środa, 7 października 2015

Feler prawdy

Oto co udało się ustalić w sprawie rzekomego wyrażenia przez naszą panią burmistrz zgody na przyjęcie uchodźców. Treść korespondencji w tej sprawie nie powinna pozostawić najmniejszego pola do spekulacji dotyczących wyrażenia zgody przez burmistrz Irenę Krzyszkiewicz na przyjęcie przez naszą gminę owych mitycznych 70. uchodźców.


Proszę przy okazji zwrócić uwagę na nagłówek pisma. Pismo o przytoczonej powyżej treści otrzymali wszyscy stojący na czele samorządów w naszym województwie. 

Poniżej stanowisko burmistrz Ireny Krzyszkiewicz w tej sprawie. 


Burmistrz Góry - jak jasno wynika z pisma - wyraźnie określiła maksymalną liczbę uchodźców, którzy mogą liczyć na przyjęcie w naszej gminie. I to się pani burmistrz chwali. Wykazała tu zarówno humanitaryzm, jak też realną ocenę naszych możliwości. 

Czegoż to się jednak nie wymyśli, by powstał ferment w naszej lokalnej społeczności. Wczoraj jeden ze znaczących górowskich przedsiębiorców opowiadał mi, iż po dokonaniu pewnej inwestycji na terenie naszego miasta, miał kontrole będące wynikiem anonimów. I rzekł zdanie oddające mentalność pewnej niedużej grupy mieszkańców naszej gminy. A rzekł mi tak: "W naszym mieście wybaczy się wszystko, tylko nie sukces, który ktoś odniósł." I tej "bezinteresownej zazdrości" zawdzięcza swój żywot plotka o 70. uchodźcach, na których przyjęcie rzekomo zgodziła się burmistrz Irena Krzyszkiewicz. Prawdę widzą Państwo w zamieszczonej korespondencji. 

Trzeba jednak przyznać, że "sukcesem", swoistym "sukcesem", jest puszczenie takiej durnej plotki w obieg. Oczywiście, jest to plotka dla umysłów durnych i mało dociekliwych. Wszak można było ją zweryfikować dzwoniąc do gminy i żądając (tak, żądając!) informacji na ten temat. Ale prawda ma to do siebie, że zawsze przegrywa z tandetną sensacją. Bo prawda nie zwiera w sobie sensacji. I to jest feler prawdy. Prawda jest bowiem obiektywna.

"Docenione"

Otrzymałem e - maila:
Wraz z nim załączniki:
Bardzo dziękuję za zainteresowanie okazywane przez Czytelnika stanem technicznym obiektów, które stanowią własność wszystkich mieszkańców naszej gminy. To rzadki - niestety - wyraz troski o nasze wspólne dobro. Zazwyczaj bowiem jest tak, że oczy widzą, język krytykuje a występuje najzwyczajniejszy brak odwagi, by zwrócić uwagę osobom odpowiedzialnym w gminie za zły stan rzeczy. I to jest przypadłość i wada ogółu naszych mieszkańców, którzy narzekają na podatki, ale nie reagują na przejawy jaskrawej niegospodarności. Dobrze, że Autor e - maila wyłamuje się z tego schematu i słusznie zauważa, że lepiej wydać na naprawę rynny teraz 100 zł., niż za czas jakiś 1000 czy 2000 na położenie nowej elewacji.

Też nie pałam miłością do Platformy, rzekomo Obywatelskiej. O ile wiem, a może moje informacje są już nie na czasie, to dyrektor Ryszard Wawer nie jest jej członkiem. Dyrektor może i ma - jak to Pan ujął - "większe ambicje", ale obserwując jego aktywność podczas sesji Rady Powiatu i czytając tzw. "protokoły" z posiedzeń Zarządu Powiatu, nie sądzę, by były one realne. To jest format coś pomiędzy Janem Rewersem a starostą Piotrem Wołowiczem. W tej sytuacji "większe ambicje" raczej pozostaną w sferze jego majaków sennych. Pozytywów do pracy Rady Powiatu nie wnosi. Wierny żołnierz liniowy z transzei starosty. Pospolitość po prostu.

Co do przyjmowania uchodźców obiecuję, że sprawę dogłębnie wyjaśnię, bo ktoś tu szefowej gminy szyje buty.

wtorek, 6 października 2015

Drugie płuco

Można żyć bez jednego płuca, ale jest to dość uciążliwe dla człowieka. Przekładając to na język komunikacyjny można rzec, że dotąd w Górze, żyliśmy bez dwóch komunikacyjnych płuc, którymi bez wątpienia są obwodnice. Jedno płuco funduje nam Sejmik Wojewódzki. Mowa tu o obwodnicy Góry, która wpłynie na poprawę bezpieczeństwa i spowoduje przeniesienie ruchu samochodów z zatłoczonej i niebezpiecznej w godzinach szczytu drogi w Starej Górze, ul. Starogórskiej, Podwala, Kościuszki, Wrocławskiej. Ten problem będziemy mieli z głowy za jakieś trzy lata.

Pozostanie jednak problem drugiego płuca, które odciąży drogi wiodące do Rawicza. Szczególnie dotkliwie nasilenie ruchu na ul. Wrocławskiej odczuwają jej mieszkańcy, którzy naprawdę boją się, iż w pewnym momencie ktoś wjedzie im do domu. Budynki przy ul. Wrocławskiej najczęściej mają metrykę chrztu sprzed 1945 r. Ich konstrukcja jest więc nadgryziona zębem nieubłaganego czasu oraz wstrząsami i drganiami wywoływanymi przez samochody. Zarówno te o małym ciężarze jak i tych, na widok których ciarki przechodzą nam po plecach a w mieszkaniach przy ul. Wrocławskiej, Podwalu, Starogórskiej w oknach drżą szyby a kawa niebezpiecznie chlupoce w filiżance.

Czas zatem na drugie komunikacyjne płuco dla naszego nadmiernie przeciążonego ruchem samochodowym „płuca”.

Od pewnego czasu w naszym UMiG wielkim zainteresowaniem ciszy się pewien dokument o dość zawiłym tytule: „Urbanistyczna analiza funkcjonalno – przestrzenna z rozwiązaniami wariantowymi dla układu komunikacyjnego miasta i Gminy Góra”.

Ów dokument opracowany został na zlecenie gminy Góra przez Wrocławskie Biuro Urbanistyki. Data opracowania: grudzień 2009 r., czyli nieomal 6 lat temu.

W części dokument ten nie jest już aktualny, gdyż odnosi się on do budowy obwodnicy, na której budowę Dolnośląska Służba Dróg i Kolei rozpisała w lipcu br. przetarg. Lista potencjalnych wykonawców w poście poniżej.

I tu ciekawostka. Autorzy opracowania założyli, iż: „Realizacja mostu nastąpi około 2015 r.” Jakże się pomylili! Na szczęście dla nas. Nawiasem mówić pamiętam też głosy lokalnych pesymistów i czarnowidzów, którzy głosili, że most nigdy nie powstanie, że jest to „wyborcza ściema”, „obiecanki – cacanki” i „pusta obietnica” burmistrz Ireny Krzyszkiewicz. Jakoś jednak nie słyszałem, by „odszczekali” swoje puste gadanie. Być może nie mogą, bo most w Ciechanowie kością im w gardle stanął.

Druga część omawianego dokumentu jest jednak wciąż aktualna. Dotyczy ona bowiem trzech wariantów przebiegu obwodnicy Góry, której zadaniem będzie właśnie obejście ul. Wrocławskiej.

Pierwszy z wariantów nazwany został południowym bliższym. W dokumencie czytamy:

Projektowana trasa odchodzi w Sędziwojowicach od istniejącej drogi nr 324 kierując się na południowy zachód, przechodzi przez tereny leśne w sąsiedztwie ujęć wody dla miasta Góry i Starej Góry, przecina projektowany Specjalny Obszar Ochrony Siedlisk – Dolina Dolnej Baryczy – omijając po stronie południowej miasto Górę. Pomiędzy Górą a Starą Górą (ul. Starogórska) przecina istniejącą drogę 323.

Od tego miejsca trasa drogi 324 łączy się z projektowaną trasą drogi 323 i przechodzi zachodnim skrajem miasta, przecinając istniejącą drogę 324 a następnie w północno – zachodnim krańcu miasta łączy się istniejąca drogą 323.” Planowany w 2009 r. koszt realizacji tego wariantu – ok. 66 mln zł., wraz z przebudową dróg.

Autorzy opracowania zauważają, że wariant ten: „oddziela Starą Górę od miasta Góra”. Długość projektowanych dróg od połączenia od ul. Wrocławskiej z ul. Poznańską ma wynieść ok. 6,6 km.

Kolejny wariant nazwany został południowym dalszym. Zaproponowano w nim: „większe oddalenie trasy od granic miasta Góra i odejście od istniejącej drogi nr 324 wcześniej niż w wariancie południowym bliższym, już pomiędzy Szedźcem a Kłodą Górowską oraz ominięcie po południowej stronie także Kłody Górowskiej oraz Starej Góry.”

Podobnie jak w wariancie południowym dalszym tak również w tym przypadku projektowana obwodnica przecina tereny leśne oraz Specjalny Obszar Ochrony Siedlisk – Dolina Dolnej Baryczy – ale odsunięta jest bardziej od ujęć wody. Warto dodać, że pomiędzy Rogowem Górowskim a Starą Górą ten wariant obwodnicy ma przecinać istniejąca drogę nr 323, gdzie planuje się budowę ronda. Długość tego wariantu – ok. 7 km. Jego zaletą jest lepsze połączenie drogowe pomiędzy Rawiczem a mostem w Ciechanowie. Szacowany w 2009 r. koszt inwestycji – ok. 84 mln zł., ale wraz z kosztem przebudowy istniejących dróg.

Ostatni wariant planowanej obwodnicy nazwany został północnym. W tym wariancie obejście Góry odbywać się ma po stronie północnej. W początkowym odcinku wyznaczona jest na terenach rolnych i krzyżować się ma z drogami powiatowymi 1077D i 1076D oraz nieczynna linia kolejową Góra – Bojanowo. Następnie kierować się ma na zachód po północnym skraju naszego miasta. Tu również musi przebiegać przez tereny leśne, w tym Specjalny Obszar Ochrony Siedlisk – Dolina Dolnej Baryczy – ale będzie obszar ten przecinała w znacznie węższym miejscu niż poprzednich wariantach. W północno – zachodnim krańcu Góry ma przeciąć istniejącą drogę 323 (wylot ul. Poznańskiej z miasta) i biegnąc dalej na zachód ma przeciąć projektowaną trasę drogi nr 323 w zaprojektowanym tam rondzie, które będzie częścią planowanej obwodnicy w kierunku Leszna, na której wykonanie właśnie odbył się przetarg. Długość tego wariantu – ok. 6,4 km. Zaletą tego wariantu jest fakt, że nie przebiega koło ujęć wody dla miasta Góry i Starej Góry. Szacunek kosztów z 2009 r. – ok. 81 mln., również przebudową dotychczasowych dróg.

Autorzy opracowania zalecają realizację wariantu południowego bliższego argumentując: „korzystniejszą relacją Rawicz – most w Ciechanowie”.
Tak więc widzą Państwo jak wygląda sytuacja z drugą obwodnica dla naszego miasta. Możliwości finansowe naszej gminy budowa drugiej (tak jak i pierwszej) obwodnicy przerasta. Na realizację tego przedsięwzięcia pieniądze trzeba zdobyć z województwa. Aby tego dokonać należy mieć siłę przebicia. I to bardzo mocną kartę a nie „blotkę”.

Przypomina mi się jak kilka lat temu, przy okazji wprowadzenie Programu Przebudowy Dróg Lokalnych, zwanych pospolicie „schetynówkami” wybuchła w naszym województwie awantura. Okazało się, że nasza gmina w ciągu dwóch lat otrzymała dofinansowanie na budowę dwóch „schetynówek” a Głogów na żadną. Żaliły się władze Głogowa, że „mała Góra” ma jakieś szczególne dojścia do środków na budowę „schetynówek” a oni dojść takich nie mają. Przypomnę tylko, że z tegoż programu skorzystaliśmy dotąd w sześciu przypadkach (ul. Dąbrówki, Sosnowa, Witosa, II etap budowy ulicy łączącej Wrocławską z Cichą oraz droga w Ślubowie). Bardzo ładny efekt, ale krasnoludkom tego nie zawdzięczamy. Jeżeli już to pewnej Irenie. Bo można szefową gminy lubić lub nienawidzić, ale jedno trzeba jej przyznać: jest skuteczna.

Przed wyborami różne twarzyczki namawiają nas do oddania na siebie głosu. Nagle ukochali naszą gminę, nasz powiat i nas mieszkańców. Tyle tylko, że ja im totalnie nie ufam. Nie wierzę w ich obietnice, bo nie będzie po wyborach możliwości powiedzenia im: „sprawdzam!” Zapomną o Górze, jej problemach, których nie znają, ale udają, że znają. I co? Po świcie będziemy ich szukać, by spytać się co z realizacja obietnic? A tu możemy pojechać do Czerniny i dopaść ewentualną panią posłankę i zdać pytanie, opieprzyć, bo nasza jest to i nam wypada. A nie szukać wiatru w polu i „pisać na Berdyczów”.


Sądzę, że warto w kontekście palącej potrzeby wbudowania drugiego płuca w niepełny organizm naszego miasta postawić na panią Irenę. Cóż stracimy? Nic! Najwyżej przy następnych wyborach jej nie wybierzemy. A znając kandydatkę będzie to dla niej kara najbardziej dotkliwa. Przejście na emeryturę to nie dla niej. Co to, to nie! Gra jest więc warta świeczki, bo tak naprawdę grając na Irenę gramy na siebie i dla siebie. I tylko ciężki idiota tego nie może pojąć. 

Ja nie twierdzę, że będąc posłanką Irena Krzyszkiewicz załatwi nam na 100% budowę drugiej obwodnicy. Ja tylko twierdzę, że siła przebicia posłanki jest większa niż burmistrza. A nam jak potrzebny - i to pilnie! - jest ktoś z mocnymi koneksjami na szczeblach wojewódzkich, gdzie dzielą kasę. I o to tu chodzi a nie o to czy Irenę kocham czy nienawidzę. Idzie o danie nam wszystkim szansy. Wiem, że brzmi to dość brutalnie, ale takie jest - niestety! - życie.

czwartek, 1 października 2015

Pięciu chętnych

Wczoraj w siedzibie Dolnośląskiej Dyrekcji Dróg i Kolei nastąpiło odczytanie ofert związanych z budową jakże długo oczekiwanej obwodnicy naszego miasta. Poniżej lista firm, które mają nieodparte pragnienie wybudowania nam obwodnicy.
Koszt realizacji tej inwestycji DSDiK oszacował na kwotę 38.518.284,1 mln zł. Obecnie złożone oferty badane są pod kątem ich zgodności z oczekiwaniami technicznymi inwestora, czyli DSDiK.
Zgodnie ze Specyfikacją Istotnych Warunków Zamówienia podmiot, który wygra przetarg będzie miał na realizację inwestycji 3 lata od dnia podpisania umowy. Tak więc - jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to nasze miasto swoją obwodnicę będzie miało po koniec 2018 r.

piątek, 25 września 2015

"Zielony matiz z wąsami"



Są takie chwile, że człowiek nie dowierza własnym zmysłom. Każdy chyba przeżył taki moment. Oto na blogu Adriana Grochowiak mamy żywy dowód jak ludzki zmysł potrafi mamić, deformować rzeczywistość i powodować zamieszania w umyśle.

Znany mi osobiście przedsiębiorca górowski, nazwijmy go całkowicie umownie Panem Adamem, przyfilował na ulicy Jana Rewersa. Jen Rewers – gdyby ktoś nie wiedział, a wiedzą raczej wszyscy choć temu wiary dać nie mogą – jest przewodniczącym Rady Powiatu. Zatrudniony jest w Powiatowym Zespole Doradców, którzy zajmują się – podobno – doradzaniem rolnikom. Ponadto Jan Rewers jest znakomitością lokalnego Polskiego Stronnictwa Ludowego, co to „żywi i broni”, najczęściej swoich.

Otóż przedsiębiorczy „Pan Adam” (niech mu interes idzie jak najlepiej) postanowił sprawdzić, czy to rzeczywiście Jan Rewers. W tym celu zadzwonił do miejsca pracy pana Jana Rewersa. Okazało się – czego dowodzi nagranie zamieszczone na stronie Adriana Grochowiaka, że widoczny na zdjęciu Jan Rewers nie jest Janem Rewersem, bo tenże prawdziwy Jan Rewers był w tym czasie na szkoleniu.



Zapewne Państwo i ja staniecie murem betonowym za Janem Rewersem, gdyż jest on z partii, której działaczy (np. Jana Burego) z uporem maniaka prześladuje i czepia się (całkowicie bezzasadnie!) CBA i liczne prokuratury. Partia, do której należy Jan Rewers jest jak kryształ. Niczym dziewica! Grzech nie ma do niej dostępu a występek nawet o niej nie słyszał i omija ją z daleka. Wszyscy kochamy PSL czego wymierny wyraz damy przy trumnach wyborczych 25 października.

Okazuje się – po wysłuchaniu nagrania – że drogi pan Jan idzie w tzw. „zaparte” i stanowczo odcina się od osoby prezentowanej na fotkach. Swoją drogą śliczne słitfocie! Pana Jan też jest słit. Bez dwóch zdań!

Sądzę, ze „Pana Adam” mógł się pomylić. Doszedłem do tego wniosku na podstawie użytego przez niego sformułowania: „Zielony Matiz z wąsami”. Mogło bowiem być tak, że nasz drogi i zacny pan Jan ma dwie pary wąsów. Te zapasowe, może używane odświętnie, pozostawił w samochodzie a że rzadko używane, to mogło się drogiemu „Panu Adamowi” wydawać, że Matiz pana przewodniczącego Jana Rewers ma wąsy. Wiadomo bowiem wszystkim wąsaczom, że wąs długo nie używany pomimo tego rośnie bujnie. A pan Jan, jako człowiek zabiegany, zajęty, nocami pracujący, dniami nie odpoczywający, nie ma czasu przyciąć wąsa. I tak sobie wąs rósł w Matizie aż zaczął być łudząco podobny do szanownego pana Jana przewodniczącego.

Bo jeżeli czcigodny pan Jan, Rewers zresztą, mówi, że nie było go tam gdzie go nie było, to powątpiewać nie należy. Może stal sobie tylko na chodniczku, obserwował ptaszki, chmurki i obłoczki a plakacik wyborczy tak nagle spadł mu w ramiona, zerwany podmuchami jakże kapryśnego wiatru, spadł mu otwarte na kandydatkę PSL ramiona. On go utulił w rzewności swojej, przytulił, całusem namiętnym naznaczył i w dobroci swojej wielkiej niczym wąsy jego umieścił w miejscu, z którego niesforny plakat się urwał. Ot, i prawda cała.

Po czym wsiadł do zielonego Matiza swego, wąsy rzucił na tylne siedzenie i udał się na szkolenie, by poziom swojej już niebotycznej wiedzy podnosić do wymiarów kosmicznych. A ma przecież co robić kochany pan Jan. Susza pola wysuszyła, plony liche, ogólny zastój w rolnictwie, głód na przednówku pewny. I to są problemy, którymi żyje nasz drogocenny pan Jan, źródło naszej radości i ostoja cnotliwego PSL – u.

Ale widzę, że są siły ciemne, wrogie kochanemu panu janowi, które chcą go po gombrowiczowsku „upuipić”. I tym wrogom przezacnego pana Jana od susz i posuch, niskich cen płodów rolnych, który obecnie martwi się o populację myszy polnej zaniedbującej na skutek upału prokreację, ja współczuję. Mówię swoje stanowcze NIE! tym, którzy tak bezczelnie atakują oddanego sprawie polskiego rolnictwa błyskotliwego pana Jana.

Ktoś się podszył – bez dwóch zdań! – pod naszego niezwykle cennego pana Jana. Jak pan Jan, który słynie z prawdomówności mówi, że go tam nie było, to go nie było. Widocznie wrogowie powiesili sprytne zdjęcie wykonane w technice, która pozwala na przenoszenie dowolnego obrazu w dowolne miejsce. I ofiarom tej ohydnej prowokacji padł niewinny jak osesek pan Jan Rewers, przewodniczący Rady Powiatu zresztą i członek kryształowej partii – PSL.




czwartek, 24 września 2015

"Chorąży Transparentności"

Radni powiatowi składają interpelacje, do czego maja pełne prawo. I uzyskują na nie odpowiedzi, co z kolei nakazane jest prawem. Z jakością tych odpowiedzi bywa różnie. I tak np. radny Grzegorz Aleksander Trojanek złożył interpelację dotyczącą (kwestii brakujących drzwi w pomieszczeniach POSiR.” POSiR to inaczej hala „Arkadia”, gdzie funkcję dyrektora sprawuje Tomasz Krysiak. Postaci tej przedstawiać bliżej nie ma potrzeby, bo to on w konkursie na stanowisko dyrektorskie podsunął komisji konkursowej plagiat, który żywcem został zerżnięty z programu działalności Przedszkola nr 1 w Zielonej Górze.

Oczywiście, gdyby władze naszego powiatu miały co nieco we łbie, to pogoniłyby intelektualnego złodzieja. U nas jednak jest tak, że na takie „drobiazgi” jak kradzież własności intelektualnej uwagi się nie zwraca. Powód jest prosty. We władzach powiatu są ludzie nieskomplikowani intelektualnie. A tacy etycznego i moralnego występku dokonanego przez „dyrektora” Tomasza Krysiaka nie dostrzegą, gdyż ilość ich zwoi mózgowych wyklucza taką możliwość.
Tzw. „dyrektor” T. Krysiak dla którego – o czym zapewniał w ukradzionym programie działania, który przedstawił na konkurs na stanowisko dyrektora POSiR – u, deklarował obcymi mu słowami, iż: „Bezpieczeństwo dzieci i młodzieży…” i w ramach tegoż bezpieczeństwa zlikwidował eleganckiego grilla, a jego żałosna namiastkę, która jest godna jego intelektu, postawił na asfalcie z początku lat 70.

Oczywiście, szanowny tzw. „dyrektor” wisi mi i powiewa. Organicznie bowiem nie znoszę oszustów.
A to dla mnie jest prosty, zwyczajny oszust.

Powróćmy jednak do interpelacji radnego Grzegorza Aleksandra Trojanka. Odpowiedź wicestarosty na złożona interpelację położyła mnie na obie łopatki. Ja mogę zrozumieć, iż wicestarosta Paweł Niedźwiedź może być oczarowany i zafascynowany osobą tzw. „dyrektora” POSiR – u. Wszak każdemu wiadomo, że wicestarosta jest fanem piłki nożnej. Wiadomo też powszechnie, że tzw. „dyrektor” POSiR – u Tomasz Krysiak jest trenerem. Z wybitnymi niepowodzeniami na koncie. I to łączy osobę wicestarosty z trenerem Krysiakiem. Rzec można: ambicja wielka – możliwości znikome.

Rady Grzegorz Aleksander Trojanek raczył w swojej wspaniałomyślności w złożonej przez siebie interpelacji o pewne drzwi, które w hali „Arkadia” nakazał zdemontować niespełniony trener i złodziej własności intelektualnej tzw. „dyrektor” Tomasz Krysiak. Zdemontowane drzwi zamykały dostęp do pomieszczenia biurowego, w którym zasiada Stanisław Żyjewski, niegdyś wszechwładny szef „Arkadii” a obecnie skromny inspektor. Tak to w życiu się plecie: raz na wozie, raz pod wozem. Nieszczęście jest wówczas, gdy wóz jest z gnojem.

Radny powiatowy Grzegorz Aleksander Trojanek pytał właśnie o owe zdemontowane drzwi. Radnemu odpowiedział niespełniony - na szczęście Wąsosza – pretendent do burmistrzowskiego fotela Paweł Niedźwiedź. Powiem Państwu, że niegdyś ceniłem sobie tę osobę, ale od pewnego czasu czuję do jego osoby po prostu obrzydzenie.

Poniżej skan odpowiedzi wicestarosty Pawła Niedźwiedzia.
Sądzę, że myśl wicestarosty jest słuszna, dalekosiężna, wyłamująca się z okowów pospolitości, na miarę globalną. Szkoda tylko, że „post factum”. Wicestaroście idzie bowiem o pełna transparentność działań pracowników podległych starostwu. Sądzę, że intencją wicestarosty Pawła Niedźwiedzia jest społeczna kontrola – w tym wypadku sprawowana przez użytkowników hali „Arkadia” - nad pracą urzędników zatrudnionych w starostwie, a na których pensje Państwo łożycie.

W tej sytuacji należy oczekiwać dalszych kroków i związanych z nimi działań, które podejmie wicestarosta Paweł Niedźwiedź, by zapoczątkowana w „Arkadii” przejrzystość działań urzędników kontynuować.

Jestem głęboko przekonany, że jako „Chorąży Transparentności” wicestarosta Paweł Niedźwiedź nakaże zdjęcie drzwi w swoim gabinecie, by Szanowni Podatnicy nie szemrali po kątach i nie mówili, że wicestarosta w godzinach pracy ch… robi. Jestem najgłębiej przekonany, iż ślady „Chorążego Transparentności” podąży Wielce Czcigodna Pomyłka Powiatu Górowskiego – zażarty wielbiciel prywatyzacji górowskiego szpitala, najgorszy starosta powiatu, szef kanapowej na naszym terenie Platformy, rzekomo Obywatelskiej – Piotr Wołowicz. Ten z kolei, siedząc w swoim biurze , udowodni niedowiarkom, że istnieje. Są bowiem tacy, którzy twierdzą, że za biurkiem starosty zasiada garnitur bez powłoki cielesnej. W tym celu wspomniany powinien np. chrząkać, kasłać, poruszać się. Radzę w/w by się nie odzywał. Niech lud żyje iluzją.

Szkoda wielka, że myśl o transparentności działań urzędników przyszła wicestaroście tak późno. Gdyby rokowania w sprawie sprzedaży szpitala, co w efekcie końcowym okazało się sprzedażą z nieomal 70% bonifikatą (jaka kolosalna i hojna promocja!), to bylibyśmy obecnie w innej sytuacji.
Dobrze jednak, że wicestarosta przyszedł po rozum do głowy i w końcu pojął, iż wszystkich rozumów nie pożarł. Podobno, obecnie wicestarosty daniem ulubionym jest kapusta warzywna głowiasta ze szczególnym uwzględnieniem głąba, który w myśl wierzeń ludu prostego, dodaje intelektu. W to osobiście nie wierzę, bo czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Ale nie należy pozbawiać niepełnionego kandydata na burmistrza Wąsosza nadziei. Ta, jak wiadomo, umiera ostatnia.


Tak że należy oczekiwać od wicestarosty pełnej realizacji raz rzuconej myśli. Jakież to może być piękne! Urząd bez drzwi! Pełna transparentność! Tu nasuwają się jednak dwa zastrzeżenia natury obyczajowej. Pierwsza to taka, by toalet drzwi nie pozbawiać. Na przykład w Zespole Szkół od lat nie ma toalet i uczniom to przeszkadza. Nawiasem mówiąc, czy to nie robota wicestarosty, by nie dać kasy na drzwi do toalet w Zespole Szkół? A może to był poligon eksperymentalny?! I uwaga druga: nie pozbawiać drzwi gabinetu dyrektora POSiR. Po co ludziska mają wiedzieć, że częściej go tam nie ma, niż jest?

poniedziałek, 21 września 2015

Hojny prezent

Jesteśmy po sesji Rady Powiatu, gdzie tak naprawdę, najważniejszym punktem był problem stopniowej likwidacji szpitala w Górze. Należy skończyć też z używaniem oczywistego dla wszystkich osób eufemizmu, jakim jest twierdzenie, iż „szpital sprzedano”. Z perspektywy czasu jasno wynika, że „szpital sprezentowano” firmie PCZ. Dalsze mówienie o „sprzedaży szpitala” zamiast o „prezencie” ma w istocie ukryć ten przykry i kompromitujący dla tych wszystkich, którzy tak ochoczo podnosili rączki głosując za tzw. „sprzedażą” szpitala.

Bezspornym faktem jest też, że było wcale liczne grono zacnych obywateli naszego miasta, którzy przestrzegali przed zbywaniem szpitala i proroczo wieścili jego smutny koniec w rękach wrocławskiego biznesmena, na którego obecnie sypią się doniesienia do prokuratury. Pomimo, że byli to zacni obywatele to nie posiadali oni siły przebicia, gdyż używana przez nich argumentacja nie trafiała do rządzącej w roku 2013 koalicji. To znaczy, może i ta argumentacja trafiła werbalnie, ale trudnością nieprzezwyciężoną okazywało zrozumienie tego, co przeciwnicy sprzedaży szpitala mówią. Tak się bowiem złożyło (fatalnie dla szpital), że przeciwnicy sprzedaży szpitala wykazywali zagrożenia, jakie niesie z sobą sprzedaż szpitala dla PCZ Wrocław a zwolennicy z bycia naszej lecznicy widzieli wszystko w jasnych barwach. I w ten sposób umysły analityczne, głębokie, posiadające wiedzę starły się z powierzchownością aspirującą – zupełnie bezzasadnie – do podejmowania fundamentalnych dla mieszkańców decyzji. Oczywiście, wynik tego starcia był łatwy do przewidzenia, bo ilość rak w górze, które uniosły się bez udziału mózgu, zdecydowała o tym, że straciliśmy nasz szpital.

Na portalu „elki” zauważyłem kilka wpisów, które decyzję o „sprezentowaniu szpitala” nadal uważają za słuszną, właściwą i pożądaną. Nie wiedziałem, że aż tylu mieszkańców mojego miasta jest po zabiegu lobotomii bądź ujrzało świat na skutek porodu kleszczowego.

Jeżeli drodzy chwalcy „sprezentowania szpitala” wszystko jest w jak najlepszym porządku, to dlaczego do dnia dzisiejszego na stronach starostwa nie opublikowano 11 załączników do „Umowy sprzedaży udziałów” zawartej w dniu 17 grudnia 2013 r. przez starostę Piotra Wołowicza i wicestarostę Pawła Niedźwiedzia? Wszak wg zapisu tej tragicznej dla nas w skutkach umowy - § 11 p. 7 – owe załączniki stanowią „integralną część umowy”. Jakoś Was to nie niepokoi, nie pobudza do myślenia?

Jest w umie zapis o poufności jakichś tam danych, ale – na miły Bóg!– ta umowa i jej integralna część – załączniki – są już tylko gówno wartymi śmieciami! Umowę złamał PCZ, który obecnie jest w stanie likwidacji. Ten sam PCZ, który naobiecywał cudów na patyku i na te „lody” nabrali się koalicyjni radni.

Przypomnę tylko, jak to opinii publicznej ówczesny Zarząd Powiatu (ostali się w nim Wołowicz z Niedźwiedziem) wciskali kit typu: zainwestowanie 5 mln zł w ciągu 4 lat w szpital, milion zł odszkodowania za każdy zamknięty oddział przed upływem lat 10 od dnia zawarcia umowy, utrzymanie funkcjonujących dotąd oddziałów szpitalnych, rozwój poradni. I co z tego wyszło?! Gówno wyszło! A ja mówiłem, że to się to się gównianie skończy!

A że skazani byliśmy na klęskę wiadomym było do początku. Czytało się to i owo o tej firmie. Radny Zbigniew Józefiak zaciągał „języka” na temat kondycji PCZ pośród lekarzy, którzy mieli „przyjemność” z tą spółką mieć do czynienia. I mówił o tym głośno. Przestrzegał nestor górowskiej chirurgii - dr Wacław Grzbieluch, który swoje ostrzeżenia i przestrogi formułował w sposób niezwykle emocjonalny, ale i świetnie uargumentowany. Bez skutku. Przemawiał do rozsądku dr Jan Kalinowski. Jego argumenty odbijały się jak od ściany. Apelował o rozwagę i rozsądek do radnych i Zarządu dr Stanisław Hoffmann. Pustka malowała się w ich oczach. Prosiły pielęgniarki. Ich los był koalicjantom nad wyraz obojętny.

Zatrudniono jakąś firmę z Poznania, która za grubą kasę miała dokonać sprawdzenia PCZ Wrocław. Efekt owego sprawdzenia, rzetelność mamy okazję podziwiać dzisiaj.
W PCZ Wrocław był tworem na „glinianych nogach”. A już takie fakty wołały o sprawdzenie. I tak np. w roku 2009 kapitał PCZ został podniesiony z 0,5 mln zł., do 417 mln zł. Ponad 70. krotny wzrost kapitału zakładowego spowodowany został emisją akcji imiennych. Akcje te nie zostały opłacone brzęczącą gotówką, ale aportem. To były papierki bez realnego pokrycia. Wykazał to rok 2015, gdy zabrakło owej brzęczącej mamony na wykup akcji i opłacenie dywidendy. Ale jakoś nikt nie zwrócił wówczas na to uwagi.

Inny przykład. PCZ rzekomo był w dobrej kondycji finansowej. Dziwne było jednak to, że oprocentowanie oferowane przez PCZ za akcje funkcjonujące na rynku wtórnym obligacji (Catalyst) sięgało 11%. Tyle oferowała też swoim inwestorom firma Gant. Dzisiaj trup biznesowy.

PCZ miało małą wysokość przychodów do aktywów, które w szczytowym momencie spółka ta szacowała na 1,8 mld zł. Owe przychody wynosiły ok. 60 ml zł. (rok 2010). Zysk operacyjny stanowiący ok. 75% dochodów spółki wykazywano pod szyldem „innych przychodów operacyjnych”. Były to właśnie emisje kolejnych obligacji.

W końcu roku 2013, a więc roku, gdy obecny starosta Wołowicz i wicestarosta Niedźwiedź, ówcześni członkowie Zarządu: Piotr First, Marek Hołtra (oby ich piekło pochłonęło!), składali podpisy pod umową sprzedaży szpitala, aktywa PCZ składały się z „wartości firmy” w kwocie 214 mln zł. Wówczas już było jasne, że aktywa PCZ były mocno przeszacowane. Audyt fakt ten potwierdził, bo zmniejszono wówczas aktywa do 210 mln zł, co nieomal wyzerowało wartość PCZ w księgach spółki.

Krach przyszedł w połowie 2015 r. PCZ na lodzie pozostawił inwestorów, którzy w swej chciwości i głupocie stracili ok. 64 mln zł.

Dzisiaj już wiemy, że za chwilę zaprzestanie działalności oddział wewnętrzny w szpitalu. Na oddziale tym pracowało 5 lekarzy. Czterech z nich odchodzi z dniem 30 września. NFZ o zamiarze zamknięcie tego oddziału poinformowany został przez PCZ 9 września. NFZ wyraziło zgodę na zamknięcie oddziału z dniem 31 grudnia. Może jednak się okazać, że PCZ nie znajdzie chętnych do pracy. Nie robi się w szpitalu kolonoskopii i gastroskopii, ale w złych czasach, gdy szpital był powiatowy i tak potwornie zadłużony, robiło się te badania. I komu kurwa to przeszkadzało, pytam się?!

Ofiary lobotomii i porodu kleszczowego twierdzą z całą bezczelnością, że szpital się zadłużył. Głupota ich nie ma w tym miejscu granic. Brak wiedzy jest żenujący i świadczący o pozostawionym pustym miejscu na mózg, dotąd niewypełnionym.

To nie szpital się zadłużał. To poszczególne rządy zadłużały szpitale poprzez skandalicznie niską wycenę świadczonych w nich usług, za które płaciła szpitalom najpierw Kasa Chorych a obecnie NFZ.
Przypomnę tylko, że Wojewódzki Szpital Zespolony w Lesznie ma ponad 40 mln zł długu. Głogowski Szpital Powiatowy – ok. 25 mln zł długu. Na miejscu tych, którzy wypisują na ten temat bzdury coś bym poczytał o przyczynach zadłużenia szpital publicznych w całym kraju, które sięgają obecnie ok. 10 mld zł. I o mechanizmach finansowania leczenia szpitalnego przez NFZ również.

Pozostawmy te uogólnienia, które do sprawy nic nie wnoszą. Podczas sesji Rady Powiatu dowiedzieliśmy się również, że powiat nie ma prawa dochodzić należnych od PCZ kolejnych rat za „sprzedaż” szpitala. Okazało się bowiem, że prawo to zostało przekazane cesją bankowi DNB Polska S.A., pod zastaw pożyczki, którą powiat zaciągnął w nim, by spłacić odszkodowanie dla „Chemeko – System”. Przypomnę tylko, że „Chemeko – System” dług powiatu z tytułu odszkodowania odsprzedało nieoczekiwanie dla firmy „Magellan”.

Tak więc mamy taką sytuację, że za „sprzedany” szpital dotąd otrzymaliśmy kwotę 1.335 tys. zł, czyli ok. 27% należnej nam z tytułu zawarcia umowy sumy. Tak więc, jak łatwo wyliczyć, PCZ dostało w prezencie 73% kwoty należnej za szpital, to jest ok. 3,66 mln zł.

Zabezpieczeniem zawartej umowy były jakieś „udziały”, które okazały się równie mityczne, jak poziom inteligencji tych, którzy głosowali za „sprzedażą „ szpitala. By obraz był panoramiczny i w jakości HD dodać należy, że starostwo powiatowe w Środzie Śląskiej, gdzie PCZ również kupiło szpital, było bardziej przezorne i wpisało swoje roszczenie do hipoteki budynku szpitalnego na kwotę 4,5 mln zł. Dlaczego u nas tego nie zrobiono? Tego od starosty nie udało się dowiedzieć.

Trzeba też powiedzieć, że podczas obrad sesji nikt nie usłyszał słowa „przepraszam” ze strony starosty i wicestarosty, które powinny paść. Skruchy nie wyrażono. Do dymisji też się nie poddano, chociaż kompromitacja jest totalna a „sprzedaż” szpitala okazała się jedną wielką klęską. Nikt nie przyznał się do winy i nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności. Chciano dobrze a wyszło jak zawsze czyli gównianie. Pozostał dług, pieniędzy na spłatę kredytu zaciągniętego w banku DNB nie ma (wystąpiono z pismem do tegoż banku o przedłużenie spłaty należności o 5 lat). Chucpa i bezczelność nadal przy władzy.


Mam pomysł, jak ulżyć finansom powiatu. Należy zmajstrować uchwałę, na mocy której owe kary za zamknięcie każdego oddziału w szpitalu w kwocie 1 mln zł od oddziału, przyzna się staroście i wicestaroście. Nie należy im żałować grosza! I to grubszego grosza! Niech wezmą sobie po 1 mln (starosta za zamknięcie chirurgii a wicestarosta za ginekologię i położnictwo) i idą na swoje! Niech znają hojność mieszkańców powiatu górowskiego, tak jak ich hojność poznało PCZ. Byle tylko trzymali się z dala od samorządu, bo z tego tylko dla nas wszystkich nieszczęście płynie. 

czwartek, 17 września 2015

Mój "kaganek oświaty"

Dzisiaj w Narodowym Funduszu Zdrowia we Wrocławiu zapadła decyzja wskazująca mieszkańcom naszego powiatu szpitale, które będą ich obsługiwały w zakresie położniczym i ginekologii oraz chirurgii ogólnej.

Jak wiadomo powszechnie, a przynajmniej powinno być wiadomo, wrocławska „Gazela Biznesu”, która „kupiła” nasz szpital, będący dorobkiem wielu pokoleń górowian, miejscem pracy dla ponad stu osób, miejscem narodzin i śmierci wielu tysięcy mieszkańców powiatu, okazała się „Gazelę Przekrętu”. Od 30 września 2015 r., na skutek wypowiedzenia przez Polskie Centrum Zdrowia we Wrocławiu umów z NFZ Wrocław, działać przestają te dwa oddziały.

Resztówkę z kontraktu zwartego przez PCZ Wrocław, która to spółka jest w stanie likwidacji upadłościowej zadecydowanej przez Sąd we Wrocławiu, otrzymają szpitale: Głogowski Szpital Powiatowy oraz Regionalne Centrum Zdrowia w Lubinie. W tych dwóch placówkach mają się leczyć potencjalne pacjentki ginekologii i położnictwa.

NFZ we Wrocławiu wyznaczył również te dwie placówki lecznictwa zamkniętego dla osób wymagających interwencji chirurgicznej.

A miały być – kurwa! – tak pięknie! Ówczesna koalicja rządząca powiatem, o dość wątpliwym w mojej ocenie potencjale intelektualnym, przekonywała wszystkich, jak to prężnie szpital będzie rozwijał się pod nowym, prywatnym właścicielem. Miały być inwestycje, nowoczesny sprzęt medyczny, powiększyć się miała gama usług oferowanych przez nowego właściciela PCZ Wrocław.

Pamiętam jak radny powiatowy Marek „Bananowy Uśmiech” przybył w grudniu 2013 r. do naszego wówczas jeszcze szpitala, by przekonywać pracowników do durnej idei sprzedaży szpitala. Spotkanie odbyło się pod windom na parterze szpitala. Uzbrojony w slogany po mleczne zęby radny Marek „Bananowy Uśmiech” Biernacki obiecywał m.in. wzrost płac. Do tego dorzucał rozwój szpitala, bo przecież – jak to określał –podmiot prywatny będzie chciał działać tak, by jego zyski rosły.

I tu radny „Bananowy Uśmiech” się nie mylił. Zyski nowego właściciela szpitala – PCZ Wrocław – rzeczywiście rosły. Umowy o pracę zastąpione zostały „śmieciówkami”. Doszło do zwolnień personelu szpitala, lekarzom chciano karać finansowo za niewykonanie kontraktu, ludzi zwalniano bez litości.

Tak ze wstępnych ustaleń, z grubsza, wynika niezbicie, że owe 625 tys. zł., które wpłynęło na konto starostwa z tytułu I raty za „sprzedany” szpital, to pieniądze z krwawicy lekarzy, pielęgniarek, salowych, personelu technicznego, którym umowy o pracę zmieniono na „śmieciówki”. A miało być tak pięknie, prawda panie „Bananowy Uśmiech”?

Tak to z „buta” rządząca koalicja potraktowała pracowników szpitala, zostawiając ich bez żadnej osłony i gwarancji przy zawarciu mowy – sprzedaży szpitala. Ale pamiętam też – i Państwo tez powinni pamiętać – że gdy radni: Zbigniew Józefiak, Jana Kalinowski, Marek Zagrobelny, Władysław Stanisławski, proponowali by ze względu na fatalną kondycję finansową powiatu, ograniczyć wysokość diet dla radnych, członków Zarządu Powiatu, starosty i wicestarosty.

I co wówczas usłyszeliśmy? Radny „Bananowy Uśmiech” darł „jadaczkę”, że to „populizm”. Ale jakoś ja – i zapewne pracownicy szpitala – nie przypominają sobie takiej sytuacji - że radny „Bananowy Uśmiech” otwiera swą „jadaczkę”, by protestować przeciwko zamianie umów o pracę na „śmieciówki”. Jak kumplom obciąć, to to jest populizm. Jak personelowi szpitala ujebać z pensji, to są to „racje ekonomiczne”. Tak to „platfusy” miejscowego chowu świat postrzegają: co nasze to od tego wara, ale szaremu podatnikowi do dupy się dobrać, to możni tego świata (w tym przypadku PCZ) zawsze mogą, bo kto ich obroni? Sprawiedliwość społeczna, moralność, zasady są dobre, o ile zastosowane są wg ich kryteriów. A te zawsze są płynne. Jak ich złodziej, to ofiara medialna. Jak złodziej nie ich, to „słuszne to i sprawiedliwe”.

Tak w zasadzie impulsem do napisania tego postu był post z bloga „Info – Gora”, którego autorem jest radny powiatowy Mirosław Żłobiński. Post ów ma tytuł „Szpitalne przedbiegi”. Radny powiatowy Mirosław Żłobiński zawarł tam cytaty z tzw. „protokołów” z posiedzeń tzw. „Zarządu Powiatu”. Przyznam się Państwu, że rzadko do tych tzw. „Protokołów zaglądam, że względu na ich żenujący poziom intelektualny. W zasadzie nie polecam ich lektury, chyba że po spożyciu, w myśl zasady: „kaca kacem”. Takie „posiedzenia” tzw. „Zarządu Powiatu” odbywają się co jakiś czas. Nie jest dla mnie jasne w jakim celu.

Z tzw. „Protokołów” wynika jasno, że tzw. „Zarząd Powiatu” nie ma zielonego pojęcia, jaka jest aktualnie sytuacja budynku szpitalnego. Dokładnie idzie o to, że nikt z członków tzw. „Zarządu Powiatu” nie informuje, kto na dzień dzisiejszy jest prawnym właścicielem budynku i działek, na którym fundamenty naszego niegdyś szpitala, się wznoszą. Dowodem na prawdziwość mojego twierdzenia jest fakt (fakt bezsporny), że ubiegłym tygodniu, 15 września i 10 września, odbyły się dwie komisje Rady Powiatu. Podczas posiedzenia Komisji Oświaty obecny był wicestarosta Paweł Niedźwiedź, który stwierdził, że nie wie kto jest obecnie prawnym właścicielem szpitala. Podczas posiedzenia Komisji Budżetu obecni byli na niej i starosta Wołowicz i wicestarosta Niedźwiedź. Obecność obu panów – proszę się nie obawiać – wyższej jakości informacyjnej nie spowodowała. Nadal nikt z nich nie wiedział czyj prawnie jest szpital.

Sytuacja ta w najmniejszym stopniu mnie nie zdziwiła, bo znakiem markowym starosty Wołowicza i wicestarosty Niedźwiedzia oraz popierających ich koalicjantów jest brak wiedzy. To powinni sobie chlubnie wypisać na koalicyjnych sztandarach. Oczywiście, ten brak elementarnej wiedzy, nie przeszkadza obu panom w pobieraniu sutych wynagrodzeń, w myśl zasady: „kasa dla leniwego, to przecież nic trudnego.”

I w ten sposób to ja musze podjąć „kaganek oświaty” i nieść go pośród lud ciemny (władza i jej żałośni koalicjanci), i uzmysłowić Państwu, wbrew ich intencjom, na czym wspólnie stoimy. A w sprawie szpitala, o czym niedoinformowani starostwie nie wiedzą, a wiedzieć powinni, sprawa własności wygląda następująco.

Od 17 sierpnia 2015 r. prawnym właścicielem naszego niegdyś szpitala jest wrocławska firma „RASS” S.A., REGON 02174115400000. Tu polecam Państwu poszukanie danych o tej spółce w Krajowym Rejestrze Sądowym, gdyż: „niedaleko pada jabłko od jabłoni”.

Firma „RASS” wydzierżawiła nasz szpital wrocławskiej firmie „PHM” spółka z ograniczoną odpowiedzialnością („niedaleko pada jabłko od jabłoni”), na okres od 11 sierpnia 2015 r. do 2014 r., ale obciążyła hipotekę szpitala na kwotę 15 mln zł.

Wcześniej, PCZ S.A. sprzedała nasz szpital zależnej od siebie firmie PCZ Polska Centrala Zaopatrzenia Cefarmed Sp. z o.o. („niedaleko pada jabłko od jabłoni”)

Tak więc ne dzień dzisiejszy, zgodnie z zapisami dokonanymi w Księdze wieczystej o nr LE1G/00092733/9, Sąd Rejonowy w Głogowie, właścicielem szpitala jest firma „RASS” S.A.

I aż mnie dziw bierze, że mając Wydział Geodezji, znając nr KW szpitala, żaden ze starostów, członków tzw. „Zarządu Powiatu” nie zadał sobie 5 minut trudu by ten bezsporny fakt ustalić.


To jest żenada, to jest lenistwo, to jest nieodpowiedzialność i tumiwisizm. To jest to, co obu panów dyskredytuje. Żałośni jesteście! Tylko żałośni i nawet niegodni współczucia. A szlag by was trafił!

wtorek, 8 września 2015

Asocjacje śmieciowe

Faktem jest, że nasze miasto przez ostatnie kilka lat zmieniło się. I to zmieniło na korzyść. Ale jest również bezspornym faktem, że są „wrzody” na tkance miejskiej, których istnienie psuje estetyczny odbiór naszego miasta.
Piękny plac do wypoczynku przy ul. Zamenhoffa
Każdy z Państwa widzi kubły i pojemniki na śmieci. Spotkać je można nieomal wszędzie, bo są wszechobecne. Czasy takie, że śmieci produkujemy masowo. Cywilizacja śmieciowa rzec można. Tyle tylko, że widok tych kubłów i pojemników przyprawia o mdłości. Co najgorsze, spotkać je można w miejscach, gdzie stać nie powinny. W bardzo wielu miejscach ich widok razi, bo psują one miejski krajobraz.
Ten widok, dzień w dzień, maja okazje "podziwiać" górowianie i obcy

Psucie krajobrazu to jedna historia. Kontenery stojące przy ul. Zamenhoffa nie tylko psuja nasz wspólny miejski krajobraz, ale jeszcze na dodatek urągają prawu. Ich usytuowanie jest sprzeczne z treścią paragrafu 23, ust. 1 rozporządzenia Ministra Infrastruktury z dnia 12.04.2002 r., w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie (Dz. U nr 75, poz. 690 z późn. zmian.).
Według tegoż nieprzestrzeganego przy ul. Zamenhoffa rozporządzenia, kontener na śmieci oraz pojemniki na szkło, plastiki, stoją tam nielegalnie. Trudno wlepić im za to karę, bo one same osobowości prawnej nie mają. Owe rozporządzenie powiada, że: „odległość miejsc na pojemniki i kontenery na odpady stałe, powinna wynosić co najmniej 10 m od okien i drzwi budynków z pomieszczeniami przeznaczonymi na pobyt ludzi oraz co najmniej 3 m od granicy z sąsiednią działką. Tu jednak uczynione jest zastrzeżenie, że zachowanie owej granicy 3 m nie jest wymagane, ale pod warunkiem, że osłony lub pomieszczenia stykają się z podobnymi urządzeniami na działce sąsiedniej.
Kontenery przy ul. Zamenhoffa, tuż za pięknym placem do odpoczynku
A co mamy przy ul. Zamenhoffa? Pojemniki na plastiki, butelki szklane pod oknami. I to rodzi problem natury zapachowej a dokładnie odorowej. Wiadomo, że latem, przy wysokich temperaturach, resztki zawartych w opakowaniach po napojach substancji fermentuje. Ponadto zawarta w nich „słodycz” wabi muchy, osy, pszczoły. I weź człowieku otwórz okno a zaraz będziesz miał multum gości, nie dość, że nie proszonych, to jeszcze upierdliwych.

Sądzę, że nad rozwiązaniem problemu kontenerów i kubłów wszelakich na terenie miasta należy się pochylić, głęboko pochylić, ale w tym pochyleniu nie zastygnąć. Wiem, że usytuowanie wielu pojemników i kontenerów jest takie a nie inne, bo taka a nie inna jest zabudowa, szczególnie w centrum miasta. Nie mniej nic nie usprawiedliwia obecności kubłów pod oknami mieszkańców ul Zamenfoffa i w innych miejscach.
Estetyczne cudo za górowskim LO

Plac pod kulejące pojemniki metodą "goły grunt"

Proszę zwrócić uwagę na fakt, który może uchodzić uwadze, ale są miejsca, gdzie bardzo ładnie tę sprawę załatwiono. Przykład poniżej. Może należy kompleksowo podejść do tego problemu i pójść tym tropem. Przestrzeń publiczna stanie się ładniejsza i „urządzenia śmieciowe” nie będą kuły oczy, swą nagą, bo niczym nie osłoniętą, brzydotą, z którą temu miastu nie do twarzy.
Kierunek właściwy, ale jak to zwykle "diabeł tkwi w szczegółach"

piątek, 4 września 2015

Dajmy sobie szansę

No i ma burmistrz Irena Krzyszkiewicz za swoje! Zechciało się kobiecie kandydować do sejmu. Efekt takiego pochopnego postępowania jest łatwy do przewidzenia w naszej rzeczywistości. Ledwo na portalu „elki” ukazało się oficjalne wyznanie kandydatki a już polały się wiadra pomyj, półprawd, niedomówień i ludzkiej zawiści.

W naszym górowskim środowisku przyjęte jest zresztą, że ambicja jednostki zamiast być jej cnotą, staje się wadą. W umysłach wielu, wielu górowian, zagnieździło się takie podłe robaczysko myślowe, że jak mi się nie udało, to jakim prawem może udać się komu innemu. Jednym słowem – ja nieudacznik i inni mają być nieudacznikami, bym ja nie wyszedł na jedynego nieudacznika. I stąd ta fala frustracji, złości, nietajonego żalu i wściekłości, że kogoś doceniono i dano mu szansę.

Piszę te słowa z pewnym żalem do zachowania swoich ziomków. Stajemy oto przed szansą, by mieszkańcy naszego powiatu mieli w końcu własnego posła, a dokładnie posłankę. To jest niesamowita promocja miasta i powiatu. Proszę też zważyć na fakt, że kandydatka dokonała nieomal cudu znajdując się na piątym miejscu listy kandydatów do sejmu. Nie jest to miejsce, które nie daje szans na poselski mandat.

Ma kandydatka szczęście niesamowite. Oto bowiem lista wyborcza w okręgu wyborczym nr 3 ułożona została jakby pod Irenę Krzyszkiewicz. Z powiatu oleśnickiego startuje trzech kandydatów do sejmu. Wyborcza jatka i podział głosów murowany. Tak samo z Milicza, Oławy, Środy Śląskiej, gdzie z tej samej listy startuje po 2 kandydatów. Można rzec, że bogowie na wysokim Olimpie układali listę w okręgu nr 3 ze wskazaniem na kandydatkę Irenę Krzyszkiewicz.

W wypocinach na portalu „elki” jakiś umysł ciężki od głupoty, a wiele tam takich, twierdzi, że nie warto głosować na kandydatkę, gdyż PO przegra wybory i poseł Irena Krzyszkiewicz nie będzie miała nic do gadania. 

Być może PO przegra wybory w skali kraju, bo ciężko na to pracowała i szczerze im tego życzę, ale niech „umysły ciężkie” zważą na rzecz jedną. W dolnośląskim samorządzie przez 3 następne lata karty będzie rozdawała Platforma. I to jest dla nas istotne. Bo to tam leżą pieniądze, których tak bardzo potrzebuje nie tylko gmina Góra, nie tylko samorząd powiatowy, ale też samorządy biednego Jemielna, Niechlowa i nieco bardziej zamożnego Wąsosza.

Tak więc z punktu widzenia naszego wspólnego interesu, w skali samorządów tworzących nasz powiat, jest dla nas wszystkich sprawą wagi pierwszorzędnej, uzyskanie przez kandydatkę Irenę Krzyszkiewicz mandatu poselskiego. Mandat poselski da jej bowiem większe przełożenie i możliwość wpływu w istotnych dla wszystkich gmin naszego powiatu sprawach. Jako posłanka PO będzie miała więcej do powiedzenia w strukturach wojewódzkich PO, co ma swoje przełożenie na sejmik dolnośląski, gdzie leżą tak pożądane przez nasze samorządy "konfitury". Jako burmistrz Góry siła jej głosu jest znacznie słabsza niż siła głosu posła na sejm RP. Tego tylko zawistne „ćwoki” pojąć nie mogą. Nie wymagajmy jednak do gęsi, by była pawiem.

Irena Krzyszkiewicz burmistrzuje naszej gminie od ponad 7 lat. Wygrała trzykrotnie wybory na szefa gminy. Tu już zapisała się w historii. Jest kobietą ambitną, co cenne. Jest pracowita i ma swoją wizję gminy. Można się z tą wizją zgadzać lub ją kontestować. Ale ma. Rzecz jasna rządy jej nie są pasmem sukcesów. Były porażki, chybione inwestycje, dużo propagandy (często niesmacznej i nachalnej), brakowało szerokich konsultacji społecznych, dominowało zbyt często poczucie, że wie wszystko i najlepiej.

Faktem jednak niezaprzeczalnym jest, że zarówno nasze miasto jak i cała gmina zmieniły się na lepsze. Może nie w tempie jakiego wszyscy byśmy pragnęli i nie w tych obszarach, które nam wydają się najważniejsze, bo to jest zawsze kwestia subiektywnego odbioru, ale oceniając całokształt działalności burmistrz Ireny Krzyszkiewicz, do dzienniczka wstawiłbym jej ocenę dobrą z minusikiem (skala ocen: od 2 do 5). Powtarzam jednak, że jest to ocena za całokształt jej działalności.

W szczegółach np. za zbudowanie solidnej bazy sportowej bez wahania daję jej 5. Tu jesteśmy w ścisłej czołówce w naszym województwie. Nie mniej przysłowiową „pałę” wstawiłbym” pani burmistrz za finansowanie sportu. Czy Państwo wiedza, że trener piłki nożnej otrzymuje niecałe 400 zł miesięcznie?! A zaiwaniać musi w świątki, piątki i niedziele! A radny ma 500 zł diety i najczęściej zaiwaniać i myśleć nie musi. Ale to taka dygresja, bo nieco mnie poniosło zestawienie zarobków bezradnego (najczęściej ) radnego z osiągającym wyniki i promującym tym samym gminę trenerem.

Piszę o tym, gdyż nie jestem bezkrytycznym wielbicielem naszej pani burmistrz. Mówiąc krótko: były w naszych wzajemnych stosunkach klimaty Morza Arktycznego i klimaty rodem z Krainy Łagodności. W dupę jej nigdy nie właziłem, bo uczulony jestem na wazelinę. Wazeliniarzy nie znoszę organicznie.

Jest jednak faktem, że trudno będzie burmistrz Irenie Krzyszkiewicz przekonać sporą część swoich wyborców do głosowania na nią w wyborach parlamentarnych. Przyczyna jest bardzo prozaiczna.

Z życia wzięte. Scena. Zbieranie podpisów pod listami poparcia dla kandydatki do sejmu Ireny Krzyszkiewicz:

- „Podpisze pan listę?” –pyta zbieracz autografów.
- „Nie! Bo ja na nią głosowałem żeby była burmistrzem. I ma być burmistrzem!

Duża część ludzi boi się, że burmistrz Irena Krzyszkiewicz dostanie mandat do sejmu. „Kto za nią?”– padają pytania. I snują się domysły, panuje niepewność i rodzi się takie przekonanie, by nie głosować za kandydatką, bo nie wiadomo kto będzie po niej. No, właśnie, kto?

Łatwo przewidzieć, że kandydaci się znajdą, bo czyż był czas, że ich nie było? I pada refleksja związana z ostatnimi wyborami na burmistrza. „Teresa Frączkiewicz?” – ktoś pyta półgłosem, który ledwie dociera pośród szumu drzew nad dymiącym grillem. Zapada cisza. „Eeee! Ona chce się wpasować w te buciki po Irce, ale one są o trzy numery na nią za duże” – poda odpowiedź.

Tak. Są w naszym mieście ludzie, których mocno niepokoi możliwość wyboru Ireny Krzyszkiewicz na posła. I ludzie ci mogą na nią nie zagłosować choćby z powodu swojego niepokoju związanego z przyszłością gminy. Ci ludzie nie dają się wziąć na lep tandetnej propagandy mówiącej o fatalnej sytuacji gminy, jej rzekomym zadłużeniu. Nie zgadzają się z tezą o tym, że za rządów Ireny Krzyszkiewicz nic nie zmieniło się na lepsze. To normalni, odpowiedzialni mieszkańcy naszego miasta, którym na nim zależy. Na gminie i mieście, a nie na Irenie Krzyszkiewicz, którą jednak cenią za to co zrobiło, ale nie bezkrytycznie.

Wyjście z tej sytuacji pozostawmy jednak kandydatce. To jej problem. Podobnie jak szpital.
Wypada kończyć ten post, by „nie truć”. Stajemy, jako mieszkańcy miasta, gminy, powiatu przed szansą niepowtarzalną. Jest w każdym człowieku pewien potencjał emocji. Ich zabarwienie może być różne. Chodzi o to, by 25 października 2015 r. pozbyć się tych emocji. Idzie o to, by kierować się nie emocjami, ale naszym wspólnym lokalnym interesem.

Powtarzam raz jeszcze, że w naszym najlepszym interesie jest głosowanie ZA kandydaturą burmistrz Ireny Krzyszkiewicz na posła. To jest nasza szansa. To jest nasza nadzieja. To może być nasza lepsza przyszłość. Podejdźmy do sprawy na zimno. Pozbądźmy się uprzedzeń i fobii. Nie słuchajmy zawistników. Bądźmy racjonalni i szansy nie zmarnujmy.

czwartek, 3 września 2015

Uczyniono dobro

Trzeba bardzo mocno pochwalić Nadleśnictwo Góra Śl. za kawał dobrej roboty wykonanej w rekordowo krótkim czasie. Widać, że kierownictwo Nadleśnictwa potrafi zadziałać energicznie jeżeli jest ku temu powód. W poście poniżej widzieli Państwo nieobecny już - na szczęście - obraz nędzy i rozpaczy.

Po interwencji dawny plac zabaw odmienił swoje oblicze i wstydu rumieńca na twarzy już nie wywołuje. Wyremontowano – i to gruntownie – siedem znajdujących się tam ławek. Łącznie na wykonanie nowych siedzisk zużyto 28 desek o grubości 5 cm, które zostały dokładnie zakonserwowane i przyzwoicie obrobione. Drzazgi w tylną szynkę załapać szans nie ma. Szkielety ławek pomalowano. Teren niegdyś porośnięty bez ładu i składu odkarzaczono. Miejsce stało się miłe dla oka, estetyczne i zachęcające do odpoczynku. 





Panu nadleśniczemu Tomaszowi Multańskiemu i jego pracownikom zaangażowanym w odnowę tego miejsca wypada serdecznie i gorąco podziękować.

Trudno stwierdzić czy jest to ostatnie słowo w sprawie wyposażenia tego miejsca, jakie powiedziało Nadleśnictwo Góra Śl. Sądzę, że warto byłoby wejść we współpracę z władzami naszego miasta, by np. uruchomić nieczynną od lat zrujnowaną fontannę, postawić jakieś urządzenia dla maluchów, bo tych ostatnich szalenie nudzi siedzenia na ławce. 
Wiadomo, że dziecko wyszaleć się musi! Można by też za symboliczna złotówkę wydzierżawić ten fragment terenu gminie, która podciągnęłaby tam oświetlenie. Wiadomo, że mroki i ciemności złą energię wywołują.

I dwie drobne uwagi na koniec. Nieco za mało jest tam pojemników na śmieci (dwa). I apel do wszystkich, którzy chadzają tamtędy na spacery, by reagowali na wandalizm. Bo to nasza wspólna obojętność doprowadziła do dewastacji tego uroczego miejsca.

środa, 19 sierpnia 2015

Nędza i rozpacz

Starsze rocznik, tzw. „dinozaury” pamiętają górowski „Ogródek Jordanowski”. Mieścił się on vis a vis budynku wodociągów, który położony jest na obrzeżach górowskiego lasu. Niegdyś było to ulubione miejsce spacerów liczne rzeszy górowian, którzy ze swoimi pociechami maszerowali do „Jordana”, by tam ich potomstwo mogło nieco poszaleć. Będąc wrednym brzdącem (od poczęcia byłem wybitnie wredny, co podkreślam z dumą) też tam bywałem. Wejście do ogrodu wiodło poprzez metalową pseudo – bramę, od strony drogi wiodącej do budynku wodociągów.

Pamiętam (bo obok wredności pamięć mam też od poczęcia doskonałą), że tryskała tam niegdyś fontanna, była karuzela, huśtawki, zjeżdżalnia. Z biegiem czasu doszły jeszcze jakieś przybory gimnastyczne zrobione z rur, na których można było fikać dowolne fikołki. Jakoś „Jordan” funkcjonował, aż doszło do jego likwidacji na skutek ogólnopolskiej fali przeglądu tego typu placów zabaw pod kątem ich bezpieczeństwa. Ogólnonarodowa głupota nas też nie ominęła i „Jordana” zlikwidowano.

Plac zabaw zastąpiono czymś na kształt kącika o charakterze edukacyjnym, gdzie żądni wiedzy mogli dowiedzieć się co nieco o wieku drzew. Jednym słowem można rzec, że Nadleśnictwo Góra Śl. Zrobiło tam kącik dendrologiczny. Pomysł był dobry i zasługiwał – i zasługuje – na pełne uznanie.

Ustawiono tez tam ławy, wykonane z pni drzew i takież same siedziska. Pozostawiono też dawne ławki, których szkielet wykonany był z betonu. Beton i las – sprzeczność estetyczna. 

Jakiś czas nowe urządzenie tego miejsca trzymało się kupy. Ale nieubłagany ząb czasu i niszczycielska moc wandali swoje zrobiły. Od jesieni ubiegłego roku miejsce to zaczęło straszyć swoim wyglądem. Zaczęło też przynosić wstyd mieszkańcom miasta, Nadleśnictwu Góra Śl. oraz włodarzom miasta, którzy najwyraźniej w tej sprawie nie interweniowali u właściciela tej działki (Nadleśnictwa Góra Śl.), bo najwyraźniej nie mieli bladego pojęcia o tym, jak miejsce to wygląda. A wygląda ono tak. 
I tak ten obraz nędzy, rozpaczy i zapomnienia wygląda na dzisiaj. Szkoda. wielka szkoda, bo wielu ludzi tamtędy chodzi i bardzo się dziwi, że nędza i ruina znajduje się tuż przy ścieżce "Dziczek", którą władze naszej gminy i Nadleśnictwo Góra Śl. tak bardzo się chlubią. 

Obawiam się, że widok przedstawiony na zdjęciach chlubą nie napawa. Tak gminy, jak i Pana nadleśniczego Tomasza Multańskiego. 

wtorek, 18 sierpnia 2015

Dyrektor Tomasz

Mówi się, że „nowa miotła dobrze wymiata”. Od pewnego czasu dyrektoruje Powiatowemu Ośrodkowi Sportu i Rekreacji (potocznie Arkadii”) dyrektor Tomasz Krysiak. Przypomnę Państwu, że w konkursie na to stanowisko chłopina „zabłysnął” plagiatem, który podał wysokiej komisji konkursowej, jako własny program działania tej placówki. Kant kandydata – dość prostacki i nieudolny – wyszedł na jaw, co jednak nie przeszkodziło Wielce Czcigodnej Pomyłce Powiatu Górowskiego – staroście Wołowiczowi – na powołanie Tomasza Krysiaka na dyrektorskie stanowisko.

Powiedzmy sobie szczerze i otwarcie, że dyrektorowania w wykonaniu tegoż pana dupy nie rozrywa. „Arkadia” pod kierunkiem dyrektora Tomasza usycha i marnieje. Nie ma on żadnych pomysłów na tchnięcie w niej sportowego życia. Ot, odbywają się tam jakieś turnieje, imprezy, ale wszystko to skarlałe jest jakieś i tchnące małością, niedoróbką, tandetą, bylejakością. Niby coś się dzieje, ale tak naprawdę nie ma to sznytu, poloru, powabu i nie jest atrakcyjne. Z „Arkadii” zieje przede wszystkim przeraźliwą nudą. Wyczuć można tam atmosferę stęchlizny i braku pomysłów.

Za to pan dyrektor Tomasz cuduje we wprowadzaniu zmian. Zmian pozornych oczywiście. I tak np. mamy w parku przy „Arkadii” zjawisko „wędrujących ławek”. Co jakiś czas część ławek zmienia miejsce swojego pobytu. Jaki jest tego cel? Trudno powiedzieć. Wydaje się, że to czysta pozoracja mająca na celu zasygnalizowanie, że coś się dzieje, że jest jakiś ruch, bo coś się zmienia. Oczywiście, są to zmiany pozorne, bo w jaki sposób zjawisko „wędrujących ławek” ma wpływ na ofertę sportową „Arkadii”?

W ramach tych zmian („nowa miotła dobrze wymiata”) doczekał się realizacji arcydurny pomysł dyrektora Tomasza Krysiaka, polegający na likwidacji grilla znajdującego się w altanie. A grill ten był solidy i cieszył się bardzo dużym wzięciem. Z powodów tylko sobie znanych dyrektor Tomasz Krysiak nakazał likwidację tegoż grilla.

 Altana z grillem
Altana po "reformie" dyrektora Tomasza

Jednak ten niezwykle pomysłowy pan polecił wybudowanie nowego grilla. Posadowiono go na asfalcie. W ten sposób pomysłowy dyrektor Tomasz zadbał o to, by miłośnicy grillowania mogli kiełbasy i mięso grillować w atmosferze nasyconej węglowodorami pierścieniowymi aromatycznymi. Każdy miłośnik grilla zaoszczędzi w ten sposób na przyprawach. Dyrektor Tomasz natomiast za ten epokowy pomysł powinien zostać honorowym prezesem Stowarzyszenie Miłośników Grilla Rakotwórczego.


Sądzę, że pan dyrektor Tomasz powinien zorganizować grilla dla Zarządu Powiatu. I tak np. wicestarosta Niedźwiedź uwielbia tłusty boczek z grilla. Z dodatkiem siareczki, która znajduje się w asfalcie taki boczuś będzie paluszki lizać! A jaki zdrowy! Kilka takich grillowań i wicestarosta straci na wadze. Z biegiem czasu zacznie chudnąć (co ogólnie jest zdrowe), stawać się przeźroczysty niczym pergamin. A taki np. starosta uwielbia udka z zielononóżek. Zgrillowane na asfaltowym podłożu zawierającym metale ciężkie z całą pewnością będą mu smakowały. Może nawet odrosną mu włosy. Nie daje jednak gwarancji, że na głowie. Ogólnie rzecz ujmując grill pomysłu dyrektora Tomasza jest o.k., tak jak on sam. Dyrektor grillopodobny.

Bardzo mi się też podoba pomysł dyrektora Tomasza z monitoringiem. Tabliczki z napisem „obiekt monitorowany” spotyka się na każdym kroku. Na park z wysokości spoziera kamera. Tyle, że nie przekazuje nigdzie obrazu, bo to atrapa. Bezsens czy głupota? I jedno, i drugie.
Kamera, czyli pic dyrektora Tomasza

Ostatnio popołudniami „Arkadia” jest nieczynna. Niestety, żadnej informacji na ten temat nie znajdą zainteresowani ani na zamkniętych na głucho drzwiach „Arkadii”, ani też na internetowej stronie POSiR – u. To najwyraźniej informacja z kategorii „tajne/specjalnego znaczenia”. Dla nikogo natomiast tajne nie jest, że dyrektor Tomasz ma nienormowany czas pracy. Jest on na tyle nienormowany, że dyrektor Tomasz przybywa do pracy ok. godz. 9 rano (po odbyciu spaceru z pieskiem) i bywa tam do 13 a w porywach do 14. Słuszna jest postawa dyrektora Tomasza. Lepiej, żeby go tam nie było, bo mógłby wymyślić coś znacznie głupszego niż grill na podłożu asfaltowym. Czym dalej dyrektor Tomasz od „Arkadii” tym lepiej dla „Arkadii”! Jakiż paradoks!

Na tejże internetowej stronie POSiR – u w zakładce „Sekcje sportowe” – zamieszczony jest wykaz tychże sekcji. A jest ich aż …3 (słownie: trzy). Utrzymanie „Arkadii” kosztuje podatników ponad pół milion złotych rocznie. Ilość sekcji sportowych jest odwrotnie proporcjonalna do ilości kasy.
Na wjazdowej bramie do „Arkadii” wiszą plakaty zapraszające dzieci do zajęć w „Klubie dla dzieci”. Owe zajęcia odbywają się od poniedziałku do piątku w parku „Arkadii”. 


Szkoda tylko, że uczestniczące w nich dzieci nie mogą skorzystać z toalet, bo w tych godzinach hala jest zamknięta. Bardzo rozsądnie dyrektorze Tomaszu. Po cholerę mają korzystać z toalet w budynku, jak w ogrodzie maja krzaków do cholery. Zaoszczędzi się na wodzie, papierze toaletowym, energii elektrycznej.

Ogólnie rzecz biorąc dyrektor Tomasz swój urok ma. Ja a przykład bardzo lubię dyrektora Tomasza, gdyż jest on fenomenem jeżeli idzie o trenerkę. Specjalizuje się w piłce nożnej, ale ta dziedzina sportu nie za bardzo lubi trenera Tomasza. Można powiedzieć, że trenera Tomasz ja kocha sercem całym i kawałkiem płuca a ona na do niego stosunek oziębły, co najmniej. Czego się w piłce nożnej trener Tomasz nie dotknie, to zaraz to pada. Kogoż on nie trenował! I wszędzie z finałem polegającym na zwolnieniu trenera Tomasza, po dość krótkim czasie. Nikt nie dostrzegł finezji, głębi myśli trenerskie, nowatorstwa, przebłysków geniuszu trenera Tomasza.
Dyrektor Tomasz
niespełniony piłkarz, niespełniony trener, niepotrzebny dyrektor

A przecież człowiek, który buduje grilla na asfalcie zasługuje na najwyższy szacunek i uznanie. Czy ja się proszę Państwa mylę?