Strony

wtorek, 28 lutego 2012

10 dni do otwarcia

W sobotę - 10 marca - 1250 metrów kwadratowych Polskich Składów Budowlanych „Mrówka” będzie oczekiwało na pierwszych klientów. Uroczyste marketu otwarcie nastąpi o godzinie 10,00.

Obecnie na terenie marketu trwają intensywne prace nad zapełnieniem regałów sklepowych towarem, który z całą pewnością przyciągnie oko każdego – nawet wymagającego – klienta. Na półkach już można zobaczyć asortyment towarowy w ilości ok. 20.000 sztuk. Docelowo ma go być ponad 25.000. By ściągnąć tak imponującą ilość towarów i osiągnać różnorodność asortymentu niezbędna była współpraca z ponad 100 dostawcami z terenu całego kraju.

Pomimo, iż jeszcze układa się towar na półkach market już prowadzi sprzedaż. Można zauważyć, że jego drzwi przekracza wielu klientów, którzy z ogromny zaciekawieniem przyglądają się temu, co „Mrówka” ma do zaoferowania.

W najbliższych dniach we wszystkich domach na terenie powiatu górowskiego pojawi się gazetka reklamująca PSB „Mrówka”, Góra, ul. Poznańska 23. Tam będą mogli Państwo się zapoznać z okazjami cenowymi i wybranym asortymentem oferowanym przez market.

Udało mi się też zaglądnąć do pomieszczenia, w którym gromadzone są nagrody, które zdobyć będzie można podczas uroczystego otwarcia. Powiem, że oko bieleje!
Oto jedna z nagród

Diabeł tkwi w szczegółach

Idziemy ulicami naszego miasta i często nie zwracamy uwagi na drobiazgi. Drobiazgi, które są dla nas niezauważalne dotąd, dokąd nie staną się dla nas uciążliwe. W zasadzie na te drobiazgi nie zaważają m mieszkańcy – chociaż nie wszyscy – ale aż dziw nad dziwy bierze, że nie zwraca uwagi na nie władza samorządowa naszego miasta i gminy. Tu trochę przestaję się dziwić od czasu, gdy jedne naczelników UMiG na zwróconą mu uwagę, iż nie może tak być, że w wielu budynkach, objętych ochroną konserwatorską, występują po trzy rodzaje okien, stwierdził: Wie pan, ja tam po Górze nie chodzę. Ja jeżdżę samochodem.

No, można i tak udowadniać, że jest się niekompetentnym i niezaangażowanym pracownikiem samorządowym wysokiego w końcu szczebla – naczelnik, kurwa mać! – ale po co tym świecić przed publiką. Dożywotnia bezkarność zapewniona?!

Idąc dzisiaj centrum miasta przyglądnąłem się bacznie kilku miejscom. Odniosłerm wrażenie, że są po prostu bezpańskie i tak naprawdę nikt ich stanem się nie przejmuje.


Oto miejsce Państwu znane. Ten pochylony słupek tkwi już tu od lat. I nie jest prawdą, że - jak głosi miejscowa legenda - pochyla się on, by powitać burmistrz Irenę Krzyszkiewicz zwaną Słońcem Góry. On pochyla się ze wstydu, że władza się nad nim nie pochyliła. Jemu jest wstyd wobec stojących prościutko jak strzelił braci. Nie wiemy dlaczego władza od lat skazuje ten słupek na ciepienie moralne! Nie znamy powodów, dla których jest on w niełasce władzy! Wiemy jednak jedno - dość ch..., to wygląda! A złośliwi - tych nigdy nie brakuje - twierdza, że symbolizuje on pochylenie się starosty Piotra Wołowicza nad problemami powiatu. Tak - podobno - pochylił się nieudolny starosta nad wieloma problememi i ... zastygł niczym słupek.


Kolejny przykład z centrum naszego miasta. Ktoiś powie: pijaki ukradli! No, może i pijaki, ale jak ktoś nóżkę sobie w tę dziurkę wsadzi, to co mu do tego kto rąbnął dekielek? On cierpi, ten co ukradł i przepił też cierpi - kac! - a nóżka w gips. Chyba, że władzy chodzi tu o to, by szpital miał więcej pajentów a więc i pieniędzy. A może chodzi o to, że po prostu władza tego nie widzi, bo jeździ samochodami a nie włóczy się pieszo po ulicach. "Zza szyb samochodu świat jest inny" - ktoś kiedyś śpiewał. Z fotela burmistrza również, wypada dodać.


A teraz proszę spojrzeć na ten chodnik. Widać, co jest grane. Na samym środku chodnika kałuże jak się patrzy. Zastanawiają się Państwo skąd na chodniku - teoretycznie pozbawionym dziur - woda. Ja wiem, ale nie powiem, bo mi za to kasy nie płacą. Płacą za to Straży Miejskiej a to ona jest od tego, by wiedzieć, to co ja wiem. Ale Straż Miejska zamiast pilnować tego, bu na cvhodnikach dziur nie było stała się swoistym urzędem skarbowym i poborcą podatkowym (parkingi). I zapewniam Państwa, że to nie jest jedyne miejsce, gdzie na oczach mieszkańców niszczy się bezkarnie chodnik. Ale, przypominam, władza po chodnikach nie chodzi. Władza jeździ!


Tu znaleziono prawidłowe rozwiązanie. Dziurę oznaczono, postawiono znak i ... trwa to już tydzień. Żadnych ruchów dalej! Jak ktoś wpadnie, to jego wina. Znak był. A co z dziećmi, które są bardziej ciekawskie niż dorośli? W razie czego - rodzice nie przypilnowali pociechy! Jak b y pyszczyli, to zawsze można kuratorem postarszyć za brak nadozru. Tyel, że jak mi mówili mieszkańcy tej ulicy dziura nie urodziła się z dnia na dzień. Informowano odpowiednie czynniki, ale był to "głos wołający na puszczy".

Kolejny przykład troski władzy o wygląd naszego zabytkowego centrum miasta. I nie chodzi tu o to, że prawa strona jest pomalowana a lewa nie. Idzie o to, że zatarto w prawej części tego samego budynku detale architektoniczne. A budynek objęty jest ochroną konnserwatorską i znajduje się w 1 strefie ścisłej ochrony. Jak to się stało? O to władzę trzeba spytać, bo maluczkim jak ja we łbie to się nie mieści. Ja jestem bardzo ciekaw - tak nawiasem mówiąc i bez złośliwości - czy pani burmistrz chciałaby mieć tak zmyślny makijaż na twarzy? Wszak starówka jest twarzą miasta. Czy ja się mylę?

Zawsze bardzo śmiesznie jest w miesiącu styczniu. Obchodzi się wówczas rocznicę ... i tu jest problem jak ją nazwać. Najczęściej mówi się o "powrocie do Macierzy". Co prawda nasze miasto nigdy do 1945 roku do Polski należało, ale nie o to idzie. Idzie o to, że ordynarnie fałszuje się historię miasta. Pamiętam, jak na stronie internetowej Starostwa Powiatowego w Górze ukazał się w styczniu tego roku tytuł okolicznościowy:  "67 rocznica wyzwolenia Góry spod okupacji hitlerowskiej". Radny Zbigniew Józefiak poinformowal podczas posiedzenia jednej z komisji starostę Piotra Wołowicza o tym fakcie a ten przyznal się, że ... internetowej strony starostawa nie widział. A wisiała ta głupota przez ponad dobę na stronie starostwa. Ale jak to bywa w życiu prawda wychodzi na jaw. Spod łuszczącej się od lat farby wyziera "Macierz", tyle, że nie polska, jakby niektórzy chcieli. Powtórzę, od lat.

I znowu stare miasto. Dzisiaj padało umiarkowanie, ale co będzie przy nieustających 2 - 3 dniowych opadach deszczu? Władza uchwali, że ma nie padać?
Nie widomo czy chodnik spragniony czy też wyraz tępoty i braku wyobraźni. A może nie ci ludzie na stanowiskach?
W tym samym miejscu, gdzie wzgardzony słupek. Chuligani przewrócili! A chuligani naprawią, kochana władzo?!
Pijarowo jest jednak pięknie. Kwitnie samozachwyt i samozadowolenie. Byczo jest!

Te zdjęcia, które Państwu zaprezentowałem wykonałem na niewielkiej powierzchni centrum miasta. Władza chwali się ponad 60 inwestycjami zaplanowanymi na 2012 rok. Ale zapomina, że dbać też należy o infrastrukturę, która juz istnieje. Bo wyraźnie widać, że przy bierności obecnej władzy będzie się ona sypała w szybkim, iście stachanowskim tempie.

Ja wiem, że remont chodnika o długości kilku metrów, wkręcenie zakrętki do rynny, uczulenie Straży Miejskiej na przypadki ewidentnego wandalizmu, pogonienie ludzi odpowiedzialnych za zaniedbania jest z punktu widzenia świetalenej propagandy uprawianej od dłuższego czasu wszędzie, gdzie tylko się da, mało widowiskowe. Ale nie może być tak, że to co jest, istnieje i jakoś funkcjonuje popada na naszych oczach w ruinę. I to na oczach władz. Chyba, że władza już tak oślepła, że tego nie widzi.

W tej sytuacji władzy trzeba zdjąć kataraktę podczas najblizszych wyborów.

Obwodnice prowadzące w maliny

Zaglądam ja sobie na stronę gora.com.pl. - czytam – przecieram oczęta swe wredne, czytam i ponownie oczęta swe przecieram, czytam i wzrokowi uwierzyć nie mogę. Tekst, który czytam zatytułowany został: „Spotkanie konsultacyjne poświęcone rozwiązaniom komunikacyjnym dla miasta Góra i wsi Stara Góra”.

I już sam tytuł wzbudził we mnie zdumienie, bo zawiera ewidentne i bezczelne kłamstwo zawarte w słowie „konsultacje”.  W ogłoszeniu burmistrz Ireny Krzyszkiewicz dotyczącego spotkania, słowo „konsultacje” nie występowało. Więc skąd – do jasnej cholery! – wzięło się w informacji o spotkaniu? Ktoś tu wała próbuje robić z mieszkańców gminy! Konsultacje w sprawie przebiegu dróg omijających Górę i Starą Górę dopiero będą, bo to, co odbyło się w środę nie spełnia wymogów formalnych, by można było je tak nazwać. No, dobrze, pies drapał jeżeli o to chodzi. Przynajmniej na razie.

Informacja o odbytym spotkaniu zamieszczona na gora.com.pl zdziwiła mnie swoją lakonicznością, bo absolutnie nie oddaje atmosfery spotkania (broń Boże konsultacji, amen). Przez chwilę wydawało mi się, że autor informacji był na innym spotkaniu niż ja.

Spotkanie przebiegło w gorącej atmosferze i sielanki nie było. To należy sobie powiedzieć od razu. Prowadząca spotkanie burmistrz Irena Krzyszkiewicz momentami nie panowała nad salą, ale było to efektem wystąpień gości z Wrocławia.

Dyrektor Dolnośląskiej Służby Dróg i Kolei – Roman Głowaczowski zabrał głos jako pierwszy i omówił stan zaawansowania prac związanych z przebudową dróg dojazdowych do mostu w Ciechanowie zarówno po naszej stronie, jak i lubińskiej. Zapowiedział dalsze konsultacje i stwierdził, iż DSDiK ma 4 warianty dróg, które omijają Górę i Starą Górę. Zapowiedział, iż w lipcu 2013 roku będzie wydane pozwolenie na budowę obwodnicy a jej budowa rozpocznie się niezwłocznie. 

W sprawie obwodnicy Osetna uczestnicy spotkania dowiedzieli się, iż lada dzień ukaże się ogłoszenie o przetargu na jej wybudowanie. Zdaniem dyrektora DSDiK późną wiosną wjadą do Osetna spychacze i i załatwią sprawę w ciągu jednego sezonu budowlanego.

Droga Luboszyce – Irządze, to wg Głowaczowskiego: „wąskie gardło” dla ruchu ciągnącego z mostu. Zlecone są dla biura projektowego prace na wykonanie wariantów przebudowy tego odcinka drogi. Tu jednak nie należy oczekiwać szybkich decyzji, bo wg Głowaczewskiego termin uzyskania opinii o uwarunkowaniach środowiskowych to koniec lutego 2013 roku.

Następnie głos zabrał przedstawiciel biura projektowego, który przedstawił 4 warianty obejść.

Po wystąpieniu projektanta rozpoczęła się runda pytań. Pierwsze brzmiało: dlaczego wszystkie obwodnice prowadzą przez Starą Górę i jej nie omijają?

Przedstawiciel biura projektowego zaczął mącić i tłumaczyć się Naturą 2000. Na sali rozpoczęły się dyskusje pomiędzy uczestnikami spotkania. Mało kto słuchał tłumaczeń przedstawiciela biura projektowego. Głos zabrał dyrektor Głowaczowski, który opowiadać zaczął o … trudach przy budowie obwodnic Rawicza. Z sali dały się słyszeć głosy: „nie na temat mówi!” Narastało zniecierpliwienie uczestników spotkania, bo rzeczywiście dyrektor DSDiK tego dnia był najsłabszym ogniwem dyskusyjnym. Czasami aż wstyd było słuchać jego rozwlekłych wywodów, które szerokim łukiem omijały nasze problemy a koncentrowały się na opisywaniu, że gdzie indziej jest gorzej.

Kolejne głosy od uczestników spotkania dotyczyły przedkładania przez DSDiK czynników ekonomicznych nad ludzkimi. Ten żal pojawił się momencie, gdy Głowaczowski stwierdził, iż musimy się liczyć z kosztami budowy obwodnic.

Gorąco zrobiło się na wśród zebranych wówczas, gdy Głowaczowski przy poparciu burmistrz Ireny Krzyszkiewicz wcielili się w adwokatów Zarządu Województwa. Wyraźnie sugerowano, że jeżeli mieszkańcy Góry i Starej Góry nie zgodzą się na żaden z przedstawionych wariantów, to możemy obudzić się z ręką w nocniku, bo nie wybuduje się nam nic. Na sali dały się słyszeć okrzyki: „szantaż!” i „próbują nas straszyć!”

Głos zabrał radny powiatowy Władysław Stanisławski, który nie krył swojego wzburzenia. Radny stwierdził, że przybył na spotkanie, bo sądził, iż będzie się dyskutowało o wariantach a nie wymuszać na uczestnikach spotkanie decyzji. Następnie przypomniał, że przez nieomal 20 lat pracował w Wojewódzkiej Dyrekcji Inwestycji w Lesznie. Wówczas pracowano tam nad projektem obwodnicy Góry i opracowano lepszą propozycję niż te, które nam przedstawiono podczas spotkania.

Radny Władysław Stanisławski wyraził niezadowolenie i żal, iż goście z Wrocławia chcą narzucić nam swoją wolę a nie wysłuchać naszych argumentów. „Czy chciałby pan, panie projektancie mieszkać w tym miejscu w Starej Górze, przy tym natężeniu ruchu?”  Następnie zapytał gości czy mają analizę natężenie ruchu, jaki będzie po otwarciu mostu w Ciechanowie?” „Będzie, czego łatwo się domyśleć kolosalne. Tiry, osobowe z trasy S5 na drogę wojewódzką 323 i może 324” – dopowiedział radny Władysław Stanisławski.
Następnie radny wykazywać zaczął niedoskonałość przedstawionych rozwiązań. Przypomniał, że przy drodze Góra – Stara Góra wybudowano duże osiedla i zadał pytanie projektantowi: „Czy chciałby pan tam  mieszkać?”
Radny opowiedział się za wariantem 4 (ostatni po lewej stronie na mapie), ale stwierdził: „Trzeba go przesunąć o 300 metrów w lewo, co rozwiązuje problem. A państwo przyjechali z nastawieniem, że ma być tak a nie inaczej!” Władysław Stanisławski zatroszczył się również o przyszłość mieszkańców ulicy Wrocławskiej: „nie chciałbym tam mieszkać”. Odnosząc się do całości proponowanych rozwiązań powiedział: „Róbmy to z głową a nie rozwiązania połowiczne. Mamy dzieci, wnuki i one powiedzą, że nie potrafiliśmy tego załatwić. A co będzie za 10 lat? Musimy patrzeć w przyszłość miasta, na jego rozwój. Proszę zaglądnąć do encyklopedii, co oznacza nazwa obwodnica. Ale na pewno nie jest to przecięcie wewnętrznej drogi, ale całkiem co innego. Proszę wysłuchać nas, co my mamy do powiedzenia a nie nas instruować. Tej obwodnicy nie zrobimy za 5 lat”. Za swoje wystąpienie radny Władysław Stanisławski zebrał zasłużenie gromkie brawa.

Głos zabrał radny powiatowy Zbigniew Józefiak, autor tzw. „niebieskiego wariantu” obwodnicy. Temat jest mi bliski. Od 2004 roku się jemu przyglądałem, kiedy to powstawał plan zagospodarowania przestrzennego naszej gminy. Zgłosiłem do niego uwagi, ale nikt się tym nie przejął i nie zostały one uwzględnione. To już historia”.
Następnie radny Zbigniew Józefiak stwierdził, że sprawa budowy obwodnicy dotyka 4 interesów. Wymienił je: interes DSDiK, czyli urzędu marszałkowskiego, projektanta, samorządu gminnego oraz mieszkańców. „I ten ostatni interes, interes mieszkańców jest najważniejszy” – stwierdził Zbigniew Józefiak. Radny nawiązał również do prac nad koncepcją obwodnicy, które wykonano w grudniu 2009 roku. Wówczas to UMiG w Górze współfinansował opracowanie takiej koncepcji. Przypomniał, iż zawarta tam analiza natężenia ruchu po oddaniu mostu w Ciechanowie przewidywała, że w przeciągu kilku lat droga wojewódzka 323 stanie się drogą krajową. Zmianę tę wymusi samo życie. „To, co nam się tu pokazuje, absolutnie nie pokrywa się tym, co czeka nas w przyszłości. „Dlaczego poniesiono koszt związane z opracowaniem analizy w 2009 roku a w przedstawianych nam projektach nic z wniosków w nich zawartych nie pozostało?” – pytał radny powiatowy Zbigniew Józefiak. Przypomniał, że podczas spotkania we Wrocławiu na początku grudnia 2011 roku dotyczącej projektów obwodnic…nikt nie widział o istnieniu tej analizy! Zbigniew Józefiak przypomniał również, że w Górze i Starej Górze zbierano w 2010 roku podpisy pod analizą z 2009 roku. W analizie tej uwzględniony był tzw. „wariant niebieski”, który całkowicie omijał Starą Górę i Górę. „W ciągu kilku dni zebrano nieomal 1000 podpisów opowiadających się za „wariantem niebieskim”. Przypomniał też, że podpisów zebrano by więcej, ale burmistrz Irena Krzyszkiewicz obiecała, że sprawa zostanie załatwiona we Wrocławiu. Następnie radny Zbigniew Józefiak przekazał burmistrz Irenie Krzyszkiewicz grubą teczkę z zebranymi w 2010 roku podpisami.

Po tych wystąpieniach dyrektor DSDiK – Roman Głowaczewski oraz towarzysząca mu świta spuścili nosy na kwintę. Dyrektor Głowaczowski zabrał ponownie głos, ale jego mętna mowa tylko zirytowała zebranych. Bo znowu gadał od rzeczy. I mieliśmy: przegląd sytuacji w Rawiczu, i innych miejscach.

Ale ględzenie ma to do siebie, że zawsze zalicza się „wtopę”. I taką zaliczył dyrektor DSDiK, który powiedział, że bardzo często jeździ z panią burmistrz po naszym terenie. Był również w Starej Górze, tam, gdzie: „znajduje się stacja redukcji gazu”. Po sali przeleciał niczym wicher szmer rozbawienia i podpowiedź: „kopalnia gazu”. Dyrektor zerknął na burmistrz Irenę Krzyszkiewcz, ta potakująco kiwnęła głową i dyrektor się poprawił. Mieliśmy też wynurzenia dyrektora Głowaczowskiego na temat wyższości żabek i ślimaków nad ludźmi. Tak, tak! Bo jak rozumieć to, że w jednym z wariantów planowane jest wyburzenie domu i jakoś DSDiK tym się nie przejmuje, ale jej szef użala się nad ślimaczkami i żabami. Może trafić człowieka szlag!?

Sala nie zwracała już uwagi na ględzenie Głowaczowskiego i wymieniała się opiniami. W końcu dyrektorskie ględzenie się zakończyło i głos zabrał ponownie radny Zbigniew Józefiak.

Poprosił, by przestać mówić o „wariantach omijających Starą Górę”, bo żaden z nich tej miejscowości nie obchodzi, ale ingeruje w nią. „Proszę odejść od tej retoryki” – stwierdził. „Żabki, to pretekst w ingerencję w układ urbanistyczny Starej Góry” – stwierdził radny Zbigniew Józefiak.

Kolejny mówcą była mieszkanka Jastrzębiej. Interesował ją przebieg wariantu w części przylegającej do tej miejscowości.

Mieszkaniec Sławęcic Zdzisław Nowicki stwierdził, że w tej miejscowości są dwa ostre zakręty, które stwarzają problem a o tym się nic nie mówi. „Mam obawę, że tam będzie bardzo niebezpiecznie dla mieszkańców” – stwierdził.

W odpowiedzi na to dyrektor Głowaczewski powiedział, że „sprawdzi się tam łuki, czy są one normatywne czy nie”. „On nawet nie wie, jakie są te łuki! – jęknął ktoś z sali.

Mieszkaniec Góry – Marek Popławski wprowadził dyskusję na właściwe tory. Zabrał głos i zapytał: „Którędy pojadą tiry przez te 3 lata, które nas dzielą od powstania obwodnicy?”

W sali momentalnie zapadła cisza. Głos zabrał Głowaczowski i powiedział, że wprowadzone zostanie ograniczenie dla masy samochodów. Górny pułap, to 14 ton. Obiecał, że założony zostanie monitoring, który pozwoli śledzić stosowanie się kierowców do ograniczenia.

Mieszkaniec Góry – Kazimierz Bogucki: „A ile waży pusty tir, bez ładunku?” Odpowiedź mętna.

Mieszkanka Jastrzębiej: „Po nas będą jechały tiry, już teraz przejeżdża ok. 100 sztuk dziennie. Będą szukały innych dróg i trafią do nas”.

Głowaczowski miał najwyraźniej dość. Zapewnił zebranych, że wyjeżdżają od nas z przekonaniem, iż najlepiej przyjętym wariantem będzie czwarty, ale z przesunięciem za kopalnią gazu.

W trakcie spotkania był moment, który zauważyła większość zebranych. Burmistrz Góry od początku spotkania grała jedne skrzypce z gośćmi z Wrocławia. Też martwiła się o finanse Zarządu Województwa. Wyrażała troskę o ekonomiczną opłacalność budowy obwodnicy w pożądanym wariancie, a jest to „wariant niebieski”, czyli ten z przebiegiem za kopalnią gazu w Starej Górze. Kiedy jednak zobaczyła, że takie stawianie sprawy nie spotyka się ze zrozumieniem mieszkańców Góry i Starej Góry nagle dokonała wolty. Przyłączyła się do większości, by zamazać wrażenie, iż tak naprawdę trzyma sztamę z Wrocławiem. Publika się jednak na to nabrać nie dała i po zakończeniu spotkania głośno mówiło się o tym, że zmiana frontu ma charakter taktyczny.

I tu można się głośno zapytać: z kim trzyma burmistrz Irena Krzyszkiewicz? Ze swoimi wyborcami czy z Wrocławiem? Bo ja mam ogromne wątpliwości dotyczące lojalności burmistrz Ireny Krzyszkiewicz wobec swoich wyborców.

Pozwolę sobie przytoczyć taki fragment dotyczący obwodnicy: „Obwodnica dla miasta Góry jest wpisana do wojewódzkiego planu zagospodarowana przestrzennego. Proszę jednak prezentowane warianty przebiegu dróg traktować jako korytarze, gdzie widzicie Państwo swoje drogi. To wasza obwodnica. To wy, jako społeczność lokalna będziecie decydowali o jej przebiegu” – stwierdził Rajmund Nowicki z Wojewódzkiego Biura Urbanistycznego we Wrocławiu.

Spotkanie odbyło się 18 marca 2010 roku w UMiG. I sądzę, że słów Rajmunda Nowickiego musimy się trzymać. Bo są one po prostu prawdziwe.



Odpowiedź dla pana W.B

Od pana, który podpisał się jako Andrzej, otrzymałem e- maila, którego treść bez dokonywania jakichkolwiek zmian publikuję Państwu. Zdjęcie jest również wykonane przez autora listu.


Chciałbym się odnieść do listu adresowanego do Pana przez Pana W.B.

Czym dysponuje górowskie pogotowie? Jak Pan pisał 3 10 letnie sprintery (a dokładniej dwa 10 letnie i jeden znacznie nowszy, gdyż kupiony dużo później) i jedna dwuletnia karetka renault. Wszystkie na miejscu. Nawet jeśli któryś zawiedzie to pojazd zastępczy jest na miejscu.

Teraz Panie W.B. zapytajmy czym dysponuje wschowskie pogotowie? Jeden 10 letni sprinter, jedna kilkuletnia karetka Peugeot oraz dwudziestoletni!!! mercedes. Ten, na który wszyscy narzekamy bowiem nam użytkownikom dróg dość często tamuje ruch poza obszarem zabudowanym gdyż rozwija zawrotne prędkości, niewiele mniejsze od prędkości światła.

O jej stanie nie będę pisał bo widać to gołym okiem, a ostatnio Pan Mazulewicz i jego czytelnik przedstawili trochę prawdy na jej temat ukazując ich zimową sprawność. Pewnie nie bez przyczyny swego czasu na portalu elka.pl dyrektor tego pogotowia narzekał że w 20 minut jego karetka nie jest w stanie dojechać do Wąsosza oddalonego o ledwie 18 km, a więc uzyskać średniej prędkości poniżej 60 km/h.

Jakby tego było mało to pogotowia nie stać nawet by zakupić taki pojazd na własność, bowiem jest on wypożyczony od firmy z Leszna. Może nowego pogotowia nie stać na zakup karetki za kilkanaście tysięcy złotych, celowo nie wspominam już o nowej, a takie co jakiś czas dość systematycznie pojawiały się w górowskim pogotowiu. I jeszcze jedna kwestia – co stanie się jeśli któraś z dwóch zakontraktowanych karetek ulegnie awarii (a i górowskim i wschowskim to się zdarza)? Nie ma dodatkowej karetki na miejscu (wiem bo widzę to niemal codziennie, wszak karetki mieszkają razem z mieszkańcami na największym górowskim osiedlu) więc trochę czasu minie nim ściągnie się taką karetkę. Tylko czy pacjent przeżyje czekanie? No i jeszcze jedno, jaki przebieg ma ta karetka? Jak przy tym wszystkim wychodzi średnia wieku karetek ze Wschowy i Góry?

Jak tak stary Mercedes ma się do górowskich mercedesów. Fakt są stare, ale jak nazwać taki zabytek? To że jest stary to chyba trochę przy tym za mało. A reszta karetek? Reszta jest tak samo stara i tu i tu, z tym że górowskie pogotowie posiada karetkę w zapasie, a takowej w nowym pogotowiu na OKW nie widziałem.

Przesyłam też jeszcze jedno zdjęcie, słabej jakości ale prawie aktualne, aby co niektórzy krzykacze że tej karetki dawno już nie ma, nie mieli argumentów. Jest i cały czas jeździ ratować ludzi. Niezbyt szybko ale do nich jeździ.

Żal

Autor e- maila na temat karetek przysłał mi swą odpowiedź na mój tekst. Zamieszczam ją poniżej, jak zwykle bez dokonywania jakichkolwiek zmian.

Witam
Odpiszę panu bo widzę że nie zrozumiał pan mojego przesłania!

Po pierwsze estetyka nie ratuje życia i tutaj nie ma sensu polemizować.

Po drugie nie zauważył pan że sprawa jest od dawna przesądzona i czas w którym cokolwiek można było zmienić już bezpowrotnie minął. Teraz wszelka polemika na ten temat jest jałową dysputą która niepotrzebnie jątrzy.

Po trzecie niepotrzebnie pan straszy społeczeństwo jakimś zagrożeniem, zupełnie nie zrozumiałym "starym sprzętem" "niską prędkością karetek" "nieznajomością terenu" itp.

Zastanawiam się czemu to ma służyć?, lubi pan tak siać zamęt, czy uważa pan że pisząc takie bzdury doprowadzi pan do jakiejś zmiany. Koniec nie będę dalej polemizował bo to nie zdrowe jest i szkodliwe społecznie.

Szanowny panie W.B.
Z wdzięcznością przeczytałem pana odpowiedź. Nie bardzo rozumiem jednak pana zarzut na temat jątrzenie. Czy wg pana opisywanie rzeczywistości jest szkodliwe? Czy też uważa pan, że jeżeli o czymś się nie pisze i nie mówi, to to coś nie istnieje?

Szkoda, że zamiast rzeczowych argumentów ucieka się pan do demagogii typu: „sianie zamętu” i „szkodliwości społecznej”. To, proszę wybaczyć, żadne argumenty, ale dość prosta, by nie rzec prostacka, ucieczka od dyskusji.
Nie mniej bardzo panu dziękuję za e- maila, bo wywołał pan nim dyskusję czego dowodem jest e-mail od Czytelnika podpisującego się imieniem Andrzej.

wtorek, 21 lutego 2012

Odsłońmy prawdę razem

Pod postem „Zabytek konwojowany” znalazł się komentarz, który Szanowny Czytelnik przesłał mi 18 lutego. Pana podpisującego się inicjałami W.B. serdecznie przepraszam za opóźnienie w odpowiedzi na jego uwagi. Komentarz pana W.B. przytaczam bez jakiejkolwiek ingerencji z mojej strony.

Wielce szanowny P. Mazulewiczu.
Jak to w życiu bywa są dwie strony medalu. Szkoda że stał się pan bardzo stronniczy od jakiegoś czasu. Jak była sprawa kontraktu na pogotowie to pana nie było - nie chodzi mi o pana fizyczną nieobecność tylko o brak chęci zasięgnięcia infa u bezpośrednio doświadczonych (pracowników).

Teraz lansuje pan obraz zupełnie nieprawdziwy jakoby Szpital w Górze dysponował idealnymi karetkami?. Więc powiem Panu 3 Sprintery górowskiego szpitala to 10-letnie z 400 tyś km przebiegiem w opłakanym stanie zabytki które nadają się do Muzeum Ratownictwa Medycznego jak by takie istniało. Nie chcę zachwalać karetek obecnego pogotowia ale powiem tylko jedno założę się z panem o co pan chce, że średnia wieku a już nie mówię o przebiegu będzie na korzyść Wschowy.

Na koniec proponuję panu jeżeli chce pan uchodzić za obiektywnego dziennikarza, wnikliwą lekturę pewnego dokumentu: Wojewódzki plan zabezpieczenia medycznego województwa dolnośląskiego na lata 2011-2015. Zrozumie pan wtedy wiele aspektów utraty pogotowia. Zrozumie Pan również jaka czeka nas przyszłość związana z ratownictwem. Pozdrawiam i życzę więcej obiektywizmu.

Pana zarzut/uwagę, iż podczas kontraktu na pogotowie mnie nie było, jak pan to elegancko określił, powiem, że niezupełnie odpowiada prawdzie. Od mniej więcej lutego ubiegłego roku słychać było ze źródeł parających się medycyną, iż „Nowy Szpital” we Wschowie przystąpi do konkursu na ratownictwo medyczne świadczone mieszkańcom naszego powiatu. Po uzyskaniu tej informacji i jej weryfikacji odwiedziłem wicestarostę Pawła Niedźwiedzia i poinformowałem go o tym. I przypominałem wicestaroście o tym wielokrotnie. Mam nadzieję, że wicestarosta temu nie zaprzeczy.

O zamiarach przejęcia górowskiego pogotowia przez wschowską konkurencję mówiono coraz głośniej, bo sprawa stawała się publiczna. To chyba powinno było zaalarmować Zarząd Powiatu i szefostwo szpitala i postawić ich w stan podwyższonej gotowości. Ciąg dalszy tej sprawy świadczy jednak o tym, że przestrogi kompletnie zignorowano. Przegraliśmy kontrakt, straciliśmy ok. 2,5 mln zł. rocznie.

Pisząc: „Jak była sprawa kontraktu na pogotowie to pana nie było - nie chodzi mi o pana fizyczną nieobecność tylko o brak chęci zasięgnięcia infa u bezpośrednio doświadczonych (pracowników)”. Ja wiem co ma pan na myśli. Pan wypomina mi pewną wizytę w szpitalu po utracie kontraktu na pogotowie. Podczas tej wizyty zaprezentowano mi nagrania rozmów z szefami pogotowia wschowskiego. Miały one dowodzić, iż sprawa nie jest „czysta” i „Nasz Szpital” ze Wschowy oszukał NFZ. Wysłuchałem tych nagrań i wiedziałem, że są one słabą podstawą do tego typu domniemań. I tylko dlatego nic o tym nie pisałem. Bo na idiotę łatwo wyjść, ale trudniej tej łatki się pozbyć. A ja swoje lata mam i mogę robić za Kanalię, ale na wizerunek idioty nikt mnie nie namówi.

Zamilkłem więc a swoją opinię na temat zawartości tych nagrań i ich siły rażenia wyraziłem wobec wicestarosty Pawła Niedźwiedzia stwierdzając, że są one g… warte. Pamiętamy jak po utracie kontraktu na pogotowie ówczesny prezes – spadochroniarz z Wrocławia, pupil tutejszej Platformy, próbował odwrócić uwagę opinii publicznej epatując ją informacją o doniesieniu do prokuratury. A jak ochoczo basowali mu w tym starosta Piotr Wołowicz i wicestarosta Paweł Niedźwiedź? I proszę mi, i za pośrednictwem mojego bloga odpowiedzieć na pytanie: jak zakończyła się ta hucpa medialna? Totalnym blamażem!

Prokuratura nie wszczęła dochodzenia w tej sprawie, NFZ w Warszawie stwierdził, że konkurs odbył się prawidłowo a nowy prezes spółki Powiatowe Centrum Opieki Zdrowotnej - Stanisław Hoffmann powiedział podczas sesji Rady Powiatu jasno i wyraźnie, że to my źle przygotowaliśmy ofertę konkursową (patrz post „Łomot punktowy”), a on nie będzie się zajmował takimi sprawami kto, kogo i gdzie podsłuchiwał. Prezes stwierdził również, że należy zrobić wszystko, by kolejny konkurs na ratownictwo medyczne wygrać, czyli dobrze przygotować ofertę, tak, by konkurencja miała ofertę gorszą od naszej.

„Teraz lansuje pan obraz zupełnie nieprawdziwy jakoby Szpital w Górze dysponował idealnymi karetkami?” – napisał pan W.B. w swoim komentarzu. Szanowny panie, w poście „Zabytek konwojowany” nie ma słowa o wyższości naszych karetek nad wschowskimi. Nie wiem skąd wzięło się u pana takie przekonanie. Znany jest mi stan techniczny karetek stanowiących własność naszego szpitala i nie zamierzam wciskać Czytelnikom, że są to: „luks – torpedy” prosto spod igły. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że estetyką do pięt górowskim karetką nie dorównują. A też i o wyposażeniu karetek wschowskich różne rzeczy słyszy się w mieście. Nie jest jednak moją rolą ocenianie czy wyposażenie wschowskich karetek jest zgodne ze standardami NFZ czy też nie. Wiem jedno. Te karetki wyglądają dość ponuro i spotkałem się nawet z określenie: „trumny na czterech kółkach”. Określenie dość dobijające z perspektywy ich użytkowników i mało zabawne, to fakt. Ale co ja mogę na zrobić z odczuciami ludzi, którzy je widząć, tak je odbierają?

Zaleca pan mi: „Na koniec proponuję panu jeżeli chce pan uchodzić za obiektywnego dziennikarza, wnikliwą lekturę pewnego dokumentu: Wojewódzki plan zabezpieczenia medycznego województwa dolnośląskiego na lata 2011-2015.”

Pozwolę sobie zauważyć, iż dla mnie, to nie jest lektura obowiązkowa. Powinien pan zalecić przyswojenie zawartej tam wiedzy członkom Zarządu Powiatu w składzie: starosta – Piotr Wołowicz, wicestarosta – Paweł Niedźwiedź, członkowie: Piotr First i Marek Hołtra. Sądzę, że rzeczywiście nie znali tego dokumentu, bo inaczej kontraktu byśmy nie stracili. Ośmielę się przypomnieć panu, że to oni są również odpowiedzialni za utratę kontraktu na pogotowie.

Widzę, że jest pan zorientowany w sprawie utraty kontraktu na pogotowie. Nie interesuje mnie kim pan jest. Zapewniam pana, że nie zamierzam tego dochodzić. Ale skoro stwierdza pan: „Jak była sprawa kontraktu na pogotowie to pana nie było - nie chodzi mi o pana fizyczną nieobecność tylko o brak chęci zasięgnięcia infa u bezpośrednio doświadczonych (pracowników)”, to proszę ujawnić Czytelnikom treść pewnej rozmowy, która odbyła się w gabinecie starosty Piotra Wołowicza z ówczesnym kierownikiem pogotowia i informatykiem szpitala, który był odpowiedzialny za elektroniczne opracowanie kontraktu. Czas rozmowy: maj 2011 roku.

Proszę Czytelnikom opowiedzieć o przebiegu i treści tej rozmowy. Pana tekst zawierający wiedzę, którą pan posiada urealni tę dyskusję a i sporo wniesie do wiedzy Czytelników w zakresie przyczyn utraty kontraktu na pogotowie. I będzie ciekawie.

"Mrówka" puchnie

Od moich poprzedniej wizyty w markecie Polskie Składy Budowlane „Mrówka” minął miesiąc. Kiedy obecnie odwiedziłem market zauważyłem bardzo duże zmiany. Widać, że odbyła się ciężka i żmudna praca, by przygotować się do uroczystego otwarcia.

Termin oddania marketu do dyspozycji klientów wyznaczono na 10 marca. Znana jest już godzina, o której market zostanie udostępniony Państwu. Tak więc 10 marca o godzinie 10,00 będą mogli Państwo przekroczyć progi marketu „Mrówka” i obejrzeć ofertę handlową zaprezentowaną na 1000 metrów kwadratowych.

„Trwa zatowarowanie marketu. Proces ten jest bardzo zaawansowany i pracujemy po kilkanaście godzin, by zdążyć na czas. Asortyment jest oznaczany kodami i wprowadzany do pamięci kas. Zakładamy monitoring marketu. Niektóre z rzeczy, które mamy w markecie można już kupić. Na pewno będziemy gotowi na 10 marca. Klienci będą mogli zapoznać się z pełnym asortymentem oferowanych przez market towarów. Na stoiskach zaprezentowane zostaną 10 marca artykuły budowlano – dekoracyjne, służące do aranżacji wnętrz, urządzania ogrodów, narzędzia elektryczne, i wiele innych towarów, których listy nie sposób tu wymienić” – stwierdza prezes Krzysztof Urbaniak.

W markecie rzeczywiście zobaczyć można ogromną ilość towarów. Niektóre znajdują się już na ciągnących się dziesiątkami metrów regałach. Część jest jeszcze opakowana i nie bardzo można domyśleć się co zawierają pokryte czarą folią pakunki.


10 marca o godzinie 10,00 podwoje marketu PSB „Mrówka” otworzą się dla klientów. Tego dnia na wszystkich, którzy dokonają zakupów w markecie czekały będą atrakcyjne nagrody. Ilość nagród jest imponującą!

„Najbardziej atrakcyjne i wartościowe są nagrodami zakupowymi. Zasad jest prosta. Trzech klientów, którzy tego dnia zakupią towar za najwyższą kwotę, będą mieli prawo do nagrody zakupowej. To jednak nie wszystko. Nagrody zakupowe będą na podstawie paragonu rozdzielane co godzinę od chwili otwarcia marketu. Oprócz tego każdy z klientów, którzy spełnią wymóg upoważniający go do otrzymania nagrody zakupowej będzie miał prawo wyboru nagrody” – informuje Tadeusz Lisiecki kierownik marketu „Mrówka”.

Prezes Krzysztof Urbański: „Zapraszam Państwa do odwiedzin naszego marketu w sobotę 10 marca oraz niedzielę 11 marca. Market czynny będzie od godziny 10,00 do 17,00. Przygotowaliśmy dla Państwa wiele atrakcji. Na wszystkich Państwa czeka poczęstunek i wiele atrakcji”.

Wyłożą karty na stół

Jutro, 22 lutego o godzinie 11, 00, w sali nr 1 Starostwa Powiatowego w Górze odbędzie się spotkanie poświęcone proponowanym przez Dolnośląską Służbę Dróg i Kolei rozwiązaniom komunikacyjnym związanym z oddaniem do użytku mostu w Ciechanowie. Spotkanie organizuje burmistrz Irena Krzyszkiewicz.

Mamy juro szansę poznania wariantów proponowanej obwodnicy dla Góry. Wiadomo już, co wynika z przedstawionego programu spotkania, iż obwodnica Góry nie powstanie w tym roku a termin oddania do ruchu mostu określany jest na maj 2012 roku.
Wszyscy, którzy przybędą na spotkanie będą mogli poznać propozycję rozwiązań komunikacyjnych dla Starej Góry i Góry do czasu wybudowania obwodnicy.

W spotkaniu uczestniczyli będą przedstawiciele Dolnośląskiej Służby Dróg i Kolei, którym każdy z Państwa uczestniczących w spotkaniu będą mógł zadawać pytania. Wstęp na spotkanie jest wolny.

wtorek, 14 lutego 2012

Bujanie w obłokach

Szalenie ucieszyli się mieszkańcy miasta i wszyscy ci, którzy do niego przyjeżdżają, że Rada Miejska podjęła doniosłą uchwałę o wyznaczeniu kolejnych miejsc do płatnego parkowania samochodów. Trzeba tu powiedzieć, że jest to duży sukces radnych i burmistrz Ireny Krzyszkiewicz w dziele podnoszenia stopy życiowej mieszkańców gminy. Wpłynie to z pewnością na wzrost popularnościburmistrz Ireny Krzyszkiewicz, ale przede wszystkim na zasobności kasy gminnej obciążonej licznymi kredytami do spłacenia. Jak wpłynie to na zasobność portfeli zmotoryzowanych i ich poziom zadowolenia z władzy gminnej - czas pokaże.

Podczas grudniowej sesji Rady Miejskiej burmistrz Irena Krzyszkiewicz odniosła się do bezrobocia występującego na terenie naszej gminy. I tak z protokołu grudniowej sesji zamieszczonego na internetowej stronie gminy, dowiedzieć się możemy opinii burmistrz Ireny Krzyszkiewicz na ten temat. A brzmi ona tak:

"Stwierdziła również (burmistrz Irena Krzyszkiewicz), że też mają do czynienia z tzw. pozornym bezrobociem, bo jak można o tym inaczej mówić, gdy Pani Prezes jednej firmy w Górze poinformowała, że potrzebuje 3 –4 osoby do sprzątania, bo zatrudniła osoby poprzez Urząd Pracy, ale po miesiącu te osoby zrezygnowały z pracy, bo wyjechały do Niemiec. Są również takie przypadki, że wiele osób przychodzi z Urzędu Pracy do firm, żeby podpisać, że nie ma pracy, ponieważ nie chcą stracić tzw. kuroniówki”.

To jest właściwe podejście do problemu bezrobocia. Problemu jak Państwo czytają właściwie wg burmistrzyni nie ma, a już jak jest, to „pozorny”. Czyli mając na koniec stycznia 2012 roku 1955 bezrobotnych można uważać, że mamy do czynienia z „pozornym bezrobociem”. W tej liczbie jedynie 17% (333 osoby) ma prawo do zasiłku. Z wypowiedzi burmistrz Ireny Krzyszkiewicz wynika więc, że: „wiele osób przychodzi z Urzędu Pracy do firm, żeby podpisać, że nie ma pracy”. Powód: „ponieważ nie chcą stracić tzw. kuroniówki”.

Zaiste ciekawy to wywód na temat bezrobocia i zasługujący na pogłębioną analizę. W wystąpieniu burmistrz Ireny Krzyszkiewicz opisującym przypadek sprzątaczek zabrakło mi jednego elementu. Opisu rodzaju umowy, na które miały być zatrudnione (śmieciowa?) oraz wysokości angażu (najniższa krajowa?).

W tej sytuacji ja dziwię się burmistrz Irenie Krzyszkiewicz, że ona dziwi się tym kobietom, że wyjechały do pracy w Niemczech. Nie wiem, czy burmistrz Irena Krzyszkiewicz wie, że za najniższą krajową trudno wyżyć. Z drugiej strony ja burmistrz Irenę Krzyszkiewicz rozumiem, bo z miesięcznej pensji w wysokości nieomal 11.000 zł miesięcznie (dane za rok 2010) również trudno żyć na stopie zbliżonej do Rockefellera a pewnie by się chciało. Tak, że jak Państwo widzą, narzekać mogą przykładowe sprzątaczki i burmistrz. Tyle, że ze zgoła odmiennych powodów.

Widać jednak wyraźnie, że burmistrz Irena Krzyszkiewicz traci kontakt z rzeczywistością, bo kreuje rzeczywistość, która jeżeli się zdarza, to dotyka kilku procent bezrobotnych. A to oznacza najwyraźniej, że albo jest pewna, że jej popularność nie zgaśnie lub też pragnie przegrać wybory. Jeżeli taka jest jej wolna wola, to dlaczego nie? Życzenia kobiet zawsze się spełnia.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Zabytek konwojowany

O karetkach, które wschowski szpital skierował do obsługi pogotowia mieszczącego się na osiedlu Kazimierza Wielkiego krążą w Górze legendy. Faktem jest, że już na sam ich widok gęby otwierają się ze zdziwienia. Osobiście przypominają mi one „Żuki” blaszaki z ubiegłego wieku, które dowoziły towary do licznych wówczas sklepów geesowskich.

Gołym okiem widać, że karetki te nie są ostatnim słowem techniki i raczej widząc je jadące ulicami naszego miasta powinniśmy zastanowić się, na które złomowisko są właśnie odprowadzane. Górowanie przyjmują nawet zakłady o to, czy te zabytki techniki mają ćwierć wieku czy też wyprodukowane zostały u schyłku rządów Gomułki.


Sam widok takiej wschowskiej karetki już wywołuje spazm śmiechu. Pojazdy te poruszają się w sposób majestatyczny i dostojny, co przekłada się ma ich prędkość. Znawcy tematu twierdzą, że gdy jadą one z wiatrem, to mogą osiągnąć nawet szybkość 60 km/h. Pod wiatr natomiast – jak twierdzą fachowcy – mogą osiągnąć prędkość o wartości ujemnej, co niechybnie spowoduje, że znajdą się wkrótce po wyjeździe z powrotem na dziedzińcu pogotowia.

Niektórzy z górowian przysięgali mi, że widzieli jak z rana pracownicy wschowskiego pogotowia wymiatali spore kupki rdzy spod karetek. Podobno też, gdy nocą karetki stoją pod siedzibą pogotowia, wyraźnie słychać odgłosy towarzyszące mieleniu metalu. To podobno wówczas madam Rdza ma swój czas.

Jest faktem, że kursujące po mieście karetki wschowskiego pogotowia zaufania swoim widokiem w potencjalnych pacjentach nie wzbudzają. Raczej wywołują zdumienie i niedowierzające kręcenie głowami. Zdziwieni są wszyscy i to jednakowo.

Jest też faktem, że karetki te wzbudzają zaciekawienie i stają się pewnym charakterystycznym elementem krajobrazu. Pamiętać jednak należy o tym, że ten folklor techniczny i eksponaty ze skansenu zawdzięczamy naszemu ukochanemu Zarządowi Powiatu w składzie: starosta – Piotr Wołowicz, wicestarosta – Paweł Niedźwiedź, członkowie: Piotr First i Marek Hołtra. To oni odpowiedzialni są za utratę kontraktu na pogotowie (ok. 2,5 mln zł rocznie) i pojawienie się na naszych ulicach tych zabytkowych rzęchów. No, ale wszystko wskazuje na to, że członkowie Zarządu są równie zaawansowani pod względem sprawności rządzenia, jak karetki pod względem sprawności technicznej.

Czytelnikowi, który nadesłał fotografię bardzo dziękuję. I umówmy się, że Pan masz na oku te rzęchy a ja Zarząd Powiatu. Dobrze?

sobota, 11 lutego 2012

Szara eminencja

Wczoraj odbyła się kolejna odsłona tragifarsy, która przedstawienie dawała na panelach podłogowych Sali nr 1 starostwa powiatowego w Górze. Tragifarsa miała na celu wyłonienie nowego przewodniczącego Rady Powiatu. Wszyscy z zaciekawieniem oczekiwali nazwisk kandydatur, które przedstawi nieudolna koalicja. Wiadomo było, że krętaczom z PO Dariusz Wołowicz już nie zaufa, po tym jak dokonali aborcji na jego kandydaturze w środę 8 lutego. I tak też się stało. W rozmowie ze mną niedoszły Przewodniczący stwierdził, że już nie da się nabrać krętaczom z PO.

Radny Piotr Iskra przyznał się przed sesją, iż to on został wskazany przez PO na Przewodniczącego Rady. Od początku było wiadomo, że namaszczenie Piotra Iskry było typowym „pocałunkiem śmierci” dla kandydata. Piotr Iskra jest regularnie „dymany” przez górowską PO. I tak, w roku 2010 górowska PO obiecała mu, że może zostać starostą jeżeli zostanie radnym powiatowym. Piotr Iskra został radnym powiatowym, ale nie został starostą, bo w swojej miłości własnej i przekonaniu o doskonałości zapragnął nim zostać Piotr Wołowicz.

I tak towarzysze partyjni wykiwali Piotra Iskrę po raz pierwszy, ale jak pokazuje wczorajsze głosowanie, nie ostatni. Trzeba przyznać, że radny Marek Biernacki kuty jest na cztery łapy. Powiem Państwu, że ten kto go nie docenia i daje zwieść się na jego „bananowy” uśmiech popełnia wielki błąd i okazuje nieroztropność. Obrazowo mówiąc Marek Biernacki jest rzeczywistym mózgiem PO i to on rozdaje karty w tym towarzystwie. Tylko wciąż się zastanawiam, którą batutą w rękach nieformalnego szefa PO jest Piotr Wołowicz. Jak znam Marka Biernackiego, to jemu jest to kompletnie obojętnie. Ja Państwu powiem, że ma Biernacki ma przed sobą wielką przyszłość.

Jego urok polega między innymi na tym, że jak zechce wykończyć burmistrz Irenę Krzyszkiewicz, to będzie jej wbijał nóż w plecy i z „bananem” na ustach i pytał: „A czujesz rozkosz Iruś?”

W rezultacie głosowania Piotr Iskra przepadł, co było do przewidzenia, bo Szendryka. Marek Biernacki upatrzył sobie na Przewodniczącego Rady potencjalnego teścia – Edwarda Szendryka. A jak moja droga osobista Szelma coś sobie w łepetynce wbije, to już siły nie ma , by mu to wyperswadować.

Tak więc po aborcji Dariusza Wołowicza nastąpiła kolejna „skrobanka”, której ofiarą padł Piotr Iskra. Kandydat otrzymał 7 głosów, bo tylko tyle zapewnił mu Marek Biernacki. I pamiętajcie Państwo, że nie ma po co chodzić do starosty. Chodzić należy do radnego Marka Biernackiego. Bo to on jest jedyną decyzyjną osobą w sitwie zwanej PO.
Kandydatura Edwarda Szendryka była naturalna, bo potencjalny zięć na nią się zdecydował. Wszak dobrze jest, by dieta Przewodniczącego została w planowanej rodzinie.

Podczas środowej sesji w ucho wpadł mi dialog prowadzony pomiędzy Ireną Krzyszkiewicz a radnym Janem Kalinowskim. Po wymienieniu przyjaznych i wielce sympatycznych machnięć rączkami, oboje spotkali się „face in face”. Grzecznością nie było końca. Ale w końcu przyszło do konkretów. A radny Jan Kalinowski słynie z tego, że konkretny jest aż do bólu. I oto fragment dialogu, który między sobą dyskutanci prowadzili:
- Irena Krzyszkiewicz: Mogliśmy być razem i szybko podejmować decyzje.
- Jan Kalinowski: No, tak szybko to nie, bo czas podejmowania decyzji w starostwie, to jakieś pół roku. A później co byśmy robili?
- Irena Krzyszkiewicz: No tak, ale może wówczas byłoby inaczej.
- Jan Kalinowski: Ale synowie to pani się nie udali. Ten starszy to jakiś niewydarzony jest. Porażka po prostu. Młodszy też nie za bardzo się udał, ale chociaż śmieszny jest. Ja go nawet lubię.
- Irena Krzyszkiewicz: Jacy synowie?!
- Jan Kalinowski: Toż mówię pani jacy. Starszy – starosta. A młodszy to Biernacki, ten trochę lepszy od starszego synka. Umarłbym z nudów podczas sesji, gdyby nie jego towarzystwo.
C.d.n.

piątek, 10 lutego 2012

Chaos - znak firmowy Platformy

Głos zabrał radny Jan Kalinowski.
„Przede mną leży wniosek o odwołanie z funkcji Przewodniczącego Rady Powiatu pana Zbigniewa Józefiaka. Zapoznałem się z uzasadnieniem tego wniosku i stwierdzam, że dla mnie ten wniosek jest bezzasadny, aczkolwiek mogę się mylić. Przy czym muszę powiedzieć, że Przewodniczącego można odwoływać z wielu powodów.

W czasie swojej działalności, przez ten rok pokazał swoją prawdziwą twarz. W czasie kiedy Zarząd w pocie czoła produkował regulamin, około 5 do 6 miesięcy, pan Przewodniczący zgłaszając liczne uwagi wykazał się zwykłym krytykanctwem. Później, myślę, że chodzi o ten 29 października kiedy zostało przez pana Przewodniczącego wydane zarządzenie, które miało zmienić trochę porządek prac komisji, tzn. komisje nie miały się zazębiać, miały trwać dłużej, miały być prowadzone trochę inaczej, wykazał się pan wybitną arogancją. A później, jako że chciał to uzdrowić, a tego się uzdrowić nie da, wykazał się zwykłą butą. Kiedy straciliśmy kontrakt na pogotowie, co nas kosztuje ok. 2,5 mln rocznie, kiedy sprawa muzeum zaczęła odpływać w niebyt, pan Przewodniczący mimo, że u wszystkich ludzi, którzy myśleli, że będzie coś lepiej – nadzieja umarła a jak wiemy nadzieja umiera ostatnia, pan Przewodniczący próbował to wszystko jakoś posklejać, reanimować tą nadzieję czyli wykazał się zupełnym brakiem etyki. Później pojawił się artykuł zatytułowany „Na jałowym biegu”. Zamiast swoje przemyślenia składać przed koalicją, spokojnie, na nieformalnym spotkaniu, to napisał to i upublicznił, wiedząc, że nasz starosta, jak mnóstwo ludzi, reaguje bardzo, bardzo na krytykę alergicznie. Nie jest to tylko jego przypadłość, bo jest to przypadłość wielu ludzi na świecie. Przewodniczący wykazał się zupełnym brakiem rzeczywistego kontaktu z rzeczywistością. Mimo wszystko nic się Przewodniczącemu z tego tytułu nie stało. Ani nie zamknięto jego stron, ani nikt nie dzwonił, żeby go zwolnili z pracy ani nikt do jego szefa nie wydzwaniał, żeby go zwolnili z pracy. Prawda szefa nie ma, bo akurat tak wyszło.
Dalej, żwirowisko, dalej była obwodnica. I zamiast jako Przewodniczący spokojnie otwierać, zamykać sesje, to wykazał się megalomanią! I dlatego myślę, że taki człowiek nie może być Przewodniczącym TEJ Szanownej Rady. I gdyby w tym wniosku ktokolwiek napisał coś takiego, to ja może bym głosował za. Ale w związku z tym, że ten wniosek, uzasadnienie tego wniosku jest, jak mówią młodzi ludzie, zwykła ściema, to zwracam się do tych, którzy podpisali ten wniosek: czy któryś z Was będzie miał odwagę cywilną przy innych radnych, przy gościach zaproszonych, przy prasie i w związku z tym również przy swoich wyborcach wstać i powiedzieć teraz, że w swoim sumieniu uważają, że uzasadnienie tego wniosku jest prawdziwe i żadne inne powody za odwołaniem Przewodniczącego nie stoją?”

A tego popołudnia w sali obrad starostwa powiatowego dał się odczuć wyraźny deficyt koalicyjnych sumień. W trakcie mowy wygłaszanej przez radnego Jana Kalinowskiego w sali panowała grobowa cisza. Nikt z koalicji nie miał odwagi zaprzeczyć słowom radnego Jana Kalinowskiego. Obserwowałem starostów, członków koalicji. Widok żenujący i żałosny w swojej wymowie. Pochylone głowy, spłoszone i tępe spojrzenia. Wśród koalicjantów nie znalazł się nikt, kto miałby na tyle odwagi, by zaprzeczyć słowom radnego Jana Kalinowskiego. W ten sposób przyznali się do kłamliwego uzasadnienia, braku odwagi cywilnej oraz próby okłamania opinii publicznej w sprawie odwołania Przewodniczącego Rady Powiatu. Moralnie radny Jan Kalinowski zmiażdżył koalicję bez wydania przez nawet mysiego pisku.

W tej sytuacji postanowiłem również zabrać głos. I wylałem z siebie nieco (ale tylko odrobinę żółci):

„Stoimy dzisiaj w obliczu takiej oto sytuacji. Platforma Obywatelska deklarowała, co u pana radnego Marka Biernackiego umieszczone było na plakacie wyborczym, że będzie działać: „Z dala od polityki”. Jeżeli to dzisiaj jest z „dala od polityki”, to trzeba czuć jakąś odpowiedzialność za słowo i wyborców żeby wypisywać takie bzdury.

Mamy ponad 3400 bezrobotnych. A czym się zajmujemy? Odwołaniem Przewodniczącego Rady, bo ośmielił się skrytykować koalicję czyli nie poparł sitwy.

Mamy szpital, który prosi o przekazanie mu majątku. A czy się zajmuje dzisiaj Rada? Zajmuje się odwołaniem Zbigniewa Józefiaka, który okazał odwrotny, bo nie owczy pęd, w popieraniu koalicji.

Mamy brak pieniędzy w starostwie. Grozi nam komornik o czym Państwo nie informują opinii publicznej, że komornik domaga się 2,9 mln zł. A czym się dzisiaj zajmuje Rada? Odwołaniem Zbigniewa Józefiaka, bo był zbyt samodzielny w myśleniu.

Mamy żwirownię w Sicinach. A czym się dzisiaj Rada Powiatu zajmuje? Odwołaniem Zbigniewa Józefiaka, bo nie dął w jedną trąbkę.

A zapomnieliście panowie z platformy, jak prosiliście Unię Górowian i Zbigniewa Józefiaka, by z wami szła do wyborów, i by  z wami startowali, bo byliście tak słabi. Policzcie dzisiaj siebie i ilu was zostało z platformy? Myślę, że już nikt, żaden komitet, żadne stowarzyszenie nie da się nabrać na wasze obiecanki. Bo wiadomo z góry – z buzi zrobicie cholewę”.

Mowy dobiegły końca i rozpoczęto – po przerwie – głosowanie nad odwołaniem Przewodniczącego Rady. Wynik był łatwy do przewidzenia. Za odwołaniem, było 10 radnych, 3 przeciw, 1 wstrzymujący.

Nastąpiło zgłaszanie kandydatur na nowego Przewodniczącego Rady. Trudu tego podjął się radny Edward Sznedryk. Zdziwienie wywołał fakt, iż zgłaszający nie zaprezentował Radzie Powiatu walorów kandydata. Później okazało się, że kilku radnych opozycyjnych chciało po dokonanym wyborze zadać kilka pytań kandydatowi i … obecnej w sali burmistrz Irenie Krzyszkiewicz. Do tego ciekawego eksperymentu jednak nie doszło, gdyż nieoczekiwanie dla wszystkich kandydat otrzymał tylko 7 głosów i padł.

W szeregach koalicji wszczął się rwetes i popłoch. Z rozwianymi połami marynarek koalicjanci pędzili na górę, by wyjaśnić przyczynę wpadki. Publiczność nie szczędziła drwin rządzącym. Słyszało się komentarze typu: „ale jaja!”, „barany!”, „ale kompromitacja!”, „wstyd!”

W holu rozmawiając z radnym Grzegorzem Aleksandrem Trojankiem zobaczyliśmy znamienną scenę. Spocony, zdenerwowany i zdezorientowany starosta Piotr Wołowicz biegnie na schody. Zatrzymuje się na chwilę i energicznie kiwa głową w stronę radnego Władysława Stanisławskiego. Ten wykonuje energiczny, przeczący ruch ręką. Starosta jeszcze raz energicznie kiwa zapraszająco głową. Reakcja radnego identyczna a odmowie towarzyszy promienny uśmiech.
Obserwujący scenę radny Grzegorz Aleksander Trojanek mówi do Władysława Stanisławskiego:
- Władek, on na ciebie wołał jak na tirówkę!
Salwa śmiechu. Rozpoczyna się polowanie na przewodniczącego. Typujemy kto do się zamustrować na tonącą łajbę. Obstawiany jest nowy kandydat, ale tez możliwość wystawienia Dariusza Wołowicza raz jeszcze. To opcja cieszy się największym wzięciem, bo wiadomo, że po wyborze tego kandydata w mediach zrobi się ciepło i miło dla Czytelników a przykro dla koalicji.

Na sali obrad gwar, szum, śmiech. Wiceprzewodniczący Jerzy Pala ogłasza przerwę w obradach do 10 lutego, godzina 14,00. Zapomina jednak poddać wniosek pod głosowanie. W tym czasie część radnych opuściła salę obrad i wyszła na korytarz. Niektórzy ubrali się już w kurtki i płaszcze i wyszli na zewnątrz. W chaosie jaki zapanował po nieudanym wyborze Przewodniczącego już nikt nie zwraca na nic uwagi. Z trudem dochodzi do uszu radnych paniczny okrzyk, by wracali na salę, bo trzeba prawnie usankcjonować zgodę na przerwę w obradach. Chaos dominuje. Przerwę przegłosowano.

Tak właśnie wyglądają w praktyce rządy górowskiej PO. Chaos i bajzel. To prawdziwe oblicze górowskiej PO pod wodzą Piotra Wołowicza.

czwartek, 9 lutego 2012

Politykierzy w natarciu

Wczoraj o godzinie 14.00 rozpoczęła się żenująca komedia, którą zatytułować można „Odwet”. Na sesję przybyli w komplecie radni powiatowi. Przewodniczący Zbigniew Józefiak otworzył XIII sesję Rady Powiatu a następnie przekazał jej dalsze prowadzenie wiceprzewodniczącemu Jerzemu Pali.

Wiceprzewodniczący Jerzy Pala z miejsca pogubił się i z pomocą ruszył mu Przewodniczący Zbigniew Józefiak, który wręczył swojemu zastępcy przegotowaną przez siebie „ściągę”, gdzie czcionką o rozmiarze 14 wypisane było, co i w którym momencie obrad Rady Jerzy Pala powinien mówić. Jak to się mówi: „Wołowymi literami na skórze wypisane”. Nie na wiele się to jednak zdało, bo okazało się wkrótce, iż koalicyjny wiceprzewodniczący ma widoczne problemy z czytaniem. W sali obrad zrobiło się wesoło, ale wiele osób z wyraźnym wstydem i zażenowanie słuchało dukania wiceprzewodniczącego. Z miłosierdzia odpuszczę sobie opisu licznych wpadek prowadzącego, ale niesmak pozostał.

Starosta zabrał głos i przedstawił sprawozdanie z pracy Zarządu za okres międzysesyjny. W zasadzie nikt Wołowicza nie słuchał, bo w sali panował gwar. Rozmawiali dyrektorzy, naczelnicy, radni, burmistrz Irena Krzyszkiewicz z Przewodniczącym Rady Miejskiej – Andrzejem Rogalą. Wybaczyć to można, bo wszyscy już się przekonali, że starosta Piotr Wołowicz niczego ciekawego do powiedzenia miał nie będzie. Zresztą sprawozdawca zmieścił się w ok. 2 min., co daje Państwu obraz potęgi wykonywanych przez Zarząd prac.

Później za sprawę wiceprzewodniczącego Jerzego Pali robiło się coraz śmieszniej, ale był to śmiech przez ściśnięte bólem gardło. Ta sala widziała różne rzeczy. Widziała wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej Patronowskiego (na szczęście już go nie widuje) i odniosłem nieodparte wrażenie, że wczoraj wcielił on się w ciało Jerzego Pali.

Następnie Przewodniczący Zbigniew Józefiak zadał pytanie dotyczące ochrony zdrowia i poprosił o odpowiedź na piśmie. Z kolei radny Edward Szendryk ubolewał i narzekał na jakość odpowiedzi udzielonej mu na interpelację złożoną w sprawie nielegalnych domów pomocy społecznej, które funkcjonują na terenie naszego powiatu. Radny Edward Szendryk pytał o legalność ich istnienia. Z odpowiedzi wynikało jedynie, iż domy te działają na podstawie zgody wojewody. Ale o legalności lub jej braku w odpowiedzi dla radnego Edwarda Szendryka nie było ani słowa. A ja byłem zdziwiony, że radny Edward Szendryk wciąż jest zdziwiony poziomem pism sygnowanych: „Starosta Górowski – Piotr Wołowicz”.

Następnie przystąpiono do realizacji kolejnych „gwoździ” sztuki „Odwet”. Radny Paweł Niedźwiedź wziął na swoje mocarne barki i sumienie (ale w jego istnienie u tego pana już nie wierzę) trud zgłoszenia kandydatury Edwarda Szendryka na wiceprzewodniczącego Rady. Jak sobie przypomniałem jaki „seksualny” stosunek miał do tego radnego Paweł niedźwiedź podczas ubiegłej kadencji mało mnie nie zemdliło. „Skleroza moralna postępuje u Pawełka” – pomyślałem w duchu.

Wybrano komisję skrutacyjną i rozpoczęła się procedura wyboru drugiego wiceprzewodniczącego. Tu muszę Państwu zdradzić, że wybór drugiego wiceprzewodniczącego nastąpił – tak mówiono w kuluarach – na skutek pań sprzątających starostwo. Stwierdziło no, iż od ponad roku jedno z trzech krzeseł stojących za stołem prezydialnym jest pokryte grubą warstwą kurzu, czego nie było w poprzednie kadencji. Zażądały podobno podwyżki z tytułu wykonywania dodatkowych prac. Ponieważ starostwo jest na skraju wycieńczenia finansowego postanowiono więc doprowadzić do sytuacji, w której krzesło będzie odkurzane niejako automatycznie. Wnikliwie przeanalizowano rozmiary radnych i wyszło, że zbliżone do gabarytów siedziska krzesła ma właśnie Edward Szendryk w wiadomym miejscu, które zaczyna się na czwartą literę polskiego alfabetu. I w ten sposób paniom sprzątaczkom ujęto nieco pracy a radny Edward Szendryk nawet jeżeli nie poprowadzi obrad, to będzie wykonywał bardzo pożyteczną pracę siedząc a jeszcze lepiej, jakby od czasu do czasu się pokręcił w siedzisku, bo wówczas lepiej wtarłby kurz.


W końcu komisja skrutacyjna przedstawiła wyniki głosowania. Edward Szendryk został użytkownikiem krzesła wiceprzewodniczącego, gdyż za jego kandydaturą (i nie tylko) zagłosowało 10 radnych, przeciw było 2, a wstrzymał się od głosu 1 radny. Po zajęciu miejsca przez nowo wybranego wiceprzewodniczącego pod sufit uniosły się liczne drobinki kurzu. Nowy wiceprzewodniczący zapewnił, że będzie się starał i wykonywał swoje nowe obowiązki jak najlepiej potrafi, co dobrze nam nie wróży.

W tym czasie obserwowałem twarz jednego z radnych, o którym mówi się, że jest murowanym kandydatem na teścia radnego Edwarda Szendryka. Zięć był wzruszony i widać było błysk w jego oczach a poruszających się warg można było wyczytać : „Posag teściu, posag”. Spojrzałem w stronę Edwarda Szendryka, któremu duma z udanego wyboru wypełniła powłokę cielesną ponad ludzka miarę, tak że z najwyższy trudem mieścił się w świeżo posiadłym krześle, że ten w odpowiedzi szepce: Intercyza zięciu, intercyza”. W tym momencie zrobiło mi się w sercu błogo i pomyślałem sobie: „Ileż bezinteresowności a jakie wzajemne zaufanie!”.

Prowadzący obrady Jerzy Pala przy pomocy fachowych sił zatrudnionych w starostwie rozpoczął forsowanie kolejne przeszkody, czyli odwołania Zbigniewa Józefiaka. Przewodniczący Zbigniew Józefiak poprosił o głos i odczytał przygotowane wcześniej oświadczenie. Sala zamarła w ciszy, by nie uronić niczego ze słów odwoływanego Przewodniczącego. A słowa były takie:


Wyrażam przekonanie, że moje postępowanie po przyjęciu z woli Rady zaszczytnej funkcji Przewodniczącego, przez cały okres jej sprawowania mieściło się w ramach określonych prawem oraz w żadnym przypadku nie naruszyło obowiązujących norm prawnych.

Zarządzenie przewodniczącego w/s terminów odbywania posiedzeń komisji z wyłączeniem dni w których zwoływane są sesje rady ma na celu wyłącznie organizowanie pracy rady, która powołała ze swego grona stałe komisje do określonych zadań, w związku z czym nie przekracza uprawnień przewodniczącego rady, co potwierdza opinia prawna wyrażona przez radcę starostwa podczas obrad XI sesji, w dniu 21 listopada 2011 r.

Intencją zarządzenia nie jest narzucanie zasad prowadzenia prac komisji jej przewodniczącym, lecz umożliwienie radnym wykazania pełnej aktywności w komisjach bez czasowych limitów, oraz poprawienie warunków obsługi wszystkich organów rady odbywające się często w chaosie, a jego treść nie wywołuje żadnych skutków jak sugerują wnioskodawcy.
Świadczą o tym wszystkie późniejsze zebrania komisji stałych rady w tym posiedzenia zwołane w dniu 28 grudnia 2011 r. w którym odbywała się XII sesja, przez przewodniczących komisji, pana Edwarda Szendryka i pana Marka Biernackiego.

            W mojej ocenie wniosek o odwołanie z funkcji przewodniczącego rady powiatu po upływie 3-ch miesięcy od podanej przez wnioskodawców przyczyny odwołania, nie znajduje podstaw merytorycznych, a wnioskodawcy kierują się względami pozamerytorycznymi.
Domniemam, że negatywną ocenę mojej współpracy z radnymi mogła spowodować upubliczniona opinia podsumowująca roczną działalność z ukazaniem słabych stron samorządu powiatowego, której dokonałem w ramach wypełniania obowiązku każdego radnego, dotyczącego utrzymywania stałej więzi z wyborcami,
Roszady personalne mają na celu odwrócenie uwagi od bierności Zarządu w rozwiązywaniu spraw powiatu ujętych w porozumieniu koalicyjnym, oraz tuszowanie nieudolności Starosty Górowskiego w postępowaniu związanym z koncesjonowaniem i bieżącą kontrolą złoża „Siciny” oraz należytego wykonywania obowiązków w ujawnionym przypadku wydobycia kruszywa mineralnego bez wymaganej prawem koncesji.

Zadania radnego powiatu górowskiego wykonuję kierując się dobrem wspólnoty samorządowej do czego czuję się zobowiązany bez względu na miejsce w którym dane mi będzie sprawowanie mandatu otrzymanego z woli wyborców, oraz bez względu na pełnione funkcje w radzie, zależne często od partykularnych interesów w miejsce przestrzegania zasad.”

C.d.n