Zdjęcie wykonał Józef Lesiak. Od lewej: Walerian Dawidson, Zygmunt Mańkowski, Irena Zającówna, Władysława Pindera |
„Był to zwykły dyżur na Oddziale Chirurgicznym w
Szpitalu Powiatowym w Górze. Tuż przed godziną 23 dyspozytor pogotowia
ratunkowego zanotował wezwanie do rannego w Sławęcicach, kilka kilometrów od
Góry Śl. W wyniku bójki 31 – letni mieszkaniec tej wsi został przez teścia
pchnięty kilkakrotnie nożem w klatkę piersiową. Jedna z kłutych ran przebiła
koronę sercową i spowodowała krwotok.
Tej nocy dyżur w pogotowiu pełnił młody chirurg
Walerian Dawidson, absolwent wrocławskiej Akademii Medycznej, legitymujący się
I stopniem specjalizacji w chirurgii. To on podał rannemu kroplówkę, bo kiedy
przywieziono go na oddział, tętno było ledwie wyczuwalne, a ciśnienie trudne do
oznaczenia.
Tuż po północy dr Zygmunt Mańkowski – ordynator Oddziału
Chirurgicznego przystąpił w asyście dr Waleriana Dawidsona i dr Ireny Zającówny
z Oddziału Ginekologiczno – Położniczego do operacji. Rolę instrumentariuszki
pełniła Władysława Pindera.
Kiedy tuż przed świętami pytałem dra Mańkowskiego, czy
w momencie przystąpienia do operacji nie odczuwał obawy o jej wynik,
odpowiedział zwięźle: „Nie uznaję
chirurga, który się boi”. Po otwarciu klatki piersiowej trzeba było usunąć
z jamy opłucnej i worka osierdziowego prawie 2 litry krwi. Zastosowano kroplówkę
z płynów krwiozastępczych. Po godzinnej operacji, zszyciu serca i założeniu
drenu pacjent został przewieziony na oddział.
Gdyby dr Mańkowski nie zdecydował się na operację,
niecodzienną przecież w warunkach szpitala powiatowego, ranny nie przetrzymałby
już ani godziny dłużej. Dzisiaj już możemy powiedzieć, że pacjent wróci do
zdrowia i wszystko wskazuje na to, iż po pewnym czasie będzie mógł podjąć
ponownie pracę w górowskim tartaku.
Pytam dra Mańkowskiego, czy była to jego pierwsza
operacja?
Mój rozmówca pracuje w Szpitalu Powiatowym w Górze
od 5 lat, jest członkiem tamtejszej POP. Po ukończeniu wrocławskiej Akademii
Medycznej w 1952 r. pracował pod kierunkiem dra Karpińskiego w Trzebnicy, a
później 11 lat w Szpitalu Powiatowym w Nowym Sączu, gdzie dyrektorem i
ordynatorem Oddziału Chirurgicznego był dr Zygfryd Żurek.
- Tam na
Podhalu, podobne wypadki – mówi dr Mańkowski – zdarzały się dość często. Wiele zawdzięczam kursom i wykładom prof.
Macieja Wita Rzepeckiego – dyrektora Kliniki Torakochirurgicznej (zajmującej
się chirurgią klatki piersiowej) w Instytucie Szkolenia i Doskonalenia Kadr
Lekarskich w Zakopanem.
-
W Górze dysponujemy
pełnym zestawem narzędzi potrzebnych do przeprowadzania operacji
chirurgicznych. Mamy dobry sprzęt do wyjaławiania narzędzi, dysponujemy dwoma
salami operacyjnymi W ubiegłym roku otrzymaliśmy nowy stół operacyjny, mamy
jednak pewne uwagi do jego producenta z Żywca, dotyczące jakości jego
wykonania. Tymczasem od wielu miesięcy nie możemy doprosić się z Centrali
Zaopatrzenia w Sprzęt Medyczny we Wrocławiu zamówionego węgierskiego stołu
operacyjnego. Podobnie jest z wysokiej klasy aparatem do narkozy. Dodam, że na
oddziale brakuje nam dwóch lekarzy chirurgów i co najmniej kilku pielęgniarek.
Ale to już inna sprawa –
dodaje
dr Mańkowski.”
Autor: S.
Ławniczak
Kilka słów o tym wydarzeniu, o których z artykułu się nie dowiemy. Żyją bowiem jeszcze ludzie, którzy to wydarzenie pamiętają. I tak – oprócz nieżyjącego dr Waleriana Dawidsona – w operacji brał udział dr Wacław Grzebieluch. On to znieczulał pacjenta. Jakoś przez dziwne „przeoczenie” jego nazwisko nie znalazło się w tekście. Trzeba Państwu wiedzieć, że dr Wacław Grzebieluch rozpoczął pracę w naszym - przeputanym tak bezmyślnie! - szpitalu w styczniu 1966 r. Jest absolwentem Akademii Medycznej we Wrocławiu. W owym czasie nasz szpital nie posiadał anestezjologa i dr Wacław Grzebieluch nijako z konieczności w tę rolę się wcielał. Testował aparaty. M.in. aparat anestezjologiczny Chirana, który nasz szpital otrzymał, gdy dyrektorował nim dr Stanisław Pawłowski (1962 – 31.03.1966 r.). Pierwszym anestezjologiem po „kursach” był dr Zbigniew Pilichowski, podobno jakaś rodzina dr Mańkowskiego.
Drugi świadek tego wydarzenia – Stanisław Hoffmann, górowianin, przybył do pracy w naszym szpitalu w 1974 r. Tego dnia – 2 kwietnia, wraz z Walerianem Dawidsonem, który pracował w szpitalu od 1968 r. - pełnili dyżur w pogotowiu. Grali w karty, bo jakoś trzeba było zabić nudę rutynowego dyżuru. Dr Stanisław Hoffmann przypomina sobie, iż po zgłoszeniu wypadku, jego kolega początkowo zlekceważył zajście i sądził, że doszło do pokaleczenia ofiary nożem. I tu podkreśla przytomność umysłu dr Dawidsona, który po przybyciu do Sławęcic nie wyjął noża tkwiącego w ciele ofiary. To uratowało mu życie po raz pierwszy, gdyż w przeciwnym wypadku doszłoby do śmierci na skutek wykrwawienia.
.
Nieubłagany czas wymazuje i zaciera pamięć o ludziach i wydarzeniach, którym górowianie tak wiele zawdzięczają. Dlatego tak szalenie ważny jest każdy – nawet najmniejszy – uratowany od zapomnienia okruch pamięci.
Pani Danucie Biernackiej – dyrektorce Biblioteki Miejskiej – bardzo dziękuję za udostępnienie skanu artykułu. Dwóm doktorom dobrodziejom górowian i nie tylko - za chęć podzielenia się wspomnieniami także wyrazy wdzięczności.
Taki oto dowcip kursował wówczas na temat imienia
Walerian.
Małżonka dr Waleriana (bo tak wołano na dr
Dawidsona) jest jedynym przypadkiem kobiety na świecie, która zaszła w ciążę od
kropli walerianowych.
Pani Danucie Biernackiej – dyrektorce Biblioteki Miejskiej – bardzo dziękuję za udostępnienie skanu artykułu. Dwóm doktorom dobrodziejom górowian i nie tylko - za chęć podzielenia się wspomnieniami także wyrazy wdzięczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz