Strony

czwartek, 30 sierpnia 2018

Zarejestrowani

1.  KWW Ireny Krzyszkiewicz
Pełnomocnik wyborczy: Kamil Krzysztof Rogala


2. KWW Razem dla powiatu górowskiego
Pełnomocnik wyborczy: Danuta Paruch Pełnomocnik finansowy: Piotr Mieczysław Gniecki 

3. KWW Bartłomieja Czyża
Pełnomocnik wyborczy: Karolina Zuzanna Siałkowska


4. KWW Przemysława Kazimierza Muchy
Pełnomocnik wyborczy: Aneta Stojanowska


5. KWW Ruch Społeczny Mieszkańców
Pełnomocnik wyborczy: Adam Adolf Chmiel

Pełnomocnik finansowy: Janina Barbara Ziombra

6. KWW Roberta Fryderyka Mazulewicza
Pełnomocnik wyborczy: Julita Joanna Kruszka


Na dzień 29.08.2018 r. zostało zarejestrowanych 6 komitetów wyborczych z terenu naszej gminy. Dwa z nich mają zasięg dolnośląski. Są to KWW o numerach 2 oraz 5. Oznacza to, że mogą one wystawiać kandydatów w wyborach do Rady Powiatu.

Oczywiście to nie wszystkie komitety, gdyż ogólnokrajowe sitwy partyjne mają inne przepisy, na mocy których dokonują swojej rejestracji. W tym szczególnym przypadku bliższe dane poznamy po rejestracji kandydatów na radnych miejskich, powiatowych i burmistrzów. Nas jednak listy sitw partyjnych nie powinny obchodzić, gdyż nie należy ich dopuszczać do władzy, którą będą sprawowały dla dobra członków tych sitw i ich centrali, których interes nigdy nie pokrywa się z naszym.

środa, 29 sierpnia 2018

Trup szpitala w cieniu Bojowników

Wczoraj odbyło się spotkanie z mieszkańcami ulicy Bojowników (obecnie Obrońców Lwowa) oraz wszystkimi zainteresowanymi problemem, którego nawarzył nam wojewoda. W sali nr 110 UMiG pojawili się mieszkańcy tej ulicy oraz radni gminni i powiatowi. W sumie w spotkaniu wzięło udział 18 osób.

Celem spotkania, które prowadziła burmistrz Irena Krzyszkiewicz, było poznanie opinii mieszkańców dawnej ulicy Bojowników na temat zmiany nazwy, która ich zaskoczyła. Żyjesz  sobie spokojnie od lat na ulicy Bojowników a nagle budzisz się na Obrońców Lwowa. I nawet o tym nie wiesz. No coś tu jest nie tak.

Burmistrz Irena Krzyszkiewicz przedstawiła zebranym przyczynę zmiany nazwy ulicy  dokonanej przez wojewodę. Następnie poprosiła, by każdy zainteresowany wypowiedział się na ten temat.
Dyskusję rozpoczęła pewna pani (osobiście mi nieznana), która opowiedziała o złamaniach swojej nogi i niegrzecznym przyjęciu w szpitalu w Lesznie. Stwierdziła, że nas tam nie lubią i spytała o szpital. Panią interesowało zagadnienie utraty szpitala. Siedząca obok niej koleżanka również nawiązała do tematu szpitala, co spowodowało u mnie pewną dozę konsternacji, gdyż jako rodowity górowianin miałem pewność, że szpital miał swą siedzibę przy ul. Hirszfelfda a nie Bojowników. Tylko czy w dzisiejszych czasach można być czegoś pewnym?

Burmistrz tłumaczyła obu paniom, i wszystkim zebranym, że szpital był powiatowy i nie leżał w jej kompetencjach. Wyjaśniała również, że gmina skierowała pismo do starostwa z propozycją przekazania gminie szpitala, ale ta inicjatywa została przez starostów "olana". Słowo "olana" jest mojego autorstwa.

A ja już wiedziałem, że w powietrzu unosi się zapaszek zgniłej, bo opartej na nierzetelności, złej woli i kłamstwie, kampanii wyborczej. Toteż porwany przez wewnętrzny gen prawdy i wrodzony wstręt do krętactwa zabrałem głos.
Rzekłem, że każdy kto będzie podczas kampanii wyborczej obiecywał górowianom szpital jest oszołomem, kłamcą i oszustem, i nie traktuje ich poważnie. Dodałem przy tym, że narażę się wielu osobom, ale trzeba mówić prawdę a nie ludzi kołować. I wyłożyłem swoje racje. Uwierzę w utworzenie szpitala, jak zobaczę kontrakt z NFZ. Po drugie: uwierzę, jak zobaczę umowy z lekarzami, którzy zapragną w nim poracować. A w Polsce lekarzy jest niedostatek. Wyliczyłem zebranym, że by otworzyć 4 oddziały trzeba mieć 4 lekarzy z II stopniem specjalizacji (ordynatorów). W Górze mamy takich dwóch: Stanisława Hoffmanna i Wacława Grzebielucha. Obaj - wielce zasłużeni dla górowian panowie - są już w wieku emerytalnym. Nawet jak załatwimy jeszcze dwóch lekarzy z II stopniem specjalizacji, to trzeba, by związać ich z Górą, zapewnić im mieszkania. Przecież nie będą mieszkali w klitkach na strychu szpitala? Gmina ma wybudować im domy? Dać mieszkania? I pielęgniarki, które oddano niczym ziemniaki złodziejom. Czy one zechcą wrócić? Wszak ułożyły sobie pracę zawodową na nowo. Pójdą na niepewne? Pielęgniarek też w kraju brakuje.
Wyrzuciłem to z siebie, bo szlag mnie trafia, jak słyszę szerzone na temat szpitala bzdury, wyborcze plewy. Fakty kochani! Tylko one się liczą. A te są nieubłagane.

I tu, na marginesie spotkania, zauważam, że trup szpitala staje się orężem w walce wyborczej. Harce na nieboszczyku do zabawnych nie należą. Ale puszcza się "oczko" do wyborców, pełne fałszu i ułudy. Niektórzy robią to z dość głupią premedytacją: ja cieszący się poparciem obecnie rządzącej sitwy partyjnej, stworzę Wam szpital, ale musicie na mnie głosować oraz na popierającą mnie sitwę również, bo inaczej zapomnijcie o szpitalu. Raz, że jest to mało zakamuflowany, kurewski szantaż wobec górowian. Dwa to to, że nie ma absolutnie żadnych gwarancji, że tak się stanie.

Najmniejszych gwarancji. Nawet jak NFZ da (raczej może obiecać, bo obecnie jest w rękach pewnej sitwy partyjnej) kontrakt,  to w naszym kraju nie ma jeszcze (na szczęście) nakazu pracy, na mocy którego każe się w górowskim szpitalu pracować lekarzom i pielęgniarkom. Tak, że ten punkt (szpital) każdego programu wyborczego jest oszustwem i kantem czystej wody i liczeniem na to, że  wyborcy to idioci, półgłówki i debile.

Moim skromnym zdaniem jedyną szansą stworzenia szpitala - niekoniecznie 4 oddziałowego na początek - jest partnerstwo publiczno - prawne w tym zakresie. Mówię tu o prywatnych podmiotach gospodarczych (najlepiej medycznych) oraz gminie (ewentualnie gminach) zainteresowanych istnieniem szpitala w Górze.

Powróćmy jednak do nazwy ulicy. Przeprowadzono głosowanie. W głosowaniu mogli wziąć udział tylko mieszkańcy dawnej ulicy Bojowników. Okazało się, że 9 obecnych na spotkaniu mieszkańców tej ulicy jest za utrzymaniem nazwy Bojowników. W tej sytacji burmistrz Irena Krzyszkiewicz ogłosiła, że przedstawi Radzie Miejskiej stnowisko mieszkańców. Można założyć, że Rada Miejska uszanuje wolę mieszkańców tej ulicy i szykuje się wystąpienie do właściwego sądu (WSA) ze skargą na nieprzemyślaną decyzję wojewody. "Vox populi  vox dei" - jak pisał mnich Alkuin. Inaczej: suweren zawsze ma rację.

W dyskusji o nazwie ulicy głos zabrali przedstawiciele tzw. "prawej" strony naszej lokalnej sceny politycznej. Ten margines naszej politycznej sceny reprezentowali znany wszystkim i ceniony wysoko w bardzo wąkich kręgach, wąskich tak, że aż niezauważalnych, znany bojownik o wolność i demokrację, zażarty antykomunista, słabiuteńki burmistrz (były na szczęście), gwóźdź do trumny każdego komitetu wyborczego, emeryt pragnący powrócić do polityki (a mało to nieszczęść na świecie?!), erudyta na wspak - Tadeusz Tutkalik, "Tutkiem" pospolicie zwany. Też osobnik ów mnie zdenerwował, bo raz, że chciał brać udział w głosowaniu pomimo, że tam nie mieszka (gen interncjonalizmu się odezwał?), a dwa to to, że był burmistrzem w latach 1990 - 94. A wówczas drodzy Państwo, dokonano zmian nazw 30 górowskich ulic. I jakoś panu "Tutkowi" (genetycznemu antykomuniście) nazwa ulicy Bojowników z niczym złym się nie kojarzyła. A tu nagle olśnienia dostał! Ze ZBOWiD - m mu się kojarzyć zaczęła. W tej sytuacji powiedziałem na głos, że w mojej ocenie jest on karierowiczem i że go nie lubię. W myśl zasady: co w mym serduszku, to i na moim delikatnym języczku. Przypomniałem to gwoździowi do trumny każdego komitetu wyborczego oraz fakt istnienia opracowania urbanistyczno - historycznego naszego miasta. Opracowanie to pochodzi z 1983 r. (wg niektórych prawicowych pajaców Polska wówczas nie istniała). W tym opracowniu fachowcy postulowali, by w powrócić do dawnych nazw ulic, które to nazwy były kompletnie neutrealne politycznie. I tak w przypadku ulicy Bojowników sugerowano nadanie jej historycznej nazwy Łaziebników. Z tej możliwości w latach bardzo kiepskich rządów pana "Tutka" nie skorzystano.

Niestrudzonemu bojownikowi o wolność i demokrację towarzyszył mgr Kamil Kutny. Poźno ten urodzony człowiek, zaczął mówić coś o świadomości historycznej mieszkańców. Poszedł na tak dalące skróty myślowe, że pytał dramatycznie z tanią emfazą w głosie: "Kto w 1949 roku mógł  źle mówić o Związku Radzieckim?!" Taki poziom abstrakcji osiągnął sympatyk marginesu prawej strony lokalnej sceny politycznej. Jak by się przerzucił na malarstwo, to Picasso przy nim zblednie! I jak w proch się jeszcze nie rozpadł, to na pewno po namalowaniu pierwszego obrazu (np. "Jarosław Kaczyński w momencie internowania") nastąpiłoby to momentalnie. To by była najczystsza abstrakcja.

Radny powiatowy Grzegorz Akekasander Trojanek oraz radny miejski Tadeusz Biernacki trzeźwo zauważyli, że wojewoda odbiera kompetnencje samorządowi. Wg nich ingerencja w nazewnictwo ulic jest wkraczaniem w kompetencje samorządu gminnego. I mają rację.

A tym wszystkim, którzy dają się zwodzić syrenim (raczej baranim) głosom na temat reaktywacji szpitala, polecam pismo wojewody dolnośląskiego, które najpełniej obrazuje troskę wiadomej sitwy partyjnej o nasze zdrowie. I niech nikogo nie dziwi, że  tak długo czeka się na pogotowie. Życzę przyjemnej lektury. I nie jest ona budująca.


piątek, 24 sierpnia 2018

Wyimaginowane upiory przeszłości

W "Dzienniku urzędowym województwa dolnośląskiego " opublikowanym 30 lipca 2018 r. (poz. 3831), ukazało się "Zarządzenie zastępcze" wojewody dolnośląskiego z 27 lipca w sprawie zmniany nazwy ulicy w naszym mieście.

W  czwartek (23 sierpnia) odbyła się tzw. "szybka sesja". Radni w liczbie 17 zgromadzili się, aby przegłosować zmianę nazwy ulicy w okręgu nr 6 a obwód nr 5. Rzecz dotyczy ul. Bojowników o Wolność i Demokrację. Decyzją wojewody otrzymała ona nową nazwę i brzmi ona Obrońców Lwowa.

Decyzja wojewody podjęta zodstała na skutek interwencji wrocławskiego IPN - u. Pracownicy tej instytucji - a za nimi wojewoda -  doszli bowiem do wniosku, że: " (...) nazwa przedmiotowej ulicy bezpośrednio nawiązuje do związku kombatanckiego, utworzonego w 1949 r. przez władze komunistyczne Związku Bojowników o Wolność i Demokrację." W uzasadnieniu decyzji czytamy m.in. także: "ZBoWiD, jako jedyna koncesjonowana organizacja kombatancka, był szeroko wykorzystywany przez partię komunistyczną w działaniach propagandowych."

Konia z rzędem tym górowianom, którzy nazwę ul. Bojowników o Wolność i Demokrację kojarzyli z przywołanym w uzasadnieniu wojewody ZBoWiD - m.

Historię nazwy tej ulicy, w oparciu o źródła a nie domniemania i bardzo wolne skojarzenia, tak wolne, że aż absurdalne, przedstawiono w "Kwartalniku Górowskim" nr 36/2011, co zreferowałem Radzie Miejskiej. Na stronie XXII odnalazłem tam taką informację i przedstawiłem ją zebranym:

"21 października 1949 r. na posiedzeniu Miejskiej Rady Narodowej w Górze jednogłośnie postanowiono przemianować odcinek ul. Żeromskiego, od budynku poczty do pl. Wolności (obecnie pl. Bolesława Chrobrego), na ul. Bojowników o Wolność  i Demokrację (uchwała nr 225). Uczyniono to na wniosek Zarządu Powiatowego Związku Bojowników o Wolność i Demokrację w Górze z dnia 21 września 1949 r. Został on złożony w związku z 10. rocznicą napadu hitlerowskiego na Polskę. Wnioskodawcy chcieli w ten sposób uczcić bojowników o wolność i demokrację."

Autor artykułu, którym jest nasz najlepszy znawca i propagator lokalnej historii Mirosław Żłobiński, w naukowych przypisach powołuje się na dokumenty z Archiwum Państwowego we Wrocławiu.

Tak więc intencją członków ZBOWiD - u nie było uczczenie w ten sposób ich organizacji, ale 10 - lecia agresji Niemiec na Polskę. Skąd więc te dziwne skojarzenie wojewody i IPN?

Można to tłumczyć różnie. Dla mnie jest to nadgorliwość zwana niegdyś "czujnością rewolucyjną". Ta czujność szła zawsze w parze z niedostatkami wiedzy, co w tym przypadku wyraźnie widać, jak też zaczadzeniem mózgu jakąś ideologią. W tym porzypadku rzekomo prawicową.

Tylko jakoś tym antykomunistom z IPN - u czy też wojewodzie, członkowi wiadomej sitwy partyjnej (bo w mojej ocenie w naszej rzeczywistość każda partia to nic innego) kompletnie nie przeszkadza obecność w ich szeregach żywego reliktu komunizmu, który najbardziej rzuca się w oczy, czyli prokuratora stanu wojennego nijakiego Stanisława Piotrowskiego. Jakoś łykają tę nieciekawą postać w roli przewodniczącego sejmowej komisji sprawiedliwości i nie czują doń wstrętu czy obrzydzenia. I w tym miejscu nasuwa mi się na myśl niesławny Hermann Göring, który stwierdził niegdyś: "Ja ustalam, kto jest Żydem!" Czyżby w tej sitwie partyjnej też ktoś ustalał kto jest a kto nie jest komunistą?! To amoralne i głupie.

Wróćmy jednak ad rem.

Nie ma co ukrywać, że decyzja wojewody entuzjazmu wśród radnych nie wzbudziła. Ba! Zachodziła obawa, że radni uchwały o wpisaniu zmiany nazwy ulicy w obwodzie miejskim nr 5 nie zaakceptują. Wkurzyli się, że wojewoda decyduje za nich. Wszak wyłączną kompetncją Rady Miejskiej jest wg art. 18 ust. 2 pkt 13 ustawy z 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (Dz.U. z 2001 r. nr 142, poz. 1591 ze zm.) podejmowanie uchwał w sprawach nazw ulic i placów będących drogami publicznymi lub nazw dróg wewnętrznych w rozumieniu ustawy z 21 marca 1985 r. drogach publicznych (Dz.U. z 2007 r. nr 19, poz. 115 ze zm).

Do akcji musiała wkroczyć burmistrz, która zaapelowała do radnych o przyjęcie uchwały zminiające nazwę ulicy w obwodzie miejskim nr 5. Szefowa gminy argumentowała, że nieprzyjęcie uchwały o zmianie nazwy ulicy w okręgu wyborczym uniemożliwi przxeprowadzenie tam wyborów. W tej sytuacji wdumano wyjście salomonowe. Jeden ochotnik (z musu) mniał zagłosować za a reszta radnych się wstrzymać. Za były 2 głosy a 15 radnych się wstrzymało.

Według zapowiedzi burmistrz Ireny Krezyszkiewicz sprawa się jednak na tym nie skończy. Przy tej ulicy mieszka 25 rodzin i mieści się 6 podmiotów gospodarczych. Wiadomo, co zmiana nazwy ulicy dla nich znaczy. Burmistrz obwieściła, że 28 sierpnia (wtorek) o godz. 16 w sali nr 111 UMiG odbędzie się spotkanie z mieszkańcami i przedsiębiorcami z tej ulicy, którego celem będzie konsultacja zaistniałej sytuacji. W przypadku opowiedzenie się przez zainteresowanych przeciw zmianie nazwy ulicy w dwa dni później odbędzie się sesja, na której radni zadecydują, co dalej. Zostaje radzie jeszcze droga sądowa, bo jak Państwo widzą decyzja wojewody podjęta została na fałszywych podstawach. 

niedziela, 19 sierpnia 2018

Gra w palanta

Cytat z portlu "elki": "Panowie starostowie mają odwagę i tłumaczą realia. Niestety ci co twierdza , że prawda jest inna - tylko krytykują , krzyczą, piszą. I nikt nie słyszał realnych powtarzam realnych wskazówek, pomysłów tylko przedwyborczy bełkot."

Rozgorzała dyskusja o przeputanym przez tzw. "starostów" naszym szpitalu. Tzw. "starostowie" usiłują się nieudolnie wytłumaczyć z podarowania naszego szpitala PCZ z Wrocławia. Czytając ich wypowiedzi okazuje się, że winni są "inni", ale nie oni. I tak winni są dyrektorzy szpitala, którzy zarabiali 20 tys. zł. Zapomnieli jednak dodać, że wybrany przez nich dyrektor - spadochroniarz z Wrocławia przesrał kontrakt na pogotowie ratunkowe o wysokości ok. 1 mln zł. Z tego kontraktu naszemu szpitalowi zostawało ok. 0,5 mln zł. Skleroza czy starcza demencja?

Zapomnieli też, oczywiście przez czysty przypadek, wytłumaczyć się, jak doszło do podpisania tak skndalicznego aktu notarialnego, na mocy którego złodzieje z PCZ otrzymali na własność szpital przed zapłatą za niego.

Zapomnieli też - oczywiście przpadkowo - przypomnieć, ja to zachwalali PCZ i roztaczali wizję szpitala, w którym to - nieomal! - lekarze mieli całować pacjentów w wiadome miejsce a pielęgniarki zarabiać krocie.

Zapomnieli też przypomnieć, ja zamykano oddziały w naszymn szpitalu, za zamknięcie których PCZ miał płacić 1 mln zł od sztuki. Według tegoż nieszczęsnego aktu notarialnego. Gdzie ta kasa!?

I rację ma tu autor wpisu na portalu "elki": "WIEEELKA KIEŁBASA WYBORCZA Z OSŁA DLA OSŁA."

Proszę wczytać się w wypowiedzi tzw. "starostów", które mają zasiać w Czytelnikach nadzieję (raczej płonną) a im nadać blasku mężów odrodzenia szpitala. Otóż to nie starostwo będzie właścicielem szpitala a syndyk (zapewne z Poznania). Tzw. "starostowie" w tej rozgrywce kompletnie się nie liczą. Są z niej wytautowani, bo nie mają żadnego prawa do budynku szpitala. To nie jest dla nas minus, bo dowiedli oni niezbicie, że ich naturze obca jest boska umniejętność budowania i tworzenia. Ich świat to rujnowanie, burzenie i bezmyślność.

Wizja odtworzenia szpitala snuta przez tzw.: "starostów" (halucynacje?) opiera się na tak samo mocnych podstawach, jak moja wiara w ich inteligencję (w tym temacie jestem absolutnie niewierzący). Obecnie budynek po szpitalu wart jest dla syndyków 0 zł. Powód: brak kontraktu z NFZ. Wyposażenie szpiala zniknęło. Pielęgniarki i inny personel zostały oddane złodziejom niczym worek ziemniaków. W myśl zasad liberalizmu tzw. "starosta" (ten łysy), tłumaczył, że nie można wiązać rąk inwetorowi (złodziejom) nakazaniem im zatrudniania personelu na jakiś czas. Tak więc personel rozpędzono po wszystkich ościennych szpitalach.

Oczywiście, personel zachował to w swej wdzięcznej pamięci i z całą pewnością na wezwanie tzw. "starostów" podejmie pracę w szpitalu cudem sprawionym i przez syndyka przywróconym. O niczym innym przecież nasze pielęgniarki nie śnią dniem i nocą? Nieprawdaż, drogie Panie?

Oczywiście autorytet tzew. "starostów", ich ogólna popularność i sława spowodują, iż do nowego szpitala masowo zgłoszą się do pracy lekarze. Chociaż w całym kreaju ich brakuje, to akurat marzą oni o pracy w Górze. Perspektywa ta nęci ich i spać po nocach nie daje. Co to znaczy czterech ordynatorów z II stopniem specjalizacji, po jednym na każdy oddział? I kilkunastu lekarzy? To jest betka! Wszak wśród lekarzy bezrobocie! Nie to, co u politologów! Nawiasem mówiąc polska polityka politologami stoi i dlatego tak żałośnie wygląda.

No i jeszcze kontrakt z NFZ, bo do prywatnych placówek to oni jakoś nie chcą się dokładać. Przykład: "Ventriculus" Leszno - szpital. Ale wiadomno, że jak wiadoma sitwa partyjna dojdzie w Górze do władzy, to Ministerstwo Zdrowia już na drugi dzień zmieni swą politykę. Tak, że to nie problem.

Najbardziej w mętnych wywodach tzw.: "strarostów" ubawiło mnie takie wyznanie: "Zaufaliśmy im my, inne powiaty, spółki Skarbu Państwa, a nawet bank - wyjaśnia i przypomina starosta".

To wyznanie mnie na kolana rzuciło! Ale alibi dla własnej głupoty znaleźli! Przekładając na język potoczny tą głupią wypowiedź, rzec można, że na swoje usprawiedliwienie mają fakt, iż byli też inni idioci.

A mądrzy, górowscy ludzie nie przestrzegali, kurwa mać?! Nie ostrzegali panowie Grzebieluch, Hoffmann, Kalinowski, Józefiak, Stanisławski, Trojanek? To ludzie, którzy  zdecydowanie intelektem, wiedzą i doświadczeniem górowali, górują i będą górować nad tzw. "starostami". Ale się ich nie słuchało. Myślało się, że jak się zostało kim się zostało, to i rozumu przybyło. A gówno! W Środzie Śl. jakoś nie oddano aktem notarialnym na własność budynku szpitala szajce z Wrocławia. Tak, że proszę nie dopisywać ich do szzeregu palantów.

I jednej rzeczy zabrakło w tym bzdurotwórczym słowotoku tzw. "starostów". Słowa: przepraszamy. Wszytko więc jest o.k

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Koń paradny


Od wielu dni i nocy męczyło mnie przeczucie, że czegoś ważnego nie dostrzegłem. Bezsenne noce, dni w poszukiwaniu czegoś nieokreślonego. I dzisiejszego ranka: eureka! Zdałem sobie jasno i przeraźliwie sprawę z powodów moich mąk egzystencjonalnych. Toż Naczelnik naszego pięknego kraju ma feler jasny i oczywisty! Kościuszko miał konia, Piłsudski kobyłę a Jarosław? Jarosław ma tylko drabinkę, z której przemawia podczas comiesięcznych sabatów dla niepoznaki zwanych miesięcznicami.



 Jak funkcjonować może naczelnik bez konia?! W żadnym wypadku nie może! Toteż czując się w obowiązku - jako prawdziwy patriota i Polak - by tę krzyczącą niesprawiedliwość naprawić i krzywdę wyrządzoną Naczelnikowi wyrównać, zdobyłem konia. A sił nie szczędziłem! I udało się. Naczelnik będzie miał konia o imieniu Antonina. Rumak bezpieczny, nie narowisty, niewysoki (podobnie jak Naczelnik), trochę sfatygowany życiem (jak Naczelnik), wypłowiały i wyleniały (na wzór Naczelnika), niemłody ale i nie starszy od Naczelnika. Jednym słowem rumak na miarę Naczelnika. Można rzec, że jakby stworzony pod niego!



sobota, 11 sierpnia 2018

Niewiedzący pyta

W mieście pojawiły się banery z pytaniem: "Gdzie nasz szpital?" Sens zadnego pytania jest jasny, odpowiedź retoryczna a towarzyszy temu ciekawość dotycząca autorstwa baneru. Idzie o to kto go zamieścił, opłacił i w jakim celu to zrobił. Oczywiście ogólny pogląd jest taki, że banery są początkiem kampani wyborczej. Ich celem ma być poszukiwanie winnych utraty szpitala. Zauważmy jednak, że pytanie: "Gdzie nasz szpital?" kierowane jest w pustkę, bo nie ma w nim dslszego ciągu, który brzmieć winiern: "starosto!"


Zamysł takiego sformułowania pytania, bez wykazania adresta do którego  kierowane jest pytanie, powoduje że odpowiedzialność za utratę szpitala będzie można przypiąć każdemu, staroście, burmistrzowi, radnemu powiatowemu i kto tam jeszcze pod rękę podejdzie.

Wiadomym, ale chyba nieco zapomnianym, jest fakt, iż szpital był powiatowy a więc podlegał staroście. I to starostę, wicestarostę, skarbnika trzeba winić za podpisanie aktu notarialnego, na mocy którego budynek szpitalny stawał się własnością złodziejskiej szajki z Wrocławia przed zpłaceniem całości należności za niego. Na tym polegała głupota tej transkacji, która przedstawiana była mieszkańcom, jako wielkie osiągnięcie. Owe wielkie osiągnięcied miało skutkować rozwojem szpitala: nowe przechodnie, specjaliści, oddziały, lekarze a pielęgniarki miały więcej zarabiać. Ktoś na portalu elki napisał: "Niestety powiat trafił na grupę przestępców, co spowodowało jego zamknięcie." Wg mnie było inaczej: "Grupa przstępcza trafił na idiotów" czego dowodem jest ten durny akt notarialny. Czy starosta podisał by akt notarialny i przkazał swój prywatny dom bez otrezymania za niego zapłaty?! A wicestarosta! Skarbnik?

Przypomnieć też trzeba kto z radnych powiatowych był przeciw tej idiotycznej transkacji. Zdecydowane "nie!" powiedzieli radni powiatowi: Zbigniew Józefiak, Jan Kalinowski, Grzegorz Aleksander Trojanek, Marek Zagrobelny. Radny Władysław Stanisławski nie był obecny na sesji, gdy sprzedaż przegłosowano. Koniec listy ludzi rozumnych. Reszta radnych powiatowych zaprezentowała niezmierzone pokłady głupoty.

Istnieją teorie na temat "sprzedaży" szpitala. Wielu ludzi szepce o łapówce. W mojej ocenie nic takiego nie miało miejsca. Szefostwo PCZ  po kilku minutach rozmowy ze starostą i wicestarostą musiało się zorientować, że rozmawia z ludźmi minimalnego formatu intelektualnego. W efekcie łapówki nie było potrzeby wręcząć. Wystarczyły czcze obietnice, na który podatne są umysły małe i miałkie. Władza powiatowa uwierzyła w bzdury, które sączyły im do uszu krętacze, bo "myślała" (w tym przypadku daleko idący z mojej strony komplament), że przekręty z Wrocławia sprawią, iż nasz szpital będzie co najmniej kliniką. Co gorsza, uwierzyło w to wielu górowian nie mających pojęcia, jaką rolę w systemie opieki zdrowotnej ma spełniąć szpital powiatowy.

Inna teoria powiada, że starosta w sprawie sprzedaży szpitala nie miał nic do gadania. Dostał polecenie partyjne od kierownictwa swojej sitwy partyjnej  i ułożywszy "ruki po szwam" gorliwi je wykonał. Trzeba pamiętać o tym, że każdy członek każdej sitwy partyjnej, nie jest bytem samodzielnym. Za niego myśli szefostwo jego sitwy i jej służy a nie Polsce czy lokalnej społeczności.

Bardzo ładnie i trafnie ujął zagadnienie "sprzedaży" szpitala szanowany przez kilka pokoleń mieszkańców naszego powiatu dr Wacław Grzbieluch. Podczas jednego ze spotkań wprost w oczy powiedział staroście: "nie dorośliście intelektualnie do sprzedaży szpitala" oraz "sprzedaliście szpital na polecenie z Wrocławia". Pierwsza diagnoza jest trafna w 100%, z drugą można by polemizować gdyby nie taki oto fakt.

W 2011 r. prezesem naszego sz;pitala został spadochroniarz z Wrocławia, nijaki Rykowski. Zarząd powiatu wyciągnął go niczym króliczka z cylindra. I już na początku rzędowania nowy prezes przesrał kontrakt na pogotowie. Robił wszystko, by sytuacja naszego szpitala ulegała pogorszeniu. Kompletny ignorant i bufon.

Więc po co kompletnego amatora z Wrocławia zrobił zarząd powiatu przesem? Zarząd, na czele którego stał członek sitwy partyjnej, który swoich partyjnych zwierzchników miał we Wrocławiu?

Kiedy wczoraj stałem pod banerem umieszczonym koło "Tesco" usłyszałem taką oto rozmowę kilku osób, które głośno zastanawiały się do kogo kierowane jest pytanie "Gdzie nasz szpital?" Wymieniano starostów, ale nikt nie mógł sobie przypomnieć kto nimi jest! Kompletna i totalna amnezja! Mówiono, że rzecz całą zmajstrował ktoś chcący kandydować na funkcję szefa masy upadłościowej bez znaczenia i społecznego szacunku, czyli starostę.

Ale pojawił się w ożywionej rozmowie także bardzo ciekawy wątek. Dyskutanci założyli bowiem, że baner i pytanie adresowane są do sprawującej obecnie władzę sitwy partyjnej. Autor tej teorii uzasadnił ją następująco. Wojewodą jest członek tej sitwy partyjnej. Narodowy Fundusz Zdrowia też jest całkowicie w rękach członków tej sitwy. A to od NFZ zależy kontrakt dla naszego szpitala.
Logiki w tym wywodzie nie brakuje. Kolejny dyskutant zauważył, że wspomniana sitwa partyjna ani w gminie ani w powiecie nie rządzi. Ten argument zbity został po częsći stwierdzeniem, że to powiat jest odpowiedzialny za szpital. Klucze do odrodzenia szpitala leżą jednak w  województwie i NFZ całkowicie opanowanych przez aktualnie rządzącą sitwę partyjną.

W toku dyskusji wywiązał się pogląd, że pytanie do niczego odkrywczego nie prowadzi. Jeden z dyskutantów stwierdził nawet, że jest "głupie". Panowie rozeszli się w zgodzie uzgodniwszy, że pytanie stanowi początek kampani wyborczej, ale jego intencja jest niejasna.

Podobno banerów z pytaniami ma być więcej. Dobrze jest pytać, ale lepiej pytać i dawać na zadane pytania odpowiedzi. Chyba, że stawia się pytanie i nie zna na nie odpowiedzi. W tym przypadku odpowiedź jest znana. Chyba, że pytanie wymyślił ktoś mało kumaty.