wtorek, 12 sierpnia 2014

Falstart amatorów

Niektórzy już dostają „wyborczej głupawki” i ogłaszają zamiar startu w wyborach samorządowych 2014 r. Taki pośpiech w pędzie ku władzy może jednak drogo kosztować. Oto Państwowa Komisja Wyborcza ustami swojego szefa – Stefana Jworskiego przypomina, iż już samo podanie informacji o zamiarze kandydowania przed oficjalnym ogłoszeniem terminu wyborów samorządowych, jest niezgodne z prawem.
Organem właściwym do ogłoszenia o zarządzeniu wyborów jest premier RP, który jeszcze nie był łaskaw podpisać odpowiedniego dokumentu (ma na to czas do 21 sierpnia). Być może jak wróci po „haratnięciu w gałę” znajdzie odrobinę czasu, by akt taki podpisać, ale pod warunkiem, że nie będzie kontuzjowany w prawą rękę.

Przypomnieć należy, iż kodeks wyborczy a art. 104 wyraźnie wskazuje, że:

Kampania wyborcza rozpoczyna się z dniem ogłoszenia aktu właściwego organu o zarządzeniu wyborów i ulega zakończeniu na 24 godziny przed dniem głosowania.”

W kwestii „wyrywności” kandydatów sprawy te reguluje art. 105, paragraf 1 wspomnianego dokumentu:

Agitacją wyborczą jest publiczne nakłanianie lub zachęcanie, do głosowania w określony sposób lub do głosowania na kandydata określonego komitetu wyborczego."

Natomiast art. 105 paragraf 2 wyraźnie określa, że :

Agitację wyborczą można prowadzić od dnia przyjęcia przez właściwy organ zawiadomienia o utworzeniu komitetu wyborczego na zasadach, w formach i w miejscach, określonych przepisami kodeksu.

Na naszym terenie jaskrawym i rażącym oczy przypadkiem łamania kodeksu wyborczego jest casus Beaty Pony. Ona to bowiem w pewniej marginalnej, trzeciorzędnej gazetce („Życie Powiatu 07/2014 str. 8), za własne pieniądze, wydane w pospiechu dyktowanym przez parcie na władzę zadeklarowała: „Aktualnie zamierzam kandydować w wyborach na wójta Niechlowa”.

Moglibyśmy się dziwić, że „kandydatka” – Beata Pona – nie zna przepisów kodeksu wyborczego. Ale dziwić się temu nie należy, bo jako starosta górowski też o wielu rzeczach pojęcia nie miała. Zły to jednak znak dla mieszkańców gminy Niechlów, że ktoś, kto zgłasza publicznie i głośno swoje aspiracje do zajęcia fotela wójta tej gminy, nie zna przepisów prawa, ale w swojej płatnej reklamie – co trzeba przyznać – też nic nie wspomina o posiadaniu odpowiednich kompetencji do pełnienia funkcji wójta gminy Niechlów. Ta skromność i powściągliwość w ocenie swoich intelektualnych możliwości przez Beatę Ponę zasługuje na pełne uznanie.

Ale tez na zapamiętanie zasługuje fakt bycia zielonym niczym szczypiorek w kwestii znajomości prawa.

Oczywiście byłbym wysoce niesprawiedliwy, gdybym tylko zatrzymał się na Beacie Ponie, byłej aktywistce „SamejBronki” a nie zahaczył innych amatorów usiłujących zajmować się wyborami samorządowymi.

I tak np. anonimowy autor „Górowskiej polityki” nawet urządził badanie opinii publicznej w kwestii, na kogo kto (też anonimowy) odda swój głos na burmistrza naszej gminy. A taki praworządny chce być! A tu taka wpadka!

Swoja drogą ubawiłem się do łez, gdy przeczytałem tam, jakiś fragment mówiący o „wartościach”, których rzeczywiście brakuje w naszej polityce, uprawianej przez zawodowych cyników. „Górowska polityka” tęskni i łaknie owych „wartości”, ale jakoś nie zauważa, że jego anonimowość stoi w sprzeczności z wytęsknionymi „wartościami”. Bo co to za wartość „anonimowość”? Dzisiaj anonimowo prowadzi bloga, a jutro anonimowo napisze do instytucji „X”: "najuprzejmiej donoszę, że …".

Już z pobieżnej obserwacji serwowanych nam z różnych stron nazwisk kandydatów widać, że rzekome „czarne konie” wyborów najbardziej przestępują z kopytka na kopytko, by obwieścić zamiar startu.

Po co chcą startować? Mnie proszę nie pytać! Ja nie wiem! Głośni kandydaci są jak woda sodowa. Poszumią, puszczą trochę bąbelków i nic z tego nie zostanie. Poważni kandydaci startują z programem, nad którym pozwalają dyskutować i nie obrażają się na jego krytykę. Samorząd jest bowiem wypadkową wielu oczekiwań i ma służyć zaspokajaniu potrzeb i aspiracji wielu środowisk a nie tylko partyjnej i koleżeńskiej sitwy. Każdy też musi zdawać sobie sprawę, że pomiędzy oczekiwaniami a możliwościami wypełnienia wyborczych obietnic kandydatów jest przepaść, która zasypać może tylko król Midas.

Popierałbym kandydaturę obywatela Midasa na każde stanowisko samorządowe. Niestety, samorząd to nie mitologia. Ale za to ilu z kandydatów będzie sypało nam obietnicami niczym z rogu obfitości kozy Amaltei. I proszę sobie zapamiętać, że róg obfitości to rzecz kusząca, ale całkowicie nierealna. Im więcej kandydat obiecuje, tym bardziej nas wszystkich oszukuje. Przypominam, by po wyborach nie było koziego mmmeeee!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz