Fajnie jest, że górowskie zabytki doczekały się w
końcu jakiegoś opisu o swojej historii. Każdego musi cieszyć fakt, iż w krajobrazie
naszego miasta pojawiły się tablice informujące o historii górowskich zabytków.
Tablice, w sumie 5, są estetyczne i ładnie komponują się z otoczeniem. Przy
okazji możemy jednak się przekonać jak niedużo zabytków jest w naszym mieście.
Pięć tablic opisujących zabytki będące we władaniu gminy na terenie Góry i na tym koniec.
Marzenia o wybitnie zabytkowym charakterze naszego miasta można między bajki włożyć.
Szkoda też, że to co pozostało też nie jest
najlepiej znane. Weźmy dla przykładu nasza wieżę głogowską. Ilu górowian było w
jej wnętrzu? Ilu spoglądało z jej szczytu na panoramę naszego miasta? O ile
dobrze pamiętam, to ostatnio obiekt ten górowianie mogli zwiedzać chyba w r
2001. Okazję ku temu stworzył wernisaż, który zorganizowała tam znana górowska
plastyczka Grażyna Onichimowska.
Wówczas też z wieży głogowskiej koncerty
dawała niezapomniana i niedoceniona nigdy orkiestra „Pozor Band”. Och! Grali
chłopaki jak z nut pod kierunkiem górowianina Tomka Klukojcia! Jak oni grali! Na
saksofonie altowym dawał z siebie wszystko Marcin Bujek zwany „Małym”. Marcin Masalski
(„Masa”) uwielbiał improwizować na saksofonie tenorowym. Z puzonów dźwięki wydobywali
Krzysztof Sadowski i Karol Musielak, którzy zawsze coś do granych utworów dodali
ze swoich wówczas bardzo młodzieńczych serc, pełnych pasji i miłości dla
muzyki. „Rudi” – Krzysztof Wnecel dawał czadu na basie. Marcin Piskorz na
swojej trąbce „Magdalence” czarował słuchaczy swoja grą. Grzegorz Luty jako
druga trąbka nie ustępował w niczym koledze. Grzegorz dodatkowo przez pół roku grał w każdą
niedzielę o 12.00 hejnał z wieży głogowskiej. Chłopcy mieli 16 do 18 lat,
tworzyli zgraną grupę koleżeńską, szanowali się, lubili i przede wszystkim kochali
muzykę. A zagrać potrafili wszystko! „Pozorki” były i „oki”, i w „porzo!” –
mówiąc krótko.
Niestety, nie ma pomysłu i nikt nie stara się o to, by wykorzystać wieżę głogowską czy wieżę ciśnień w celach
turystycznych. Oba obiekty zamknięte są na cztery spusty tak, jakbyśmy zabytków
mieli niczym Francja zamków nad Loarą. Ze smutkiem stwierdzam, że żadna władza nie
czuje tego tematu. Obecna również.
Dlaczego to wspominam z tak wielkim sentymentem i
uznaniem dla tych wówczas młodych chłopców a dzisiaj ojców, których wiatr rozwiał
po świcie? Z powodu tablic opisujących historię zabytków. Nazbyt naciągana analogia
– ktoś rzec może. Czyżby? – odpowiem.
Postawiono też taka tablicę na skrzyżowaniu ulic
Staromiejskiej z Zamenhofa.
Postawiono taką tablicę wbrew rozsądkowi i chyba
kpiąc sobie z mieszkańców i turystów, potencjalnych turystów. Nie wiem do
czyjej durnej głowy mógł przyjść taki pomysł! Mi na ten widok ciśnienie
skoczyło. Bo nie wiedziałem czy mam zachwycać się tablicą czy widomym znakiem
niemocy włodarzy gminy w obliczu popadania zabytkowych murów obronnych w ruinę.
A stan ten trwa już od nieomal 2 lat.
Owszem, gmina ogłaszała przetargi na odbudowę murów
obronnych, ale chętnych do realizacji tej inwestycji nie było. Być może o braku
zainteresowania decydowały względy finansowe. Podczas ostatniego przetargu
zgłosił się jeden chętny do realizacji tej inwestycji, ale chciał on za
odbudowę murów obronnych 147.600 zł, podczas gdy gmina zamierzała na ten cel
przeznaczyć jedynie 35.000 zł.
Rozbieżność oczekiwań jest więc znaczna, ale czy w
obliczu ruiny zabytku ilość cyfr ma znaczenie? Przecież ta tablica, którą
umieszczono tuż obok widocznego znaku indolencji władz gminy w kwestii remontu zabytkowych
murów obronnych, stanowi dla nas wszystkich obelgę! To jest po prostu gigantyczny
pic i ściema! Jak to o nas świadczy?! O nas, bo władza sprawująca rządy jest
naszą władzą (model teoretyczny).
Jaka jest analogia pomiędzy „Pozor Bandem” a murami
obronnymi? Ano prosta!
Chłopcy z „Pozor Bandu” też nigdy nie doczekali się
pomocy od władz gminy. Co prawda burmistrz Dariusz Matkowski deklarował dobre
chęci, ale jak zwykle na przeszkodzie stanął brak kasy. Kasy tej jednak nie
brakowało, gdy zaangażowano w Domu Kultury kapelmistrza z Ponieca, który miał stworzyć
orkiestrę dętą. Pan kapelmajster brał ok. 1500 zł miesięcznie za ten
eksperyment. Wiadomo jednak, że nauczanie jest rzeczą trudną i stresującą,
toteż podczas prób kapelmistrz swój stres odreagowywał rzucając - mniej lub
bardziej celnie – buławą w uczniów. Z orkiestry wyszły nici, obciach i nic. Ale
co wydano na kapelmajstra z Ponieca, to wydano! A pod bokiem był mocny rdzeń
orkiestry w postaci sympatycznych chłopaków z „Pozor Band”, którym nikt z władz
nie pomógł. I w poszukiwaniu chleba i lepszej przyszłości rozpierzchli się po
świcie.
Murom obronnym też władza nie pomaga. Owszem,
organizuje jakieś przetargi, ale chciałaby, by remont zabytku kosztował jak
najmniej. Ja rozumiem troskę włodarzy gminy o finanse publiczne, czyli Państwa,
ale to źle pomyślana oszczędność. Obecnie mur zawalił się w dwóch miejscach. Nie
wiem czy odpowiedzialni pracownicy w gminie zrobili gruntowny przegląd stanu
technicznego tego zabytku, czy jest jakiś raport, opracowanie na ten temat. Bo
może się zdarzyć tak – niestety! – że któregoś dnia poleci kolejny kawałek
zabytku. A jest to wielce prawdopodobne, bo kilka takich miejsc osobiście
widziałem! I wtedy będzie wstyd! Ja wiem, że w okresie przedwyborczym fajnie
jest rzucić czymś w oczy przechodniom – wyborcom. Ale może lepiej podejść do
rzeczy pozytywistycznie i zapobiec potencjalnej katastrofie.
Umieszczenie tablicy murom obronnym w stanie
zagrożenia nie pomoże. Mądrzy ludzie wiedzą,
że to przedwyborczy pic, a nierozgarnięci rzadko chodzą na wybory. Chyba, że stanowią elektorat
górowskiej Platformy, rzekomo Obywatelskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz