Strony

wtorek, 11 września 2012

Za to lubię starostę!


Lubię historię naszej małej ojczyzny, jak z dużą dozą infantylności mówi się o dziejach naszych najbliższych okolic. Dlatego tez staram się być na bieżąco z wszystkim, co tego tematu dotyczy i może być interesujące z punktu widzenia poznawczego.

Toteż z wielkim zaciekawieniem zapisałem się – na ochotnika! – na spotkanie z panią Brygitte Bullą, Niemką z Wilhelshaven, która jest autorką książki o Poulu Stankiewiczu, zapomnianym malarzu. Artysta ów jest autorem renowacji fresków, które znajdują się w kościele Bożego Ciała, a dokładnie „Świętych schodów”.

Spotkanie z autorką ksiązki o Paulu Stankiewiczu odbędzie się w najbliższą sobotę. Organizuje je Towarzystwo Miłośników Ziemi Górowskiej. Tak jednak dziwnie się składa, że dzisiaj otrzymałem informację, że nie otrzymam zaproszenia, bo wielce czcigodny starosta odmówił złożenia podpisu na zaproszeniu, na którym widniały moje dwa imiona i nazwisko.

Gwoli wyjaśnienia dodam, że fakt nieotrzymania zaproszenia podpisanego przez starostę Piotra Wołowicza absolutnie mnie nie deprymuje i nie powstrzyma, by wziąć udział w sobotnim spotkaniu. Bowiem nie starosta Piotr Wołowicz organizuje spotkania, ale Towarzystwo Miłośników Ziemi Górowskiej. Jako szary przedstawiciel mediów wejdę sobie na nie bez oglądania się na to, czy starosta Piotr Wołowicz podpisał zaproszenie czy też nie raczył go podpisać. Decyzja starosty Piotra Wołowicza absolutnie tu nic dla mnie nie znaczy.

Każdy z Państwa wie, że nasze wzajemne stosunki mają charakter „optyczny”. Idzie o to, że starosta Piotr Wołowicz świeci światłem odbitym od mojego bloga. Kto z Państwa wiedziałby o licznych wypowiedziach (fakt, bardzo marnej urody) starosty Wołowicza, gdyby nie mój blog? Kto z Państwa mógłby podejrzewać, że starosta Wołowicz potrafi tak kaleczyć polszczyznę? A któż z Państwa mógłby przypuszczać, że starosta Piotr Wołowicz łamie swoje obietnice złożone 9 grudnia 2010 r., i robio całkiem cos odwrotnego?

Tak naprawdę, w mediach, starosta Wołowicz istniej tylko dzięki mnie. Bo tam jest człowiekiem z krwi i kości a nie z bezosobową twarzą z wyborczego „bilmorda”.

Raz jeszcze podkreślam, że absolutnie nie zależało mi na zaproszeniu z podpisem starosty Wołowicza na zaproszeniu. I wyjaśnię Państwu dlaczego. W przyszłości – nieodległej – takie zaproszenie może stanowić obciążenie. I to spore. Wiedziecie Państwo, co dzieje się z Platformą, rzekomo Obywatelską, w skali kraju. Szykuje się obciach na całego!

Ostatnio pisałem o sesji Rady Powiatu, podczas której starosta bardzo chwalił prezesa Powiatowego Centrum Opieki Zdrowotnej w Górze. Celowo i premedytacją opuściłem te fragmenty, gdyż takie pochwały mogłyby prezesowi spółki i szefowi Towarzystwa Miłośników Ziemi Górowskiej zaszkodzić w nieodległej przyszłości. To pierwszy powód. Drugi natomiast jest taki, że „po owocach ich poznacie”. Owoce prezesa widać.

Natomiast pośród pomrukiwań starosty, marszczenia czoła, wypowiedzi z nadużywaniem słowa „generalnie”, niespełnionych zapowiedzi, kanka na mleko jest nadal pusta a krowa z bólu ryczy, bo ją strzyki okrutnie bolą.

I ja nie mam odrobiny żalu do starosty, iż ten odmówił złożenia podpisu pod zaproszeniem na spotkanie. A dlaczego? A bo starosta Wołowicz dostarczył mi amunicji i natchnienia do napisania tego postu. Wystawił się sam, na co liczyłem wpisując się pod numerem 1 na liście ochotników na spotkanie.

I nie zawiodłem się na staroście! I za to chłopa lubię, jako osobę prywatną, bo jako starosty Wołowicza nie toleruję. I to konsekwentnie, od początku, o czym powiedziałem mu prosto w oczy, co raczę przypomnieć. Najwyraźniej starosta sądzi, ze z powodu zajmowanej przez niego funkcji wszyscy winni go kochać, szanować.

A z mojej strony szacunku będzie tyle, co treści i intelektu w protokołach z posiedzeń Zarządu, przestrzegania postanowień statutu naszego powiatu i dotrzymywania przedwyborczych obietnic. Jak starosta zacznie poważnie traktować swoje słowa i dokumenty, których zapisów ma się trzymać – ja zacznę go traktować równie poważnie. 

Można rzec, że starosta Wołowicz zrobił to, czego od niego oczekiwałem, a ja wobec jego osoby, wymagania mam milimetr powyżej linii horyzontu. Takie na jego możliwości. Okazał swoją małostkowość, mściwość, i o to mi tylko chodziło. Pokazał bowiem prawdziwe oblicze.

Cały dowcip polega na tym, że w przypadku sobotniego spotkania dla „picu” dopisano starostę, jako współorganizatora spotkania. Rola starosty i starostwa ograniczyła się w tym przypadku do złożenia podpisu na zaproszeniach. Najwidoczniej starosta za bardzo wczuł się w rolę (a jest taka piosenka: „Są sprawy, w które nie warto jest się wczuwać/nie przywiązuj się do nich, bo będziesz zamulać”) i elegancko się podłożył. Miał okazję pokazać klasę, ale wybrał wstyd. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz