W mieście pojawiły się banery z pytaniem: "Gdzie nasz szpital?" Sens zadnego pytania jest jasny, odpowiedź retoryczna a towarzyszy temu ciekawość dotycząca autorstwa baneru. Idzie o to kto go zamieścił, opłacił i w jakim celu to zrobił. Oczywiście ogólny pogląd jest taki, że banery są początkiem kampani wyborczej. Ich celem ma być poszukiwanie winnych utraty szpitala. Zauważmy jednak, że pytanie: "Gdzie nasz szpital?" kierowane jest w pustkę, bo nie ma w nim dslszego ciągu, który brzmieć winiern: "starosto!"
Zamysł takiego sformułowania pytania, bez wykazania adresta do którego kierowane jest pytanie, powoduje że odpowiedzialność za utratę szpitala będzie można przypiąć każdemu, staroście, burmistrzowi, radnemu powiatowemu i kto tam jeszcze pod rękę podejdzie.
Wiadomym, ale chyba nieco zapomnianym, jest fakt, iż szpital był powiatowy a więc podlegał staroście. I to starostę, wicestarostę, skarbnika trzeba winić za podpisanie aktu notarialnego, na mocy którego budynek szpitalny stawał się własnością złodziejskiej szajki z Wrocławia przed zpłaceniem całości należności za niego. Na tym polegała głupota tej transkacji, która przedstawiana była mieszkańcom, jako wielkie osiągnięcie. Owe wielkie osiągnięcied miało skutkować rozwojem szpitala: nowe przechodnie, specjaliści, oddziały, lekarze a pielęgniarki miały więcej zarabiać. Ktoś na portalu elki napisał: "Niestety powiat trafił na grupę przestępców, co spowodowało jego zamknięcie." Wg mnie było inaczej: "Grupa przstępcza trafił na idiotów" czego dowodem jest ten durny akt notarialny. Czy starosta podisał by akt notarialny i przkazał swój prywatny dom bez otrezymania za niego zapłaty?! A wicestarosta! Skarbnik?
Przypomnieć też trzeba kto z radnych powiatowych był przeciw tej idiotycznej transkacji. Zdecydowane "nie!" powiedzieli radni powiatowi: Zbigniew Józefiak, Jan Kalinowski, Grzegorz Aleksander Trojanek, Marek Zagrobelny. Radny Władysław Stanisławski nie był obecny na sesji, gdy sprzedaż przegłosowano. Koniec listy ludzi rozumnych. Reszta radnych powiatowych zaprezentowała niezmierzone pokłady głupoty.
Istnieją teorie na temat "sprzedaży" szpitala. Wielu ludzi szepce o łapówce. W mojej ocenie nic takiego nie miało miejsca. Szefostwo PCZ po kilku minutach rozmowy ze starostą i wicestarostą musiało się zorientować, że rozmawia z ludźmi minimalnego formatu intelektualnego. W efekcie łapówki nie było potrzeby wręcząć. Wystarczyły czcze obietnice, na który podatne są umysły małe i miałkie. Władza powiatowa uwierzyła w bzdury, które sączyły im do uszu krętacze, bo "myślała" (w tym przypadku daleko idący z mojej strony komplament), że przekręty z Wrocławia sprawią, iż nasz szpital będzie co najmniej kliniką. Co gorsza, uwierzyło w to wielu górowian nie mających pojęcia, jaką rolę w systemie opieki zdrowotnej ma spełniąć szpital powiatowy.
Inna teoria powiada, że starosta w sprawie sprzedaży szpitala nie miał nic do gadania. Dostał polecenie partyjne od kierownictwa swojej sitwy partyjnej i ułożywszy "ruki po szwam" gorliwi je wykonał. Trzeba pamiętać o tym, że każdy członek każdej sitwy partyjnej, nie jest bytem samodzielnym. Za niego myśli szefostwo jego sitwy i jej służy a nie Polsce czy lokalnej społeczności.
Bardzo ładnie i trafnie ujął zagadnienie "sprzedaży" szpitala szanowany przez kilka pokoleń mieszkańców naszego powiatu dr Wacław Grzbieluch. Podczas jednego ze spotkań wprost w oczy powiedział staroście: "nie dorośliście intelektualnie do sprzedaży szpitala" oraz "sprzedaliście szpital na polecenie z Wrocławia". Pierwsza diagnoza jest trafna w 100%, z drugą można by polemizować gdyby nie taki oto fakt.
W 2011 r. prezesem naszego sz;pitala został spadochroniarz z Wrocławia, nijaki Rykowski. Zarząd powiatu wyciągnął go niczym króliczka z cylindra. I już na początku rzędowania nowy prezes przesrał kontrakt na pogotowie. Robił wszystko, by sytuacja naszego szpitala ulegała pogorszeniu. Kompletny ignorant i bufon.
Więc po co kompletnego amatora z Wrocławia zrobił zarząd powiatu przesem? Zarząd, na czele którego stał członek sitwy partyjnej, który swoich partyjnych zwierzchników miał we Wrocławiu?
Kiedy wczoraj stałem pod banerem umieszczonym koło "Tesco" usłyszałem taką oto rozmowę kilku osób, które głośno zastanawiały się do kogo kierowane jest pytanie "Gdzie nasz szpital?" Wymieniano starostów, ale nikt nie mógł sobie przypomnieć kto nimi jest! Kompletna i totalna amnezja! Mówiono, że rzecz całą zmajstrował ktoś chcący kandydować na funkcję szefa masy upadłościowej bez znaczenia i społecznego szacunku, czyli starostę.
Ale pojawił się w ożywionej rozmowie także bardzo ciekawy wątek. Dyskutanci założyli bowiem, że baner i pytanie adresowane są do sprawującej obecnie władzę sitwy partyjnej. Autor tej teorii uzasadnił ją następująco. Wojewodą jest członek tej sitwy partyjnej. Narodowy Fundusz Zdrowia też jest całkowicie w rękach członków tej sitwy. A to od NFZ zależy kontrakt dla naszego szpitala.
Logiki w tym wywodzie nie brakuje. Kolejny dyskutant zauważył, że wspomniana sitwa partyjna ani w gminie ani w powiecie nie rządzi. Ten argument zbity został po częsći stwierdzeniem, że to powiat jest odpowiedzialny za szpital. Klucze do odrodzenia szpitala leżą jednak w województwie i NFZ całkowicie opanowanych przez aktualnie rządzącą sitwę partyjną.
W toku dyskusji wywiązał się pogląd, że pytanie do niczego odkrywczego nie prowadzi. Jeden z dyskutantów stwierdził nawet, że jest "głupie". Panowie rozeszli się w zgodzie uzgodniwszy, że pytanie stanowi początek kampani wyborczej, ale jego intencja jest niejasna.
Podobno banerów z pytaniami ma być więcej. Dobrze jest pytać, ale lepiej pytać i dawać na zadane pytania odpowiedzi. Chyba, że stawia się pytanie i nie zna na nie odpowiedzi. W tym przypadku odpowiedź jest znana. Chyba, że pytanie wymyślił ktoś mało kumaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz