niedziela, 11 marca 2018

Zapomniany reportaż VI

„Rozumiem, żadna to przecież reprezentacja Góry. Ot, po prostu – grupka młodych, przypadek nawet nietypowy: bo oni przychodzą do PDK tańczyć i śpiewać, większość ich rówieśników wybiera rozrywkę łatwiejszą:” trochę włóczęgi, trochę siedzenia w obu knajpach i jednym Fafiku.

Ale… zaryzykujemy stąd, że inni – dobrych kilka setek – napisałoby podobnie. I że nawet proporcja tych TAK i NIE jest charakterystyczna. Wtedy, przy taki ryzyku, wygłosiłbym wobec elity władzy miasta Góry, województwo wrocławskie – monolog następujący, przerywany wyjaśnieniami, które znam z bogatych dokumentów Rady Powiatowej i Miejskiej…

Szanowni towarzysze i obywatele!

Pozwólcie mi zabrać głos w sprawach waszej społeczności, choć dobrze wiem, jak nikła mam do tego prawo: ani długi pobyt, ani uczestnictwo, ani głębsza znajomość waszego miasta. Może tylko ś w i e ż e. o k o przybysza i trochę doświadczeń z innych powiatowych ośrodków dają mi nieco wewnętrznej śmiałości.

Przede wszystkim – wyrazy sympatii. Jak zwykle na Dolnym Śląsku, wasze miasto zadziwia porządkiem, schludnością i poziomem ogólnej organizacji życia. Ma przy tym wiele szczególnych uroków i na żaden sposób nie kojarzy się z pojęciem prowincjonalnej d z i u r y. Wiem też ile się tu dokonało (ile dokonaliście) mimo wątłych środków; i znam zamierzenia na przyszłość – skromne – ale realne przynoszące górzawianą dalszą poprawę® warunków.

Chcę wszak mówić o niepokojach.

Zostawiam na boku starsze pokolenie – ustabilizowane, zajęte, aktywne, pogodzone z losem, czasami zrezygnowane (wielu ludziom nie sposób czymkolwiek dopomóc). Podejmuję temat m ł o d y c h: tych, którzy jeszcze się uczą i tych, którzy już pracują, ale nie zdążyli, ale nie zdążyli zająć wyraźnego miejsca w społecznym, pozazawodowym u k ł a d z i e Góry. Jaka jest ich perspektywa, jak oni tę perspektywę widzą i odczuwają?

Są bodaj, mimo że tacy młodzi, realistami. L:ubią swoje miasto, doceniają zmiany, cieszą się nimi; trafiacie w dziesiątkę, likwidując to, co z Góry czyniło „wielką wieś” (… od roku 1965 wyburzono 25 chlewików na zapleczach domowych), dbając o czystość ulic (ZOM dysponuje bajaderą, polewarką, ciągnikiem asenizacyjnym Ursus 327, a w najbliższym czasie otrzyma naczepę oraz pług odśnieżny), pielęgnując skwery i zieleńce (o powierzchni 1800 m kw.), budując na placu Chrobrego fontannę – trafiacie w dziesiątkę, ponieważ młodzi także lubią żyć w prawdziwym, choć małym mieście. Nie spodziewają się cudów; porównując - mówią o Świdnicy, ponieważ słyszeli lub wiedzą, że tam jest ponadto kilka u r z ą d z e ń, które w ich pojęciu odpowiadają standardom koniecznym i – wystarczającym do życia w mieście. Czy są to u r z ą d z e n i a istotnie tak niedostępne dla Góry?

W 1967 ZOM dysponował 5 pojazdami: polewaczką, 2 ciągnikami „Ursus”, bajaderą, 1 samochodem asenizacyjny, 5 przyczepami, 1 piaskarką do ciągnika, 2 pługami doczepno –czołowymi. W 1968 r. pracowało tam 20 osób, w tym 12 zamiataczy. Na każdego z nich przypadało od 8 do 12 tys. m kw. powierzchni do zamiatania w zależności od rodzaju nawierzchni i zaśmiecenia ulicy. Śmieci wywożono 2 razy w tygodniu z każdego rejonu, natomiast z instytucji i zakładów pracy – na zlecenie w terminach uzgodnionych ze zleceniodawcą. Na terenie Góry znajdowało się 950 kubłów.
Wspomniana w tekście „bajadera” to samochód STAR do wywozu śmieci. Zabierał 26 metrów sześciennych odpadów, które wciąż, niestety, musiano ładować ręczni. Nazwa ta, nieoficjalna, pochodziła od nazwy ciastka bajadera, którego nadzieniem były odpady cukiernicze.
W 1977 r. w Górze nadal pracowało 6 zamiataczy. Średnio na 1 zamiatacza przypadało wówczas 15.216 m kw. powierzchni do zamiatania.

I oto mój pierwszy niepokój, trop dziwnego zjawiska: dlaczego oni, młodzi, tak bardzo zainteresowani sprawą, nie wiedzą zupełnie d o k ł a d n i e, jak rozwija się problem basenu. Dlaczego mają wątpliwości, dlaczego mówią o was, o swojej władzy – per oni? Kryją się tu zapewne – na przykładzie basenu – dwie kwestie, jeśli nie więcej… Po pierwsze – czy budowy obiektu naprawdę nie da się ruszyć z miejsca? Czy wyjście z tym do społeczności – tej tak emocjonalnie zainteresowanej – nie przyniosłoby konkretnych rozwiązań? Więc: czy już wykorzystaliście do końca zaangażowanie dużej liczby młodych do określonego dzieła, na którym tak im zależy? Ale, po drugie, jest w tym coś jeszcze donioślejszego; coś co nazwałbym (może zbyt szumnie) nie – kontaktem władzy z częścią przynajmniej obywateli. Odbywacie plenarne zgromadzenia, narady; na wielu domach wiszą tabliczki Radny MRN, a jednak oni nie wiedzą, nie znają aktualnej prawdy o i c h basenie… Więc jak: więc to, o czym wy doskonale wiecie, co bywa przedmiotem waszej troski i dyskusji – nie wychodzi na zewnątrz? Nie jest wspólną wiedzą całego miasta?

Basen – to oczywiście przykład. Powstaje w Górze wiele obiektów. Potoczna o nich wiedza jest równie nikła; wiedza o tym, co będzie, dlaczego coś się przewleka, ślimaczy, co można by pomoc. A przecież owa wiedza dotyczy perspektyw nie tylko miasta; stanowi bowiem perspektywę każdego m i e s z k a ń c a. Młodym – ta perspektywa jest bodaj szczególnie niezbędna dla ich dobrego samopoczucia.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz