Strony

piątek, 19 października 2018

Z ostatniej chwili!


Po raz drugi staję w wyborcze szranki. Startując z okręgu nr 2 nie ozdobiłem go swoimi banerami, nie zaśmieciłem klatek schodowych ulotkami z wyborczymi obietnicami, nie niepokoiłem Państwa niepożądanymi wizytami w domowych pieleszach. To z szacunku dla Państwa inteligencji. Kitu wciskał nie będę.

Co ja mogę Państwu obiecać? To, że jak do mnie raczycie się w swojej łaskawości zwrócić z prośbą o pomoc, to ja spróbuję pomóc. Żaden radny nie jest wszechmocny. Może być tylko bardziej lub mniej skuteczny. A przede wszystkim, że będę radnym dociekliwym, co leży w mojej naturze.

Podczas niespełna 2 lat bycia radnym trochę górowian (i nie tylko) zwracało się do mnie o interwencję. Dotyczyły one różnych spraw. W efekcie często sekretarz naszej gminy – Tadeusz Otto - znajdował się na pierwszej linii frontu i miał dodatkowe zajęcie. I udawało się te sprawy załatwić. Dziękuję Panie Tadeuszu. Nie inaczej było w przypadku obecnej burmistrz. I też za to Pani burmistrz dziękuję, chociaż wiem, że nie jestem z Pani „bajki”.

To, czy zostanę radnym zależy tylko od Państwa. Aby nie być od nikogo zależnym założyłem własny komitet wyborczy, by nie świecić oczami za innych radnych. Nie być od kogoś zależnym, to powód główny. Podobnie jak ja, uczyniło jeszcze dwóch młodych kandydatów: Przemek Mucha i Bartek Czyż. Trzech kandydatów niezależnych, kandydatów którzy nie są powiązani z UMiG i nic od niego nie potrzebują. Szkoda, że tak mało. Znam tych kandydatów i sądzę, że warci są Państwa głosów. I ja, i oni chcą być zależni tylko od swoich wyborców.

Osobiście ze zdziwieniem patrzę na kandydatów, którzy powiązani są jakimiś więzami z gminą. Górowianie się dziwią, jak można być radnym niezależnym, gdy pobory i etat zależne są od gminy? I pytają: to im jeszcze mało?!

Czy będę radnym – lub jak lubicie mówić – „bezradnym” zależy od Państwa aktywności. Radny skuteczny, to radny który cieszy się namacalny ;poparciem górowian. Mnie Państwo znacie. Osobiście, z bloga, z widzenia lub słyszenia. Jestem jaki jestem. Nie mam drugiego oblicza.

Zachęcam Państwa do udziału w wyborach, które są dla nas wszystkich najważniejsze. One powinny być tak Państwu bliskie, jak „koszula ciału”. To w niedzielę zadecydujemy o swojej przyszłości na najbliższe 5 lat. Nie wmawiajmy sobie, że nic od nas nie zależy. W tą niedzielę najwięcej.

Działajmy a nie narzekajmy


Widziałem rozkład. Zgoda. Tragedia! A gdzie ja twierdziłem, że komunikacja publiczna jest niepotrzebna? Dziecka w brzuch proszę mi nie wkładać! Nie raz pisałem, że starsi i niezamożni ludzie, likwidacji szpitala, będą mieli cholerne problemy z dotarciem do szpitala. Proszę to sobie sprawdzić na blogu.

Tyle, że oskarżanie mnie o to i zdejmowanie odpowiedzialności z „sitwy partyjnej” mija się z celem. Kto jest autorem nowelizacji cytowanej przeze mnie ustawy? Nowelizacja pochodzi ze stycznia 2017 r. Czy radny ma wpływ na treść nowelizacji ustawy? Najwyraźniej ci, którzy ją nowelizowali nie znają rzeczywistości, którą zna Pani i ja. Gdyby znali, to znowelizowaliby ją pod tym kątem, o jakim Pani pisze. Wszak mają swoich ministrów, wojewodów, TVPiS, Trybunał Konstytucyjny,. Stadniny, Misiewiczów itp.



I jedna jeszcze rzecz. Ja wiem, że na szczątkową komunikację publiczną wszyscy narzekają. Piękne jest określenie „Powolne Kręcenie Smutku”, ale kto ma wpływ na jakość taboru? Skoro autobusy kursują, to znaczy, że przeszły badania techniczne. Ja mam negować ich prędkość i stan techniczny na drogach? Bądźmy przytomni!



Inna rzecz jest taka, że problem społeczeństwu jest znany, wszyscy klną na taki stan rzeczy, ale złorzeczą po cichu. A jak uczy mnie wieloletnie doświadczenie, to tylko pod społeczną presją można coś zmienić. Politycy najchętniej zmieniają to, co im pasuje. A ponieważ swoje szanowne ciała wożą służbowymi samochodami, to znoju i trudu ludzi prostych nie znają. Pisze Pani, że mnie wożą. Owszem, jak mają sprawę do załatwienia. Własną sprawę, żeby było dokładniej. Jak ja mam sprawę do załatwienia, to zazwyczaj są tak zajęci, że szczęka opada. Ostatnio miałem pojechać na film. Bilet jest, chęć jest, obietnica podwiezienia jest. A obiecanego samochodu nie ma. Proza życia. Powiem Pani: lekko nie ma. I nigdy nie było.

I na koniec. Nie jest to dla mnie temat do kpin. Wiem, że ludzie nie tylko przez brak połączeń mieli problemy z pracą, ale też z terminowym dojazdem do Powiatowego Urzędu Pracy. Te fakty są mi znane, bo świata nie oglądam zza szyb samochodu. Ja go codziennie doświadczam na własnej skórze.

Wiem, że najłatwiej jest mieć pretensje. Ale czy Pani i współpasażerowie Piekielnego Kręcenia Smutku zrobiliście coś w tej sprawie? Interweniowaliście? Pismo stworzyli w tej sprawie? A że do problemu nie podszedłem na zasadzie robienia sobie podśmiechujków jak Pani na wyrost raczyła zauważyć, dołączam poniższe zdjęcie z przystanku na Głogowskiej. 
Załączam gorące pozdrowienia i liczę (naiwnie?) na Pani i współpasażerów inicjatywę, którą wesprę. Sam, to ja sobie mogę dupę (za przeproszeniem) podetrzeć w tej sprawie.

Pytania i odpowiedzi


W odpowiedzi na Pana list stwierdzam, iż:

1.      O postępowaniu radnego Szczerby i radnej Jabłońskiej pisałem wcześniej  na swoim blogu. Chyba nie ma Pan wątpliwości, jaki mam stosunek do takiego postępowania? Powtórzę za Zygmuntem Augustem: „Nie jestem królem waszych sumień.” Ocenę pozostawiam wyborcom, który w niedzielę będą mieli okazję okazać takiej postawie swą aprobatę lub dezaprobatę. W tej kwestii pozwolę sobie na taką uwagę, iż oboje ww. radnych startowało do Rady Miejskiej z listy kandydatki na burmistrza Teresy Frączkiewicz. Tak, że dla kandydatki umieszczenie ich na swojej liście okazało się mało fortunne. Może nie umie dobierać sobie właściwych ludzi?

2.      Co do mieszkania. Owszem, dostałem mieszkanie, ale nie od burmistrzowej (nie jest przecież developerem), ale od gminy. Było to jeszcze grubo przed tym nim zostałem radnym. Nie wiem czy Pan wie, ale chorowałem. Jeżeli Pan sądzi, że burmistrz mnie tym kupiła, to ma Pan prawo do takiej oceny. Ale jak Pan się wczyta w mojego bloga, to nabierze Pan wątpliwości. No, chyba że należy Pan do tych, którzy żałują, że nie „odwaliłem kity”. Przepraszam, że w tym przypadku rozczarowałem. Przypomnę tylko, że w wyborach uzupełniających startowałem przeciw kandydatowi burmistrz Ireny Krzyszkiewicz. 

3.      Burmistrz Irena Krzyszkiewicz nie jest „lokomotywą” list wyborczych do Rady Powiatu z bardzo prozaicznego powodu: znowelizowane prawo wyborcze do samorządu na to nie pozwala. Tak więc dalsze wynurzenia Pana listu są pozbawione sensu. Gdybym był człowiekiem wierzącym w spiskową teorię dziejów, to powiedziałbym, że są to insynuacje mające na celu zdyskredytować kandydatkę. Kiedyś puszczono plotę, że Irena Krzyszkiewicz wybudowała dom w Lesznie. Proszę, niech Pan nie opowiada bzdur. Choćby z szacunku dla samego siebie.

Życzę zdrowia i trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość. Dziękuję za korespondencję. Zawsze do usług.

Otwarto pożyteczną rzecz

Wczoraj miałem okazję uczestniczyć  w otwarciu budynku po byłym już internacie. Uroczystość podniosła nie była i fajnie, bo od lat szkolnych nie cierpię zadęcia, czczych mów i peanów na i ku czci. Wnętrze budynku robi wrażenie. Z ruiny zrobiono rzecz fajną i pożyteczną. Burmistrz podziękowała autorom kapitalnego remontu i tym wszystkim, którzy do powstania nowej placówki w górowskim krajobrazie się przyczynili. Przemawiał najsłabszy „starosta” w historii wskrzeszonego powiatu, ale jego słowa były jak zwykle banalne i nic nie znaczące, jak on sam. Słyszałem, że startuje z okręgu nr 15 do Rady Miejskiej. Tak więc wyborcy z tego kręgu mają niepowtarzalną szansę, by wyrazić mu swoją "wdzięczność" za brak szpitala. W uroczystości brał udział również jego zastępca, ale on u nas nie startuje. On chce uszczęśliwić, jako burmistrz gminę Wąsosz. Mieszkańcom tej sympatycznej gminy już z góry składam szczere wyrazy współczucia, gdyby do tego tragicznego w skutkach nieszczęścia miało dojść. Ale myślę, że rozum zwycięży!

Jak zwykle ojców sukcesu w przywróceniu do świetności tego budynku było wielu. Kilku radnym przypomniało się jednak, że aspirujący do roli dobroczyńcy radny Bronisław Barna był przeciw przejęciu budynku, gdyż twierdził wówczas, że gminy na to nie stać. I przypomniano to publicznie radnemu Bronisławie Baranie. „Kiedy?! Ja?!” – pytał spłoszony. „No co pan, panie Bronku nie pamięta? Na posiedzeniu komisji!” – brzmiała drwiąca odpowiedź. Gdy spytałem o to stojącego koło mnie radnego Wacława Grzebielucha, który był świadkiem tego wydarzenia, usłyszałem potwierdzenie. I muszę Państwu powiedzieć, że radny Bronisław Barna jakoś tak skurczył się w sobie, zapadł, zamilkł, usiadł na krześle i niepostrzeżenie wybył z budynku. Po angielsku, bez pożegnania. Nikt po nim nie szlochał, łzy w oczach się nikomu nie kręciły, tęsknoty także nikt nie okazał.

Na uroczystość przybył również zapomniany już nieco – słusznie! – Ryszard Górski. Niegdyś sam siebie nazywał „żołnierzem Schetyny”. Obecnie kandyduje do Rady Miejskiej z poparciem PiS. Można rzec: żołnierz zaciężny lub najemnik. Zauważyłem, że jakoś do tegoż kandydata nikt nie lgnie. Siedział sam, niczym „Tomcio Paluch”. Sądziłem, że może przemówi, ale tego popołudnia najwyraźniej zdolności krasomówcze kandydata opuściły.  Jakiż żal! Mielibyśmy ubaw!

Proszę sobie wyobrazić, że nie rozmawiano o zbliżających się wyborach. Tak, jakby nie zbliżały się milowymi krokami. Skupiono się raczej na wyrażaniu swoich wrażeń dotyczących wyremontowanego budynku. Wszyscy byli pod wrażeniem obiektu i pięknego otoczenia. Zachowano piękny drzewostan, urządzono park, w którym znalazło się miejsce na altankę, ławeczki. Ogólną ciekawość budziła kamienna figura, która mi osobiście przypominała zastygłą w zadumie postać. Fantastycznie wygląda odnowiony budynek gospodarczy, w którym na I piętrze urządzono stylową świetlicę.

Burmistrz poinformowała mnie, iż gmina ogłosiła przetarg na wykonanie ulicy Bukowej, o której fatalnym stanie pisałem niegdyś w poście: „Ulica czerwonej burżuazji”. Może się uda i znajdzie się wykonawca dla tej inwestycji. Z wykonawcami obecnie w całym kraju jest cienko. Uprzedzając idiotyczne pytania stwierdzam, że nie jest to mój okręg wyborczy. Moje zainteresowanie tą ulicą wynikało tyko z faktu, że mieszkają tam górowianie. I tylko to się dla mnie liczy.

środa, 17 października 2018

Galop przedwyborczy


Otrzymałem dzisiaj program kandydatki PiS na burmistrza Góry. Wiem, że Teresa Frączkiewicz jest również kandydatką Regionalnego Centrum Niezależnych, ale wspominam o tym tylko z obowiązku, gdyż nie zamierzam twórcy tej organizacji - Władysława Stanisławskiego - doprowadzić do stanu zagrażającego jego życiu.

Cóż my mamy w programie? Najpierw dowiadujemy się, iż potrzebny jest nam impuls do rozwoju. Z tym niewyrafinowanym poglądem można się zgodzić. Następnie czytamy o „słabej dostępności komunikacyjnej”. I z tym też możemy się zgodzić, gdyż na terenie powiatu są wsie, które w okresie wakacji, gdy nie funkcjonują przewozy szkolne, są odcięte od świata.

Tu jednak jest taka „zagwozdka”, że za organizację transportu zbiorowego odpowiada starosta. Tak mówi ustawa o publicznym transporcie drogowym (Dzienniku Ustaw Nr 5, poz. z roku 2011 z późniejszymi zmianami), gdzie wyraźnie zapisano, że przewozy takie organizuje powiat. Na terenie naszej gminy takiej tragedii nie ma. Ale na przykład w gminie Jemielno czy Niechlów jest dramat, gdyż mieszkańcy miejscowości wiejskich są odcięci od świata.

I bardzo mi przykro, że kandydatka na burmistrza przypomniała sobie o tym fakcie dopiero teraz. A przez 4 lata będąc w Radzie Powiatu pies z kulawą nogą o tych biednych ludzi się nie upomniał. Jak widać, u niektórych współczucie dla bliźnich występuje raz na 4 lata. Nawiasem mówiąc na tle, żałosnych tzw. „starostów” i rządzącej koalicji byliście przez te 4 lata równie beznadziejni. A to już naprawdę bardzo duża sztuka.

Jedźmy dalej, bo szlachetna kobyła mojego natchnienia gna, że na klawiaturze za nią nie nadążam.

Są pierdoły małe i do kwadratu. Oto pierdoła kwadratowa: „Zachowamy prawo do bezpłatnej, publicznej opieki zdrowotnej.” A ktoś na to prawo czyha? Art. 68, p 2. naszej Konstytucji powiada: „Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych.” A może droga kandydatka, która teraz znalazła się wśród kamaryli PiS, wie coś, czego nie wiemy my? Może już nie będzie opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych? Wszak, co tam dla nich Konstytucja? Dla wielu z nich człek „z metra cięty” uosabia Konstytucję. Dla kandydatki też?

Kolejny punkt bajek „z mchu i paproci” na wyrost programem zwanych: „Dokonamy reaktywacji szpitala …”. Tej bujdy kończył nie będę. Spytam tylko skromnie spuściwszy oczęta: kto dokona? Gdzie kadry? Za co dokona się tej „reaktywacji”? Powiat środków nie ma. Gmina ma 2 – 3 mln wolnych środków rocznie, których i tak ma zbyt mało, by inwestować i stąd konieczność zaciągania kredytów. A budynek po szpitalu jest syndyków. Nawet jak nam go oddadzą za darmo, to skąd środki na zakup sprzętu? I raz jeszcze: kadra! Po co ludzi mamić, zwodzić, pierdy opowiadać? Proszę nie stawiać się na jednej płaszczyźnie z szarą eminencją górowskiego PiS, który za powrót do lokalnej polityki bzdury na banerach wypisuje. Apeluję o trochę szacunku dla własnej inteligencji pani Tereso!

Budowa, modernizacja i remonty dróg w powiecie..." (ścieżki rowerowe z litości pominę). To gmina ma zaciągać kredyty i utrzymywać drogi powiatowe? Czyżby górowski PiS przygotowywał na starostów kandydatów, którzy – tak jak obecni -  nic nie będą robili? Gmina za nich robotę ma odwalać? A „merytoryczny" „Tutek” z drogami sobie rady nie da? To po cholerę tam lezie?! „Merytoryczny” Tutkalik! Przyznają Państwo, że czasami mam wisielczy humor.

A kobyła mego natchnienia pędzi ku następnemu punktowi „bajek z mchu i paproci”, by rżeć radośnie. A to zołza!

Współpraca z gminami z terenu powiatu w celu realizacji wspólnych inwestycji – przedsięwzięć drogowych". W sumie to samo, co wyżej. A Jemielno to z czego dołoży? U nich 70% budżetu na oświatę idzie. Ktoś kto układał te „bajki z mchu i paproci” najwyraźniej swoje pobożne życzenia bierze za rzeczywistość. „A tu pospolitość skrzeczy”.

Kłusem niezmordowanym kobyłka ma mknie ku nowej opowieści. A brzmi ona tak: „Budowa ronda przy skrzyżowaniu ulic Podwale, Dworcowa, Jagiellonów”. A wcześniej, bo kobyłka natchnienia, pędem twórczym niesiona, przegalopowała z niewysłowionym wdziękiem nad „Budową obwodnicy Góry”. Oba te zadania są w gestii Dolnośląskiej Służby Dróg i Kolei. Urząd ten podlega marszałkowi województwa. Wszystkie dokumenty do realizacji tej inwestycji gmina przekazała. Wychodzi tu jednak sprawa wstydliwa dla kandydatki. W sprawie obwodnicy DSDiK czeka na odpowiedź ministerstwa infrastruktury. Co do ronda, to kończą się prace nad jego dokumentacją techniczną. Trzeba, pani kandydatko chodzić na sesje, a nie snuć bajki w oparciu o przeterminowany scenariusz. Nawiasem mówiąc, ja nie pamiętam, by kandydatka na burmistrza, była przez ostatnie 2 lata na sesji. Jakby była, to nie serwowałaby wyborcom - z szacunku dla nich i siebie - dań z przeterminowaną datą spożycia.

Aż natchnienia kobyłka ma zarżała przerażona, że pokarm ten przeterminowany. Toteż z wyraźną ulgą, galopem radosnym wyrażoną, pomknęła ku kolejnemu punktowi, który mógł jawić się jej czymś na kształt strawy duchowej. Oczy wyłupiła nad punktem „drugostronne zasilanie” i zarżała przeraźliwie: „owies ten stęchlizną czuć!”. I w samej rzeczy tak jest. Nieobecność kandydatki na sesji, czyli niewiedza rażąca, wyszła niczym szydło z worka.

Toteż obwąchiwać zaczęła z nieufnością widoczną punkt kolejny: „Pozyskamy inwestorów …”. Nie skończyła czytać, bo ze śmiechu na bok się położyła. I rzece do mnie: „Na mercedesa mnie panie mój zamienisz?!” Faktycznie, durna władza nie ściągnęła inwestorów a przecież było ich tylu, ilu petentów do radnego Bronisława Barny. Ale nie! Na złość mieszkańcom ich nie ściągnięto, bo w ten sposób się wybory wygrywa. Porażająca logika! 

Poprawa stanu technicznego Zespołu Szkół i pozostałych szkół”. O ile wiem, to Zespół Szkół jest własnością powiatu. Co do tego gminie? Ktoś kto pisał te „bajki z mchu i paproci” musiał się zdrzemnąć. „Albo otumanieć w tym momencie” – dodała kobyłka natchnienia .

Przyjmiemy kilkuletni plan pracy zadań inwestycyjnych na terenie miasta i gminy…”. Informuję kandydatkę, że taki plan istnieje i można go znaleźć pod nazwą „Wykaz zadań inwestycyjnych na rok 2018”. Na ten rok zawierał on 91 zadań inwestycyjnych na łączną kwotę 24.379.243,98 zł., z czego pozyskano 9.440.805,44 zł., ze „środków zewnętrznych”. Ponadto 17 z tych zadań realizowane będzie w przyszłym roku. A kilkuletni plan w przypadku naszej gminy jest mało realny, gdyż nie wiemy, na jakie cele i w jakiej wielkości otrzymać będziemy mogli dofinansowanie zewnętrzne, bez którego cienko byśmy przędli.

Społeczna pomoc osobom starszym i samotnym” – to kolejny, brzmiący bardzo enigmatycznie punkt „bajek z mchu i paproci.” Szanowna kandydatko. Otóż osoby starsze potrzebują nie „społecznej pomocy”, ale fachowej pomocy. I nie wiem, czy kandydatka zauważyła, że gmina idzie w tym kierunku, gdyż widzi starzenie się naszej lokalnej społeczności, co było przedmiotem dyskusji na odpowiedniej komisji. Właśnie po to, dokonano gruntownego remontu budynku po byłym internacie, by tam osoby takie otrzymały fachową pomoc. Zatrudnione tam będą pielęgniarki i osoby z wykształceniem w kierunku opieki nad ludźmi starszymi. Czas amatorszczyzny przeminął bezpowrotnie. I nadal trzeba będzie szukać miejsca i pieniędzy na stworzenie profesjonalnej opieki a nie amatorszczyzny.I tu znowu widać, ze kandydatka na burmistrza raczej nie interesuje się na bieżąco życiem samorządu. A według mnie powinna na co dzień, jeżeli ma tak ambitne plany. I w tym miejscu moja kobyłka natchnienia z aprobatą zarżała i pokiwała głową, co u niej bardzo rzadkie.

Kobyłka stwierdziła, że późno jest i już starczy bajek na dziś. Dodała, że czuje się zniesmaczona i w żadnym calu nie usatysfakcjonowana tym, co wraz ze mną przeczytała. Stwierdziła, że ona swojej podkowy na kartce wyborczej przy nazwisku Teresa Frączkiewicz nie postawi. Mi pozostawiła wolność wyboru. Ma kobyłka natchnienia szczerą demokratką jest!

wtorek, 16 października 2018

Bebechy górowskiego PiS

Otrzymałem majla, który kreśli obraz sytuacji wewnętrznej górowskiego PiS. Wyborcy mają prawo znać wewnętrzne rozgrywki w ugrupowaniu, który aspiruje do władzy. Wspomniany w majlu "Tutek", to Tadeusz Tutkalik, który rządzi pisem. Na nasze nieszczęście, jak sądzę.


Sesja w skrócie


Wczoraj odbyła się ostania sesja Rady Miejskiej. Było oficjalne pożegnanie, kwiaty, mowy wzniosłe i mniej wzniosłe. Wybitnie marudził radny Bronisław Barna. Wcześniej jednak komplet 21 radnych zajmowało się przyjmowaniem uchwał.

Radosną uchwałą było przyjęcie do budżetu gminy kwoty 1,2 mln zł, które otrzymaliśmy na budowę łącznika pomiędzy osiedlem K. Wielkiego a osiedlem Mieszka I. Wcześniej na ten cel otrzymaliśmy 1,4 ml zł. Całkowity koszt tej potrzebnej inwestycji wyniesie 3,7 mln zł. Tak więc z budżetu gminy dołożymy do budowanej drogi ok. 1,1 mln zł., tj. ok. 33% jej wartości. Burmistrz powtórnie zapewniła, że drogą tą będą mogły jeździć tylko i wyłącznie samochody osobowe.

Dla mieszkańców Starej Góry dobrą wiadomością była informacja o rozpoczęciu budowy chodnika. W II przetargu realizację tej inwestycji powierzono górowskiej firmie „Drogtranz” za 584 tys. zł. Burmistrz zwróciła się do sołtysa tej wsi – Kazimierza Dąbrowskiego – mówiąc, że „niepotrzebnie wątpił” w to, że inwestycja ta powstanie. „Więcej zaufania panie sołtysie” – zaapelowała.

Burmistrz poinformowała, że UMiG wraz 15 podmiotami jej podległymi dokonała – w drodze przetargu – wyboru dostawcy energii elektrycznej na lata 2019 – 2020. Uzyskana cena wynosi 26 groszy za 1 kilowatogodzinę. Energię dostarczał będzie „Tauron”. „Szukamy wszędzie oszczędności” – stwierdziła Irena Krzyszkiewicz.

Wykonana zostanie za 12 tys. zł dokumentacja techniczna na przebudowę drogi w Kruszyńcu. Środki na ten cel pozyskano z Funduszu Terenów Rolnych.

W trakcie procedur przetargowych na budowę budynków gospodarczych, które mają spełniać rolę świetlic, okazało się, że potencjalni wykonawcy podają swoją cenę powyżej cen założonych w kosztorysach inwestycji. Burmistrz wyjaśniła, że zjawisko to ma związek z wyborami samorządowymi, gdyż wykonawcy sądzą, że w okresie przedwyborczym włodarze gmin je zaakceptują, by zyskać uznanie wśród wyborców.

Poruszona została sprawa utwardzenia placu gminnego przy ul. Wrocławskiej. Burmistrz tłumaczyła dlaczego tego utwardzenia jeszcze nie wykonano. Idzie tu o logistykę. Wraz z Urzędem Marszałkowskim, gdyż jest to droga wojewódzka, nasza gmina będzie dokonywała gruntownej przebudowy tej ulicy. Wymienione zostanie oświetlenie, przebudowana droga i chodniki. I tę przebudowę trzeba zgrać w czasie z utwardzeniem placu gminnego, by potem nie trzeba było dokonywać przebudowy dojazdu do utwardzonego już placu. Gmina w 50% partycypuje w tej przebudowie.

W sesji uczestniczyli przedstawiciele „Elbudu”, którzy zaprezentowali stan prac nad realizacją drugostronnego zasilania. Wszyscy obecni na sesji usłyszeli, że od 6 lat trwa produkowanie dokumentów wymaganych prawem do rozpoczęcia tej inwestycji, której realizacja ma wynosić 6 miesięcy. Obecnie zakłada się, że ukończenie i rozliczenie całości tej inwestycji nastąpi do 30 stycznia 2020 r. Jest to termin realny. Ciekawe tylko dlaczego kandydaci na radnych, domorośli „specjaliści” od drugostronnego zasilania, którzy obiecują wyborcom „dopilnowanie” tej sprawy nie zabierali głosu? A była ku temu okazja. Władze „Elbudu” wykazali jasno, że nasza gmina wszystkie niezbędne do realizacji inwestycji dokumenty dostarczała bardzo szybko, i to nie z naszej winy wciąż nie możemy doczekać się realizacji tej inwestycji.

I tak pokrótce – bardzo krótko – wyglądała ostania 55 sesja Rady Miejskiej VII kadencji, która dobiegnie końca 15 listopada.

Kandydat nie "picujący"


Jest górowianinem, ma 36 lat, prowadzi własną działalność gospodarczą i startuje z okręgu nr 8 (ulice: Starogórska, Reymonta, Chopina, Sienkiewicza, Kochanowskiego, Słowackiego, Kwiatowa, Wiosny Ludów, Sikorskiego, Bohaterów Westerplatte). Kandydat niezależny. Startuje w wyborach samodzielnie. Utworzył w tym celu własny Komitet Wyborczy Wyborców Bartłomieja Czyża.


Co skłoniło Cię Bartku do ubiegania się o mandat radnego?

- Od dawna interesowałem się życiem samorządowym. Dotąd jednak nie bardzo miałem czas, by angażować się w to osobiście. Pomyślałem sobie jednak, że trzeba uczestniczyć w samorządzie, a nie być biernym obserwatorem. Bycie w samorządzie stwarza szansę na realny wpływ na nasze życie. Nie wszystko mi się podoba, ale od samego narzekania niczego się nie zmieni. Nic nie bierze się z niczego. Jest takie mądre powiedzenie: „Ktoś dzisiaj siedzi w cieniu dlatego, że dawno temu ktoś inny zasadził drzewo”. Też chciałbym coś po sobie zostawić.

Zazwyczaj wyborcy oczekują od radnego, że ten będzie spełniał każde ich życzenie. Co Ty na to? 

- Każdy kto na to się godzi i podchodzibezkrytycznie do oczekiwań nigdy nie będzie w stanie niczego zmienić. Są rzeczy możliwe i niemożliwe. Przytakiwanie każdemu pomysłowi, to błazenada. Zawsze należy pamiętać o realiach. Na rozwój gminy potrzebne są pieniądze. To warunkuje nasze oczekiwania. Wstydziłbym się obiecać ludziom coś, co z punktu widzenia budżetu naszego samorządu jest niewykonalne. Po co oszukiwać ludzi?

Dla mandatu!

- No tak. Można i tak. Trzeba tylko jednak wstać rano, goląc się spojrzeć w lustro. Może niektórzy mają tak, że postępują wobec bliźnich nieuczciwie i to w porannym goleniu im nie przeszkadza. Ich sumienie, ich sprawa. Zostanie radnym to nie tylko splendor, ale też i odpowiedzialność. Trzeba odpowiadać za wypowiedziane słowa, by ludzie traktowali cię poważnie. Ludzie mogą zapomnieć o tym co powiedziałeś. Mogą zapomnieć o tym co zrobiłeś. Ale nigdy nie zapomną tego co poczuli z twojego powodu.

Co dla Ciebie osobiście – gdybyś został radnym – byłoby sukcesem podczas Twojej kadencji w samorządzie?

Nie wiem co jest kluczem do sukcesu, ale kluczem do klęski jest chęć zadowolić wszystkich. Dla mnie sukcesem będzie, gdy każdemu swojemu wyborcy będę mógł spojrzeć prosto w oczy. Wiem, że ludzie oczekują uzasadnienia podejmowanych w samorządzie decyzji i dlatego zawsze będę ludziom tłumaczył dlaczego głosowałem tak, a nie inaczej. Potrafię się przyznać do błędów. Jak każdy nie jestem wolny od wad, ale nie obiecuję, że przyjmę 3000 petentów i otworzę komunikację miejską. Rzucanie bałamutnych obietnic nie jest moją specjalnością. Stać realnie na gruncie tego co możliwe, a jak się uda zrobić więcej, to będzie wprost cudownie!

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w wyborach.

- Dziękuję za wywiad. Sądzę, że nie znudziłem swoich wyborców, których pozdrawiam.

niedziela, 14 października 2018

Zapowiedź zła


No i mamy interwencją związaną z banerami wyborczymi PiS. Bez stosownej zgody właściciela, bez oglądania się na jego prawo własności, ww. zawiesili swoje banery na ogrodzeniu, które do niego należy. I gość pyta się mnie: co ja na to? To chamstwo szanowny Panie! 
I tak sobie myślę. Dzisiaj górowski PiS wiesza swoje banery na płocie, który do niego nie należy. To co będzie, jak obejmie władzę? Pytanie to jest o tyle retoryczne, że z pogranicza czystej fikcji, jak jka jak prawda  w filmie o tytule „Smoleńsk” (ale chała!). 
Widzę dwa banery. Jeden nielegalnie powieszony baner prezentuje nam kandydatkę PiS na fotel burmistrza. Nawiasem mówiąc duża część ludzi jest jeszcze w szoku, że kobieta inteligentna mogła zgodzić się na bycie twarzą PiS w wyborach. I różnie to sobie lud wyborczy tłumaczy. Jedni twierdzą, że kandydatka Teresa Frączkiewicz ma takie parcie na władzę, że jest jej obojętne kto ją będzie popierał. Nawet łamacze Konstytucji! To w moim przekonaniu burzy jej wizerunek u mnie, jako osoby inteligentnej. Ale czy to człowiek raz w życiu się pomylił?


Inni znowu twierdzą, że chodzi tu o kasę. Nie posądzam kandydatki o pazerność. Była jednak dyskusja o nowych przepisach emerytalnych, których wynika, że emeryt będzie mógł pobierać pełną emeryturę i – w przypadku zatrudnienia – całą pensję. I dyskutant tak mi rzekł: to podsumuj pan sobie emeryturę kandydatki plus ewentualną pensję burmistrza. I teraz skojarz pan to z brakiem programu wyborczego, który wg mnie powinien brzmieć: dla mnie, dla was, dla siebie. I gadaj z takim!

Faktem jest, że programu wyborczego kandydatki nie znamy. Znamy hasło, którego dokładnie nie pamiętam, ale kręcie się ono wokół myśli, że dla każdego coś miłego. Taki program – hasło to wiadomo, o co rozbić można.

W Starej Górze na spotkaniu przedwyborczym, które gromadziło coś ok. 10 osób – przynajmniej nikt na niedotlenienie mózgu nie cierpiał – kandydatka poruszyła temat opieki zdrowotnej w Górze. Nie, żeby obiecywała szpital (na to w przeciwieństwie do gwoździa do trumny Tadeusza Tutkalika) jest zbyt inteligenta, Postulował naprawę źle działającej nocnej i świątecznej pomocy dla ludzi. I tu mam do nie żal. Że tak przed wyborami problem dostrzegła. Ja widziałem go wcześniej, o czym powiadamiałem Policję, bo zachodziło zagrożenie życia ludzkiego. Jakoś tak dziwnie się składa, że od interwencji jest zawsze Kanalia a nie radni powiatowi? To Kanalia ma dupę nadstawiać, bo potem można mu szyć buty awanturnika? A jak górowski PiS interesował się nocną i świąteczną opieką do tej pory? Gdzie był waleczny Tadeusz Tutkalik, który z tą swoją wzbudzającą estetyczny wstręt twarzą, lisimi oczkami (tak go odbieram, bo go nie cierpię po koniec prącia swojego), który teraz „razem chce zawalczyć o szpital”?! Ale on intelektualni jest za krótki, bo o coś walczyć. On może tylko walczyć o miejsce na swój baner na spróchniałym płocie. Legnie swój do swego.

Aż uwierzyć nie mogę, że Kaziu Bogucki poszedł na taki chamski numer. No, chyba że wziął sobie do serca powiedzenie pewnych chamów i idiotów, którzy są zakamuflowaną opcją prorosyjską i w jej interesie podzielili naród polski na „sorty”. Bo na naszych oczach rodzi się gangsterka polityczna, czyli szantaż: jak na naszych nie zgłosujecie, to nie dostaniecie pieniędzy. Jaką trzeba być skończoną łachudrą, by takie słowa wypowiedzieć? A może tych, którzy nie są po stronie PiS leczyć się przestanie? Dzieci do szkół przyjmować? Wszak, gdyby iść tym tropem do zarobki pisowskich ministrów powinny się składać tylko z podatków członków PiS. Dawno by kitę odwalili. Byli właściciele PRL a teraz szykują się właściciele III RP.

Już w trakcie pisania tego tekstu doszła do mnie widomość, że nieznani sprawcy zniszczyli baner kandydata do Rady Powiatu Mirosława Żłobińskiego, który startuje z listy PiS, ale jako człowiek inteligentny do sitwy tej nie należy. Wart jest Państwa poparcia, ma własne zdanie a partyjne wytyczne oleje, bo on wie na czym polega nasz interes. Przyszywanie Mirkowi łatki pisowca krzywdzi go niepomiernie o może odebrać mu glosy ludzi myślących. Ale dziwi fakt, że Mirosław dostał nr 5 na liście. Numer 4 dostał T.Tutkalik, typowa partyjna blotka. Stąd też po mieście aż huczy od plotek, że Kazimierz Boguckie, dotychczasowy szef górowskiego PiS – u, jest tylko pomagierem T. Tutkalika a rzeczywiście rządzi „Tutek”.

Zniszczono baner również kandydatowi do Rady Powiatu – Markowi Biernackiemu. No cóż, jest to chamstwo podobne do tego, jak wieszanie banerów na cudzej własności. Zresztą, ja nie bardzo pojmuję, po co te banery? Taka kasa a tylu potrzebujących realnego wsparcia? A gdzie rozmowy z mieszkańcami (zza szyb samochodów?), gdzie codzienna żmudna praca na rzecz nas wszystkich?

Banery – jak by nie były ładne – niczego wyborcom o kandydatach nie powiedzą. Mogą tylko przykryć brak programu. Mogą też usiłować zatuszować brak programu, jak to jest w przypadku kandydatki na burmistrza Teresy Frączkiewicz. Teresa, gdzie jest do jasnej cholery Twój program? I weź człowieku i prezentuj kandydata. Ręce opadają!

sobota, 13 października 2018

Niestabilny uczuciowo


Różne i różniste są hasła wyborcze. Jedne bywają chwytliwe, inne wzbudzają w nas obojętność, są i takie, których przekaz jasny nie jest. I z takim hasłem mamy do czynienia na fotografii zamieszczonej poniżej.




Wiele osób zwracało mi na to uwagę. Jak rozumieć zdanie: „Państwa głos oddany na mnie, to zaszczyt i zobowiązanie”. Pytający głowili się dla kogo jest to „zaszczyt i zobowiązanie”? Czy dla potencjalnych wyborców kandydata na radnego powiatowego? Czy też dla samego kandydata, który kojarzy im się z hasłem: „Rodzina Rogalów na samorządowym!”. Swoją drogą, jak bardzo trzeba nie znać górowian, by myśleć, że posady dla swoich da się ukryć przed opinią publiczną?

Osobiście nic nie ma do kandydata. Dobrze się sprawował jako szef komunikacji w powiecie. Stanowisko wiceburmistrza stanowczo go przerosło. Wmieszał się w politykę, poszedł do PO, uczucie to okazało się płoche a Andrzej Rogala partii niewierny, gdyż  z niej wystąpił, pokochał uczucie świeżym i gorącym „Bezpartyjnych Samorządowców”, którzy wcześniej byli w pełni partyjni. I tak rozmienił się na drobne. W przypadku Andrzeja Rogali zadziałała zasada Petera, która głosi, że członkowie – szczególnie organizacji biurokratycznych - w czasie własnej kariery awansują do momentu znalezienia się na poziomie, na którym nie są już kompetentni. Szkoda człowieka, bo wydawało się, że ma zasady i jakiś moralny kręgosłup. Dla mnie duże rozczarowanie.

Śmieszy i bawi


Kampania wyborcza w toku i ludzie majle piszą. Poniżej jeden.



Radny – kandydat Bronisław Barna wszystkich zadziwia. Nawet banery, na których widniej jego podobizna, gdyż wyglądają one na starsze od facjaty kandydata! 


Autor majla wydziwia, że kandydat ma w swoim programie ustanowienie stałego połączenie autobusowego pomiędzy miastem a cmentarzem komunalnym. Co prawda kandydat nie wspomina kto ma owo połączenie ustanowić, ale obietnica jest. Być może – bo u tego kandydata nic nie jest pewne – będzie to linia o nazwie „Barnobus”. Zresztą, nie ma co się martwić, iż linia będzie niedochodowa. Wszak kandydat deklaruje, że będzie oddawał swoją dietę najbardziej potrzebującym. A uruchomiona linia będzie potrzebowała dotacji. Na 600 zł. miesięcznie może więc już liczyć. Dziwi mnie tylko, że w dobiegającej końca kadencji jakoś kandydat o tym nie myślał i swojego pomysłu podczas sesji nie forsował. Na sesjach siedział tradycyjnie cicho.

Kolejny punkt programu, to: „Pozostawienie podatków na poziomie 2018 r.” Ja rozumiem, że kandydat ma chody w Ministerstwie Finansów i tam załatwi nie podwyższoną stawkę z kwintal żyta, by podatek rolny nie wzrósł. A co będzie, jak podatki spadną? Będzie protestował? Wszak to złamanie jego obietnicy wyborczej! Radny – kandydat robi wyborcom w tym punkcie wodę z mózgu i nawet mu jego starcza powieka nie drgnie.

Zafrapowała mnie ilość przyjętych przez kandydata wyborców: 3200 osób! Aż dla 2000, jak pisze kandydat , udało im się ich problemy załatwić pozytywnie. Ta informacja tak mnie zainteresowała, że począłem drążyć temat. Podczas wczorajszego posiedzenia komisji Rady Miejskiej spytałem burmistrz Irenę Krzyszkiewicz ilu, w dni przyjęć interesantów, ona jest w stanie ich przyjąć? Burmistrz odpowiedziała mi, że zapisuje się do niej ok. 20 osób na dzień przyjęć (obecnie czwartek) a jest w stanie przyjąć od 12 – 15 osób. Chciałem sprawdzić, czy burmistrz jest równie wydajna, jak kandydat. Kandydat zastrzega się, że to jego urobek z wszystkich kadencji. A jaki kandydat sprawczy! Aż 2200 spraw załawił! Ma kandydat moc! Można rzec, że mamy burmistrz Ireną Krzyskiewicz oraz burmistrza (nieoficjalnego) super załatwiacza Bronisława Barnę.

Kandydat wybiera się w sprawie szpitala do premiera. Co prawda od zdrowia jest Narodowy Fundusz Zdrowia, ale dla wszechmocnego kandydata NFZ, to płotka. On wali od razu do premiera. Pewnie dla zdrowia pójdzie piechotą, albo pojedzie „Barnobusem”. Po wizycie kandydata na radnego szpital w Górze wyrośnie niczym grzyb po deszczu. Personel lekarski też się znajdzie. Trochę lekarzy w więzieniu siedzi i w ramach pracy przymusowej poprowadzą nasz szpital. Bo tylko osadzonych można w jakiś sposób do tego skłonić. A swoją drogą, gdzie był radny Bronisław Barna, gdy szpital sprzedawano? Jakoś nie przypominam sobie, by protestował.

A już do łez ubawił mnie punkt: „Pozyskiwanie środków z Funduszu Europejskiego” (ciekawe tylko z jakiego, bo jest ich trochę!), któremu to towarzyszy deklaracja: "{w kierunku czego posiadam stosowne przeszkolenie”. Dowiadywałem się w różnych wydziałach naszej gminy, jak bardzo pomógł im w pozyskiwaniu tych funduszy kandydat. Śmiechu było co niemiara! Oj, Bronek, Bronek! Toż wybory są 21 października a nie 1 kwietnia!

Ale muszę Państwu się przyznać, że wczoraj widziałem kandydata. Uczestniczył w posiedzeniu komisji. Zachowywał się jak zwykle, czyli milczał. Przed komisją, gdy stałem i rozmawiałem z radnym Ryszardem Borawskim, podszedł do nas, wyciągną rękę i przywitał się z radnym Ryszardem. Ja grzecznie powiedziałem mu „sp….:”, bo nie będę podawał ręki człowiekowi, który chodzi i ploty na mój temat głosi. Miał do mnie pretensje, że o nim piszę, bo podobno jest ochrona danych osobowych. Sam na swojej ulotce podaje swoje imię, nazwisko, miejsce zamieszkania a do mnie ma jakieś żale, że z nazwiska go wymieniam?! „Czy on jest normalny?” – zadałem sobie w duchu pytanie. Ale trzeba mu wybaczyć, bo nieubłagany ząb czasu wyraźnie i widocznie począł go konsumować. Tak, że i bredniom wypisywanymi w ulotce też nie ma się co dziwić. SKS, po prostu! 

piątek, 12 października 2018

Głos prawdy

Ależ doktor Stanisław Andrzej Hoffmann musiał się wkurzyć, że taki cudnej treści "List otwarty" do władz powiatu wystosował. Zakłamywaniu historii tzw. "sprzedaży" szpitala końca nie ma. Ostatni prezes Polskiego Centrum Zdrowia zabrał głos. On wie najlepiej, jak było. Chociaż na mój gust mógłby ujawnić więcej kulis. Przypomnę tylko, że ostatni prezes szpitala był bardzo niechciany przez nieudolnych amatorów ze starostwa. Wzięli go na stanowisko, gdy zobaczyli, że ich niedolne rządy wiodą szpital do zagłady. Wzięli go ze strachu, sami nie mając kompetencji na gwałt poszukiwali osoby kompetentnej. A on doktora nie chcieli "po czubki włosów"! Skompromitowali się powołaniem dyrektora - spadochroniarza z Wrocławia, który przesrał kontrakt na pogotowie ratunkowe. Ale tak to w życiu jest, że ludzie niekompetentni  nie cierpią fachowców, bo ci przypominają im kim nigdy nie będą.



czwartek, 11 października 2018

Rysiu


Przyjdzie nam dzisiaj o 15.30 pożegnać Rysia Szlafkę. Wszystkich nas bardzo nieprzyjemnie zaskoczył swoim odejściem. Nagle, bez zapowiedzi, znienacka. Rysia znałem od kiedy pamiętam. Tak się bowiem złożyło, że mieszkał w jednym budynku z moim kuzynem Andrzejem. Co prawda po drugiej stronie budynku (dawna ulica Fornalska a obecnie Zielona), ale wielkie podwórko było wspólne. I tam odbywały się nasze harce, gry w palanta, pikiera, w badmintona, dwa ognie i co tam jeszcze do naszych zielonych i żądnych wrażeń głów strzeliło.

Jest faktem, że Rysiu był od nas kilka lat młodszy, ale jakoś tam mieścił się w naszym gronie. Pamiętam Go jako grzecznego i dobrze ułożonego chłopaka. Jak trzeba było grać, to grał. Z moim kuzynem miał wspólną pasję. Obaj sklejali modele czołgów, samolotów, okrętów. Mnie to nie rajcowało, ale pobawić nimi fajnie lubiłem. To Rysiowi zostało do nieoczekiwanego odejścia. Oczywiście, wraz z biegiem lat, nasze wzajemne kontakty nieco przygasły, ale znajomość trwała spojona mocnym spoiwem pamięci o przeżytych latach durnych i chmurnych.

Rysiu był szefem biura radnych. Gdy zostałem radnym powitał mnie ( również moim kolegom Romkiem Czołowskim) wylewnie: „Witamy panie radny!” W odpowiedzi usłyszeli, że za takie „wyszukane” powitanie mogą trafić na bloga. Jaja sobie robili, bo znając mnie wiedzieli, że tak mnie „ukłują”. Toteż Rysiowi odwdzięczałem się zawsze w podobnym stylu pytając: „Na kiedy pan, panie kierowniku zwołuje sesję?” A sesję zwołuje przecież przewodniczący Rady. I tak sobie przekomarzaliśmy się, ale bez urazy.

Rysiu był zawsze uśmiechnięty i rzetelny. Pomimo, że „urzędniczył” nie było w nim nieznośnych manier, które spotykamy u niektórych. Nie usiłował trzymać sztucznego dystansu do siebie, nadawać nadmiernej wagi swojej osobie. Kolokwialnie rzec można, że był ciepłym i otwartym człowiekiem. Dowcipy i humory łapał w lot.

I będzie mi brakowało Rysia zbiegającego po skrzypiących schodach urzędu, z plikiem papierów w ręku, uśmiechniętego i zastanawiającego się czy powiedzieć mi „panie radny”. No i doczekał się wpisu na blogu! Ale nie tak Rysiu miało być!

Perełka w koronie



I tak nasze miasto wzbogaciło się o piękną perełkę architektury. Jeszcze do nie dawna budynek po internacie wzbudzał niesmak, gdyż przypominał wrzód na zdrowej wątrobie. Położony blisko targowiska miejskiego niewątpliwie chluby miastu nie przynosił. Dobre, że nieodpłatnie przejęła go od starostwa gmina, bo beznadziejni starostowie jakoś nie mieli pomysłu na jego zagospodarowanie. Najpierw chciano go sprzedać, bo to najłatwiejsze i myślenia nie wymaga.

Obecnie możemy być z tego obiektu dumni. Prezentuje się wspaniale. Osobiście już dawno tamtędy nie chodziłem, bo w zeszłym roku oberwałem kawałkiem tynku, który uparł się, by spaść koniecznie na mnie. I nie wiem za co mi się oberwało, ale dlaczego nie szanownemu radnemu Zygmuntowi Iciekowi, który dumnie kroczył przede mną? Nie chodzą nieszczęścia – niestety! – parami!

Gdy tak stałem i podziwiałem odrestaurowany zabytek podziwiając efekt remontu elewacji, przystanął przy mnie jakoś nieznany mi gość. Zwrócił mi uwagę, że od strony ul. Kościuszki wszystko pięknie i znakomicie wykonane. Gość zwrócił mi uwagę, że gdy spojrzy się na elewację wschodnią. widać, że majstrowie nie opanowali w sposób dostateczny natrysku tynku. Wyjaśnił, iż ta niedoróbka polega na tym, że na tej nowej elewacji widać cień każdego przęsła rusztowań. Wizualnie psuje to nieco obraz wyremontowanego budynku. W sumie również cieszył się, że budynek został wyremontowany, ale – jak stwierdził „widać gluty”. 
Pamiętajmy jednak, że ostatnie słowo w tej kwestii należy do inspektora nadzoru budowlanego, a po nim do inwestora, który to zadecyduje, czy przyjmie elewację z widocznymi glutami.

środa, 10 października 2018

Smażenie sprawiedliwe


Przeglądnąłem sobie przeróżne wpisy na tematy wyborcze w Internecie. I w oczy rzuciła mi się jedna rzecz: grillowanie Banana! To, że sobie na grill zasłużył, to fakt. Jednak nie tylko on. Wszak nie on jeden głosował za sprzedażą udziałów Powiatowego Centrum Zdrowia na rzecz złodziei z Wrocławia. Ale jakoś reszta tego towarzystwa umyka uwadze komentatorów.

Z „Banankiem” taki jest problem.  Bierze na siebie, i nie piszczy, grzechy współsprawców sprzedaży szpitala. A ja mu tłukę: „A weź odetnij się od nich!” Ale, gdzie? Zapomnij! „Ja będę lojalny” – brnie „Banan”. I to może budzić szacunek, gdyby nie fakt, że ci, których on tak wytrwale ochrania, mają go w dupie. Jak to jest: Piotr Wołowicz (napisaniu tego nazwiska towarzyszył odruch wymiotny), Paweł Niedźwiedź (odruch jak wcześniej), siedzą cicho i nawet nie starają się bronić kolegi, który związany jest z nimi jakimiś wyimaginowanymi więzami przyjaźni i bierze cięgi za nich.

A wszak nazwiska „Banana” nikt nie ujrzy pod aktem notarialnym sprzedaży szpitala. Tam są trzy nazwiska: dwa wcześniej wymienione, których nie powtórzę (by rzygowinami klawiatury nie kalać) oraz skarbnika powiatu. To te trzy osoby dokonały tego szaleństwa! „Banan” nie był nawet w zespole negocjacyjnym!

I co się teraz dzieje? Grilluje się „Banana”. A czemu tylko jego? A co z resztą? Na liście kandydatów do Rady Powiatu widnieje nazwisko Piotra Firsta, który startuje z listy „Bezpartyjnych Samorządowców”. Jego udział w pozbyciu się szpitala jest identyczny jak „Banana”. Ale nijakiego, bezbarwnego, niewiele wiedzącego o działaniu samorządy Piotra Firsta nikt nie tyka. Nikt nie tyka startującego z list SLD Dariusza Wołowicza, który też był za pozbyciem się szpitala.

A już arcyciekawe jest to, że nikt nie rusza dwóch głównych winowajców, których powtórne wymienienie nazwisk jest ponad moje siły. To im, prowodyrom całej tej żałosnej transakcji odpuszczacie? A może władzy się lękacie? Boicie się, że w starostwie czegoś nie załatwicie? Pogniewa się na Państwa jeden z drugim i zemści się strasznie? Bo co „Banan” może Państwu zrobić?

Inną kwestią jest postawa obu wymienionych osób wobec „Banana”. Jak ten trwał przy nich, popierał, innych przekonywał, to był cacy. A jak w „Banana” walą za wyolbrzymione winy, to obaj siedzą cicho. Masz „Banan” nagrodę za swoją wierność i myśl, czy warto było im być wiernym.

Obaj niczym zające (przepraszam zające za porównanie) stulili uszy, pochowali się za miedzami i liczą, że nagonka i myśliwi ich nie dojrzą. Przeczekać, przywarować, wystartować. Ten z Wąsosza burmistrzem tam chce zostać. Wykończył szpital, to może i Wąsosz. Drugi liczy, że radnym gminnym zostanie i startuje bezwstydnie. Jakby zapomniał, że osobiście akt sprzedaży szpitala podpisywał. Bezczelność nieskomplikowana!

I siedzą cicho. „Cichociemni” tacy. Żaden nie pomyśli o tym, że „Banana” w dużej części niesłusznie smażą. Nie wpadną na pomysł wydania oświadczenia, które mówiłoby jasno: to my podpisaliśmy akt sprzedaży, to my prowadziliśmy negocjacje! Po prostu tchórze! A czy tacy są komukolwiek potrzebni? Zero cywilnej odwagi. Nawet za ten durny numer ze szpitalem nie przeprosili mieszkańców powiatu. To byłoby poniżej ich godności. A że ludzie za durnym prześwietleniem kilometry muszą robić, to chuj ich obchodzi! Starostwie nikomu do niczego nie potrzebni.

„Takich” Marek bronisz i dupę za nich nadstawiasz. Po co? Wszak oni mają cię tam gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. W końcu dotarło to do Ciebie, który intelektem obu ich przerastasz? Nowe przysłowie „Banan” sobie kupi: że i przed szkodą i po szkodzie głupi. 

wtorek, 9 października 2018

Miód na moje serce


Lubię dostawać majle. Szczególnie o takiej wysublimowanej treści. Krew człowiekowi krąży żwawiej, jak takie pochlebstwa pod swoim adresem czyta. A ja takie komplementy pod swoim adresem uwielbiam! Pierwsze zdanie tej korespondencji czytałem aż trzykrotnie, doznając przy tym uczuć dostępnych tylko mojej - wg majla - chorej osobie (Bóg zapłać za słowa pociech i dobre rady).
Szanowny darczyńca tej wspaniałej korespondencji (Bóg zapłać) nakazuje mi porzucenie dziś już niedostępnych dla mnie używek. To znaczy one są dla mnie dostępne, i aj ich łaknę jak wielbłąd wody na pustyni, ale co z tego? Kontakt z nimi już po krótkim czasie jest zabójczy. Dawniej bywało, człowiek przez trzy i noce (bywało, że i więcej) poniewierał w sposób niezwykle przyjemny swój organizm i wciąż był w gotowości. A teraz? Wstyd wyznać! Mała wychylona – człowiek zawalony. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. 



Do rzeczy jednak. Szanowny korespondent wyraża swoje – jak sądzę szczere – zdanie na temat wyborów na stanowisko burmistrza. Dokonuje przy tym porównań kandydatów do nazw chorób epidemicznych. Ma prawo, bo Konstytucja gwarantuje wolność słowa. Widać jednak, że żadna z kandydatur, która leży na wyborczym stole, jej osobiście nie leży. Też ma do tego prawo.

Natomiast jeżeli chodzi o „uwiąd starczy”, który rzekomo dominuje w tej Radzie, to mija się autor majla z prawdą. Owszem, są tam przedstawiciele pokolenia starszego, ale czy np. taki doktor Wacław Grzebieluch cierpi na uwiąd starczy? Wszak, wciąż czyni dobro niosąc pomoc medyczną najwyższej jakości. Ja z osobistych kontaktów z doktorem – które sobie bardzo cenię – wiem, że czyta bardzo dużo, czego i autorowi majla życzę. I nie zauważyłem u szanownego dobroczyńcy tak wielu mieszkańców gminy i powiatu, by się „zawieszał” czy „odpływał” w rozmowie. Jest ponadto aktywnym radnym. Tak samo Jerzy Maćkowski czy Ryszard Borawski. Przypadek radnego
Bronisława Barny należy rozpatrywać w nieco innych kategoriach. I pomińmy go przy naszych rozważaniach, bo to nieistotny margines.

Nie należy więc generalizować, bo to do niczego nie prowadzi a może krzywdzić. W tej Radzie, której kadencja dobiega końca nie brakuje ludzi do czterdziestki: Maniek Dziewic, Tadziu Biernacki, Kasia Łapińska, Agnieszka Jędryczka, Katarzyna Jabłońska, Monika Siekanowicz, Jacek Szczerba, Małgorzata Makles. Osiem osób na 21. Siebie nie liczę, bo mój akt urodzenia jeszcze nie został sporządzony. Złośliwi powiadają, że spłonął w pożarze Rzymu, który spowodował Neron. W drugiej wersji sprawcą był podobno Arkadiusz Szuper.

Co do bardzo nieciekawej osoby pana T.T., to fakt, że jego osoba budzi zdziwienie a nawet niesmak u wielu górowian. Ale tak zadecydowała sitwa partyjna, która rzekomo nie istnieje. A KRUS, Agencja Modernizacji Rolnictwa? A tam „rebiata ad kuda?”


Udział w wyborach w Górze to samogwałt” – pisze autor. A co zmienia brak udziału? To chyba odmiana sadmasochizmu? Bo jak można odpuścić sobie najważniejsze wybory, które przynajmniej teoretycznie, mają wpływ na naszą realną rzeczywistość? Autor korespondencji utyskuje na jakość obecnych radnych (po części słusznie), ale tylko utyskuje. To najłatwiejsze. A czemu nie założyć własnego komitetu wyborczego i nie spróbować mieć realny wpływ na lokalne sprawy? I z takiej właśnie postawy rodzi się to, na co treść majla wskazuje: jest do dupy i nie da się nic zrobić. Do dupy to jest taka postawa! 


Nasza wspólnota samorządowa ma dość blade pojęcie o funkcjonowaniu samorządu. Większość nie wie, że każdy może przyjść na sesję, zadać pytanie. Są tacy, którzy wyobrażają sobie, iż w gabinecie burmistrza stoi sejf, z którego tenże burmistrz wyciąga kasę i ją rozdaje. Komu rozdaje: swoim oczywiście! Ja przynajmniej staram się ludziom wyjaśnić istotę samorządu, ale rzecz to ciężka, orka na ugorze. O tym, że gmina ma wybudować zakład pracy słyszałem nie raz. A czemu nie buduje? Bo burmistrz nie chce! Nie potrafi załatwić inwestora. I nikt przy tym nie patrzy na realia. A proszę się przyjrzeć statystykom w naszym urzędzie pracy. Zachęcałbym na spojrzenie pod kątem wykształcenia zawodowego. Tragedia! I to do kwadratu! A jak wygląda obecność górowian na sesjach Rady Miejskiej? Kolejny dramat! Może pod presją obecności rzesz górowian byłoby inaczej? Faktem jest, że mało górowian to interesuje. Wiem, że podpadam wyborcom, bo nie piszę, że są wspaniali i cudowni. Piszę, jak jest, bez lukru.


I na koniec. Nieobecność spowodowana frustracją, to zła droga. Trzeba próbować o coś walczyć, działać, usiłować coś zmienić. Po co? By nie mieć do siebie żalu, że byłem bierny a nie musiałem. Idzie o nieskomplikowaną rzecz: sumienie.

Tak nas podchodzą!


Na stronie Urzędu Marszałkowskiego naszego województwa odnaleźć można taką informację:



Samorząd województwa gotowy jest przejąć linie na własność w oparciu o wspólne ustalenia z PKP S.A. i PKP PLK. W sumie to 22 odcinaki tras w różnych częściach regionu.”



„Te nowo przejęte linie będą uzupełnieniem dla obecnie funkcjonującej sieci w obszarach o dużym potencjalne przewozowym w ruchu regionalnym. Są to też linie o charakterze lokalnym służące obsłudze wielu dolnośląskich miast dziś zupełnie pozbawionych kolei. Korzystać z nich będą mogli przewoźnicy towarowi zwłaszcza producenci kruszyw, ale również turyści. Przejęcie kolejnych linii pozwoli na uruchomienie przewozów kolejowych. Połączenia bezpośrednie z Wrocławiem otrzymają stolice 4 powiatów, czyli Kamienna Góra, Lwówek Śląski, Góra i Złotoryja, oraz 13 innych miast i kilka gmin o łącznej populacji ponad 225 tysięcy Dolnoślązaków" - wyjaśnia radny wojewódzki Patryk Wild.”


W tabelarycznym zestawieniu linii kolejowych, które chce przejąć samorząd wojewódzki, znajduje się na pozycji 4 linia nr 372 Bojanowo – Góra.

 I taki jest urok wyborów. Premier „Pinokio” chce budować most w Bełczu Wielkim, Patryk Wild linię kolejową do Wrocławia. Idąc tymi śladami ja –niczym Mojżesz – mogę obiecać mannę w kranach, polędwice na gruszy a kabanosy na krzewach z agrestem. Co mi szkodzi?


Panu Andrzejowi Soji serdecznie dziękuję za zwrócenie mi uwagi na tę informację.

poniedziałek, 8 października 2018

Ukochany Bronisław!


„Zawsze jestem tam, gdzie człowiek jest w potrzebie” – twierdzi kandydat do Rady Miejskiej Bronisław Barna. Jednocześnie na swoim wyborczym banerze kandydat deklaruje: „Dietę radnego przeznaczę dla najbardziej potrzebujących”. Piękna deklaracja!
 Ja widząc baner kandydata długo się mu przyglądałem. Wydawało mi się, że to zapodział się baner sprzed jakichś 20 lat (z okładem). Albo zdjęcie wiekowe, albo cud „Photoshopa”. Ale nie dzielmy włosa na czworo! Ważne, że ukochany przez wszystkich górowian pan Bronisław startuje. Bez niego co by to były za wybory?!

Są co prawda złośliwcy, co to przysłowiowe „psy” na kandydacie wieszają. A to mówią, że deklarował podczas wcześniejszych wyborów, iż dietę swą będzie przeznaczał dla chorych na nowotwory. Te bezczelne typy  żądają, by posunięty zębem czasu (82 lata?) pan Bronisław udokumentował swoje wpłaty. To jest hucpa! Jak można nie ufać panu Bronkowi?! Żadnego szacunku dla jego rzadkich siwych włosów, milionów zmarszczek, powolnego chodu, krótkiego oddechu i niezdrowej cery.

Osobiście lubię pana Bronka. Szczególnie jak nic podczas sesji nie mówi, czyli zawsze. Co prawda siał kandydat ostatnio plotki na mój temat, ale to jest starszy człowiek i nie zawsze ma prawo wiedzieć co i po co mówi. A miłosierdzie ma dostęp do mojego kanaliowatego serca.

Czy kandydat jest potrzebny w nowej Radzie Miejskiej? Odpowiadam: tak! Po trzykroć tak! Pod warunkiem, że stworzy się Radę Figur Woskowych. Nie męczmy człowieka! Niech wypoczywa w pokoju!
P.S.
Ktoś złośliwy zakleił obecnemu radnemu na tablicy godziny urzędowania. A wiadomo, że kolejki do pana radnego - kandydata było przeogromne! Petenci przez komin mu do domu wpadali!

Z małolatami u weterynarza



W ubiegłym tygodniu wraz z radnym Tadeuszem Biernackim przetestowaliśmy, w sposób praktyczny, opiekę jaką nasza gmina sprawuje nad bezdomnymi zwierzętami. Odnaleźliśmy 4 małe przeurocze kotki, które cierpiały na jakąś tajemniczą chorobę oczu. W zaistniałej sytuacji zadzwoniliśmy do wydziału ochrony środowiska w naszej gminie. W celu wyleczenia przemiłych futrzaków kazano nam się udać do przechodni weterynaryjnej państwa Moniki i Tomasza Domaszewskich. Ich przychodnia ma bowiem podpisaną umowę z gminą na leczenie bezdomnych zwierząt. 
Koty i nas przyjęły dwie przemiłe panie, tak miłe, że aż żałowaliśmy, że to nie my jesteśmy pacjentami. Ale wiadomo, że co duże miłe już nie musi być. Panie w sposób fachowy zdiagnozowały małych pacjentów i przystąpiły do działania. Pokiwały ze znajomością rzeczy swoimi kształtnymi główkami, zaglądnęły kociętom w chore oczęta. Nam niestety nie zaglądały, co stwierdziliśmy z ubolewaniem i dziką zazdrością. Orzekły, co dolega pacjentom i zaczęła się fachowa interwencja. Każdy z futrzaków dostał po zastrzyku (tego im nie zazdrościliśmy). Następnie przemyto im bardzo delikatnie ślipka (tego już zaczęliśmy zazdrościć!). Kolejny zabieg to zakroplenie schorowanych ocząt. A wszystko to odbywało się w delikatnych rękach pań. Kotki były grzeczne, bo najwyraźniej i one były pod urokiem niepospolitej urody ich dobrodziejek. Panie wręczyły pacjentom (na nasze ręce) antybiotyki, tabletki i kocie krople do oczu. Dostaliśmy też dobre rady, co do ich leczenia oraz strzykawki do karmienia koci – koci – łapek. Wizyta dobiegła końca. 


I muszę Państwu powiedzieć, że po raz pierwszy byłem u weterynarza. I co mnie zaskoczyło? Ilość lekarstw dla zwierząt w oszklonych gablotach! Skojarzyłem to z wizytami na izbie przyjęć w górowskim szpitalu po podarowaniu go wrocławskim złodziejom. Tam takie gabloty były transparentne, bo w pełni puste.

 Kiedy wraz z Tadeuszem Biernackim wracaliśmy z kociętami, jakby równocześnie marzyliśmy o tym samym. Być przez chwil kilka małym kotkiem, który przytula i głaszcze urocza pani. Przytulić się do niej, zamruczeć miłośnie, popatrzyć z miłością i oddaniem w oczy, wyprężyć ogonek. „Najmarniejszy kot jest arcydziełem natury” – pisał Leonardo da Vinci. Niestety, radny już nie. 

Rozmiękczacze umysłu


Na wszystkim na czym da się – zgodnie z prawem – coś powiesić, wiszą oblicza kandydatów na radnych gminnych, powiatowych i wojewódzkich. Twarze uśmiechnięte, zadumane, stroskane, zadumane, ale pozbawione bruzd, jaki na każdym obliczu czyni czas i życiowe przeżycia. Tak, tak! „Photoshop” czyni cuda! Jacy oni wszyscy gładcy na obliczu. Wielu z nich, jak sądzę, jest też równie gładkich na rozumie.
Ale pozostawmy narzekania i cieszmy się wspólnie, że mamy kandydatów do różnych szczebli samorządów. Wszak wszyscy oni chcą nam dobrze zrobić! Tylko czy wiedzą jak?

By wyjaśnić jak bardzo dobrze chcą nam zrobić, jak szalenie nas wszystkich kochają (ten przypływ uczuć wzmaga się do potęgi n szczególnie przed wyborami), w mozole i trudzie umysłów swych światłych i przenikliwych, o geniusz się ocierających, tworzą mocą twórczą porwani, programy wyborcze. Celem ich jest objaśnienie wyborcom, co zamierzają zrobić w przypadku, gdy wyborcy pokochają ich miłością czystą i jedyną i postawią na nich krzyżyk (lub inny dozwolony nowym prawem wyborczym) znak akceptujący. 

Z tymi programami wyborczymi bywa jednak kłopot. Często są ogólnikowe, pełne mało zrozumiałych sloganów a nierzadko bałamutne. Celem ich jest skuszenie wyborcy. Niekiedy wydaje się, że program zawiera obietnice konkretne. Na przykład kandydat obiecuje, że wyremontuje drogę, chodnik. I ta z pozoru konkretna obietnica jest bardzo bałamutna. Otóż w Radzie Miejskiej dotąd zasiadało 21 radnych (teraz będzie 15). I aby przeforsować swój pomysł inwestycyjny trzeba mieć 50% głosów radnych plus 1, czyli 11 radnych za. A pojedynczy radny dysponuje tylko 1 głosem. I trzeba też pamiętać, że pozostali radni też natychmiast zechcieliby, by w okręgach gdzie ich wybrano też zrobiono to i owo, by dać sobie szansę reelekcji. A budżet gminy nie jest jak z majtek rozmiaru XXX. Takie są realia. A takie obietnice świadczą o nieznajomości pracy radnego w samorządzie lub głupocie kandydata.

Widzimy też na banerach takie hasło wyborcze: „Zajmę się tym, co dla górowian jest najważniejsze”. Przyznać trzeba, że hasło jest zgrabne. Tylko rodzi się pytanie: co dla górowian jest najważniejsze? I czemu tylko dla górowian? A co to hasło oferuje dla mieszkańców np. Czerniny, Chróściny, Witoszyc, Ryczenia? Jakoś nie sądzę, by my górowianie, bylibyśmy pępkami gminy i tylko nasze problemy były najważniejsze. Ja wiem, że to mieszkańcy Góry rozstrzygają wynik wyborów, ale żeby tak postponować 8052 mieszkańców miejscowości wiejskich? To mocno nie w porządku. 
Ponadto ciekawym byłoby dowiedzieć się, co dla górowian jest „najważniejsze”. W tym słowie pomieścić można wszystko i nic zarazem. Dla jednych szpital, którego kosztów funkcjonowania nasza gmina nie jest w stanie udźwignąć (kto twierdzi inaczej idzie drogą premiera „Pinokia”), inni zapragną wyższego poziomu nauczania w szkołach podległych gminie, kolejni większej liczby miejsc w żłobku i przedszkolach. Bezrobotni miejsc pracy, których gmina dać nie może, bo to nie gmina decyduje kto i ile tu zainwestuje. Gmina nie ma możliwości nakazania jakiemuś inwestorowi wybudowania fabryki, bo to inwestor decyduje o tym, gdzie chce wydać swoje pieniądze. W tej kwestii inwestora nawet ten rząd "cmoknąć "może.  
Tak że, jak widać, hasło jest typu życzeniowego i z realiami mija się nie uchylając im nawet rąbka kapelusza. Zero konkretów. Można rzec, że hasło to jest podobne do lepu na muchy. Mądre, znające arkana życia muchy do lepu nie polecą.

Mamy też w obrocie publicznym programy wyborcze. I tak np. komitet o nazwie „Razem dla powiatu” (ale po co?!) spłodził program. Efekt tego porodu powalił mnie ze śmiechu do tego stopnia, że tzw. „gile” ja z kolei spłodziłem. 

Czytamy: „Remont i modernizacja dróg powiatowych przy współudziale gmin oraz środków zewnętrznych.” Słuszne hasło! Właściwy kierunek! Brawo! Jest tylko jedno „ale”. A czy włodarze gmin już wiedzą, że mają się dokładać do remontów i budowy (ok. 1 mln za 1 km) dróg powiatowych, które do nich nie należą? Rozumiem, że to dlatego widziałem ostatnio burmistrza Zbigniewa Stuczyka uśmiechniętego od ucha do ucha! Był po prostu przeszczęśliwy, że pieniądze podatników gminy Wąsosz będzie mógł przeznaczyć na drogi należące do powiatu. Sądzę, że już doczekać się nie może, by pierwszy przelew podpisać! Tyle szczęścia go czeka!

Gminy Niechlów i Jemielno do wspólnej, drogowej biesiady, raczej zaproszenia nie dostaną. Finansowo ledwo dyszą, ale i tak wyglądają na zdrowych porównując je z wirtualnymi finansami powiatu.
Drugi punkcik programu brzmi: „Budowa ścieżek pieszo – rowerowych przy współudziale gmin i środków zewnętrznych”. Proszę, proszę. I znowu gminy mają współrealizować marzenia członków komitetu „Razem dla powiatu” (ale po co?!). W ten sposób komitet „Razem dla powiatu” (ale po co?!) uszczęśliwia włodarzy sąsiednich gmin. Czy oni czują ten zaszczyt? Czy są odpowiednio wdzięczni? A wkład własny powiatu? Skąd kasa? Słyszałem, że myszy kościelne, jak chcą dopiec sobie, to wołają: „Twoja parafia biedna jak powiat górowski!”

A teraz hit: „Wsparcie finansowe i organizacyjne podmiotów realizujących opiekę zdrowotną w powiecie”. Pytanie: skąd pieniądze na to „wsparcie” już chyba nie wymaga dalszych wyjaśnień. Co do wsparcia „organizacyjnego”, to obawiam się, że może ono być „psu na budę”. Jednak boję się, że jak wieść o „wsparciu organizacyjnym” dotrze do właścicieli tych prywatnych podmiotów leczniczych, to mogą oni pozamykać działalność. Albo też po przeczytaniu takiej zapowiedzi dostać zawału serca lub innej groźnej dolegliwości. Ale panowie spokojnie! To tylko bujdy dla myślących inaczej!
Komitet ten chce „rozwijać Dom Pomocy Społecznej we Wronińcu”. Biedny dyrektor Piotr Grochowiak! Biedni pacjenci! W przypadku „rozwijania” przez tenże komitet DPS – u z całą pewnością on się zwinie!

I zostawmy już w spokoju ten stek bzdur, które pod względem logicznym kupy się nie trzyma, stanowiąc próbę zrobienia wyborcom wody z mózgu. Żałosne to! Szkoda tylko, że twórcy tego poronionego „programu” uważają wyborców za idiotów, którzy niczym pelikany łykną przedwyborczą brednię.