W tej sytuacji powiedziałem panu „Czerwonemu Kubraczkowi” co
myślę o jego dwulicowym zachowaniu, opowiedziałem co mówił na mój temat, odmówiłem
podania ręki i stwierdziłem, że to dopiero początek. „No to spotkamy się w sądzie!”
– odrzekł mi pan „Czerwony Kubraczek” i opuścił mnie, bez żalu z mojej strony.
Muszę też dodać, iż szedł w „zaparte”, że tak mówił, ale godzina odwiedzin nie
była czasem, w którym wyświetla się bajki dla naiwnych dzieci, więc do serca
tych zapewnień sobie nie wziąłem.
Z miasta tymczasem zaczęły dochodzić mnie wieści, iż pan „Czerwony
Kubraczek” z szaleństwem w oczach i pianą na ustach szuka sprawcy przecieku. Oczywiście,
gdyby fakt głaskania mnie pod piórka nie miał miejsca, pan „Czerwony Kubraczek”
nie mógłby mieć do nikogo pretensji. Ale najwidoczniej miał powód by mieć, tyle
że kierował ją w całkowicie niewłaściwym kierunku. „Nadawanie” na mnie miało
bowiem miejsce w miejscu publicznym i pan „Czerwony Kubraczek” nadawał na
falach, które wyłapywały postronne odbiorniki radiowe typu „Ucho”. I stało się
tak, że jeden z takich radioodbiorników, który odebrał tę informację nadawaną
publicznie i w dość wysokiej tonacji przekazał mi ją. Ze swojej strony pozostało
mi tylko czekać na okazję do rewanżu. I tak się stało wczoraj.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że osoba pana „Czerwonego
Kubraczka” jest zbyt mikra, mało znacząca a wzbudzająca coraz większy uśmiech
politowania (vide – wywiad na blogu Adriana Grochowiaka), by absorbować tym jegomościem
Państwa uwagę. Trzeba jednak pamiętać o tym, że pan „Czerwony Kubraczek” nieźle
potrafi zaleźć ludziom za skórę. Ma np. chore ambicje rządzenia wszystkim i
wszystkimi w budynku, gdzie mieszka. Potrafi postawić złom na parkingu, który na
wyrost nazywa rowerem, byle tylko nikt nie zaparkował tam samochodu, chociaż parking
UMiG zrobił za pieniądze wszystkich podatników a nie tylko pana „Czerwonego
Kubraczka”. Potrafi też pan „Czerwony Kubraczek” obmierzyć prywatny sklep miara
krawiecką w trzech miejscach sklejaną plastrem na odciski (podobno zdjął je
wcześniej z własnych palców). Potrafi też publicznie pan „Czerwony Kubraczek
opieprzyć matkę dziecka za to, że dziecko było podczas kolonii krnąbrne i w
ogóle nie słuchało tego, co pan „Czerwony Kubraczek” ma mu do powiedzenia. Drobiazgiem
przy tym jest fakt, iż matka dziecka w karcie wpisała, iż jej córka cierpi na
znaczne uszkodzenie słuchu. W takiej sytuacji pan „Czerwony Kubraczek” potrafi
się zachować! Oj, potrafi! Sam byłem świadkiem, gdy usłyszał o wadzie słuchu. Rzekł
do matki: „Nie wiedziałem, nie czytałem” i oddalił się po „angielsku”.
Pan „Czerwony Kubraczek” ma pewną przywarę. Od jakiegoś czasu
uważa, że wszyscy się na niego zawzięli i go prześladują. Otacza go morze wrogów,
którzy tylko patrzą jak mu zaszkodzić. Rzecz jasna, że jest to tylko imaginacja
pana „Czerwonego Kubraczka”, albowiem to on psuje ludziom krew.
Ale ponieważ pan „Czerwony Kubraczek” ma takie nierealne
przekonanie, to trzeba je zmienić w jak najbardziej realne. Więc od dzisiaj
może sobie założyć „Poczet wrogów”. Wiem, że będzie on składał się z jednej
fotografii. Mojej!
P.S.
Opisane zalety pana "Czerwonego Kubraczka" są jednak bardzo zalecane dla członków Platformy, rzekomo Obywatelskiej. Sądzę, że pan "Czerwony Kubraczek", jako czołowy działacz tej "partii" pasuje do niej jak ulał. Gratuluję nowego członka górowska Platformo, rzekomo Obywatelska! Tak trzymać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz