W dzisiejszej „Panoramie Leszczyńskiej” ukazał się wywiad przeprowadzony przez Annę Machowską z prezesem Powiatowego Centrum Opieki Zdrowotnej w Górze – Stanisławem Hoffmannem zatytułowany: „Wielkie zmiany od maja”.
Chociaż tytuł sugeruje, iż prezes będzie rozmawiał z dziennikarką „PL” o przyszłości, to jednak okazuje się, że nie bez znaczenia jest też niedawna przeszłość. Przytaczam pytanie oraz odpowiedź prezesa naszej spółki.
Anna Machowska: „Ponad pół roku temu górowski szpital został przekształcony w prywatną spółkę. Właścicielem długów stał się powiat. Czy to oznacza, że mowa placówka nie boryka się już z problemami finansowymi?”
Prezes Stanisław Hoffmann: „Cóż, jeśli szpital się nie bilansował to trudno, aby spółka, w której de facto nic się nie zmieniło zaczęła od razu przynosić zysk. Zwłaszcza, gdy poprzednicy doprowadzili do utraty kontraktu na ratownictwo medyczne. Potrzeba czasu i wizji. Niestety, poprzedni prezes podejmował decyzje, które ewidentnie działały na szkodę firmy, jak choćby zatrudnienie jednego z lekarzy na stanowisku, które w ogóle nie istniało, czy powołanie rzecznika prasowego, którego nikt z dziennikarzy nie poznał. Takich umów, na które nie ma żadnych dokumentów czy śladów pracy jest więcej. Z pewnymi jego umowami nie mogę nic zrobić, bo zawarte umowy mają długi okres wypowiedzenia. Nie stać nas na odprawy. Wierzę jednak, że uda się nam wyjść na prostą”.
Prezes spółki opowiada o działalności byłego prezesa - spadochroniarza z Wrocławia Piotra Rykowskiego, którego na stanowisko prezesa namaścił Zarząd naszego powiatu pod wodzą starosty Piotra Wołowicza. Oceniając prezesowanie i starostowanie obu panów rzec można, iż swój namaścił podobnego do siebie.
Zwróćmy jednak uwagę na fakt, iż były prezes narobił ewidentnych szkód dla spółki. Mówiąc prosto – ktoś musi za to beknąć.
Były prezes Rykowski przez trzy miesiące brał wypłatę i działał na szkodę interesów spółki. Aż dziw bierze, że członkowie Zarządu w składzie: starosta Piotr Wołowicz. Wicestarosta Paweł Niedźwiedź, członkowie: Piotr First oraz Marek Hołtra nie zadali sobie trudu przyglądnięcia się pracy prezesa. A że nie była ona na miarę pobieranej pensji i oczekiwań, mogli się przekonać, gdyby chciało im się cokolwiek robić. No tak, ale by coś robić trzeba dysponować wiedzą. A to towar u tych panów deficytowy.
Gdyby jednak panowie z Zarządu posłuchali tego, co mówią po kątach i głośno pracownicy szpitala, to wiedzieliby, co nieco, o radosnej twórczości prezesa i jego rażącej niekompetencji. Ale panom niczego słuchać się nie chciało, bo tonęli w szczęściu, że mają prezesa z metropolii i tym samym gasili w sobie kompleks prowincjusza, który jest nieodłączną cechą ignorantów. Prezes z Wrocławia najwyraźniej dowartościowywał ich niskie mniemanie o sobie.
Syreny alarmowe powinny wyć, gdy utraciliśmy kontrakt na ratownictwo medyczne. Kiedy szpital stracił ok. 1,2 mln rocznego dochodu należało prezesa wykopać (Zarząd zresztą też) w trybie kilkuminutowym. Ale gdzie tam! Zapomnijmy! Prezesa trzymano a ten rozwijał wizję prokuratury w działaniu, bo rzekomo przekręt był przy ocenie kontraktu. A prawda była bardzo prozaiczna. Oferta przedstawiona przez nasz szpital do konkursu była znacznie gorsza od zwycięskiej. Ale prezes i Zarząd mamili opinię publiczną, że prezes jest w porządku a konkurencja grała nieczysto. Prokuratura umorzyła sprawę, NFZ również nie stwierdził uchybień i pies zdechł. I tak Zarząd pozbawił naszego szpitala 1,2 mln zł rocznie, bo to Zarząd polecił przyjąć spadochroniarza z Wrocławia.
Każdy, kto miał „przyjemność” wysłuchiwać prezesa Rykowskiego podczas jego wystąpienia w czasie sesji łatwo mógł wyrobić sobie o nim zdanie. Prezes pływał przy odpowiedziach niczym premier Tusk w morzu mętnych obietnic wyborczych. Zero szczegółów, danych, propozycji zmian. A nasz Zarząd łykał to niczym bocian żabę. A ja wstydziłem się, że ktoś taki, jak Rykowski jest prezesem naszego szpitala. I że jest w naszym powiecie prezesem czegokolwiek. A nasi notable łepki spuszczone, oczęta wodzące w próżnym poszukiwaniu myśli, zero pytań do prezesa. Nie tykać wrocławskiej świętości.
Fakt, że w końcu prezesa wylano, ale trwało to i trwało. Szkodnik działał! Zarząd spał! Spał nie za darmo, co należy podkreślić.
Proszę zauważyć, iż nasz drogi Zarząd nigdy nie pokusił się o przedstawienie swoim wyborcom wyników działań prezesa Rykowskiego. Nikt z Zarządu nie powiedział społeczeństwu – „przepraszamy, wybór był zły i bierzemy konsekwencje tego błędu na siebie”. Czy ktoś to z członków Zarządu powiedział? Czy ktoś przeprosił? Ale jak człowiek coś tam napisze, w zgodzie z prawdą, to od razu obraza majestatu. Pan starosta obrażony, poznawać mnie przestał. Taki to kulturowy sznyt platformersów. Inni mordy wykrzywiają na mój widok jakby octu się napili. Stękają, kwękają, pouczać próbują, na ambicję wjeżdżać i straszyć. A czy ja z panami z Zarządu ślub brałem? W sitwie jednej jestem? Zresztą, 9 grudnia 2010 roku, gdy wybrano Piotra Wołowicza na starostę, szczerze i publicznie złożyłem mu gratulacje z okazji wyboru, ale dodałem przy tym, że uważam, iż się na tę funkcję nie nadaje. Takie są u mnie reguły gry.
Ale jak pięknie kłanialiby mi się, gdybym tak pisał o nich w myśl ich własnych wyobrażeń o sobie. Gdybym zachwalał, poklaskiwał, przytakiwał i nawet największy knot swoim talentem usprawiedliwiał. Wówczas byłbym dla nich „cool”. A dla Państwa gnojkiem, więc wyboru nie mam zbyt dużego.
Kiedyś jeden członków Zarządu (sympatyczny zresztą) zarzucił mi, że nigdy nic dobrego o nich nie piszę. Poprosiłem go, aby sporządził listę osiągnięć tego Zarządu, chociaż trzech, wysłał mi na maila a ja to twórczo rozwinę. I co? Do dzisiaj czekam. A oni? Nieustannie dają tylnej części ciała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz