wtorek, 31 stycznia 2017

Na widelcu fiskusa

Dzisiaj złożyłem na ręce przewodniczącego Rady Miejskiej oświadczenie, iż zrzekam pobierania diety przysługującej radnemu miejskiemu. Zrzekłem się diety za okres od 1 lutego 2017 do 31 stycznia 2018 r. W piśmie skierowanym do przewodniczącego Rady Miejskiej nie uzasadniłem tego czynu, ale wobec Czytelników i swoich wyborców wyjaśniam motywy swojego postępowania.

Jak większość Państwa wie, jestem po wrednej chorobie, która odebrała mi 1/2 zdrowia i odrobinę entuzjazmu do życia. Pozostawiła jednak honor i dociekliwość. Obecnie zdany jestem na opiekę OPS’u. Z tego „garnuszkowego” cieknie mi co miesiąc ok. 650 zł. Jest tam jakiś limit dochodów na jedną osobę, który zapewne – w mniemaniu jego kabaretowych twórców – powinien wystarczyć na przeżycie, opierunek, wikt i opłaty.

Oczywiście 600 zł z tytułu diety podniosłoby o 100% moją wypasioną sytuację materialną – ba, byłbym krezusem - gdy nie taki fakt, że zsumowane dochody z tytułu „garnuszkowego” i diety radnego nie przekraczałyby bariery pozwalającej mi na otrzymywanie zasiłku.

„Urok” i „powab” zasiłku OPS’i polega jednak proszę Państwa na tym, że związane z nim jest ubezpieczenie społeczne, w tym zapewnienie opieki medycznej.

Problem polega na tym, że moje leczenie szpitalne kosztowało ok. 120 tys. zł, co do dziś wypominają mi osoby bardzo dobrze sytuowane i wściekłe, że nie przeniosłem się na jeszcze na łono Abrahama, na co ten kąkol mało ludzki liczył.

Trudno im pojąć, że oni będąc odmianą „dżdżownicy”, mogą być wyleczeni za kilkaset złotych, a ja  jako w końcu organizm skomplikowany w naprawie muszę kosztować! A która z tych „dżdżownic” pisze tak jak ja?!

Przeprowadzono różne symulacje, z których wynikało, że gdybym nie uczęszczał na wszystkie sesje i część komisji (zapisałem się do 3), to bez problemu mógłbym łykać - niczym pelikan - część diety. Faktycznie, taka możliwość istnieje, ale teoretycznie, ale ja jednak żyję praktycznie a nie teoretycznie. Mógłbym pójść w ślady radnego miejskiego Henryka Drozdowskiego, który podczas ostatniej sesji zjawił się, listę obecności podpisał i ulotnił się po 5 minutach trwania sesji, co zauważył szanowny przewodniczy rady. I tak chłopina sesję „pięciominutową” zaliczył, potrącenia z diety nie będzie i wstydu dla niego też nie.

A co na to jego wyborcy?

Namawiano mnie bym swoimi nieobecnościami tak kombinował, by mój dochód z diety, zsumowany z „garnuszkowym”, nie przekraczał dopuszczalnego prawem dochodu.

Ja jednak nie będę z siebie robił debila i kombinatora, więc postanowiłem, że zrzeknę się diety na okres do 31 stycznia 2018 r. Z tym dniem bowiem upływa prawo do „garnuszkowego” z OPS’u, które jak dotąd jest moim jedynym źródłem utrzymania.


Mam nadzieję, że mój stan zdrowia się na tyle poprawi, że jak w poprzednich latach nie będę sięgał po żadne zasiłki z OPS’u i sam będę sobie dawał radę w życiu. Obecna sytuacja bowiem głęboko mnie upokarza, ale stan zdrowia taki jest jaki jest na dzień obecny. Ta więc z szacunku do wyborców i siebie samego powziąłem tę decyzję, co wyznaję szczerze, z pewną dozą zakłopotania.

poniedziałek, 30 stycznia 2017

To nie sen

W Górze przy ulicy Poznańskiej 21 znajduje się hurtownia elektryczna „EL – MARO”. Firma w tym miejscu istnieje 2 lata, co tylko dobrze o niej świadczy. Ileż to mieliśmy tego typu przedsięwzięć na terenie naszego miasta, które pojawiały się i znikały? Trudno zliczyć!
Hurtownia i sklep w jednym, oferuje Państwu nieomal cały asortyment związany z szeroko pojętą elektryką. Mówiąc obrazowo kupić można tutaj wszystko, by od podstaw stworzyć instalację elektryczną w naszym mieszkaniu lub domku jednorodzinnym. Gdy potrzebujemy czegoś specjalnego, w danej chwili niedostępnego na półkach lub spełnić swoje marzenie i fantazję, możemy złożyć indywidualne zamówienie. Czas oczekiwania na jego realizację wynosi najwyżej 3 dni.

Pan Wiesław Prosianowski, który obsłuży Państwa jest osobą kompetentną i mającą pojęcie o tym, co oferuje swoim Dodatkowo Pan Wiesiu poleci Państwu firmę, która wykona pożądaną przez Państwa usługę. A Pan Wiesiu tandeciarzy nie poleci! O to Państwo mogą być spokojni.

W ofercie hurtowni, i sklepu jednocześnie, znajduję się tysiące artykułów z branży elektrycznej. I tak odnajdziemy tam ok. 100 rodzajów kabli elektrycznych o różnych parametrach technicznych. Na pólkach uśmiechają się do nas setki żarówek LED różnych typów i firm. Dodajmy, że dość tanich. Elegancki i nowoczesny osprzęt Legranda wabi nasz wzrok. Setki włączników i wyłączników kusi, by zmienić wystrój wnętrza naszego domu. Na półkach dumnie królują wyroby renomowanych firm „Simon’ i „Kos”.

Ceny są przystępne. Do tego mogą Państwo liczyć na rabaty przy większych zakupach, gdyż Pan Wiesiu docenia swoich Klientów, mawiając: „Klient złupiony, to Klient stracony”.

Wszystko to dostępne jest od poniedziałku do piątku w godz. 8 – 16. W sobotę od 9 do 13. O szczegóły dotyczące oferowanego towaru mogą Państwo dopytywać się pod numerem: 65 520 42 46.








Wypociny "Misia"

W poście zatytułowanym „Kochanemu Misiowi” zamieściłem z 29 grudnia 2016 r., zamieściłem pismo, które skierowałem do zastępcy tzw. „starosty” (dane personalne obu pomińmy, bo są nieistotne tak jak i sama osoba), w którym to poprosiłem o przekazanie garści informacji na temat działalności drogiego mojej pamięci „Misia”. Ostatnimi dniami otrzymałem pismo stanowiące niedolną próbę odpowiedzi na moje pismo. Skan tej „odpowiedzi” poniżej.


Oczywiście „odpowiedź” ta dla mnie osobiście jest wyczerpująca i zadowalająca i innej się nie spodziewałem. Jest bowiem środek zimy a w tym okresie wszystko co futrem porośnięte śpi snem sprawiedliwych, choćby daleko im do nich było. Uroda ich – psia krew! – taka.

Ogólnie rzec ujmując innej odpowiedzi się nie spodziewałem, bo znam możliwości intelektualne pan „Misia’. Są one dla inteligentnych ludzi trudne do ogarnięcia! Prawie tak wielkie jak poniższy dowcip:

Wiosna. Mały niedźwiadek wytacza się z jaskini. Jest wychudzony, ledwie stoi na łapkach, oczka ma podkrążone. Zaniepokojona mama - niedźwiedzica pyta:
- Synku, co się stało? Czy na pewno na całą zimę poddałeś się hibernacji, jak prosiłam?
- Hibernacji? Myślałem, że powiedziałaś masturbacji!”

Sedno pisma streścić można następująco: „nie wiem, to nie ja, poza tym wszystko gra!” I ten dziwny jegomość chciał być burmistrzem Wąsosza! Okrutny żart z mieszkańców tej gminy ślepy los by im zafundował. To drodzy zwolennicy tegoż jegomościa macie próbkę jego „intelektualnych” możliwości. Czy to poziom wart burmistrza Waszej gminy? Czy to poziom wart Was? A kasa leci. I to odwrotnie proporcjonalna do zasług i umiejętności. O intelekcie nie wspomnę.

W ostatnią sobotę w moim rodzinnym mieście odbyły się uroczystości z okazji – jakiż eufemizm! - "Powrotu ziemi górowskiej do Macierzy”. Pełen ochoty i radości zapragnąłem wziąć udział w tej nieco wydumanej uroczystości. Przybyłem na górowski Rynek i radość ma prysła niczym mydlana bańka. Ujrzałem bowiem oblicze tego, który miał niewątpliwy zaszczyt mi odpowiadać. Więcej! Jego zapasioną twarz jeszcze bym zniósł, chociaż z najwyższym wysiłkiem. Ale on wyciągnął do mnie rękę! W sposób bezczelny, nie licząc się z tym złem, do którego zrobienia mieszkańców powiatu ową rękę przyłożył, usiłował się ze mną przywitać.

A ja pamiętam ustawiony konkurs na dyrektora hali „Arkadia”, gdzie konkurs wygrał Tomasz Krysiak, który przejdzie do naszej lokalnej historii z „dumnym” przydomkiem „Plagiat”. Pamiętam też jak bez zmrużenia oka ów jegomość głosował za pozbawieniem nocą mieszkańcom naszego powiatu dostępu do aptek. W mojej pamięci tkwi też „sprzedaż” szpitala. I on, w sposób bezczelny, głupi i pozbawiony zasad, liczył że ja ową rękę ujmę i uścisnę.

A czy ja na jakąś bladź wyglądam, która zniewag i krzywd wyrządzonych nam wszystkim zapomnę?

A niegdyś napisałem, że Wąsosz wysłał do Rady Powiatu to, co miał najcenniejszego. Jakże tego żałuję! W mojej ocenie wysłał „śpiocha”, czyli wroga powiatu, który jednak umiejętnie się maskował. Ale ja wspaniałomyślny jestem i rzeknę tak: będę Twym cieniem i życie Twe zmienię. W piekło „Misiu” a nie w raj czy czyściec!


środa, 25 stycznia 2017

Tonący brzytwy się chwyta

W Towarzystwie Budownictwa Społecznego „Inwestor” w Górze, od dłuższego czasu toczy się walka. Na dzień dzisiejszy trudno rozstrzygnąć o co jest toczony ten bój „krwawy”, bezlitosny, ale rzec można z pewną dozą pewności, że o władzę. Ofiarą tej „wojny żzytwy ądzy i chuci” padają jednak szeregowi członkowie TBS, którzy chcą mieszkać w spokoju, żyć w ciszy i mieć zagwarantowany minimalny choćby komfort do egzystencji.

Jedną ze stron konfliktu jest Wiesław Pluta, były kandydat „SamejBronki” na burmistrz Góry, który w wyborach w roku 2012 uzyskał wynik na pograniczu błędu statystycznego.  W swoim mniemaniu uważa on, że jest predysponowany do piastowania wszelkich stanowisk. No, tak ma i nikt na to nic nie poradzi. Znam go osobiście i gdybym miał biuro, to nawet wynoszenia śmieci bym temu gościowi nie powierzył.


W toku toczącej się walki o jeden Bóg wie co, pan W. Pluta doigrał się wyroku w sprawie karnej. Poniżej skany związane z pokłosiem tej sprawy.


wtorek, 24 stycznia 2017

Oświatową lekcję odrobiłem

W czasopiśmie „Gmina Polska” ukazał się niezwykle interesujący wywiad, w którym burmistrz gminy Wąsosz – Zbigniew Stuczyk - dzieli się z Czytelnikami swoimi przemyśleniami i uwagami na temat zbliżającej się reformy polskiej oświaty.
Jego zastępca – Grzegorz Kordiak – kreśli natomiast przed Czytelnikami zakres inwestycji planowanych przez wąsoski samorząd.
Poniżej treść wywiadu przeprowadzonego przez red. Sławomira Grymina. Tytuł posta pochodzi z tytułu artykułu. 
Wrócił pan dzisiaj od kuratora dolnośląskiego. Jakie ciekawe informacje przywiózł pan do Wąsosza?
Zbigniew Stuczyk: – W zasadzie nie ma nic nowego, wszystko jest w najlepszym porządku. Reforma jest, moim zdaniem, całkiem dobra i należy ją wdrożyć, dobrze się do niej przygotować i zadbać o nauczycieli, a przede wszystkim o szkoły i dzieci, aby wszystko działo się spokojnie, bez większych perturbacji i nerwów.
Co dobrego, pańskim zdaniem, przynoszą zmiany w oświacie?
Zbigniew Stuczyk: – Dostrzegam kilka pozytywów, którymi podzielę się z czytelnikami z wielką przyjemnością. Nie zalecam nikomu, aby szedł drogą wygaszania gimnazjum, ponieważ – moim zdaniem – jest to zła droga, a zdecydowanie lepszą i dającą szanse na zatrudnienie wszystkim nauczycielom jest włączenie gimnazjum do szkoły podstawowej. Wtedy to z dniem 1 września wszyscy nauczyciele gimnazjum stają się nauczycielami szkoły podstawowej i muszą znaleźć się w arkuszu organizacyjnym prac tejże szkoły. Zawsze marzyłem o tym, aby w szkołach podstawowych, gimnazjalnych i średnich były nie tylko wyłącznie tablice interaktywne, ale dobrze by było, aby uczeń mógł sam przeprowadzić doświadczenie z fizyki lub chemii i zobaczyć, jak się zachowuje np. platyna, będąca świetnym przewodnikiem ciepła, czy sód i potas, palące się dziwnymi płomieniami. Reforma ta daje możliwość utworzenia takich klasopracowni, w których właśnie takie doświadczenia będzie można przeprowadzać.
To wszystko będzie trochę kosztowało.
Podobny obraz
Zbigniew Stuczyk: – Minister edukacji narodowej Anna Zalewska mówiła o 900 mln zł na reformę oświaty, a na samodzielne gimnazja w roku 2017 mamy otrzymać po 100 tys. zł; za 50 tysięcy będę miał dwie piękne i dobrze wyposażone klasopracownie. Poza tym jest szansa na zrealizowanie mojego pomysłu sprzed lat – utworzenia ponadpodstawowej szkoły średniej, co pozwoli zmniejszyć koszty kształcenia. Noszę się z zamiarem podjęcia kolejnej próby utworzenia liceum
publicznego o profilu ogólnym, może z dodatkami pożarnictwa, lub liceum sportowego.
Wygląda na to, że nauczyciele z waszego gimnazjum znajdą zatrudnienie w szkole podstawowej…
Zbigniew Stuczyk: – …i tak należy się zachować, bowiem reforma pozostawi nauczycieli w szkołach podstawowych, a nauczycieli z gimnazjów podda stresowi odejścia na zasiłki dla bezrobotnych i, krótko mówiąc, utratę pracy. Tak być nie może! W tym zawodzie przecież jedni i drudzy są nauczycielami. Nie zgadzam się też z tym – i powiedziałem to dzisiaj panu kuratorowi – że ustawodawca z góry postanawia, kto będzie dyrektorem nowo powstałej dużej ośmioklasowej szkoły podstawowej. Dyrektor szkoły podstawowej ma zostać dyrektorem ośmioklasowej szkoły podstawowej, a dyrektor gimnazjum jego zastępcą. Uważam, że nie jest to uczciwe ani sprawiedliwe, choć powoduje, że nie będzie tysięcy konkursów. Ja natomiast jestem zwolennikiem konkursów.
Jeszcze klamka nie zapadła…
Zbigniew Stuczyk: – Ponieważ pan prezydent zastanawia się nad podpisaniem ustawy i ma wiele wątpliwości. Wątpliwości ma również pierwsza dama, z zawodu nauczycielka. Jeżeli prezydent zawetuje ustawę, to rządzący mogą nie mieć takich sił, aby to weto odrzucić i może być różnie. Wdrożenie ustawy może zostać odroczone, bowiem rzeczywiście tempo jej wprowadzania jest bardzo duże. Dzisiaj spotykam się z nauczycielami naszego gimnazjum, aby przedstawić im nasze zamiary. Na pewno nie poddam się i będę tworzył liceum, tylko do tego potrzebna jest mi pomoc nauczycieli.
Czy w Wąsoszu jacyś nauczyciele stracą pracę?
Zbigniew Stuczyk: – Jeśli zrobimy to, o czym mówiłem, to nie. A przede wszystkim jeśli uda się nam otworzyć liceum w roku 2018. Na pewno najtrudniejszy będzie rok 2019.
Zbigniew Stuczyk: – Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego spotykam się z nauczycielami naszego gimnazjum, aby rzetelnie przedstawić im sytuację. Publiczna szkoła średnia w Wąsoszu się przyda i nie będę musiał uzyskać zgody na jej utworzenie od starostwa powiatu górowskiego, ponieważ będzie ona prowadzona przez stowarzyszenie.
Podobają mi się pomysły zmierzające do reaktywacji w kraju szkolnictwa zawodowego.
Zbigniew Stuczyk: – Mnie również. Ponadto pamiętam szkołę ośmioklasową i uważam, że ta forma była dobra. Później wielkim wysiłkiem finansowym i logistycznym wprowadzono gimnazja i teraz gdyby w Wąsoszu budynek gimnazjum miał stać pusty, to powinienem się spakować, powiedzieć dziękuję i zrezygnować z burmistrzowania, bo się nie nadaję do sprawowania tej funkcji. A tak, to wydaje mi się, że lekcję odrobiłem i jestem przygotowany.
Dobrze, że tak się stanie i ludzie nie stracą pracy, ponieważ lekarze, inżynierowie, prawnicy i właśnie nauczyciele stanowią o potencjale intelektualnym każdej gminy.
Zbigniew Stuczyk: – Nie do końca się z tym zgadzam. Doskonale pamiętam czasy, w których zawód nauczyciela był zawodem naprawdę elitarnym, ale dzisiaj niestety wielu nauczycieli to nauczyciele z przypadku. Owszem, zazwyczaj ukończyli studia wyższe – często w dziwnych uczelniach o nie najwyższym poziomie – ale później wielu z nich się nie dokształca, a następstwem tego jest fakt, że poziom w szkołach, w których uczą, nie jest, delikatnie mówiąc, najwyższy. Oczywiście nie generalizuję i nie wszyscy są tacy, ale dzisiejsi nauczyciele to już nie ta wcześniejsza elita. Dzisiaj nauczyciel nie ma już takiego autorytetu jak kiedyś. Szkoły się zmieniły, uczeń zna swoje prawa i obowiązki, a nauczyciel często i wyłącznie zasłania się kartą nauczyciela. A reforma oświaty spowoduje, że jeśli jacyś nauczyciele stracą pracę, to odejdą najsłabsi z nich i dzięki temu polepszy się poziom nauczania.
A co z pierwszymi tegorocznymi inwestycjami?
Grzegorz Kordiak: – Budżet uchwaliliśmy z końcem zeszłego roku, przed nami kilka zadań inwestycyjnych, a naszym największym zadaniem będzie budowa kanalizacji – dalszy etap kanalizowania miasta Wąsosza. Będą kanalizowane ulice: Pocztowa, Korczaka, Świerczewskiego i Mickiewicza aż po rzekę Barycz i chcemy to jak najszybciej skończyć, aby później ewentualnie zająć się kanalizowaniem pobliskich miejscowości. Chcielibyśmy spróbować też zająć się skanalizowaniem Rudnej Wielkiej, a wszystko dlatego, że nie możemy w tej miejscowości położyć części chodnika, nie kanalizując wcześniej tej wioski. Dlatego złożyliśmy wniosek o dofinansowanie tej inwestycji do Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich i jeśli uda się nam pozyskać środki finansowe, to będziemy chcieli to zrobić. W naszym tegorocznym budżecie znalazły się też budowy i przebudowy dróg lokalnych, chcemy kontynuować przebudowę drogi w Ługach oraz przebudować drogi w Ostrawie i Cieszkowicach. Jedną z kluczowych inwestycji będzie przebudowa i modernizacja kompleksu pałacowo-dworskiego we Wrzącej Śląskiej, gdzie planujemy utworzyć dom pomocy społecznej. Trwają prace projektowe zmierzające do tego, abyśmy mogli ogłosić postępowanie przetargowe. W pierwszej kolejności chcemy zrobić termomodernizację, na co planujemy uzyskać środki zewnętrzne z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Jest to obiekt zabytkowy, zatem będziemy również starać się o pieniądze na jego renowację. Mamy też zamiar zrealizować kilka mniejszych zadań, np. remont boiska przy gimnazjum w Wąsoszu, budowę boiska przy szkole w Płoskach i modernizację oświetlenia ulicznego.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Polityczny kalejdoskop

Polityka niesie z sobą wiele niespodzianek. Wiadomo,  że jak ktoś przystępuje do jakiejś partii, to robi to dla idei, jakakolwiek by ona była. W naszych realiach w partiach politycznych, są tylko i wyłącznie ludzie idei, którzy wiążą się z nimi do „grobowej deski”. Wiadomo powszechnie, że członkowie partii nie czerpią z przynależności do nich żadnych profitów, osobistych korzyści, działają bezinteresownie „pro publiko bono”.

Bywa jednak w życie i tak, że w członkach partii, pojawiają się wątpliwości dotyczące aktualności dotąd wyznawanych idei. Absolutnie proszę tego nie wiązać z wizją utraty stanowisk, wpływów, bywania na świeczniku czyli należenia do tzw. „elity”. Następuje wówczas reorientacja dotąd wyznawanych poglądów i szukanie takich, które są na topie i niosą z sobą nadzieję na dalszy pobyt w tzw. „elicie”. Zjawisko to znane jest z biologii. Przydatna jest tu znajomość literatury marynistycznej.

Na naszym górowskim rynku politycznym też dały się zauważyć pewne przetasowania polityczne. O rezygnacji burmistrz Ireny Krzyszkiewicz z członkostwa w PO już pisałem. Obecnie nasza burmistrzyni przybiła do przystani o nazwie Dolnośląski Ruch Samorządowy, który utworzył prezydent miasta Wrocławia Rafał Dutkiewicz. W uznaniu swoich umiejętności został sekretarzem na tym nowym okręcie.

Z tonącego pokładu PO ewakuował się również jej zastępca – wiceburmistrz Andrzej Rogala. A wicie Państwo, że wielu górowian nie ma pojęcie, że nasza Pani burmistrz ma jakiegoś zastępcę? Jakież niedoinformowanie! Chciałoby się zakrzyknąć: \człowiek cienia! Bo przecież nie wypada rzec: cień zastępcy!

W Dolnośląskim Ruchu Samorządowym odnalazł swoje miejsce również tzw. „starosta” żałosnych resztek naszego powiatu.  Pamiętam jak był rzecznikiem prasowym powiatowego PO w 2002 r. Miał wówczas niebiotyczny zaszczyt udzielania mi wywiadu do „Nowej Gazety Górowskiej”. On był blady a udzielony wówczas przez niego wywiad bledszy od śniegu.  Dodać należy, iż Dolnośląski Ruch Samorządowy deklaruje swoje zainteresowanie służbą zdrowia. A wiadomym jest wszystkim mieszkańcom naszego powiatu, że tzw. „starosta” jest wybitnym znawcą tej tematyki. Wszyscy wiemy z jakim skutkiem zainteresował się naszym niegdyś szpitalem. A na Dolnym Śląsku jest jeszcze wiele szpitali do sprzedaży. Wynika to z niekompetencji władz samorządowych szeregu powiatu dolnośląskich, które nie dojrzały nowatorstwa prezentowanego  przez tzw. „starostę” i nadal utrzymują deficytowe placówki zdrowia. Ale tzw. „starosta” otworzy im oczy na tę niedoskonałość.

Oczywiście, wspomniane wyżej osoby przybiły do nowego portu kierując się dobrem naszej gminy i powiatu. Byłbym ostatnim niewdzięcznym sukinsynem, gdybym tego nie podkreślił.

Szeregi nowego tworu zasilił też radny miejski, znakomity doktor Zygmunt Iciek. Ten programowo i genetycznie zawsze był niezależny (nawet od samego siebie), toteż trudno mu coś zarzucić, tym bardziej że czuję do niego „miętę”. Może rzeczywiście obudziła się w n im chuć działania na niwie samorządowej?

Spośród radnych naszej Rady Miejskiej na nowy okręt zaokrętowali się: Agnieszka Jędryczka (bezpartyjna), Jacek Szczerba (bezpartyjny), Mariusz Dziewic (bezpartyjny).

Burmistrz Wąsosza – Zbigniew Stuczyk (piąta kadencja) wstąpił również do Dolnośląskim Ruchu Samorządowym.  Programowo burmistrz Wąsosza jest od zawsze bezpartyjny, gdyż od zawsze był on: „Sam w sobie żeglarzem ,sterem i okrętem”.

Radny powiatowy Ryszard Wawer (bezpartyjny) również zaciągnął się pod banderę firmowaną przez prezydenta Wrocławia. Jako radny powiatowy niczym nie błysnął, ale jego obecność w DRS podnosi za to jego liczebność. Tyle, że ilość nigdy nie przedkłada się na jakość.

Sympatykiem Dolnośląskiego Ruchu Samorządowego został wójt Jemielna Jan Ucinek. I na tym opowieść o DRS się ucina.


Jeżeli chodzi o górowską PO, to partia ta nie znikła. Wierności jej dochował Marek Biernacki. I dla wszystkich go znających nie jest to niespodzianką, bo oprócz cieni ma on też swoje blaski. Nie jest koniunkturalny.  A to rzadkość, jak widać.

środa, 18 stycznia 2017

Zapiski nieopierzonego radnego

Pod tym tytułem będą ukazywały się moje zapiski dotyczące mojej działalności, jako radnego, którym de facto stałem się z dniem 16 stycznia br.

W dniu 16.01.2017 r. uczestniczyłem – po raz pierwszy jako radny – w sesji Rady Miejskiej. Porządek sesji zawierał 12 punktów. Większość z nich dotyczyła dalszych losów przejętego od stojącego na skraju bankructwa starostwa, budynku po internacie, który już od kilku lat nie był użytkowany i z wolna ulegał technicznej degradacji ku żalowi ludzi kochających nasze miasto. By być w zgodzie z prawdą należy dodać, iż tzw. „zarząd powiatu” usiłował go sprzedać, co wszystkich myślących napawało dreszczem przerażenia. Bo jak wszyscy wiemy na przykładzie byłego szpitala, gdy tzw. „zarząd powiatu” coś „sprzedaje” (np. szpital), to wszystkim nam to „bokiem wychodzi”. W efekcie budynek po internacie nieodpłatnie przejęła gmina. I za to chwała mojej gminie!

Podczas sesji podjęto uchwały dotyczące dalszych losów tego przepięknego budynku. Szczegółowe omówienie tego tematu odnajdą Państwo na internetowej stronie gminy wraz z wizualizacją tego, co powstanie w najbliższej przyszłości. Dodam tylko, że całkowity koszt tego niezwykle potrzebnego naszym mieszkańcom przedsięwzięcia oszacowany został na kwotę ok. 4,5 mln zł.

By realizacja projektu była możliwa i zgodna z prawem, by nasza gmina mogła ubiegać się o dotację na realizację tego przedsięwzięcia, Rada Miejska musiała podjąć 5 uchwał, które dotyczyły: „zgody na zawarcie porozumienia na rzecz wspólnej realizacji projektu”. Chodziło właśnie o budynek po internacie.

O ile porozumienia w tej sprawie zawarte przez naszą gminę z Klubem Seniora, który reprezentuje pan Bronisław Barna, czy też Lokalną Grupą Działania „Ujście Baryczy”, która reprezentowane jest przez panią Jolantę Wrotkowską, nie budzi zastrzeżeń, o tyle takie porozumienie zawarte ze starostwem powiatowym wzbudziło mój najwyższy niepokój.

Ja swoje zdanie na temat tzw. „starosty” (nie wymienię jego imienia i nazwiska, by nie przenosić tej marnej persony do historii), również nie wymienię jego zastępcy, by przez karty historii, nie przewijała się niedźwiedzia sierść, więc ja swoje zdanie na ich temat mam: „producenci ludzkiej krzywdy.” I tak przejdą do historii.

Mnie, jeszcze nieopierzonego radnego, zaniepokoiła myśl, że starostwo może być zobowiązane: „do poniesienia wszelkich kosztów związanych z niezrealizowaniem zadań wynikających z przedmiotowego porozumienia.” Wszak już nienarodzonym jest wiadomo, że powiat ma tyle kasy, ile najgorszy w historii powiatu tzw. „starosta” i tzw. „wicestarosta” miał intelektu i rozumu przy spisywaniu dziadowskiej i kretyńskiej umowy z wrocławską „bandą czworga”. Moje wątpliwości podzielił znany wszystkim radny Wacław Grzebieluch, który stwierdził, iż: „starostwo nie jest partnerem wiarygodnym”. Ja ze swojej strony pocieszyłem się tym, że za realizację zawartego porozumienia odpowiedzialni będą dyrektorzy placówek powiatowych, którzy w przeciwieństwie do tzw. „starosty” są kompetentni i odpowiedzialni. Popełniłem jednak błąd nieopierzonego radnego i zagłosowałem za porozumieniem ze starostwem. Szanowny radny Wacław Grzebieluch wstrzymał się od głosu, co ja też powinienem uczynić. Przepraszam za to niedopatrzenie, bo przez moment mogło wyglądać, że uważam – całkowicie niesłusznie! – że tzw. „starosta” jest kompetentny.

Trzeba przyznać, że burmistrz Irena Krzyszkiewicz kierując się więzami partyjnej złej krwi broniła tzw. „starosty”. Czekam na czas, kiedy burmistrz  Irena  Krzyszkiewicz stwierdzi publicznie, że tak zwana sprzedaż szpitala była błędem a jej kolega partyjny tzw. „starosta” popełnił błąd katastrofalny w skutkach dla nas wszystkich. Czy pani burmistrz w końcu zmądrzeje, czy też sprawowany urząd stępił jaj zmysły. No nie wiem? Czas pokaże.

Kolejnym punktem obrad była  uchwała w sprawie zagospodarowania strefy wypoczynku, która ma obejmować nieco zaniedbane tereny znajdujące się na ulicy Sportowej. Diametralnie ma się zmienić wygląd tzw. stawku Wasilewskiego (pod tą nazwą jest znany dla górowskich dinozaurów) oraz „bunkry” koło LO. Za tą uchwałą wypowiedziałem się pozytywnie, gdyż wszystko co służy upiększeniu mojego ukochanego miasta zawsze zyska moją aprobatę.

W poniedziałek ok. godz. 11 zauważyłem matkę z dzieckiem, którzy usiłowali dostać się do szaletu miejskiego znajdującego się koło Wieży Głogowskiej. Szalet miejski zamknięty był na kłódkę. W tej sytuacji wykonałem telefon do naczelnika wydziału gospodarki komunalnej UMIG w celu wyjaśnienia sytuacji. Okazało się, że szalet ten w okresie zimowym jest nieczynny z powodu jak mi wyjaśniono kłopotów z ogrzewaniem . Jest to jedyny szalet miejski w Górze. Wobec powyższego wygląda na to, że nasze władze gminne dozwalają tym, których przyciśnie potrzeba fizjologiczna  na zaspokajanie jej w zaciszu uliczek. Wygląda wiec na to, że zarówno policja jak i straż miejska nie powinna wlepiać za te czyny mandatu, chyba że kasa gminna chce się nachapać z tego tytuły mamony z mandatów.

W tenże poniedziałek poinformowano mnie, że na targowisku miejskim, w budynku socjalnym, nie ma ciepłej wody i papieru toaletowego. Idąc tym tropem zwiedziłem budynek i w sposób empiryczny przekonałem się, że informacja ta jest w pełni uzasadniona. Wykonałem telefon do sekretariatu pani burmistrz, co dzisiaj zaowocowało ciepłą wodą w kranie i papierem toaletowy w rolkach. W imieniu dzierżawiących stoiska dziękuję.

Jedna z mieszkanek gminy zatrzymała mnie z wielkimi pretensjami, że „fajnie jest przypominać właścicielom i zarządcom na stronach gminy o obowiązku odśnieżania,  a sama gmina ma to w dupie”. Na gminnych chodnikach i ulicach oraz parkingach ma miejsce istne lodowisko. Doświadczyłem tego w ostatnich dniach i również interweniowałem u naczelnika Szendryka, a w dniu dzisiejszym u sekretarza gminy Tadeusza Otty. Przyznam szczerze, że wcześniejsze telefony do gminy niewiele pomogły, bo urzędnicy mają parkiet i rozkoszne ciepełko, a nie lód pod nogami, co pewnie rozpieszcza i rozleniwia. My górowianie jednak, musimy odbywać pewną ekwilibrystykę, dość ryzykowną by przemieścić się z miejsca na miejsce. Na efekty mojej interwencji poczekamy. 
Ogólnie nastroje górowian z powodu oblodzonych nawierzchni są, pani burmistrz, podłe.

W ostatnią niedzielę górowianie spacerujący utwardzoną drogą leśną „Dziczek” spotkali się z myśliwymi. Było to pomiędzy godz. 13 a 15. Spacerujących i ich pociechy wystraszyły strzały dobywające się z wszelkiego rodzaju rur ognistych oraz okrzyki burzące spokój lasu i spacerowiczów. Wielu z nich zrezygnowało ze spaceru i zdenerwowani wrócili do domów. Na efekt nie musiałem długo czekać, gdyż telefon mój podskakiwał jak poparzony. Przeprowadziłem rozpoznanie tej sprawy i okazała się, że polowanie urządziło koło łowieckie Dzik z Wąsosza. 

Polowanie to według posiadanych przeze mnie dokumentów było całkowicie nielegalne, gdyż nie zgłoszone zostało w harmonogramie polowań. Wg harmonogramu, myśliwi z tego koła polować powinni całkowicie gdzie indziej. Wczorajsza wieczorna rozmowa z prezesem tegoż koła przekonała mnie o jednym, że nie ma z kim rozmawiać. W chwili obecnej trwa, jak dotychczas jałowa, wymiana maili z Nadleśnictwem Góra Śląska, które niczego nie wyjaśnia a usiłuje sprawę zagmatwać. Dzisiaj w godzinach porannych zwróciłem uwagę sekretarzowi Tadeuszowi Otcie na ten fakt i prosiłem, by sprawą zainteresowała się pani burmistrz. Sprawa jest w toku, a o jej postępach będę Państwa informował.

I tak zawsze, minimum raz w tygodniu, będę Państwa pod tym tytułem informował, że nie jestem radnym bezradnym. Stare przysłowie powiada: Diabeł tkwi w szczegółach. Wezmę diabła za rogi, a o szczegółach będę informował.



poniedziałek, 16 stycznia 2017

Rekompensata dla pani burmistrz

Została z kampanii wyborczej jedna rzecz, która domaga się wyjaśnienia. W poście „Zła forma Pani burmistrz” opisałem Państwu pewien komentarz, który pojawił się na FB.

Okazało się, że wpis powstał niezależnie od woli, wiedzy i intencji pani burmistrz Ireny Krzyszkiewicz. Sprawcą tego wpisu okazał się pan Filip Słowik, pełnomocnik wyborczy mojego kontrkandydata Kamila Kutnego.

Możecie sobie Państwo wyobrazić moje zbulwersowanie i zdziwienie faktem, że pani burmistrz tak obcesowo, bez taktu i nachalnie, próbuje mnie zdezawuować w oczach opinii publicznej na kilkadziesiąt godzin przed doniosłym aktem wyborczym. To też w swojej nieograniczonej niczym wyobraźni odpisałem na ów komentarz zgodnie ze swoimi odczuciami.

W sobotę 7 stycznia, gdy trwała już cisza wyborcza, mój pełnomocnik odebrał telefon od burmistrz Ireny Krzyszkiewicz i w trakcie odbytej rozmowy okazało się, że nie ona jest autorką owego żałosnego w gruncie rzeczy wpisu. Pani burmistrz poinformowała go,  że w czasie kampanii wyborczej do Sejmu pan Filip Słowik wspólnie z radnym powiatowym i ostatnim Mohikaninem Platformy Obywatelskiej na terenie naszego powiatu (reszta dała nogę!) Markiem „Bananowym Uśmiechem” Biernackim poinformowali ją o narodzinach nowej tuby propagandowej. Tuba ta powstała na Facebooku. Po wyborach do Sejmu nie została zlikwidowana, lecz zmieniono jej nazwę na „Irena Krzyszkiewicz- burmistrz Góry”.



Na dzisiejszej sesji pani burmistrz opowiedziała zebranym radnym o całej historii. A do mnie zwróciła się z prośbą (delikatnie mówiąc) o zamieszczenie oświadczenia Filipa Słowika, który miał tę czelność, że nie mając rozumu podszył się pod kogoś kto rozum ma.

Osobiście znam Filipa Słowika i wiem, że ten osobnik na zaufanie nie zasługuje (pisałem mu wypracowania z polskiego i do dziś nie zapłacił), fałszywie się uśmiecha, uważa się za inteligentnego człowieka, tylko że jest inteligentny inaczej. Pan Filip Słowik udaje mądrego, oczytanego podczas gdy tak naprawdę jego wiedza jest nikła jak śnieg na Saharze. O tym panu dalej pisał nie będę, bo to kolejna miernota, którą swoim talentem przenoszę do historii.

Pani burmistrz tylko współczuję, że swoim zaufaniem obdarzyła tą mierną postać i pragnę przypomnieć, że zawsze przestrzegałem ją przed wazeliniarzami, klakierami, ludźmi małymi intelektem a wielki aspiracjami. Jednym słowem przed wszystkimi tymi, którzy liżą „cudownego rowa”.

Kończąc tego posta i wypełniając w ten sposób życzenie naszej ukochanej pani burmistrz (a szczególnie ukochanej przeze mnie) przypomnę tylko, że pan Filip Słowik rozlepiał plakaty Kamila Kutnego z hasłem „Warto być przyzwoitym.”. Ciekaw jestem czy pan Kutny jest tak samo przyzwoity jak pan Filip od metalowych kulek wyjętych z większego łożyska?

fot. zbiory własne

Koniec kampanii

Dzisiaj, kilka minut po godz. 8, złożyłem ślubowanie, którego treść określa art. 23a, ustawy o samorządzie gminnym, o następującej treści:

Wierny Konstytucji i prawu Rzeczpospolitej Polskiej, ślubuję uroczyście obowiązki radnego sprawować godnie, rzetelnie i uczciwie, mając na uwadze dobro mojej gminy i jej mieszkańców.

Mogłem do tekstu ślubowania dołączyć formułę: „Tak mi dopomóż Bóg”, ale doszedłem do wniosku, że nie należy mieszać sacrum z profanum, bo jak nasze ogólnopolskie życie polityczne dowodzi, czym większa łachudra w nim drzemie, tym chętniej używa i nadużywa imienia bożego.

Z radnego elekta stałem się pełnoprawnym radnym. I w tym miejscu pragnę serdecznie podziękować mojemu wieloletniemu, wypróbowanemu przyjacielowi – Adrianowi, który w tym trudnym i pracowitym okresie wyborów, wziął na swoje barki ciężar kampanii wyborczej. Bez przesady mogę nazwać go swoim ojcem sukcesu. To on namówił mnie do kandydowania w wyborach i udało mu się mnie (niemal w ostatniej chwili) skłonić do złożenia podpisów pod grubym plikiem wymaganych dokumentów, bym mógł ubiegać się o mandat, którego w gruncie rzeczy nie pożądałem, gdyż wiedziałem ile zdrowia i czasu będzie mnie to w przyszłości kosztowało. A z tym pierwszym, to ja mam, szczerze mówiąc, największy problem.

Tak że Adrian, którego znam od kołyski, tak naprawdę był moim spirytus movens tego przedsięwzięcia, któremu sam bym nie podołał. Dzięki Adrian.

Dziękuję tym wszystkim, którzy zgodzili się wejść do mojego sztabu wyborczego, praktycznie bez dyskusji, i to za wcale nie przysłowiową „za pięć dwunasta”. Składam podziękowania tym, którzy z ramienia mojego komitetu wyborczego zgodzili się na wejście do miejskiej i obwodowej komisji wyborczej. Poświęcili na to wiele swojego czasu, w zamian za grosze.

Z pokorą i szacunkiem dziękuję tym wszystkim, którzy oddali na mnie swój głos. Zapewniam, że nie będą tego żałowali, bo pamiętam, że obiecałem im swą niezależność i dbanie o ich sprawy i pomoc w rozwiązywaniu problemów, które utrudniają im życie i denerwują. Państwo będziecie dla mnie zawsze punktem odniesienia we wszystkim, co robię.

Serdeczne podziękowania składam Dawidowi, który w chwilach, gdy do duszy mojej miało dostęp zwątpienie, podtrzymywał mnie na duchu i spokojnie tłumaczył, że złe chwile miną. Dziękuję Dawid.

Gorące i serdeczne podziękowania należą się również wszystkim górowianom, którzy w trakcie kampanii a szczególnie licznie po ogłoszeniu mojego wyboru, gratulowali mi i życzyli wszystkiego najlepszego.

Wyrazy podziękowania składam również sponsorom mojej kampanii wyborczej, którzy wsparli mnie datkami na cele kampanii.


Raz jeszcze wszystkim dziękuje. 

List w tonacji lodu

List od Czytelnika sprzed dwóch dni. Za korespondencję  wyrażającą troskę o nasze wspólne dobro serdecznie dziękuję.




niedziela, 8 stycznia 2017

Czas na zmiany!

Według wstępnych informacji uzyskałem najlepszy wynik wyborczy w okręgu numer 2. W ten sposób zostałem radnym Rady Miejskiej Góry. 
Tym wszystkim, którzy na mnie głosowali serdecznie dziękuję. I obiecuję dotrzymania danego słowa. 
Show must go on!

piątek, 6 stycznia 2017

Zła forma Pani burmistrz

Śpię sobie smacznie tej nocy, niczym noworodek a tu nagle budzi mnie sygnał towarzyszący powiadomieniu, iż ktoś moim imieniem i nazwiskiem w internecie szasta. Wstaję, sprawdzam, a tu moja kochana pani burmistrz o godz. 1.52 nocą ciemną, komentarz mi napisała! Proszę Państwa! No, tylko wstać i zapiać z radości (zawsze twierdziłem, że między nami jet chemia i jak widzą Państwo się nie myliłem!).



Treść komentarz też mnie mocno ubawiła. Pani burmistrz pozbawiła mnie imienia, co niezbyt dobrze świadczy o jej kulturze. A może była tylko zdenerwowana? A zawsze było "panie Robercie", a tu masz: "Panie Mazulewicz". Do łez rozbawił mnie apel? A może żądanie?, które dotyczyło mojego wycofania się z życia publicznego. Wg słów pani burmistrz notoryczne kłamię. Ciekawe w czym? Może ja nie wiem i nasza gmina nie jest zadłużona na ponad 20 mln? W tej sprawie kłamię?

A może kłamię, gdy piszę o szpitalu? A gdzie Pani była, gdy pielęgniarki w listopadzie 2013 r zaprosiły Panią do Domu Kultury, by porozmawiać o przyszłości naszego szpitala? Jakoś Pani się tam nie pojawiła, nie skorzystała z zaproszenia. A z czyjej listy wyborczej startował starosta, który "sprzedał" szpital? Czy czasami razem nie byliście w jednej partii, czyli Platformie, rzekomo Obywatelskiej?  Przy sprzedaży była Pani niema, jak śnięty karp! I takie są fakty, droga Pani Ireno Krzyszkiewicz.



Pani ma problem ze sobą. Przez cały okres sprawowania władzy zrobiła Pani szereg rzeczy dobrych dla gminy. Ale też obiecywała Pani szereg rzeczy, których Pani nie dotrzymała. Gdzie jest np. obiecana kajakarzom przystań na Baryczy? A obiecana świetlica w Borszynie W.? O poręczach w parku nie wspomnę a o ocaleniu linii kolejowej wspomnę tylko dla moralnej przyzwoitości. Gdzie są te działania, których celem miało być stworzenie: "przyjaznej dla przedsiębiorców, rzemieślników, kupców i spółdzielców" atmosferę "która zamiast utrudniać będzie ułatwiała funkcjonowanie górowskiego przemysłu (to w Górze mamy przemysł?!), rzemiosła i handlu. To Pani deklaracja z programu wyborczego. Reszty nie będę przytaczał, by wstydu Pani oszczędzić.

Tak się stało, jak się stało, ale stałem się niepełnosprawny. I dopiero teraz - na własnej skórze - przekonałem się, jak fatalny i tragiczny jest stan górowskich chodników. Sam urząd jest dla niepełnosprawnych jedną wielką barierą architektoniczną i trwa to od lat. Może też tu kłamię?

Tak. Wydaje mi się, że długi okres pełnienia władzy spowodował w Pani psychice spore spustoszenia. Dzieje się tak, gdy władza otacza się potakiewiczami, wazeliniarzami, pochlebcami, którzy pieją z zachwytu na każde skinienie. I władza się wówczas wykleja, bo sądzi, że to co mówią jej interesowni pochlebcy jest rzeczywistością. I z biegiem czasu, każdy kto twierdzi, że nie jest tak pięknie, jak malują to klakierzy staję się wrogiem. Prosty mechanizm, któremu ulegają jednostki dbające przede wszystkim o siebie,  parciem na czołowe strony gazety i szalejące za ekranem.

Mówiąc krótko nie zamierzam wycofywać się z życia publicznego. I to dla Pani dobra i zdrowia psychicznego. Boję się bowiem, że pochlebcy Panią zakadzą. A szkoda by było. Pani, nie jest Panin zła, tylko kroczy ścieżką wiodącą na polityczne manowce.

Sprawdzi się!


czwartek, 5 stycznia 2017

Drodzy wyborcy

Poniżej publikuję treść listu do Wyborców w okręgu numer 2 w Górze. Życzę miłej lektury. 



Dzień dobry Szanowni Wyborcy;

Nazywam się Robert Fryderyk Mazulewicz i ubiegam się o mandat radnego Rady Miejskiej w Górze z Państwa okręgu, który obejmuje ulice: Aleja Jagiellonów, Augusta Herbsta, Dąbrówki, Królowej Jadwigi, Osiedle Kazimierza Wielkiego 15-23, Osiedle Mieszka I, Skwer księdza St. Chłopeckiego, Stefana Batorego, Świętosławy, Władysława Jagiełły.

Cóż ja mogę Państwu obiecać?

Mogę obiecać, że władzy jadł z ręki nie będę.
Posłusznie głosował też nie będę, bo instynkt stadny charakterystyczny dla baranów
i owiec jest mi od poczęcia wstrętny.
Mogę obiecać, że nie pójdę na żadne układy i nikt mnie nie kupi.
Obiecuję, że każdy problem, z którym zwrócicie się Państwo do mnie, nawet ten najbardziej błahy, będę próbował rozwiązać.
Obiecuję też, że będę zawsze do Państwa dyspozycji, bo głos ludu jest głosem Bożym.
Nie będę układał się pod stolikiem, a wszystkie sprawy będę załatwiał przy otwartej kurtynie, choćby to się nie podobało tym, którzy rządzą, a którym się wydaje, że zjedli wszelkie rozumy.
O wszystkich swoich poczynaniach, w przypadku gdy zostanę radnym, będę Państwa informował na moim blogu. A jak nie dotrzymam złożonych powyżej obietnic, to zapraszam do naplucia mi prosto w twarz i nieodpowiadania mi na dzień dobry.

***
Wiem, że nie mieszkam w Państwa okręgu, ale żaden z moich kontrkandydatów też tu nie zamieszkuje. Nie będę obiecywał Państwu cudów na patyku i że coś dla Was szczególnego zrobię. Radny ogarniać powinien i dbać o sytuację wszystkich mieszkańców gminy i nie mieć żadnych pupilków, bo w ten sposób poniża innych, którzy jego wyborcami nie są.
Jestem górowianinem od urodzenia, a to już hektar czasu z okładem, w życiu publicznym uczestniczę od wielu, wielu lat. Większość z Państwa zna mnie z blogów Mazulewicz Show I
i Mazulewicz Show II. Wiem, że wielu z Państwa mnie nienawidzi,
a wielu się mną zachwyca. Mam swoje wady i zalety, ale za landrynkę, czy za lizaka robił nie będę. Innymi słowy nikomu się podlizywać nie mam zamiaru.
       Jako zaangażowany uczestnik życia publicznego obserwowałem i zabierałem głos podczas wielu sesji, tak Rady Miejskiej, jak i Rady Powiatu. Nieobce są mi tajniki finansów publicznych, budżetu gminy i powiatu, problemy gminy, aspiracje i oczekiwania ludzkie.
Wiem, że urzędowa propaganda maluje kompletnie inny wizerunek miasta i gminy
od tego, który Państwo odczuwacie na co dzień.    
Wiem i widziałem radnych, którzy tuż po wyborze załatwiali prywatne interesy, szli
na zgniły kompromis z władzą, bo im i ich rodzinom to się opłacało.
Widziałem radnych podnoszących zgodnie rękę za uchwałami, których skutek był dla nas wszystkich opłakany.
Widziałem radnych skundlonych, zastraszonych, bez charakteru i własnego zdania.
Widziałem kraty więzienne, bo rządzącym udało się mnie tak urządzić, że tylko
ten widok miałem przed oczami.


Liczę na Państwa głos 8 stycznia 2017 roku
i życzę pomyślności Państwu i Państwa najbliższym w Nowym Roku.

Koniec platonicznego romansu

Serce me krwi i zalewa się łzami. Luba ma, ta która włada nami mocą ocząt swoich i blond włosów, wykasowała moje życzenia i marzenia, które przesłałem jej na jej cudownego "fejsa".

Z "fejsa" tego bije prostota myśli i nieskomplikowany obraz naszej wciąż dynamicznie rozwijającej się gminy, która na pewno popadłaby w ruinę, gdyby nie kredyty bankowe i jej czułość niezmierna.

Poniżej widzą Państwo screeny moich gorących westchnień i wyznań, które pani mego serca tak zlekceważyła i wywaliła do internetowego kosza.



I nie wiem teraz czy nie powinienem się targnąć na me życie, ale ponieważ kobieta zmienną jest to sobie poczekam, bo nasza pani burmistrz jest jak Światowid - ma 4 oblicza. Liczę więc, że to przypływ ataku menopauzy spowodował ochłodzenie platonicznych uczuć i po ataku wspólnie zaśpiewamy Love me tender.


Tablica twardej prawdy

Wracając wczoraj z porannego spaceru usłyszałem w Rynku, przy „skweroplacu” (jakiż idiotyzm!), ludzki gwar. Zaciekawiony pokuśtykałem tam i zobaczyłem ok. 10 osób, które zebrały się pod tablicą, na której znajdują się nekrologii.

Zebrani pod tablicą mieszkańcy naszego miasta żywo komentowali informacje o odejściu znajomych i nieznajomych, dzieląc się informacjami na temat tych, którzy odeszli. „Taki młody!”, „Znałam!”, „Pracował w …”, „Długo chorowała”, to najczęstsze uwagi wypowiadane szeptem lub półgłosem w obliczu niepojętego majestatu i nieuchronności śmierci, której wizytę ogłaszało 12 klepsydr.

 W pewnym momencie jeden z mężczyzn stwierdził: „To wynik braku szpitala, będzie jeszcze gorzej!” Głos kobiecy: „Burmistrz jest winna!”. Kolejny głos: „Nie burmistrz tylko starosta!” Kolejny głos: „A co to za różnica? Jedna banda!” Donośny głos znanej mi pani Haliny: „Sami sobie jesteśmy bo nie winni, bo  nie broniliśmy szpitala. A oni sobie zrobili z nim, co chcieli!” „Racja, racja!” – odezwały się liczne aprobujące taką postawę liczne głosy.

Nie będę ukrywał, że pod adresem autorów tej pseudo – „sprzedaży” szpitala, kierowane były słowa uchodzące za mało cenzuralne lub po prostu wulgarne. Ale takie są odczucia mieszkańców i żaden puder tu nie pomoże. Stacjonarna opieka medyczna jest fikcją, która boleśnie uderza w nas wszystkich.

A władza sobie śpi, błogo, spokojnie, zadowolona z siebie samej, syta, pełna uwielbienia dla siebie zaciszu gabinetu, z tłustymi ponad przyzwoitość i finansowe możliwości gminy wypłatami. Władzy w pobliżu tablicy z nekrologami nie ma. Ale wszystko wskazuje na to, że takim postępowaniem, pełnym obojętności na cierpienia, których doznają mieszkańcy z powodu zagłady szpitala, władza sobie zasłuży na polityczny nekrolog w najbliższych wy borach.


środa, 4 stycznia 2017

Rodzina przy korycie


W naszym krajobrazie ukazał się nowy element dekoracyjny w postaci billmordy, którą wywiesił mój kontrkandydat Kamil Rogala, syn wiceburmistrza. Pan Kamil w ramach akcji "Rodzina Rogalów na samorządowym" łaknie od ukończenia 18 lat diety radnego.

Uważam, że dieta należy się Panu Kamilowi Rogali jak małpie banan, gdyż będąc na etacie w Urzędzie Miasta i Gminy Góra pilnie wykonywał fotografie samochodom, które nie posiadały wykupionego biletu parkingowego, czym zasiał budżet gminnej kasy, z której jego papciu dostaje (uwaga!) ponad 100 tysięcy złotych rocznie.





Kamil Rogala zatrudniony jest w Ośrodku Kultury Fizycznej, który podlega Urzędowi Miasta i Gminy, którym współzarządza jego tatuś. Wygląda więc na to, że przedstawiony powyżej billmord ma pomóc kandydatowi na radnego w uzyskaniu dodatkowych 600 zł miesięcznie. 

Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której podległy służbowo burmistrzowi i wiceburmistrzowi potencjalny radny Kamil Rogala podskoczy Irenie Krzyszkiewicz i swemu tatusiowi. Państwo to sobie wyobrażają? Bo ja nie bardzo.

Warto być przyzwoitym

Mój kontrkandydat Kamil Kutny żali się, łka i kwili niczym dziecię na moim facebookowym fanpage, gdzie w przypływie niesamowitej łaski i miłosierdzia pozwoliłem jego umysłowi wrzucać przeróżnego rodzaju twory jego dość żałosnej wyobraźni.

Wykorzystując moje miłosierdzie i mój profil zamieścił tam jakieś dziwne "Oświadczenie", którego sensu pojąć nie mogę. On proszę Państwa biadoli - niczym dziewica po utracie cnoty - że rzekomo stał się moją ofiarą, chociaż ja do jego ciała ani rąk, ani innych członków nie zbliżałem. Z tego jego chaosu myślowego zrozumiałem tyle, że głównie chodzi mu o to, że w ogóle o nim piszę. Kolejną miernotę przenoszę w ten sposób do historii. A ta nie dość, że nie jest mi za to wdzięczna to jeszcze smarkami i łzami mój prześliczny profil nawilża.

Ciekawy jest ten wątek, gdzie mój drobny kontrkandydat o garbatym i haczykowatym nosie (garbaty nos jest prawdą materialną, której nikt nie podważy, chyba że skalpel wielce szanownego radnego Zygmunta Icieka, który specjalizuje się w ginekologii oraz pobocznie w medycynie estetycznej warg sromowych) przypomina mi o fakcie (prawdziwym) zatrzymania mnie przez policję celem dostarczenia mnie na salę sądową w Głogowie.

Otóż, by być przyzwoitym, to należy przypomnieć całą historię, którą opisałem 5 lutego 2015 roku w artykule zatytułowanym "Świadek na siłę" (link). 

Po upływie czasu sądzę, że stałem się ofiarą pani radcy prawnej Jolanty Samsel-Hryń, która zapragnęła na chama, wbrew mojemu sumieniu i niezgodnie ze stanem mojej wiedzy, wplątać mnie w historię, by zaszkodzić ludziom, o których istnieniu nie miałem zielonego pojęcia, tak jak do dzisiaj nie mam pojęcia, że taki ktoś jak mój kontrkandydat może być inteligentnym magistrem.

Proszę zauważyć, że sposób formułowania przez niego zdań, w których brak jest jakichkolwiek myśli, przypomina budowę cepa - narzędzia technologicznie zaawansowanego. To już nie moja wina, że ukształtowany jest on na kształt rolniczy (rolnik szuka żony).

Dziwię się kontrkandydatowi, że wyciąga cuchnącą, lecz nie dla mnie, sprawę w której to efekcie ja stałem się ofiarą. To nie podatnicy powinni zapłacić za moje przewiezienie do sądu, ale tzw. radczyni prawna Jolanta Samsel-Hryń, która myśląc durnie sądziła, że będę łatwym łupem jej manipulacji i pogrążę Bogu ducha winnych ludzi. 

I tu prosiłbym pana Kamila Kutnego, by pouczył źródło prawniczej wiedzy, że: warto być przyzwoitym. W mojej ocenie przyzwoicie to zachowałem się ja, a podle tzw. pani mecenas. 

Jeżeli chodzi o moich przyjaciół z rynku, których wypomina mi pan Kutny, to we wspomnianym wyżej kontekście wolę ich towarzystwo niż pańskie i pani tzw. mecenas, gdyż są szczerzy do bólu, serdeczni i nie są zakłamani do szpiku kości. Także patrząc ogólnie na jednego mojego kolegę z rynku przypada jedna tzw. pani mecenas i 1,5 magistra takiego jak pan. Tylko niech pan pamięta, że Jan Paweł II i papież Franciszek nie dzielą ludzi na tych, którzy stoją w rynku, leżą na ławce, są ubodzy i głodni, zmarznięci i chorzy (bo władza ma ich w dupie), ale uważają, że wszystkie istoty na świecie są sobie równe. A pan jest przykładem kołtuna katolickiego, który sądzi, że z dorobku Jana Pawła II i papieża Franciszka można brać tylko te wisienki, które panu smakują.  Warto przyzwoicie podchodzić do tych słów.

Zauważyłem, że w pana pobliżu pląta się taki blondyn o lekko świńskich oczach. Gdyby był pod pana ręką (i pod niczym więcej!) to niech mu pan przypomni, że jeszcze wisi mi kasę za wypracowania, które pisałem mu do ogólniaka. Ponadto proszę mu przypomnieć, że niegdyś wyciągnąłem go z sześciu luf w pierwszym semestrze. I przypomnieć mu również, że nie jest tak inteligentny jak sądzi, bo jak zauważyłem jego rozwój intelektualny zatrzymał się jeszcze w czasach gimnazjum.

Jeżeli chodzi o moje miejsce zamieszkania, które tak interesuje pana Kamila Kutnego, to stwierdzić muszę, że mieszkam tam, gdzie mam zapewnioną całodobową opiekę i nadzór. Pan Kamil Kutny doskonale wie, że ciężko chorowałem, chociaż taki jeden otyły i zapasiony blondyn o nieco świńskich oczach stwierdził podczas mojej choroby, że moje miejsce jest na cmentarzu komunalnym.


Mieszkam tam, gdzie mam zapewnione bezpieczeństwo, gdzie nikt nie wybija mi szyb wracając z baru przy ulicy Dworcowej, nikt po 10 razy w nocy nie dzwoni domofonem i nie ustawia palących się zniczy pod moim wejściem. Pan Kutny wie o czym mówię. Czy ja się mylę panie Kutny? 

Z drugiej strony dziwię się, że tak wybitnemu magistrowi, specjaliście od historii nie udaje się zdobyć pracy w miejscowej oświacie, tylko musi dojeżdżać około 40 km do Bukówca Górnego. Z drugiej strony się nie dziwię, bo moi liczni przyjaciele będący nauczycielami, jakoś nie wyobrażają sobie jego obecności w pokoju nauczycielskim i mówią, że: "Kutny?! Dziękujemy, obejdziemy się bez.". 

Także jak Państwo widzicie warto jest być przyzwoitym i przyzwoicie odpowiedzieć niewydarzonemu magistrowi. Nawiasem mówiąc ciekaw jestem o co to pan Kutny podał mnie do sądu? Gdyby pan Kutny był tak łaskawy i oświecił nas, bo warto być przyzwoitym i na swoim blogu opublikował skan "aktu oskarżenia", to wszyscy byśmy byli mu zapewne wdzięczni.

O Jezu! Zapomniałem, że pan Kutny zlikwidował swojego anonimowego bloga (jaki bohater bez imienia i nazwiska!), gdy nałgał niczym pies na temat autorstwa pewnego posta umieszczonego na moim blogu. Już wtedy okazał się instynktem samozachowawczym, który stracił wypisując brednie. Tekst pod tytułem "Kucie pały" dostępny jest tutaj.

Kończąc polemikę (ha ha ha!) z niedoważonym magistrem, który bezpodstawnie uwierzył w swoją wielkość i inteligencję stwierdzić należy, iż jedynymi cechami predysponującymi go do pełnienia funkcji radnego jest wydatny kinol mogący pomóc mu w zdobyciu pracy w jednej z placówek edukacyjnych na terenie naszej gminy. O ile wiem chwilowo etaty woźnych są niestety zajęte. A ja - jak wiecie Drodzy Wyborcy - roboty od gminy nie oczekuję, ale to gmina oczekuje ode mnie, że jak zostanę radnym to przyglądnę się temu i owemu, czemu nikt się dotąd nie odważył przyjrzeć z bliska. Pani burmistrz na mnie liczy. 

P.S. A tu pokazuję Państwu udokumentowane maile od pana Kamila Kutnego, który w chwilach trudnych zwracał się do mnie z prośbą o pomoc.

Rok temu pan magister przesłał mi swoją pracę magisterską z licznymi błędami ortograficznymi. Nie dało się czytać.


Tu pan magister Kamil Kutny przesłał mi garść donosów na lokalne środowisko PSL. 
Wyborcy to lud. 

Zostało umieszczone, bo miałem nadzieję, że któraś metalowa kulka trafi go w głowę i niedoszły magister dojdzie do siebie. Niestety. Nie doszedł!


wtorek, 3 stycznia 2017

Magisterska tandeta

Będąc dzisiaj u lekarza na ulicy Świętosławy w Górze, w znakomitej przychodni "Pharma-Medica", dostrzegłem ogromne poruszenie wśród dzieci zamieszkujących tamten rejon. Dzieci wybiegały z wyraźnym przestrachem oczach z klatek schodowych i z wielką bojaźnią oglądały się za siebie. Niektóre z nich sięgały po telefony i zlęknionym głosem informowały, że boją się wejść do klatki schodowej, bo "coś" tam straszy.

Zaintrygowany zaglądnąłem do klatki schodowej i zobaczyłem, że na drzwiach wewnętrznych przy domofonie, znajduje się jakaś płachta, która z daleka mogła przypominać znane Państwu znaki występujące na transformatorach wysokiego napięcia. Przynajmniej mi się tak na pierwszy rzut oka wydawało, ponieważ wzrok mam słaby, a i oświetlenie wejścia do klatki schodowej słabe jest niczym moi kontrkandydaci w niedzielnych wyborach.

Przyzwyczaiwszy wzrok do zmroku dostrzegłem, że wewnętrzne drzwi doinwestowane zostały plakatem wyborczym mojego szanownego kontrkandydata, który od jakiś trzech lat się już goli, a od kilkunastu lat nie czuć od niego pieluszki i pudru.



Drzwi ubogacone zostały przez mojego kontrkandydata Kamila Kutnego, którego wizerunek zdobiący plakat słusznie mógł w dzieciach budzić sporą dozę przerażenia, gdyż jego wygląd na zdjęciu jest nieco demoniczny. Mi osobiście jego podobizna przypomina początkującego przedsiębiorcę pogrzebowego.

Przyjrzałem się krzywo zadrukowanej kartce (co krzywe się rodzi, krzywe pozostanie!) i opierając się na wystającym z plakatu nieco garbatym nosie (chyba wydrukowany w technice 3D), przeczytałem iż mój szanowny kontrkandydat uważa, że: "Warto być przyzwoitym". Ja uważam, że z przyzwoitością obnosić się nie należy, bo przyzwoitość to cecha wrodzona ludzi przyzwoitych, a czym bardziej dany człowiek czuje, że nie jest przyzwoity, tym bardziej zapewnia o tym, że jest przyzwoity. Ale to uwaga na marginesie i w żadnym stopniu nie odnosząca się do osoby kontrkandydata.



Wpatrując się dłużej w plakat, który w mojej opinii charakteryzował się garbatym i haczykowatym nosem, zauważyłem kolejny napis: "Wybory Uzupełniające do Rady Miejskiej Góry". W tym miejscu ogarnął mnie wewnętrzny chłód, gdyż w napisie tym jest wulgarny i bezczelny błąd ortograficzny. Moje wzburzenie potęgował fakt, iż mój kontrkandydat jest magistrem, więc teoretycznie powinien posiadać wyższe wykształcenie. Wkurzył mnie też fakt, że Pan kandydat - magister uczy dzieci a nie wie, że przymiotnik "uzupełniający" piszemy z małej litery, pod warunkiem, że przymiotnik ów nie rozpoczyna zdania.

Jak widać więc, nasz kochany magister, musi starać się być nie tylko przyzwoitym, ale także bardziej wykształconym w języku ojczystym, bo polskie dzieci uczy! Dlatego proponuję magistrowi (?) by zamiast uzupełniać skład Rady Miejskiej uzupełnił rażące luki w znajomości ortografii ojczystej, bo polskie dzieci uczy! Będzie to z korzyścią dla dzieci, magistra i gminy Góra. Po ewentualnym opanowaniu ortografii polskiej pan magister będzie mógł ubiegać się o mandat radnego, gdyż będzie wtedy przyzwoitym nauczycielem, który polskie dzieci uczy.

Intryguje mnie tylko takie zagadnienie. Czy pan magister i nauczyciel zamierza osobiście posprzątać swoje krzywo wydrukowane plakaty wyborcze (na krzywy ryj?) po wyborach? Mieszkańcy TBS ciężko pracują na opłacenie swojego lokum, a część opłaty za najem przeznaczana jest na utrzymanie czystości na klatach schodowych. Wszystkie szyby będzie trzeba wymyć przy pomocy jakiegoś środka chemicznego, bo klej na taśmie, za pomocą której umocowano te przezabawne plakaty z nosem wydrukowanym w technice 3D, błędem ortograficznym, na lichej jakości papierze, tak łatwo nie zejdzie.

Idąc śladem wyborczego hasła "warto być przyzwoitym" byłoby ze strony pana magistra czymś przyzwoitym własnoręczne usunięcie plakatów, wymycie szyb i to już w niedziele wieczorem. Chodzi tu o dobro dzieci, którym nie należy pokazywać takiej tandety. Niech biorą przykład z najlepszych, bo jak widać z naszego magistra nie warto.

Sabotaż!

Na pewnej wiosennej sesji naszej Rady Miejskiej, radny Wacław Grzebieluch, zadał naszej Przeukochanej Pani burmistrz pytanie dotyczące parku, który górowianom znany jest pod historyczną nazwą „amfiteatru”. Radnemu Wacławowi Grzebieluchowi chodziło o to, że i owszem coś tam w parku się dzieje, ze zrobiono 2 sztuki nowych schodów, ale do schodów tych nie dołączono poręczy.

Wiadomo, że jak człowiek młody i zdrowy, to skacze niczym górska kozica i żadne barierki do tego mu są niepotrzebne. Ale nadciąga starość i rączość kozicy zanika. A jeszcze choroba jak dojdzie, to stuk – puk, stuk – puk, lewa noga a za minutę prawa do niej dołącza i jakoś tak człowiek czuje się jak pół – żółw.

A radny Wacław Grzebieluch zna się na chorobach i urazach, jak rzadko kto. Wiadomo! Lekarz – legenda, co to nie jeden łeb pofastrygował (nawet pusty i głupi), niejeden uraz wyleczył a złożone kończyny dolne i górne w tysiące liczyć może. A o prozaicznych wyrostkach robaczkowych nie wspomnę.

I nasz drogi doktor grzecznie spytał się naszej miłościwie nam panującej Pani, którą lud nasz kocha i wielbi dniami i nocami, o owe barierki, których brak było przy całkiem nowych schodach, dość kunsztownie wykonanych. Nasz uwielbiany doktor, żywa legenda górowskiej medycyny, zatroskany losem ludzi starszych, dopytywał się u Gminnej Władzy Najwyższej o możliwość zamontowania takich poręczy, by ludziom starszym i niesprawnym chodzenie przez park ułatwić a i nie narażać ich na urazy mniej lub bardziej dotkliwe, bo do najbliższego szpitala mamy tak daleko, jak do rozumu ci, którzy go „sprzedali”.

Nasza Gwiazda Gwiazd, moje Natchnienie, nasza wspólna 10 Muza, zapewniła naszego zacnego i powszechnie szanowanego doktora, że takie poręcze będą. A wiadomo powszechnie, że jak Najłaskawsza z Najłaskawszych, Kwiat Kwiatów, Róża Róż, coś obieca, to choćby kamień miał beczeć, to tak się stanie!


Ale najwyraźniej coś się zacięło w sprawnie działającej maszynerii naszego Uwielbianego Majestatu. Do dnia dzisiejszego poręczy przy schodach nie ma! A obietnica padła! I to publicznie. Znając niespełnioną miłość mego życie wiem, że to wroga robota ludzi dążących do kompromitacji Pierwszej Damy Gminy. Pani nasza, uosobienie cnót wszelakich nigdy nie łamie danego słowa! 

Dlatego apeluję do Serca Serc, by wykrył podstępnego sabotażystę, który na szwank naraził jej nieskazitelność, słowność i troskę o ludzi starszych i przykładnie ukarał. Sądzę, że karą adekwatną do przewiny sabotażysty będzie skazanie na trwałe towarzystwo Wielce Czcigodnej Pomyłki Powiatu i jego zastępcy w nieudolności niejakiego „Misia”. Niech podstępny sabotażysta umiera z nudów!

Jakie to proste!

Ludzie, trzymajcie mnie w trzech przynajmniej, bo jeden nie da rady! Nasza Wielce Czcigodna Pomyłka Powiatu, tzw. „starosta” (Boże, miej nas w opiece!), raczył podzielić się swoimi wynurzeniami i zapowiedział, że być może w naszym mieście powiatowym, które dzięki jego i innych nieudaczników staraniem staje się wsią o randze powiatowej, może odrodzić się szpital.

I ludzie mnie spotykają i pytają czy prawdą jest owa wiadomość, że nasz szpital niczym mityczny Feniks z popiołów powstanie? A mnie zatyka ze złości krtań, że moi ukochani górowianie jeszcze dają wiarę niedorzecznością i absurdom wygadywanym przez owego pana, który tak walnie przyczynił się do tzw. „sprzedaży” szpitala.

Co prawda w komentarzach pod artykułem na portalu „Elki”, w którym snuje swoje fantasmagorie ów najgorszy w dziejach powiatu starosta, nie ma dla jego pokracznych i pachnących na odległość menelizmem intelektualnym tzw. „myśli”, żadnej litości, ale trochę osób dało się zwieść i w sercach ich zakiełkowała nadzieja. I ja ich rozumiem. Tylko nie rozumiem, jak można uwierzyć człowiekowi, którego decyzja doprowadziła do zniknięcia naszego szpitala w to, że ten szpital się cudem odrodzi. Obrazowo mówiąc tzw. „starosta” rzuca tonącemu deskę, która ma rzekomo ocalić mu życie. Problem polega tylko na tym, że jest to deska ołowiana.

Bzdury plecie po prostu ów dziwny człowiek. I to dodatkowo człowiek, którego fatalna działalność przyczyniła się walnie do bezpowrotnego zaprzepaszczenia dorobku wielu pokoleń górowian, rozgonienia na „cztery wiatry” wysoko kwalifikowanego personelu szpitala. I ten człowiek, który tak beztrosko oddał szpital wrocławskiej „bandzie czworga” ma jeszcze czelność składać niejasne obietnice. Zapomniał nawet przeprosić górowian za szpital! Ma „honor” i „cywilną odwagę”! Nieudacznik w ząbek szarpany!

A teraz słów kilka o budżecie powiatu. Założono w nim, że do kasy powiatu ma wpłynąć 3.750 tys. zł. z tytułu sprzedaży szpitala. Podobno syndycy mają nam to zapewnić. Podobno starosta ma bujną czuprynę. Oczywiście wpisanie tej kwoty do budżetu jest prostym i wulgarnym gwałtem popełnionym na zdrowym rozsądku i księgowości, który ma od tego dziwnego człowieka oddalić na czas jakiś widmo w pełni zasłużonego bezrobocia.

Dziwi jedna fakt, że ów dziwny człowiek nie dopisał do kwoty 3.750 ty. zł. jeszcze 4 milionów należnych powiatowi z tytułu kar za zamknięcie 4 oddziałów naszego niegdyś szpitala. To jak to jest? W tej dziwnej „umowie – sprzedaży” zapisano kary a teraz ich się nie egzekwuje?! Toż tam podpisy tzw. „starosty” i „wicestarosty” („Misia” dla przyjaciół) widnieją, że tak się stanie i nic?! To wasze podpisy nic już nie znaczą?! Nawet dla was samych?! Oszukali nas! – powiedzą. Przez własną głupotę i rażącą niekompetencję, zadufanie w swoje mityczne umiejętności, wiarę w cud, który sprawić miał PCZ, niechęć do słuchania ludzi przerastających was o niebo inteligencją, wiedzą, doświadczeniem, stracili górowianie szpital.

Pozostawmy na boku przygłupawe wywody owego dziwnego człowieka, którego nazwiska tu wspominał nie będę, gdyż na to nie zasługuje. Byłby to zbyt wielki dla niego zaszczyt. Chociaż muszę Państwu powiedzieć, że ów człowiek nazwał mnie ostatnio „menelem”. I ja się na niego za to nie obraziłem! Bo wyraz „menel” mnie nie obraża. Mogę ja sobie dla niego być „menelem”, bylebym nie był menelem intelektualnym z Platformy, rzekomo Obywatelskiej.

Jest jednak sposób na unieważnienie aktu notarialnego dotyczącego tzw. „sprzedaży” szpitala. Prawo powiada, że oświadczenie woli składane przez osobę, która z jakichkolwiek powodów znajdowała się w stanie wyłączającym świadome albo swobodne powzięcie decyzji i wyrażenie woli jest nieważne. Ustawodawca miał tu na myśli w szczególności choroby psychiczne, niedorozwój umysłowy albo inne – choćby przemijające – zaburzenia czynności psychicznych.

Myśl ta nasunęła mi się pod wpływem analizy wypowiedzi szeregu mieszkańców naszego miasta, którzy – po naświetleniu zapisów umowy – najczęściej chwytali się za głowę i krzyczeli: „zwariowali!?”, „durnie!”, „to kretyni!”, „wariaci!”. O domniemanym „łapówkarstwie” i „złodziejstwie” nie wspominam, bo nie są to choroby ciała, ale przywary umysłu często towarzyszące politykom, którymi przecież nie są nasi „oni”. No chyba, że z Koziej Wólki.

Ja tam nie wiem, jak było z obu panami w chwili parafowania przez nich tej niekorzystanej dla powiatu i szkodliwej dla jej mieszkańców umowy. To mogą orzec tylko specjaliści. Ale warto spróbować tej drogi, bo to chyba trakt najprostszy.


Może w końcu „oni” zrobią coś pożytecznego dla naszej małej Ojczyzny. A wstyd też będzie mniejszy niż wieczna niesława i pogarda z tytułu pozbawienia 35 tys. mieszkańców powiatu opieki zdrowotnej, na straży której powiat ma stać.