Ciąg dalszy relacji z wczorajszej sesji Rady Powiatu.
Następnie przewodniczący Rady Powiatu – ni z gruszki ni z
pietruszki – zaczął ubolewać nad hałasami dobiegającymi z górowskiego młyna.
Przewodniczący stwierdził, iż owe dźwięki są „ponadnormatywne” i niepokoją
ludzi. Innym zagadnieniem, które również nie objęte było programem sesji, były
rozważania nad odorem, który nawiedza nasze miasto. Przewodniczący wskazał, iż
nie ma u nas normy na odory, ale sprawę trzeba wyjaśnić. Jako źródło
nieprzyjemnego zapachu wskazał górowską oczyszczalnię ścieków. Kolejnym punktem
wywodów przewodniczącego Edwarda
Szendryka był problem samochodów, które jeżdżąc po górowskich ulicach
powodują pęknięcia w budynkach i nadmierny hałas. „Ludzie się denerwują” –
stwierdził Edward Szendryk, który –
jak powszechnie wiadomo – nie jeździ samochodem, gdyż porusza się balonem
ogrzewanym ciepłym powietrzem.
Taki był wkład przewodniczącego Rady Powiatu w wysoce
merytoryczną dyskusję, która dalece wykraczała poza program sesji. Na sali pojawiło
się ponownie widmo wyborczej lokomotywy.
Ale jak szybko się pojawiło, tak szybko znikło, przepadło
niczym mara nieczysta. O głos poprosił mieszkaniec gminy Góra – Michał
Kucharski. Wraz z nim ponownie do głosu doszły prawdziwe problemy mieszkańców, od których radni
powiatowi – w przeważającej większości – trzymali się podczas kończącej się
kadencji z daleka.
Michał Kucharski jest sołtysem i mieszkańcem wsi Włodków
Dolny. Zwrócił się do starosty, który – jak poinformował zebranych – „zna
sprawę”. „To co nas spotkało nie da się opisać słowami. Od lipca zapraszam
starostę na kawę do siebie, do Włodkowa. Mówi się, że każdy jest kowalem
swojego losu. W przypadku mieszkańców Włodkowa, kowalami ich losu są urzędnicy”
– mówił pełnym emocji i żalu głosem Michał Kucharki.
„Jesteśmy ignorowani. Mieszkamy na obszarze chronionego
krajobrazu Natura 2000. We wsi jest ferma świń. Panuje ogromny smród. Teraz
doszła mieszalnia pasz. Właściwie nie wiem, nikt nie wie, co tam powstało. Od
lipca chodzę, by uzyskać jakieś informacje na ten temat do starostwa. Proszę od
dokumenty, by dowiedzieć się co pan R. wybudował. Nie mogę tego zobaczyć.
Słyszę, że w dokumentacji zawarte są jakieś patenty, że jest ochrona danych
osobowych” – kontynuował a na sali obrad zapadła cisza.
„Ja nie mogę wejść do własnego sadu. Nie mogę złożyć basenu.
W mieszkaniu, w sadzie, w domu, na całej posesji mam pył! Zamienimy się na
posesję panie starosto?! Pan R. twierdzi, iż mam sad nielegalnie! Wszystko zaczęło
się w lipcu. Na posesji pana R. rozpoczęły się prace budowlane. Nie było tablic
informacyjnych, nikt z mieszkańców nie wiedział co się dzieje. Rozryto 20 lub
30 arów pola. Pytam pana R., co on robi? I słyszę w odpowiedzi, że badania
glebowe. Zgłaszam sprawę do starostwa. Po 14 dniach następuje wizja lokalna. A
w międzyczasie wszystkie pozwolenia zostały wydane! A my byliśmy przeciw
mieszalni pasz, suszarni na zboże” – kontynuował swoją opowieść sołtys Włodkowa
Dolnego.
„Wielokrotnie zapraszałem starostę do siebie z prośbą, by
wziął z sobą ubranie na zmianę. Bo pył jest tam wszędzie! Składałem skargi na
pracowników starostwa. Bez echa! Pisałem do starosty. Nadzór budowlany - 4
pisma z podpisami wszystkich mieszkańców. Odpowiedziano nam, że ze względu na
zawiłość sprawy zostanie ona rozpatrzona do 21 listopada, czyli po 4 miesiącach
od zgłoszenia” – kontynuował Michał Kucharski.
„Wybudowano drogę na gminnym gruncie. To jest droga
zakładowa dla pana R. Droga nielegalna, bo wybudowano ją bez pozwolenia. Na 50 m przykryto rów.
Bezprawnie, bez pozwoleń. Prace zaczęto w lipcu. Początkowo wysypano tam
szuter. A 16 lipca pojawił się asfalt. Spadki z tej drogi są na nasze posesje.
Pan R. mi mówi, żebym nie miał do niego pretensji, bo tę drogę zrobiła gmina
pod mieszalnię pasz. W projekcie budowlanym brakuje stron, strony są nieponumerowane.
Prosiłem w starostwie o ksero. Urzędnik powiedział, że mi nie da ksera, bo …w
starostwie nie ma ustalonych stawek za wykonanie ksera! W końcu zrobiłem ksero
dokumentów w punkcie informacyjnym w gminie” – zakończył swoją opowieść o życiu
prawdziwym sołtys Włodkowa Dolnego – Michał Kucharski.
O głos poprosiła burmistrz Irena Kryszkiewicz, która
powiedziała, że nabyć działkę na własność chciał pan K., ale gmina po
konsultacjach z mieszkańcami wsi nie wyraziła na to zgody. Zapewniła też zebranych,
że konsultuje każdą sprawę. Nieoczekiwanie dla wszystkich – w tym dla sołtysa –
wyskoczyła z pretensjami do niego, że nie zadzwonił do gminy i nie opowiedział
o tym, co tam się dzieje. Koniec końców wyszło, że winien jest …Kucharski. W
ramach wyborczej lokomotywy przypomniała wszystkim o tym ile dla Włodkowa
Dolnego zrobiła. Z jej wyborczej lokomotywy zebrani usłyszeli, że nawet przez
40 lat komuniści tyle dobrego tam nie zrobili. Na twarzach wielu zebranych
pojawiły się grymasy i ironiczne uśmiechy.
Głos zabrała Wielce Czcigodna Pomyłka, która powiedziała, że nie mogła przybyć
do sołtysa na kawę, bo …przeszkadza mu w tym sprawowana funkcja. „Ależ się
etyczny zrobił!” – usłyszałem głos a po sali przebiegł śmiech a wielu z
politowaniem pokręciło głową. Z gadki Wielce Czcigodnej Pomyłki nic nie
wynikło, bo taka to już tradycja tego – w mojej ocenie – najgorszego starosty w
historii naszego powiatu z Platformy, rzekomo Obywatelskiej.
Radny Władysław Stanisławski zaproponował, by sprawa tą
zajęła się komisja Rewizyjna Rady Powiatu. Przypomniał też, że nie tak dawno
Komisja Rewizyjna zajmowała się bardzo podobnym przypadkiem i uznała urzędnika
starostwa za winnego złamania artykułów k.p.a.
Radny Zbigniew Józefiak stwierdził, że zna temat. „To jest
kolejny przypadek zderzenia obywatela z biurokratyczną machiną Tu chodzi o to,
że pan Kucharski zwracał się do instytucji a ta nie reagowała w sposób
właściwy. Jeżeli w ciągu miesiąca obywatel nie może doczekać się odpowiedzi na
proste pismo, to coś w działaniu instytucji szwankuje. Już NIK wykazał w
sprawie budowy strażnicy ile popełniono błędów. Nie wyciągnięto żadnych
wniosków z raportu NIK. Podłączono wydział budownictwa z wydziałem ochrony
środowiska, czemu byłem przeciwny.”
Burmistrz Irena Krzyszkiewicz stwierdziła, że na obecnym
etapie gmina nie jest stroną w tej sprawie. „Stroną jest p. R. i powiatowy
inspektor nadzoru budowlanego Adaszyński” – oznajmiła szefowa gminy. Gdy z jej
miododajnych ust padło nazwisko Adaszyński, ktoś na sali stwierdził, że
wyjaśnianie tej sprawy zajmie czas na przynajmniej dwie kolejne kadencje całej Radzie
Powiatu.
Na tym sesja się zakończyła, ku wielkiej uldze Wielce
Czcigodnej Pomyłki i platfusów. Nie byli oni zbyt szczęśliwi takim obrotem
sprawy. Wszak wybory za pasem! A tu taka afera! Zamieść pod dywan się nie da i
wali to bezpośrednio w nr 2 na liście Ireny Krzyszkiewicz, która pokochała
powiat do takiego stopnia, iż postanowiła zostać radną powiatową. Wiadomo, w
gminie wszystko porobione (za wyjątkiem restauracji „Leśna” w Ryczeniu i basenu), więc
czas odbudować budować powiat, po klęsce którą zgotował mu – nomen omen! – nr 2
na jej liście do powiatu. Słuszną drogą obrała nasza pani burmistrz i jej ukochana
partia Platforma, rzekomo Obywatelska.
Po sesji też było ciekawie. Radny Marek „Bananowy Uśmiech”
Biernacki zaproponował panu Michałowi Kucharskiemu następujące rozwiązanie
problemu.
Wg koncepcji tegoż radnego, mieszkańcy Włodkowa Górnego powinni
postarać się, by ktoś zmierzył im poziom hałasu i zanieczyszczeń. Gdy dostaną
wyniki tych badań, to …powinni iść i skarżyć do sądu pana R!
Oniemiałem z wrażenia! To się nazywa nowatorstwo po
platfusowemu! I muszę tu z całą mocą podkreślić, że kiedy radny ów (znany
ogólnie jako „Bananowy Uśmiech”) wywodził te swoje „dobre rady”, to był wówczas
trzeźwy! To znaczy tak. Na pewno nie był po tzw. „spożyciu”. Ale czy zachował
intelektualną trzeźwość, to to zagadnienie stoi już pod znakiem ogromnego
zapytania.
No bo teraz pomyślmy sobie tak. Jest starostwo i ma ono
swoje odpowiednie wydziały, na których utrzymanie łoży m.in. Michał Kucharski,
jak i inni mieszkańcy Włodkowa Dolnego. Więc wg toku rozumowania szanownego
radnego (zero interpelacji podczas kończącej się kadencji Rady Powiatu),
starostwo i wydziały te nie są nam, mieszkańcom tego powiatu, absolutnie na nic
potrzebne. W razie krzywdy mamy zasuwać do sądów a więc płacić podwójnie. Raz
na utrzymanie starostwa a dwa za sąd i adwokata.
Ale proszę też zauważyć chytrość i przebiegłość radnego
Marka „Bananowego Uśmiechu” Biernackiego. On doskonale zna wady swojego
towarzysza partyjnego (Wielce Czcigodnej Pomyłki) i wie, że problem
przedstawiony przez Michała Kucharskiego jest dla Wielce Czcigodnej Pomyłki nie
do ogarnięcia. Mruga więc porozumiewawczo do Michała Kucharskiego i milcząco
naprowadza go na taki oto trop myślenia: „Pamiętaj pan, że dałem wam dobrą
radę, wiem, że tam jest hałas i pamiętajcie o mnie przy wyborach”. Dobrodziej
się znalazł, jasna cholera!
Widać było, że radny Marek „Bananowy Uśmiech” Biernacki
zdenerwowany jest przebiegiem sesji, która ukazała w finale totalną niemoc
kierowanej za Państwa (wyborców) pieniądze instytucji, a którą z tak żałosnym
skutkiem zarządza jego partyjny towarzysz Wielce Czcigodna Pomyłka. Niestety starosta.
W tym porywie nerwów i bezsiły na niekontrolowany przebieg
sesji, radny Marek „Bananowy Uśmiech” zwrócił się do mnie pogróżką.
W wielu postach przypominałem zachowanie (cyniczne) owego
radnego z 2010 r., tuż po wyborach. Wówczas to radny Marek „Bananowy Uśmiech”
Biernacki raczył wypowiedzieć następujące zdanie: „Teraz po wyborach przez 4
lata wyborcy w dupę mogą nas pocałować!” Konsekwentnie przypomnę, że słowa owe
padły w obecności ówczesnego starosty Jana Kalinowskiego, w jego gabinecie. Ja
usłyszawszy ów wywód zdębiałe, ale nie mniej zdziwiony był ówczesny starosta.
To był szok! Buźka uśmiechnięta, aparycja przyzwoita, „Bóg, Honor, Ojczyzna” na
ulotce wyborczej, a tu takie pokłady pogardy dla wyborców!
Wczoraj radny Marek „Bananowy Uśmiech” Biernacki zagroził
mi, że jeśli jeszcze raz o tym napiszę, to poda mnie do sądu. Świadek rozmowy, radny Jan
Kalinowski mało nie udusił się za śmiechu!
A ponieważ tego typu groźby działają na mnie pobudzająco,
dlatego też przypominam raz jeszcze, iż słowa te radny wypowiedział.
Przytaczałem je nie raz i jakoś to na ich autorze wrażenia nie wywierały.
Sądami nie groził, nie obruszał się. A teraz mam groźbę podania mnie do sądu.
Więc by spełnić obietnicę radnego raz jeszcze powiadam Państwu
i jemu: Tak! Po trzykroć tak! Powiedziałeś pan panie Biernacki te słowa!
Oczekuję na pozew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz