wtorek, 20 lutego 2018

Źdźbła pamięci

Zdjęcie wykonał Józef Lesiak. Od lewej: Walerian Dawidson, Zygmunt Mańkowski,
Irena Zającówna, Władysława Pindera

„Był to zwykły dyżur na Oddziale Chirurgicznym w Szpitalu Powiatowym w Górze. Tuż przed godziną 23 dyspozytor pogotowia ratunkowego zanotował wezwanie do rannego w Sławęcicach, kilka kilometrów od Góry Śl. W wyniku bójki 31 – letni mieszkaniec tej wsi został przez teścia pchnięty kilkakrotnie nożem w klatkę piersiową. Jedna z kłutych ran przebiła koronę sercową i spowodowała krwotok.

Tej nocy dyżur w pogotowiu pełnił młody chirurg Walerian Dawidson, absolwent wrocławskiej Akademii Medycznej, legitymujący się I stopniem specjalizacji w chirurgii. To on podał rannemu kroplówkę, bo kiedy przywieziono go na oddział, tętno było ledwie wyczuwalne, a ciśnienie trudne do oznaczenia.

Tuż po północy dr Zygmunt Mańkowski – ordynator Oddziału Chirurgicznego przystąpił w asyście dr Waleriana Dawidsona i dr Ireny Zającówny z Oddziału Ginekologiczno – Położniczego do operacji. Rolę instrumentariuszki pełniła Władysława Pindera.

Kiedy tuż przed świętami pytałem dra Mańkowskiego, czy w momencie przystąpienia do operacji nie odczuwał obawy o jej wynik, odpowiedział zwięźle: „Nie uznaję chirurga, który się boi”. Po otwarciu klatki piersiowej trzeba było usunąć z jamy opłucnej i worka osierdziowego prawie 2 litry krwi. Zastosowano kroplówkę z płynów krwiozastępczych. Po godzinnej operacji, zszyciu serca i założeniu drenu pacjent został przewieziony na oddział.

Gdyby dr Mańkowski nie zdecydował się na operację, niecodzienną przecież w warunkach szpitala powiatowego, ranny nie przetrzymałby już ani godziny dłużej. Dzisiaj już możemy powiedzieć, że pacjent wróci do zdrowia i wszystko wskazuje na to, iż po pewnym czasie będzie mógł podjąć ponownie pracę w górowskim tartaku.
Pytam dra Mańkowskiego, czy była to jego pierwsza operacja?

Mój rozmówca pracuje w Szpitalu Powiatowym w Górze od 5 lat, jest członkiem tamtejszej POP. Po ukończeniu wrocławskiej Akademii Medycznej w 1952 r. pracował pod kierunkiem dra Karpińskiego w Trzebnicy, a później 11 lat w Szpitalu Powiatowym w Nowym Sączu, gdzie dyrektorem i ordynatorem Oddziału Chirurgicznego był dr Zygfryd Żurek.

- Tam na Podhalu, podobne wypadki – mówi dr Mańkowski – zdarzały się dość często. Wiele zawdzięczam kursom i wykładom prof. Macieja Wita Rzepeckiego – dyrektora Kliniki Torakochirurgicznej (zajmującej się chirurgią klatki piersiowej) w Instytucie Szkolenia i Doskonalenia Kadr Lekarskich w Zakopanem.

- W Górze dysponujemy pełnym zestawem narzędzi potrzebnych do przeprowadzania operacji chirurgicznych. Mamy dobry sprzęt do wyjaławiania narzędzi, dysponujemy dwoma salami operacyjnymi W ubiegłym roku otrzymaliśmy nowy stół operacyjny, mamy jednak pewne uwagi do jego producenta z Żywca, dotyczące jakości jego wykonania. Tymczasem od wielu miesięcy nie możemy doprosić się z Centrali Zaopatrzenia w Sprzęt Medyczny we Wrocławiu zamówionego węgierskiego stołu operacyjnego. Podobnie jest z wysokiej klasy aparatem do narkozy. Dodam, że na oddziale brakuje nam dwóch lekarzy chirurgów i co najmniej kilku pielęgniarek. Ale to już inna sprawa dodaje dr Mańkowski.”

Autor: S. Ławniczak

Artykuł przytoczonej treści ukazał się 4.04.1975 r. w „Gazecie Robotniczej”, która w okresie PRL była organem Komitetu Wojewódzkiego PZPR we Wrocławiu. Zaistnienie w ówczesnej prasie artykułu o miasteczku powiatowym było dużym wydarzeniem dla tego miasteczka i jego mieszkańców. A co dopiero w kontekście, jak ten opisany w artykule sprzed nieomal 43 lat?!

Kilka słów o tym wydarzeniu, o których z artykułu się nie dowiemy. Żyją bowiem jeszcze ludzie, którzy to wydarzenie pamiętają. I tak – oprócz nieżyjącego dr Waleriana Dawidsona – w operacji brał udział dr Wacław Grzebieluch. On to znieczulał pacjenta. Jakoś przez dziwne „przeoczenie” jego nazwisko nie znalazło się w tekście. Trzeba Państwu wiedzieć, że dr Wacław Grzebieluch rozpoczął pracę w naszym - przeputanym tak bezmyślnie! - szpitalu w styczniu 1966 r. Jest absolwentem Akademii Medycznej we Wrocławiu. W owym czasie nasz szpital nie posiadał anestezjologa i dr Wacław Grzebieluch nijako z konieczności w tę rolę się wcielał. Testował aparaty. M.in. aparat anestezjologiczny Chirana, który nasz szpital otrzymał, gdy dyrektorował nim dr Stanisław Pawłowski (1962 – 31.03.1966 r.). Pierwszym anestezjologiem po „kursach” był dr Zbigniew Pilichowski, podobno jakaś rodzina dr Mańkowskiego.

Drugi świadek tego wydarzenia – Stanisław Hoffmann, górowianin, przybył do pracy w naszym szpitalu w 1974 r. Tego dnia – 2 kwietnia, wraz z Walerianem Dawidsonem, który pracował w szpitalu od 1968 r. - pełnili dyżur w pogotowiu. Grali w karty, bo jakoś trzeba było zabić nudę rutynowego dyżuru. Dr Stanisław Hoffmann przypomina sobie, iż po zgłoszeniu wypadku, jego kolega początkowo zlekceważył zajście i sądził, że doszło do pokaleczenia ofiary nożem. I tu podkreśla przytomność umysłu dr Dawidsona, który po przybyciu do Sławęcic nie wyjął noża tkwiącego w ciele ofiary. To uratowało mu życie po raz pierwszy, gdyż w przeciwnym wypadku doszłoby do śmierci na skutek wykrwawienia.

Dr Wacław Grzebieluch wspomina też inne wątki swojej pracy. Dzisiaj jest nie do pomyślenia, żeby pogotowie nie miało radiostacji. A tak było do końca lat 60 – ych. Jak wspomina dr Wacław, jechało się do jakiejś wsi na wezwanie, wracało, a tam już czekało wezwanie do wsi…z której się niedawno wróciło. Dr przypomina sobie nawet osobę Ryszarda Kuleszy, który na wieży ciśnień montował antenę. Cały szpital wyległ, by obserwować pana Ryszarda, który bez zabezpieczeń, niczym linoskoczek, montował antenę na dachu tej wyniosłej budowli. Pan Ryszard miał piękny głos, śpiewał na imprezach organizowanych przez szpital i grał przepięknie na akordeonie. Zatrudniony był w szpitalu, jako elektryk
.
Taki oto dowcip kursował wówczas na temat imienia Walerian.

Małżonka dr Waleriana (bo tak wołano na dr Dawidsona) jest jedynym przypadkiem kobiety na świecie, która zaszła w ciążę od kropli walerianowych.

Nieubłagany czas wymazuje i zaciera pamięć o ludziach i wydarzeniach, którym górowianie tak wiele zawdzięczają. Dlatego tak szalenie ważny jest każdy – nawet najmniejszy – uratowany od zapomnienia okruch pamięci.


Pani Danucie Biernackiej – dyrektorce Biblioteki Miejskiej – bardzo dziękuję za udostępnienie skanu artykułu. Dwóm doktorom dobrodziejom górowian i nie tylko - za chęć podzielenia się wspomnieniami także wyrazy wdzięczności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz