Wszyscy Państwo zauważyli, że święta nam się
zbliżają. Wiadomo, karp, śledź, uszka, pierożki i inne delicje. Wszystko to nie
smakowałoby bez choinki, bombek i światełek.
I tu trzeba przyznać, że nasze najukochańsze
Nadleśnictwo Góra Śląska stanęło na wysokości zadania i na swojej korporacyjnej
stronie internetowej ogłosiło szczegóły dotyczące sprzedaży tych drzewek.
Co
prawda informacja o tym doniosłym wydarzeniu ukazała się dopiero 20 grudnia
się, ale wynikało to nie z nieróbstwa odpowiedzialnych za sprzedaż choinek
pracowników, lecz z faktu – bardzo prozaicznego – że pan nadleśniczy Tomasz Multański
zapomniał w swoim kalendarzu odwrócić kartki z miesiąca marca, gdzie otwarte
były na świętach zgoła innych, na miesiąc grudzień. A wiadomo, że w każdej
szanującej się firmie jej pracownicy mierzą czas wg chronometru szefa, choćby
ten notorycznie się spóźniał.
Ale ostatnio – podobno – pani sprzątające gabinet
naszego jeszcze aktualnego Nadleśniczego, ścierką od kurzu nieopacznie
odwróciły kartki kalendarza na właściwy miesiąc. Panu Nadleśniczemu nie ma się
co dziwić, bo po uszy ma zajęć. A to dziki liczy, jelenie, hipopotamy, żyrafy, słonie
z trąbami lub same trąby, których nie brakuje. A to musi się kontrolami martwić,
przypilnować, by szwagier szwagrowi odbioru robót nie akceptował. No i
oczywiście stołka pilnować, by nie rąbneli go złomiarze, na przykład. A do tego las nas głowie cały a
zwierz niesubordynowany i lezie gdzie chce. Ciężkie jest życie pana Nadleśniczego,
mozołu pełne, trudu i znoju. A pensyjka marna. Jakieś liche 200 tys. rocznie. Toż
z tego ledwo można wyżyć, i by związać koniec z końcem – podobno – nasz ukochany
Pan Nadleśniczy latem żywi się grzybami, malinami, orzechami laskowymi, jagodami
i innymi dobrami, które niesie z sobą las nasz kochany.
Tak więc nieco późno, ale lepiej późnej niż wcale,
wódz leśników w przypływie niesamowitej łaski ogłosił „urbi et orbi”, że jako zarządca
Lasów Państwowych w przypływie szczególnej łaski pozwolił nabywać choinki
miejscowej ludności. Co prawda znajomy zając poinformował mnie w tajemnicy, że
tych choinek za dużo nasze kochane Nadleśnictwo nie ma, bo posusz był, zwierzyna
niesforna nieco wyjadła, plantacje podupadły, bo o nich zapomniano, ale
przecież to drobiazgi są? Wszystko to blednie w obliczu przedświątecznej łaski
Jaśnie nam Panującego pana jeszcze Nadleśniczego.
Skarżył mi się też mój zaufany zajączek „Dyzmą”
zwany, że od pewnego czasu okrutne prześladowania spadły na ród zajęczy. Opowiadał
mi, że zajęcza barć w tutejszych lasach znakowana jest poniżej ukazanym
narzędziem.
„Dotąd znakowano nas za jego pomocą na lewym „słuchu”,
ale od pewnego czasu w jednym z leśnictw znakują nas tak na lewym jak i prawym słuchu.
Ponadto ten znacznik cuchnie nam na odległość tandetną podróbą, która nie
spełnia wymogów pewnego rozporządzenia nr 58. A my cierpimy, bo od znakowania
tą tandetą choróbsko może jakieś powstać. Nie wspomnę tu, że znaczone mogą być
nielegalne zające. Zrób pan coś z tym” – zakrzyknął zrozpaczony zając „Dyzma”,
co niniejszym czynię.
Cóż dodać jeszcze? No podziękować super
Nadleśniczemu za okazaną nam łaskawość, której ogrom dostrzeże nawet ślepy „Łysek
z pokładu Idy”. Na odległość całuję więc najłaskawszą dłoń Leśnego Dobroczyńcy
i życzę mu wszystkiego najlepszego na nowej ścieżce życia zawodowego. Niech
choinka zawsze będzie z Panem! Darz bór siewco łaski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz