Wypowiedzi starosty Piotra Wołowicza w radiu
„elka” wprowadzają mętlik w głowach ludzi je czytających. Oto bowiem po
porażce, jaką bez wątpienia była decyzja Samorządowego Kolegium Odwoławczego w
Legnicy mamy publiczne pienia o tym, że: „Decyzja SKO potwierdza nasze słowa."
Ten tytuł z portalu „elki” jest typowym zabiegiem
propagandowym, który ma na celu błyśnięcie przed opinią publiczną i wykazanie,
iż jest się autorem jakiegoś sukcesu (w tym przypadku nakrycia przedsiębiorcy z
Leszna na nielegalnym wydobyciu żwiru) a nie starostą, któremu podległe służby
zawaliły temat na całego.
Bo trzeba sobie powiedzieć jasno i otwarcie, że do
wydobycia żwiru w Sicinach bez wymaganej koncesji doszło na skutek inercji starosty i podległych jemu
służb. To starosta wydaje koncesje i nadzoruje ich wykonanie. I proszę zasklepionych
wielbicieli Platformy, rzekomo Obywatelskiej, by przestali wciskać publice, że
starosta ma osobiście stać i liczyć piaski z wydobytym żwirem. Starosta ma
pilnować, by liczyły jej podległe mu służby. A jak starosta nie potrafi zmusić
do tego służb, to droga do zarejestrowania się w PUP jest otwarta. Nikt mu nie
broni wstąpić w szeregi bezrobotnych.
Proszę zwrócić uwagę na takie zdanie
wypowiedziane dla „elki” przez starostę: "Jeśli
chodzi o okoliczności sprawy, to w żaden sposób nie zostało zakwestionowane to,
że omawiane wydobycie było nielegalne.”
Starosta
Wołowicz stara się stworzyć wrażenie sukcesu tam, gdzie go nie odniósł. W „Decyzji”
wydanej przez SKO w Legnicy 10 stycznia 2013 roku można wyraźnie prześledzić
chronologię wydarzeń. A daty i fakty najlepiej Państwu wykażą, jak opieszale
działał starosta Wołowicz i podległe mu służby.
Przypomnę
tylko, iż już pod koniec października 2011 r., zaczęły docierać wieści o wydobywaniu
w Sicinach żwiru poza obszarem objętym koncesją. Trzeba było jednak czasu, by
te fakty potwierdzić.
I trzeba też przypomnieć, o czym napisano w „Decyzji” SKO, że 21 listopada 2011
r. leszczyńska firma zwróciła się do starosty o nową koncesję, która miała
obejmować działki, na których już od dawna - bez koncesji! – wydobywano żwir. Należy
wciąż mieć przed oczami fakt, iż w starostwie szybko przygotowano projekt tej
koncesji, bez sprawdzenia, jak realizuje wydane wcześniej koncesje leszczyńska
firma.
Przypomnę, że wg ustawy o samorządzie powiatowym, to starosta wydaje
koncesje i nadzoruje ich wykonanie. W tym przypadku koncesję chciano wydawać w
ciemno. Bez sprawdzenie czy poprzednio wydane realizowane są prawidłowo.
To fakt pierwszy. Fakt drugi to te, że pod
koniec listopada 2011 roku udało się zgromadzić dokumenty świadczące o tym, że
leszczyńska firma daleko wyszła poza obszar wydobycia żwiru, na jaki miała
koncesję. Ponieważ w powietrzu zapachniało niezłą aferą wstrzymano w starostwie
wydanie koncesji na wniosek leszczyńskiej firmy złożony 21 listopada 2011 r. Raz
jeszcze pozwolę sobie przypomnieć, że projekt tej koncesji był w starostwie
przygotowany i mam go w swoim posiadaniu.
W grudniu 2011 r. afera rozkręciła się na
dobre. Znana stała się wielkość obszaru, na którym bez koncesji wydobywano
żwir. Wg wstępnych szacunków wynosiła ona ok. 6 ha.
W dniach 11 do 13 stycznia została na żwirowisku
przeprowadzona kontrola doraźna. Kopalnię żwiru kontrolowali pracownicy Okręgowego
Urzędu Górniczego we Wrocławiu. Pracownicy OUG stwierdzili, że „wydobycie bez
koncesji prowadzone jest na północy i zachodzie od obszarów górniczych „Siciny
RM” i „Siciny RM2” oraz, iż: „oszacowana wielkość powierzchni na których
przedsiębiorca prowadzi wydobycie bez koncesji ok. 4,1 ha."
Ponadto fachowcy z OUG stwierdzili też, że
na wszystkich obszarach górniczych nastąpiło znaczne przekroczenie granic, w
których mogła się odbywać eksploatacja żwiru dozwolona udzielona przez starostę
koncesją. W efekcie spece z OUG wskazali, iż łączny obszar wydobycie żwiru bez
wymaganej koncesji wynosi 5,15 ha.
W efekcie tej kontroli 22 lutego 2012 r. dyrektor
OUG we Wrocławiu wydał decyzję, na mocy której wstrzymał wydobycie żwiru na
działce nr 400/8, gdzie prowadzono wydobycie bez koncesji.
Służby starostwa ruszyły do akcji w dniach
27 do 29 lutego 2012 roku. Proszę sobie policzyć ile czasu minęło od
zaistnienia sprawy (listopad 2011) do zajęcia się na poważnie problemem.
W tym
celu wynajęto dr inż. Włodzimierza Kiełbasiewicza, który dokonał pomiaru
wyrobisk poza wyznaczonymi koncesją obszarami górniczymi. Wg dokonanych przez
niego pomiarów obszar wydobycia bez wymaganej prawem koncesji wyniósł 6.14 ha, a łączne wydobycie
żwiru z terenu nie objętego koncesją wyniosło 217,7 tys. metrów sześciennych.
Pełnomocnik leszczyńskiej firmy zakwestionował
w całości ustalenia dr inż. Kiełbasiewicza, włącznie z jego prawem do
przeprowadzenia kontroli. Pełnomocnik wykazał, dr inż. Kiełbasiewicz nie miał pełnomocnictwa
starosty do reprezentowania starostwa i przeprowadzenia w jego imieniu kontroli
w Sicinach. Ponadto zakwestionowane zostało zaliczenie dr inż. Kiełbasiewicza do
pracowników organów administracji geologicznej. Zresztą, pełnomocnik firmy „Malepszy Efekt Group” kwestionuje również uprawnienia OUG we Wrocławiu.
Leszczyńska firma idzie również w „zaparte”
jeżeli chodzi o działkę 824, której nie była właścicielem, a gdzie również nielegalnie wydobywano żwir. Firma wypiera się, iż wydobywała
stamtąd żwir i żąda na to dowodów.
W "Decyzji SKO czytamy:
"Organ ustalający powierzchnię, na której prowadzono wydobycie
bez koncesji (czyli starostwo) nie odniósł się do pomiarów dokonanych przez
inspektora Dagmarę Czubiel oraz nadinspektora Jerzego Puchajdę z Okręgowego Urzędu
Górniczego we Wrocławiu, których wynik był znany organowi (starostwu) z urzędu.
Tak duża rozbieżność w ustaleniu powierzchni powinna być przez organ omówiona w
uzasadnieniu, tym bardziej, że Jerzy Puchajda z OUG we Wrocławiu jest
mierniczym górniczym, posiadającym specjalistyczną wiedzę w zakresie
miernictwa."
Ten fragment „Decyzji” odnosi się do
ustaleń, które podczas kontroli na żwirowisku w Sicinach poczynił Okręgowy
Urząd Górniczy we Wrocławiu.
Starosta Wołowicz: „Problemem
jest precyzyjne określenie miejsca wydobycia. Chodzi o jedną z trzech działek,
która w trakcie badania całej tej sprawy nie do końca była jeszcze brana pod
uwagę.
SKO w Legnicy uchylając decyzje
starosty w sprawie naliczenia wysokości opłaty za nielegalnie wydobyty żwir
wskazało, iż starostwo: (…) w decyzji naliczającej w/w spółce opłatę
eksploatacyjną – prawidłowo wskazał działkę nr 400/8 i działkę nr 400/5, na
których, mimo braku koncesji, prowadzone było przez w/w spółkę wydobycie
kopaliny pospolitej. Natomiast odnośnie działki nr 824,
która również została wskazana przez organ (starostwo), jako teren wydobycia kopalin
bez wymaganej koncesji, Kolegium stwierdziło, że: "oprócz załącznika w postaci
mapy sytuacyjno – wysokościowej (…) brak jest innych dokumentów
potwierdzających zasadność ujęcia tej działki – jako obszaru przedmiotowego wydobycia."
Tak to jest, gdy na bieżąco nie
monitoruje się sposobu realizacji wydanych koncesji. Tak to jest, gdy starosta
jest mało mobilny i nie potrafi wykonywać oraz egzekwować praw nadanych mu
ustawą. I tak, tuz pod naszym nosem, wydobywano żwir, a nie działo się to prze
dzień, tydzień czy miesiąc. By wyrąbać ok. 200 tys. ton żwiru trzeba czasu. Kto
kontrolował wykonywanie koncesji? Nikt nie kontrolował! Taka jest prawda.
Kolegium przyznało również rację pełnomocnikowi
leszczyńskiej spółki w sprawie pomiarów dokonanych przez dr inż. Kiełbasiewicza.
Czytamy w „Decyzji”, że starostwo:
„(…) mimo przedłożenia przez pełnomocnika strony pisma z dnia 13 kwietnia 2012
r., zawierającego m.in. zarzuty odnoszące się do opinii dr inż. Włodzimierza
Kiełbasiewicza, w ogóle nie odniosło się do tych zarzutów ani w toku
postępowania ani w uzasadnieniu decyzji."
Komuś się w starostwie pisma nie
chciało napisać? Lenia miał? Wałkonia połknął?
I dalej czytamy w „Decyzji” SKO: "Zdaniem kolegium uzasadnienie
decyzji nie wyjaśnia czym zajmował się organ (starostwo) przyjmując do obliczeń
opłaty eksploatacyjnej średnia wartość opisaną w dokumentach geologicznych
złóż: Siciny, Siciny 2, Siciny 3."
Ponadto starostwo: "nie wykazało w
sposób nie budzący wątpliwości, iż zasadne jest naliczenie „Efekt Group Malepszy”
opłat w wysokości 15.215.850 zł."
Zabawne jest to, iż aby zmierzyć obszar bezkoncesyjnego
wydobycia żwiru zatrudniony w starostwie geodeta powiatowy musiał pożyczyć dalmierz
laserowy ze starostwa w Wołowie, bo my wówczas – i teraz! – takowego nie
posiadaliśmy. Wesołe, nieprawdaż? Ten fragment dedykuję tym obrońcom starosty, którzy
z takim oddaniem chcą liczyć wydobycie w taczkach. Są inne metody panowie
potomkowie króla Ćwieczka!
I tak to wygląda w szczególe.
Nie tylko, jak Państwo widzą
chodzi w uchylonej decyzji SKO o powierzchnię nielegalnego wydobycia. Jest i
inna strona tego medalu, o której starosta Państwu nie wspomina. Ale i
starosta, i Państwo, zawsze mogą na mnie liczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz