poniedziałek, 12 lutego 2018

"Wzorcowa obsługa"


Ciężkie jest życie posiadacza samochodu w naszym kochanym powiecie. Drogi powiatowe wyglądają jakby w tę i we w tę jeździły po niej „Leopardy”. Tzw. „władza powiatowa” udaje, że problemu nie ma. Z drugiej strony, co ma robić? Kasy nie ma (i nie będzie), srebra powiatowe bezrozumnie złodziejom za nieomal za darmo oddane (a miało być tak pięknie, wspaniale, cudownie!). Więc tkwić trzeba na zajmowanych stanowiskach, wypłaty pobierać i udawać, że się jest ważnym, coś się znaczy (chyba we własnym ogromnie wygórowanym mniemaniu) i kombinować, jakby tu jeszcze przedwcześnie fuchy się nie pozbyć. Bo proszę Państwa, gdzie oni pójdą? W cholerę czy w diabły?! Nota bene, diabli nam nasłali!

Dzisiaj wszyscy ci, którzy przekroczyli progi masy upadłościowej, jaką bez wątpienie jest nasze(?) starostwo, by coś załatwić w wydziale komunikacji, na własnej skórze przekonali się o „wysokiej sprawności” i „życzliwym” podejściu do interesanta.

Dzisiaj interesantów wydziału komunikacji obsługiwała 1 osoba (słownie: jedna), która co prawda oddawała się swojej pracy niczym urodziwej kobiecie, ale petentów było trochę za dużo (wezmą i zejdą się na raz, jakby nic innego do roboty nie mieli!), więc na załatwienie swoich spraw musieli „nieco” poczekać. Zresztą, czym jest godzina czy dwie oczekiwania wobec długości życia Abrahama (175 lat)?

Faktem jest, że za takie postawienie sprawy od petenta można by dostać „z liścia”. Petent przychodzi i chce być obsłużony. Bo petent oczekuje – i słusznie! – że biorący sute pensje tzw. „starostowie”, potrafią zorganizować pracę wydziału komunikacji w ten sposób, by szanowny interesant nie dostał w trakcie oczekiwania na przyjęcie w wydziale komunikacji, odcisków na swoich tylnych szynkach.

Tym bardziej, że wydział komunikacji jest dla starostwa w stanie upadłości kurą znoszącą „złote jajka”, bo z opłat komunikacyjnych instytucja ta ma dochód w okolicach „banieczki”, tak przynajmniej zakłada w swoich pełnych fantazji założeniach budżetowych. A tu ludzie przychodzą, szmal ciężki dźwigają i jeszcze godzinami oczekiwać muszą. A ludzie swój czas cenią. I nic ich nie obchodzą problemy kadrowe starostwa. Rozumowanie jest proste: podatki płacimy, opłaty komunikacyjne wnosimy, to i szacunek dla nas się należy. I jak tu im nie przyznać racji?

I nie jest dzień dzisiejszy wyjątkowy. Wydział komunikacji oblegany jest non stop. Wątpię, by ta „władza” o tym wiedziała. Bo gdyby wiedziała, to by coś wymyśliła. Wymyśliła, wymyśliła…,czy ja od niech za wiele nie wymagam?

A lud słowem rodem ze słownika inwektyw rzuca, dziwi się po co w starostwie taki tłum urzędników skoro ich jeden przyjmuje? To tylko jeden jest w starostwie kompetentny w tej dziedzinie? – pytają? Przeszkolić z dwóch do zastępstwa w razie czego – sugerują inni. I mówią, że w Niemczech taka sytuacja jest nie do pomyślenia.


No tak, ale w Niemczech – na ich szczęście – nie „rządzą” ci, co tu rządzą (starostowie). Gdyby ich tam przeflancować – za karę dla nich! – to też w tamtejszym wydziale komunikacji wesoło by nie było. I tym się pocieszmy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz