Stare przysłowie mówi, że baba się nie przeżegna, dopóki
piorunu nie usłyszy. Tak też dzieje się w naszej gminie, gdzie burmistrz Irena
Krzyszkiewicz – najpierw nagrzeszywszy do woli – obecnie w stan głębokiej
pokuty wpadła i wzorem papieży wzywa do ogólno gminnej krucjaty. Krucjata owa
ma być skierowana przeciwko poganom, którzy nie szanują naszego środowiska i
chcą zbudować spalarnię śmieci, która ma podgrzewać wodę. Mowa tu o spalarni,
która mieścić się ma przy ul. Wierzbowej.
Na portalu „Panoramy Leszczyńskiej” zapoznać się na ten wynurzeniami szefowej gminy na ten temat. Pokrótce
mówiąc z gadki burmistrzyni nic a nic nie wynika. Jakiś taki chaos informacyjny
tam panuje i mnogość niedopowiedzeń. Gdy teks w „PL” przeczyta ktoś, kto nie jest
wtajemniczony w sedno samorządowych spraw może odnieść dziwne odczucia.
Odczucie pierwsze jest takie, iż nie wiadomo jaka firma (z Marsa?!),
wylądowała w Górze, upatrzyła sobie teren przy ul. Wierzbowej i postanowiła
wybudować tam wredną spalarnię śmieci. Dalej Czytelnik może odnieść nieodparte
wrażenie, że ta inwazja obcych odbyła się w sposób skryty i zakamuflowany a
władze naszej gminy całkowicie nic o tym nie wiedziały.
Warto więc i należy – w imię szacunku dla prawdy – przypomnieć
jak rzeczy miały się rzeczywiście, czyli bez picu i informacyjnego zadymiania obrazu.
Mamy w Górze firmę o wdzięcznej nazwie Zakład Energetyki Cieplnej.
Pod względem prawnym jest on spółką z ograniczoną odpowiedzialnością. Jej właścicielem
jest gmina Góra. Jak to w spółkach bywa, bo jest zgodne z prawem, zarządza nią zgromadzenie
wspólników. Gmina ma 100% udziałów w spółce ZEC, a więc z braku innych
wspólników, funkcję zgromadzenia wspólników pełni jednoosobowo burmistrz Irena
Krzyszkiewicz.
To właśnie spółka ZEC podpisała z firmą Ekokogeneracja S.A.
w Warszawie umowę o wydzierżawieniu na 10 części terenu przy ul. Wierzbowej,
gdzie miała zostać zrealizowana ta inwestycja. Usytuowanie spalarni – teren przy
kotłowni gazowej.
Jak więc jasno widać inwazji obcych nie było, aneksji
również a władze gminy doskonale wiedziały co i z kim zostało podpisane. I
dodajmy tu od razu, że podpisano umowę bez konsultacji z mieszkańcami gminy. Oczywiście,
w myśl zasady, że najważniejsze jest dobro mieszkańców. Zasady jedynie u nas deklaratywnej,
bo życie i praktyka dowodzi niebywałej wprost arogancji naszej władzy w kwestii
konsultacji społecznych.
Powiedzieć też sobie musimy szczerze i otwarcie, że bez
wiedzy i akceptacji zgromadzenia wspólników, czyli Ireny Krzyszkiewicz, rzecz
cała nie mogła zaistnieć.
Co prawda 3 września 2014 r. odbyło się w Domu Kultury
spotkanie z mieszkańcami, ale było ono efektem nacisku mieszkańców
zaniepokojonych wizją budowy spalarni śmieci. Pamiętać też należy, że za pasem
były wybory na burmistrza i jakiś ruch uspokajający opinię publiczna należało
wykonać. Powiedzmy też sobie, że nie były to konsultacje społeczne, ale luźna
gadka, podczas której reprezentant inwestora zaproponował niebywałą arogancję i
butę wobec mieszkańców zebranych w kinowej sali.
W artykule zamieszczonym na portalu „PL” odnajdujemy wątek, w
którym szefowa gminy, sprawczyni tego całego ambarasu, apeluje do mieszkańców
miasta, by ci pisali protesty, ale mają być one rzeczowo uargumentowane.
I w tym miejscu ja nie wiem czy mam śmiać się, płakać, wyć i
drzeć włosy z głowy. Nagle pani burmistrz przypomniała sobie o mieszkańcach. A
ja skromnie pytam: a czemuż to szanowna pani burmistrz nie pytała mieszkańców o
wyrażenie opinii zanim podpisano umowę? Wówczas lud był za głupi a po niecałym roku
niebywale wprost zmądrzał i dojrzał do pisania protestów?
A czemuż to lud ma wymagać gorące kasztany z tego ogniska? Lud
ani ogniska nie rozpalał, ani też śmieciowych kasztanów tam nie wrzucał? A
czemuż to na internetowej stronie Góry nie ma umowy z firmą Ekokogeneracja?
Czy pani burmistrz uważa, że lud za głupi jest, by zrozumieć treść umowy? Za
głupi na dostęp do umowy, ale mądry by pisać protesty?
Ktoś zajebał sprawę po całości, śmieci ante portas,
więc ludu na barykady?! Lud ma chronić dupska tych, którzy rzecz cała spartaczyli.
Oj, jak wtedy kocha się lud!
A my nie dajmy się robić w „wała”. Nie jesteśmy pachołkami
władzy, by lecieć na jej wezwanie, gdy sama nawarzyła kaszy. Niech władza sobie
ją konsumuje w zaciszu gabinetów, tak jak w zaciszu i skrycie, bez powiadomienia
ludu, podpisywała umowę. A jak władza skonsumuje umowę to ludowi w gardle
stanie. A jak coś stoi człowiekowi w gardle to musi to usunąć. Z praktyki wiem,
że najlepiej jest wyrzygać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz