Najwyraźniej tak samo leży im na sercu - a może w innym miejscu - istnienie szpitala, w którym w 2012 roku leczyło się 4624 pacjentów i urodziło się 306 dzieci. Na temat kombinacji wokół sprzedaży szpitala nie wiemy nic. Wygląda na to, że zadufany siłą 10 głosów poparcia w Radzie Powiatu Zarząd sądzi, iż jest to tylko i wyłącznie majątek koalicji, która własnie siłą tych 10 głosów poparcia (głosy nie najwyższego intelektualnie lotu) zrobi sobie z nim co tylko zechce. Najchętniej przehandluje go za śmieci.
Nikt nie wie, co dzieje się wokół sprzedaży szpitala. Nie wie tego nawet burmistrz Irena Krzyszkiewicz. Pamiętamy, że szefowa naszej gminy publicznie, podczas sesji Rady Powiatu, zadeklarowała, iż gmina jest zainteresowana nabyciem udziałów w spółce.
Gdybyśmy mieli mieli bardziej lotny intelektualnie Zarząd Powiatu a nie nieloty, to już dawno toczyły by się pertraktacje z gminą Góra na ten temat. A jak widzą Państwo z załączonego poniżej pisma szefowej naszej gminy, takich pertraktacji i rozmów na temat nabycia udziałów przez gminę Góra nie ma.
Najwyraźniej zaniepokojona burmistrz Irena Krzyszkiewicz wysłała do powiatowych nielotów pismo przypominające, że szpital nie jest własnością Zarządu i koalicji. Znać plany Zarządu i koalicji chce nie tylko burmistrz Irena Krzyszkiewicz, ale i mieszkańcy gminy Góra, o czym szefowa gminy przypomina powiatowym nielotom.
Równocześnie szefowa gminy przypomina, że nadal jest zainteresowana "nabyciem udziałów spółce" i oczekuje na rzetelne przedstawienie sytuacji szpitala. Ja wiem, że to pismo i zainteresowanie burmistrz Ireny Krzyszkiewicz losami szpitala jest Zarządowi Powiatu nie na rękę. nie na rękę jest tym wszystkim, którzy zarzucali jej polityczną grę szpitalem, czyli szukanie popularności. Burmistrz słów na wiatr nie rzuca i tym korzystnie różni się np. od starosty Piotra Wołowicza, Pawła Niedźwiedzia czy też radnego Marka "Bananowy Uśmiech" Biernackiego. Burmistrz zna wagę słów i wie, że słowa zawierające obietnice trudno wcisnąć z powrotem do ust.
Tak więc znamy oficjalne stanowisko gminy Góra.
Głos w sprawie szpitala zabrał także radny powiatowy Jan Kalinowski. Radnego niepokoi to, że w tzw. "protokołach" z posiedzeń Zarządu nie ma praktycznie żadnej informacji na temat zamiarów Zarządu Powiatu w sprawie sprzedaży szpitala. W jednym z tzw. "protokołów" radny Jan Kalinowski trafił na pewną wzmiankę, która jak wynika z pisma radnego wzbudziła jego zainteresowanie i niepokój jednocześnie. Mowa tu o tzw. "posiedzeniu" (muszą Państwo wiedzieć, że nielot, np. kura i to niekoniecznie zielononóżka, charakteryzuje się tym, że siedzi i trzepie skrzydłami unosząc się nieco nad ziemią. W przypadku naszego nielotnego Zarządu Powiatu zachodzi istotne podobieństwo: podnieść i posadzić tyłek potrafią, ale sporządzić prawdziwego protokołu z posiedzenia Zarządu już nie!) Zarządu Powiatu, podczas którego wspomniano coś niejasno o wynajęciu firmy do obsługi sprzedaży szpitala.
W związku z tym faktem radny Jan Kalinowski postanowił najwyraźniej dowiedzieć się czegoś bliższego na ten temat i skierował pismo do starosty. Pytania w piśmie radnego Jana Kalinowskiego są jasne, chociaż znając ten Zarząd, odpowiedzi takie być nie muszą. Z tzw. "protokołów" z posiedzeń Zarządu wynika bowiem, iż członkowie tego gremium maja problemy z formułowaniem własnych myśli w sposób jasny i przejrzysty. Ale wykształcenie nie piwo i pełne być nie musi.
Proszę też zauważyć, iż w 4 pytaniu radny Jan Kalinowski apeluje do starosty Wołowicza, by ten oświecił członków Zarządu w kwestii wynajmu firmy z Poznania do obsługi sprzedaży szpitala. Z tzw. "protokołu" wynika bowiem niezbicie, iż członkowie Zarządu też nie zostali poinformowani o nazwie firmy i rzeczach, o które pyta radny Jan Kalinowski. Skoro nie ma w tzw. "protokole", to skąd mają wiedzieć? Dowiedzieli się od babci z szaletu?
I proszę przy tym zauważyć, iż nie było wśród członków Zarządu ciekawości i dociekliwości wobec starosty. Starosta rzekł, że: "posiadamy firmę z Poznania" i nikt nie spytał jaką, ile będzie to nas kosztowało, co firma ma robić. A dietka (po 1250 zł co miesiąc dla każdego z dwóch członków Zarządu) oraz wypłata dla wicestarosty Niedźwiedzia (również wykazującego dziwny brak zainteresowania w tej kwestii) z ubogiej kasy powiatu leci. Ale kto by tam za takie pieniądze się wysilał i pytał? W końcu płaci się im za to, że mózg pracuje, a nie że myśli. W tej sytuacji radny Jan Kalinowski, jako wielki zwolennik permanentnej edukacji zwrócił się do starosty Wołowicza, by ten popracował w charakterze kaganka oświaty i rozświetlił mroki niewiedzy w głowach członków swojego Zarządu. Aż płonę z ciekawości w oczekiwaniu na wynik tego edukacyjnego eksperymentu. Z drugiej strony wielkich nadziei nie mam, bo jeżeli starosta Wołowicz ma taki sam talent do nauczania, jak do bycia starostą, to wynik będzie "platformerski", czyli mniej niż zero. Zresztą, dziwię się radnemu Janowi Kalinowskiemu, że podjął takie ryzyko, bo ma już nauczkę. Podczas sesji siedzi koło radnego Jana Kalinowskiego radny "Bananowy Uśmiech".
Radny ten słynie z tego, że nigdy nie zabiera głosu podczas sesji, ma ogromną wiedzę (magister inżynier!), ale owej wiedzy - podobno - kazał zejść do konspiracji. Wiedza owa wyjść miała z najgłębszej konspiracji na wypowiedziane na głos hasło. niestety, radny "Bananowy Uśmiech" zgubił gdzieś kartkę, na której miał zapisane hasło. A przypomnieć go sobie za cholerę nie może.
Radny "Bananowy Uśmiech" ogranicza swoja aktywność podczas sesji do wypowiadania tradycyjnej formuły: "Komisja ta a ta pozytywnie zaopiniowała projekt uchwały taki a taki". Radny Jan Kalinowski namawia od bardzo dawna radnego "Bananowego Uśmiecha", by ten zmienił nieco wypowiadane zdanie. Podpowiada mu słowa: "po burzliwych obradach", "po wyczerpującej dyskusji", "po wnikliwej analizie", itp. Ale bez skutku! Radny "Bananowy Uśmiech" jest w tej kwestii niereformowalny (w miłości do durnowatej Platformy, rzekomo Obywatelskiej również, ale z wyżej wymienionych względów pasuje do niej, jak wół do kieratu) i wciąż zdziera zdartą już płytę. W ten sposób wysiłek edukacyjny polegający na próbie wzbogacenia ubogiego słownictwa radnego "Bananowego Uśmiechu" idzie na marne.
Jak więc Państwo widzą nic nie wiemy w sprawie sprzedaży szpitala. Nie wie burmistrz Irena Krzyszkiewicz, nie wie radny powiatowy Jan Kalinowski, nie wie nic trzech członków Zarządu Powiatu (to akurat nieistotne), ale co najgorsze - nic nie wiedzą wyborcy, którzy w każdej chwili mogą stać się pacjentami tej placówki.
Mam tylko nadzieję, że w firmie z Poznania nie pracuje była posłanka PO, "ofiara" agenta Tomka, która chciał "kręcić lody" przy prywatyzacji służby zdrowia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz