Wprost zafascynowało mnie lutowe wydanie „Przeglądu
Górowskiego”. Rzuciłem się na nie niczym spragniony wody samotny wędrowiec po
Saharze lub głodomór po spożyciu kilograma śledzi prosto z morza. Apetyt mój
był spotęgowany, gdyż już na pierwszej stronie zauważyłem zdjęcie naszej
jeszcze nie ukoronowanej carycy Ireny I Czernińskiej. A takie fotki
nieodmiennie i od lat wzruszają mnie po czubek głowy, albo jak mówi się
pospolicie: „do gardła”.
Osobiście uważam, że prekursorką „słit foci” jest nasza
głowa jeszcze nie ukoronowana. Nikt tak jak jej carowa nie potrafi ustawić się
do „słit” fotki, wyczuć momentu, skonstruować szybki uśmiech nr 1, 5 lub 7 lubo
innej, wyżej numeracji. Numer uśmiechu zależy od okoliczności i żaden z
uśmiechów nie jest przypadkowy. Nasz przyszła carowa nic nie czyni przypadkowo.
Przejdźmy jednak do „Przeglądu Górowskiego”, który nazywany
jest przez niektórych „tubą propagandową burmistrzyni”. Ja znam motywy ich
negatywnego nastawienia do rzekomej „tuby propagandowej burmistrzyni”.
Przypuszczam, że w okresie palenia w piecach mają oni
trudność z dotarciem do „Przeglądu Górowskiego”, który wbrew założeniom
ideologicznym, by siać wieści tylko dobre, a jak takich nie ma to mało istotne
(albo też stwarzające pozory informacji), służy wbrew woli mocodawców, jako
ciesząca się nieposzlakowaną renomą ekskluzywna podpałka do pieców. Jej
ekskluzywność polega na wychodzeniu w nakładzie 1000 egzemplarzy miesięcznie.
Wobec ogromnej liczby pieców na terenie naszej gminy oraz dostawy tego deficytowego
towaru raz na miesiąc (zimą palić trzeba co dzień). W tej sytuacji, w okresie
zimowym, zawarte w tym szanownym miesięczniku artykuły i informacje o
niepohamowanym niczym burzliwym rozwoju naszej gminy nie docierają do ogromnej
rzeszy potencjalnych czytelników, którzy nie widząc rozwoju, chcieliby o nim
chociaż poczytać.
A tu cały trud Redakcji idzie w komin. Złote myśli
kandydatki na carową furt i już lecą kominem. Urocze „słit” fotki też kominem.
A co będzie, jak taka „słit” fotka przedstawiająca nasza przyszłą blond głowę
koronowaną, niespopielona do cna, kominem wyleci i jakaś dziatwa dojrzy oblicze miłościwie nam panującej,
gorzejące na niebie. Co dziatwa może pomyśleć?
Czarownica!!! I wieść się rozejdzie, że Najjaśniejsza Pani w
powietrzu bez miotły lata! Ciemnoty u nas niestety jeszcze jest zbyt dużo i do
Miłościwej Pani może przylgnąć przydomek „wiedźma”. I po co taki szkaradny
przydomek?
Powróćmy jednak do gazety, podobno samorządowej. Na drugiej
stronie tegoż cuda moją uwagę przyciąga artykuł zatytułowany „Uwaga –
utrudnienia w ruchu drogowym.” Ucieszyłem się, że w końcu dostrzeżone zostały
przez Cudny Majestat problem fatalnego stanu dróg gminnych. Nie będę Państwu
tegoż godnego politowania stanu opisywał, bo to i tak nic nie da. Byłoby to
wołanie na puszczę, by ta mleka dała. Ale wciąż pamiętajmy, że w naszej gminie,
rządzonej najlepiej jak tylko możliwe, w sposób o jakich najtęższe umysły od
zarządzania pojęcia nie miały, wszystko jest naj. Nawet zdezelowane drogi są
naj!
Rozczarowałem się niestety zawartością artykułu, gdyż
opisywał on utrudnienia spowodowane remontami chodników. Remonty owe
przeprowadza Wojewódzki Zarząd Dróg i Kolei we Wrocławiu a „Przegląd Górowski”
jedynie podczepia się pod tę wojewódzką inwestycję, by splendoru nadać miejscowemu
dworowi i Irenie I Czernińskiej.
Dziwne jednak, że lokalna gazeta kierowana do pieców i
mieszkańców, nie raczy nas informować o złym stanie gminnych dróg i chodników.
Jeżeli chodzi o chodniki to muszę powiedzie, że ich fatalny stan dostrzegłem dopiero
wówczas, gdy przestałem być szybszy od wiatru a dwa razy szybszy od Strusia
Pędziwiatra. Toż to pomyłka totalna! Stan chodników woła o pomstę do nieba. Nierówne,
dziurawe, dziwacznie sprofilowane, krzywe – to tylko niektóre z ich wad,
których jest cała plejada. Oczywiście, nasza Jaśnie Pani swoimi bucikami
górowskich bruków na codzie nie szlifuje. Jej to nie wadzi. Problem oczywiście
dostrzega.
Uwagę szczęśliwca, który dopadł „Przegląd Górowski” przed
jego unicestwieniem w palenisku zachłannego pieca, przyciąga artykuł
zatytułowany „Góra miasto z perspektywą”. Ozdobiony zdjęciem kandydatki do
tronu, na której zagościł uśmiech nr 11, czyli „domniemanie szczerości” niesie
z sobą zapowiedź owych wymarzonych przez tak wielu górowian „perspektyw”.
Łapczywie rzuciłem się na artykuł łaknąc poznać owe
„perspektywy”, których nie widzi tak wielu mieszkańców naszej gminy, ale które
istnieją, co dobitnie poświadcza nasza Złota Pani Burmistrz . Chyba nie me
powodu nie wierzyć Słońcu Góry i Gminy.
Początek artykułu jest nawet niezły. Mową tam o
„transparentności”. W tym miejscu trzeba przyznać, że nasza Ά i Ω wiele uczyniła w znojnym dziele uskuteczniani
owej „transparentności”. Moi liczni znajomi i Czytelnicy wiedzą np. kto
dostanie posadę na dworze zanim tzw. „konkurs” zostanie rozstrzygnięty. Proszę
jaka transparentność.
W miarę czytania artykułu mina mi nieco rzedła. Okazało się
bowiem, że artykuł ów zawiera pisaną dość toporną polszczyzną i składnią
nieskomplikowaną i nużącą wyliczankę inwestycji, tych które już zrobiono jak i
tych, które mają powstać.
Ja osobiście cieszę się z każdej inwestycji na terenie
naszej gminy i cieszę się, że Najjaśniejsza i jej dwór inwestują w gminę. O!
Nawet tabelkę zamieszczono, w której wyszczególniono nakłady na inwestycje.
Lata 2014 – 2016 przymierzono do roku 2007. Dlaczego akurat tego? Nie wiem, ale
je bym wyszedł od daty założenia naszego miasta. Jakie słupki obrazujące wzrost
inwestycji byłyby za lata 2014 – 2016! Nawet Szymon Słupnik na takim słupie
inwestycyjnego boomu nie siedział.
Z punktu widzenia tej, której wszyscy zawdzięczamy wszystko,
perspektywy są ogromne. Czy wiedzą Państwo ile to wstęg będzie trzeba
przeciąć?! Ile mów wygłosić?! Ile okazji do niesienia kaganka oświaty i wiary w
niczym nieskrępowany postęp naszej gminy, co podważają ludzie małej wiary. Ileż
okazji, by uścisnąć dłonie gminu, zbliżyć się do wyborców i porazić go swym
majestatem, na którego opisanie nie ma odpowiednich słów w znanych mi
słownikach naszego języka.
Tak więc są perspektywy, przynajmniej dla Ireny I
Czernińskiej. A lud ma perspektywy, by bywać na tych uroczystych okazjach, paść
swoje niegodne oczy widokiem Niebiańskiej Burmistrzyni, napawać się dźwiękiem
jej anielskich trel, którymi wygłasza swoje przepełnione leguminą mowy, których
słuchanie ma również charakter terapeutyczny, gdyż wysłuchanie kilku takich mów
pozwala na spokojne słuchanie nawet Antka Macierewicza.
Jest też w „Przeglądzie Górowskim” felieton ks. magistra.
Bernarda Twardowskiego. Czytałem i żałuję tego, bom czyniąc to zgrzeszyłem. Bóg
nie obdarzył księdza Bernarda pisarskim talentem. Niech ksiądz Bernard chrzci,
oddaje ostatnią przysługę, żeni (może nawet rozwodzić!), ale na Boga niech nie
pisze! Bo takim pisaniem grzeszy ciężko i od wiary maluczkich odwieść może
łacno. Szatan mu chyba dyktuje te drętwe teksty.
I nic już dodać, ani też odjąć, nie trzeba. Kilkoma rzutami
moich od dawna nieprzekrwionych oczu, spojrzałem na szpalty „Przeglądu
Górowskiego”. I jakiż żal mnie ogarnął! Jakże bez polotu i talentu opisywana
jest nasza ukochana i najdroższa
I tylko ja, niczym Don Kichot, opiewam uroki i rozliczne zalet
naszej drogiej Dulcynei z Czerniny Dolnej. Tylko ja wielbię naszą Panią słowem,
opisuję jej rozliczne zasługi, kreślę talentem mym miły i przyjazny jej wizerunek.
Tylko ja kocham ją platoniczni jak stuletnie wojskowe suchary. Patrzę na nią
niczym Homer. Słucham jej niczym Bethoven u schyłku życia swoich symfonii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz