Jak wszyscy wiemy, nasz Dom Kultury raczej ofertą kulturalną
nas, mieszkańców miasta, na kolana nie powala. Można nawet powiedzieć, że
chętnych do robienia kultury raczej odstrasza o czym wielokrotnie pisałem
przytaczając opinie młodzieży na temat działalności tej placówki. Władza na
negatywne opinie konsumentów kultury wrażliwa nie była i w efekcie w Domu
rzekomej Kultury nic się nie zmieniło.
Jeżeli wsłuchać się pilnie w krytyczne głosy dotyczące
funkcjonowania tej placówki, to okaże się, że negatywne emocje budzi osoba
piastująca funkcję jej szefa – Danuta Piwowarska – Berus. Ostatnie wydarzenie
potwierdza w całej rozciągłości fakt, iż obecna dyrektorka tej placówki jest
osobą, która funkcji tej absolutnie piastować nie powinna.
28 września br. odbyć się miała wystawa twórczości Tadeusza
Zielińskiego. Młodszych Czytelników odsyłam do Legenda, który co nieco opowie im
o tej niezwykle barwnej postaci życia kulturalnego (jakież to było życie!) w
latach 60. i 70. Jednym słowem żywa legenda górowskiej kultury z lat
największej świetności górowskiej kultury zgodziła się zrobić w naszym mieście
wystawę. Kim jest obecnie i co robi Tadeusz Zieliński mogą Państwo sprawdzić wpisując jego imię i nazwisko do wyszukiwarki (można dodać Świnoujście), albo wchodząc Tutaj
Pomysł wystawy zrodził się w głowie Jerzego Jakuczuna, który
też należy do pokolenia animatorów górowskiej kultury w jej najlepszych latach.
Rozmowy na ten temat z Tadeuszem Zielińskim trwały od roku, gdyż artysta ten –
bardzo mocno zajęty – ma niewiele wolnych terminów w swoim kalendarzu.
Pomysłodawca – Jerzy Jakuczun – poczynił wstępne uzgodnienia
na odpowiednim szczeblu w UMiG, poinformował dyrektorkę naszej leżącej na płask
placówki z nazwy kulturalnej o planowanej wystawie. A artysta Tadeusz czekał.
Drogi Tadeusz czekał na oficjalne zaproszenie władz
odpowiedzialnych za kulturę w naszej gminie. Jak stwierdził szanowny Tadeusz
oczekiwał, iż: „pewna forma etykiety powinna być zachowana” i wystosowane do niego
oficjalne zaproszenie władz odpowiedzialnych za kulturę.
W rozmowie telefonicznej wyznał mi, iż powodem oczekiwania była
pewna zaszłość, która wywołała w nim odrobinę goryczy. Przypomniał mi swoje odczucia
po występie reanimowanej na „Dni Góry”
kapeli „Walcmany”. Pamiętał bowiem, jak tuż po występie „wyciągnięto nam spod
dupy krzesła”. No cóż,
„łaska pańska na pstrym koniku hasa!” Artysta czekał na zaproszenie, ale nie mógł się niczego
doczekać.
Okazało się, że przezorność artysty Tadeusza była w pełni
uzasadniona. Jakieś trzy tygodnie temu zadźwięczał dzwonek jego telefonu. W
słuchawce odezwał się głos dyrektorki Domu zwanego oficjalnie, ale na wyrost
Kultury. I w tym momencie nasz artysta zaniemówił. Dyrektorka wyskoczyła bowiem
do niego z …. pretensjami. Stwierdza, że jest ona planami zorganizowania
wystawy zaskoczona. Zadała pytania o koszt organizacji wystawy i kto je
pokryje. „Jakby oczekiwała ode mnie, iż to ja będę sponsorem własnej wystawy” –
stwierdził nasz drogi artysta. „Ja nie mam pieniędzy!” – padło z ust
dyrektorki. Takie były główne motywy rozmowy telefonicznej odbytej z dyrektorką rzeczonej martwej instytucji, zwanej
Domem Kultury.
Domem Kultury.
„Poczułem się jakbym dostał w pysk” – wyznał mi Tadeusz
Zieliński. „Chciałem zrobić tę wystawę, mieli przyjechać muzycy działający w
latach 60. I 70. w Domu Kultury. Planowaliśmy zrobienie takiego zjazdu
dinozaurów. Uważałem, że pomysł Jurka jest bardzo dobry i w to wszedłem.
Niestety, w górowskim Domu Kultury takie pomysły nie są najwyraźniej mile
widziane.”
Usiłowałem nieco bronić dyrekcji. Poinformowałem Tadeusza,
że jest powszechnie wiadomo, że kultury obecna dyrektorka nie czuje. Młodzież od lat się na
nią skarży, ale na skutek różnych układów, szkodliwych dla kultury, ale pożądanych
przez władzę (mąż dyrektorki jest radnym miejskim), ten chory układ w kulturze
trwa. Zgodziłem się z artystą, że czas z tym skończyć, bo nic sensownego z tego
nie wynika, ale zmienić to mogą jedynie wybory. „Najwyższy czas z tym skończyć!”
– zgodził się ze mną artysta - "i pozbyć się jej z zajmowanego stanowiska”. Na tym
zakończyliśmy oficjalną część rozmowy i pogadaliśmy o kształtnym tyłeczku
nieznanej nam obu ślicznej Maryny. Ślicznej dlatego, że nam obu nieznanej.
Wnioski z treści tego posta sami Państwo sobie wyciągną.
Poniżej skrin z FB na temat wystawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz