Strony

niedziela, 5 czerwca 2016

Jemu nie wisi

Skandalem zapachniało w powietrzu. Górowianin Mieczysław Gryza, obecnie mieszkaniec stolicy Pyrlandii, dokonał w pełni świadomego aktu „wandalizmu”. Wyborował ścianie zabytkowego ratusza w Legnicy niewielką dziurkę. Celem jego akcji było zwrócenie uwagi opinii publicznej na niszczenie zabytków w Polsce, które odbywa się na naszych oczach, przy milczącej aprobacie władz, konserwatorów zabytków i cholera wie jeszcze kogo.

Mieczysław Gryza, znany mi osobiście, gdyż nie tylko był moim sąsiadem z podwórka oddalonego przez ulicę, ale był też członkiem Amatorskiego Klubu Filmowego „Profil”, którym kierował nieżyjący już niestety Józef Lesiak, wielki przyjaciel młodzieży i autentyczny autorytet dla nas wszystkich. Mieciu kręcił filmy amatorskie, które zawsze łamały wszelkie konwencje. Miał też oddanego przyjaciela „Dudusia” – Jurka Gudalewicza, który obecnie jest szanowanym inżynierem w KGHM, chociaż – jak pamiętam – wówczas absolutnie nic na to nie wskazywało.

Razem Mietek i „Duduś” tworzyli nieodłączną parę podczas kręcenia filmów. Pamiętam taki film „Na śmierć rewolucjonisty”. Rolę „rewolucjonisty” grał oczywiście „Duduś”. Był luty, zimno jak cholera a „Duduś” musiał zaiwaniać na miejsce symbolicznego rozstrzelania na bosaka. Dodatkowo na miejscu rzekomej egzekucji „Duduś” miał rozerwać na znak bezgranicznego oddania sprawie rewolucji i pogardy dla oczekującej go śmierci. Koszulę, w którą był przyodziany. „Duduś” jednak nieoczekiwanie zmienił scenariusz filmu i nie chcąc narażać się w domu na konsekwencje z tytułu znacznego uszkodzenia koszuli, zaczął ją z mozołem rozpinać guzik po guziku. Kamera włączona, reżyser Mietek kręci a „rewolucjonista” z angielską flegmą rozpina koszulę guzik po guziku. Mietka nieomal szlag nie trafił! Posypały się joby! „Duduś” siny z zimna, Mietek wkurwiony na maksa. Stop! Kręcą od nowa. Przy powtórce wszystko idzie zgodnie z planem. „Duduś” rozrywa koszulę jednym ruchem rąk i widzą ukazuje się mizerna (sorry Duduś, ale oszczędnie byłeś wówczas zbudowany) rewolucjonisty bohatersko wystawiona na kule czarnej redakcji.
Tak, tak. Wesoła z nas była rodzinka w „Profilu”. Wesoła, bardzo zgrana, pomysłowa, często przyprawiająca innych o ból głowy ku naszej niewymownej uciesze.
 Od lewej: Mieczysław "Mietal" Gryza, ja, "Duduś"

Z „Dudusiem” spróbowałem wtedy po raz pierwszy wódeczki. „Duduś” przytargał do „Profilu” połóweczkę „Klubowej”. Konał będę a tego smaku nie zapomnę. Woła mnie i pyta czy coś wypijemy. Ja zbaraniałem, bom smaku wódki jeszcze w swoim życiu, które wówczas składało się z kilkunastu przepięknych wiosen, nie miałem zaszczytu poznać. Ale co miałem wymięknąć?! Zaszyliśmy się w kanciapie pod schodami, gdzie sprzątaczki przetrzymywały swój sprzęt. Literatkami piliśmy! A co?! Jak spaść to z dużego konia nie kucyka!
Mietek i „Duduś” chodzili do tej samej klasy w ogólniaku. Mietek był szeroko znany w szkole ze swojego „olewajskiego” stosunku do narzucanych przez szkołę konwenansów. Szkolna akademia. Chłopcy w garniturach pod krawatami, dziewczęta granatowe spódniczki plus białe bluzki. Atmosfera podniosła, w powietrzu czuć nadęcie i cały idiotyzm sytuacji. Akademia się zaczyna. Wpada odrobinę spóźniony Miecio. W garniturze, trampkach (bywało, że i w laczkach), pod marynarką koszulka gimnastyczna na szelkach, spod której wyrasta bujny zarost klatki piersiowej. Nadęta atmosfera pęka niczym bańka mydlana, przez przestrzeń sali przetacza się uczniowski rechot, dostojne grono pedagogiczne zgorszone. I ma Mietek upragniony efekt – szlag trafił podniosły nastrój. A o cóż innego mogło chodzić raczkującemu artyście?

Jak więc Państwo widzą nasz górowski z krwi i kości artysta Miecio się za bardzo nie zmienił, o czym świadczy treść listu, z którego dowiedzą się Państwo w czym rzecz. Dodać należy, że w dostarczonym liście jest mowa też o sprawie, która dotyczy naszej gminy. Obszernej informacji na ten temat dostarczy link zamieszczony w liście.

LIST OTWARTY

Listem tym chcę wyjaśnić motywy, dla których w performansie wykonanym podczas finału XXV Międzynarodowego Konkursu Sztuki Złotniczej w Legnicy zrobiłem dziurę w ścianie legnickiego Ratusza.
Jestem poznańskim artystą, który urodził i wychował się na Dolnym Śląsku. Zawsze bolało mnie, powszechne na naszych ziemiach odzyskanych, okrutne traktowanie tego, co „poniemieckie”.
W 2007 roku podjąłem próbę rewitalizacji starego, zniszczonego mostu kolejowego na rzece Barycz w Osetnie. Przepięknego mostu, który, choć zabytkowy, nie interesuje urzędów.
Mimo moich wieloletnich starań i interwencji w tej sprawie, władze gminy pozostały na jego los obojętne.


 Jako artysta wykonałem na moście performans. Moja praca w postaci relacji multimedialnej z tej akcji, została nagrodzona w 2012 roku na legnickim konkursie. Odbierając wyróżnienie od organizatorów, chciałem by historia mostu, choćby symbolicznie, miała swój ciąg dalszy. Rozsypałem otrzymaną nagrodę (1 kg srebra w granulacie), siejąc w ten sposób ideę ratowania mostu wśród zebranych gości.


Ostatni raz byłem w Osetnie dwa tygodnie temu. Niestety nadal jest on rozkradany przez złomiarzy
i niszczeje. W 2015 roku, w swoich powrotach na ziemie dolnośląskie, trafiłem do Jędrzychowa - miejscowości oddalonej ok. 35 km od Legnicy. Jest tam zrujnowany, rozkradziony zbór poewangelicki, który jak most na Baryczy, niszczeje w oczach.

Hańbiąca dewastacja jest obojętna mieszkańcom, władzom i urzędom powołanym do ochrony zabytków. Wobec takich zachowań, niegodnych Polski i Polaka, postanowiłem „przywlec tego rozkładającego się trupa na salony”. Z jędrzychowskiej cegły zrobiłem naszyjnik, nagrodzony przez międzynarodowe, prestiżowe jury. Można go obejrzeć na wystawie Galerii Sztuki w Legnicy (Plac Katedralny 1) wśród najlepszych dzieł tegorocznego konkursu.


„Sztuka jest po to, by stawiać pytania.” Milczenie i obojętność wobec niszczenia cennego zabytku uznałem za cel mojego ataku. Przy użyciu młotowiertarki, na uroczystym rozdaniu nagród 21 maja 2016 roku w legnickim Ratuszu, skomentowałem swoją konkursową pracę. W imieniu Jędrzychowa wykonałem performans zadając pytanie: „Jakie są granice tolerancji dla niszczenia zabytków?”.


Usłyszałem, że będzie wyrok na wandala. A odpowiedzi należy szukać w cegle z naszyjnika…„38 sekund, które wywołało takie oburzenie, poświęciłem dla Jędrzychowa i dla sztuki.

38 sekund - tyle czasu zajęło mi symboliczne naruszenie wewnętrznej, wielokrotnie remontowanej i tynkowanej ściany Ratusza. A powszechna, nie tylko na Dolnym Śląsku, zagłada zabytków trwa od dziesiątek lat w przyzwoleniu i obojętności władz i urzędów.

 Prawdziwym absurdem i hipokryzją jest dla mnie histeryczna reakcja na dziurę w ścianie wielkości jak pod gniazdko elektryczne i jednocześnie kompletna obojętność wobec Jędrzychowa i jego bogatej historii. Niestety tragiczna sytuacja tego ewangelickiego zboru to tylko jeden z niechlubnych przykładów, jakich w naszym kraju mamy tak wiele. Rozejrzyjcie się wokoło. Ile zabytków jest rujnowanych ignorancją i doraźnymi interesami?

Po performansie pozostał kawałek cegły z legnickiego Ratusza. Wykonam z niego prace artystyczną - obiekt do myślenia. Jestem przekonany, że jako dzieło sztuki będzie miał większe szanse na przetrwanie niż w architekturze, jak pokazuje 700-letnia historia jędrzychowskiego zabytku.

Kończąc ten list sparafrazuję znane przysłowie: „Uderz w ratusz a ruiny się odezwą”. Co mają do powiedzenia? Zapraszam na wycieczkę do Jędrzychowa.


Performer
Mieczysław

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz