Trasa Góra - Leszno. Piękny,
jesienny dzionek a przed moimi oczami ukazuje się gminna limuzyna (gmina bogata
to na limuzyny stać), wypucowana, błyszcząca niczym natarta wazeliną, pachnąca
Chanel no. 5, posuwa się ku przeznaczaniu.
I cóż ja widzę? Ja tam się nie
znam na przepisach ruchu drogowego, ale wiem, że podwójna linia ciągła to rzecz
święta. Nawet po pijaku - kiedy to było? - wiedziałem, że nie wolno jej przekraczać.
Ciężko nie raz było - fakt, ale dawało się radę. Przecież sam siebie dobrze
potrafię prowadzić i mój niegdyś cnotliwy tryb życia był doskonale znany,
ceniony i powszechnie aprobowany za wyjątkiem tych, którzy urodzili się z
deficytem rozumu.
Kiedy ujrzałem szalejącą po
drodze czarną limuzynę marki skoda super o numerze rejestracyjnym DGR 555KK
serce zabiło mi niespokojnie i głośno rzuciłem pytanie w pustkę:
- Cóż za szaleniec wiezie
któregoś z naszych najdostojniejszych gminnych dygnitarzy?
Z narastającym przerażeniem skonstatowałem, że
na pokładzie gminnego wypasionego krążownika szos znajdować się może nasza Najukochańsza Pani Burmistrz. Cały zdrętwiałem ze szczególnym uwzględnieniem jednego z
członków mojego ciała (ten zawsze mi drętwieje), przyglądnąłem się, ale nic nie
wskazywało na to, że na pokładzie dygnitarskiego krążownika znajdowała się nasza
najwyższa władza.
Moje oczy nie dostrzegły bijących cudownych i boskich blond refleksów z wnętrza
wypasionej czarnej bryki, o lakier której zabijają się młode blachary. Ten
rodzaj skody w slangu młodzieżowym nazywany jest "piczomagnesem". Odetchnąłem z ulgą. Rzecz jednak w tym, że mogłaby
się znajdować nasza Najukochańsza Radość.
Chodzi w tym poście o to, by
przeszkolić gminnego furmana z zakresu przepisów ruchu drogowego. I tu widzę
rolę dla dość marnego w wykonywaniu swojej funkcji, jako przewodniczącego Rady
Miejskiej, Jerzego "Chochoła" Kubickiego (niech koguty go do snu
kołyszą!), który ongiś całkiem przypadkowo - w mojej opinii - kierował naszą
drogówką.
Sądzę, że przeszkolenie przez imć "Chochoła" będzie formą
jego rekompensaty za pobieranie nienależnych kilometrówek w kwocie około 300 zł
miesięcznie. Oooo! Przypomniało mi się, ale czy on te pieniądze zwrócił? No
dobra, to szkolenie gminnego, szalonego furmana desperado jednak zaliczmy w poczet ustawowych odsetek, które ja mu
daruję. Mam taki kaprys. Nie moje, więc mogę darować. A co mi? Ma się gest!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz