Odpowiedź na list.
Szanowny panie Marku
Dziękuję za miłe słowa, zwrócenie uwagi na zwyczajne
nieróbstwo i filmy, które mi Pan przesłał celem publikacji. Przyzna Pan, że niczego
nie skrzywiłem, nie przeinaczyłem a Czytelnikom przekazałem jota w jotę, to o
czym Pan pisał.
Fajnie jest, że są tacy ludzie jak Pan, których jeszcze coś
wkurza i reagują. W praktyce mamy do czynienia z oceanem niemożności. Toteż Pana
zainteresowanie problemem chujowo naprawianych dróg bardzo mnie ucieszyło, bo jednoosobowa
donkiszoteria mnie nie bawi.
Jeżeli idzie o moją skuteczność, to trochę Pan nie trafił.
Sadzę, że zadziałała tu władza gminna, która ma rzeczywistą moc sprawczą. Tandetna
robota widoczna była nawet dla ślepego i gołego oka.
A dlaczego dopuszczono do tandety i bylejakości? Opowiem
Panu takie zdarzenie. Udałem się niegdyś do jednego z ważnych urzędników
naszego ratusza. Zwróciłem mu uwagę na fakt, iż w wielu - zbyt wielu! - ,zabytkowych budynkach mieszkalnych, w I strefie ochrony konserwatorskiej, wstawia
się okna o różnym kształcie i kolorze. Oczywiście, że jest to niedopuszczalne.
Bardzo ów ważny (we własnym mniemaniu urzędnik) odrzekł mi, że on o tym nic nie
wie, bo po mieście... jeździ samochodem. „Oj! Pomyślałem, gdyby burmistrzem był
ktoś, kto to widzi, to byś się chuju długo tym samochodem nie powoził! Z zasiłku
na benzynę by ci durniu starczyło!” Taka jest rzeczywistość i w takich realiach
muszę się poruszać, żyć i działać.
Mam dla Pana szacunek za odwagę, jaką okazał Pan pisząc do
mnie o spierdolonej robocie. To teraz rzadkie. Narzeka na to, i tamto wielu, ale
jak przychodzi co do czego, to przysłowiowa „morda w kubeł”. „A co ja skrzynka
skarg i zażaleń? – zawsze pytam. "A tobie (Panu) na niczym nie zależy!", "rodziny Pan
nie masz!", "wolny strzelec Pan jesteś!" – słyszę argumentację. Tak daleko nie
zajedziemy, chyba że mnie zajadą. Ale ludzkich dusz przekuwać nie zamierzam, bo z wykształcenia i powołanie uprawnień do bycia „inżynierem dusz ludzkich nie mam”.
Pana zachęty, bym objął swoim wzrokiem więcej, są – proszę mi
wybaczyć – próżne. Ogarniam miasto, które kocham i bez którego trzech dni
wytrzymać nie mogę. I z tym mi dobrze, i to wyczerpuje moje ambicje. Tak niech
zostanie. Bez powietrza i klimatu tego miasta, jego ulic (nie zawsze najpiękniejszych),
zaułków (nie zawsze zadbanych), parków (odnowionych, ale już popadających w
ruinę), ja nie pisałbym tak jak piszę. Bo to dobry Bóg i to miasto jest moim
natchnieniem.
Pozdrawiam i dziękuję za zainteresowanie się problemem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz