Strony

czwartek, 17 października 2019

Chciwo - sknerusy


Zabłysnęli nam ostatnio radni miejscy. Ukazali swoje drugie – i chyba prawdziwe, ale dotąd starannie ukryte oblicze – któremu na imię Chciwość. Zapragnęli bowiem ojcowie gminy naszej podwyżek diet swoich, które wg nich są zbyt skromne do wykonywanej przez nich pracy. Problem z tym, że nie dali przykładów swej wytężonej pracy. Nie pokazali kończyn swych górnych wydłużonych ponad marę na skutek tejże wytężonej pracy. Brak też zdjęć twarzy ich szlachetnych, mądrych ponadprzeciętnie (wszak widomym jest powszechnie, że z funkcją radnego rozum niebywale wzrasta, wiedza i oświecenie do głów nawet najtęższych matołów napływa samoistnie) potem obfitym (od myślenia podczas obrad samorządowych gremiów wszelakich) zroszonych. 


Więc radni nasi oceniają swą pracę wysoko. Sami ją oceniają i tak stają się sędziami we własnej sprawie. Twierdzą mianowicie, że skoro teraz jest ich 15 a nie 21, jak poprzednio, muszą ciężej pracować. Jest to tak oczywiste, że nie wymaga rozwijania. Statystycznie rzecz ujmując muszą więc myśleć za 6 radnych, których już nie ma. Z tym słowem „myśleć” to ja wiem, że przesoliłem, ale oni lubią kadzidło a to u mnie jest dla nich za darmo.


Prawdą jest, że żaden z nich na swoim sztandarze wyborczym hasła: „Jestem chciwy” nie umieścił. Z drugiej strony nikt z nich nie umieścił też hasła: „Jestem intelektualnym sknerusem.” W efekcie na jednym biegunie mamy u naszych radnych „chciwość” a na drugim odrażające sknerstwo w obdarowywaniu wyborców słowami i przebogatymi w pomysły myślami podczas obrad. Ale nie! Chciwcy i sknerusy wyborcom żałują swoich słów miododajnych, myśli do Nobla mogących pretendować. W swoim intelektualnym sknerstwie nam, wyborcom swoim, okruchy tylko ze stołu ich intelektualnej uczty spadają. I żywić się tylko możemy nadzieją (mniemam, że niepłochą), iż do uszu wyborców tych chciwców i sknerusów, dotrze głos ich wybrańców, którzy jak na razie jawią się nam jako nudyści intelektualni.


Jeszcze niedawno wybrańcy nasi cieli w budżecie gminy wydatki na inwestycje na 2,5 mln zł. Wiadomo, budżet z gumy nie jest. Tylko ciekaw jestem, komu chciwcy i sknerusy zechcą zabrać, by dać sobie? Ofiary swojej chciwości nie wskazali. Tę miłą do rozstrzygnięcia kwestię pozostawili szefowej gminy. To się nazywa pański gest! Ofierze chciwców zawsze później łatwo będzie wmówić, że gdybyśmy wiedzieli, że to Wam zabiorą, to byśmy podwyżek nie chcieli! To burmistrz tak zadecydowała i nic nie mieliśmy do gadania! I tu chciwo – sknerusy miałyby pełną rację. Bo tak naprawdę nic nie mają do gadania. Nie gryźcie ręki, która w tak wielu przypadkach karmi Wasze rodziny i Was samych (często niezasadnie). 


Radnymi z prawdziwego zdarzenia to chciwo – sknerusy zostaną gdy: „Bujny chmiel porośnie Saharę, czyżyk swoim fletowym głosem będzie śpiewał niedźwiedziom polarnym w Arktyce, szczerbinka karabinu rzewnie zapłacze nad losem człowieka, który się w niej ukazał, gdy zakalec zamieni się w pełnowartościowe ciasto, kiedy dąbrowa stanie się lasem iglastym a drozd stanie się pingwinem, fort kościołem a kupiec towary będzie rozdawał z dopłatą, kaktusy staną się liściaste a radny Zygmunt Iciek zajdzie w niewyjaśnionych okolicznościach w ciążę i urodzi sześcioraczki o różnych odcieniach skóry (w tym w odcieniu tęczowym).
Tak więc chciwo – sknerusy: ducha nie gaście!

poniedziałek, 7 października 2019

Wspomnienia z Anglii


Przez 5. lat pracy w górowskim „Opusie” nabrałeś wprawy w przyrządzaniu potraw. Mogłeś tam spokojnie pracować a nie wyjeżdżać w nieznane. Skąd więc decyzja o wyjeździe?

Postanowiłem spróbować swoich sił za granicą. Napisałem maila do wychodzącej w Londynie polskiej gazety Kultura, w którym poprosiłem o pomoc w znalezieniu pracy w gastronomii. Chciałem uniknąć pośredników, którzy często są na bakier z rzetelnością. Mailowa prośba okazała się skuteczna. Gdzieś po tygodniu otrzymałem propozycję pracy w Anglii. Proszę pamiętać, że był to 2005 rok, gdy ogromna rzesza rodaków postanowiła szukać szczęścia za granicą. 

Wiedziałeś gdzie jedziesz?

Tak. Trafiłem do położonego w środkowej Anglii miasta Nottingham, gdzie wg legend miał działać Robin Hood. Nottingham miało wówczas ok. 250 tys. mieszkańców. Pierwszym miejscem mojej pracy był „Breadsall Priory Marriott Hotel & Country Club”. Początkowo było trudno. Słaba znajomość angielskiego była pewną barierą. Pracowałem tam jako kucharz. 



Za ile?

Zaczynałem od 6,5£. Trzeba było się szybko uczyć angielskiego. Oprócz mnie pracowało tam jeszcze 3 rodaków, którzy byli już obyci z tamtejszą rzeczywistością. Nie ukrywam, że pomogli mi w szybszej adaptacji. Nabierałem też wprawy językowej.

Jak przypadła Ci do gustu kuchnia angielska?

O Jezus! Nic mi nie smakowało. Gotowaliśmy dla siebie sami. Kuchnia angielska uchodzi za specyficzną. Jest przede wszystkim ciężkostrawna. Wiele angielskich przepisów kulinarnych pochodzi z innych części świata, ale wyspiarze zaadaptowali je na swój sposób i stąd pochodzi jej wyjątkowość, która nie przypada nam do smaku.

Jak wygląda np. angielskie śniadanie?

Klasyczne składa się z sadzonego jajka, smażonych kiełbasek, ociekającego olejem boczku, kilku pieczarek z patelni oraz gotowanego groszku. Do ozdoby dodaje się np. kawałek pomidora. Wszystko to ocieka tłuszczem. Zamiast chleba dostaniemy tosty. Natomiast fish and chips, czyli ryba z frytkami dorównuje popularnością kebabowi w Polsce.

I tak w tym hotelu przeleciało Ci 3. lata?

Ależ skąd! To był dopiero początek. Mój szef zmienił pracę i przeniósł się do hotelu „The Imperial Torkquay” w tym samym mieście. 


Chyba dobrze pracowałem, bo Mark złożył mi propozycję bym poszedł z nim. Skorzystałem z niej i nie żałowałem. Skorzystałem na tym finansowo, ale też dzięki temu wzbogaciłem swoje umiejętności kulinarne. Chciałem wciąż się rozwijać. Jak człowiek tkwi w jednym miejscu nie ma na to większych szans. Nowe środowisko powoduje, że stajemy przed nowymi wyzwaniami, którym musimy sprostać. To procentuje rozwojem człowieka, rozszerza jego horyzonty i umiejętności.

Byłeś wówczas żonaty. Miałeś dziecko. Jak znosiłeś rozłąkę z najbliższymi?

Rozłąka była krótka, bo żona Edyta wraz z 2. letnim Boryskiem przyjechali także do Anglii, gdy tylko się urządziłem. 


Zamieszkaliśmy w wynajętym za 500£ mieszkaniu. Żona znalazł pracę tam gdzie ja, w „Breadsall Priory Marriott Hotel & Country Club”, gdzie pracowała do końca naszego pobytu w Anglii. Pracę układaliśmy sobie tak, by moc sprawować opiekę nad synem. Proszę pamiętać o tym, że w Anglii koszty utrzymania są bardzo wysokie. Gdybym pracował sam, to z trudem wiązalibyśmy koniec z końcem.

I tak sobie żyliście, zarabiali i wychowywali syna.

Ja zmieniłem pracę. Nadal pracowałem w Nottingham, ale już w „Osborne Hotel.” Dużo już potrafiłem, co było doceniane. 


W „Imperialu” zaczynałem od 7,50£ na godzinę a pracę tam skończyłem ze stawką 13£. To chyba o czymś świadczy. Szczerza mówiąc angielscy kucharze do pracusiów się nie zaliczają. Zazwyczaj są tu rutyniarze. A rutyna gubi. I to w każdym zawodzie.

A nie korciło Cię, by wrócić do kraju?

Zawsze! Ale ja wyjechałem po to, by poznać świat i czegoś nowego się nauczyć. Dla pieniędzy też, bo bez nich trudno żyć. Szczególnie, gdy ma się rodzinę, czyli to co w życiu najważniejsze. Wiedziałem, że wrócę do Góry. Nigdy przez myśl mi nie przyszło, by zamieszkać gdzie indziej.

Ale jeszcze nie wracałeś?

Nie. Wciąż uważałem, że mogę się czegoś pożytecznego nauczyć i doskonalić w zawodzie. Gdy więc pojawiła się możliwość pracy w legendarnym „Gleneagles Hotel” nie wahałem się ani na moment…

A swą legendę czemu zawdzięcza?

Nie wiem czy oglądałeś angielski serial „Hotel Zacisze”?

Oglądałem i i pokładałem się ze śmiechu!

Otóż wyobraź sobie, że motywy do scenariusza tego filmu powstawały właśnie w tym hotelu. Przyjeżdżali do niego członkowie grupy Latający Cyrk Monty Pythona i rozmawiali z obsługą hotelową. Ta opowiadała im o gościach hotelowych, ich zachowaniach, dziwactwach a ci twórczo przerabiali to na serial z nieśmiertelnym Basilem w roli głównej. Czy może być lepsza reklama?


Spotkałeś członków tej kultowej grupy?

Niestety nie. Ale wiele o nich słyszałem od obsługi hotelu. Serial oglądałem wielokrotnie także z prawdziwą przyjemnością. Tyle tylko, że ja mam własne „zacisze”.

Jakie?

Mój kraj i moje miasto. Wróciłem, bo z tym miejscem związałem swoją i rodziny przyszłość. Jak wyjeżdżałem to wiedziałem, że wrócę. Dużo się nauczyłem, nabrałem pewności siebie w tym co robię, co nieco odłożyłem. Po powrocie otworzyłem własną działalność gospodarczą. Mam z czego żyć, lubię to co robię. Czego można chcieć więcej?

Może chciałbyś, by syn poszedł...

To bardzo ciężki zawód. By go wykonywać trzeba kochać to, co się robi. Niezbędna jest wytrwałość, cierpliwość i pomysłowość. I wciąż trzeba się uczyć! Borys, gdy był mały, coś tam mieszał w garnkach. Ale to dziecięca ciekawość, która z wiekiem zanika. Ja nie zamierzam układać synowi życia, bo to jego życie. Jedne jedyne i powtórki z niego nie będzie.



Dziękuję za rozmowę.

Wkurzony korespondent

Górowska publika pilnie obserwuje wszelkie inwestycje gminne. Obserwuje, pochwala albo się wkurza, ja w mailu, który poniżej Państwu prezentuję. Za maila bardzo dziękuję. 

poniedziałek, 23 września 2019

Bezczelność!


Na naszym rynku trwają prace związane z jego zazielenieniem w sposób fachowy, tak by miejsce to napawało nas wszystkich dumą. Teren prac otacza płot. Płot, który nie jest własnością gminy lecz wykonawcy, ale za jego ustawienie i montaż płci gmina w ramach tzw. „kosztów pośrednich”, które wliczone są do kosztorysu każdej inwestycji. Tak więc w sumie za płot okalający teren budowy płacą gminni podatnicy.


Dzisiaj na tym płocie pojawiły się bilmordy. Zawieszone one zostały niezgodnie z naszym miejscowym prawem. Otóż kwestię wieszania tego typu bilmordów reguluje obwieszczenie burmistrz Ireny Krzyszkiewicz, które wydane zostało w zgodzie z obowiązującym prawem, bo na podstawie art. 114 ustawy z dnia 5 stycznia 2011 r., Kodeks wyborczy. W obwieszczeniu tym nie odnajdziemy naszego rynku, jako miejsca przeznaczonego na bilmordy. A przypominam, że teren, na którym prowadzone obecnie są prace jest własnością gminy a więc nas wszystkich. 

Oczywiście, jak lud nasz płci obojga, zobaczył bilmordy umieszczone w centrum miasta nastał czas na domysły i idące za nimi plotki i ploteczki. W efekcie gruchnęła więc wieść, że nasza pani burmistrz wstąpiła do PiS. Wieść tę rozpowszechniali ludzie, którzy widzieli wspólną fotografię pani burmistrz z kandydatem na posła z ramienia PiS zamieszczoną na fejsie szefowej gminy. 
Fotografia z kandydatem z list PiS wzbudziła bardzo różne odczucia. Przypomniano sobie o wspólnej fotce pani burmistrz z nijakim Ryszardem Czarneckim euro posłem. Faktem jest, że entuzjazmu wspólna fotka nie wzbudziła, bo i euro poseł nieciekawa to postać. Złośliwi nawet twierdzili, że pani burmistrz straciła umiar i dobry smak. Zwolennicy szefowej gminy nie kryli zażenowania i woleli feralnej fotki nie komentować. Też mam to zdjęcie, ale straszny obciach jest je publikować!


Wróćmy jednak ad rem. Bilmordy umieszczone w naszym rynku zawisły tam nielegalnie. Wg rozporządzenia pani burmistrz nie mają one prawa tam wisieć. Wiszą na ogrodzeniu, które finansowane jest z podatków mieszkańców naszej gminy.


Nazwijmy rzecz po imieniu. Ich umieszczenie to zwykła bezczelność kandydata PiS. Co ciekawe. Kandydat nie jest z „łapanki.” Na stronie https://klubjagiellonski.pl/profil/dytko-piotr/

czytamy: „Absolwent Prawa na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii oraz Politologii na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego. Wykładowca akademicki w zakresie nauki o państwie i prawie, prawoznawstwa, prawa administracyjnego, samorządów terytorialnych w Polsce i w Unii Europejskiej.


W gorącym sezonie wyborczym pani burmistrz musi bardzo uważać na to, z kim się fotografuje. W tym przypadku sfotografowała się z kandydatem startującym z partii, która ukatrupiła naszą obwodnicę (razem, ręka w rękę z Bezpartyjnymi Samorządowcami). 


Nie pozwólmy się tak lekceważąco traktować kandydatom. Obojętne jest, z której partyjnej sitwy się wywodzą. Przyjeżdża taki do Góry i myśli, że na głupków z prowincji trafił. Hulaj dusza – piekła nie ma! Sądzi, że jego osoba tak nas onieśmiela, że każde prostactwo łykniemy. Jaśnie pan przyjechał i "zaszczyt" nam uczynił. Szanujmy się, bo to oni potrzebują naszych głosów, sami absolutnie nam do szczęścia są niepotrzebni. „A ja mam swój intymny mały świat.”

niedziela, 22 września 2019

Szkodnik w oparach wazeliny


Ludzie są jednak życzliwi! Nawet maila napiszą, jak coś ciekawego dojrzą. Słów kilka wystukają na klawiaturze. Często, jak w tym przypadku, nie bardzo nadają się one do publicznej prezentacji, ale z pasją i zaangażowaniem widać, że są pisane. I tak dostałem mail, w którym przedstawiono wpis z fejsa naszej pani burmistrz. 

Pani burmistrz dokonała wpisu z okazji wizyty w naszym mieście nijakiego Tymoteusza Myrdy. Jest on członkiem 5. osobowego zarządu województwa, który dokonał tak znakomitych zmian w budżecie województwa, że pozbawił nas tak długo oczekiwanej z utęsknieniem obwodnicy. Gość pani burmistrz odpowiada w zarządzie naszego województwa za infrastrukturę oraz transport. Przypomnę, że spośród 5. członków zarządu województwa 3 jest z Bezpartyjnych Samorządowców a 2 z PiS. I Bezpartyjni Samorządowcy i PiS byli za zdjęciem z budżetu tych ponad 39 mln zł., które przeznaczone były na budowę obwodnicy. 


Autor maila zwraca mi uwagę – w słownictwie odbiegającym od języka dyplomacji – że z wpisu na fejsie pani burmistrz wynika, iż temat skreślenia naszej obwodnicy z budżetu województwa nie był poruszany w rozmowach z gościem pani burmistrz. I rzeczywiście, gdy przeczyta się lakoniczną notatkę ze spotkania ma się pewność, że pani burmistrz tego tematu nie poruszyła. To jest bardzo dziwne i poruszające. Bo jak rozumieć milczenie pani burmistrz w tak ważnej dla nas sprawie?!


W notatce ze spotkania odnajdujemy za to informację o: „budowie ronda przy ul. Podwale” (przechodziłem tam dzisiaj i stwierdzam, że tam się nic nie buduje!), „remoncie dróg wojewódzkich 324 i 323” (chyba zamiarze?!) oraz „realizowanych inwestycji gminnych ze środków unijnych otrzymanych za pośrednictwem UMWD” (o tym wszyscy mówią). W trakcie wizyty gość miał okazję przewietrzyć się nieco i zobaczył na własne oczy: „miejsce, w którym ma powstać rondo”.

Komunikat zawiera też takie szokujące podsumowanie: „Dziękujemy Panu Tymoteuszowi Myrdzie za wspieranie inwestycji na terenie Gminy Góra oraz pomoc w rozwiązywaniu pojawiających się problemów.” Osobiście nie wiem, jakie dotychczas pomógł pan Myrda rozwiązywać górowskie problemy, bo wszystkie nasze problemy od lat 11 (z hakiem!) rozwiązywała, rozwiązuje i będzie rozwiązywać pani burmistrz. Zawsze z sukcesem, o ile w paradę nie wejdą jej Bezpartyjni Samorządowcy. I nie sądzę, ze jakiś tam pan Myrda może być pani burmistrz w tym pomocny. No chyba, że pani burmistrz zechce coś „spuścić” do kanalizacji. Tu pomoc pana Myrdy będzie nieoceniona, bo był on prezesem Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Lubinie. I te doświadczenie wyniesione z pełnienia tej funkcji pozwoliło mu gładko i bez przeszkód „spuścić” naszą obwodnicę z budżetu województwa. 


Szkoda tylko, że gość odwiedził „Runoland” a nie mieszkańców ulicy Starogórskiej, którzy z najwyższym utęsknieniem oczekiwali na obwodnicę mającą odciążyć ruch na tej ulicy. Sądzę, że pani burmistrz popełniła tu taktyczny błąd, w efekcie którego wszystkie joby i pulwy spadną na jej zatroskaną troskami górowian głowę. Można było też gościa wziąć na ulicę Wrocławską, by tam zapoznał się z opiniami mieszkańców na temat niezbędności wybudowania obwodnicy, by mogli oni żyć bez upierdliwego hałasu. To są realne problemy a nie wizyta w „Runolandzie” (bo, jaki wpływa ma członek zarządu województwa na działalność prywatnej firmy?)


Zadziwia mnie tylko zauroczenie pani burmistrz osobnikami z Bezpartyjnych Samorządowców. Nie wiem skąd ta „mięta” do ludzi, którzy ewidentnie zaszkodzili naszej gminie. To wszak opanowany przez nich zarząd województwa przedłożył zmianę w budżecie, która skreśliła obwodnicę Góry. Proszę też zauważyć, że gmina i gość milczą, jak zaklęci na ten temat. Czyżby obwodnica stała się tematem tabu?


Nie ma już sensu obwinianie PiS za brak obwodnicy. Kurtyna poszła w górę Okazało się, że Bezpartyjni Samorządowcy i PiS grali do jednej bramki. I nie trzeba paplać o „życzliwości” marszałka, bo też w uwaleniu obwodnicy ma swój udział. Nie trzeba fetować przybycia do Góry jakiegokolwiek członka zarządu województwa, bo jest to śmieszne, niepoważne i zalatuje zbędnym i godnym politowania wazeliniarstwem. Przysłowie powiada: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.” Nie łudźmy się wymową innego przysłowia: „Pokorne ciele dwie matki ssie”. Jak z postępowania Bezpartyjnych Samorządowców” i PiS wynika, to „matką” oni dla nas nie są. Co najwyżej wrednymi macochami.


W imię prawdy trzeba wspomnieć o tym, że radni sejmiku należący do Platformy Obywatelskiej byli przeciw pozbawieniu nas obwodnicy.

Kandydat spośród nas


Pod hasłem: „Jestem jednym z Was” przystępuje do wyborów parlamentarnych w naszym okręgu Zdzisław Żmiejewski. Startuje z numerem 11 z listy Koalicji Obywatelskiej, chociaż nie jest członkiem Platformy Obywatelskiej.

Kandydat Zdzisław Żmiejewski urodził się w 1976 r. w Górze. Posiada studia wyższe  z zakresu politologii, które odbył w Poznaniu. Nie żyje jednak z polityki, ale z prowadzonej od 11 lat działalności gospodarczej. Początki były trudne. Pracę zawodową rozpoczął w górowskim przedszkolu nr 3 (na Piastów). Studiował zaocznie i pracował, by mieć na czesne i chlebek z omastą. Przez 5 lat (2000 – 2005) był szefem kuchni w górowskiej restauracji „Opus”. Następnie wyjechał, jak dziesiątki tysięcy rodaków do Anglii. Swój start zawodowy w tym kraju zaczynał od pracy na zmywaku, by w końcu otrzymać propozycję pracy na stanowisku szefa kuchni. Zdecydował się na powrót do Polski i na własną działalność gospodarczą. Tak narodziła się „Rosett”, która obecnie szeroko znana jest z działalności gastronomicznej. „Rosette” to także produkcja pierogów, które znane są w wielu miejscowościach naszego kraju. 
Wejście we własną działalność gospodarczą, to ciężka praca i poznanie na własnej skórze udręk związanych z kontaktami z wszechogarniającą biurokracją. Kandydat Zdzisław Żmiejewski pomimo, iż ciężka praca zdominowała jego życie, stara się czynnie uprawiać sporty motorowe oraz turystykę górską. Czasu na hobby nie ma zbyt wiele, gdyż jako mąż Edyty i ojciec 15 – letniego Borysa swoim najbliższym poświęca każda wolną chwilę.

Zdzisław Żmiejewski startuje, gdyż uważa, że celem życia każdego z nas jest działanie a nie obiecywanie. Obecność jego nazwiska na wyborczej liście wynika z pragnienia zrobienia czegoś pożytecznego dla ludzi w naszym regionie. To ludzie powinni powiedzieć kandydatowi czego od niego oczekują a nie kandydat na siłę uszczęśliwiać ludzi” – stwierdza Zdzisław Żmiejewski.

Kandydat likwidatorów obwodnicy


Mamy kandydata na posła w zbliżających się wyborach samorządowych. Mamy, to powiedziane mocno na wyrost. Kandydata na posła to mają Bezpartyjni Samorządowcy, którzy postawili na obecnie bezpartyjnego Piotra Iskrę, mieszkańca naszej gminy. Ci sami Bezpartyjni Samorządowcy, którzy 12 wrześnie zabrali pieniądze na wybudowanie obwodnicy Góry. Tak, że Bezpartyjni Samorządowcy mają kandydata na posła, ale w świetle tego, co wydarzyło się 12 września, ich kandydat ma niefart, bo działania Bezpartyjnych Samorządowców cechuje olewanie naszych interesów. Tak więc kandydat Piotr Iskra jest kandydatem sił naszej gminie wybitnie nieprzyjaznym. I jest to fakt bezsprzeczny, nie podlegający dyskusji.


Kandydat na posła Piotr Iskra umieścił na swoim fejsie zdjęcie z marszałkiem województwa (nie pamiętam jego nazwiska, ale z naszej górowskiej perspektywy jest ono kompletnie nieistotne), co w zamyśle kandydata ma mu przysporzyć głosów i podnieść jego szorujące po dnie notowania. 

W sytuacji jaka się wytworzyła w sprawie obwodnicy do prawidłowego odczytania wymowy tego zdjęcia najlepiej posłuży Państwu ten nieskomplikowany rebus fotograficzny. 


Otóż trzeba przypomnieć, że kandydat do sejmu Piotr Iskra był niegdyś radnym powiatowym (kadencja 2010 – 2014). Jako radny powiatowy niczym nie błyszczał, ale za to często świecił. Miał bowiem taki odblaskowy garnitur, który świecił się niczym…, wiadomo czyj narząd. W głosowaniu nad tzw. „sprzedażą” naszego szpitala był za, co dobrze nie świadczy o jego inteligencji.

Prywatnie kandydat Piotr Iskra jest sympatycznym człowiekiem, ale na bycie w świecie polityki jest za krótki. Proszę zauważyć, że z listy Bezpartyjnych Samorządowców do powiatu startował niedowarzony kandydat na starostę Andrzej Rogala. I tu zachodzi ogromne podobieństwo między panami w kwestii uczestnictwa w polityce: obaj wyprostowani przechodzą pod polityczną poprzeczką.


Oczywiście post ten nie służy zniechęceniu potencjalnych wyborców do niegłosowania na kandydata Piotra Iskrę. Zawsze bowiem znajdą się amatorzy kwaśnych jabłek.

wtorek, 17 września 2019

Co w odpadach piszczy?


Czytelnicy czytają o wydaniu pozwolenia na rozbudowę wysypiska odpadów innych niż niebezpieczne i obojętne w Rudnej Wielkiej, ale jakoś nikt nie pyta o skalę tego przedsięwzięcia. Gdzieś tam nawet przeczytałem wypociny półanalfabety funkcjonalnego, że starosta wydał pozwolenie na budowę „śmietniska”. Biedak piszący o wysypisku „śmietnik” ma go we własnej łepetynie. 


Na internetowej stronie starostwa odnajdujemy informację o przyczynach wydania przez starostę zgody na tę inwestycję. Bez wątpienia starosta postąpił zgodnie z przepisami prawa, które go obowiązuje. W ten sposób wypełnił ciążący na nim obowiązek, nie wpędził starostwa w kłopoty, co miało miejsce wiele lat temu i przy okazji pokazał, że nie lęka się trudnych decyzji. Tak więc można przewidzieć, że sfora rzuci się wkrótce staroście do gardła, bo okazja przednia. Szykuje się koncert kąsania, ujadania i darcia szat (cudzych). Oczywiście będzie to bohaterstwo anonimowe a więc najwyższych lotów w wykonaniu genetycznych nielotów. 


Jak się czyta wpisy na portalu „elki”, to odnosi się nieodparte wrażenia, że autorzy tych odważnych, bezkompromisowych anonimowych opinii, nie bardzo mają pojęcie dlaczego znęcają się nad klawiaturą a następnie pastwią nad inteligencją i oczami Czytelników. Nikt z nich nawet nie zadał pytania o zakres rozbudowy wysypiska.


Nowe 2 kwatery powstaną na obszarze 5,9 ha. Tereny pod rozbudowę wysypiska „Chemeko – System” nabyło w prywatnym obrocie gruntami. Inaczej mówiąc od mieszkańców Rudnej Wielkiej. Wg warunków technicznych stanowiących integralną część wydanej decyzji, wybudowany będzie system drenażu odcieków oraz zbiorniki na te odcieki oraz wody opadowe. Zbudowana zostanie droga wiodąca do niecki kwater oraz platforma służąca do wyładunku odpadów. Oprócz tego inwestor zobowiązał się do stworzenia pasa zieleni ochronnej o szerokości 10 m. Waga ma zostać wyposażona w brodzik dezynfekcyjny służący oczyszczeniu kół i podwozi pojazdów dostarczających odpady. Obiekt ma być ogrodzony, wyposażony w sieć wodociągową, kanalizacyjną elektroenergetyczną i posiadać 7 piezometrów, które służą badaniu i monitorowaniu jakości wód podziemnych. 


Opisany jest także sposób przyjęcia odpadów. Obowiązywała będzie następująca procedura. Przyjeżdża samochód z odpadami (innymi niż niebezpieczne i obojętne), wjeżdża na wagę i jest tam ważony. W tym czasie odbyć się musi sprawdzenie i weryfikacja przywiezionych odpadów i skonfrontowanie ich z informacjami zawartymi w dokumentach. Gdy wszystko gra, samochód kierowany do miejsca rozładunku. Po rozładunku następuje powtórne ważenie samochodu.

Odpady wyładowane z samochodu do kwatery są przenoszone na jej dno za pomocą kompaktora (spychaczo – ładowarki). Gdy warstwa odpadów osiągnie wysokość ok. 2 m ma ona zostać przykryta warstwą izolacyjną.


Roczna masa składowanych odpadów nie może przekroczyć 140 tys. ton. Całkowita masa odpadów złożonych w nowych kwaterach nie może być większa niż 829.500 ton. Wynika z tego, że nowa kwatera – przy założeniu, że limit roczny będzie wykorzystany na maksa – wystarczy na niespełna 6 lat. Pojemność składowiska ma wynosić 592.500 m sześciennych. Gaz, który towarzyszy składowisku, ma być wykorzystywany do celów energetycznych, a gdy okaże się to niemożliwe ma być spalany w pochodni. 


Warunki techniczne zawierają taką również uwagę: „Inwestycja nie jest zaliczana do zakładów o zwiększonym ryzyku, ani zakładów o dużym ryzyku, w związku z tym awarie jakie mogą wystąpić na jej terenie nie będą miały charakteru poważnych awarii przemysłowych.”

Tak wyglądają podstawowe informacje na temat nowej inwestycji „Chemeko – System.” Warto coś o niej wiedzieć, by bzdur nie wypisywać. Zasada jest prosta: najpierw czytaj a potem pisz. 

niedziela, 15 września 2019

"Życzliwie" wyjebani


12 września br. o godz. 11.00 odbyła się X sesja naszego sejmiku. W porządku obrad sesji znalazł się punkt dotyczący zmiany Wieloletniej Prognozy Finansowej naszego województwa (druk X/32). Na stronie 2 projektu tej uchwały odnajdujemy interesujący wszystkich górowian fragment dotyczący naszej obwodnicy.
I tak to zostaliśmy wyportkowani. Na żywca i bez znieczulenia. Budowy obwodnicy naszego miasta długo się nie doczekamy. Dodać muszę, że projekt tej uchwały przeszedł głosami PiS i Bezpartyjnych Samorządowców. Uchwała, na mocy której pozbawiono nas obwodnicy została przedłożona sejmikowi przez Zarząd Województwa, który był inwestorem dla tej inwestycji. Zarząd województwa składa się z 5 osób (Cezary Przybylski - Marszałek Województwa Dolnośląskiego -Bezpartyjni Samorządowcy, Michał Bobowiec – Bezpartyjni Samorządowcy, Tymoteusz Myrda – Bezpartyjni Samorządowcy, Marcin Gwóźdź – PiS, Marcin Krzyżanowski – PiS). Tak więc tak naprawdę, to Bezpartyjni Samorządowcy mający 3 członków w 5 osobowym Zarządzie naszego województwa, spuścili bez zbędnych ceregieli naszą obwodnicę w niebyt niedookreślonej przyszłości. Przypomnę tylko, że w Radzie Powiatu mamy 2 przedstawicieli tej formacji składającej się w przygniatającej części z dezerterów z PO. Sami Państwo zgadnijcie kogo.


W zasadzie tego, że obwodnicę trafi szlag należało oczekiwać. Bardziej trzeźwe i trafnie oceniające sytuacje umysły zrozumiały to wiosną tego roku. Sygnał był wyraźny i dał do Bezpartyjny Samorządowiec Patryk Wild. Akcja znieczulania górowian jako żywo przypominała przybycie w XIX wieku kupców do Afryki. Ci przywozili z sobą kolorowe szklane paciorki, lusterka i inną świecącą tandetę, by „handlować” z tubylcami. Tak samo radny Patryk Wild przytargał do Góry „świecidełko”, czyli kolej do Wrocławia. I jak rasowy kolonialny kupiec zalecał nam ten nieistniejący jeszcze towar, jako rzecz godną naszych zachwytów i wartą niepomiernej wprost wdzięczności. Manewr „kolejowy” powtórzony został 12 września na portalu „elki”. Proszę zauważyć, że tego samego dnia Sejmik uwalał naszą obwodnicę, i to m.in. głosem tegoż pana Wilda. Co za zbieg okoliczności! Proszę też zauważy, że tenże pan radny wojewódzki Patryk Wild jakoś nie raczył się podzielić tą doniosłą informacją z górowianami. No tak, bo „kolejowe” świecidełko straciło by swoją czarodziejską moc pavulonu dla górowian. A wybory za pasem! Czarować publikę trzeba!


Gdyby Bezpartyjni Samorządowcy byli tak życzliwi dla Góry, jak to co poniektórzy ich nam malują, to zamiast „koralików i świecidełek” zaproponowali by nam coś konkretnego, rzeczy które potrzebne są nam na już! Musimy jeździć do szpitali w Lesznie, Rawiczu i Wschowie. A jaką jest częstotliwość kursowania do tych miejscowości autobusów? A to wg ustawy do marszałka naszego województwa należy organizacja przewozów pomiędzy województwami. Albo zrobiono by porządnie drogi do tych miejscowości. Rzeczy prozaiczne a dla nas bardzo ważne. Bo słów życzliwych wylać można bez liku i opamiętania. Szczególnie jak się jest w wyborczej potrzebie. Tylko nie można traktować górowian, jak ludzi niedorozwiniętych, jak XIX wiecznych tubylców. 


Nie wierzę, że powstanie linia kolejowa. Uważam to za przedwyborczą ściemę bardzo niskich lotów. Nie wierzę w „życzliwość” marszałka Przybylskiego. Bezpartyjnych Samorządowców i PiS. Politycy, obojętnie jakiego kalibru, mają zawsze swoje własne cele. Ja osobiście, wierzę każdemu politykowi, jak prostytutce, gdy zachwala ona walory życia w cnocie. 

czwartek, 5 września 2019

Lement "mazaków" nad "Plagiatem"

I jeszcze jedno wydarzenie z ostatniej sesji Rady Powiatu. W pewnym momencie „mazakowi” radni zaczęli się troszczyć o osobę dyrektora Powiatowego Ośrodka Sportu i Rekreacji (hala „Arkadia") nijakiego Tomasza Krysiaka. Radni spod znaku niebieskiego mazaka larum podczas sesji wszczęli najgłębiej wstrząśnięci losem dyrektora T. Krysiaka, który na moim blogu niegdyś otrzymał wielce wymowny i jakże prawdziwy przydomek „Plagiat”. Przypomnę tylko pokrótce, że niegdyś na blogu wykazałem jasno, niezbicie i ponad wszelką wątpliwość, że nowo mianowany dyrektor POSiR w swoim programie działania, który przedłożył komisji konkursowej, gdy aspirował (absolutnie zbędnie!) do tej funkcji posłużył się cudzym programem działania. Program ów wredna Kanalia odnalazła w Internecie i opublikowała, co można odnaleźć na blogu tejże Kanalii. 


Dyrektor Tomasz „Plagiat” Krysiak „rządził” więc w POSiR „całą gębą”, rzeknę z użyciem dość niewyszukanego kolokwializmu. Dyrektorowi „Plagiatowi” owo „rządzenie” służyło. Szczególnie w kontekście dochodów z dyrektorowania w kwocie ponad 72 tys. zł z ubiegły rok. Dyrektor „Plagiat” jak widać dobrze wychodził na dyrektorowaniu. A jak na tym kierowaniu wychodził POSiR? A powierzona mu jednostka obumierała. Konała w ciszy i spokoju, gdyż dyrektor „Plagiat” miał u ówczesnej władzy takie „chody”, że nikt mu nie podskoczył!


I tak tenże dyrektor „Plagiat” zaczął wprowadzać zmiany. Fajny grill, który znajdował się w altanie na wysepce został zlikwidowany. Owszem, nowy grill powstał, ale podłoże miała asfaltowe. Dyrektor „Plagiat” widocznie swój osobisty gust kulinarny Otóż w pewnym okresie czasu miał on zaszczyt (niewątpliwy!) pracować ze śp. Stanisławem Żyjewskim, który przed nim był zarządzającym halą „Arkadia”. Jak „Plagiat” został na nieszczęście „Arkadii” jej dyrektorem rozpoczął – z braku innych pomysłów – walkę z owym śp. Stanisławem.


I nie była to walka prostacka! Nacechowana ona był specyficznym wyrafinowaniem. I tak np. pewnego dnia z pokoju śp. Stanisława znikły drzwi. I śp. Stanisław siedział w gabinecie bez drzwi a dyrektor „Plagiat” mógł bez trudu słuchać o czym rozmawiają petenci śp. Stanisława. Miał jednym słowem: ucho na wszystko. Tylko ze wzrokiem dyrektor „Plagiat” miał coś nie tak. Przy „Arkadii” istnieje park. Trzeba przyznać obiektywnie, że śp. Stanisław dbał o niego. To była jego pasja. I z tego parku im. Jana Pawła II i on i wielu górowian było dumnych. Ale jak nastał nietykalny dyrektor „Plagiat” park ów zamiast być naszą dumą stawał się powodem do wstydu i zażenowania. Podupadał. Po śmierci śp. Stanisława dyrektor „Plagiat” olał park. I tak zamykał go i wieszał kartkę, że park nieczynny jest z powodu chemizacji. Oczywiście, była to bzdura wyssana z dyrektorskiego palca, tego samego którym dokonywał plagiatu. I tak park stepowiał, roślinność marniała i dziczała, rybki w oczku wodnym cierpiąc głód wzięły plecaczki, w które włożyły po buteleczce wody i ruszyły w drogę, by znaleźć nowe, lepsze życie. Zamilkły fontanny a z pielęgnowanego oczka wodnego zrobiła się kałuża. Dyrektorowi „Plagiatowi” to jednak nie przeszkadzało, jego zwierzchniej władzy też nie, bo dyrektor „Plagiat” był swój!


Zamierało też życie sportowe na „Arkadii”. W ramach nowych porządków nie było już rozgrywek „futsalu”. A dyrektor „Plagiat” trwał! Trwał, bo był „swój”.


Toteż lamenty „mazakowej” opozycji nad ciężką dolą, jaka spotkała dyrektora „Plagiata” najpierw mnie wprawiła w zdumnienie, następnie w rozbawienie, które zamieniło się w rosnącą irytację.

I tak bardzo „wzruszyła” mnie troska o losy dyrektora „Plagiata” wykazywana przez radnego Ryszarda Wawra. Jego utyskiwań nad niewdzięcznością starosty wobec dyrektora „Plagiata” słuchałem z niedowierzaniem. A ja pamiętam, jak tenże dyrektor „Plagiat” został – do dziś nikt nie wie dlaczego?! - trenerem „Pogoni” Góra. O Boże! Jakie to plany miał trener wówczas „Tombą” zwany. Jak to „Pogoń” grać miała! A jakie systemy gry stosować! A jak wyszło! A „Pogoń” brała w dupę, jak nigdy. Trener „Tomba” miał swoich faworytów do gry bez względu na to czy mieli formę czy nie. A jakie odprawy przedmeczowe były! Jak Państwo Gmocha wyjaśnienia o taktyce słyszeli, to ja Państwa zapewniam, że przy wyjaśnieniach trenera „Tomby” pan Jacek blado wypada! W efekcie zarząd klubu zrezygnował z trenerskich usług niewydarzonego trenera „Tomby” przed zakończeniem rozgrywek. A po jego radosnej „twórczości” „Pogoń” ledwo nie „awansowała” z "A” do „B” klasy! Tego „trenerskiego” nieszczęścia pozbyto się z „Pogoni” ulgą i bez żalu. A co ciekawe, człowiekiem, który przyłożył się do spuszczenia trenera „Tomby” w trenerski niebyt był właśnie Ryszard Wawer, który był w zarządzie „Pogoni”. I ja, jako wierny wówczas fan „Pogoni” dobrze pamiętam słowa „pochwał”, które płynęły pod adresem trenera z ust radnego Ryszarda Wawera. I stąd moje zdziwienie tą troską radnego Ryszarda Wawera o dyrektora „Tombę”. Pan panie Ryszardzie cierp-i na rozdwojenie jaźni? A może pamięć szwankuje?


No chyba Pan nie powie, że POSiR kwitł i rozwijał się pod nieudolnym dyrektorem „Plagiatem”. Za tymże dyrektorem mocno też wstawiały się inne „mazaki”. I to już było mało śmieszne. Bo nikt mi nie powie, że człowiek który otrzymał stanowisko przedkładając cudzy program działania a podpisując go własnym nazwiskiem, czyli popełniając plagiat, co zostało udowodnione, zasługuje na objęcie stanowiska. I też nikt mi nie powie, że z etycznego punktu widzenia, taki człowiek zasługuje na jakąkolwiek obronę. No, chyba że jest się po stronie nieudaczników, którzy mają chody i zamiast posługiwać się własnym intelektem kradną jego wyniki innym. Ja z dobrego serca i z litości dla „mazaków” błądzących nie będę ich tu nicował. Ale czy Państwo nie czujecie tej grubej i skandalicznej niezręczności, którą Państwo popełniacie broniąc złodzieja cudzej myśli intelektualnej? Czy Państwo uważacie, że nie ma w tym nic złego?


Wracają do dyrektora „Plagiata” trzeba Państwu wiedzieć, że jego niesławna rejterada wzięła początek podczas czerwcowej sesji. Wówczas to radny Mirosław Żłobiński oraz radny Marcin Jóźwiak poprosili go „do tablicy”, by wyjaśnić jakieś tam drobne wątpliwości. A do tego dotąd nietykalny dyrektor „Plagiat” nie był przyzwyczajony. Coś tam bąkał, plątał, mącił. Tak z marszu też zabrałem głos. Nie żebym był tego dnia był jakiś szczególnie złośliwy, czyli jak zwykle. Ja dyrektora „Plagiata” tylko lekko musnąłem słownie, niczym opuszkami paluszków swych. Owszem, grillować chciałem go, ale na raty! Najpierw na komisji lekko napocząć, zobaczyć jakich przypraw trzeba użyć, by grillowanie właściwe, sesyjne, wypadło okazale, powabnie, smakowicie i apetycznie dla widzów i Czytelników. Lubię „ludzinę” podawać w sposób strawny i konsumentom satysfakcji dostarczający. Na tzw. „rympał” to ja nie idę! I nie zamierzałem grillować go na podłożu asfaltowym, co byłoby wulgarne i pozbawione dobrego smaku.


Kilka dni po sesji starosta Kazimierz Bogucki poprosił dyrektora „Plagiata” o przybycie na zarząd. Dyrektor „Plagiat” poczuł się niezdrów i udał się po druk L4. I tak to teraz leci: druk L4 lub urlop. Zaproponowano dyrektorowi „Plagiatowi” rezygnację z zajmowanego stanowiska i oferowano pracę. On jednak nie przyjął żadnej propozycji i jest w zusowskim zawieszeniu. A POSiR musi funkcjonować. Więc starosta w trosce o bieżące funkcjonowanie tej jednostki powołał na pełniącego obowiązki Dariusza Wołowicza. Ktoś musi podpisywać przelewy, mieć nadzór nad pracownikami. Efekty pracy i troski p.o Dariusza Wołowicza już widać. Koniec stepowienia parku, działające światła w toaletach, czysta sala, wymienione spróchniałe elementy pergoli. 


A po dyrektorze „Plagiacie” pozostał dług w kwocie ponad 120 tys. zł. Skąd dług? Ja wiem. Ale ja czekam aż spyta o to „mazakowa” opozycja, jakże wyczulona na niesprawiedliwość, która dotknęła niewydarzonego trenera „Tombę” vel takiegoż samego dyrektora „Plagiata”.

sobota, 31 sierpnia 2019

"Mazaki" skonsumowały


Wczoraj  o godz.7.00 odbyła się sesja Rady Powiatu, która zwołana została na wniosek Zarządu Powiatu. Cel sesji był jasny: należało przyjąć uchwałę o utworzeniu 2 powiatowych linii autobusowych. Zatem powrócono do punktu wyjścia z sesji, gdy wnioskami „mazaków” odrzucono rozpatrywanie tego projektu.


Przypomnę tylko, że wojujące ze starostą „mazaki” znalazły sobie pretekst (a jak wiadomo, że jak się chce w kogoś uderzyć, to kij się zawsze znajdzie) do skreślenia z programu obrad uchwały ze względu na brak pisemnych deklaracji burmistrza Wąsosza i wójt Jemielna o partycypacji w części kosztów funkcjonowania tych linii.


Oczywiście w sytuacji, gdy wojujące „mazaki” za wszelką cenę chcą dołożyć staroście, taki drobiazg jak fakt, iż obaj włodarze gmin przyrzekli owe wsparcie staroście i miało to miejsce w gabinecie burmistrz Góry 12 sierpnia br. dla wojujących „mazaków” nie miał żadnego znaczenia. Ot, znaleźli sobie powód i przylali staroście ponad 2200 ludziom, którzy będą mogli korzystać z tych linii.

Dzisiaj powszechnie już wiadomo, że przed każą sesją „mazakowa” opozycja udaje się do gabinetu burmistrz Ireny Krzyszkiewicz, gdzie naradza się w sprawie podejmowania destrukcyjnych działań podczas kolejnych sesji. Wszyscy wiedzą, że tzw. „8 Iren y Krzyszkiewicz”, która wybrana jest z jej list wyborczych (6 radnych) oraz 2 radnych z pomocniczej listy burmistrz Ireny Krzyszkiewicz, czyli „Bezpartyjnych Samorządowców”.


I tu taka ciekawostka. „Bezpartyjnym samorządowcem” jest radny Andrzej Rogala. W sejmiku dolnośląskim „Bezpartyjni samorządowcy” (a w rzeczywistości uciekinierzy z PO, czyli też jak Andrzej Rogala) są w koalicji z PiS. Tak więc teoretycznie radny niedoszły starosta (na szczęście dla nas wszystkich) Andrzej Rogala powinien być w Radzie Powiatu też w koalicji z PiS. Ale ponieważ górowski PiS i pozostające w głębokiej konspiracji siły nieziemskie pozbawiły go wymarzonej przez niego funkcji starosty (najzupełniej słusznie), toteż jest on w najgłębszej opozycji wobec starosty, który zajął stanowisko obiecane mu przez Najwyższego jeszcze przed jego poczęciem. Z punktu widzenia naszego samorządu całkowicie niepotrzebnym w mojej ocenie. 


Drugi „Bezpartyjny samorządowiec” to Franciszek Nakoneczny. Ten w odróżnieniu od Andrzeja Rogali, który okazał się mistrzem nepotyzmu gminnego nie wojuje, aczkolwiek bierze udział w głosowaniu. To znaczy jego ręka naciska na przycisk. Pytanie tylko brzmi: czy ręka ta naciska przycisk w porozumieniu z rozumem? Czy też w chwili głosowania pomiędzy ręką o głową (sumieniem i interesem publicznym) jest jakakolwiek łączność? Na razie wszystko wskazuje na to, że pan radny Franciszek rozmienia swoje dobre imię na drobne. 


Wróćmy jednak do odpraw u burmistrz Góry. Wiele osób potwierdza ten fakt. Oczywiście, że pani burmistrz ma prawo spotykać się z wykreowanymi przez siebie radnymi. Nic w tym złego nie widzę. Ma prawo z nimi dyskutować, przedstawiać swoje argumenty i racje. Ale wygląd na to, że owa „8” Ireny Krzyszkiewicz nie bardzo pojmuje ideę owych narad. No bo, jak rozumieć pełne nienawiści ataki jej ludzi na starostę? Toż w tych atakach nie ma żadne4j konstruktywnej krytyki? Na przykład debilne pytanie radnego Rogali o wysokość emerytury starosty? Debilizm w najczystszej postaci! Przecież wszyscy wiemy, że nasza burmistrz nie jest pełzającą żmiją, która tylko wyczekuje, by za pomocą swoich pomagierów (nie najwyższych lotów zresztą) ukąsić śmiertelnie starostę. Wiadomo powszechnie jest, że jest ona kobietą pragmatyczną, zdolną do najdalej idących kompromisów, szukającą porozumienia i współpracy. Tyle tylko, że wynik narad z „8”, który obserwujemy później podczas sesji powiatowych budujący nie jest. 


Niezorientowany obserwator sceny politycznej odnieść może wrażenie, że to podczas tych narad, o których mówi już cała Góra (z przyległościami) rodzą się owe hece serwowane podczas sesji. A taki sposób myślenia może być krzywdzący dla pani burmistrz. On już powoduje komentarze typu: „A po co miesza w cudzych garnkach?!”, „Niech zajmie się lepiej gminą!”, „Niech lepiej przypilnuje, by awarii wody nie było!”, „Śmieciami niech się zajmie!”, itp. Wszystko to powoduje, że niezorientowany obserwator może odnieść wrażenie, że to burmistrz nakręca swoją „8” do niepotrzebnej walki z rządzącymi powiatem, która niczego dobrego z sobą nie niesie. A efekt kojarzenia pani burmistrz z hucpą jaką konstruują na sesji jej radni może przynieść dla niej zabójczy efekt. A „mazaki” są tego niewarte. 


Tak więc o 7 rano (wczoraj) rozpoczęła się sesja. „Mazaki” przystąpiły do konsumpcji tego, co jeszcze przedwczoraj było be! I z jakim apetytem to konsumowali! Sami wyhodowali sobie tę ropuchę, ale jak to oni, udawali że to jest zaczarowana żabka, pod którą kryje się piękna królewna. Jak oni spieszyli się, by przez zagłosowania „za” wirtualnie ją pocałować, wiedząc, że uszczęśliwi to tak wiele osób. A jaki zapał temu towarzyszył! Dokonali jednomyślnej konsumpcji, bez zbytnich fochów i narzekań. 


Tylko po co była ta cała szopka? Po co było to ośmieszanie się w środę? W zasadzie to dobrze, że w środę pokazali swoje prawdziwe oblicze, pełne pogardy dla ludzi pozbawionych komunikacji. Opadły maski, poznaliśmy ich prawdziwe oblicza: zobojętnienia, pełne egoizmu i nienawiści do starosty. I ja mam nadzieję, że tych oblicz nie kształtują narady u pani burmistrz.

Podczas sesji głos zabrała wójt gminy Jemielno pani Aneta Sierpowska. Z dużym rozżaleniem stwierdziła, że bardzo jej przykro, iż nie uwierzono staroście w sprawie partycypacji w kosztach funkcjonowania linii autobusowej. Pani wójt stwierdziła, że dała słowo i nie miała zamiaru się z niego wycofywać. Nikt z „mazków”, którzy chcą uchodzić za ludzi kulturalnych i na ;poziomie nawet nie przeprosił pani Anity za swoje krzywdzące ją posądzenia, że mogła wycofać się z danego słowa. Nikt! A dlaczego? Bo w mojej ocenie „mazaki” dopiera są kandydatami do uchodzenia za takich ludzi.


I tu uwaga końcowa. Na „8” radnych Ireny Krzyszkiewicz głupawki podczas sesji nie uprawia dwóch: Franciszek Nakoneczny i Marek Biernacki. Gdy na nich spoglądam często widzę podczas wygłupów „mazaków”, że twarze pokrywa niczym niemaskowany niesmak i poczucie zażenowania. W przeciwieństwie do innych „mazaków” ci radni nie czytają pytań z kartki, nie plują pustosłowiem, nienawiścią. Cieszy, że chociaż tych dwóch ma jakieś poczucie przyzwoitości.

czwartek, 29 sierpnia 2019

"Mazakowe" zwidy

„Mazaki” nie próżnują! Wczoraj wygłupili się w sprawie uchwały o utworzeniu 2 powiatowych linii autobusowych, ale koncert wygłupów nie został wyczerpany. Złożyli bowiem żałosny wniosek wraz z równie żałosnym projektem uchwały i pseudo uzasadnieniem, by staroście obniżyć pobory.
Starosta strasznie się tym żałosnym wygłupem przejął i łzy popłynęły mu z oczu. Ze śmiechu. Albowiem starosta przywiązuje taką wagę do pieniędzy, jak „mazaki” wczoraj do wykluczenia komunikacyjnego. Ile będzie zarabiał, to mu wisi i powiewa. Wiem, bo znam go od lat ponad czterdziestu. Liczenie na zniechęcenie starosty, wywołanie w nim uczucia żalu z powodu utraty kasy nie ma żadnych podstaw. Porzućcie „mazaki” te mrzonki i rojenia!


Ponadto cały ten „projekt” uchwały jest najwyraźniej autorstwa debila prawnego. „Mazaki”! Wy się nie kompromitujcie! Chcecie uchodzić za mądrych, inteligentnych. Ba! Wy chcecie być poważani, szanowani, doceniani. To zacznijcie od szacunku samych dla siebie! Jak można firmować taki prawny knot i pragnąć uchodzić za osobę poważną? Jak można złożyć podpis pod czymś takim, nie sprawdziwszy uprzednio, co się podpisuje. A ja powiadam Wam, że kompromitujące Was prawne gówno podpisaliście! Jak Wasz projekt uchwały przejdzie przez nadzór prawny wojewody, to ja Was w gołe dupy będę całował! Słowo! A jak padnie, to Wy… nie, nie! Na taki zaszczyt nie zasługujecie, zrzekniecie się mandatów. Stoi? Zanim coś w przyszłości w swoim amoku nienawiści do starosty podpiszecie, to sprawdźcie czy czasami w gówno nie wdeptujecie. A w tym przypadku wdepnęliście! Poczytajcie sobie w Internecie. Tam obok śmieci są także rzeczy wartościowe, a nie np. tylko porno i porno. Ewentualnie horoskop. 

Ja Wam, kochane „mazaki”, obiekty mojego natchnienia, życzę jak najlepiej. Bo Wasze istnienie i czyny chwalebne są doskonałą pożywką dla mojej pisaniny. A ja mam to „szczęście”, że przyszło mi przeróżne osoby, często miernoty, do historii lokalnej przenosić. I taki będzie Wasz obraz w przyszłości, jak ja go nakreślę. To nie Wy malujecie mój obraz, tylko ja robię tu za malarza z zacięciem do malowania karykatur. 

A jutro drodzy Państwo sesja nadzwyczajna Rady Powiatu. Na 7.00 wyznaczona. Tematem przewodnim będzie – a jakże by inaczej?! – uchwała o uruchomieniu powiatowych linii autobusowych. Ta sama, którą tak głupio „mazaki” przedwczoraj odrzucili. Bez powodu. Na zasadzie: zrobić na złość staroście. I radni „mazakowi” łykną ją jutro niczym pelikany śledzie w occie. Po co była ta karczemna awantura wczoraj? Po co panie z „mazakowej” opozycji udrapowały się w szaty przekupek, bo jako żywo te mi przypominały („jajka! jajka świeże!”). po co z wysiłkiem i najczęściej bez zrozumienia odczytywać jakieś bzdurne pytania, starać się za wszelką cenę dopiec staroście? :Po co ten cały tandetny cyrk? Po co to do niczego potrzebne gardłowanie? 

Starosty i tak nie zmienicie. Poborów mu nie obniżycie, bo intelektualnie na to „mazaki” są za krótkie, zniechęcić go nie zniechęcicie. A może tak po „ludzku” na jakiś zawalik u starosty liczycie? Uważajcie byście sami go nie dostali. Oj! Achtung! Musicie pogodzić się z faktem , że starostą górowskim jest i będzie przez czas długi Kazimierz Bogucki. Bo co możecie zrobić innego? Mikrofony na sali obrad ze złości pogryziecie? Parkiet w sali obrad zjecie? Ile czasu drogie „mazaki” macie jeszcze zamiar burdel z sesji robić? 

Jesteście skazani na bycie opozycją. Koniec i kropka. To starajcie się tej lokalnej społeczności coś z siebie dać, a nie tylko fundować im targowisko własnej próżności. Opanowaliście przewodnictwo wszystkich komisji, co wiąże się ze 150 zł dodatkiem. A jaki jest Wasz intelektualny dorobek wniesiony do komisji? Protokoły o tym milczą, ale kasa za przewodniczenie płynie do kieszonki. A Wy staroście zarzucacie „brak efektów” w jego pracy. A gdzie są Wasze efekty? A ileż to projektów uchwał polepszających byt mieszkańców powiatu przedłożyliście na sesję? No zero „mazakowe” drobiażdżki. Zero czyli nul!

Wy „mazaki” chcielibyście – jak mniemam – by dopuszczono Was do władzy w powiecie. Ale po co Wam ta władza? Zresztą, jakby to wyglądało samorząd bez opozycji? Toż to pachnie minionym ustrojem! To raz. A dwa to, to, że jak Was obserwuję to nie widzę kandydata z Waszej strony. Smutne, ale prawdziwe. 

I tak szanowni Czytelnicy i Wy moje „mazakowe” natchnienia, dokonaliśmy wspólnego przeglądu sytuacji w samorządzie powiatowym. A jako człowiek życzliwy opozycji, każdej opozycji, stwierdzić muszę, że jako opozycja słabiutcy jesteście. Słabizna i intelektualna golizna. Takie numery jak ten z propozycją obniżenia poborów staroście to Himalaje Waszych pomysłów na samorząd? Ja Wam poradzę, jak wywrzeć nacisk na starostę, by ustąpił. Przed salą obrad nr 1 są dwa filary. Powinniście na jego oczach walić w nie swoimi -nie zawsze mądrymi łepetynkami – (co wielu z Wam może pomóc a nie zaszkodzić) aż do krwi. Starosta jest bardzo wrażliwy na widok krwi i może wymięknąć.
P.S.
Cholera, nie jest wrażliwy na ludzką krew a kurzą. Nie, nie walcie, bo to nic nie da. No, ale z drugiej strony pomóc może.

Podłość "mazaków"


Wczorajsza sesja Rady Powiatu jasno i wyraźnie pokazała destrukcyjny charakter „mazakowej” opozycji. W programie obrad sesji znalazł się punkt dotyczący podjęcia uchwały o zorganizowaniu powiatowych przewozów pasażerskich, których celem jest zapewnienie dostępności autobusowego, publicznego transportu dedykowanego mieszkańcom naszego powiatu nie mającym własnego środka transportu. 


Dla wielu jest bowiem wiadomym, że istnieją na terenie naszego powiatu miejscowości, których mieszkańcy są odcięci od dostępu do połączeń autobusowych przez większą część roku. Okresem szczególnie dla nich ciężkim jest okres wakacyjny, gdy ustają dowozy do szkół. I tak na naszych oczach tworzy się wykluczenie komunikacyjne.

Co prawda w myśl ustawy o publicznym transporcie zbiorowym z 16 grudnia 2010 r., powiat mógł organizować publiczny transport zbiorowy na swoim terenie, ale ówczesna władza powiatowa, do której tak wzdycha z utęsknieniem „mazakowa” opozycja miała wyjebane na ludzi pozbawionych dostępu do komunikacji. Wczoraj okazało się, że wyjebane na tych ludzi ma „mazakowa” opozycja także.


Zarząd powiatu przygotował uchwałę, która tworzyła 2 linie powiatowe autobusowe dotąd nieistniejące.

Linia nr 1 relacji Jemielno – Osłowice – Wąsosz. Trasa przejazdu: Jemielno – Łęczyca – Czeladź Mała – Psary – Daszów – Osłowice – Baranowice – Czeladź Wielka – Stefanów – Kowalewo – Wąsosz I, II – Wąsosz III, IV – Wąsosz.

Linia nr 2 relacji Piotrowice Małe – Drozdowice Wielkie – Drozdowice Małe – Wrząca Śląska – Wrząca Wielka – Kamień Górowski – Lubiel – Płoski – Wąsosz I, II – Wąsosz III, IV – Wąsosz.


I tak linia nr 1 przebiegała by przez miejscowości w sumie zamieszkiwane przez 1223 mieszkańców. Ale – jak za chwilę opowiem – „mazaki” miały wczoraj tych 1223 mieszkańców, którzy dzięki linii nr 1 zyskiwali dostęp do komunikacji, głęboko w dupie. 


Z kolei linia nr 2 miała obsługiwać miejscowości zamieszkałe przez 1012 mieszkańców. Razem więc te dwie linie zapewniały by dostęp do komunikacji zbiorowej 2235 mieszkańcom, na których „mazaki” wczoraj mieli wyjebane. 


Likwidacja uchwały rozpoczęła się od wystąpienia radnej Szurynowskiej, która wybrana została – jakże nieopatrznie! – przez wyborców z terenu gminy Niechlów i właśnie Jemielno, by reprezentować interesy mieszkańców tych gmin. I właśnie wczoraj dała swoim wyborcom „popis” swojej wrażliwości na ich potrzeby, zgłaszając wniosek o skreślenie z porządku obrad tego autobusowego punktu. Pretekst był prosty. Ta niczym nie wyróżniająca się radna, nieprzeciętnie przeciętna, pospolicie pospolita, zapytała się starostę czy ma pisemne oświadczenia burmistrza Wąsosza oraz wójta gminy Jemielno o ich woli partycypacji w utrzymaniu tych linii. Starosta stwierdził, że takich pisemnych deklaracji nie posiada i wyjaśnił tej nieskomplikowanej radnej, że padły takie zobowiązania podczas spotkania włodarzy gmin, które odbyło się w gabinecie burmistrz Góry 12 sierpnia br. Nieskomplikowanej radnej, to jednak nie wystarczało i postawiła wniosek o zdjęcie tego punktu z porządku obrad. 

Przeprowadzono głosowanie. „Mazaki” w 2 liczbie 8 rąk (rozumu i inteligencji nie bierzemy pod uwagę, bo występują one tam w ilości śladowej), odrzuciły uchwałę, która dawała dostęp dla ponad 2000 mieszkańców do linii autobusowej. Jest to jasny dowód na to, że „mazaki” to destrukcja i darwinowskie zacietrzewienie, które wprost ociera się o patologiczną i bezrozumną nienawiść do obecnego starosty. A że w swojej durnej, pogańskiej nienawiści ukarali ponad 2000 niewinnych ludzi, to dla nich nie ma żadnego znaczenia. Najważniejsze, że zatriumfowali nad starostą! A ten „pseudo” triumf niesie dla ludzi pozbawionych dostępu do komunikacji publicznej troski i cierpienia, problemy z dostępem do lekarza, PUP w Górze, ZUS, KRUS i innych usług publicznych, to już nie problem „mazaków”. Oni w swojej zbiorowej tępocie i głupocie wczoraj triumfowali. Nad kim triumfowali tak naprawdę? Nad ludźmi starymi, biednymi, dziećmi, ubogimi! Ich „mazakowe” pajace skrzywdzili! 


A wczoraj wieczorem, gdy pojęli głębię hańby swojego czyny, gdy zaczął do nich docierać społeczny, w najwyższym stopniu negatywny i obrzydliwy wymiar ich czynu, krzywda uczyniona w imię niskich pobudek ponad 2000 ludzi, zaczęły się szepty. A szepty te mają ich podły czyn wybielić. Szepcą teraz, że to pani burmistrz Irena Krzyszkiewicz nie poinformowała ich o deklaracjach burmistrza Wąsosza i wójta Jemielna, dotyczących ich woli partycypacji w kosztach utrzymania linii autobusowych. Żałosne, pajacowate tłumaczenia „mazaków”. Można wiele zarzucić burmistrzowi Wąsosza, którego osobiście nie cierpię, ale nie to, że z „gęby będzie robił cholewę.” Z kolei wójt gminy Jemielno też nie wygląda na kanciarza. A tak przedstawiła obu włodarzy gmin leciwa radna Szurynowska. 

Powoływanie się więc na to, że burmistrz Irena Krzyszkiewicz, miała maczać palce w tej żałosnej i godnej pogardy imprezie, świadczy o tym, że, albo „mazaki” sądzą, że zawalą winę na naszą panią burmistrz lub też o tym, że „mazaki” w myśl zasady „ratuj się kto może” niechcący uchylili kulisy. Rozpowszechniane są bowiem pogłoski, że przed każdą sesją Rady Powiatu „mazaki” zwoływania są w godzinach urzędowania pani burmistrz do jej gabinetu i tam odbierają wytyczne, otrzymują polecenia i pytania, które mają zadać podczas sesji Rady Powiatu. Taką oto linię obrony przyjęły „mazaki” w obliczu swojego szkodzenia mieszkańcom naszego powiatu. I sieją te „wieści”. Kto głupi to kupi!


Oto lista „mazakowych” powiatowych szkodników w sprawie linii autobusowych:
 M. Biernacki
M. Szurynowska
R. Wawer
G. Owczarek (też głosowała przeciw interesom własnych wyborców)
A. Rogala (w kuluarach zwany „pupilem ZUS”)
R. Pietrowiak (w kuluarach zwany „powiatowym tytanem intelektu”)
U. Szmydyńska (po mieście kuyrsuje ksywka "wieczna swatka")
F. Nakoneczny

piątek, 16 sierpnia 2019

Jest źle a lepiej nie będzie



Stan dróg powiatowych stanowi dla wszystkich powód do narzekań a dla nowych władz powiatu powód do najwyższej troski. Trudno nawet powiedzieć, że są to drogi. Często i na wielu odcinkach nazwa „droga” jest wyrażeniem na wyrost.



W „Raporcie o stanie powiatu górowskiego za rok 2018”, na stronie 76 znajdujemy taki opis stanu dróg powiatowych:



Na terenie powiatu górowskiego znajduje się 268,836 km dróg powiatowych zaliczonych do kategorii Z, tj. mające charakter dróg zbiorczych, w tym w większości są to drogi o nawierzchni twardej. Z mas bitumicznych wykonanych jest 247,695 km , o nawierzchni brukowej 12,651 km, a o nawierzchni żużlowej 8,492 km. (…) Stan nawierzchni dróg powiatowych według badań przeprowadzonych na przełomie października i listopada 2017 r. a wykonanych metodą SOSN  (System Oceny Stanu Powierzchni) przedstawia się następująco: stan dobry 7,911 km, co stanowi ok. 2,94% ogółu długości dróg, stan zadawalający 34,907 km, co stanowi 12,98% ogółu długości dróg, stan niezadawalający 155,405 km, co stanowi 57,81% ogółu długości dróg, stan zły 70,615 km, co stanowi 26,27% ogółu długości dróg.”



Jaki jest stan dróg powiatowych widać. Tragedia. I nie jest to zaszłość z 2- 3 lat wstecz lecz historia ich zaniedbania sięga wielu wcześniejszych lat. O ile pamiętam ostatnią gruntownie wyremontowaną drogę powiat odbierał jesienią 2010 r., za rządów starosty Jana Kalinowskiego.



Powód tego stanu rzeczy jest prozaiczny: brak pieniędzy. Tak było przez ostanie lata, jest obecnie i będzie w długiej przyszłości, jak sądzę.



Obecne działania władz powiatowych polegają głównie na wykonywaniu remontów cząstkowych. Poprawia się doraźnie nawierzchnię dróg emulsją asfaltową i grysami twardymi. Ogółem przewidziano zużycie na ten cel 1118  t, grysu o wartości 482.209,20 zł.



Przeprowadza się także modernizację dróg powiatowych posiadających nawierzchnię bitumiczną przy zastosowaniu emulsji asfaltowej i grysów twardych. Odbywa się to przy użyciu remontera drogowego typu „Pachter.” Przewidziano na to 500 ton materiałów, które będą kosztowały 220170 zł. Razem na prace związane z drogami planuje się wydać ponad 702 tys. zł.



Wykonano także  usunięcie krzewów i zakrzaczeń na drogach powiatowych od Baranowic do Daszowa, w Kamieniu Górowskim, droga na Lubiel, w gminie Niechlów, okolice Ślubowa, droga powiatowa przez Cieszkowice.

Część tych prac wykonano własnymi siłami, część na podstawie zleconych zamówień na kwotę bliską 40 tys. złotych, ale za to wyszło kilka ładnych kilometrów odkrzaczania.



Jest to oczywiście kropla w oceanie potrzeb. Ale skąd wziąć kasę?

Nowa władza w starostwie sporządziła dwa wnioski o środki na przebudowę dróg powiatowych, ale oba przepadły. Czemu poległy? Nikt nie wie! I się nie dowie, bo tak stanowi „prawo” ustanowione przez obecną władzę. Poniżej skany z pisma wojewody

dolnośląskiego w sprawie naboru wniosków.
Jak się Państwo w treść pisma wojewody wczytacie, to okaże się, że mamy tu absurd o obłęd w jednym. Otóż wojewoda powołuje jakąś „komisję”, która ma opiniować wnioski o dofinansowanie. Składu osobowego owej „komisji” próżno szukać na stronach Urzędu Wojewódzkiego. Wygląd na to, że ma ona charakter mafijny, no bo jak członków „komisji” nie znamy, to – przypomnę – osobowy skład mafii sycylijskiej też jest nieznany. A ci nieznani ludzie decydują o milionach. I nie są to prywatne miliony wojewody czy też powołanej przez niego „komisji”, ale pieniądze podatników, czyli Państwa. Po drugie: nie znajdziemy na stronie wojewody listy powiatów lub gmin, które złożyły wnioski. Ponadto, co już jest mało śmieszne i zabawne, stronie która złożyła wniosek a został on rozpatrzony negatywnie, nie przysługuje prawo do złożenia odwołania. Ba! Wojewoda i jego „mafijny komitet” nie muszą w ogóle uzasadniać tego, czemu wniosek przepadł! W tym celu wojewoda na podstawie ustawy o funduszu dróg samorządowych, zawiesił funkcjonowanie Kodeksu Postępowania Administracyjnego, który dawał taką możliwość. I proszę: pieniądze pub liczne a żadnej kontroli nad ich wydatkowaniem wyborcy – podatnicy nie mają! A przecież i Państwo jeżdżą po drogach powiatowych, kupują paliwo , w którego cenę wliczona jest akcyza i co Państwo wiedzą o losie swoich pieniążków?

Potem wojewoda przesyła listę do premiera. I tu również pełna samowolka. Pan ten ma prawo skreślić lub dopisać do list kogo zapragnie. I też nie musi z tego się nikomu tłumaczyć. Morawiecki alfa i omega drogownictwa! Geniusz dróg samorządowych, rzec można. Boże! Ty widzisz a nie grzmisz!

I tak rodzi się na naszych oczach państwo partyjne, transparentne niczym sycylijska mafia.

I na koniec. Czytałem dzisiaj komentarze na portalu „elki” dotyczące ostatniej sesji Rady Miejskiej. Większość z tych bohaterskich, bo anonimowych komentarzy, jest żałosna. Niektórzy czerpią dziką radość z faktu, że stosunki pomiędzy naszą burmistrzową a wojewodą praktycznie nie istnieją. To, że wojewoda Hreniak nie łaknie kontaktu z szefową naszej gminy bardzo źle o nim świadczy. W osobie pani burmistrz lekceważy/ma w dupie/ wisi mu (właściwe podkreślić) kilka tysięcy wyborców, którzy na nią głosowali. Bo wojewoda Hreniak ma stanowisko nie z wyborów bezpośrednich, ale jest namaszczony na to stanowisko przez określoną sitwę partyjną. Burmistrz ma mandat społeczny a wojewoda wąskiej sitwy partyjnej. I jak czytam te wpisy, to powiem tak. Nie życzę sobie, jako wyborca pani burmistrz, by w jakikolwiek sposób umizgiwała się ona do wojewody. Wojewoda przegrał z kretesem sprawę swojej negatywnej decyzji o budowie obwodnicy i najwyraźniej nie potrafi się z tym faktem pogodzić, co jest cechą charakterystyczną dla osobników o nadmiernie rozbudowanym ego i deficytem przyzwoitości. Biedaczek myśli, że nie przyjmując burmistrzyni robi jej krzywdę i despekt. On biedny nam despekt i afront, co sobie zapamiętamy! Ale biedaczyna tego nie chwyta.