Onegdaj,
bo 11 maja roku Pańskiego, skierowałem maila do dyrektora Administracji Lokali
Komunalnych w Górze, w którym to zawarłem nieco pytań dotyczących
funkcjonowania tej jednostki. Prawdę mówiąc działalność ALK, która nie cieszy
się dobrą opinią wśród tych, którzy zmuszeni są do korzystania z jej wątpliwej
jakości usług. Na czele tej jednostki, która podlega bezpośrednio burmistrz Irenie Krzyszkiewicz, stoi dyrektor Marek Downar. Poniżej mają
Państwo skriny pytań, które zadałem dyrektorowi ALK, a na które do dnia
dzisiejszego nie otrzymałem odpowiedzi. Sytuację też resztą przewidziałem, gdyż
nieco znam dyrektora ALK i wiedziałem, że odpowiedzi na moje pytania go
przerosną. Przerost ów nastąpi z prostego powodu: dyrektor ALK tych pytań nie
ogarnie! I się nie myliłem.
Podczas
majowej sesji naszej niezrównanej Rady Miejskiej miało miejsce takie oto
wydarzenie. Niezrównany w wygadywaniu głupot i pseudo – mądrości przewodniczący
tego szlachetnego ciała uchwałodawczego – Jerzy „chochoł” Kubicki – zarzucił radnemu
Adrianowi Grochowiakowi że ten dezorganizuje pracę szanownego dyrektora – i teraz
uwaga! – poprzez żądanie od dyrektora tegoż ALK różnych informacji.
W
celu ukazania rozpaczliwej sytuacji dyrektora ALK pozwolono mu również na
występ. Wzmiankowany dyrektor wstał i zaczął najzwyczajniej jęczeć, biadolić i
lamentować nad swoim niezwykle ciężkim położeniem. Sytuacja stała się ciężko kretyńska
i zalatująca zapachem komuszym. Nad salą obrad zawisła ciężka atmosfera. „Poszkodowany”
dyrektor ALK nieomal łkał opowiadając o „niegodziwościach” radnego Adriana
Grochowiaka. My zbierało się na śmiech, bo podobnych cyrków dawno nie widziałem.
Pełne kuglarstwo samorządowe! Tyle, że aktor tandetą zalatywał. Dyrektor ALK
jako aktor (nawet amator) kompletnie się nie sprawdził. Jako dyrektor ALK natomiast
się sprawdził, bo biadolił zgodnie z wolą jaśnie nam panujących.
Należy
też – by być obiektywnym – skierować słowa najwyższej przestrogi pod adresem
radnego Adriana Grochowiaka. Szanowny pan radny sądzi, że w naszej lokalnej
odmianie tzw. „samorządu” można tak sobie hasać i pytać bez odgórnej
akceptacji? Co pan sobie wyobraża? Że taki dyrektor ALK jest od odpowiadania na
pana pytania? A może by pan najpierw uzgodnił treść pytań? Przesłał je dyrektorowi
ALK do konsultacji i akceptacji? Co by panu zaszkodziło. Ale nie! Pan nie chce
się trzymać niedawno ustanowionej tradycji! Pan – za przeproszeniem! - szczasz
na wypracowane w pocie czoła tradycje naszego samorządu w naszym lokalnym
wydaniu! Pan śmiesz mieć inne zdanie niż samorządowa władza! Pan najwyraźniej nie
zauważasz, że przygniatająca większość radnych popiera panią burmistrz, chociaż
nie bardzo wie o co chodzi. A pan chcesz mieć własne zdanie! Nie tutaj,
szanowny panie radny! Nie tutaj i nie teraz!
Albo
takie wyskakiwanie z wątpliwościami podczas sesji. Wyciąganie różnych rzeczy na
wierzch. A nie można tak zdusić tej żądzy wiedzy w sobie? Patrz pan, jak reszta
radnych o nic nie pyta, nie ma wątpliwości, duchowych rozterek i głosuje „po
kursie i obowiązującej linii”. I miewają się dobrze! Dieta leci, szefowa
zadowolona, pochwali, uśmiech skieruje, rączkę gładą poda. I fajnie jest!
Taki samorządowiec jest ceniony, niczym tombak wśród Buszmenów.
Wracając
do rzeczy stwierdzić trzeba, że ja odpowiedzi na zadane pytania od dyrektora
ALK wydębię. Po swojej stronie mam prawo a nie tzw. „lokalną samorządową tradycję”.
Będzie dyrektora to bolało, bo boleć musi. Wszak cierpienie uszlachetnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz