Skandalem
zapachniało w powietrzu. Górowianin Mieczysław Gryza, obecnie mieszkaniec stolicy
Pyrlandii, dokonał w pełni świadomego aktu „wandalizmu”. Wyborował ścianie
zabytkowego ratusza w Legnicy niewielką dziurkę. Celem jego akcji było
zwrócenie uwagi opinii publicznej na niszczenie zabytków w Polsce, które odbywa
się na naszych oczach, przy milczącej aprobacie władz, konserwatorów zabytków i
cholera wie jeszcze kogo.
Mieczysław
Gryza, znany mi osobiście, gdyż nie tylko był moim sąsiadem z podwórka
oddalonego przez ulicę, ale był też członkiem Amatorskiego Klubu Filmowego „Profil”,
którym kierował nieżyjący już niestety Józef Lesiak, wielki przyjaciel młodzieży
i autentyczny autorytet dla nas wszystkich. Mieciu kręcił filmy amatorskie,
które zawsze łamały wszelkie konwencje. Miał też oddanego przyjaciela „Dudusia”
– Jurka Gudalewicza, który obecnie jest szanowanym inżynierem w KGHM, chociaż –
jak pamiętam – wówczas absolutnie nic na to nie wskazywało.
Razem
Mietek i „Duduś” tworzyli nieodłączną parę podczas kręcenia filmów. Pamiętam taki
film „Na śmierć rewolucjonisty”. Rolę „rewolucjonisty” grał oczywiście „Duduś”.
Był luty, zimno jak cholera a „Duduś” musiał zaiwaniać na miejsce symbolicznego
rozstrzelania na bosaka. Dodatkowo na miejscu rzekomej egzekucji „Duduś” miał
rozerwać na znak bezgranicznego oddania sprawie rewolucji i pogardy dla
oczekującej go śmierci. Koszulę, w którą był przyodziany. „Duduś” jednak
nieoczekiwanie zmienił scenariusz filmu i nie chcąc narażać się w domu na
konsekwencje z tytułu znacznego uszkodzenia koszuli, zaczął ją z mozołem
rozpinać guzik po guziku. Kamera włączona, reżyser Mietek kręci a „rewolucjonista”
z angielską flegmą rozpina koszulę guzik po guziku. Mietka nieomal szlag nie
trafił! Posypały się joby! „Duduś” siny z zimna, Mietek wkurwiony na maksa.
Stop! Kręcą od nowa. Przy powtórce wszystko idzie zgodnie z planem. „Duduś”
rozrywa koszulę jednym ruchem rąk i widzą ukazuje się mizerna (sorry Duduś, ale
oszczędnie byłeś wówczas zbudowany) rewolucjonisty bohatersko wystawiona na
kule czarnej redakcji.
Tak,
tak. Wesoła z nas była rodzinka w „Profilu”. Wesoła, bardzo zgrana, pomysłowa,
często przyprawiająca innych o ból głowy ku naszej niewymownej uciesze.
Mietek i
„Duduś” chodzili do tej samej klasy w ogólniaku. Mietek był szeroko znany w
szkole ze swojego „olewajskiego” stosunku do narzucanych przez szkołę
konwenansów. Szkolna akademia. Chłopcy w garniturach pod krawatami, dziewczęta
granatowe spódniczki plus białe bluzki. Atmosfera podniosła, w powietrzu czuć
nadęcie i cały idiotyzm sytuacji. Akademia się zaczyna. Wpada odrobinę spóźniony
Miecio. W garniturze, trampkach (bywało, że i w laczkach), pod marynarką
koszulka gimnastyczna na szelkach, spod której wyrasta bujny zarost klatki
piersiowej. Nadęta atmosfera pęka niczym bańka mydlana, przez przestrzeń sali przetacza
się uczniowski rechot, dostojne grono pedagogiczne zgorszone. I ma Mietek
upragniony efekt – szlag trafił podniosły nastrój. A o cóż innego mogło chodzić
raczkującemu artyście?
Jak więc
Państwo widzą nasz górowski z krwi i kości artysta Miecio się za bardzo nie
zmienił, o czym świadczy treść listu, z którego dowiedzą się Państwo w czym
rzecz. Dodać należy, że w dostarczonym liście jest mowa też o sprawie, która
dotyczy naszej gminy. Obszernej informacji na ten temat dostarczy link zamieszczony
w liście.
LIST
OTWARTY
Listem tym chcę wyjaśnić motywy, dla
których w performansie wykonanym podczas finału XXV Międzynarodowego Konkursu
Sztuki Złotniczej w Legnicy zrobiłem dziurę w ścianie legnickiego Ratusza.
Jestem poznańskim artystą, który
urodził i wychował się na Dolnym Śląsku. Zawsze bolało mnie, powszechne na
naszych ziemiach odzyskanych, okrutne traktowanie tego, co „poniemieckie”.
W 2007
roku podjąłem próbę rewitalizacji starego, zniszczonego mostu kolejowego na rzece
Barycz w Osetnie. Przepięknego mostu, który, choć zabytkowy, nie interesuje
urzędów.
Mimo moich wieloletnich starań i
interwencji w tej sprawie, władze gminy pozostały na jego los obojętne.
Jako artysta wykonałem na moście
performans. Moja praca w postaci relacji multimedialnej z tej akcji, została
nagrodzona w 2012 roku na legnickim konkursie. Odbierając wyróżnienie od organizatorów,
chciałem by historia mostu, choćby symbolicznie, miała swój ciąg dalszy. Rozsypałem
otrzymaną nagrodę (1 kg srebra w granulacie), siejąc w ten sposób ideę
ratowania mostu wśród zebranych gości.
Ostatni
raz byłem w Osetnie dwa tygodnie temu. Niestety nadal jest on rozkradany przez
złomiarzy
i
niszczeje. W 2015 roku, w swoich powrotach na ziemie dolnośląskie, trafiłem do
Jędrzychowa - miejscowości oddalonej ok. 35 km od Legnicy. Jest tam
zrujnowany, rozkradziony zbór poewangelicki, który jak most na Baryczy,
niszczeje w oczach.
Hańbiąca dewastacja jest obojętna mieszkańcom, władzom i urzędom powołanym do ochrony zabytków. Wobec takich zachowań, niegodnych Polski i Polaka, postanowiłem „przywlec tego rozkładającego się trupa na salony”. Z jędrzychowskiej cegły zrobiłem naszyjnik, nagrodzony przez międzynarodowe, prestiżowe jury. Można go obejrzeć na wystawie Galerii Sztuki w Legnicy (Plac Katedralny 1) wśród najlepszych dzieł tegorocznego konkursu.
„Sztuka jest
po to, by stawiać pytania.” Milczenie i obojętność wobec niszczenia cennego
zabytku uznałem za cel mojego ataku. Przy użyciu młotowiertarki, na uroczystym
rozdaniu nagród 21 maja 2016 roku w legnickim Ratuszu, skomentowałem swoją
konkursową pracę. W imieniu Jędrzychowa wykonałem performans zadając pytanie:
„Jakie są granice tolerancji dla niszczenia zabytków?”.
Usłyszałem, że będzie wyrok na
wandala. A odpowiedzi należy szukać w cegle z naszyjnika…„38
sekund, które wywołało takie oburzenie, poświęciłem dla Jędrzychowa i dla
sztuki.
38 sekund - tyle czasu zajęło mi symboliczne naruszenie wewnętrznej, wielokrotnie remontowanej i tynkowanej ściany Ratusza. A powszechna, nie tylko na Dolnym Śląsku, zagłada zabytków trwa od dziesiątek lat w przyzwoleniu i obojętności władz i urzędów.
Prawdziwym absurdem i hipokryzją
jest dla mnie histeryczna reakcja na dziurę w ścianie wielkości jak pod
gniazdko elektryczne i jednocześnie kompletna obojętność wobec Jędrzychowa i
jego bogatej historii. Niestety tragiczna sytuacja tego ewangelickiego zboru to
tylko jeden z niechlubnych przykładów, jakich w naszym kraju mamy tak wiele.
Rozejrzyjcie się wokoło. Ile zabytków jest rujnowanych ignorancją i doraźnymi
interesami?
Po
performansie pozostał kawałek cegły z legnickiego Ratusza. Wykonam z niego
prace artystyczną
- obiekt do myślenia. Jestem przekonany, że jako dzieło sztuki będzie miał
większe szanse
na przetrwanie niż w architekturze, jak pokazuje 700-letnia historia
jędrzychowskiego zabytku.
Kończąc
ten list sparafrazuję znane przysłowie: „Uderz w ratusz a ruiny się odezwą”. Co mają
do powiedzenia? Zapraszam na wycieczkę do Jędrzychowa.
Performer
Mieczysław
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz