Strony

poniedziałek, 8 października 2018

Z małolatami u weterynarza



W ubiegłym tygodniu wraz z radnym Tadeuszem Biernackim przetestowaliśmy, w sposób praktyczny, opiekę jaką nasza gmina sprawuje nad bezdomnymi zwierzętami. Odnaleźliśmy 4 małe przeurocze kotki, które cierpiały na jakąś tajemniczą chorobę oczu. W zaistniałej sytuacji zadzwoniliśmy do wydziału ochrony środowiska w naszej gminie. W celu wyleczenia przemiłych futrzaków kazano nam się udać do przechodni weterynaryjnej państwa Moniki i Tomasza Domaszewskich. Ich przychodnia ma bowiem podpisaną umowę z gminą na leczenie bezdomnych zwierząt. 
Koty i nas przyjęły dwie przemiłe panie, tak miłe, że aż żałowaliśmy, że to nie my jesteśmy pacjentami. Ale wiadomo, że co duże miłe już nie musi być. Panie w sposób fachowy zdiagnozowały małych pacjentów i przystąpiły do działania. Pokiwały ze znajomością rzeczy swoimi kształtnymi główkami, zaglądnęły kociętom w chore oczęta. Nam niestety nie zaglądały, co stwierdziliśmy z ubolewaniem i dziką zazdrością. Orzekły, co dolega pacjentom i zaczęła się fachowa interwencja. Każdy z futrzaków dostał po zastrzyku (tego im nie zazdrościliśmy). Następnie przemyto im bardzo delikatnie ślipka (tego już zaczęliśmy zazdrościć!). Kolejny zabieg to zakroplenie schorowanych ocząt. A wszystko to odbywało się w delikatnych rękach pań. Kotki były grzeczne, bo najwyraźniej i one były pod urokiem niepospolitej urody ich dobrodziejek. Panie wręczyły pacjentom (na nasze ręce) antybiotyki, tabletki i kocie krople do oczu. Dostaliśmy też dobre rady, co do ich leczenia oraz strzykawki do karmienia koci – koci – łapek. Wizyta dobiegła końca. 


I muszę Państwu powiedzieć, że po raz pierwszy byłem u weterynarza. I co mnie zaskoczyło? Ilość lekarstw dla zwierząt w oszklonych gablotach! Skojarzyłem to z wizytami na izbie przyjęć w górowskim szpitalu po podarowaniu go wrocławskim złodziejom. Tam takie gabloty były transparentne, bo w pełni puste.

 Kiedy wraz z Tadeuszem Biernackim wracaliśmy z kociętami, jakby równocześnie marzyliśmy o tym samym. Być przez chwil kilka małym kotkiem, który przytula i głaszcze urocza pani. Przytulić się do niej, zamruczeć miłośnie, popatrzyć z miłością i oddaniem w oczy, wyprężyć ogonek. „Najmarniejszy kot jest arcydziełem natury” – pisał Leonardo da Vinci. Niestety, radny już nie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz