czwartek, 5 września 2019

Lement "mazaków" nad "Plagiatem"

I jeszcze jedno wydarzenie z ostatniej sesji Rady Powiatu. W pewnym momencie „mazakowi” radni zaczęli się troszczyć o osobę dyrektora Powiatowego Ośrodka Sportu i Rekreacji (hala „Arkadia") nijakiego Tomasza Krysiaka. Radni spod znaku niebieskiego mazaka larum podczas sesji wszczęli najgłębiej wstrząśnięci losem dyrektora T. Krysiaka, który na moim blogu niegdyś otrzymał wielce wymowny i jakże prawdziwy przydomek „Plagiat”. Przypomnę tylko pokrótce, że niegdyś na blogu wykazałem jasno, niezbicie i ponad wszelką wątpliwość, że nowo mianowany dyrektor POSiR w swoim programie działania, który przedłożył komisji konkursowej, gdy aspirował (absolutnie zbędnie!) do tej funkcji posłużył się cudzym programem działania. Program ów wredna Kanalia odnalazła w Internecie i opublikowała, co można odnaleźć na blogu tejże Kanalii. 


Dyrektor Tomasz „Plagiat” Krysiak „rządził” więc w POSiR „całą gębą”, rzeknę z użyciem dość niewyszukanego kolokwializmu. Dyrektorowi „Plagiatowi” owo „rządzenie” służyło. Szczególnie w kontekście dochodów z dyrektorowania w kwocie ponad 72 tys. zł z ubiegły rok. Dyrektor „Plagiat” jak widać dobrze wychodził na dyrektorowaniu. A jak na tym kierowaniu wychodził POSiR? A powierzona mu jednostka obumierała. Konała w ciszy i spokoju, gdyż dyrektor „Plagiat” miał u ówczesnej władzy takie „chody”, że nikt mu nie podskoczył!


I tak tenże dyrektor „Plagiat” zaczął wprowadzać zmiany. Fajny grill, który znajdował się w altanie na wysepce został zlikwidowany. Owszem, nowy grill powstał, ale podłoże miała asfaltowe. Dyrektor „Plagiat” widocznie swój osobisty gust kulinarny Otóż w pewnym okresie czasu miał on zaszczyt (niewątpliwy!) pracować ze śp. Stanisławem Żyjewskim, który przed nim był zarządzającym halą „Arkadia”. Jak „Plagiat” został na nieszczęście „Arkadii” jej dyrektorem rozpoczął – z braku innych pomysłów – walkę z owym śp. Stanisławem.


I nie była to walka prostacka! Nacechowana ona był specyficznym wyrafinowaniem. I tak np. pewnego dnia z pokoju śp. Stanisława znikły drzwi. I śp. Stanisław siedział w gabinecie bez drzwi a dyrektor „Plagiat” mógł bez trudu słuchać o czym rozmawiają petenci śp. Stanisława. Miał jednym słowem: ucho na wszystko. Tylko ze wzrokiem dyrektor „Plagiat” miał coś nie tak. Przy „Arkadii” istnieje park. Trzeba przyznać obiektywnie, że śp. Stanisław dbał o niego. To była jego pasja. I z tego parku im. Jana Pawła II i on i wielu górowian było dumnych. Ale jak nastał nietykalny dyrektor „Plagiat” park ów zamiast być naszą dumą stawał się powodem do wstydu i zażenowania. Podupadał. Po śmierci śp. Stanisława dyrektor „Plagiat” olał park. I tak zamykał go i wieszał kartkę, że park nieczynny jest z powodu chemizacji. Oczywiście, była to bzdura wyssana z dyrektorskiego palca, tego samego którym dokonywał plagiatu. I tak park stepowiał, roślinność marniała i dziczała, rybki w oczku wodnym cierpiąc głód wzięły plecaczki, w które włożyły po buteleczce wody i ruszyły w drogę, by znaleźć nowe, lepsze życie. Zamilkły fontanny a z pielęgnowanego oczka wodnego zrobiła się kałuża. Dyrektorowi „Plagiatowi” to jednak nie przeszkadzało, jego zwierzchniej władzy też nie, bo dyrektor „Plagiat” był swój!


Zamierało też życie sportowe na „Arkadii”. W ramach nowych porządków nie było już rozgrywek „futsalu”. A dyrektor „Plagiat” trwał! Trwał, bo był „swój”.


Toteż lamenty „mazakowej” opozycji nad ciężką dolą, jaka spotkała dyrektora „Plagiata” najpierw mnie wprawiła w zdumnienie, następnie w rozbawienie, które zamieniło się w rosnącą irytację.

I tak bardzo „wzruszyła” mnie troska o losy dyrektora „Plagiata” wykazywana przez radnego Ryszarda Wawra. Jego utyskiwań nad niewdzięcznością starosty wobec dyrektora „Plagiata” słuchałem z niedowierzaniem. A ja pamiętam, jak tenże dyrektor „Plagiat” został – do dziś nikt nie wie dlaczego?! - trenerem „Pogoni” Góra. O Boże! Jakie to plany miał trener wówczas „Tombą” zwany. Jak to „Pogoń” grać miała! A jakie systemy gry stosować! A jak wyszło! A „Pogoń” brała w dupę, jak nigdy. Trener „Tomba” miał swoich faworytów do gry bez względu na to czy mieli formę czy nie. A jakie odprawy przedmeczowe były! Jak Państwo Gmocha wyjaśnienia o taktyce słyszeli, to ja Państwa zapewniam, że przy wyjaśnieniach trenera „Tomby” pan Jacek blado wypada! W efekcie zarząd klubu zrezygnował z trenerskich usług niewydarzonego trenera „Tomby” przed zakończeniem rozgrywek. A po jego radosnej „twórczości” „Pogoń” ledwo nie „awansowała” z "A” do „B” klasy! Tego „trenerskiego” nieszczęścia pozbyto się z „Pogoni” ulgą i bez żalu. A co ciekawe, człowiekiem, który przyłożył się do spuszczenia trenera „Tomby” w trenerski niebyt był właśnie Ryszard Wawer, który był w zarządzie „Pogoni”. I ja, jako wierny wówczas fan „Pogoni” dobrze pamiętam słowa „pochwał”, które płynęły pod adresem trenera z ust radnego Ryszarda Wawera. I stąd moje zdziwienie tą troską radnego Ryszarda Wawera o dyrektora „Tombę”. Pan panie Ryszardzie cierp-i na rozdwojenie jaźni? A może pamięć szwankuje?


No chyba Pan nie powie, że POSiR kwitł i rozwijał się pod nieudolnym dyrektorem „Plagiatem”. Za tymże dyrektorem mocno też wstawiały się inne „mazaki”. I to już było mało śmieszne. Bo nikt mi nie powie, że człowiek który otrzymał stanowisko przedkładając cudzy program działania a podpisując go własnym nazwiskiem, czyli popełniając plagiat, co zostało udowodnione, zasługuje na objęcie stanowiska. I też nikt mi nie powie, że z etycznego punktu widzenia, taki człowiek zasługuje na jakąkolwiek obronę. No, chyba że jest się po stronie nieudaczników, którzy mają chody i zamiast posługiwać się własnym intelektem kradną jego wyniki innym. Ja z dobrego serca i z litości dla „mazaków” błądzących nie będę ich tu nicował. Ale czy Państwo nie czujecie tej grubej i skandalicznej niezręczności, którą Państwo popełniacie broniąc złodzieja cudzej myśli intelektualnej? Czy Państwo uważacie, że nie ma w tym nic złego?


Wracają do dyrektora „Plagiata” trzeba Państwu wiedzieć, że jego niesławna rejterada wzięła początek podczas czerwcowej sesji. Wówczas to radny Mirosław Żłobiński oraz radny Marcin Jóźwiak poprosili go „do tablicy”, by wyjaśnić jakieś tam drobne wątpliwości. A do tego dotąd nietykalny dyrektor „Plagiat” nie był przyzwyczajony. Coś tam bąkał, plątał, mącił. Tak z marszu też zabrałem głos. Nie żebym był tego dnia był jakiś szczególnie złośliwy, czyli jak zwykle. Ja dyrektora „Plagiata” tylko lekko musnąłem słownie, niczym opuszkami paluszków swych. Owszem, grillować chciałem go, ale na raty! Najpierw na komisji lekko napocząć, zobaczyć jakich przypraw trzeba użyć, by grillowanie właściwe, sesyjne, wypadło okazale, powabnie, smakowicie i apetycznie dla widzów i Czytelników. Lubię „ludzinę” podawać w sposób strawny i konsumentom satysfakcji dostarczający. Na tzw. „rympał” to ja nie idę! I nie zamierzałem grillować go na podłożu asfaltowym, co byłoby wulgarne i pozbawione dobrego smaku.


Kilka dni po sesji starosta Kazimierz Bogucki poprosił dyrektora „Plagiata” o przybycie na zarząd. Dyrektor „Plagiat” poczuł się niezdrów i udał się po druk L4. I tak to teraz leci: druk L4 lub urlop. Zaproponowano dyrektorowi „Plagiatowi” rezygnację z zajmowanego stanowiska i oferowano pracę. On jednak nie przyjął żadnej propozycji i jest w zusowskim zawieszeniu. A POSiR musi funkcjonować. Więc starosta w trosce o bieżące funkcjonowanie tej jednostki powołał na pełniącego obowiązki Dariusza Wołowicza. Ktoś musi podpisywać przelewy, mieć nadzór nad pracownikami. Efekty pracy i troski p.o Dariusza Wołowicza już widać. Koniec stepowienia parku, działające światła w toaletach, czysta sala, wymienione spróchniałe elementy pergoli. 


A po dyrektorze „Plagiacie” pozostał dług w kwocie ponad 120 tys. zł. Skąd dług? Ja wiem. Ale ja czekam aż spyta o to „mazakowa” opozycja, jakże wyczulona na niesprawiedliwość, która dotknęła niewydarzonego trenera „Tombę” vel takiegoż samego dyrektora „Plagiata”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz