ja widzę spełnienie się płytkiej zachcianki starosty Wołowicza.

Zresztą starosta nasz (którym absolutnie być nie powinien) będzie miał teraz co innego na głowie. Jak Państwo wiecie na posła startuje. Jest 14 sztachetą w płocie (na sztachet 28). To raczej trzeciorzędny zaszczyt, bo 14 sztacheta, to raczej z tyłu posesji występuje. No, ale sztacheta nie musi być prima sort!
Szkoda tylko, że nie mogę towarzyszyć kampanii naszego starosty. A wsparłbym go całym swoim talentem! Niech zostanie posłem i robi za psuja na Wiejskiej a nie w powiecie. Gdyby tak dostał się do Sejmu, to w powiecie by się znacznie poprawiło. W Sejmie niekoniecznie.

W ogóle trzeba przyznać, że starosta Wołowicz jest dobry chłop, ale niepotrzebnie lazł na starostę. Jak był pod gustowną spódnicą pani burmistrz, to był akurat na miejscu. A tak wylazł spod spódnicy na przeciągi i okazało się, że do samodzielnego bytu jest niezdolny. Szkoda chłopa! Fakt, mamusi jest lżej, bo już nie musi się obawiać, że z winy zastępcy coś się zawali. Zresztą i tak musiała tyrać sama!

A w sprawie muzeum możemy spać spokojnie. Jak uczy doświadczenie, to u naszego starosty od zapowiedzi do czynu droga daleka jak z Ziemi na Proximę Centauri.

Starosta ma też inny problem na głowie. 30 sierpnia mija termin opracowania koalicyjnego harmonogramu działań. Koalicja w rozsypce, stołek zagrożony (pensja również) a pomysłu na rządzenie jak nie było, tak nie ma. Myśląca część współkoalicjantów ma już dość ruchów pozornych i deklamacji bez pokrycia. Dość braku decyzji i posunięć typu Rykowski. Wszyscy, którzy widzą to, co dzieje w starostwie, mają już pewność, że Wołowicz to nie jest to o co chodziło.
W starostwie zresztą ukuto takie oto powiedzenie: „Więcej jaj nosiła Pona w damskich spodniach niż Wołowicz w męskich”.