Przyznaję się, że wypiłem
dzisiaj sześć setek. Taka ilość pepsi jest zabójcza dla organizmu, ale stanowi
ersatz alkoholu, a co za tym idzie niesie z sobą natchnienie.
Z resztą natchnienie przyszło
do mnie tej nocy w postaci snu. Miałem bowiem sen, że jestem strażnikiem
więzienny. Tzw. klawiszem. A sen był piękny z tego powodu, że jego treść była
następująca. Waliłem kluczem o żelazną ramę pryczy i krzyczałem „Wołowicz! Niedźwiedź! Biernacki!
WSTAWAAAAAAAĆĆC!”. A oni zdziwieni: „Za jakie grzechy?”. No to ja im na to „Za
szpital! Za szpital!”.
Piękny sen i mam nadzieję, że
wkrótce się ziści.
Spożywając pepsi w szerszym
towarzystwie usłyszałem dzisiaj, że jeden z gminnych radnych ma złote nasienie.
Zaciekawiony nadstawiłem ucho i dowiedziałem się, iż posiadaczem podobno
skąpanych w blasku złota drogocennych plemników jest radny Henryk Drozdowski. Henryk z Czerniny, zamieszkały o półtora rzutu
beretem od całorocznej rezydencji przyszłej carycy Ireny I Czernińskiej.
Ów że Henryk z Czerniny
(radny i sołtys w jednej osobie) posiada bowiem – perorował mówca –
ponadprzeciętnie inteligentne córki, które wygrały konkursy na stanowiska w
gminie. Genialnemu ojcu gratulujemy inteligentnych córek, komisjom konkursowym
właściwego wyboru, a przyszłej carycy pozyskania kolejnych sprzymierzeńców.
Dodać należy, że tymi nieprzeciętnie zdolnymi potomkami radnego Henryka z
Czerniny zaszczycone zostały stanowiska kierownika „Świat Malucha” i referat
gospodarki komunalnej w Urzędzie Miasta i Gminy w Górze.
Z innego towarzystwa
usłyszałem z kolei głosy, że przewodniczący Rady Miejskiej – Jerzy „Chochoł” Kubicki podobno stara
się o zaciągnięcie kredytu, by wpłacić do budżetu gminy tytułem zwrotu
wszystkie pieniądze, które pobrał za „jazdy lokalne”. Przypomnę, że
przewodniczący w swojej łaskawości pozwalał sobie wypłacać ok. 300 zł
miesięcznie z tytułu ryczałtu za używanie prywatnego samochodu w celach
służbowych. Okazało się jednak, że pobieranie tego ryczałtu nie znajdowało
żadnego oparcia w prawie i na skutek mojej interwencji korytko warte ok. 300 zł
zostało odsunięte od wiadomej części ciała przewodniczącego.
Podobno mój najserdeczniejszy
i oddany kolega, który trzyma moją fotografię na nocnym stoliku, radny powiatowy
Marek „Bananowy Uśmiech” Biernacki
jest bardzo szczęśliwy z okazji zbliżającej się wiosny i w związku z tym z
perspektywą zazielenienia się łąk. Podobno radny, wielki zwolennik ekologiczne
życia, zamierza się na tych łąkach pasać. Życzę smacznego. Ciekawe co udoi
dojarka?
Dowiedziałem się również, że
radny gminny Bronisław Barna zwany w
kręgach przyjaciół „Bronisław bardzo Be”, łamacz damskich serc, Casanova z
ulicy Słowackiego, człowiek o zabójczej aparycji, chadzający w wytwornej
odzieży zamierza sprzedać swój pojazd, którym dokonał wielu podbojów miłosnych.
Wiadomo, że auto nie było bite (przynajmniej w Polsce), pierwszy właściciel
(przynajmniej w Polsce), oryginalny przebieg (przynajmniej w Polsce). Auto mało
jeżdżone, pan Bronisław wsiadał za kierownicę, aby posłuchać tylko muzyki.
Teraz rady Barna rzekomo marzy o zakupie karocy, by wozić nią przyszłą carycę
Irenę I Czernińską.
Siedzący przy stoliku w
„Magnolii” emerytowani pracownicy górowskie cukrowni ze łzami w oczach
wspominali kierownika placu buraczanego
Ryszarda Borawskiego, który obecnie pełni funkcję – niestety – radnego. Emeryci
przypominali sobie liczne zasługi kierownika placu buraczanego, który na
przykład potrafił z buraków, bez ich wcześniejszego przerobu, wycisnąć cukier w
kostkach, a z kija od nieodłącznej miotły wydoić mleczka do kawy.
Zebrani wyrazili też
zdziwienie, że nie widują też na ulicach miasta przemiłego i serdecznego doktora Zygmunta Icieka. Rozmówcy
obawiali się, że wraz z zamknięciem szpitala doktor Zygmunt Iciek został
bezrobotnym. Wspominali pochwały, jakimi darzyły i darzą do dnia dzisiejszego
ich małżonki. Co niektórzy z dumą twierdzą, że ich synowi są łudząco podobni do
doktora Zygmusia (jak pieszczotliwie o nim mówili) i nie wnoszą o to pretensji,
bo nie chcieliby by podobne były do przewodniczącego rady miejskiej.
Towarzystwo też dość
radykalnie wypowiadało się o powtórnym przyjęciu w poczet gminnej rodzinki
urzędniczej Radosława Stolarczyka,
który jak wiem po dziurki w nosie miał psiej służby w Straży Miejskiej. Nawet
jeśli była to suto opłacana funkcja komendanta. Sączący drinki rozważali
przydatność byłego komendanta na nowym stanowisku pracy pracownika odpowiedzialnego za utrzymanie dróg gminnych. Zastanawiano się czy
nowo-stary dworzanin przyszłej carycy Ireny I Czernińskiej ma odpowiedni zasób
wiedzy na temat dróg gminnych. Po krótkiej dyskusji wszyscy orzekli, że i
owszem, bo – tu cytat: „bo wracając niejednokrotnie z imprezy musiał nadłożyć
drogi ze względu na ich zły stan nawierzchni”. Dla mnie to wystarczająca rekomendacja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz